Hejka. Na początku chciałam Was przeprosić, że jednak nic nie napisałam. Po prostu lenistwo. :/ Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Po drugie postanowiłam Wam wyjawić pewną rzecz. Otóż Lily pogodzi się z Jamesem i to już niedługo!!! Zdradzam Wam to, bo mimo obietnicy, nie napisałam notki. Jak wrócę to nowa notka ukaże się na 100% (czyli 16 sierpnia). To tyle. Pozdrowionka dla wszystkich :)
27 lipca 2005
Ogłoszenie 7
23 lipca 2005
Utracona przyjaźń
- Lilka, wstawaj!!!
- ...
- Lily!!! – Ann próbowała mnie obudzić.
- Chwila... – mruknęłam zaspana.
- James przyszedł!
W odpowiedzi przewróciłam się na drugi bok. Ann próbowała zwalić mnie z łóżka moją metodą. Nie uda się jej...
- Daj mi spokój – „grzecznie” poprosiłam.
- Ale on naprawdę przyszedł!
Powoli, bardzo powoli, otworzyłam moje zielone oczka. Zobaczyłam coś co nazywało się James Potter.
- Co ty tu robisz?! – krzyknęłam zrywając się z łóżka.
- Przyszedłem do ciebie. – odpowiedział dziwnie patrząc się na mnie.
W końcu chyba po raz pierwszy widzi mnie w samej piżamie...
- Po co? – zapytałam wojowniczo.
- Pogadać.
- To sobie pogadajcie a ja idę do łazienki – powiedziała szybko Ann i zniknęła w łazience.
Dorcas i Katie jeszcze spały.
- No to słucham – powiedziałam zniecierpliwiona i zdenerwowana.
- Przepraszam – ale odpowiedź, nie ma co.
- Ty znowu swoje?
- Oj Lily, mogłabyś już przestać się gniewać.
- Mogłabym a nie muszę.
- Musisz.
- Ciekawe kto lub co mnie zmusi?
- Na przykład to. – powiedział i zaczął się niebezpiecznie do mnie przybliżać.
„Chyba chce mnie pocałować” przemknęła mi przez myśl. Nim zdążyłam zareagować nasze usta złączyły się. Szybko odepchnęłam go i spoliczkowałam. Po raz kolejny czerwony ślad mojej dłoni zagościł na jego policzku.
- Nie pchaj języka tam gdzie nie trzeba – poradziłam.
- A teraz wyjdź - dodałam.
Zostawiłam go i zaczęłam szukać szkolnego mundurka. Gdy go wreszcie znalazłam, James nadal był w naszym dormitorium.
- Powiedziałam coś chyba, nie? Masz wyjść.
- Lily, proszę. Nie gniewaj się już.
- Będę się gniewać, ile mi się będzie podobało. I masz zakaz całowania moich ust!
- Do kiedy?
- Do końca życia i jeszcze dłużej!!!! A teraz wyjdź i to natychmiast!
- A co jeśli nie wyjdę?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
Nie miałam żadnego pomysłu, co by tu zrobić.
- Tak.
- Ale ja nie mam czasu na ciebie więc wyjdź! W tej chwili!
Zaczęłam się już naprawdę denerwować.
- Oj, Liluś, ale ty jesteś nerwowa – powiedział i próbował mnie przytulić, ale na szczęście wyrwałam się mu.
- Co ty sobie wyobrażasz? Że możesz robić to co się rzewnie podoba? Mylisz się. A teraz masz wyjść.
- Dobrze, dobrze. Ale jeśli myślisz, że tak łatwo się poddam, to się mylisz – i wyszedł.
- Uff, nareszcie – mruknęłam sama do siebie.
Musiałam poczekać z dziesięć minut zanim Ann wyjdzie. W tym czasie obudziłam Dorcas i Katie. Potem poszłam do łazienki i uszykowałam się.
W drodze na śniadanie coś sobie przypomniałam.
- Katie, czy ty nam w ogóle opowiedziałaś o swojej randce?
- Właśnie, nic nie mówiłaś – Dor natychmiast mnie poparła.
- E tam... Nie ma o czym mówić.
- No powiedz. Prosimy...
- Ech, no dobra. Więc najpierw poszliśmy na błonia, pospacerowaliśmy trochę, potem on zapytał się czy zostanę jego dziewczyną. No i ja oczywiście nie zgodziłam się.
- Co?!
- Nie- zgo-dzi-łam- się.
- Niby dlaczego???
- Bo nic do niego nie czuję.
- To po co się z nim umówiłaś?
- Tak ładnie mnie poprosił więc głupio by było odmówić.
- Ale on jest przecież taki przystojny.
- James też jest przystojny a ty jakoś nie chcesz z nim być – odgryzła mi się.
- Bo James jest... jest...
- No, jaki jest? – Dorcas przejęła inicjatywę.
- Inny.
- To znaczy?
- Inaczej się zachowuje, rzuca zaklęcia na każdego kto krzywo na niego popatrzy i takie tam różne. Jest...
- ...Strasznie w tobie zakochany – dokończyła Dorcas.
- Miałyśmy nie rozmawiać o Jamesie tylko o randce Katie – szybko przerwałam ten temat.
- Jak chcesz.
Dalej słuchałyśmy jeszcze innych powodów, dla których Katie nie zgodziła się chodzić z Tomem Green’em. Śniadanie minęło dość normalnie, nie licząc tego, że Syriusz na całe gardło krzyknął „Dorcas, kocham cię!” McGonagall odjęła nam za to 30 punktów. Na lekcjach nie zdarzyło się nic wielkiego, Gryffindor zarobił 20 punktów. Potem poszłyśmy na obiad. Po wejściu do Wielkiej Sali zobaczyłam wielki czerwony napis:
Przepraszam, Lily. Wybacz mi.
J.P.
Zagotowało się we mnie ze złości. Naprawdę przesadził. Jeszcze niektórzy uczniowie mieli głupkowate uśmieszki na twarzach.
- Lilka, czy ty nam powiesz za co on cię tak przeprasza? – zapytała Ann.
- Nie – krótka, prosta odpowiedź.
- A można wiedzieć dlaczego?
- Nie.
- Lily!!!
- Co?
- Powiedz!
- Nie mogę.
- Niby czemu?
- Bo nie.
- No prosimy...
- No dobra. James bezpodstawnie oskarżył mnie o to, że wyjawiłam naszą tajemnicę. A tego nie zrobiłam.
- Aha. I teraz on za wszelką cenę próbuje się z tobą pogodzić. a ty tego nie chcesz.
- Nie, że nie chcę. Po prostu jakoś nie umiem.
- Ech, dziwna jesteś.
Dalej nie rozmawiałyśmy. Po kilku minutach pojawił się James z resztą Huncwotów. Syriusz i Dorcas od razu zajęli się sobą.
- Teraz mi wybaczysz? – spytał mnie James.
- Wiesz, śmieszny jesteś. Myślisz, że jakiś napis mnie przekona? Mylisz się.
Powróciłam do jedzenia. James usiadł koło mnie i do końca posiłku już się nie odzywał. Później poszliśmy do Pokoju Wspólnego odrobić lekcje. Po kilku godzinach pracy miałam już wszystko gotowe. Przypomniałam sobie coś. Jednorożce. Przecież nie mogę przestać ich odwiedzać bo pokłóciłam się z Potterem. Ale nie znam drogi. Prawdziwy pech. I poza tym trochę się boję. Chyba nic się im nie stanie, nie? Mam nadzieję.
- Idziecie? - spytałam dziewczyny po kilkunastu minutach.
- Nie, jeszcze trochę zostaniemy.
- OK, to ja idę.
Poszłam do dormitorium. Byłam jakaś zmęczona. Stwierdziłam, że najlepiej będzie jeśli dzisiaj szybciej pójdę spać. Poszłam się wykąpać. Po wyjściu z wanny zdałam sobie sprawę, że znowu zapomniałam wziąć ze sobą ubranie. Owinęłam się więc szczelnie ręcznikiem i wyszłam po nie. Na moim łóżku siedział James Potter.
- Co ty tu robisz? – spytałam ze złością.
- Czekam na ciebie – spokojnie odpowiedział dziwnie patrząc się na mnie Chyba po raz pierwszy widzi mnie tylko w ręczniku...
- To sobie jeszcze poczekasz – warknęłam.
Szybko wzięłam swoje rzeczy i już chciałam iść do łazienki, ale niestety nie mogłam. James złapał mnie w pasie.
- Puść mnie! Natychmiast! – krzyczałam.
Trochę głupio było być trzymaną w pasie gdy ma się na sobie tylko ręcznik.
- Musimy porozmawiać – powiedział Potter.
- Dobrze, tylko mnie puść!
- Nie uciekniesz?
- Nie.
- Na pewno?
- Puść mnie wreszcie!
Zrobił to. Ręcznik mi się trochę poluzował, ale na szczęście nie spadł.
- Mogę iść chociaż się ubrać? – spytałam.
- Mi nie przeszkadza to, że jesteś w ręczniku.
- Ale mi przeszkadza! – powiedziałam i szybko zniknęłam w łazience.
Zamknęłam się jeszcze dodatkowo na klucz. Najszybciej jak się dało ubrałam się i wyszłam do Pottera. Wzięłam też szczotkę, żeby rozczesać mokre włosy.
- No słucham.
- Tak dłużej nie może być – rzekł James.
- Tak czyli jak?
- Staram się, żebyś mi wybaczyła a ty nic. Ja już tak dłużej nie mogę. Ty ciągle krzyczysz. Powiedz, chcesz się ze mną przyjaźnić czy nie?
- Chcę... - powiedziałam bardzo, bardzo cicho patrząc na stopy
James tego nie usłyszał...
- Tak myślałem – i wyszedł.
Nie wiem czemu, ale rozpłakałam się. Płakałam i płakałam leżąc na łóżku. To dziwne, płaczę bo skończyła się moja przyjaźń z kimś kogo kiedyś nienawidziłam. Nie jestem już na niego zła. Jaka byłam głupia, że nie wybaczyłam mu od razu. Długo jeszcze płakałam i myślałam o Jamesie. Czyżbym zakochiwała się w nim? Nie, to niemożliwe. Po jakiś dwóch godzinach płaczu zasnęłam.
***
No i jak widzicie notka się pojawiła. Wróciłam, ale niestety nie na długo. W środę jadę na kolonię. Nie będzie mnie prawie 3 tygodnie. Myślę, że do tego czasu uda mi się jeszcze coś napisać. Zaraz wpadnę na Wasze blogi. I jeszcze coś: KOMENTUJCIE!!!! To tyle. Pozdrawiam.