22 października 2007

Zawieszenie broni

-Mam propozycję – zaczął James.

-Och tak? Coś takiego! – zakpiłam.

-Przestań się zgrywać, dobra? Mówię serio – powiedział stanowczo.

Trochęmnie zatkało.

-No mów już – rzekła Dorcas.

-Przeprosicie nas za ten kawał w Wielkiej Sali...

-W życiu! – zawołałam.

-Daj mi skończyć, Evans. Więc wy nas przeprosicie, a my oddamy wam wasze rzeczyi też przeprosimy w Pokoju Wspólnym. I...

-Stop. My w Wielkiej Sali a wy w Pokoju Wspólnym? Jasne! Czemu tak?

-Bo to, co wy zrobiłyście, było na skalę całej szkoły, a naszą małą zemstęwidział tylko Gryffindor, i to nie cały.

-Och, super. Ja się nie zgadzam. Poza tym zimno mi i chcę się ubrać, więcoddajcie nam nasze rzeczy.

-Ogrzać cię? – spytał Potter z uśmiechem.

Posłałammu wrogie spojrzenie.

-Spadaj – warknęłam.

-Jeju, przestańcie. James, mów dalej – poleciła Ann.

-No i pomyślałem, że moglibyśmy się pogodzić... Takie zawieszenie broni. Co wyna to?

-Może być, tylko bez tego przepraszania – powiedziała Ann.

-Ja tak samo – dodała Dorcas.

-I ja... – rzekł Syriusz.

Jamesposłał mu zdziwione spojrzenie.

-A ty? – Rogacz zwrócił się do mnie.

-Nie. Zawieszenie broni? Ciekawe po co?

-Żeby było milej?

-Nie sądzę.

-Ech, Evans....

Wywróciłamoczami.

-Dobra, oddajcie nam wreszcie ubrania – powiedziałam.

-Zgadzasz się? – zapytał Potter.

-Poniekąd.

-Tak czy nie?

-Wrr... Tak.

-No. To czekajcie chwilę – chłopak wyszedł ciągnąc za sobą Syriusza.

Poparu minutach przez otwarte drzwi zaczęła wlatywać nasza bielizna, która od razuukładała się odpowiednio w każdej z szuflad.

-Idę się ubrać – powiedziała, zabierając potrzebne części garderoby i zniknęłamw łazience.

Cośczułam w tym wszystkim podstęp.

-Już ich tu nie – rzekła Dorcas, gdy wyszłam.

-Aha... To dobrze. Nie sądzicie, że to trochę podejrzane?

-Co?

-No chcą się pogodzić i w ogóle...

-James chce. I to z tobą, bo z nami przecież aż tak nie był skłócony.

-Pff... Niech sobie chce.

-Mogłabyś mu dać szansę.

-Taa... Żeby miał się czym pochwalić. Nie, dziękuję.

-Lily...

-Temat skończony. A wy się lepiej szykujcie, bo nie zdążymy.

-Ech… I tak jeszcze będziecie razem – rzekła dziewczyna, zamykając się włazience.

Pokiwałamgłową z powątpieniem. Ja i Potter? Nigdy!

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

            Wieczorem, gdy wracałam sama zbiblioteki zaczepił mnie Potter. Czy on zawsze wie, gdzie ja chodzę?

-Cześć – przywitał się.

-Czego chcesz? – spytałam.

Nocóż... Najlepszą obroną jest atak...

-Czemu od razu tak wrogo?

-Bo nie widzę żadnego powodu, dla którego miałabym być miła.

-A nasza umowa?

-Zgodziłam się, bo chciałam odzyskać ubrania.

-Tylko dlatego?

-Tak.

Szliśmychwilę w milczeniu.

-Lily... – zaczął chłopak.

-Co?

-Nie możemy się pogodzić? Wciąż te kłótnie i inne głupie sytuacje... Zachowujemysię jak wrogowie, a przecież nimi nie jesteśmy.

-A jaką mam pewność, że znowu coś się nie wydarzy?

-Hmm... No nie wiem. Pożyjemy, zobaczymy... A na razie... Przecież nie chcę cięzmuszać do jakiś strasznych rzeczy, chcę tylko, żeby było miło. To jak?Spróbujemy żyć w zgodzie?

Zatrzymałamsię. Czy on mówi poważnie?

-Nie wiem, czy coś z tego wyjdzie, ale... Skoro chcesz. Tylko koledzy. Nieprzekraczaj tej granicy.

- Dobrze, dobrze – chłopak uśmiechnął się imnie przytulił.

Odepchnęłamgo lekko.

-To tak po koleżeńsku –rzekł.

-Niech ci będzie. Chodźmy już.

Wmilczeniu dotarliśmy do Pokoju Wspólnego.

-James, tylko nie rób sobie żadnych nadziei – rzekłam i odeszłam do dormitorium.

 

***

Narracjaw trzeciej osobie

***

 

Dorcas siedziała na parapecie jednego z okiensowiarni. Myślała o wydarzeniach ostatnich dni. Syriusz tak po prostu z niązerwał, potem przystawiał się do Lily, a wszystko dlatego, że na taki planwpadł James. Mógł jej chociaż o tym powiedzieć. A on nic... Dziś ranozachowywał się jak gdyby nigdy nic. Bardzo ją to smuciło, ale nie dała tego posobie poznać.

Usłyszała skrzypienie drzwi. Nie zwróciła na toszczególnej uwagi. Po chwili poczuła dotyk na swoim ramieniu. Odwróciła się izobaczyła tego, którego tak bardzo kochała.

-Co ty tu robisz? – spytała.

-Szukałem cię. Możemy porozmawiać?

-Tak... – dziewczyna zeszła z parapetu.

-Słucham – powiedziała.

-Chciałbym cię przeprosić... Za to wszystko... Głupio zrobiłem.

Dziewczynasię nie odzywała. Chłopak kontynuował.

-Mogłem ci powiedzieć o tym. Nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłem. Rozczarowałemcię, prawda?

Dorcasspojrzała mu w oczy.

-Prawda...

-Przepraszam... - rzekł Black i przytulił ją.

Onanie opierała się, jednak nie odwzajemniła uścisku.

-Co jest? – spytał zdziwiony.

-Przeprosiłeś mnie i myślisz, że tak po prosu o tym zapomnę?

-Myślałem, że...

-Potrzebuję czasu. Nie chcę się z tobą kłócić, ale... Nie wiem, czy znowu niezrobisz tego samego.

-Dorcas, zależy mi na tobie.

-Zostańmy na razie przyjaciółmi. Zobaczymy, co przyniesie czas.

-Jesteś pewna?

Pokiwałagłową.

-Dobrze więc... Ale... Pamiętaj...

Dziewczynapołożyła my palec na ustach i powiedziała:

 - Wiem...

Odwróciłasię i zostawiła chłopaka w towarzystwie pohukujących sów, które przysłuchiwałysię rozmowie dwojga Gryfonów.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

            Ann i Remus siedzieli na jednej zławek w pobliżu Zakazanego Lasu. Nikt się nie odzywał. Oboje siedzielinieruchomo.

-Ann… - przerwał tę trwającą już kilka minut ciszę Remus.

-Tak?

- Jesteś zła?

Dziewczynaspojrzała na niego.

-Nie... Tylko trochę rozczarowana...

-Przepraszam. Chłopaki po prostu to ze mnie wyciągnęli... I...

-Dobrze. Nie szkodzi. Już i tak się to wyjaśniło.

Chłopakpatrzył na nią z uśmiechem.

- Jesteś cudowna – powiedział i objął jąramieniem.

Takupłynęło im pół godziny. Ann uwielbiała takie chwile. Czuła się wtedybezpieczna, kochana i potrzebna. O tak, z Remusem na pewno była szczęśliwa.

 

***

 

No,jest notka. Jakoś udało mi się ją napisać. ;p Nie jest zachwycająca... Ech...Nie będę was nudzić moim gadaniem ;p Pozdro! 

14 października 2007

Bieliźniany problem

           Nazajutrzczar przestał działać. Syriusz i James pojawili się w Wielkiej Sali zatrzymującna sobie uwagę wszystkich osób. Trochę się zdziwili...

-Co się tak gapicie? – warknął głośno Syriusz.

Zaśmiałamsię lekko. No cóż... Chyba nic nie pamiętają.

Większośćgapiów odwróciła wzrok. Chłopaki wymienili zaskoczone spojrzenia, po czymskierowali się w naszą stronę.

-Cześć – przywitał się Syriusz.

-Hej – odparłam.

-Nie wiecie o co im wszystkim chodzi? – spytał Potter.

-A może o wasz wczorajszy popis? – zapytałam.

-Yyy... Jaki popis? – Syriusz spojrzał na Remusa, który dusił w sobie śmiech.

-Ja nic nie wiem – odrzekł szybko chłopak i zajął się śniadaniem.

-No więc? – dopytywał się James.

-Co?

-No o co chodzi?!

-Nie pamiętasz? – postanowiłam, że się z nim trochę podroczę.

-Co mam pamiętać?

-Ech...

-Evans!

-Potter!

-Co?!

-Nic!

-Jak dzieci... – powiedziała Dorcas.

Zauważyłamprofesor McGonagall zmierzającą w naszą stronę.

-Potter, Black, możecie mi wyjaśnić wasze wczorajsze zachowanie? Kolejny kawał?– spytała, patrząc na nich wrogo.

-Jakie zachowanie, pani profesor? – zapytał niepewnie Syriusz.

-Nie udawaj, Black. Proszę mi więcej takich rzeczy nie robić, bo to źle wpływana uczniów – rzekła i odeszła.

-O co tu biega?

Wymieniłamspojrzenia z przyjaciółkami. Wszystkie myślałyśmy o tym samym.

-Wiecie co? My już pójdziemy... Cześć – rzekła Dorcas.

Jaknajszybciej opuściłyśmy Wielką Salę. Nie mogłyśmy dopuścić, aby Huncwocidowiedzieli się, czyja to sprawka.

-Nic nie pamiętają! – wykrzyknęłam w dormitorium.

-Oby Remus im się nie wygadał... – powiedziała Dorcas.

-Nic nie powie, obiecał... A jak nie to... – rzekła Ann.

-Dobra, ruszcie się, zaraz lekcje... McGonagall wścieknie się jak sięspóźnimy...

-Nie tak szybko – dobiegł nas głos.

Potter i Black. No super...

-Czego? – spytałam wrogo.

-Co się wczoraj działo? My nic nie pamiętamy...

-Trudno. Sorry, ale się spieszymy.

-Kochanie, poczekaj – Black złapał mnie za rękę.

Kochanie?Ja już mu pokaże to jego „kochanie”.

-Łapy precz, Black! Nie jestem twoim kochaniem! – krzyknęłam.

-Spokojnie...

-Wynocha! – krzyknęłam.

Posłuszniewyszli.

Głębokowestchnęłam.

-Co za idiota! – powiedziałam.

-Ekhem... – odchrząknęła Dorcas.

-Ups! Przepraszam, Dor! Tylko on mnie tak wkurza...

-Dobra... Chodźmy na lekcje...

Natransmutacji omawialiśmy zaklęcia przemiany. Ogólna lekcja teoretyczna. Niebyłoby aż tak źle...  Gdyby nie Potter.Dlaczego ja muszę z nim siedzieć?

-Evans... Mam pytanie – zagadał.

-Potter, jest lekcja.

-Trudno. To wasza sprawka?

-Co?

-No nasze wczorajsze zachowanie. Wiem, co się stało. Nasza reputacja straszniena tym ucierpi...

-Och... Przykro mi... Ale wreszcie pokazaliście swoje prawdziwe oblicze.

-Ktoś nam zrobił kawał. Nie wiesz kto?

-A niby skąd mam wiedzieć?

-Potter! Evans! To lekcja, a nie czas na rozmowy! Minus pięć punktów dlaGryffindoru! I cicho już! – upomniała nas McGonagall.

Posłałamchłopakowi wściekłe spojrzenie. Ten natomiast szeroko się uśmiechał.Zignorowałam to i skupiłam się na słuchaniu wykładu. Po dzwonku obwieszczającymkoniec lekcji zaczęłam się pakować. Kiedy wstałam, usłyszałam szept przy uchu.

-Nie doceniałem cię, Evans – powiedział Potter.

Spojrzałamna niego pytająco, ale ten tylko uśmiechnął się i opuścił klasę.

Wdrodze do sali od eliksirów opowiedziałam dziewczynom o zajściu na ubiegłejlekcji.

-I na koniec jeszcze powiedział, że mnie nie doceniał...

-Myślisz, że się domyślił? – zapytała Ann.

-Nie wiem... Ale chyba nie... No bo jak?

-Nic nie podejrzewają. Na pewno. Chcą nas tylko zaniepokoić... Nie musimy sięmartwić.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

            Następnego dnia obudziłam się owiele wcześniej niż zwykle. Za oknem słońce już wstawało i tworzyło pięknąpoświatę. Dziewczyny pogrążone były we śnie. Postanowiłam ich jeszcze niebudzić. Sama zajęłam łazienkę i przygotowałam sobie gorącą kąpiel.

-Lilka! Wyłaź z tej łazienki! Ile ty tam siedzisz? – dobiegły mnie krzyki zzadrzwi.

Ocknęłamsię. Woda w wannie była już zimna. Chyba przysnęłam...

-Już wychodzę! Chwila!

Opuściłamwannę i owinęłam się ręcznikiem. Oczywiście wcześniej zapomniałam wziąć ze sobąubrań…

-No wreszcie! – mruknęła Dorcas, kiedy mnie zobaczyła.

-Tylko się pośpiesz, bo ja muszę się jeszcze ubrać – powiedziałam i skierowałamsię w stronę szafki z ciuchami.

-O matko! – wykrzyknęłam.

-Co? – spytała Ann.

-Moja bielizna... Ona... Zniknęła!

-Jak to?

-No sama zobacz!

Szufladabyła pusta...

-Jak to się stało? – zapytała.

-Nie mam pojęcia! Zobacz swoją.

Annzrobiła to. Jej reakcja była podobna do mojej.

-To nie może być przypadek!

-Wiem... Tylko co się stało?! Ciekawe jak ja się teraz ubiorę...

-O co chodzi? – z łazienki wyszła Dorcas.

-Zobacz, czy masz bieliznę.

-Po co?

-Zobacz.

-Gdzie ona jest? – wykrzyknęła, kiedy otworzyła swoją szufladę.

-Właśnie w tym problem. Zniknęła!

-Jakim cudem?

-Mnie pytasz?

-Dziewczyny, spokojnie. Zastanówmy się, co mogło się wydarzyć.

-Ktoś nam zrobił kawał. Nawet chyba wiem kto – powiedziałam.

-Huncwoci?

-Na pewno. A kto inny?

-Czemu myślisz, że to oni? – spytała Dorcas.

-A czemu wczoraj Potter tak się wypytywał? Domyślili się... Albo ktoś impowiedział – spojrzałam na Ann.

-Remus? Nie...

-Możliwe. Trzeba coś zrobić...

-Idziemy do nich.

-To idźcie... Ja nie pójdę przecież w tym.

-Dobra...

Zostałamsama. Niech ja tylko dorwę ich w swoje ręce to pożałują!

Nagledobiegł mnie głośny krzyk. Po chwili w dormitorium pojawiły się mojeprzyjaciółki.

-Co za debile! – krzyknęła Dorcas.

-Co się stało?

-Na środku Pokoju Wspólnego... Wisi wielki napis „Przepraszamy. Lily, Dorcas iAnn”. I... Co najgorsze... Zrobiony jest właśnie z naszej bielizny!

-Co?! Serio?!

-Jeju... Jaka siara! Co oni sobie myślą?

Wtemrozległo się pukanie do drzwi. Nie czekając na naszą odpowiedź do dormitoriumweszli wyżej wspomniani idioci.

-Witam. Usłyszeliśmy krzyk i postanowiliśmy zajrzeć... Wow, Evans, co za widok!– rzekł Potter.

Stałamwciąż w samym ręczniku.

Wszystkietrzy patrzyłyśmy na nich z rządzą mordu w oczach.

-Co wam? – spytał głupio Syriusz.

-Nie wiesz? Może wyjaśnisz nam ten napis po środku Pokoju Wspólnego? – zapytałaDorcas.

-Ooo... Właśnie... Przeprosiny przyjęte.

-Co? My was za nic nie przepraszamy!

-No a ten napis?

-Nie udawaj głupka. Przecież wiemy, że to wy.

Chłopakiwymienili spojrzenia.

-No i? I tak powinniście nas przeprosić.

-Niby za co?

-Za wasze zaklęcie, które na nas wczoraj rzuciłyście!

-Skąd wiesz? – spytałam zdezorientowana.

-No wiesz... Ann chyba nie jest wystarczająco przekonująca dla swojegochłopaka...

-Zabiję go! – zawołała Ann.

-Dlaczego zrobiłyście nam ten kawał?

-Zemsta. Proste.

-Czyli? Nie rozumiem.

-Wiem, Potter, bardzo wolno myślisz.

-Evans, czy ty nawet rano jesteś taka wredna?

-Dla ciebie zawsze i wszędzie.

Chłopakpodszedł, złapał mnie w talii i szepnął na ucho.

-Nie denerwuj się tak, kochanie.

-Spadaj, Potter!

Odsunęłamsię od niego.

-My również wiemy, co wymyśliliście... Black miał udawać zakochanego w Lily, żebyPotter mógł się dowiedzieć, dlaczego ona go wciąż odrzuca i takie tam...Prawda?

Widaćbyło, że Huncwoci się tego nie spodziewali...

-Eee... Skąd wiecie?

-Podsłuchałam was – przyznałam się.

-Dobra jesteś, Evans.

-Wiem. I postanowiłyśmy się na was zemścić... A teraz wy nam to zrobiliście.

-Aha...

Niewiedzieli co powiedzieć.

-Dobra... Mam propozycję... – zaczął James.

 

***

 

Jestnotka, udało mi się ja dziś napisać. Mi się nawet podoba. :) Nie będę sięrozpisywać, bo czeka mnie mnóstwo nauki na jutro... Pozdro dla wszystkich!  

2 października 2007

Zemsta

             Siedziałamz Ann i Dorcas w dormitorium. Myślałyśmy nad sposobem zemszczenia się naHuncwotach. Niestety, ja nie miałam jednak żadnego pomysłu. Wszystko wydawałomi się za mało straszne...

-A może... Zakradniemy się do nich i pomalujemy? – zaproponowała Dorcas.

-Nie, no co ty? To takie... Zwykłe... I mało oryginalne... – rzekłam.

-Poza tym będą mogli sobie zmyć ten makijaż... – dodała Ann.

-Chodziło mi o taki magiczny, niezmywalny... No ale dobra... Jak chcecie...

-To ma być takie, żeby nigdy tego nie zapomnieli... Mają dostać nauczkę...

Znowuchwila ciszy.

-Hmmm... Skoro Black udawał zakochanego w tobie... To może zróbmy tak, żeby niemusiał udawać...  – powiedziała Ann.

-Co masz na myśli? – zapytałam.

Najej twarzy pojawił się podstępny uśmieszek.

-Słuchajcie... – rzekła i zapoznała nas z jej planem....

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

-Ała! Uważaj trochę! – syknęła Dorcas.

-To nie moja wina, że to tak wysoko! – odparła Ann.

-Ale się strasznie wiercisz! Do tego nie jesteś jak piórko...

-Oj, nie marudź!

Przyglądałamsię temu z pewnej odległości i z trudem powstrzymywałam śmiech. To, courządzały moje przyjaciółki było przekomiczne. Dorcas, a dole, robiła potworneminy... Ann natomiast siedziała jej na ramionach i wykonywała najdziwniejszeruchy, by dosięgnąć książki leżącej na najwyższej półce. Ja stałam na czatach,uważając, żeby bibliotekarka nas nie nakryła.

-Mam to! – krzyknęła Ann.

-Wreszcie! – odparła Dorcas i prawie zrzuciła ją z siebie.

Obieupadły na podłogę a książka wylądowała przede mną. Hałas przywołał panią Pince.

-Co tu się dzieje? – spytała spoglądając wrogo na otrzepujące się dziewczynki.

-Nic... Potknęłyśmy się tylko - skłamała Dorcas.

-A ta książka? - dopytywała się.

Szybko ją podniosłam i złapałam tak, albyukryć tytuł. Myślę, że nie spodobałby się on bibliotekarce.

-To... Do zadania z transmutacji... Przepraszam, przez przypadek mi upadła.

-Musimy już iść. Do widzenia – Ann pożegnała się z nią, by uniknąć dalszychpytań.

Ruszyłyśmyza nią. W końcu znalazłyśmy się w najbliższej opuszczonej klasie.

-Dobra. Mamy to – rzekłam i zaczęłam przeglądać książkę w poszukiwaniuodpowiedniego zaklęcia.

Dziewczyny dołączyły do mnie.

-Ann, jesteś pewna, że to o tę księgę chodziło? – spytałam, gdy stałam się jużtrochę zniechęcona.

-Tak... Na pewno gdzieś to będzie... Niedawno o tym czytałam...

Pochwili Dorcas wykrzyknęła:

-Znalazłam! Jest tutaj! – wskazała nam odpowiedni akapit.

Pochyliłamsię i zaczęłam czytać.

-Zaklęcie Amorous sprawia, że dwie osoby, połączone tym czarem, sprawiająwrażenie zakochanych, niezależnie od płci. Magia zaklęcia działa około jednejdoby. Sposób rzucania uroku: bla bla bla...

-Tylko tyle? – spytała Dorcas.

-Tak... Ale to chyba wystarczy...

-Z pewnością. Będzie idealnie. Black i Potter po prostu będą w sobie zakochani.Już nie mogę się doczekać, kiedy to zobaczę!

-Ale... Przecież oni potem będą na nas nieźle wściekli... – powiedziała Dorcas.

-Nie muszą wiedzieć, że to my.

-Ech... Ale... To i tak takie... Okropne.

-Dorcas, ty ich bronisz? Przecież to ma być zemsta... – powiedziałam.

-Ech... No okej... Tylko, żeby potem nie było, że nie ostrzegałam...

-Jasne, jasne... Wszystko się uda, zobaczysz.

-To kiedy to zrobimy? – zapytała Ann.

-Jak najszybciej! Może jutro rano? Jakoś ich zagadamy i potem któraś z nas rzucizaklęcie.

-Okej... Tylko muszę pogadać z Remusem, żeby ich nie odczarował.

-Dobra. Będzie idealnie. Narobimy im niezłego obciachu... Dostaną za swoje....

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

            Nazajutrz rano wstałyśmy o wielewcześniej. Miałyśmy w planie wizytę u Huncwotów. Trzeba było się przyszykowaćdo wykonania zadania.

-Macie czekoladki dla Petera? – zapytałam.

-Gdzieś tu są... Mam! – odparła Ann i wyjęła spod pościeli słodkości.

-Okej... Ty Ann zajmiesz się Remusem a ja zagadam Pottera i Blacka... Dorcasrzucisz zaklęcie?

-Jasne.

-Dobra... A...

-Lily, spokojnie, nie denerwuj się tak.

-Wiem, ale... Ech, masz rację.

-Już oni pożałują... Może to nie jest jakaś naprawdę straszna zemsta, alewystarczy, żeby dać im nauczkę – rzekła Dorcas.

-No... Będzie dobrze...

-Chodźmy już... – powiedziałam.

Pochwili zapukałyśmy do dormitorium chłopaków.

-Proszę! – usłyszałam i wskoczyłam do środka.

Wpokoju panował okropny bałagan. Wszystkie ubrania walały się po podłodze, śmiecileżały obok kosza, książki były porozrzucane na stole... Nic nowego. W łaziencepaliło się światło, a sądząc po  pustymłóżku Remusa właśnie on się tam znajdował. Reszta Huncwotów wciąż pogrążonabyła we śnie.

-Śpią... Hmmm... – rzekła Dorcas.

-Nie. Nie śpią. Ktoś nam przecież odpowiedział „proszę”, prawda? – odparłam.

-Właśnie, dobrze myślisz, Evans – Potter właśnie podnosił się z łóżka, wkompletnym stroju...

-Chciałyście czegoś? – dołączył Black.

-Tak – rzuciłam okiem na dziewczyny, a potem na Petera. Ten chyba jednak nieudawał... Czekoladki więc się nie przydadzą...

-No bo... Jest taka sprawa... Chodzi o to ostatnią lekcję zaklęć... Nie rozumiemtego i nie potrafię dobrze rzucić czaru, a wiem, że wam szło to świetnie... Noi czy moglibyście mi w tym pomóc? – powiedziałam.

Byłoto oczywiście kłamstwem, ale coś musiałam wymyślić...

-Yyy... Teraz? – spytał podejrzanie Black.

-No może być teraz... – zaczęłam kręcić.

SzturchnęłamDorcas, żeby przystąpiła do działania. Chłopaki patrzyli na nie uważnie...Akurat z łazienki wyszedł Remus. Ann od razu się nim zajęła. Zaczęła gonamiętnie całować. Patrzyłam na to zdziwiona. Nie znałam jej z tej strony...

Jamesi Syriusz wymienili spojrzenia. Oby tylko nie zaczęli nic podejrzewać... Dorcasodsunęła się od nas.

-Jasne, skoro chcesz – powiedział Syriusz.

-To ja ci pomogę... – rzekł James z uśmiechem.

-Ja to lepiej rozumiem – wtrącił Syriusz.

-Wcale nie. Chodź, Lily.

Chłopakizaczęli się sprzeczać o to, kto mi pomoże. Spojrzałam ukradkiem na Dorcas.Właśnie rzucała czar. Ann rozmawiała z Remusem. Po chwili Dor pokazała mi namigi, że możemy już wychodzić.

-Dobra, to wiecie co? Po lekcjach mi to wytłumaczycie, bo zaraz śniadanie, a mynie chcemy się spóźnić. To cześć! – powiedziała i szybko skierowałam się wstronę drzwi, zostawiając chłopaków ze zdziwioną miną.

Tuzza drzwiami spytałam:

-Udało się?

-Chyba tak. Nie jestem pewna... – odpowiedziała Dorcas.

-Zadziała po paru minutach... W Wielkiej Sali powinnyśmy już widzieć efekty. Remusobiecał mi, że nic im nie powie, ani ich nie odczaruje. Nawet spodobało mu sięto.

Roześmiałamsię.

-To dobrze. A ty nieźle go przywitałaś – uśmiechnęłam się.

-No co? Przecież nie mogłam dopuścić do tego, żeby zaczął coś mówić.

- Jasne. Chodźmy na to śniadanie, przecież niemożemy przegapić wejścia naszych zakochanych.

WWielkiej Sali nie czekałyśmy długo na rezultaty naszej pracy. James i Syriuszweszli tam trzymając się za ręce. Dookoła dało się słyszeć wybuchy śmiechu orazwyrazy zdziwienia. Większość myślała pewnie, że to jeden z żartów Huncwotów.

Udałosię...

Chłopakiusiedli obok nas. Starałam się nie wybuchnąć śmiechem...

-Jimmy... Masz tu, zjedz za swojego Syriusza – powiedział Black.

-Dziękuję, mój kochany – odparł Potter.

-Ann, to tak miało działać? – szepnęłam do przyjaciółki.

-Chyba tak. Ale przyznaj, jest śmiesznie.

Syriuszwłaśnie objął „swojego chłopaka” w pasie. Dobiegły mnie przerażone szepty ichfanek.

-Syriuszek woli facetów? Ale jak to możliwe? – pytały.

Patrzyłamna to wszystko z wielkim uśmiechem. Wreszcie ktoś im zrobił kawał.

-Potter, to mnie już nie kochasz? – spytałam z ironią.

-Eee... Yyy... Wybacz, Lily, ale to chyba była pomyłka... – odpowiedział.

-No widzisz... Cieszę się, że wreszcie to zrozumiałeś.

Pochwili inna orientacja dwojga najprzystojniejszych chłopków w szkole stała siętematem prawie całego Hogwartu. Remus co chwilę pytał, czy może ich odczarować,bo nie mógł już wytrzymać ze śmiechu. Dużo osób myślało, że to się dzieje naserio. Poza tym Black i Potter tak śmiesznie się zachowywali... Byłam ciekawa,co powiedzą na to jutro. Ja w każdym razie nie zamierzam ich przepraszać. Mamnadzieje, że zrozumieją, jaki popełnili błąd.

 

***

 

Wiem.Notka miała być wczoraj. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że wypadłomi parę nieoczekiwanych zajęć. Gdyby nie one, notka pojawiła by się wczoraj. Aco do notki, to w mojej wyobraźni wyglądała całkiem inaczej. :/ Dla mnie jeststraszna. Aha... I... Piękna14 – takie komentarze jak Twój ostatni wcale mi niepomagają, tylko bardziej dołują.... Więc proszę Cię, następnym razem sobiedaruj... Bo ja doskonale zdaję sobie sprawę, że często nie wyrabiam z notką.Poza tym od kilku jestem w dołku co chyba widać po jakości notki... Boże, zarazzacznę się użalać nad sobą... Pozdro... I przepraszam za obietnice, których niezawsze dotrzymuję...