25 kwietnia 2007

Wydarzenia w wiosce czarodziejów

     Siedziałam właśnie w Pokoju Wspólnym wraz z przyjaciółkami, które pisały jakieś wypracowania. Ja natomiast patrzyłam bezwiednie w kominek. Myślałam o dzisiejszej wyprawie do tego dziwnego pomieszczenia. Dlaczego pozwoliłam się przytulić Jamesowi? Jeśli teraz on sobie coś ubzdura? Ja to mam pecha.

- Skończyłam! – oświadczyła Dorcas.

- Fajnie... Mi jeszcze trochę zostało… A ty co Lily? Nie robisz tego? – odparła Ann.

- Nie... – powiedziałam, nie za bardzo wiedząc, o co chodzi.

- Lily! Pobudka! Co się dzieje? – spytała Dorcas.

Ocknęłam się.

- Nic... Ale... Tak myślę o tym miejscu... Wiecie... I o tym, co się później zdarzyło...

- Chodzi ci o to przytulenie z Jamesem? Przecież to nic takiego – rzekła Dorcas.

- Niby nic, ale znając Pottera, zaraz sobie coś ubzdura i znów zacznie się popisywać.

- Przesadzasz Lily...

Milczałam.

- Nic się przecież w tym pomieszczeniu nie wydarzyło, prawda? – zapytała Ann.

- Nie, ale...

- Ale co? Lily, nie martw się na zapas. Idę. Umówiłam się z Syriuszem – rzekła Dorcas.

- Miłej zabawy – mruknęłam.

Znów zapatrzyłam się w kominek. Ta rozmowa wcale mi nie pomogła.

- Lily, o co ci tak naprawdę chodzi?

- Ja... Nie wiem... To miejsce... Nie chciałam tam wracać... A Potter... Wiesz...

- Lily, chodzi o to, że tam wróciłaś, czy o to, że byłaś tam z Potterem?

- Chyba... To drugie... Ja się tak dziwnie czuję!

- Dziwnie, czyli?

- No... Nie wiem... Jeśli Potter sobie coś pomyśli?

- Nie pomyśli.

- Skąd wiesz?

- Nie wiem, ale on chyba już dość przeżył takich sytuacji, i wie, co myślisz.

- Akurat...

- Naprawdę przesadzasz. Nie myśli o tym tak bardzo.

- Spróbuję...

- A co z Hogsmeade? Z kim idziesz?

- Nie wiem... Myślałam, że z tobą i Dorcas.

- Eee... Lily... Nie obraź się, ale ja umówiłam się z Remusem. Nie wiem jak Dorcas.

- Dobra, jakoś przeżyję. A jak z Remusem?

Ann niedawno opowiedziała mi i Dorcas o przypadłości swojego chłopaka.

- Wszystko okej. Co z tego, że jest wilkołakiem? I tak go kocham – odparła.

Uśmiechnęłam się. Przynajmniej ona była szczęśliwa. Chciałabym też mieć się do kogo przytulić, komu wyżalić... Czasem brakowało mi tej drugiej połówki. Ale miłość przyjdzie sama. Nikt właściwy widocznie się jeszcze nie pojawił. A może on jest całkiem blisko...

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Sobotni poranek minął na przygotowaniach do wyjścia do Hogsmeade. Założyłam ciemne jeansy i brązową bluzkę, a na to kurtkę z kolorze khaki. Włosy rozpuszczone i lekki makijaż. Chyba wyglądałam dobrze... Nie wiem jeszcze z kim spędzę czas w wiosce czarodziejów. Ann umówiła się z Remusem, a Dorcas z Syriuszem. Gdyby James nie urządził tego głupiego kawału z mazią, pewnie szłabym z nim. Ale nie, jego strata. On zapewne wyrwie jedną z tych barbie z jego funclubu. Żeby wzbudzić we mnie zazdrość. On się chyba nigdy nie zmieni...

     Przed szkołą spotkałyśmy się z Huncwotami. Postanowiłam z przyjaciółkami, że na razie pójdziemy wszyscy razem, a dopiero później się rozdzielimy. Prawdopodobnie sama połażę po wiosce... Ale nie będzie tak źle.

     Podczas drogi do Hogsmeade Potter w ogóle się nie odzywał. Wydawało się to trochę dziwne. W końcu dotarliśmy do wioski czarodziejów. Na samym początku udaliśmy się do Trzech Mioteł na kremowe piwo. Pół godziny przeminęło na żartach i rozmowach. Mogliśmy się trochę odstresować. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Potter prawie cały czas milczał. Nigdy wcześniej tak nie było. Ale co ja się tak przejmuję?

- Dobra, my już spadamy. Zabieram Dorcas na prawdziwą randkę – rzekł Syriusz i razem z moją przyjaciółką odszedł.

- My też już pójdziemy. Do zobaczenia – powiedział Remus i zabrał Ann.

No to świetnie. Zostałam tylko z Peterem i Jamesem.

Siedziałam myśląc zawzięcie. Iść czy zostać? Jeśli iść to gdzie? A jeśli zostać to po co? W końcu wybrałam to pierwsze.

- Ja idę. Cześć – podniosłam się z krzesła.

- Poczekaj chwilę – powiedział Potter.

Zdziwiłam się, ale usiadłam.

- Zobaczymy się później. Muszę coś załatwić – mruknął Peter.

Jeszcze lepiej! Tylko ja i Potter. Skaczę z radości normalnie... Oni się zmówili.

- Umówiłaś się z kimś? – spytał James.

- Nie. A czemu tak cię to interesuje?

- Bo pomyślałem, że może byśmy ten czas spędzili razem...

- Wybij sobie to z głowy – już podnosiłam się z krzesła.

- Czekaj – chłopak złapał mnie za rękę.

Usiadłam zrezygnowana.

- Lily, skoro i tak nie mamy żadnych partnerów na dziś, to możemy pobyć razem... Ale nie musi to być randka, tylko zwykłe, przyjacielskie spotkanie. No proszę...

Zależy mu na tym widocznie. Więc pewnie jest jakiś podstęp. A jeśli nie? Może powinnam zaryzykować?

- Czemu ci tak na tym zależy? – zapytałam.

- Po prostu nie chcę samotnie się kręcić po Hogsmeade. Ty pewnie też nie. Więc jak?

- No dobrze, ale pamiętaj, to żadna randka.

- Jasne. To gdzie idziemy?

- Może połazimy po sklepach? – zaproponowałam.

     Wyszliśmy z pubu i skierowaliśmy się w stronę Miodowego Królestwa. Było tam mnóstwo uczniów z Hogwartu. Niektórzy byli zaskoczeni widokiem mnie i Jamesa Pottera. Sama w to jeszcze nie wierzyłam. Dlaczego ja się na to zgodziłam? „Bo nie chciałaś być sama i wiedziałaś, że będziesz się z nim dobrze bawiła” odpowiedział jakiś głosik w mojej głowie, który... Miał rację. Koniec marudzenia, chcę się dobrze bawić.

     Przyznam, że James bardzo mnie zaskoczył. Nie tylko zachowywał się dojrzale, ale także traktował to tak, jak miało być, czyli jak przyjacielskie wyjście. Nie jestem jednak pewna, czy to zmiana na dłuższy czas. Znając Pottera, kiedy wrócimy, znów zacznie męczyć Snape’a.

     Po jakiś dwóch godzinach spacerowania po wiosce w towarzystwie Pottera byłam wykończona. Zwiedziliśmy chyba wszystkie sklepy, nawet te najmniejsze, z rzeczami, które nigdy się do niczego nie przydadzą. Usiadłam na ławce, a James tuż koło mnie.

- Lily... Mam jeszcze niespodziankę dla ciebie – zaczął Rogacza.

Zaniepokoiłam się trochę. Niespodzianka? Brzmi podejrzanie...

- Jaką? – spytałam.

- Chodź, pokażę ci.

Czyli on to wszystko zaplanował... Ale co tam, pójdę, może to coś naprawdę fajnego. Ruszyłam za chłopakiem, nie wiedząc, w co się pakuję.

     Wyszliśmy za Hogsmeade. Nie wiem, gdzie się znajdowaliśmy, ale jakoś się nie bałam...

- Daleko jeszcze? - zapytałam.

- Parę minut drogi – odparł.

Wkrótce potem James mnie zatrzymał i powiedział:

- To tu.

Weszliśmy pomiędzy drzewa a moim oczom ukazał się piękny widok. Małe jeziorko, w którym pływały dwa łabędzie, a obok niego ławeczka. Ponadto wokół rosło mnóstwo ślicznych, kolorowych kwiatów. Małe ptaszki latały i ćwierkały wesoło. Był to bardzo dziwny krajobraz, ponieważ mieliśmy jesień, a wyglądało tak, jakby wszystko budziło się do życia.

- Skąd znasz to miejsce? – spytałam.

- Tajemnica. Podoba ci się?

- Tak... Jest pięknie...

Usiadłam na ławce koło jeziora. Wspaniałe miejsce, bez dwóch zdań. Tylko dlaczego James mnie tu zabrał?

- A wiesz, że to miało być zwykłe, przyjacielskie wyjście? – spytałam.

- Wiem... I tak jest. A to tylko takie małe urozmaicenie – uśmiechnął się szeroko.

Chłopak usiadł koło mnie. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy, śmialiśmy się... Czemu on nie może być taki zawsze?

     Przebywaliśmy w tym bajkowym miejscu około dwie godziny. Było bardzo miło... Rogacz zachowywał się tak… Normalnie. Ale nie dajmy się zwieść pozorom. To tylko chwilowa zmiana.

- Już chyba czas wracać… Niedługo będzie zbiórka... – powiedziałam.

- Dobrze...

Kiedy wstawaliśmy lekko się zachwiałam. James mnie przytrzymał, żebym nie upadła. Nasze twarze niespodziewanie zbliżyły się do siebie. Chłopak wykorzystał sytuację i pocałował mnie... A ja oddałam pocałunek. Nie wiem, co mnie do tego podkusiło. Natychmiast to przerwałam.

- Wracamy – oświadczyłam sucho.

- Lily...

- Nic nie mów – mruknęłam.

Wkurzyłam się. I to bardzo. Mogłam przewidzieć, że tak będzie. Po co ja się na to zgodziłam? Znów niepotrzebnie mu zaufałam... Potter to Potter i nigdy się nie zmieni. Na drugi raz będę bardziej ostrożna.

     Szłam szybko, nie zwracając uwagi na Rogacza. Starał się coś tłumaczyć, ale wkrótce dał sobie spokój. Po kilkunastu minutach drogi znalazłam się w szkole i natychmiast ruszyłam do dormitorium. Miałam kompletnie dość.

 

***

 

Mam nadzieję, że notka się spodoba. Wiem, miała być w niedzielę, ale po prostu nie wyrobiłam. :( Przepraszam. I pewna wiadomość do Anonimu. Wyobraź sobie, że ja mam również inne zajęcia niż pisanie notek... I teraz do wszystkich: Nie poganiajcie mnie jeśli chodzi o notki. Wtedy się naprawdę wkurzam i tracę chęci do pisania. Ci, którzy mają blogi, pewnie mnie rozumieją. To tyle. ;) Pozdro!

16 kwietnia 2007

Sekrety pomieszczenia przy bibliotece

- Lily, wstawaj!

Leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek.

- Szósta trzydzieści? Oszalałyście? Co tak wcześnie? Ja idę jeszcze spać! – powiedziałam i zakryłam się kołdrą.

- O nie, miałaś nam coś opowiedzieć, nie pamiętasz? – spytała Ann i zdjęła ze mnie kołdrę.

Przez chwilę leżałam bez ruchu i starałam się przypomnieć sobie, co takiego miałam im opowiedzieć. W końcu mnie olśniło. Dziewczynom chodziło pewni o ten mój wczorajszy późny powrót.

- A no tak, już wstaję. Czekajcie, tylko się trochę ogarnę – rzekłam.

Po dziesięciu minutach wyszłam z łazienki w o wiele lepszym stanie.

- No to co chcecie wiedzieć? – spytałam, siadając na łóżku.

- No jak to co? Gdzie byłaś wczoraj tak późno? Wróciłaś strasznie roztrzęsiona... Co się stało? – powiedziała Dorcas.

Dziewczyny dosiadły się do mnie. Wszystkie byłyśmy jeszcze w piżamach. Opowiedziałam przyjaciółkom całą sytuacje z wczorajszego wieczoru. Kiedy skończyłam, były w szoku.

- Byłaś cały czas w Hogwarcie? Myślałyśmy, że wyszłaś gdzieś poza teren szkoły, bo na tej Mapie Huncwotów nie było cię widać – rzekła Dorcas.

- Nie? To znaczy, że oni nie poznali jeszcze całego Hogwartu – zaśmiałam się.

- Pewnie będą chcieli tam iść... Ale dobra, mniejsza z tym. Nie bałaś się tam? – powiedziała Ann.

- Strasznie... Boże, już nigdy więcej nie chcę trafić do takiego miejsca...

- Nie dziwię się... Ty tam mogłaś do dzisiaj siedzieć... – odparła Dorcas.

- No... Dobra, nie mówmy już co by było gdyby coś tam... Ważne, że się wydostałam. Ale co to mogło być za miejsce? – zapytałam.

- Nie wiem... Po coś jednak chyba musiało zostać stworzone.

- Tak. Tylko po co? Żadna z nas nie odpowiedziała.

- Dobra... Może kiedyś się tego dowiemy. Szykujmy się już – powiedziałam.

Po niecałej godzinie byłyśmy gotowe. Udałyśmy się do Wielkiej Sali na śniadanie. Dziewczyny zauważyły Huncwotów i natychmiast się do nich dosiadły, więc chcąc, nie chcąc musiałam zrobić to samo.

- Evans, gdzie ty wczoraj polazłaś? Byłaś poza Hogwartem czy jak? – rzucił Syriusz, uśmiechając się szeroko.

- Ta... Cały czas byłam w szkole... W jakimś dziwnym miejscu... Dziewczyny, opowiecie im wszystko? Ja nie mam na to sił...

- Jasne...

Dziewczyny szybko streściły Huncwotom moją wczorajszą przygodę. Słuchając tego z boku można było pomyśleć, że to naprawdę nieźle pokręcone.

- Wow, Ruda, ale ty masz szczęście. Musisz nam pokazać to miejsce! – rzekł Black z uśmiechem.

- O nie... W życiu! Nie chcę tam wracać!

- To wcale nie jest taki zły pomysł... Moglibyśmy nanieść to miejsce na Mapę... Pójdziemy tam dzisiaj... – zaczął planować Potter.

- A Lily nas zaprowadzi... – dodał Black.

- Halo! Nie słyszeliście, co mówiłam? Ja tam nie wracam! – powiedziałam.

- Oj, Lily, przecież tam nic takiego się nie stało... Zaprowadzisz nas tylko – odparł James.

- Ta… A jak się nie wydostaniecie?

- Tobie się udało, to nam tym bardziej. No proszę…

A niech robią, co chcą. A jeśli tam utkną to przynajmniej pozbędę się Pottera.

- Dobra, zaprowadzę was i wracam do siebie.

- Okej – James uśmiechnął się szeroko.

- Pójdziemy zaraz po lekcjach – rzekł Syriusz.

- Ja nie mogę... Muszę iść do McGonagall – powiedział Remus.

- Ja chyba też nie pójdę – wtrącił Peter.

- Dobra, jak chcecie. W takim razie idziemy tylko we trójkę.

Westchnęłam głęboko. W co ja się wpakowałam?

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Po ostatniej lekcji chłopaki czekali na mnie na korytarzu.

- Już? Chwilka, tylko pójdę się przebrać i odniosę torbę – powiedziałam.

- Ta, to wtedy za godzinę wrócisz – mruknął Potter.

- Dorcas, kochanie, weźmiesz tę jej torbę? Bo inaczej za parę lat tam pójdziemy – poprosił Syriusz.

- Jasne... –odparła.

- No, to idziemy – rzekł Potter.

Posłałam im wrogie spojrzenie. Zaczynałam żałować, że się na to zgodziłam.

Po pewnym czasie doszliśmy do tego miejsca.

- Proszę, to tutaj. Oprzyjcie się o tę ścianę i tyle.

- A ty nas zostawiasz? – spytał Potter.

- No... Taka była umowa.

Chłopaki spojrzeli na siebie i podeszli do siebie.

Nagle poczułam jak ktoś przyciąga mnie do siebie i po chwili znajdowałam się w tym dziwnym, ciemnym pomieszczeniu. Obok stał Potter, trzymając mnie za rękę, którą mu szybko wyrwałam.

- Ty idioto! Co ci odwaliło? Dlaczego to zrobiłeś?

- Lily, nie krzycz... Spokojnie... Przecież mieliśmy poznać to miejsce...

- Tak! Wy chcieliście je poznać! Ja nie miałam takiego zamiaru!

- Oj nie denerwuj się tak...

Posłałam mu mordercze spojrzenie.

Chłopak wyjął to swoje dwukierunkowe lusterko i zawołał Syriusza, który zaraz pojawił się koło nas.

- No to wy sobie teraz pozwiedzajcie, a ja wracam do siebie – rzekłam.

Stanęłam, tak jak ostatnio, naprzeciw ściany i, myśląc o Pokoju Wspólnym, krzyknęłam:

- Błagam, otwórz się!

Nic się nie stało.

- No i chyba musisz z nami zostać, Evans – powiedział Syriusz.

Parę razy powtórzyłam tę czynność, lecz nie skutkowało. Ale dlaczego? Przecież wczoraj zadziałało...

- Dobra, Lily, to nic nie da... Chodź... Jakoś się wydostaniemy, nie martw się... – powiedział James.

- Łatwo ci mówić. To przez ciebie tu jestem!

- Dobra, tylko nie zaczynajcie się kłócić. Trzeba zapalić światło – rzekł Syriusz.

Chłopaki wyczarowali kilkanaście świec i porozmieszczali je po całym pomieszczeniu. Oświetlone nie wyglądało tak strasznie. Ale nadal nie było żadnego wyjścia. Usiadłam zrezygnowana pod ścianą.

     Nie wiem, ile czasu minęło, ale na pewno więcej niż godzina. Chłopaki łazili, dotykali wszystkiego, rzucali zaklęcia, ale nic nie znaleźli. Zaczęłam zastanawiać się, co będzie, jeśli się stąd nie wydostaniemy. Wczoraj jakoś mi się udało, a dziś... Nie wiem.

     Po chwili poszedł do mnie James i usiadł obok.

- I co? Nic nie ma, prawda?

- Nie, Lily… Na pewno jest jakieś wyjście... Tylko trzeba je znaleźć...

- Jasne, oczywiście. To przez ciebie tu jestem. Dlaczego pociągnąłeś mnie za sobą? – zapytałam z wyrzutem.

- Nie wiem, coś mnie podkusiło... Przepraszam.

- Zawsze najpierw robisz, a potem przepraszasz...

- Chodźcie! Coś tu jest! – zawołał Syriusz.

Podeszliśmy do niego. Moim oczom ukazała się jakaś dźwignia. Znajdowała się w podłodze.

- Jak ty to znalazłeś? – zapytał Rogacz.

- Rzucałem różne zaklęcia na podłogę i tyle. Pokazało się to.

- Dobra, trzeba ją pociągnąć – powiedziałam i zrobiłam to.

Po naszej lewej stronie w podłodze ukazała się dziura, w której były... schody.

- To chyba jakiś koszmar – mruknęłam.

- Schodzimy tam. Inaczej się chyba stąd nie wydostaniemy – postanowił James.

Poszedł pierwszy, za nim ja, a na końcu Syriusz. Szliśmy dość długo. Po sześćsetnym schodku przestałam liczyć. Wreszcie, po piętnastu minutach schody się skończyły i stanęliśmy na przeciwko dużych drzwi.

- Zamknięte – stwierdził Potter, próbując je otworzyć.

- Och, odsuńcie się. Alohomora! - powiedziałam, celując różdżką w zamek.

Poskutkowało.

- Ale ty jesteś mądra, Liluś – rzekł Potter.

- Po pierwsze to chyba najprostsze zaklęcie a po drugie nie mów do mnie „Liluś”. Chodźmy.

Chciałam się stamtąd jak najszybciej wydostać. Przeszłam przez drzwi. Znów poczułam to dziwne uczucie. Tylko, że tym razem znalazłam się na błoniach. Po chwili jedna druga Huncwotów stała obok mnie.

- No! Mówiłem, że wszystko będzie dobrze! – rzekł Potter.

- Ale teraz wracajmy już... Nie chcę myśleć o tym głupim miejscu.

- Dobra... Kiedyś wybierzemy się tam jeszcze raz, Rogacz i dokładniej zbadamy to pomieszczenie – odparł Syriusz.

Pokiwałam głową z powątpieniem, ale nic nie powiedziałam. Niech robią, co chcą.

     Przy Pokoju Wspólnym James zatrzymał mnie i powiedział:

- Dzięki, że z nami byłaś. Bez ciebie byśmy się chyba nie wydostali... I przepraszam, że zaciągnąłem cię tam siłą.

Spojrzałam na niego i nieznacznie się uśmiechnęłam. Nie miałam ochoty na kolejne kłótnie z nim.

Chłopak podszedł bliżej i po portu mnie przytulił. A ja... Nie protestowałam.

 

***

 

Uważam, że ta notka mi się nawet udała. :) Ale to już wy ocenicie. :) Co do konkursu, to nagrody w przyszłym tygodniu :) I wątek z tym pomieszczeniem będzie jeszcze kontynuowany. ;P No nic, już nie zdradzam więcej. Pozdrawiam wszystkich! ;]

11 kwietnia 2007

Druga rocznica :)

Nie przypuszczałam nawet, że ten dzień nadejdzie, ale chcę oznajmić, że dziś jest druga rocznica powstania tego bloga. Tak, 11 kwietnia 2005 roku powstał Pamiętnik rudowłosej miłości Rogacza :)

Małe podsumowanie:

Odwiedzin na blogu (w chwili obecnej): 177885
Komentarzy:
2397, w tym 53 wpisy do Księgi Gości
Liczba notek: 101, w tym 10 ogłoszeń i 4 notki podobne do ogłoszeń, :P czyli notek z opowiadaniem pojawiło się dotychczas 86.
Osiągnięcia: Blog był 5 razy polecany przez Onet.pl :)

Nawet nie umiem wyrazić, jak bardzo się cieszę z tej rocznicy. Bo dwa lata to naprawdę dużo... Kiedy zakładałam bloga, nie wiedziałam, czy przetrwa on chociaż miesiąc... Nie byłam pewna, czy dam sobie radę. Teraz wiem, że podjęłam dobrą decyzję. Zdarzały się chwile, kiedy miałam ochotę skasować bloga, ale wtedy przypominałam sobie jak wiele on dla mnie znaczy. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez pisania notek. Naprawdę :P Piszę te opowiadanie na luzie, nie martwię się o słowa, tak jak na wypracowanie na polski... Poza tym... Kiedy mam zły humor, czytam Wasze komentarze, i wierzę, że są na tym świecie osoby, którym podoba się to, co robię. :) I nie mogłabym tak po prostu odejść, bez żadnego wyjaśnienia. Kocham tego bloga, to część mnie. I kocham Was, moi czytelnicy :) Bez Was ten blog już dawno by nie istniał. Myślę, że udało mi się coś osiągnąć w ciągu tych dwóch lat. :) Mam nadzieję, że kolejny rok również razem przetrwamy. :)


Wszystkim czytelnikom bardzo dziękuję!  Kocham Was!

Autorka - Ewelina :)

PS: Możecie jeszcze komentować poprzednią notkę ;)

10 kwietnia 2007

Błędne koło

     Dzisiejsze lekcje właśnie dobiegły końca. Tłum uczniów wylał się na hogwardzkie korytarze. Wszyscy zmierzali na obiad do Wielkiej Sali. Brakowało tylko czworga Gryfonów. Huncwoci nie pojawili się w ogóle na lekcjach. To dziwne... Pewnie coś knują... Oby moje przypuszczenia się nie sprawdziły. Mam nadzieję, że James trochę zmądrzał i ta jego nieobecność nie przyniesie żadnych kłopotów.

     Znajdowałam się właśnie z przyjaciółkami na korytarzu prowadzącym do Wielkiej Sali. Nagle jej drzwi otworzyły się gwałtownie a z pomieszczenia zaczęła się wylewać gęsta, brązowa maź. Do tego w powietrzu unosił się ohydny zapach, na myśl przywodzący smocze łajno. Osoby, które dosięgła owa substancja nie mogły się ruszyć. Zostały przyklejone do podłogi. To brązowe coś było już bardzo blisko mnie i moich przyjaciółek.

- Wingardium Leviosa! – zawołałam.

Zaklęciem tym uniosłam siebie i dziewczyny do góry, dzięki czemu maź nas ominęła.

- Super! – zawołała Dorcas.

- Tak... Tylko jak teraz zejdziemy na dół? Przecież to coś niedługo rozniesie się po całej szkole... – powiedziała Ann.

- No tak... Nie pomyślałam... Ale przynajmniej nie zostałyśmy przyklejone – odparłam.

Niektórzy też wzięli z nas przykład i unosili się w powietrzu. Jednak większość uczniów już nie mogła się ruszyć.

- Kto na to wpadł? – spytałam ze złością.

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Z Wielkiej Sali wyszedł właśnie Dumbledore i Filch, trzymający mocno wszystkich Huncwotów. Dumbledore potraktował ich jakimś zaklęciem, które sprawiło, że mogli normalnie iść unosząc się lekko nad ziemią. Więc to wszystko to ich wina... Nic dziwnego. Mogłam się tego domyślić. Tylko ich stać na coś takiego. Myślałam, że James trochę zmądrzał, ale najwidoczniej się myliłam. Jak ja w ogóle mogłam pomyśleć, żeby mu dać szansę? Już nie pierwszy raz tak jest. Ale nie... Następnego już nie będzie. James zobaczył mnie i w jego oczach pojawił się... Strach. I dobrze, że się boi! Już ja mu pokażę...

      Dumbledore omiótł wzrokiem otoczenie i puścił chłopaków, którzy upadli na kolana do tej mazi. Dobrze im tak! Teraz to oni byli przyklejeni. Dyrektor wyjął różdżkę i wypowiedział kilka zaklęć, a po chwili brązowa, śmierdząca substancja znikła. Został tylko mały fragmencik, w którym akurat znajdowali się Huncwoci.

- Posiedzicie teraz godzinę w tej waszej mazi... A jutro stawicie się u pana Filcha o siedemnastej. Szlaban będzie trwał tydzień. Może zrozumiecie swój błąd... – powiedział czarodziej i odszedł.

     Powróciłam na ziemie o natychmiast podeszłam do Huncwotów. James spojrzał na mnie niepewnie. Chyba widział, co go czeka.

- Nawet nie chce wiedzieć, kto na to wpadł. Nie chcę wiedzieć, po co to zrobiliście. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego brałeś w tym udział, James? Przecież... – westchnęłam.

- Lily, my to już od dawana szykowaliśmy... A nie wypaliło do końca... Miało dosięgnąć tylko Ślizgonów. I się nie udało... – chłopak próbował się tłumaczyć.

Wciąż musiał klęczeć w tym płynie. Pewnie było to dla niego strasznie poniżające...

- Nie udało? Tylko Ślizgonów? A co oni wam takiego zrobili? To też ludzie. Nie wszyscy są źli.

- A znasz jakiegoś Ślizgona, który nie jest zły? – spytał Potter.

Zastanowiłam się nad tym. Faktycznie... Miał rację. Tylko Alex wydawał się na początku miły... A potem wrobił mnie w pułapkę...

- To nie ma żadnego znaczenie, Potter. Po raz kolejny mnie zawiodłeś. A wiesz co? Byłam skłonna dać ci jeszcze jedną szansę, naprawdę... Jednak teraz... Możesz o niej pomarzyć – powiedziałam i wróciłam do Pokoju Wspólnego.

Straciłam wszelką ochotę na jedzenie.

Po pewnym czasie przyszły dziewczyny.

- Rozmawiałyśmy z chłopakami – oświadczyła Dorcas.

- I...? – spytałam obojętnie.

- I... Mówią, że kocioł z tym brązowym eliksirem nagle im się przewrócił... To było niezapowiedziane. Nie chcieli, żeby tak wyszło... – powiedziała.

- Może was przekonali, ale... No dobra, może rzeczywiście tak było... Lecz... James zaprosił mnie do Hogsmeade w tę sobotę. Postanowiłam, że z nim pójdę, jeśli on niczego nie zepsuje. A teraz same widzicie...

- Lily... Rozumiem... Ale... James już taki jest... Musisz to przyjąć do wiadomości.

- Ale on ma prawie szesnaście lat... A zachowuje się jak trzylatek.

- Kiedyś wydorośleje... – rzekła Dorcas.

- Tylko czy wtedy nie będzie za późno? – spytałam.

Dziewczyny nie wiedziały, co odpowiedzieć.

- Pójdę już... Zobaczymy się później – rzekłam.

     Poszłam do dormitorium i natychmiast rzuciłam się na łóżko. Musiałam odpocząć... I przemyśleć całą sytuację. Zdążyłam tylko zapytać samą siebie: dlaczego on taki jest?, a wkrótce potem zmorzył mnie sen.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Obudziłam się po paru godzinach. Za oknem zaczęło się już ściemniać. Byłam sama w dormitorium. Dziewczyny pewnie uczyły się w bibliotece. Ogarnęłam się szybko i zeszłam do Pokoju Wspólnego, by tam napisać wypracowanie z transmutacji.

     Pokój Wspólny był pełen młodszych uczniów, którzy spędzali czas na zabawie. Ci starsi wybrali bibliotekę, gdyż tam mogli się w spokoju uczyć. Moje lenistwo jednak zwyciężyło i zostałam tutaj. Usiadłam przy stoliku przy oknie i zaczęłam pisać... 

Nagle usłyszałam czyjś głos.

- Można? – zapytał Potter, stanąwszy obok mnie.

Podniosłam głowę i mruknęłam:

- Nie.

Potter i tak nie posłuchał i usiadł naprzeciwko mnie.

- Czego chcesz? – warknęłam.

- Pogadać... Jesteś zła? – spytał.

- Tak. Nie... Nie jestem zła. Jestem szczęśliwa. Tak, szczęśliwa. Bo zrozumiałam, że tobie nie można dać drugiej szansy. Już wiele razy mnie zawodziłeś.

- Lily, ale my to naprawdę już od dawna planowaliśmy... Nie wściekaj się o ten kawał...

- Nie chodzi o sam kawał. Ja ciebie po prostu nie rozumiem! Raz jesteś opiekuńczy, miły, naprawdę fajny, a za chwilę zachowujesz się jak dzieciak, dokuczasz innym...

- Przepraszam... Nie wiedziałem, że tak to wygląda... Zmienię się.

- Nie, ta rozmowa nie ma sensu. Sytuacja powtarza się już nie wiem który raz. Błędne koło, James.

Wzięłam swoje rzeczy i natychmiast udałam się do dormitorium. Nie chciałam już rozmawiać z Potterem.

     W ciągu godziny udało mi się skończyć wypracowanie. Wtedy przypomniałam sobie jeszcze o eseju z zielarstwa na jutro... No super... Musiałam iść do biblioteki po książkę, która była do tego potrzebna. W bibliotece nie spotkałam przyjaciółek. Być może minęłyśmy się po drodze. Zabrałam potrzebna książkę i skierowałam się w stronę Pokoju Wspólnego.

     Było bardzo ciemno i strasznie cicho. To dziwne, bo zostało jeszcze parę godzin do ciszy nocnej. Nawet pochodnie się nie świeciły. Zapaliłam moją różdżkę. Podejrzanie dziwne to wszystko. Nagle usłyszałam miaukniecie kota. Wystraszyłam się. Oparłam się o jakąś ścianę, która niespodziewanie przekręciła się i znalazłam się po jej drugiej stronie. Na chwilę przestałam oddychać ze strachu. Kiedy się wreszcie uspokoiłam, rozejrzałam się dookoła. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam, nie było zbyt duże. Wyglądało na to, że byłam tam jedyną osobą. Zaczęłam chodzić wokół szukając jakiegoś wyjścia. Jedyne światło pochodziło z mojej różdżki. Spędziłam jakieś pół godziny na chodzeniu w kółko. Nic nie znalazłam. Żadnego wyjścia. Ale przecież jakoś musiałam się tu dostać, więc mogę też wyjść. Tylko jak? Zaczęłam szukać tej książki z biblioteki. Położyłam ją tuż przy miejscu gdzie znajdowało się wejście. Stukałam, a nawet waliłam w ścianę. Nic to nie dało. Zrezygnowana osunęłam się na ziemię. Pogrążyłam się w najczarniejszych myślach. Co będzie, jeśli zostanę tu na zawsze? Nawet nie chcę o tym myśleć...

      Nie wiem, ile czasu spędziłam w tym dziwnym miejscu, ale z pewnością było już późno. Może dziewczyny zaczęły mnie szukać? Nawet jeśli, to wątpię, żeby mnie znalazły. A może jestem widoczna na tej Mapie Huncwotów? Oby...

     Westchnęłam, wstałam i spróbowałam czegoś nowego.

- Błagam, otwórz się! – krzyknęłam do ściany.

Coś zagruchotało i nagle fragment ściany zniknął. Wow... Ale mi się udało... Bez zastanowienia wyszłam z pomieszczenia myśląc o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w Pokoju Wspólnym. Poczułam jakby coś mnie wsysało... Po paru sekundach znajdowałam się przed portretem Grubej Damy. Ani chwili myśląc, weszłam do Pokoju Wspólnego.

 - Lily, gdzie ty byłaś tak długo? Martwiłyśmy się o ciebie... – powiedziała Dorcas, podbiegając do mnie.

W pokoju była tylko ona, Ann, Syriusz i James.

- Ja... Sama nie wiem... Przepraszam was, jestem wykończona... Porozmawiamy jutro... – odparłam i szybko poszła do dormitorium.

Tam rzuciłam się na łóżko, nie zdejmując nawet butów, i natychmiast zasnęłam.

 

***

 

Notka wreszcie się pojawiła. To przez moje lenistwo... Gdyby nie ono, byłaby wcześniej. :P Mam nadzieję, że wybaczycie. :) Poza tym miałam wielkiego doła i nie mogłam nic napisać... Jednaj już jest lepiej :) Komputer mam naprawiony, wystarczyło tylko kupić nowy zasilacz. :P A teraz ogłaszam mały konkursik. Otóż jutro jest coś ważnego dla mnie, związane z tym blogiem :) Kto odgadnie o co chodzi, ma reklamę u mnie na blogu i miejsce w linkach. :) Jeśli oczywiście osoba ta posiada bloga. A jak nie... To wtedy nagrodę można sobie wybrać. :) Czas do jutra do godziny 17:30. To łatwe, naprawdę... Odpowiedzi wysyłajcie na maila (link „Napisz do mnie”), te w komentarzach nie będą uwzględniane. :P A mój blog znów znalazł się w Polecanych! Strasznie się cieszę! :) Dziękuję za to! Pozdro!