31 sierpnia 2008

Czternasty lutego i zawieszenie

            Święto Zakochanych zbliżało się wielkimi krokami. W Hogwarcie dało się zauważyć coraz więcej trzymających się za ręce par. Wyglądali na szczęśliwych, jednak ja wiedziałam, że większość z nich chciała znaleźć sobie kogoś na ten dzień. Atmosfera udzielała się wielu osobom, tylko nie mi. Wszystko było jak dawniej… No, prawie wszystko.

            W sprawie z Ann zero postępów. Po tym, jak chłopaki posłuchali jej rozmowę ze Ślizgonem, ja i Dorcas próbowałyśmy z nią jakoś o tym porozmawiać, ale ona unikała tematu. Kilka dni później widziałam ją z nim w Wielkiej Sali. Remus także. Stara się pokazać, że się tym nie przejmuje, ale wiem, że udaje. James uważa, że ja i Dorcas powinnyśmy dać jej spokój. Według niego Ann sama w końcu wszystko zrozumie. Chwilami mam ochotę go posłuchać…

            Skoro mowa o Jamesie… Chyba naprawdę mu zależy na Natalie. Moje korepetycje z nią już się skończyły, co, szczerze mówiąc, bardzo mnie cieszyło, a ich znajomość coraz bardziej rozkwitała. Sama chciałam, żeby Potter sobie kogoś znalazł, jednak kiedy to się już stało, było mi z tą świadomością bardzo dziwnie…

            Siedziałam właśnie w dormitorium i rozmyślałam o ostatnich wydarzeniach, kiedy do pokoju wpadła Dorcas i od razu spytała:

- Masz jakieś plany na Walentynki?

Spojrzałam na nią zaskoczona. Jak co roku, w ten dzień można było się udać do Hogsmeade.

- Nie… A co?

- Czyli nikt cię nie zaprosił?

- Nie musisz mi o tym przypominać – mruknęłam po czym dodałam: - Nie, nikt. Dlaczego pytasz?

- To już masz partnera. Idziemy razem. Zrobimy sobie babskie wyjście… Sklepy, ciuchy… Wiesz.

- Dobra, może być. A ty nie wolisz iść z jakimś chłopakiem?

- Ale nikt nie chce iść ze mną. Zostajesz mi tylko ty – uśmiechnęła się krzywo.

- A Ann? – zapytałam.

- Spytaj ją o to, chociaż wątpię, że pójdzie. Przecież ma chłopaka – ostatnie słowo wymówiła z obrzydzeniem.

- Zobaczymy…

Dorcas pokiwała głową, wyjęła jakąś książkę i pogrążyła się w czytaniu.

Walentynki z przyjaciółką… Ciekawe, jak to będzie. Może i Ann się dołączy? Ale ona ma z kim iść do Hogsmeade.

            Kilkanaście minut później do dormitorium weszła wyżej wspomniana osoba. Bez słowa zaczęła czegoś szukać u siebie w szafce. Wymieniłam z Meadowes spojrzenia, po czym niepewnie zaczęłam:

- Ann… Co robisz w Walentynki?

Blondynka oderwała się od swojego zajęcia i spojrzała na mnie zdziwiona.

- Idę do Hogsmeade, to chyba oczywiste – warknęła i odwróciła się.

- Z tym Ślizgonem? – wtrąciła się Dorcas.

- Tak. I dla twojej wiadomości, to jest mój chłopak – wycedziła ze złością.

- Wiemy. I zastanawiamy się, co się z tobą stało… - powiedziałam spokojnie.

- Nic się nie stało. Zrozumiałam parę rzeczy. Gregory jest o niebo lepszy niż Remus. I…

- I tam masz lepszych przyjaciół niż my? To chciałaś powiedzieć? – spytała Dorcas.

Ann popatrzyła na nią jakby przestraszona, po czym odwróciła się i wybiegała trzaskając drzwiami.

 

***

 

            Czternasty lutego obfitował w wiele niespodzianek. Po obudzeniu ujrzałam na suficie piękne, czerwone serce. Szybko poderwałam się z łóżka i zaczęłam budzić Dorcas. Ociągała się, ale w końcu wstała.

- Zobacz, jakie serce jest nad moim łóżkiem! – powiedziałam od razu.

Czarnowłosa spojrzała zaciekawiona na sufit, po czym wzrok skierowała na swoją część. U niej także było namalowane duże serce.

- Ciekawe, kto to zrobił… - zastanowiłam się na głos.

- I u Ann też – dodała Dor.

- Potem pomyślimy, teraz może się szykujmy, bo nie zdążymy.

Jak się później okazało, serca na suficie nie były tylko u nas. Wszystkie Gryfonki rozprawiały na ten temat. A już myślałam, że to tylko my mamy takie coś…

            Wszedłszy do Wielkiej Sali, zobaczyłam mnóstwo dziwnych stworzeń z odstającymi uszami krzątających się między stołami. Każdy z nich nosił różne jedzenie.

Usiadłyśmy przy stole Gryffindoru i od razu jedno stworzenie do nas podeszło. Po bliższym spotkaniu z nim, stwierdziłam, że był to elf. Najprawdziwszy elf. Miał na sobie niebieskie ubranko i uśmiechał się przymilnie.

- Co podać?

Spojrzałam zaskoczona na Dorcas. Ona również nie wiedziała, o co chodzi.

Na ratunek przyszedł nam dyrektor, który wstał, zaklaskał w dłonie i zaczął mówić:

- Witajcie, moi drodzy, na tym walentynkowym śniadaniu. Z okazji tego święta elfy zgodziły się nam pomóc i będą wam dziś podawać posiłki. Zapewne dziewczęta zauważyły niespodziankę na sufitach w swoich dormitoriach. To pomysł profesora Slughorna – uśmiechnął się do nauczyciela eliksirów, po czym kontynuował: - Wyjście do Hogsmeade odbędzie się o godzinie dziesiątej. Życzę wszystkim miłego dnia! – dyrektor przywołał jednego z elfów i zaczął mu coś wyjaśniać.

Zerknęłam na stojące obok stworzonko. Wyglądało na to, że nadal oczekuje „zamówienia”.

- Eee… No więc… Ja poproszę tosty z dżemem – powiedziałam nieśmiało.

- Ja tak samo – dodała Dorcas.

- Zaraz będzie – elf posłał jej czarujący uśmiech, którym niewielu hogwardzkich chłopaków mogło się poszczycić.

- Masz nowego fana – roześmiałam się.

Dorcas posłała mi mordercze spojrzenie. Po chwili elf przybiegł niosąc wielki talerz z tostami i dżemem.

- Proszę bardzo – ponownie uśmiechnął się do Dorcas, a mnie zdawał się nie zauważać.

- Dzięki – bąknęła dziewczyna, a nasz „kelner” się oddalił.

Ponownie się zaśmiałam, ale tym razem nic nie mówiłam.

            W Hogsmeade spędziłyśmy kilka cudownych godzin. Zaczęłyśmy od sklepów z ubraniami, w których nabyłam kilka nowych rzeczy. Później ozdoby do włosów, biżuteria… Świetnie się przy tym bawiłyśmy. Po drodze mijałyśmy wiele par, jednak jakoś mi to nie przeszkadzało. Dawno nie byłam na zwykłych zakupach z przyjaciółką. Gdzieś w tłumie mignęła nam sylwetka Ann ze swoim chłopakiem, ale zbytnio się tym nie przejęłyśmy. Obładowane torbami weszłyśmy do Pubu pod Trzema Miotłami, aby napić się kremowego piwa i trochę odpocząć. Obok nas siedziała pewna para, która chyba skleiła się ustami. Co raz to dobiegały nas ssąco-mlaszczące odgłosy, ale starałyśmy się nie zwracać na nich uwagi.

            Pół godziny później wyszłyśmy na ulice wioski czarodziejów i skierowałyśmy się w stronę sklepu z roślinami. Dorcas naszła ochota na kupno jakiegoś kwiata lub czegoś podobnego. Kilkanaście minut stałyśmy i oglądałyśmy przeróżne okazy, a ekspedientka wyciągała mnóstwo innych. Każdy z nich był magiczny i w mugolskim sklepie nie dostałoby się takich. Postanowiłam, że muszę sprawić taki prezent mamie, która na pewno ucieszyłaby się z zaczarowanej roślinki. W końcu Meadowes zdecydowała się na małe drzewko z dużym, fioletowym kwiatem. Sprzedawczyni powiedziała, że sama odkryje jego właściwości we właściwym czasie. Na nic zdały się przekonywania Dorcas, niczego więcej się nie dowiedziała.  

            Nastał czas powrotu do szkoły. Powolnym krokiem ruszyłyśmy w stronę wyjścia z wioski. Jakiś czas później znalazłyśmy się w dormitorium. Tak przebrałyśmy się, obejrzałyśmy zakupy i zdecydowałyśmy wrócić do Pokoju Wspólnego, w końcu był dzień wolny od szkoły. Większość Gryfonów właśnie wracała do zamku, więc portret Grubej Damy co chwilę się otwierał. Nie zwracałam na to uwagi i rozmawiałam z Dorcas. Chwilę potem przejście otworzyło się i coś mnie podkusiło, żeby tam spojrzeć. Wszedł James z Natalie. Byli pochłonięci rozmową, śmiali się. Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Odprowadziłam ich wzorkiem. Rozstali się przy schodach. Potter na pożegnanie pocałował dziewczynę w policzek, na co ona odpowiedziała uśmiechem i poszła do siebie. Rogacz zrobił to samo. Na pewno żadne z nich mnie nie widziało.

- Lily… Wiem, na co tak patrzysz… - zaczęła Dorcas.

- Wcale na nich nie patrzyłam! – zawołałam.

Dziewczyna zaśmiała się.

- Ani trochę – powiedziała z ironią kiwając głową.

Skrzywiłam się. Dlaczego ona musiała mnie tak dobrze znać?

- James chyba naprawdę się w to zaangażował… - rzekła niepewnie.

- Wiem. I widzisz, wcale mnie tak nie kochał, jak mówił. Dał sobie spokój ze mną wreszcie.

- Kochał cię i nadal kocha. Według mnie, chce się zająć czymś innym, a w tym wypadku kimś innym, żeby nie zadręczać się, co tu zrobić, żebyś zwróciła na niego uwagę.

- Przecież się przyjaźnimy! Ja sobie nie wyobrażam jego jako mojego chłopaka…

- A czemu nie? Zastanów się nad tym kiedyś, okej?

- Zobaczymy…

- Proszę…

- No dobrze, zastanowię się! A czemu tak ci zależy na tym?

- Bo bliżej bym miała do Syriusza – pokazała mi język, na co roześmiałam się.

- Nie no, tak serio to nie o to mi chodzi. Z nim to już naprawdę koniec – na chwilę posmutniała, po czym zaraz dodała: - A ty i James pasujecie do siebie i to nie wiesz jak bardzo. On jest gotów za tobą w ogień skoczyć. I naprawdę cierpi, gdy go odtrącasz.

- Tak… A ty skąd to niby wiesz?

- Widać, jak on na ciebie patrzy… Wzrokiem zakochanego chłopaka.

- Teraz tak patrzy na Natalie.

- Oj, to chwilowe. Przejdzie mu. I znowu zacznie się za tobą uganiać. Sama zobaczysz…

- No, pewnie.

 

Wieczorem byłyśmy już wszystkie trzy w dormitorium. Chciałam zacząć rozmowę, pytać Ann, jak minął jej ten dzień, jednak coś mnie powstrzymywało. Może to był strach przed kolejną kłótnią? W końcu udałam się do łazienki, a kiedy z niej wyszłam, moją uwagę przykuła mała paczuszka leżąca na szafce przy łóżku. Zaciekawiona wzięłam ją do ręki, a na podłogę wypadła mała karteczka:

Nie myśl, że zapomniałem, Liluś.

Mam nadzieję, że Ci się spodoba.

J.

Wewnątrz opakowania znajdowała się duża spinka do włosów. Była srebrna, z zielonymi kamieniami służącymi do ozdoby. Bił od niej ciepły blask, który sprawiał, że klamra ta stawała się niezwykłą. Miała w sobie to pozytywne coś. Piękna.

Ale od kogo? Kim jest J.? J jak James? I to przeważnie on mówi do mnie „Liluś”. To pewnie od niego. „Nie myśl, że zapomniałem.” – napisał. Wcale tak nie myślałam… No, może przez chwilę, bo zawsze coś od niego dostawałam. Mimo wszystko trochę się przyzwyczaiłam. Ale przecież on kręci z Natalie… Dlaczego więc dał mi prezent? I właściwie, jak on się tu znalazł?

Jako że Dorcas zajęła łazienkę, pozostało mi tylko spytać o to Ann.

- Ann, wchodził tu ktoś niedawno?

Makron spojrzała na mnie zdziwiona, po czym odparła:

- Nie. Tylko przeciąg otworzył drzwi.

Przeciąg. Pewnie ktoś pod peleryną. A tym kimś był Potter.

- Dzięki…

Odwróciłam się i uśmiechnęłam do siebie. To jednak miłe z jego strony.

Te Walentynki były, jak dotąd, najlepsze. Bez przykrych wydarzeń, jak rok temu. W świetnym towarzystwie. Ciekawe, jak to będzie za rok…

 

***

 

            Kilka dni później spędzałam popołudnie z Dorcas na pisaniu wypracowań. Transmutacja, eliksiry i zielarstwo. Wszystko na jutro. W Pokoju Wspólnym panowała cisza, czasem przerywana wybuchami śmiechu.

            Do Salonu Gryfonów weszli James i Syriusz. Oboje mieli nietęgie miny, ale kiedy nas zobaczyli, na ich twarz wstąpił nikły uśmiech.

- Cześć, co robicie? – James silił się na wesoły ton, jednak zbytnio mu się to nie udawało.

- Odrabiamy lekcje… I wy chyba też powinniście zacząć, jeśli chcecie zdążyć – odparłam.

- My nie musimy – mruknął Syriusz uśmiechając się ironicznie.

- A to czemu?

Chłopaki spojrzeli na siebie niepewnie, po czym James powiedział:

- Zostaliśmy zawieszeni.

W pierwszej chwili to do mnie nie dotarło. Zawieszeni? Jak to?

- Co? – spytała Dorcas.

- To, co słyszałaś. Zawieszeni.

Wymieniłam z Meadowes zaniepokojone spojrzenia.

- Dlaczego? Co się stało? Na ile? – zapytałam.

Huncwoci rozsiedli się obok nas i James zaczął mówić:

- Spotkaliśmy tego chłopaka Ann… A że nam się trochę nudziło, stwierdziliśmy, że można by się trochę zabawić… O’Connor oberwał paroma zaklęciami, o których czytaliśmy w księgach zakazanych… No i ma podbite oko, złamany nos i którąś rękę… I coś tam jeszcze, nie wiem. W każdym bądź razie jest nieprzytomny i Pomfrey mówi, że może się obudzić albo za kilka dni, albo zapadnie w śpiączkę. Jakieś zaklęcie to spowodowało…

Nie do wiary! Miał taki spokojny ton!

- Żartujesz, nie? – spytałam przestraszona.

- Nie, dlaczego miałbym żartować?

- Śpiączka? Tak go załatwiliście?

- No… - przytaknął.

- Na ile was zawiesili?

- Na tydzień. I Gryffindor stracił pięćdziesiąt punktów.

- Remus wie?

- Nie, później mu powiemy. Chyba nie będzie zły…

- On nie, ale za to Ann się wścieknie. I nawet jej się nie dziwię.

- Zła jesteś?

Syriusz i Dorcas tylko przysłuchiwali się naszej rozmowie.

- A powinnam? Śpiączka… Boże, James!

- Wyjdzie z tego. Takim to się zawsze udaje…

- Nie wierzę… Nie wierzę, że znowu to robisz. Że znęcasz się nad kimś dla rozrywki.

Chłopak zmrużył oczy i powiedział:

- Lily, on spowodował, że twoja przyjaciółka się od wszystkich oddala, a ty go jeszcze bronisz?

Milczałam. Zastanowiłam się nad tym. Miał rację, Gregory zawinił i to bardzo, ale mimo to nie zasłużył na takie traktowanie.

- Oby wyzdrowiał, bo inaczej krucho z wami będzie.

- Jakbym słyszał McGonagall! – wtrącił Syriusz.

Westchnęłam. Ta chwilowa złość mi przeszła, za to zastąpiło ją zmartwienie, że chłopaki srogo zapłacą za ten wybryk. Zostali zawieszeni, ale wątpię, że będą żałować tego zachowania.

 

***

 

Notka jest, po długim czasie. Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam czasu. Teraz zaczyna się szkoła i notki pewnie będą pojawiać się w weekendy. I to może nie zawsze co tydzień, w końcu teraz trzecia klasa gimnazjum, trzeba się wziąć za naukę na serio. ;p Ale przestać pisać nie mam zamiaru. ;p Powodzenia w nowym roku szkolnym. ;]

5 sierpnia 2008

Tajemnice Ann i James jako pocieszyciel

Stałam w dormitorium Huncwotów wraz z Dorcas i Remusem i obserwowałam Pottera i Blacka, którzy akurat szukali swoich różdżek. Ustaliliśmy, że pójdą zaraz po lekcjach do tajemniczego pomieszczenia, gdzie wczoraj widzieliśmy na mapie Ann. Mam nadzieję, że się czegoś dowiedzą…
- Na pewno mam nie iść z wami? – pytał po raz setny Lupin.
- Nie! Damy sobie radę. Nie raz robiliśmy takie rzeczy… - odparł Black.
- No dobra…
W końcu znaleźli swoje magiczne patyki.
- Więc do zobaczenia – rzekł James.
- Uważajcie na siebie… -  powiedziałam cicho…
Chłopak posłał mi uśmiech i zamknął drzwi.

***

            Gryfonka z włosami w kolorze blond stała przy ścianie w pewnym tajemniczym pomieszczeniu. Niewiele o nim wiedziała. Jej przyjaciółka kiedyś przypadkowo je odnalazła, później było przeszukiwane przez Huncwotów a potem o nim zapomniano. Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie. Tak mało wiedzieli… Gdyby dokładniej się wtedy przypatrzyli, odkryliby sporo sekretów.
- Jesteś już – stwierdził pewien chłopak pojawiając się przy niej.
Miał na sobie czarne szaty Hogwartu z naszywa na piersi przedstawiającą węża na zielono-srebrnym tle. Miał brązowe włosy związane z tyłu w kucyk, wyraźne rysy twarzy, co sprawiało, że wydawał się starszy, a jego błękitne oczy dodawały mu delikatności. Podszedł do niej i mocno ją pocałował.
- Zerwałaś z nim? – zapytał, kiedy oderwali się od siebie.
- Tak. Kilka dni temu. Nie mówiłam ci?
- Chyba nie…
- Znowu o wszystko mnie wypytują… Chcą wiedzieć gdzie i z kim spędzam czas – wyznała.
- Powiedziałaś im coś? – spytał podejrzliwie.
- Nie, pewnie, że nie. Nie są warci niczego…
- Masz rację. Tutaj masz prawdziwych przyjaciół.
- Dobrze, że ciebie poznałam. Otworzyłeś mi oczy…
Chłopak objął ja w pasie i rzekł:
- Jesteś aniołem.
- Długo jeszcze musimy się tak ukrywać? Dlaczego właściwie w tym miejscu?
- O niewielu o nim wie.
- Meczy mnie już to ukrywanie się. Dlaczego nie mogę nikomu o tym powiedzieć?
- Bo nie. Ślizgom i Gryfonka razem? To nie jest często spotykane.
- Wiem…
- Mówiłaś mi o tej Evans, że się wtedy związała z Alenem… A ty mimo wszystko mi zaufałaś – uśmiechnął się szeroko.
- Tak…
- Alex zadawał się z podejrzanymi typami. Ale ona też była naiwna. Ślizgon miałby się zakochać w szlamie? – głośny śmiech rozniósł się po pomieszczeniu.
- Nie mów tak o niej.
Chłopak pokręcił głową.
- Jeszcze tyle musisz się nauczyć…

***
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    
- Kiedy oni wrócą? – denerwowała się Dorcas.
- Niedługo… - odparł Remus.                                                                                                                                                 
Ja sama siedziałam na kanapie w Pokoju Wspólnym i nic nie mówiłam. Chłopaków nie było już ponad godzinę i zaczynałam się trochę bać.
W tej właśnie chwili portret Grubej Damy odsunął się i przez dziurę przeszli James i Syriusz. Wyglądali na bardzo zdenerwowanych. Zauważyli nas i natychmiast podeszli.
- I co? – spytałam od razu.
- Ona się… Zmieniła! – wykrzyknął Syriusz, a kilka osób popatrzyło na niego ze zdziwieniem.
- Mówcie wszystko od początku… - polecił Lunatyk.
- Poszliśmy do tego miejscu obok biblioteki. Chcieliśmy tam wejść, ale się nie dało! Wszystkiego próbowaliśmy…W końcu Syriusz rzucił zaklęcie, które pozwoliło nam podsłuchiwać osoby w środku – zaczął James.
- I tam była Ann… I potem zjawił się jakiś chłopak, chyba ten Gregory. Mówiła mu o nas, że ją wypytujemy o wszystko… On kazał jej milczeć. Ann cieszyła się, że go poznała… A on jej jeszcze ściemniał, że tam ma prawdziwych przyjaciół – prychnął. 
- I jeszcze mówili o tobie, Lily… - James zwrócił się do mnie.
- Jak to?
- Gadali coś o zaufaniu… I o tobie, jak wtedy z Alexem byłaś…
Na samo wspomnienie Ślizgona zrobiło mi się niedobrze.
- I jest jeszcze coś – Łapa spojrzał na Remusa z niepokojem.
- Co?
- Ona jest jego dziewczyną.
Remus otworzył usta z wrażenia. Siedział chwilę patrząc w podłogę, a potem nagle zerwał się i wybiegł z Pokoju Wspólnego.
- O nie… - jęknęła Dorcas.
- Ale kiedy ona go poznała? Dlaczego z nim jest…? – pytałam.
- A ty dlaczego byłaś z Alexem? – zapytał James.
- Nie wiem… - odparłam cicho.
- No widzisz.
- Wiecie co? Ja może pójdę za Remusem… On jest czasem taki nerwowy… - powiedział Syriusz.
- Trzymaj Mapę – James podał mu zwitek pergaminu.
Po chwili Blacka już nie było.
- Boję się o nią… - rzekła Dorcas.
- Ja też… Strasznie. Pamiętacie, co zrobił Alex? Też mu zaufałam… A jeśli to kolejna pułapka? Co wtedy?
- Ty przynajmniej się od nas nie odwróciłaś… - zauważyła Dorcas.
- On coś knuje, czuję to… I my ją już straciliśmy… - w oczach zaszkliły mi się łzy.
- Ej, Liluś, nie płacz… Nic jej nie będzie… - James zauważył mój stan i natychmiast zareagował.
- Skąd wiesz? Widziałeś, co zrobił Alex… - łzy poleciały mi po twarzy.
Chłopak od razu znalazł się przy mnie i mocno przytulił.
- Dorcas, możesz…? – zaczął w stronę mojej przyjaciółki.
Ona od razu zrozumiała o co mu chodzi.
- Muszę coś załatwić – i zaraz jej nie było.
- Wszystko będzie dobrze… Zobaczysz… Ale nie płacz, nie lubię tego... Liluś… - mówił James i tulił mnie do siebie.
Nie wytrzymałam i mocnej się rozpłakałam. Ale w jego ramionach czułam się bezpiecznie… Czułam, że przed wszystkim mnie obroni. Jego dłonie na moich plecach i ten zapach… Rogacz używał ślicznych perfum. Powili się uspokajałam, a on wciąż nie puszczał.
- Przepraszam, że tak się rozkleiłam… - powiedziałam po chwili.
- Nie przepraszam, zdarza się… - chłopak uśmiechnął się.
- Kompletna ciapa ze mnie…
Roześmiał się.
- Ale kochana ciapa – poprawił.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Będzie dobrze, Liluś, zobaczysz. Ann w końcu zrozumie…
- Tylko żeby nie było za późno…
James ponownie mnie objął, a ja znów poczułam się cudownie…

***

Udało mi się napisać notkę przed wyjazdem. :) Strasznie się śpieszyłam i dlatego nie jest zbyt dobra… Ech… Nie wiem, kiedy wrócę. Dostęp do neta będę miała, ale nie na tyle, żeby napisać cokolwiek. Notka więc po przyjeździe. Może będę też pisać w zeszycie… ;] W każdym bądź razie na pewno nie zapomnę o Was i o blogu. ;]

1 sierpnia 2008

"Nie tak miało być..."

                   Dorcas wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem. Zapomniała wcześniej zabrać ze sobą ubrań. Z mokrych włosów spływała woda po jej prawie nagim ciele. Dziewczyna szybkim krokiem podeszła do szafy, zabrała potrzebne rzeczy i odwróciła się. Przed nią stał Syriusz Black i uśmiechał się podejrzliwie.

- Co ty tu robisz? – spytała zaskoczona i mocniej przytrzymała ręcznik w obawie, że spadnie.

- A tak postanowiłem wpaść… Nie spodziewałem się, że zobaczę cię w takim… stroju – uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Na twarzy Dorcas pojawił się lekki rumieniec, który starała się ukryć odwracając głowę.

Stała w ręczniku przed swoim byłym chłopakiem, na którym wciąż jej zależało. Mogła to być jej szansa. Ale jak ona wyglądała? Była prawie naga, a Łapie najwyraźniej to odpowiadało.

Chłopak nie wiedział, co powinien zrobić. Właściwie po co tu przyszedł? Ciągnęła go tam jakaś dziwna siła. Teraz tu jest i stoi przed nią. Chyba do końca nie pozbył się uczucia do niej. Próbował je ukryć, jednak ono właśnie wydostawało się na zewnątrz. Nie miał najmniejszego zamiaru stąd wychodzić, mimo że zdawał sobie sprawę, iż łamie swoje postanowienie. Patrzył na nią łakomym wzrokiem, a kiedy zdał sobie sprawę, że oprócz tego cienkiego materiału nie ma nic na sobie, serce zaczęło mu bić szybciej. Krople wody spływające z jej włosów dodatkowo potęgowały jego odczucia.

Dorcas odzyskawszy zdrowy rozsądek powiedziała szybko:

- Idę się ubrać – czym prędzej skierowała się do łazienki.

Syriusz wykonał gwałtowny ruch i o mało co się nie wywalił. Po paru sekundach był przy drzwiach, tuż obok Dorcas. Złapał ją w talii, przyciągnął do siebie i szepnął:

- Dla mnie możesz zostać tak jak teraz…

Jego głos tuż przy jej uchu wywołał ciarki na jej ciele. Rytm serca przyśpieszył, a ona sama odwróciła się powoli.

- Syriusz… - zaczęła, nie wiedząc, co dalej powiedzieć.

Patrzyli sobie w oczy, ciesząc swoją bliskością. Oboje za sobą tęsknili. Nie panowali nad sobą, nie myśleli logicznie. Black przysunął się do niej i mocniej ją objął, po czym nagle pocałował. Dla Dorcas to był szok, w pierwszej chwili nie wiedziała, co się dzieje. Syriusz, jego usta i ona w ręczniku. W końcu przestała się nad tym zastanawiać, po prostu go całowała.

Kilka minut później oderwali się od siebie dysząc ciężko.

- Co to było…? – spytała oniemiała dziewczyna.

- Pocałunek – odparł uśmiechnięty Syriusz i powrócił do przerwanej czynności.

„To chyba sen… Muszę podziękować Lily, że stąd poszła…” przemknęło przez myśl Dorcas, gdy znów poczuła jego usta. Zarzuciła mu ręce na szyje, całkowicie zapominając o swoim okryciu, które w każdej chwili mogło zlecieć. Chłopak na szczęście zbyt mocno ją trzymał.

Po pewnym czasie Syriusz odsunął twarz od niej i spytał z podstępnym uśmieszkiem.

- Wiesz, że jeśli cię puszczę to ręcznik spadnie?

- Nie zrobisz tego…

- Skąd wiesz? – przekomarzał cię z nią.

- Bo cię o to proszę.

Chłopak zaśmiał się lekko. Kusiło go, żeby to zrobić, ale nie chciał psuć tej chwili.

Mimo że Dorcas zawinęła się tak, że nie było sposoby, aby jej „ubranie” spadło, jednak zdążyło się już poluzować i dziewczyna wiedziała, że wszystko zależy od Blacka.

Łapa omiótł wzrokiem jej dekolt, teraz już bardziej odsłonięty niż kwadrans temu.

- Syriusz… Przestań się tak gapić… - upomniała go.

On tylko posłał jej zniewalający uśmiech i powiedział:

- Dobra, to ja spróbuję ci to zrobić jakoś tak, żeby nie spadło…

Jak powiedział, tak uczynił. Prawdopodobnie specjalnie się ociągał i na dodatek kilka razy „przypadkiem” zahaczył o jej pupę.

- Jeszcze raz ręce ci tam zawędrują to…

- To co? – przerwał jej.

- Lepiej żebyś nie wiedział.

- Jasne.

Chwilę później Dorcas zniknęła sama w łazience uprzednio powiedziawszy Syriuszowi, żeby poczekał na nią.

Dziewczyna przebierała się szybko starając się ogarnąć swoje myśli. To, co przed chwilą zaszło, przerosło jej najszczersze marzenia. Sam do niej przyszedł i na dodatek się całowali. Lily mówiła jej, że powinna z nim porozmawiać i powiedzieć, co czuje. Może właśnie teraz jest dobry moment? „Nie… Najpierw muszę wybadać, czy to nie było dla niego zabawą…” pomyślała.

Ubrała się i już miała sięgać po różdżkę, kiedy przypomniało jej się, że o niej zapomniała. Musiała więc wyjść z mokrymi włosami. Rozczesała je, głęboko odetchnęła licząc do dziesięciu i wróciła do dormitorium. 

Black siedział na jej łóżku i sprawiał wrażenie znudzonego. Gdy ją zobaczył, uśmiechnął się.

- Nareszcie… Ile można czekać? – wstał i podszedł do niej obdarzając ją kolejnym pocałunkiem.

Po chwili dziewczyna przerwała to i powiedziała poważnie:

- Musimy porozmawiać.

- O czym?

- No jak to o czym? O tym, co przed chwilą zaszło – wyrwała się z jego objęć i oddaliła na pewną odległość.

- No to słucham… - Syriusz sprawiał wrażenie niezbyt zadowolonego.

- Powiedz mi… Dlaczego?

- Dlaczego? Sam nie wiem. Chciałem tu przyjść… I reszta sama się potoczyła. Tylko nie mów, że ci się nie podobało, bo nie uwierzę.

- Nie zamierzam – uśmiechnęła się nieznacznie.

- Czy to coś znaczyło? – zapytała po chwili ciszy.

Sekundy, podczas których Black zastanawiał się nad odpowiedzią, strasznie się jej dłużyły.

- Nie… Tak… Nie no, nie wiem już sam!

Meadowes wpatrywała się niego uważnie.

- Dorcas, przepraszam, jeśli znowu cię ranię… Ale ja nie umiem no… Wtedy tak to się skończyło, a teraz…

- Teraz jest za późno, tak? To chcesz powiedzieć? – spytała odwracając wzrok, chcąc ukryć napływające łzy.

- Nie… Nie o to chodzi. Po prostu teraz nie udałoby się nam… Tak czuję.

- Więc nie chcesz nawet spróbować?

- Nie widzę w tym sensu.

Bolały ją jego słowa i to bardzo. Podeszła do okna i starała się nie wybuchnąć płaczem. Nie przy nim.

- Możemy się przecież przyjaźnić nadal… - dodał.

Nie wytrzymała. Łzy popłynęły ciurkiem po twarzy a ona sama lekko pociągnęła nosem.

Łapa domyślił się, co się dzieje. Podszedł do niej od tyłu i przytulił.

- Przepraszam… Nie chciałem cię krzywdzić… Niepotrzebnie tu przychodziłem… Przepraszam… - mówił i wciąż ją obejmował.

Dorcas była zaskoczona jego zachowaniem. Nigdy wcześniej by nie pomyślała, że potrafi być taki opiekuńczy… Ta myśl sprawiła, że jeszcze bardziej się rozpłakała.

Stali tak przytuleni dość długo, a ona chlipała w jego ramię. Chwilę później otrząsnęła się i dotarło do niej, co właśnie robi.

- Wyjdź stąd – powiedziała twardo.

Posłuchał jej od razu. Stając w drzwiach odwrócił się jeszcze i powiedział:

- Przepraszam…

I zniknął. Dorcas opadła na łóżko i przestała hamować łzy. „Nie tak miało być…” pomyślała.

 

 

            Zauważyłam Syriusza schodzącego po schodach z nietęgą miną. Podszedł do nas i usiadł obok, jednak sprawiał wrażenie, jakby nas nie zauważał.

- Byłeś u niej? – zapytałam.

- Co? A tak, byłem… - i znowu się zamyślił.

- I…? – dopytywałam się.

Wzruszył tylko ramionami.

- Muszę iść – powiedziałam w stronę Remusa i szybko udałam się do dormitorium.

Dorcas leżała na swoim łóżku i płakała. Podeszłam do niej i zapytałam:

- Co on ci zrobił?

Pokręciła głową i załkała.

- Jestem głupia… Myślałam, że mu zależy… Zachowałam się jak idiotka…

- Ale co się stało?

Dziewczyna usiadła powoli na łóżku, otarła łzy i zaczęła opowiadać.

- Przecież on mógł strącić ten ręcznik jednym ruchem… - wtrąciłam.

- Wiem! Ale nie zrobił tego… I potem… - kontynuowała.  

- O Jezu… - wymsknęło mi się, kiedy zakończyła.

- Przepraszał cię… Tulił… I pocieszał… Zupełnie jak nie on… Ciekawe co mu się stało… - powiedział.

- No właśnie! Wolałabym, żeby wyszedł, żeby zachował się jak świnia, żebym mogła go wyzwać… A on? Przeprosił.

- Nie chciał wyjść na dupka.

- Wiem… I co ja mam teraz zrobić? Chciałam mu powiedzieć, co czuję, ale on i tak chyba się domyślił… Wyszłabym na jeszcze większą kretynkę.

- Nie mów tak, wcale nie jesteś kretynką…

- Pewnie… - mruknęła z ironią.

- Chyba powinnaś… Powinnaś o nim zapomnieć – z trudem przeszło mi to przez gardło.

Wcześniej ją zachęcałam, aby się nie poddawała. Ale teraz… Skoro Black nie chce… To trzeba to zakończyć.

- Ja nie chcę…

- Jeszcze spotkasz chłopaka, z którym będziesz szczęśliwa… Zobaczysz.

- Ale ja chcę jego…

Przytuliłam ją, wiedząc, że ciężko jej będzie zapomnieć… Ale da radę.

Godzinę później przypomniałam sobie o zadaniu domowym, które zostawiłam w Pokoju Wspólnym.

- Za chwilę przyjdę, dobra? Zostawiłam notatki na dole…

Zeszłam do salonu Gryfonów i szybko odnalazłam potrzebne kartki. Mój wzrok padł na Jamesa i Natalie. Tym razem dziewczyna siedziała mu na kolanach. Nie przytulali się, wyglądało na to, że czwartoklasistka była trochę speszona.

Czym było spowodowane to lekkie ukłucie w sercu? Już nie pierwszy raz to czułam. Zazdrość? Nie… A może jednak? Nie podobało mi się, że z nią tam siedział… Mi nie poświęcał już tak dużo czasu. Kiedyś bym się z tego cieszyła… Ech…

Wróciłam do Dorcas i spędziłam z nią resztę tego dnia. Ann znów długo nie wracała. Około dwudziestej trzeciej wyszłam z przyjaciółką do Pokoju Wspólnego, by tam czekać na blondynkę. Oprócz nas byli tam także James i Remus.

- Ann jeszcze nie ma… - powiedziałam.

- Wiemy. Zobacz, gdzie jest – Remus podsunął mi Mapę Huncwotów.

Spojrzałam na pergamin. Kropka z napisem „Ann Makron” znajdowała się w pewnym pomieszczeniu przy bibliotece.

- To jest to miejsce! To, które kiedyś znalazłam przez przypadek!

- Tak? A faktycznie! – James doznał olśnienia.

- Wcześniej jej nie widzieliście na Mapie?

- No nie! Pierwszy raz! Z tym pomieszczeniem mamy problemy… Nie można go dobrze nanieść i raz je widać, a raz nie.

- No to teraz wiemy, gdzie Ann tak znika…

- A to co? – Dorcas wskazała na zbliżającą się kropkę.

- Gregory O’Connor – przeczytałam.

- Kto to jest? – zapytała Meadowes.

- Nie mam pojęcia… - odparł James.

Postać O’Connera po chwili pojawiła się przy Ann. Wpatrywaliśmy się w Mapę przez długi czas, aż w końcu Remus rzekł:

- Widać woli jego towarzystwo…

- Trzeba się dowiedzieć, o co tu chodzi. Załatwię to z Syriuszem – powiedział James.

Na wspomnienie o Blacku Dorcas spuściła głowę.

- Wiecie co? Ja pójdę już do dormitorium… Jutro o tym porozmawiamy – powiedziała.

- Dobra… Ja za chwilę przyjdę – odparłam.

Dziewczyna pożegnała się z chłopakami i ruszyła po schodach.

- Boję się o nią – wyznał Remus.

- Jak każdy… Nie martw się, odkryjemy, co się z nią dzieje… - przytuliłam go lekko.

- Dzięki, Lily… Też już pójdę. Nie mogę o tym myśleć… Na razie…

I tak oto zostałam sama z Jamesem. Panowała niezręczna cisza, nikt nie wiedział, co powiedzieć. Aż w końcu poinformowałam go, że wracam do siebie.

- Do zobaczenia jutro – mruknęłam.

- Tak, do jutra… Śpij dobrze – chłopak posłał mi uśmiech.

- Ty też…

 

***

 

Notka trochę dłuższa niż ostatnie. ;) Mało w niej o Lily, ale to było potrzebne. Co to Ann, to w końcu wymyśliłam nową, trzecią wersję i jej się będę trzymać. ;] O Syriusza i Dorcas się nie martwcie, jeszcze będą razem – tyle mogę zdradzić. ;) Kolejna notka niedługo. :)