17 maja 2010

Pokój czarownicy


Kiedy Syriusz odjechał, nie pozostało mi już nic innego jak tylko wrócić do domu. Dobrze zrobiła mi jego wizyta. Łapa potrafił zawsze poprawić humor, był zdecydowanie oddanym przyjacielem. Nawet nie spodziewałam się, że tu przyjedzie. Cóż, po nim można wszystkiego oczekiwać, w końcu jest jednym z Huncwotów.
            Ojciec siedział w fotelu i chyba oglądał telewizję. Wyraz jego twarzy wskazywał jednak na to, że był głęboko zamyślony i pewnie nie zwracał nawet uwagi na to, co mówili dziennikarze w jakimś programie publicystycznym. Petunia natomiast siedziała w kuchni i czytała jakąś gazetę. Nie zawahała się jednak obrzucić mnie nienawistnym spojrzeniem, kiedy przechodziłam obok.
            Dopiero znalazłszy się w swoim pokoju, poczułam się spokojnie. Tam na dole panowała nieprzyjemna atmosfera. Usiadłam na łóżku, a na moich kolanach od razu znalazła się Dott. Jej plamki były w kolorze ciemnoniebieskim – tym samym okazywała swoje zmartwienie. Niezwykła kotka, zawsze wiedziała, kiedy coś było nie tak.
            Z kufra leżącego na podłodze wystawał róg jakiejś książki. Z ciekawości sięgnęłam po nią. Wiedziałam, że jeśli się czymś nie zajmę, zacznę rozmyślać o wszystkich możliwych zakończeniach pobytu mojej mamy w szpitalu, od tych najgorszych zaczynając. Przeglądnęłam więc szybko podręcznik do eliksirów, po czym odłożyłam go na bok, gdyż nie było w nim już nic, czego bym nie wiedziała.
- Lily, chodź tu na dół! Ktoś do ciebie! – usłyszałam krzyk ojca.
Kto to znowu mógł być? Sporo tych odwiedzin dzisiaj…
Po chwili byłam już w salonie i witałam się z Tomem, który wyglądał na rozgniewanego.
- Cześć. Sorry, że tak bez uprzedzenia, ale jest coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział cicho, żeby nikt inny z domowników tego nie usłyszał.
- To chodźmy może na spacer, okej? – zaproponowałam.
- Lily, spójrz za okno. Naprawdę chcesz spacerować przy takiej pogodzie? – zapytał, wskazując na najbliższą szybę.
- Oj, nie wiedziałam, że pada – przyznałam, kiedy na zewnątrz zauważyłam ulewę.
Potem dostrzegłam także, że Tom ma wilgotne włosy.
- W takim razie chodźmy na górę do mojego pokoju – powiedziałam.