31 grudnia 2006

Ogłoszenie 10

Aż mi wstyd! Znowu tyle czasu nie ma notki... Powód: moje lenistwo. Nic nie chce mi się robić... Strasznie się rozleniwiłam przez te wolne dni... Aż się boję myśleć co będzie, jak trzeba będzie wrócić do szkoły. :( Poza tym jakoś nie mam dobrego humoru... i weny. Planowałam, że dodam notkę dziś, żeby jeszcze zdążyć w tym roku, ale nic z tego. Jak usiadłam, żeby coś napisać, to powstało zaledwie pół strony zeszytu... I tyle. Większego lenia ode mnie chyba nie ma na tym świecie. :P No nic, pozostaje mi tylko życzyć wam udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku, żeby był on o wiele lepszy od mijającego. ;) Pozdrawiam!!


23 grudnia 2006

Nowi sąsiedzi i listy

   Następnego ranka zeszłam na śniadanie w dość dobrym humorze. Leżąc wcześniej w łóżku, zastanawiałam się nad tymi wakacjami i doszłam do wniosku, że mogą być one całkiem udane. Tak pozytywnie nastawiona pokazałam się rodzicom, którzy siedzieli już przy stole, oraz Petunii, niezbyt zachwyconej moim widokiem.

- Siadaj córeczko. Jak ci się spało? – zapytała mama uśmiechając się.

- Dobrze, mamo.

Zjadłam z nimi śniadanie, po czym podeszłam do okna. Na przeciwko nas, przy domu naszej sąsiadki, pani Fenty, zaparkował właśnie jakiś duży wóz i jacyś panowie zaczęli wynosić z niego meble.

- Nowi sąsiedzi? – zapytałam rodziców.

- Właśnie, zapomnieliśmy ci powiedzieć. Pani Fenty się niedawno wyprowadziła. Widocznie szybko znalazła nowych właścicieli domu... – odparła mama.

Rodzice pytali mnie jeszcze o Sumy i inne rzeczy a ja wypytałam ich o babcię, która mieszkała już u siebie. O wiele lepiej się czuła i wszystko wyglądało na to, że nie będzie już żadnych komplikacji.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

   Kolejnego dnia po południu usłyszałam dzwonek do drzwi. Chyba mama otworzyła, ja zostałam u siebie w pokoju.

- Lily, zejdź tu na chwilę! – zawołała mama po pewnym czasie.

Pewnie muszę poznać tych, co przyszli... Zeszłam na dół.

- O, to jest właśnie nasza druga córka, Lily – powiedział tata, kiedy mnie zobaczył.

W naszym salonie stała jakaś rodzina. Ojciec, matka i ich syn – na oko w moim wieku. Całkiem przystojny, wysoki, wysportowany, ciemne włosy i piwne oczy. Uśmiechnął się do mnie.

- Dzień dobry, państwu – przywitałam się.

- To nasi nowi sąsiedzi, Lily. Państwo Moore i ich syn Thomas.

Rodzice rozgadali się z nowymi znajomymi a Petunia wróciła do swojego pokoju. Mi pozostało zająć się synem naszych sąsiadów...

- Gdzie wcześniej mieszkaliście? – spytałam, podchodząc do niego.

- Na południu Szkocji. Mój ojciec zmienił pracę i przeprowadziliśmy się tutaj.

- Nie było ci przykro, że musiałeś opuścić przyjaciół?

- Trochę tak... Ale trzeba być otwartym na nowe znajomości...

Spodobało mi się jego podejście do życia. Ja na jego miejscu byłabym wściekła na rodziców, że się przeprowadzamy, a on traktował to całkiem normalnie. Widocznie lubił wyzwania.

- Thomas... – zaczęłam.

- Tom – przerwał. – Wolę jak się mówi do mnie Tom. Nie lubię swojego pełnego imienia – dodał.

- Dobrze, Tom.

Rozmawialiśmy jeszcze na różne tematy. Był naprawdę fajny. Miły, przebojowy, inteligentny... Od razu go polubiłam. Tom był ode mnie starszy o rok.

- Masz chłopaka? – spytał po chwili.

Trochę zaskoczyło mnie to pytanie.

- Nie, nie mam – odparłam, po czym lekko się uśmiechnęłam.

- Jak to możliwe, że taka piękna dziewczyna jak ty jest sama? – spytał posyłając mi piękny uśmiech.

- Widocznie nie spotkałam jeszcze tego właściwego... – powiedziałam.

- Na pewno nie? – spytał i spojrzał mi w oczy.

To spojrzenie jakby coś sugerowało. Długo patrzyliśmy na siebie. I wcale nie chciałam tego przerywać. Oczy miał śliczne... Mogłam się w nie patrzeć godzinami...

- Tom, zbieraj się! Będziemy już szli – zawołał pan Moore.

- Szkoda... Spotkamy się jeszcze, nie? – powiedział Tom.

- Na pewno. W końcu jesteśmy sąsiadami – uśmiechnęłam się.

Po chwili już ich nie było.

Wróciwszy do swojego pokoju, zobaczyłam sowę pukającą do okna. Otworzyłam je i ptak upuścił list na łóżko, po czym rozgościł się w moim pokoju. List był od Dorcas.

Kochana Lily,

nawet nie wiesz jak się za Tobą stęskniłam! To dopiero kilka dni, a jednak. Co tam u Ciebie? Ja na razie siedzę w domu. Za tydzień jedziemy do Grecji. Fajnie, będę miała okazje się poopalać. Syriusz jeszcze nic do mnie nie napisał. Myślę, że to przez jego rodzinę. Wiesz, co oni o mnie myślą. Możliwe, że go kontrolują… Mam nadzieję, że jednak szybko dostanę od niego list. A co z Jamesem? Pisał do Ciebie? Czekam na odpowiedź.

Buziaki,

Dorcas

Natychmiast chwyciłam za pióro i pergamin i odpisałam przyjaciółce.

Kochana Dorcas,

u mnie wszystko dobrze, a nawet lepiej. Mam nowych sąsiadów! A jednym z nich jest bardzo przystojny chłopak. Dzisiaj był u nas razem z rodzicami. Ma na imię Tom i jest o rok straszy. Super się z nim gada. Jest naprawdę fajny... A Potter nic nie pisał i mam nadzieję, że nie napisze. Nie chcę, żeby mi psuł nastrój. Jeszcze nie mam pojęcia, gdzie jadę na wakacje. Nie wiem nawet czy w ogóle gdzieś jadę. Trzymaj się i nie trać wiary w Syriusza, na pewno napisze.

Buziaki i uściski,

Lily

Przywiązałam list do nóżki sowy i patrzyłam jak odlatuje. Przez następne kilkanaście minut czytałam mugolskie gazety, dopóki w okno znów nie zastukała sowa. Tym razem list był od kogoś, na którego list w ogólne nie miałam ochoty.

Kochana Lily,

przepraszam Cię za moje zachowanie w pociągu. Tak jakoś wyszło… Proszę, nie gniewaj się na mnie.. Nie chcę, żebyśmy byli pokłóceni przez całe wakacje...

...i dalej były różne inne głupoty. Jaki z niego idiota... No i oczywiście humor mi popsuł. Ale on jest natrętny... Mam go dość. Nic mu nie odpiszę.

Myślałam jeszcze o Tomie... Naprawdę go polubiłam. Ciekawe co wyniknie z tej znajomości... Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. Tylko że czasami dobre rzeczy zbyt szybko zmierzają do końca...

 

***

 

Notka jest, po bardzo długim czasie. Szczerze mówiąc nie miałam ochoty i czasu na pisanie. Wiadomo, świąteczne porządki, zakupy itp.

Białych myśli

lekkich jak puch,

niech Anioł

przywieje z nieba,

otworzy skrzydłem

nadziei,

i niech kolędę zaśpiewa,

bo dzisiaj jest piękny dzień,

 wszystko się rodzi na nowo,

więc w blasku tajemnych świąt,

żyjcie zdrowo i kolorowo.

 

Życzę wam wszystkim, żeby te Święta były najlepsze ze wszystkich!  

Pozdrawiam!

10 grudnia 2006

Powrót do domu

   Kolejne tygodnie zleciały bardzo szybko. Wkrótce nadszedł koniec roku szkolnego. Cieszyłam się z tego. Wreszcie będę mogła odpocząć od nauki. Poza tym rozstanie się na dwa miesiące z niektórymi osobami dobrze mi zrobi. No i zobaczę się z rodzicami i Petunią. Ze spotkania z siostrą nie jestem tak bardzo zadowolona...

   W ciągu ostatnich tygodni lekcje były bardzo fajne. Nauczyciele prawie nic nie zadawali, mało było nauki. Zresztą i tak prawie nikt się nie uczył, bo było już po egzaminach. Ogólnie dni mijały w bardzo miłej atmosferze.

   Z Jamesem układało mi się dość dobrze. Nie kłóciliśmy się i chciałam, żeby tak pozostało. Jednak James wrócił do swoich starych zwyczajów. Znów męczył mnie pytaniami, czy się z nim umówię. A ja oczywiście mu odmawiałam. Myślałam, że już z tego wyrósł, ale najwyraźniej się myliłam. Teraz już wszystko było jak dawniej...

   Dziś miała się odbyć uczta pożegnalna. Wielka Sala była bardzo ładnie przyozdobiona. Pod samym sufitem wisiały flagi z godłem Hogwartu. Siedziałam z dziewczynami i Huncwotami przy stole Gryffindoru. Rozmawiałyśmy o nadchodzących wakacjach. Jeszcze nie wiedziałam, jak je spędzę.

Nagle wstał dyrektor i zaczął swoją przemowę.

- I kolejny rok dobiegł końca... Rok na swój sposób niezwykły. Chciałbym serdecznie pożegnać wszystkich uczniów a w szczególności siódmoklasistów, którzy już nas opuszczają.

Wtedy uświadomiłam sobie, że niektóre starsze dziewczyny są zapłakanie i smutne. To na pewno siódmoklasistki oraz młodsze dziewczyny, których chłopaki byli na siódmym roku. Jeszcze dwa lata i to ja będę tak ryczeć...

Dumbledore kontynuował:

- A teraz, pewnie chcielibyście wiedzieć, który dom zdobył Puchar Domów. Oto wyniki: czwarte miejsce – Huffelpuff – 377 punktów.. Trzecie miejsce Ravenclav – 398 punktów. Drugie miejsce – Slytherin – 456 punktów. Pierwsze miejsce Gryffindor – 475 punktów!!! – dyrektor klasnął w dłonie a flagi natychmiast zmieniły kolor na czerwono-złoty z lwem na środku.

Wszyscy Gryfoni zaczęli krzyczeć i piszczeć a po chwili dołączyli do nich również Krukoni i Puchoni. Tylko Ślizgoni mieli nietęgie miny.

Dyrektor znów klasnął w ręce a na stole pojawiły się przeróżne potrawy. Nałożyłam sobie trochę na talerz i zaczęłam jeść. Cały wieczór upłynął w bardzo miłej atmosferze.

   Po powrocie do dormitorium zaczęłyśmy się pakować. Znowu wszystko na ostatnią chwilę... Po całym pomieszczeniu walały się ciuchy, kosmetyki, książki i tym podobne. Normalnie jakby przeszło tamtędy tornado.

   W końcu, gdzieś po trzech godzinach, skończyłyśmy. Przy drzwiach stały cztery spakowane kufry. Trochę rzeczy, które nie były nam potrzebne, zostawiłyśmy, bo po prostu się nie mieściły. Wykończone poszłyśmy spać.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

   Nazajutrz rano już siedziałam z przyjaciółkami w jednym z przedziałów ekspresu Hogwart – Londyn. Rozmawiałyśmy na przeróżne tematy. Po chwili wpadli do nas Huncwoci i od razu się rozgościli. Syriusz i Dorcas zajęli się sobą, Ann i Remus też, Katie zaczęła coś czytać a Peter jadł czekoladowe żaby. James przysunął się bliżej mnie i szepnął:

- O czym myślisz?

- O powrocie do domu...

- Cieszysz się z tego?

- Raczej tak... Chociaż myśl o spotkaniu z Petunią nie jest zbyt miła.

- Tak bardzo jej nie lubisz?

- Raczej ona mnie... Ale nie mówmy o niej...

- Dobrze.

Rozmawialiśmy jeszcze o wakacjach a później ja zaczęłam czytać książkę a chłopaki grali w Eksplodującego Durnia.

   Po paru godzinach, kiedy do Londynu została kilkadziesiąt minut drogi, wyszłam do toalety. Gdy wracałam, ktoś mocno mnie złapał i przycisnął do ściany. To James. Znajdował się bardzo blisko mnie. Zbyt blisko...

- Będę bardzo za tobą tęsknił... – szepnął.

Nasze twarze dzieliło dosłownie kilka centymetrów.

- James, nie... – zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć.

Chłopak zamknął mi usta pocałunkiem. Nie powiem, było wspaniale, ale przecież nie mogłam pozwolić, żeby trwało to dłużej. Odepchnęłam go od siebie i powiedziałam:

- Nigdy więcej tego nie rób. Nie chciałam się z tobą kłócić przed wakacjami, ale ty oczywiście musiałeś wszystko popsuć.

Szybko wróciłam do przedziału. James też po chwili tam był. Nawet na niego nie spojrzałam.

   W końcu dojechaliśmy. Rodzice już na mnie czekali. Petunii nie było. Przywitałam się z nimi i poszłam do przyjaciółek, by się z nimi pożegnać.

- Obiecajcie, że będziecie pisać – powiedziała Dorcas.

- Jasne, na pewno – odparłam.

Rodzice już wołali, żebym się pośpieszyła. Spojrzałam na Jamesa, on też na mnie patrzył. Odwróciłam wzrok i poszłam do rodziców. Z samochodu pomachałam jeszcze dziewczynom.

   Po niecałej godzinie byłam już w domu. Wraz z rodzicami i Petunią zjadłam kolację i poszłam do swojego pokoju. Szczerze mówiąc, nie czułam się jak u siebie. Teraz moim domem był Hogwart... Usiadłam na swoim łóżku. Już tęskniłam za przyjaciółmi...Dobra, jakoś przeżyję te dwa miesiące, które, mam nadzieję, będą udane.

 

***

 

Notka nie zachwyca długością, wiem, ale mi się podoba :P Chyba nie spodziewaliście się, że kiedyś to napiszę. :P Ale doszłam do wniosku, że jestem dla siebie zbyt krytyczna. ;) Założyłam funtest dotyczący bloga. Znajdziecie go TUTAJ. :) Powstały też sondy, w których, mam nadzieję, będziecie głosować. :) Wszystko w linkach w ramce „O Blogu” Pozdro!! ;) 

3 grudnia 2006

Rozmowa z Jamesem

   Niechętnie poszłam za dziewczynami do dormitorium i nie miałam najmniejszej ochoty stamtąd wychodzić. Moje przyjaciółki od razu zaczęły wybierać ubrania, a ja rozsiadłam się wygodnie na łóżku i wszystkiemu się przypatrywałam.

- A ty co, Lily? Nie szykujesz się? – zapytała mnie Dorcas.

- Nie. Nigdzie nie idę – odparłam.

- Jak to nie? Dlaczego?

- Bo nie chce. Nie mam ochoty na żadne imprezy.

- Oj Lily... Chodź, będzie fajnie. Trochę się rozerwiesz. Huncwoci zawsze robią świetne imprezy – rzekła Katie.

- No właśnie... Huncwoci – mruknęłam.

- A... Rozumiem... Nie chcesz się widzieć z Jamesem...

- No właśnie...

- Przecież nie musisz z nim w ogóle rozmawiać – powiedziała Dorcas.

- Wiem. Ale i tak nie chcę iść.

- Chcesz. I pójdziesz. No już, szykuj się – rozkazała Dorcas.

Na nic zdały się moje protesty. Dziewczyny uszykowały mi ciuchy i kazały się przebrać, pomalować itp. Zrobiłam to niechętnie i zostałam wyciągnięta z dormitorium. Od razu skierowałam się w stronę kanapy przy kominku, by tam usiąść i przeczekać całą imprezę. Moje przyjaciółki pokręciły tylko głową i poszły się bawić. Stwierdziłam, że takie siedzenie na kanapie jest bez sensu i postanowiłam posiedzieć tam jeszcze parę minut a potem spróbuję wymknąć się do dormitorium. Muzyka już leciała, impreza się rozkręcała, a ja po prostu nie miałam ochoty na zabawę.

Mój plan jednak ktoś pokrzyżował. Przede mną zjawił się James i powiedział od razu:

- Możemy pogadać?

- Nie. Właśnie wychodzę – odparłam i wstałam.

- Poczekaj – powiedział James i złapał mnie za rękę.

Wyrwałam się mu i spytałam wrogo:

- Czego chcesz?

- Pogadać... I przeprosić cię... Wiem, że zachowałem się strasznie głupio... Nie bądź na mnie zła – rzekł.

- Taa... Myślisz, że jedno „przepraszam” załatwi sprawę?

- Lily, no... Nie bądź zła... Przecież nic takiego się nie stało...

- Nic? A to, ze zrobiłeś pośmiewisko ze Snape’a na całą szkołę to nic?

Potter na chwilę zamilkł, ale potem powiedział:

- Nikt się tym tak nie przejmuje jak ty.

- No i dobrze – warknęłam i skierowałam się w stronę mojego dormitorium.

- Zaczekaj... Zatańczysz? Proszę... – rzekł Rogacz.

Bardzo zdziwiło mnie jego pytanie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć... Akurat poleciała znana mi melodia... Piosenka, która leciała na balu bożonarodzeniowym... James parzył mi w oczy uważnie, a ja poddałam się chwili i powiedziałam:

- Dobrze…

Dopiero po paru sekundach doszło do mnie to, co zrobiłam. Ale było już za późno... James, z uśmiechem, wziął mnie w ramiona. Po chwili mocno się w niego wtuliłam. Poczułam się bardzo dobrze. Wspomnienia wróciły... Jednak to nie było to samo, co wtedy... Kiedy piosenka dobiegła końca, oderwałam się od Jamesa i szybko uciekłam do dormitorium, wyklinając się myślach. Dlaczego poddałam się wspomnieniom? Teraz jeszcze James sobie coś pomyśli… Głupia jestem i tyle.

   W dormitorium usiadłam przy oknie i znów sobie wszystko przypomniałam. Jak tańczyliśmy wtedy razem na balu i jak wyznałam mu miłość... Teraz już jego w ogóle nie czuję. Na drugi dzień James mnie zdradził... Ale jak się później dowiedziałam, nie był to jego wina. Potem jeszcze tyle się wydarzyło... Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Chciałam być sama, więc nie odpowiadałam. Jednak ten ktoś po prostu sobie wszedł do środka. To był James. Mogłam się tego spodziewać...

- Lily, wiem, że jesteś na mnie wkurzona za to, co zrobiłem Snape’owi, ale proszę, nie gniewaj się. Oboje przecież tego nie chcemy – powiedział.

Milczałam.

- Lily... Naprawdę cię przepraszam...

Spojrzałam na niego. Ja już też miałam tego dosyć.

- No dobrze... Tylko proszę cię, nie rób tego więcej – powiedziałam.

- Oczywiście Lily! – zawołał rozpromieniony James.

I tak w to nie wierzyłam. Nie chciałam już słuchać tych przeprosin Jamesa, dlatego mu wybaczyłam. A poza tym… kłócić się wciąż tez nie miałam ochoty. Odwróciłam się w stronę okna i wpatrzyłam w dal.

- Wracasz na imprezę? – spytał Rogacz.

- Chyba nie… Nie mam ochoty... – odparłam.

- Dlaczego? Chodź, będzie fajna zabawa.

Stwierdziłam, że teraz, skoro się z nim pogodziłam, mogę iść się trochę zabawić. Ale nie zamierzałam tam zostać długo. Poszłam z Jamesem do Pokoju Wspólnego. Dziewczyny, kiedy mnie zobaczyły, zaraz do mnie podeszły.

- Gdzie ty byłaś? – zapytała Dorcas.

- W dormitorium. Pogodziłam się z Jamesem...

I opowiedziałam im w skrócie, co się wydarzyło.

- No i widzisz! Opłacało się iść! – powiedziała Katie.

Później James poprosił mnie do tańca. Tańczyłam z nim do paru piosenek, potem jeszcze z Syriuszem. Na niego też się już nie gniewałam. I tak wiem, że to nie był ostatni taki wybryk Huncwotów.

 

***

 

Szczerze mówiąc, notka mi się nie podoba. Taka krótka i w ogóle... Ale to już wy ocenicie. ;) Pozdro!!

26 listopada 2006

Sumy

   W końcu nadeszły Sumy. Dla uczniów klas piątych i siódmych zaczął się okres ciężkich egzaminów. Wszyscy byli lekko zdenerwowani. Od tych testów wiele zależało…

   Wczoraj, na lekcji transmutacji spisaliśmy terminy egzaminów, które było rozłożone na dwa tygodnie. Już dzisiaj rano dobył się test pisemny z zaklęć. Jeszcze na śniadaniu, zamiast jeść, powtarzałam zaklęcia i przez przypadek sprawiłam, że solniczka osoliła biednego pierwszaka. Strasznie się już denerwowałam. Ze stołu Slytherinu dało się słyszeć przechwałki niektórych osób, o tym, jakie to maja znajomości u egzaminatorów. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że to im coś pomoże, więc się tym nie przejmowałam. Huncwoci starali się rozluźnić atmosferę swoimi żartami, ale jakoś im się to nie udawało i wkrótce się poddali. Po chwili jednak usłyszałam coś, czego bardzo dawno nie słyszałam.

- Evans, umówisz się ze mną? – zapytał głośno Potter.

Siedzący niedaleko nas uczniowie, usłyszawszy to, lekko się uśmiechnęli.

- Nie! Spadaj Potter! – zawołałam.

Na twarz Rogacza wpłynął szeroki uśmiech.

Syriusz skomentował to zajście tylko jednym zdaniem:

- No, i wszystko po staremu!

Wszyscy się zaśmiali.

   Po śniadaniu, o godzinie dziewiątej cały piąty rocznik zebrał się przed Wielką Salą. Za chwilę miał się rozpocząć teoretyczny egzamin z zaklęć. Brzuch strasznie mnie bolał z nerwów. Wydawało mi się, że zapomniałam wszystkiego, czego się nauczyłam w ciągu tych pięciu lat. „No trudno” pomyślałam wchodząc do sali, „Najwyżej wszystko zawalę”. W Wielkiej Sali, w której jeszcze niedawno siedziałam przy jednym z czterech długich stołów, stały teraz rzędy małych stolików. Po paru minutach, kiedy wszyscy zajęli już miejsca, jeden z egzaminatorów wyjaśnił nam zasady i oznajmił, że możemy zaczynać. „Będzie dobrze” pomyślałam i spojrzałam na kartkę.

1) Podaj formułę zaklęcia.

To wiem! Uśmiechnęłam się i zaczęłam pisać.

 

 ~~Po egzaminie~~

 

 - Nie było tak źle, prawda? – zapytała Dorcas.

- Tak... Ale po obiedzie czeka nas jeszcze praktyczny... – odparłam.

 Egzamin praktyczny okazał się nieco trudniejszy. Pomyliłam zaklęcie wzrostu z zaklęciem łamania, przez co mały dzbanek, zamiast zrobić się większy, rozleciał się na części. Poza tym chyba poszło mi całkiem nieźle.

   Kolejnego dnia czekał nas test z transmutacji. Egzamin teoretyczny poszedł mi w miarę dobrze, pomyliłam się w dwóch pytaniach i zapomniałam definicji zaklęcia pomniejszającego. O dziwo, praktyczny poszedł mi lepiej. Nie pomyliłam żadnego zaklęcia. Na drugi dzień czekało nas zielarstwo. W egzaminie pisemnym chyba zrobiłam parę błędów a w praktycznym odniosłam lekkie obrażenia.

    Później czekał nas jeszcze test z obrony przed czarną magią. Jego bałam się najbardziej. W końcu do zawodu aurora jest najbardziej potrzebna umiejętność obrony. Pisemny test wypadł mi nie najgorzej. Tuż po nim postanowiłyśmy z dziewczynami udać się nad jezioro, by się trochę odstresować. Pogoda była piękna, aż nie dało się usiedzieć w zamku. Rozłożyłyśmy się z dziewczynami na brzegiem wody, pozdejmowałyśmy buty i skarpetki i chłodziłyśmy sobie stopy w wodzie. Większość uczniów wyszła z zamku na błonia cieszyła się nadchodzącym latem. Huncwoci rozsiedli się w cieniu buku niedaleko nas. James wyjął złotego znicza z kieszeni i zaczął się popisywać, jak to w jego stylu. Ja już myślałam, że on naprawdę zmądrzał, ale chyba się przeliczyłam. Rozmawiałam z przyjaciółkami o wszystkim tylko nie o Sumach. Co chwilę wybuchałyśmy śmiechem. Wreszcie się trochę rozerwałyśmy.

   Po chwili usłyszałam głośny śmiech dochodzący z niedaleka. Obejrzałam się w tamtą stronę i to, co ujrzałam, sprawiło, że wręcz zagotowało się we mnie ze złości. Otóż James i Syriusz znów znęcali się nad Snapem. Zbliżali się do niego z wyciągniętymi różdżkami. Po chwili Potter rzucił na niego jakieś zaklęcie, które sprawiło, że z jego ust zaczęły wylatywać różowe bańki. Nie wytrzymałam już, podbiegłam tam i krzyknęłam:

 - Zostawicie go!

James natychmiast poczochrał sobie włosy i spytał:

- Co jest, Evans?

- Zostawcie go. Co on wam zrobił?

- No wiesz... To raczej kwestia tego, że on istnieje... Jeśli wiesz, co mam na myśli... – powiedział powoli.

Wiele osób wybuchnęło śmiechem, lecz ja nie uważałam tego w ogóle za zabawne.

- Wydaje ci się, że jesteś bardzo zabawny, tak? A jesteś tylko zarozumiałym, znęcającym się nad słabszymi szmatławcem, Potter. Zostaw go w spokoju – rzekłam chłodno.

- Zostawię, jak się ze mną umówisz, Evans. No... Nie daj sie prosić... Umów się ze mną a już nigdy więcej nie podniosę różdżki na biednego Smarka – odparł.

- Nie mówiłabym się z tobą nawet wtedy, gdybym musiała wybierać między tobą a wielkim pająkiem – warknęłam.

Chwilę później z policzka Jamesa trysnęła krew. To zaklęcie rzucone na Snape’a przestało działać i sam poszkodowany odwdzięczył się Rogaczowi. Nie minęło nawet parę sekund, kiedy Snape wisiał już do góry nogami. Szata opadła mu na głowę odsłaniając chude nogi i poszarzałe gatki. Wszyscy zaczęli się śmiać. Nawet mnie to trochę rozbawiło, ale nie dałam tego po sobie poznać.

- Puść go! – krzyknęłam.

- Na rozkaz! – odparł Potter i jednym szarpnięciem różdżki sprawił, że Snape spadł na ziemię. Syriusz rzucił na niego Petrifikus totalus.

- Zostawcie go w spokoju! – wyciągnęłam swoją różdżkę.

- Ech, Evans, nie zmuszaj mnie, żebym ci zrobił krzywdę – powiedział James.

- To cofnij swoje zaklęcie! Potter z niezbyt zadowoloną mona zrobił to, o co prosiłam.

- Masz szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie – warknął do Snape’a.

- Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy! – mruknął Ślizgon.

- Świetnie. W przyszłości nie będę sobie zawracać tobą głowy. I na twoim miejscu wyprałabym gacie, Smarkerusie - odparłam.

- Przeproś ją! – krzyknął James.

Wtedy wygarnęłam mu wszystko, co o nim myślę, całą prawdę. Potem odeszłam. James jeszcze coś za mną krzyczał, ale nie zwracałam na niego uwagi. Poszłam prosto do dormitorium. Byłam strasznie wkurzona na Jamesa. Naprawdę myślałam wcześniej, że się zmienił dojrzał, a on wciąż jest taki jak kiedyś. Nie, nie będę sobie nim zawracać głowy. Jeszcze czeka mnie przecież parę ważnych egzaminów, muszę się na nich skupić.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

   Po kilku dniach Sumy się skończyły. Myślę, że wypadłam w miarę dobrze, choć historia magii poszła mi fatalnie. Pomyliłam mnóstwo dat. Ale nie przejmowałam się tym tak bardzo. James przez cały ten czas chodził za mną i starał się mnie przeprosić. Oczywiście zawsze go odpychałam. Wciąż byłam na niego zła. Nie chciałam na razie mieć z nim nic wspólnego.

Wieczorem, dnia, kiedy odbył się ostatni test, siedziałam w Pokoju Wspólnym i rozmawiałam z dziewczynami na przeróżne tematy, wpadli do pokoju Syriusz i James. Black krzyknął głośno:

- Ludzie, robimy imprezkę! Za pół godziny wszyscy mają być w Pokoju Wspólnym! Trzeba w końcu jakoś uczcić koniec egzaminów! No już, iść i się szykować!

Spojrzałam na dziewczyny zdziwiona. W ogóle nie miałam ochoty na żadne imprezy.

- No, idziemy się szykować. Ruszyć się! – zarządziła Dorcas.

- Ale... – zaczęłam.

- Żadnego „ale”. Idziemy.

 

***

 

Jak zapewne zauważyliście, w notce pojawiają się fragmenty z książki HP i ZF. Chciałam, żeby to zdarzenie, które opisała pani Rowling, znalazło się u mnie w opowiadaniu. Trochę to pozmieniałam, ale dialogi pozostały te same. Uwierzcie mi, kiedy pisałam tę notkę, czułam się, jakbym pisała coś nieswojego. Jakby to nie było moje opowiadanie... To naprawdę niezbyt miłe uczucie. Nie jestem zadowolona z tej notki. To tyle, co miałam wam do zakomunikowania. Pozdrawiam!

19 listopada 2006

Porady zawodowe, James i list

   Wkrótce nadszedł czas porad zawodowych. Każdy uczeń miał wyznaczone spotkanie z wychowawcą. Moje miało się dobyć właśnie dzisiaj o godzinie szesnastej. Szczerze mówiąc, nie chciało mi się tam iść. W ogóle na nic nie miałam ochoty. Do tej pory nie dostałam żadnych informacji od rodziców o stanie babci. Martwiłam się, ale nic nie mogłam zrobić. Pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że wszystko dobrze się skończy.

   Przed szesnastą udałam się do gabinetu profesor McGonagall. Miałam lekką tremę. Zawsze, kiedy szłam do gabinetu McGonagall, czułam się dziwnie, jakbym coś przeskrobała. Doszłam do gabinetu nauczycielki, zapukałam, usłyszałam „Proszę” i weszłam do środka.

- Dobrze, że już jesteś, Evans. Usiądź – profesor McGonagall wskazała mi krzesło przed jej biurkiem.

- Chyba wiesz, po co jest to spotkanie. Masz już jakieś plany odnośnie twojej przyszłości?

- Myślałam trochę o tym… Chciałabym zostać aurorem...

- Aurorem? Hmmm... To dość niebezpieczny zawód. Chociaż... Jesteś odważna. Myślę, że powinnaś sobie poradzić. Do tego potrzeba najwyższych ocen. Przede wszystkim obrona przed czarną magią. Profesor Kroney ocenia cię między „zadowalający” a „powyżej oczekiwań”, więc powinno być dobrze. Oczywiście bardzo ważne są też eliksiry. Profesor Slughorn uważa cię za bardzo dobrą uczennicę. Z eliksirami sobie poradzisz. Potrzebna jest również transmutacja. Nie przyjmuję na lekcje w szóstej klasie nikogo, kto ma mniej niż „powyżej oczekiwań”. Na razie jesteś między „zadowalający” a „powyżej oczekiwań”, więc jeśli sie postarasz, będziesz mogła kontynuować transmutację. Przydatne są też zaklęcia, ale z tego co mi wiadomo, dobrze sobie z nimi radzisz. Potem czeka cię cała seria surowych testów charakteru i umiejętności w urzędzie aurorów.

 Słuchałam tego, ale jakoś nic do mnie nie dochodziło. Myślami byłam w innym świecie.

- Masz jeszcze jakieś pytania?

- Nie. Dziękuje za informacje. Do widzenia.

Szybko wyszłam z gabinetu. Przyznam, że trochę zaskoczyło mnie, że aż tak duże są wymagania do zawodu aurora. Teraz wiem, że Sumy będę musiała zdać bardzo dobrze.

   Wracając do dormitorium, usłyszałam, jak ktoś mnie woła. Był to James. Przyśpieszyłam kroku. Od tamtego zajścia w Pokoju Wspólnym starałam się go unikać.

- Lily, czekaj! – zawołał Potter.

Po chwili chłopak mnie dogonił.

- Dlaczego nie poczekałaś?

- Bo się śpieszę – skłamałam.

- Wracasz z porad zawodowych, tak? Kim chciałabyś zostać w przyszłości? – kontynuował rozmowę, na którą w ogóle nie miałam ochoty.

- Aurorem – mruknęłam.

James bardzo się zdziwił.

- Jak to aurorem? Przecież to bardzo niebezpieczny zawód, nie dla ciebie.

- Niby dlaczego nie dla mnie? - spytałam ze złością.

- Lily... To niebezpieczne...

- No i co? Może właśnie dlatego chcę zostać aurorem? Dobra, skończmy ten temat.

Przez chwilę szliśmy w milczeniu. Znowu się zamyśliłam.

- Lily, co się z tobą ostatnio dzieje? Jesteś taka nieobecna... Tylko nie mów, że nic, bo nie uwierzę! – powiedział James.

- To sobie nie wierz! Nie obchodzi mnie to!

- Lily, ja się o ciebie martwię!

- Niepotrzebnie!

Czemu ta droga do Pokoju Wspólnego jest taka długa?

- Lily, wiem, że jest coś, co nie daje ci spokoju. Wtedy w Pokoju Wspólnym…

- Zapomnij o tym i daj mi spokój!

- Nie, nie zapomnę tego! Wyraźnie widzę, że coś cię trapi! Powiedz mi, co się stało!

Zatrzymałam się ze złością i patrząc mu w oczy, powiedziałam:

- Wtrącasz się w nie swoje sprawy, które nie powinny cię interesować. Daj mi spokój.

Potem odwróciłam się i szybkim krokiem skierowałam się do dormitorium. Idąc, słyszałam jeszcze jak James mnie woła, ale ignorowałam to. Dopiero przed portretem Grubej Damy nie wytrzymałam i krzyknęłam:

- Daj mi wreszcie spokój! Odwal się ode mnie!

Będąc już w Pokoju Wspólnym, na schodach do mojego dormitorium, odwróciłam się w stronę Rogacza, który stał przed schodami i powiedziałam, słodko się uśmiechając:

- Pozdrów ode mnie Kelly.

Zostawiłam chłopaka zaskoczonego i pobiegłam do dormitorium.

- No i jak było? – spytała Dorcas.

Wszystkie były już na tych poradach.

- A... Dobrze... Muszę mieć wręcz doskonałe wyniki na Sumach, żeby zostać aurorem...- odparłam.

- Tak samo jak ja, Lily... Do zawodu uzdrowiciela trzeba zadać Sumy z eliksirów, zaklęć i transmutacji przynajmniej na P – rzekła Ann.

- A ja chce pracować w Ministerstwie Magii. Wyniki Sumów też muszą być dobre, ale nie aż tak jak wasze – powiedziała Katie.

- A ty Dorcas, kim chcesz być? Nie mówiłaś nam jeszcze... – zapytałam.

- Bo ja jeszcze sama nie wiem! Chciałabym robić coś pożytecznego… McGonagall też nie potrafiła mi nic doradzić. Powiedziała, ze sama powinnam zdecydować. Postaram się zdać te Sumy jak najlepiej, żeby mieć duże możliwości... Potem, na wakacjach może sobie coś wybiorę… - odparła.

- Ty Dorcas w każdym zawodzie sobie poradzisz – powiedziałam z uśmiechem.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

   Sumy zbliżały się wielkimi krokami. Jeszcze tylko cztery dni! Teraz już nawet Huncwoci się uczyli. Skrzydło Szpitalne było przepełnione, pani Pomfrey miała mnóstwo roboty. Wiele uczniów klas piątych i siódmych miewało omdlenia. Niektóre dziewczyny wręcz wpadały w histerię. Ja starałam się być spokojna.

   Pewnego wieczoru, kiedy siedziałam z dziewczynami w dormitorium i uczyłam się, coś zapukało w okno. Była to sowa.

- Lily, wpuść ją. Może to do ciebie – powiedziała Katie.

Szybko podeszłam do okna. Sowa wleciała i upuściła pod moje nogi list.

Kochana Lily,

mamy dla ciebie bardzo dobrą wiadomość. Babcia wyszła ze szpitala! Lekarze powiedzieli, że jej stan się ustabilizował. Na razie mieszka u nas w domu. Musi mieć opiekę. Nie martw się o nią, wszystko powinna być już dobrze.

Życzymy Ci powodzenia w egzaminach.

Rodzice

Kamień spadł mi z serca. Poczułam wielką ulgę. Pokazałam list dziewczynom. Przeczytały go i mnie przytuliły.

- Lily, tak się cieszę.

- Mówiłyśmy, że wszystko będzie dobrze.

- Nawet nie wiecie, jaką poczułam ulgę! – powiedziałam.

Tego dnia wreszcie mogłam położyć się spać bez żadnych obaw.

 

***

 

Mam nadzieje, że notka się wam spodoba. Jak dla mnie to jest taka średnia. Następna pojawi się chyba za tydzień, w weekend. ;) Pozdrawiam!

8 listopada 2006

Straszna wiadomość

   Miedzy mną a Jamesem nic się nie zmieniło. Nadal byliśmy skłóceni i nie odzywaliśmy się do siebie, traktowaliśmy się jak powietrze. Rogacz wciąż chodził z ta Kelly i wyglądało na to, że byli razem szczęśliwi. Na pytanie, które zadała mi Dorcas, wciąż nie potrafiłam sobie odpowiedzieć. Wiele razy się nad tym zastanawiałam i do niczego nie dochodziłam. Nie chciałam go kochać, zdawało mi się, ze już nic do niego nie czuję, ale… Zawsze było jakieś „ale”.

   Czas do Sumów biegł nieubłaganie. Zostały jeszcze niecałe trzy tygodnie. Coraz więcej uczniów z klas piątych i siódmych (którzy zdawali Owutemy) widywano w bibliotece i w pokojach wspólnych przy książkach. Nauczyciele zadawali nam coraz więcej. Każdy z nich chciał, żebyśmy na egzaminach wypadli jak najlepiej, ale trochę przesadzali.

   Każdy uczeń piątego roku dostał ulotki dotyczące zawodów wykonywanych w przyszłości. Zastanawiałam się, kim chciałabym zostać. Chyba aurorem… To ciekawy zawód, ale też bardzo niebezpieczny. Dokładnie to jeszcze nie wiem. Na szczęście za dwa dni są porady zawodowe u wychowawcy, więc mam nadzieję, że profesor McGonagall mi coś doradzi.

   Pewnego dnia, kiedy do Sumów pozostało tylko dziesięć dni i każdą wolną chwilę spędzałam z przyjaciółkami przy książkach, na śniadanie oczywiście się spóźniłyśmy. Powód był jeden: zaspałyśmy. Do późna pisałyśmy wypracowania z eliksirów i zaklęć.

   Usiadłyśmy obok Huncwotów, gdyż nigdzie indziej nie było już miejsca. Akurat zdążyłyśmy, bo zaraz wleciały sowy z poranna pocztą. Zdziwiłam się lekko, kiedy jedna z nich podleciała do mnie i wręczyła list. Wzięłam go i przeczytałam.

Kochana córeczko,

wiemy, że niedługo masz ważne egzaminy, ale uważam, ze powinnaś o czymś wiedzieć. Twoja babcia miała zawał serca. Jej stan jest bardzo ciężki. Lekarze mówią, że wszystko będzie dobrze, ale ja i tak się martwię. Codziennie razem z tatą i Petunią siedzimy przy niej. Mamy nadzieję, że szybko wróci do zdrowia. Ja i tata życzymy Ci powodzenia w egzaminach. Z babcią będzie dobrze, nie martw się.

Uściski i buziaki od wszystkich.

Mama

Łzy stanęły mi w oczach. Jak to… zawał? Przecież to niemożliwe… Moja babcia? Zawsze była taka rześka… Ale lekarze mówią, że wszystko będzie dobrze… To tylko takie gadanie… Zawsze tak mówią, żeby tylko się nie martwić…

   Nie mogąc już dłużej wytrzymać wstałam, wzięłam list i wybiegłam z sali. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Po moich policzkach toczyły się kolejne łzy. Bardzo kochałam moją babcię. Jak byłam mała, uwielbiałam u niej przesiadywać. Jeśli ona… Nie, nie wolno mi nawet tak myśleć.

   Pobiegłam do dormitorium. Tam zamknęłam się od środka, choć była pewna, że dziewczyny zaraz za mną przylecą. Tak tez się stało. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy już próbowały dostać się do środka.

- Lily, wpuść nas!

- Lily, otwórz!

- Lily, powiedz, co się stało!

Krzyczały tak jeszcze chwilę, aż w końcu im otworzyłam. Dorcas już chciała coś powiedzieć, kiedy zobaczyła mnie zapłakaną, ale uciszyłam ją podając dziewczynom list. Z każdą linijka na ich twarzach widniało coraz większe przerażenie. Po przeczytaniu go podeszły i przytuliły mnie.

 - Lily, spokojnie… Wszystko będzie dobrze, zobaczysz… - rzekła Ann.

Rozbeczałam się jeszcze bardziej.

- Liluś, jesteśmy z tobą… - powiedziała Dorcas.

Usiadłyśmy na moim łóżku. Dziewczyny próbowały mnie jakoś pocieszyć a ja nadal chlipałam. Postanowiłyśmy, że dziś nie pójdziemy na lekcje. Do obiadu nie ruszałyśmy się z dormitorium.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

   Kolejnego dnia chodziłam ciągle zamyślona. Na lekcjach w ogóle nie uważałam. Wciąż myślałam o liście, który wczoraj dostałam. Wiedziały o nim tylko moje przyjaciółki. Może za bardzo dramatyzowałam, ale strasznie się bałam…

   Tej nocy nie mogłam zasnąć. Co chwilę powracała do mnie treść tego listu. Nie, już nie mogę! Niedługo chyba oszaleję! Wstałam z łóżka, wzięłam książkę, pergamin i pióro, po czym zeszłam do Pokoju Wspólnego. Skoro nie mogę zasnąć, to nie będę marnować tego czasu na zadręczanie się.

   Usiadłam przy kominku i zaczęłam wypisywać z tekstu najważniejsze fragmenty do nauki. Przez jakiś czas moje myśli były zajęte. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Okazało się, ze to Potter. Nie przejmowałam się nim i dalej się uczyłam, choć teraz trudniej mi było skupić się na tekście. Wczorajsza wiadomość znów do mnie powróciła. Zmęczona schowałam bezradnie głowę w dłoniach. W oczach zaszkliły mi się łzy.

- Lily? Co ty tu robisz? – spytał Potter.

- Uczę się. Nie widać? – warknęłam niezbyt uprzejmie.

- Co ty taka niemiła? – James usiadł obok mnie.

Prychnęłam i ukradkiem przetarłam oczy.

- Co się stało? – zapytał chłopak.

- Nic się nie stało. A nawet jakby się stało to nie twoja sprawa – burknęłam.

- Lily, przecież widzę jak się zachowujesz. Dziś cały dzień była taka nieobecna… Mi możesz powiedzieć.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nic się nie stało? Daj mi spokój! – krzyknęłam, po czym zabrałam swoje rzeczy i wstałam.

- Poczekaj! Nie musisz się od razu tak unosić! Martwię się po prostu o ciebie – powiedział Rogacz i zatrzymał mnie.

- Niepotrzebnie. Puść mnie.

- Nie. Lily, mnie nie okłamiesz.

- A co cię to w ogóle obchodzi?! To nie twoja sprawa!

Łzy zbierały mi się w oczach. Z bezsilności i złości. James zauważył to i przytulił mnie. Tak po prostu przytulił.

- Zostaw mnie!

On jednak nie puścił. Starałam się mu wyrwać, lecz na nic się to nie zdało. Był za silny.

- No zostaw mnie! – krzyknęłam rozpaczliwie, choć nie liczyłam, że to poskutkuje.

W końcu przestałam się wyrywać. James uspokajał mnie i sprawiał, że czułam się bezpiecznie. Wypłakiwałam się w jego ramię, bo już nie mogłam sobie dać z tym rady. Rozkleiłam się totalnie.

- Spokojnie Lily… Jestem z tobą… - mówił Rogacz.

Naprawdę poczułam się lepiej. W jego ramionach zawsze się tak czułam, zapominałam o wszystkich problemach. Po chwili dopiero dotarło do mnie, co robię. Wypłakuję się Potterowi! Co on sobie o mnie pomyśli? Odepchnęłam go od siebie jak najprędzej uciekłam do dormitorium.

 

***

 

Mam nadzieję, że notka się Wam spodoba. Pojawiła się dopiero teraz, bo w weekend nie miałam czasu. Uważam, że jest trochę lepsza niż poprzednie. :) No, ale to już wy ocenicie. ;) Pozdrawiam wszystkich!

29 października 2006

"Czy ty go jeszcze kochasz?"

   Kolejnego dnia, tak jak poradziła mi Dorcas, chciałam porozmawiać z Jamesem. Na śniadaniu spytałam go, czy możemy pogadać. Odparł, że nie mamy o czym, skoro nie podoba mi się nic, co on robi. Zrobiło mi się trochę przykro, bo myślałam, że sobie tę całą sprawę wyjaśnimy. Byłam na niego jeszcze trochę zła, ale przecież przyjaźniliśmy się. Chyba… No trudno, on nie chce, więc nie będę się mu narzucać.

   Przez następny tydzień skupiłam się bardzo na nauce. Strasznie się bałam, że zawalę SUMy. Razem z dziewczynami dużo się uczyłam. James mnie olewał i ja jego też.

   Pewnego popołudnia na tablicy ogłoszeń zobaczyłam informację o sobotni wyjściu do Hogsmeade. Ucieszyłam się. Wreszcie będę mogła oderwać się od książek. Poszłam szybko do dormitorium, by poinformować o tym dziewczyny.

- W sobotę jest wyjście do Hogsmeade! – oznajmiłam z uśmiechem.

- Świetnie! Nareszcie trochę rozrywki! – odparła Katie.

- Idziemy we cztery, nie? – zapytałam.

- Eee… Ja nie mogę… Umówiłam się już z Syriuszem… - powiedziała Dorcas.

- Ja też… Idę z Remusem… - rzekła Ann.

- Wiedziałyście o wyjściu już wcześniej? – spytała zaskoczona Katie.

- Mi powiedział o tym Syriusz… Ale chyba nie jesteście złe, że pójdę z nim? – zapytała Dorcas.

- Nie, pewnie że nie. Idź z nim i baw się dobrze. Ty też Ann – powiedziałam.

- Dzięki.

- No to idziemy we dwie, Lily – rzekła Katie.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

   W sobotę razem z Katie udałam się do wioski czarodziejów. Pogoda była piękna, wprost idealna na takie wyjście. Słońce świeciło, było ciepło, wiał lekki, przyjemny wiatr.

   Na początku poszłyśmy do sklepu z ubraniami. Kupiłam jedną parę spodni a Katie dwie bluzki, które bardzo do niej pasowały. Później chwilę posiedziałyśmy na ławce podziwiając nasze zakupy a następnie skierowałyśmy się w stronę Miodowego Królestwa. Wyniosłyśmy stamtąd trzy torby pełne słodkości dla umilenia sobie czasu, który spędzimy przy książkach. Zadowolone udałyśmy się do Trzech Mioteł, by zrelaksować się przy kremowym piwie.

   Po wejściu do pubu, w którym siedziało dużo uczniów z Hogwartu, Katie zajęła nam stolik a ja poszła zamówić kremowe piwo. Chwilę poczekałam na napoje i wróciłam z nimi do Katie. Kiedy wygodnie się rozsiadłam Katie wskazała mi pewna parę w rogu sali i powiedziała:

- Zobacz, kto tam siedzi.

Odwróciłam się i zobaczyłam Pottera z jakąś dziewczyną. Karmili się nawzajem, przytulali, całowali…

- Eee… Słodko… - powiedziałam z ironią.

- Ja nie mogę! Jakie te wszystkie jego fanki są głupie! Przecież one są na każde jego zawołanie a potem on je rzuca… - rzekła zdegustowana Katie.

- Wiem… Ale taki jest już urok Pottera…Ech… Nie psujmy sobie nim dnia! Porozmawiajmy o czymś innym! – rzekłam.

Starałam się nie zwracać uwagi na Jamesa i jego dziewczynę. Do czasu kiedy para podeszła do nas…

- Witam – powiedział Potter.

Spojrzałam na niego spode łba.

- Cześć – odparła Katie.

- Chciałem wam przedstawić moją dziewczynę Kelly. Kelly, to Lily i Katie.

Podałyśmy sobie ręce. Kelly była niebieskooką, niezbyt wysoką brunetką.

- Niedawno się poznaliśmy i od razu się w sobie zakochaliśmy, prawda, kochanie? – rzekła Potter.

Kelly pokiwała lekko głowa. Widać było, że jest nieśmiała. Ale chwila… Czy James powiedział „zakochaliśmy”? Jak to? Przecież… Przyznam, że byłam w lekkim szoku. Rogacz jeszcze coś gadał, lecz ja go nie słuchałam.

- To my już pójdziemy. Cześć – rzekł James.

 Nadal milczałam. Nawet kiedy odeszli.

- Lily, co ci jest? – spytała Katie.

- Nic, nic… Nie chce mi się tu już siedzieć. Idziemy? – zapytałam.

Katie chyba była lekko zawiedziona. Dopiłyśmy do końca kremowe piwo i wyszłyśmy z pubu.

- Wracamy do zamku? – spytałam.

- No możemy. Już chyba wszystko kupiłyśmy – odparła.

W drodze do zamku nic nie mówiłam. Wciąż myślałam o Jamesie i tej całej Kelly. Czy on mówił wtedy prawdę? Czy naprawdę się w niej zakochał? Dlaczego w ogóle ja się tak tym przejmuję? Przecież już dawno moje uczucie do niego zniknęło. Przynajmniej tak mi się wydaje…

- Lily, na pewno nic ci nie jest? Zachowujesz się tak odkąd James i ta Kelly do nas podeszli – rzekła Katie.

Przez chwilę milczałam i dopiero potem powiedziałam:

- Naprawdę nic mi nie jest. Po prostu trochę się zdziwiłam tym, że Potter ma nową dziewczynę.

Nie była to cała prawda, ale co innego miałam powiedzieć?

Nic nie mówiąc doszłyśmy do naszego dormitorium. Dorcas i Ann jeszcze nie wróciły, zresztą nic w tym dziwnego. Było dopiero wpół do trzeciej. By zająć swoje myśli zajęłam się nauką. Katie poszła za moim przykładem i razem się uczyłyśmy.

   Po paru godzinach wróciły Ann i Dorcas. Były w świetnych nastrojach. Najwyraźniej ich randki się udały.

- A co wy tak siedzicie nad tymi książkami? – zawołała Dorcas.

- Lily chciała szybciej wrócić – odparła Katie.

- Tak? A co się stało? – spytała Ann.

Katie opowiedziała im o Potterze i jego dziewczynie.

- I co o tym myślisz, Lily? – zapytała Dorcas siadając koło mnie.

- Ja? Jestem po prostu trochę zaskoczona…

- Ale czym? Przecież to normalne, że kiedy się pokłócicie James znajduje sobie dziewczynę.

- No tak, wiem, ale… - nie potrafiłam znaleźć właściwego słowa.

- Ale co? – dopytywała się Dorcas.

Milczałam. Na szczęście Katie domyśliła się o co mi chodzi i wyręczyła mnie.

- James… Jakby to określić… Powiedział, że się zakochał…

Dziewczyny nic nie powiedziały. Przerwałam tę ciszę.

- No dobra, wiecie co się stało i koniec. A jak tam wasze randki?

- Było ekstra! Z Syriuszem zawsze jest fajnie! Byliśmy u pani Puddifoot. Naprawdę było super… - powiedziała Dorcas.

- A ja i Remus spacerowaliśmy po wiosce i wpadliśmy do paru sklepów – rzekła Ann.

- No, to wiesz, co my robiłyśmy. Ale dokończmy temat Jamesa – powiedziała Dorcas.

- A co jeszcze chcecie wiedzieć? – spytałam.

- Jesteś smutna, bo James powiedział, że się zakochał. Powinnaś się raczej cieszyć, że wreszcie sobie kogoś znalazł. No i da ci spokój.

- Ale on już dawno przestał się mną interesować. Kiedy ostatnio spytał czy się z nim umówię?

Dorcas spojrzała na mnie uważnie i zapytała:

- Lily, czy ty go jeszcze kochasz?

Pytanie to kompletnie zwaliło mnie z nóg.

 

***

 

Wreszcie, po długim czasie, jest notka. Mi się ona nie podoba zbyt bardzo, ale wy ją oceńcie. ;) Wiem, że moje notki ostatnio nie są zbyt dobre, brakuje w nich akcji itp. Chyba straciłam wenę... Jednak postaram się poprawić. :) Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

15 października 2006

"Myślałam, że się zmieniłeś"

   Następnego dnia miało wydarzyć się coś, na co od dawna czekałam. Otóż Ślizgoni, przez których trafiłam do Skrzydła Szpitalnego, mieli raz na zawsze opuścić Hogwart. Cieszyłam się z tego, ale równocześnie byłam smutna. Chodziło o Alexa. Jeśli naprawdę wtedy powiedział mi prawdę to nie powinien dziś wyjeżdżać. To przecież nie jego wina, został do tego zmuszony. Pozostaje tylko pytanie czy mu wierzyć. Ech… Miałam o nim nie myśleć…

   Po południu siedziałam sama w dormitorium. Dziewczyny gdzieś poszły, ale ja wolałam zostać. Usiadłam przy oknie, z którego widok padał na kawałek jeziora, las i chatkę Hagrida. Obok domu mojego olbrzymiego przyjaciela stał dziwny pojazd, do którego powoli wsiadali Ślizgoni. Chyba teraz mieli być przetransportowani do Dumstrangu. Dostrzegłam Alexa. Obok niego stał duży kufer a on sam był strasznie smutny. Poczułam ukłucie w sercu. Zrobiło mi się go żal. W końcu jeszcze niedawno coś mnie z nim łączyło… 

   Ostatni wchodził Alex. Spojrzał jeszcze w stronę mojego okna i zobaczył mnie w nim. Pomachał mi lekko się uśmiechając. Zrobiłam to samo. Po chwili zniknął w pojeździe, który uniósł się do góry i odleciał daleko stąd.

   Nie wiem czy wybaczyłam Alexowi. To dopiero będę mogła powiedzieć po jakimś czasie. Być może kiedyś się spotkamy i porozmawiamy jak starzy znajomi. Ale na razie nie powinnam o nim myśleć, chcę zapomnieć…

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

   Kiedy kolejnego dnia spojrzałam w kalendarz, naprawdę się przeraziłam. Za niecałe dwa miesiąca były SUMy. DWA MIESIĄCE!!! Przecież ja nie zdążę się wszystkiego nauczyć! Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej? Byłam zbyt zajęta Alexem… Widać jak jeden chłopak potrafi skomplikować życie…

   Poinformowałam moje przyjaciółki i Huncwotów o tym odkryciu. Dziewczyny, tak samo jak ja, przeraziły się, że zostało tak mało czasu. Od razu opracowałyśmy plan nauki, którego miałyśmy bezwzględnie przestrzegać. Będzie to ciężkie i męczące, ale uda się.

   Huncwoci natomiast stwierdzili, że panikujemy i że dwa miesiące to bardzo dużo czasu. Znając ich to zaczną się uczyć tydzień przed egzaminami albo jeszcze później.

   Przez kolejne dwa tygodnie bardzo dużo się uczyłyśmy. Normalnie miałam już dość, ale wiedziałam, że muszę to robić. Oczywiście nie siedziałyśmy tylko przy książkach. Trzeba było się trochę rozerwać, inaczej byśmy zwariowały. Huncwoci zawsze poprawiali nam humor. Mi szczególnie James. Był zawsze, kiedy go potrzebowałam.

   Pewnego dnia, kiedy wracałam z dziewczynami z obiadu, podbiegła do mnie jakaś dziewczyna, na oko z drugiego roku, i powiedziała do mnie:

- Lily, chodź szybko. Na korytarzu na trzecim piętrze… Huncwoci… Oni… - już dalej nie słuchałam tylko pobiegłam w to miejsce, a za mną dziewczyny.

Na korytarzu na trzecim piętrze zebrał się spory tłumek gapiów. Na środku stali James i Syriusz z podniesionymi różdżkami a nad nimi wisiał do góry nogami Severus Snape. Zamarłam. Przecież James mi obiecał… Jak on mógł?

Przepchałam się przez tłum widzów tego widowiska o krzyknęłam:

- Natychmiast przestańcie! Opuścicie go na ziemię! Już!

James, gdy mnie zobaczył, trochę się przestraszył. Pewnie nie spodziewał się, że go nakryję.

- Lily, to nie tak jak myślisz…

- Nie? A jak? Opuść go!

- Nie mogę.

- Bo?

- Bo Syriusz go trzyma.

- Black, natychmiast go opuść!

- A po co? Niech sobie trochę powisi. A zobacz, wszystkim się to podoba oprócz ciebie, więc wybacz, ale nie spełnię twojej prośby.

- Właśnie Lily, tylko ty masz jakieś problemy – poparł go James.

Dorcas stanęła przy mnie i rzekła:

- Syriusz, natychmiast masz go opuścić.

Spojrzałam na nią z wdzięcznością. Przynajmniej ona jedna po mojej stronie.

Black popatrzył na nią ze zdziwieniem.

- Odbiło ci? – spytał swoją dziewczynę ze złością.

- Chyba tobie odbiło. Opuść go. Już.

Byłam zaskoczona. Dorcas nigdy nie była taka stanowcza zwłaszcza dla Syriusza. Black patrzył na nią jakby jej nie poznawał.

- Powiedziałam coś chyba, nie? – zawołała zdenerwowana Dorcas.

Syriusz szarpnął różdżkę i Snape upadł na podłogę. Po chwili pojawiła się profesor McGonagall.

- Co tu się dzieje? Black! Potter! Co to ma znaczyć?! – krzyczała. – Wszyscy do swoich pokoi wspólnych! Zostają tylko Black, Potter, Snape, Evans i Meadowes - rozkazała.

Po chwili została tylko nasza piątka i nauczycielka. Snape powoli podniósł się z ziemi.

- Nie chcę słuchać żadnych wyjaśnień! Nie obchodzi mnie, kto zaczął. Gryffindor i Slytherinu tracą po czterdzieści punktów. Black, Potter, Snape, macie szlaban. Coś mi się zdaje, a rzadko się mylę, że to wasza sprawka. Jutro o siedemnastej w moim gabinecie. Evans, Meadowes, odprowadźcie swoich kolegów do Pokoju Wspólnego, żeby znowu czegoś nie nabroili – powiedziała i zajęła się Ślizgonem a my odeszliśmy.

Chłopaki wyprzedzali nas o parę kroków. Byłam na nich wkurzona. Szczególnie na Jamesa. Obiecał, że już nigdy nie będzie atakował Snape’a, a zrobił to.

   W Pokoju Wspólnym od razu skierowałyśmy się do naszego dormitorium.

- Dziewczyny, czekajcie – powiedział James.

- Po co? – odwróciłam się do niego.

Dorcas też się zatrzymała.

- Lily, nie bądź na mnie zła. On mnie sprowokował… A Syriusz się przyłączył.

- Jasne… A co on takiego powiedział?

- Obraził ciebie. Więc nie dziw się, że tak zareagowałem.

- Powtarzasz to za każdym razem! Obiecałeś mi, ze nie będziesz już tego robił. Myślałam, że się zmieniłeś – powiedziałam i poszłam do dormitorium.

Dorcas przyszła parę minut po mnie.

- I co? – zapytałam.

- Nic. Pogadałam z Syriuszem. Lily, ja jestem do takich rzeczy już przyzwyczajona. Wtedy poparłam cię, bo bardzo się tym wkurzyłam. Mój chłopak wyrabiał takie rzeczy… Nie podejrzewałam go to. Wiem, że kiedyś on i James uwielbiali dręczyć Snape’a, ale ostatnio przestali. A teraz… Syriusz mi wszystko wyjaśnił…

- A… No jak chcesz… Ale James mi obiecał… A teraz złamał słowo. Myślałam, że się zmienił…

- Bo zmienił się, Lily. Wiesz przecież, że on nie pozwoli złego słowa o tobie powiedzieć. Zwłaszcza Snape’owi.

- To nie powód, żeby od razy wieszać go pod sufitem!

- Oj Lily… Wiesz, jaki jest James. Porozmawiaj z nim jutro.

- Już ja mu pokażę, co sądzę o tym zachowaniu! Zapamięta, że nie należy mnie wkurzać! – powiedziałam i razem z Dorcas zaczęłam się śmiać.

 

***

 

I co sądzicie o notce? Jak dla mnie, to może być, koniec tylko trochę taki nieskładny... :P Jak pewnie, już zauważyliście, mój blog znowu znalazł się w Polecanych :) Dziękuję! Pozdrawiam wszystkich serdecznie. :)

7 października 2006

Rozmowy i pożegnanie

   W ciągu kolejnych dni wszystko się wyjaśniło. Profesor Dumbledore wezwał mnie do swojego gabinetu i chciał usłyszeć o tym niezbyt przyjemnym wydarzeniu. Opowiedziałam mu wszystko, co zapamiętałam. Poprosił też Jamesa i Syriusza o to samo. Na koniec chciał porozmawiać z winnymi Ślizgonami. Nie wiedziałam, co działo się podczas tej rozmowy. Mogę się tylko domyślać, że Ślizgoni się przyznali, bo dyrektor był bardzo zły.     

   Po dwóch dniach na śniadaniu Dumbledore wstał i oznajmił, że siedmioro Ślizgonów zostanie przeniesionych do Dumstrangu – szkoły magii w Bułgarii. Ucieszyłam się z tego. Wreszcie Alex zniknie z mojego życia raz na zawsze. Ślizgoni mieli być przetransportowani do Dumstrangu za trzy dni. Nie mogłam się już doczekać, kiedy zobaczę, jak opuszczają to miejsce.

   Dzisiejszego dnia siedziałam sama w dormitorium i uczyłam się transmutacji. Ciszę przerwało stukanie do okna. Podeszłam i otworzyłam je. Do pomieszczenia wleciała sowa z listem. Odwiązałam go od niej i ptak wyleciał. List był od Alexa.

Kochana Lily!

Wiem, że nie chcesz mnie znać i mnie nienawidzisz. Nie mam Ci tego za złe, wręcz przeciwnie, rozumiem Cię. Jednak musiałem napisać ten list. Niedługo wyjeżdżam do Dumstarngu, więc możliwe, że nigdy więcej się nie zobaczymy. Chciałbym się z Tobą spotkać i pożegnać. Wiele zrozumiałem po tym, co się ostatnio wydarzyło. Nie potrafię Ci tego opisać w liście, dlatego powinniśmy się spotkać. Przyjdź jutro na błonia o 18:00. Proszę…

Kocham Cię

Alex

Kocham cię?! Co to ma znaczyć?! Najpierw zaprowadza mnie do swoich kumpli, przez których trafiłam do Skrzydła Szpitalnego a potem wyznaje miłość! Niech on się lepiej nad wszystkim zastanowi…

Przemyślałam sobie całą sprawę. A może on mówi prawdę? Może naprawdę coś zrozumiał? A jeśli tylko udaje? Co wtedy? Nigdy nie poznam prawdy, jeżeli się z nim nie spotkam. Tylko musiałabym z kimś iść… Pogadam z Jamesem. W końcu powinien wiedzieć o tym liście.

   Natychmiast udałam się do dormitorium chłopaków. Wzięłam ze sobą list. Drzwi otworzył mi James. Na szczęście był sam.

- Cześć. Możemy pogadać? – powiedziałam.

- Jasne. Wchodź. O co chodzi? – odparł.

- Sam zobacz – rzekłam i podałam mu list.

James wziął go i przeczytał. Kiedy skończył, spytał:

- Chyba nie zamierzasz tam iść?!

- Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać…

- Nie pamiętasz już co on ci zrobił? Nie powinnaś się z nim spotykać.

- Wiem, James, ale…

- Ale co? Jesteś strasznie dziwna! Przez niego trafiłaś do Skrzydła Szpitalnego a teraz, kiedy prosi cię o spotkanie, ty natychmiast się zgadzasz!

- Nie dajesz mi dojść do słowa! Nawet nie wiesz, co chciałam powiedzieć!

- Dobra, więc słucham.

- No… Masz rację, że chciałabym się z nim spotkać. Może on naprawdę coś zrozumiał. Nie powinnam go tak od razu przekreślać. Chcę z nim tylko porozmawiać.

- Lily, uwierz mi, to nie jest dobry pomysł.

- Niby czemu nie?

- Takie osoby jak on się nie zmieniają… Nie ufaj mu…

- Super! A może ja chce się z nim spotkać? Niepotrzebnie tu przychodziłam. I tak tam pójdę!

- No oczywiście! Znowu to samo! Ja cię ostrzegam a ty robisz swoje! I potem pewnie przybiegniesz do mnie z przeprosinami, ze mogłaś mnie posłuchać. A z resztą, rób co chcesz. Nic mnie to nie obchodzi!

- Świetnie!

Wyszłam trzaskając drzwiami. Udałam się do swojego dormitorium i położyłam się do łóżka. Przemyślałam sobie całą sprawę. Przykro mi, że James tak powiedział. Ale miał rację… Znowu robię to samo… Nie, nie mogę po raz kolejny zawieść Rogacza… Nie spotkam się z Alexem. Nie chcę ryzykować. Z drugiej strony nie powinnam tak od razu ufać Alexowi… Postanowiłam, że pójdę do Pottera i wyjaśnię mu całą sytuację. Tak też zrobiłam. Doprowadziłam się do porządku i udałam do dormitorium chłopaków. Zapukałam i weszłam do środka. Chłopak wciąż był sam.

- Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie pójdę na to spotkanie z Alexem – rzekłam.

- Dlaczego? Przecież chciałaś tam iść – odparł.

- Wiem, ale przemyślałam sobie wszystko i zrozumiałam, że masz rację. Nie bądź na mnie zły…

- Nie jestem, Lily. Trochę mnie poniosło. Przepraszam – podszedł i przytulił mnie.

- Nie mówmy już o tym. Sprawa skończona.

- Na pewno skończona? Nie jesteś ciekawa, czego on od ciebie chce? – spytał.

- Trochę tak… Ale nie pójdę tam. Nie będę ryzykować.

 - Wiem, że wyda ci się to głupie. Najpierw krzyczę, że nie powinnaś tam iść a teraz cię do tego zachęcam, ale chciałbym, żebyś poszła. Chociażby dowiedzieć się o co mu chodzi. Jeśli chcesz, pójdę z tobą.

Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. Co on znowu wymyślił?

- Nie patrz tak na mnie! Ja chcę się dowiedzieć co on ma ci do powiedzenia – rzekł.

- A więc to tak… Zastanowię się…

- Lily, ja naprawdę chce wiedzieć…

- Ale co cię tak w tym intryguje?

- No… Nic... Po prostu zwykła ciekawość...

- I coś jeszcze?

- Nic.

Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, ale nie drążyłam dalej tego tematu.

- No okej… Ale idziesz ze mną.

- Dobra!

Pożegnaliśmy się i wróciłam do siebie. Byłam pewna, że James nie chce tam iść tylko ze zwykłej ciekawości. A więc po co? Mam nadzieję, że niedługo się dowiem…

Około dwudziestej trzeciej poszłam spać. Myślałam jeszcze nad wydarzeniami kończącego się dnia. Ciekawe co przyniesie jutro… Niedługo potem już spałam.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

   Wieczorem następnego dnia James przyszedł do mojego dormitorium. Wziął pelerynę-niewidkę i Mapę Huncwotów.

- Jesteś gotowa? – zapytał.

- Chyba tak – odparłam.

- Dobra, to idziemy. Tylko pamiętaj, mnie tam nie ma.

Postanowiliśmy, że będę się zachowywała jakbym była tam sama a James ukryje się pod peleryną. Wzięliśmy różdżki i wyszliśmy na błonia a po chwili James zniknął zgodnie z naszym planem. Alex już tam czekał. Przyznam, że trochę zaczęłam się bać.

- Spokojnie, jestem z tobą – usłyszałam szept Jamesa.

Poczułam się lepiej. Podeszłam do znienawidzonego przeze mnie chłopaka.

- Mów szybko po co chciałeś się ze mną spotkać – powiedziałam.

- Lily! Już myślałem, że nie przyjdziesz…

- Gadaj co chcesz, bo inaczej stąd idę – warknęłam.

- Dobrze. Więc… Chciałem cię bardzo przeprosić… Zachowałem się strasznie. Zrozumiem, jeśli mi nie wybaczysz. Powinienem ci to wszystko wyjaśnić. Zaczęło się od tego, że oni… szukali kogoś. Kto spełniałby ich rozkazy. Nic mi nie wyjaśnili, powiedzieli tylko, żebym związał się z tobą. Nie wiedziałam po co i dlaczego, ale zgodziłem się. Spodobałaś mi się. No i zacząłem się z tobą spotykać. Z czasem poczułem coś, czego nie powinienem. Nie mogłem ci o tym powiedzieć. Potem oni kazali mi cię tam przyprowadzić i… resztę już znasz. Uwierz mi, nigdy bym tego nie zrobił z własnej woli. Oni po prostu mnie zmusili. Bardzo chciałem ci wtedy pomóc, ale… nie mogłem. Przepraszam cię… Proszę, wybacz mi…

Milczałam. Musiałam sobie to wszystko poukładać w głowie. Po chwili powiedziałam:

- Gdyby co naprawdę na mnie zależało to o wszystkim byś mi powiedział i sprzeciwiłbyś im się. Jednak nie zrobiłeś tego.

 - Lily, oni mnie zmuszali do tego wszystkiego. Bardzo tego żałuję. Ja… Kocham cię…

Spojrzałam mu w oczy Nic nie mogłam z nich wyczytać.

- Muszę już iść – rzekłam.

- Dobrze. Rozumiem cię. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

- Może… Cześć… - odparłam.

- Do zobaczenia. Będę za tobą tęsknił…

Odwróciłam się i poszłam w stronę zamku. Dowiedziałam się co się wydarzyło. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Wierzyć mu czy nie?

W zamku James zdjął wreszcie pelerynę.

- I co? Wierzysz mu?

- No właśnie nie wiem…

 - Ja bym mu nie wierzył. Zmyślił sobie pewnie to wszystko, bo mu głupio.

- Nie… Chyba mówił prawdę…Ech… Sama nie wiem! James, ja nie mam pojęcia, co o tym myśleć! Możliwe, że już nigdy się z nim nie zobaczę!

- Lily, sama powiedziałaś, że gdyby mu naprawdę na tobie zależało, to by tego wszystkiego nie robił.

- Wiem, ale… Najlepiej by było gdybym go w ogóle nie spotkała!

- Oj Lily… - Rogacz objął mnie w pasie. – Zapomnij o nim… Zapomnij, że w ogóle ktoś taki istnieje.

- Postaram się… dziękuję, że ze mną poszedłeś.

- Proszę… I nie myśl już o tym.

W Pokoju Wspólnym rozstaliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę. Wróciłam do dormitorium z mętlikiem w głowie…

 

***

 

Mam nadzieję, że notka się Wam spodoba. Według mnie jest lepsza niż poprzednie. :) No i dłuższa. ;) Przepraszam, że tak długo się nie pojawiała, ale w zeszły weekend w ogóle nie miałam czasu na pisanie, w tygodniu też nie za bardzo… Ale chyba Wam to wynagrodziłam. :) Pozdrawiam!

24 września 2006

Przyjaciele :)

   Na drugi dzień wyszłam ze Skrzydła Szpitalnego. Wszystko było już za mną dobrze, pani Pomfrey mnie wyleczyła. Dała mi tylko zwolnienie z lekcji na jutro, z czego bardzo się ucieszyłam.

   Zaraz po powrocie do dormitorium poszłam poszukać Jamesa. Chciałam z nim porozmawiać i go przeprosić. W Pokoju Wspólnym go nie było, więc udałam się do jego dormitorium. Zapukałam, usłyszałam „Proszę” i niepewnie weszłam. Na podłodze siedział Peter i obżerał się jakimiś ciastkami a James leżał na łóżku i coś czytał.

- Eee… Cześć. James? Możemy porozmawiać? – spytałam.

Podniósł się i spojrzał na mnie.

- Peter, zostaw nas – polecił.

Po chwili Glizdogona już nie było. Wziął ze sobą ciasteczka i zapewne poszedł do Pokoju Wspólnego, by je tam zjeść.

- O co chodzi? – zapytał James wstając.

- Ja… Chciałam z tobą porozmawiać…

- To już wiem. Ale o czym?

- O tym co się niedawno wydarzyło. Ja… Przepraszam… naprawdę, James. Przemyślałam to i wiem, że okropnie się zachowałam – rzekłam.

Chłopak przez chwilę milczał, ale potem powiedział:

- Lily, fajnie, że zrozumiałaś. Ale następnym razem będzie to samo…

- Nie, James, naprawdę… Przepraszam… - podeszłam do niego i się przytuliłam.

Chyba zaskoczyłam chłopaka tym zachowaniem.

- Chyba powinnaś już iść – rzekł i lekko odsunął mnie od siebie.

Spojrzałam na niego niedowierzająco a w jego oczach było widać taką… obojętność.

Nic już nie powiedziałam tylko po prostu wyszłam.

Było mi strasznie przykro. Ale rozumiem też Jamesa… Ma prawo być na mnie zły…

   Szłam gdzie mnie nogi poniosą. Po chwili znalazłam się w sowiarni. Usiadłam na parapecie jednego z okien i wpatrzyłam się w dal. Doszło do mi to, że prawdopodobnie straciłam przyjaciela. Byłam strasznie głupia, że go wtedy nie posłuchałam i teraz on ma mi to za złe. W oczach zaszkliły mi się łzy. „Nie będę płakać, przecież to głupie!” skarciłam się w myślach.

   Siedziałam tak dość długo póki nie usłyszałam dźwięku otwieranych drzwi. Odwróciłam się szybko i moim oczom ukazał się Alex.

- Lily, dobrze, że jesteś. Musimy porozmawiać – powiedział.

Przestraszyłam się. W ogóle mu już nie ufałam, nie po tym co mi zrobił.

- Nie! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Zostaw mnie w spokoju! – krzyknęłam i jak najszybciej chciałam stamtąd wyjść, ale Alex złapał mnie za ramiona i powiedział:

- Lily, proszę… Chcę ci wszystko wyjaśnić…

- Zostaw mnie! – zawołałam i wyrwałam się mu.

Pobiegłam do Pokoju Życzeń. Nie wiem co mnie tam skierowało , być może nadzieja, że nikt mnie tam nie znajdzie. Chodząc wzdłuż ściany myślałam właśnie o takim miejscu.

   Kiedy weszłam do pokoju moim oczom ukazała się czerwona kanapa, obok stolik, na którym leżała szklanka wody. W drzwiach znajdował się klucz, który natychmiast przekręciłam. Było jeszcze trochę kwiatów i półek z książkami.

   Usiadłam na kanapie i zaczęłam rozmyślać. Jedno wiedziałam: zachowałam się strasznie głupio. Ja po prostu muszę się pogodzić z Jamesem… Po jakimś czasie zrobiłam się senna. Położyłam się i po chwili zasnęłam.

   Obudziłam się po dwóch godzinach. Przetarłam oczy i szybko wstałam. Chyba już za długo tu siedziałam… Napiłam się wody i skierowałam się do wyjścia. Przekręciłam klucz i wyszłam.

   Udałam się do Pokoju Wspólnego. Nie było nikogo z moich znajomych, więc myślałam, że w dormitorium znajdę dziewczyny. Kiedy wchodziłam po schodach, ktoś mnie zawołał. Był to James.

- Lily, możesz na chwilkę?

Pokiwałam głową i zeszłam do niego.

- Chcę cię przeprosić za moje dzisiejsze zachowanie. Nie wiem, co mi odbiło. Przecież widzę, że zrozumiałaś swój błąd.

- Nie musisz mnie za nic przepraszać. To ja się głupio zachowałam.…

- Nie mówmy już o tym, Lily. Przyjaciele? – spytał i uśmiechnął się.

- Przyjaciele – odparłam z uśmiechem i przytuliłam się do niego.

On również mnie objął. Cieszyłam się, że tak to się skończyło. Teraz już wszystko będzie dobrze…

 

***

 

Ta notka też nie jest najlepsza. Wciąż nie mam weny na pisanie. Ech… Pozdro ;)

17 września 2006

W Skrzydle Szpitalnym

    Po lekcjach odwiedzili mnie przyjaciele. Znów nie było z nimi Jamesa.

- A gdzie jest James? – spytałam.

- Nie mógł przyjść. Powiedział, że odwiedzi cię później – odparł Syriusz.

Pokiwałam głową.

- Lily, przyniosłam ci notatki z transmutacji, zaklęć i eliksirów, żebyś nie miała zaległości. A w ogóle, do kiedy tu będziesz? – spytała Ann.

- Nie wiem. Nie pytałam jeszcze pielęgniarki.

 - To ja ją pójdę zapytać – rzekła Katie i udała się do gabinetu pani Pomfrey.

Po chwili wróciła i oznajmiła:

- Jeszcze dwa dni tu poleżysz i będziesz mogła wyjść.

- Aż dwa dni? Dlaczego tak długo?

- A ja wiem…

Chłopaki siedzieli z nami jeszcze pół godziny, ale potem poszli, twierdząc, że mają coś do zrobienia. Zostałam z dziewczynami, lecz nie na długo, bo po pewnym czasie wygoniła je pielęgniarka a mi kazała wypić jakiś eliksir i iść spać. Tak też zrobiłam, bo nic innego nie miałam do roboty, a uczyć mi się nie chciało. Po chwili już spałam.

 

 *~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

   Obudziła mnie pani Pomfrey. Za oknami było już ciemno.

- Która jest godzina? – zapytałam.

- Wpół do ósmej. Musisz wziąć eliksiry.

- Dobrze.

Wypiłam podane mi napoje.

- A, Lily, masz gościa. Tylko żeby nie siedział zbyt długo – powiedziała.

Pokiwałam głową.

Pielęgniarka wyszła. Chwilę po niej pojawił się James.

- Cześć – powiedział i podszedł do mnie.

- Cześć. Fajnie, że przyszedłeś. Chciałam z tobą porozmawiać.

- Ja z tobą też. Ale mów pierwsza – odparł.

- Chciałam cię przeprosić i podziękować. Podziękować za to, że mnie uratowałeś. Gdyby nie ty i Syriusz… Dziękuję…

- Nie ma za co.

- Jest. Ale… Przepraszam cię. Za to, że cię nie posłuchałam. Ostrzegałeś mnie przed Alexem a ja nie uwierzyłam…

- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Dlaczego ty mi nie wierzyłaś? Mówiłem, żebyś się z nim nie zadawała…

- Wiem, James… Przepraszam… Ja myślałam, że on jest inny… A on tylko udawał…

Rogacz milczał.

- Nic nie powiesz? – spytałam niepewnie.

- Lily, zawsze tak jest. Ty coś robisz, ja cię przed tym ostrzegam, ty nie wierzysz i dalej to robisz, po jakimś czasie wychodzi, że miałem rację. Wtedy ty rzucasz mi się w ramiona, przepraszasz i oczekujesz, że będzie tak jak dawniej. No powiedz, czy nie jest tak?

Teraz ja milczałam.

- Mam już tego dosyć – powiedział James.

- Ale…

- Muszę iść. Cześć.

Rogacz wyszedł. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć… Może on ma rację? Ale przecież przeprosiłam go, więc czego on jeszcze oczekuje? Nie chce mi się w ogóle o tym myśleć. James zawsze wynajduje jakiś powód, żeby się ze mną pokłócić. Ja chcę się pogodzić, a on nie. Trudno. Jego strata.

   Wzięłam notatki od Ann i przyswoiłam sobie dzisiejsze lekcje. Czułam się już dobrze, eliksiry od pani Pomfrey pomogły. Nauki nie było dużo. Po dziewiątej skończyłam. Chwilę sobie poleżałam i zrobiłam się śpiąca. Po paru minutach zasnęłam.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

   Z samego rana przyszli do mnie Dorcas i Syriusz.

- Hej! No i jak tam? – spytał Syriusz.

- Jakoś… Wczoraj był u mnie James…

- I co mówił?

Streściłam im naszą wczorajszą rozmowę. Miałam nadzieję, że Syriusz mi to trochę wyjaśni.

- Oj Ruda… - westchnął.

- No co?

- Nie obraź się, ale on ma rację. Już parę razy tak było, jak on mówi.

- Ekstra… No to co ja mam teraz zrobić?

- Nie wiem, Lily – odparł.

- No dzięki wielkie!

- Proszę – wyszczerzył zęby.

- Pójdę już. Do zobaczenia – powiedział.

Zostałam z Dorcas.

- A ty co o tym sądzisz? – spytałam.

- Ja też uważam, że James ma rację…

- Super. Wszyscy przeciwko mnie…

- Lily, to nie tak. Zrozum Jamesa. Co on czuł, kiedy byłaś z Alexem? On cię przecież kocha. Było mu przykro, że mu nie wierzysz.

Przez chwilę milczałam, ale po chwili zapytałam:

- To co mam teraz zrobić?

- Nie wiem, Lily. Przepraszam, ale muszę już iść. Zaraz zaczną się lekcje. Pa…

No i fajnie… A może oni naprawdę mają rację… Ale co ja mam zrobić? Chyba pójdę do Jamesa i z nim pogadam, wyjaśnię mu wszystko. Tak, tak będzie najlepiej…

   Po południu przyszła pielęgniarka, by podać mi eliksiry i oznajmiła, ze mam gościa. Do sali weszła osoba, której w ogóle nie chciałam widzieć – Alex.

- Co ty tu robisz?! – zawołałam.

- Lily, chcę z tobą porozmawiać. Proszę…

- Nie! Wynoś się stąd!

- Lily, proszę…

- Nie chcę cię widzieć!

- A co to za krzyki? – w sali pojawiła się pani Pomfrey.

- Dlaczego tak krzyczycie? Lily, czy chcesz, żeby Alex tu był?

- Nie.

- Sam pan słyszał, panie Marloy. Proszę wyjść.

- Ale…

- Żadnego ale! Do widzenia.

Ślizgon po chwili wyszedł. Poprosiłam pielęgniarkę, żeby następnym razem go nie wpuszczała.

Jak on w ogóle śmiał tu przyjść? Po tym co zrobił? Nienawidzę go z całego serca. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Ale ja byłam głupia, że mu zaufałam… Bardzo tego żałuję…

 

***

 

   Moim zdaniem notka nie jest zbyt udana. Szczególnie początek. Nie mam ostatnio jakoś weny na pisanie… Pozdrawiam wszystkich! ;)

6 września 2006

Ratunek

   Obudziłam się. Rozejrzałam się dookoła. Nic nie mogłam sobie przypomnieć. W pomieszczeniu tym znajdowało się tylko kilka skrzyń. Strasznie bolała mnie głowa. Powoli wstałam. Dotknęłam dłonią mojego lewego policzka. Leciała z niego krew. Nie wiedziałam ile czasu się tu już znajduję. Nagle zaczęły mi się przypominać zdarzenia, które spowodowały, że tu jestem. Poszłam z Alexem na randkę i on przyprowadził mnie tutaj, do swoich „kolegów”, którzy chcieli, żebym szpiegowała swoich przyjaciół. Nie zgodziłam się i oni zaczęli rzucać we mnie zaklęcia. I… zemdlałam. Tyle tylko pamiętam. Jak ja mogłam być taka głupia? Przecież Katie i James mnie ostrzegali przed Alexem. Dlaczego ich nie posłuchałam? Alex jest Ślizgonem, więc mogłam się domyślić, że chodził ze mną, bo czegoś ode mnie oczekiwał. Cóż… Już nigdy nie zaufam nikomu ze Slytherinu. Ale teraz… Jak się stąd wydostać?!

   Obeszłam cale pomieszczenie i nic nie znalazłam. Sprawdziłam też za skrzyniami – ani śladu wyjścia. Podejrzewałam, że żeby je znaleźć albo trzeba szukać z drugiej strony, albo znać jakiś tajny przycisk otwierający przejście. Nie było więc szans, żebym sama się stąd wydostała. Może Alex poczuje wyrzuty sumienia i tu przyjdzie? Wątpię. A może tamci Ślizgoni wrócą tu, żeby do kończyć to, co zaczęli? Nie wiem. A może umrę tu z głodu i wyczerpania? Możliwe.

   Usiadłam pod ścianą. Może zdarzy się cud i jakoś się stąd wydostanę…

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

..::Tymczasem w Pokoju Wspólnym::..

 

 - No gdzie jest Lily? Już dziesiąta wieczorem a jej jeszcze nie ma! – denerwowała się Dorcas.

- Dor, nie martw się. Niedługo wróci… Jest z Alexem, więc chyba nic jej nie grozi… - powiedziała Ann.

Rozmowie dziewczyn przysłuchiwali się Huncwoci. James zaczął się już martwić.

- O której poszła? – zapytał.

- Przed piątą – odparła Ann.

- Pięć godzin… Trochę długo, nie sądzicie? – rzekł.

- I jest z Alexem? – dodał.

- Tak – odpowiedziała Dorcas.

- Zaraz wrócę – mruknął James i udał się do swojego dormitorium.

Wszyscy spojrzeli po sobie zdziwieni, tylko Syriusz zdawał się wiedzieć o co chodzi Jamesowi. Pochwali Potter wrócił i mruknął tylko:

- Łapa, idziemy.

Black podniósł się i wyszedł za kumplem bez słowa. Reszta spojrzała po sobie z zaskoczeniem, ale nic nikt nie mówił. Mieli nadzieje, że chłopaki poszli szukać Lily, o którą poważnie się już martwili.

James i Syriusz nakryli się peleryną-niewidką i wyszli z Pokoju Wspólnego.

- Wiem, gdzie jest Lily. Widziałem ją na mapie Huncwotów. Jest w niebezpieczeństwie! To wszystko przez tego Alexa! – mówił James.

- Myślisz, że mógł jej coś zrobić? – spytał Łapa.

- Nie wiem. Mam nadzieję, że nie. Musimy ją szybko znaleźć – odparł James.

 

 *~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

   Siedziałam pod ścianą i strasznie się denerwowałam. Nie wiedziałam, co ze mną będzie. Przecież mogłam tu zostać na wieki! Nagle zaczęło kręcić mi się w głowie. Poczułam się o wiele gorzej. Wszystko znów zaczęło mnie boleć. Nie mogąc już wytrzymać osunęłam się na ziemię i po raz kolejny zemdlałam.

 

..::Po godzinie::..

 

 - Lily, obudź się! Lily! – usłyszałam jakieś głosy.

Niepewnie i powoli otworzyłam oczy.

- Gdzie ja jestem? – spytałam.

- Nie wiem, Lily. Jak dobrze, że cię znaleźliśmy!

Jakieś ręce podniosły mnie do pozycji siedzącej.

- James! Syriusz! Jak mnie tu znaleźliście? – chyba odzyskałam już przytomność.

- Na Mapie Huncwotów. Dobrze, że nic ci nie jest… - odparł James i przytulił mnie.

Wtuliłam się w niego i przez chwilę trwaliśmy w tej pozycji. Poczułam się lepiej, choć wciąż bardzo bolała mnie głowa.

- O, jak miło… Potter, Black i Evans… Lepiej być nie mogło… - usłyszeliśmy jakiś głos.

Wrócili Ślizgoni. Jak oni tu weszli? Gryfoni wstali i wyciągnęli różdżki. Ślizgoni zrobili to samo. Dwoje na sześciu… To trochę nie fair… Boję się o James i Syriusza…

 - Lily, ukryj się jakoś… - szepnął do mnie James.

Ukradkiem starałam się przejść za jedną ze skrzyń. Już prawie tam się znalazłam i trafiło we mnie zaklęcie o takiej sile, że znów osunęłam się na podłogę.

- Pożałujesz tego! – krzyknął James.

Starałam się zachować przytomność, lecz miałam bardzo mało sił. Widziałam przelatujące obok zaklęcia. Byłam zaskoczona patrząc na Jamesa i Syriusza. Dawali sobie całkiem nieźle ze Ślizgonami, nawet wygrywali. Po kilkunastu minutach już trzech nieprzytomnych Ślizgonów leżało na ziemi. Ale mimo wszystko coraz gorzej się czułam. Wytrzymałam jeszcze parę minut i zemdlałam.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

   Obudziłam się w jakimś pomieszczeniu. Leżałam w łóżku, była noc. Kiedy wzrok przyzwyczaił mi się do ciemności poznałam to miejsce. Skrzydło Szpitalne. Głowa mnie już nie bolała. Pewnie pielęgniarka podała mi jakiś eliksir. James i Syriusz musieli mnie tu przynieść. Kochani są. Dzięki im wszystko dobrze się skończyło. Muszę im podziękować. Zrobiłam się śpiąca. Po chwili zasnęłam.

   Z samego rana odwiedzili mnie przyjaciele. Nie mogli zostać zbyt długo, bo niedługo zaczynały się lekcje. Nie było z nimi Jamesa. Zrobiło mi się trochę przykro, ale miałam nadzieję, że przyjdzie później. Syriusz opowiedział mi co się wydarzyło. Chłopaki unieszkodliwili wszystkich Ślizgonów, James wziął mnie na ręce i zaniósł do Skrzydła Szpitalnego. Tam już zajęła się mną pielęgniarka. Cieszyłam się, że wszystko dobrze się skończyło. Całe szczęście, że mam takich przyjaciół…

 

***

 

 Hej. Mam nadzieje, że notka się Wam spodoba. Teraz niestety zaczęła się szkoła i w tygodniu nie będę miała czasu na pisanie, notki więc będą się pojawiać w weekendy. Ostatnio mój blog znalazł się w Polecanych. To dzięki Wam! Dziękuję! Sama bym tego nigdy nie osiągnęła. Bardzo się cieszę, że spotkało to mnie. Po prostu nigdy nie sądziłam, że Onet poleci mój blog. ;) Dzięki też za wszystkie komentarze! Jesteście wspaniali!! Pozdrawiam wszystkich!! :D :*

30 sierpnia 2006

Pułapka

   Następnego dnia z samego rana dopadł mnie Alex przed Wielką Salą i spytał, co postanowiłam. Nie chciałam teraz z nim rozmawiać, bo zaraz zaczynało się śniadanie, więc umówiłam się z nim o piętnastej na błoniach. Miałam nadzieję, że nie będę żałować mojego wczorajszego postanowienia.

   Przed piętnastą po południu wyszłam na błonia. Alex już na mnie czekał. Kiedy mnie zobaczył, podbiegł i wręczył mi śliczną, czerwoną różę.

- Piękna… Dziękuję… - powiedziałam i uśmiechnęłam się.

- Nie ma za co. Ty jesteś jeszcze piękniejsza – odrzekł.

- Dzięki…

 Na chwile zapanowało milczenie.

- Yyy… No więc… - zaczęłam. – Przemyślałam sobie wszystko dokładnie i…

- Lily, ja…

- Mógłbyś mi nie przerywać? No więc przemyślałam sobie wszystko i doszłam do wniosku, że…

- Lily…

- Prosiłam cię o coś. Więc doszłam do wniosku, że…

Cisza. Westchnęłam i powiedziałam:

- Że dam ci jeszcze jedną szansę.

Spojrzałam na niego. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Lily, dzięki. Na pewno już się na mnie nie zawiedziesz – rzekł i przytulił mnie.

- Mam nadzieję… - szepnęłam.

Widać było, że Alex cieszył się, że dałam mu jeszcze jedną szansę. Chyba nie będę tego żałować… Spacerowaliśmy jeszcze z pół godziny i rozmawialiśmy a potem wróciliśmy do zamku i każde z nas poszło w swoją stronę. Tuż przed Pokojem Wspólnym spotkałam Jamesa wychodzącego z niego w podłym nastroju.

- Cześć. Co ty w takim okropnym nastroju? - spytałam.

 - Dowiedziałem się właśnie od Dorcas co postanowiłaś w związku z Alexem. Czy tobie odbiło? On ci wyraźnie nie ufa! Myśli, ze jesteś jego własnością! Lily, ja jestem przekonany, że on coś knuje. Nie powinnaś z nim być. Nie ufaj mu!

Stałam i słuchałam tego w milczeniu. James strasznie mnie zdenerwował.

- Koniec! Mam tego dosyć! W ogóle go nie znasz, a oceniasz! Niedawno się pogodziliśmy a ty znów wszystko popsułeś! – zawołałam i go wyminęłam.

Strasznie się na niego wkurzyłam. Znowu o wszystko się czepia. Kretyn. Nie chce żyć w zgodzie to nie. Jego strata. Nie będę się nim przejmować.


*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*


   Od tamtych wydarzeń minęły niecałe dwa tygodnie. Między mną i Alexem wszystko układało się dobrze jednak czuło się jakąś pustkę. Nie było tak jak kiedyś. On zachowywał się strasznie dziwnie, często gdzieś znikał. Trochę się o niego martwiłam. Może miał jakiś problem i nie chciał mi powiedzieć? Pytałam go o to, ale zawsze mówił, że wszystko jest ok…

   Pewnej soboty po południu byłam umówiona z Alexem a randkę. Cieszyłam się z tego, bo chyba ostatnio zaczęliśmy się od siebie oddalać.

   Ubrałam czarną spódnicę za kolana, czerwony top, katanę i buty na obcasie. Włosy rozpuściłam i nałożyłam lekki makijaż. Chyba wyglądałam ładnie…

   Umówiliśmy się o siedemnastej. Była szesnasta czterdzieści pięć, więc stwierdziłam, że mogę już iść, najwyżej trochę poczekam. Mieliśmy spotkać się przed salą od eliksirów w lochach. Zdziwiło mnie miejsce, które Alex wybrał na randkę, ale dostosowałam się. Przyszłam i Alex już na mnie czekał.

- Cześć – powiedział, gdy mnie zobaczył.

- Hej – odparłam i podeszłam do niego.

Chciałam go pocałować na powitanie, ale on odwrócił głowę.

- O co ci chodzi? – spytałam zaskoczona.

- O nic. Nie ważne. Idziemy?

Pokiwałam głową. Byłam bardzo zdziwiona jego zachowaniem. Alex zaprowadził mnie jeszcze niżej do podziemi jakimiś tajnymi schodami. Zaczynałam się trochę bać. Gdzie on mnie prowadzi? Doszliśmy na miejsce po kilku minutach. Schody były bardzo wysokie, na pewno było ich z tysiąc. Pomieszczenie, do którego one prowadziły było dość duże i puste. Stało tam tylko kilka skrzyń.

- To tu? – spytałam swojego chłopaka.

- Tak. Dobrze, że przyszłaś, Evans – usłyszałam głos, który z pewnością nie należał do Alexa.

Przestraszyłam się.

 - O co tu chodzi, Alex? – zapytałam.

Nie odpowiedział. Zamiast tego zza skrzyń wyszło sześciu chłopaków. Wszyscy byli Ślizgonami. Niektórych znałam z widzenia, ale trzech z nich dało się szczególnie we znaki Huncwotom.

- Zaraz się dowiesz, Evans – odezwał się jeden z nich.

Bardzo się już bałam. Spojrzałam na Alexa, ale on był całkiem obojętny. Jeden chłopak pociągnął mnie na środek pomieszczenia i powiedział:

- Pewnie chciałabyś wiedzieć, dlaczego tu jesteś. Otóż zaraz się dowiesz. Wszystko dzięki twojemu chłopakowi. Chodził z tobą, bo my mu kazaliśmy. Miał cię do nas przyprowadzić. Dziwię się tylko dlaczego zrobił to tak późno, ale dobrze, że w ogóle tu jesteś. Jesteś szlamą. Ale bardzo utalentowaną szlamą. To trzeba przyznać. Dlatego jesteś nam potrzebna. Szlamy nikt by nie podejrzewał o szpiegowanie. Masz szpiegować dla nas twoich przyjaciół i niektórych innych Gryfonów. Chcemy się dowiedzieć czy nie wiedzą o pewnych planach, które wejdą w życie za parę lat. Dość dużo ci teraz powiedzieliśmy. Każdą rzecz, o której się dowiesz, masz przekazywać któremuś z nas. Pasuje? Zgadzasz się?

- Czy się zgadzam? Mam szpiegować moich przyjaciół dla was? W życiu się na to nie zgodzę! – zawołałam.

- Nie? Zastanów się dobrze, bo możesz tego żałować.

- Nie i koniec! A teraz żegnam! – skierowałam się w stronę drzwi, ale zamiast nich zobaczy łam pustą ścianę.

Wiedziałam, że znajduję się w pułapce.

- Nie wyjdziesz stąd. Będziesz robić to, co od ciebie chcemy. Zrozumiałaś?

- Spadaj! Nie będziesz mi rozkazywać!

Zamiast odpowiedzi poczułam jak uderza we mnie zaklęcie, które sprawiło, że upadłam na podłogę. Nie miałam siły się podnieść, bo wszystko mnie bolało.

- Dajcie mi spokój! – krzyknęłam.

- Mówiłem , że będziesz żałować swojej decyzji – warknął Ślizgon.

Popatrzyłam na Alexa, ale ten stał w milczeniu. Poczułam kolejne uderzenia zaklęć. Nie miałam przy sobie różdżki, bo zostawiłam ją w dormitorium. Czemu ja jej nie wzięłam? Bardzo by się przydała…

Zaklęcia wciąż leciały w moją stronę, a ja byłam coraz bardziej wykończona.

- Alex, pomóż mi! – krzyknęłam, choć nie liczyłam na to, ze zareaguje.

Nie miałam już kompletnie sił. Nagle poczułam potworny ból w całym ciele, który po chwili ustał. Usłyszałam jakiś krzyk. To chyba Alex, nie byłam pewna. W tamtej chwili pragnęłam po prostu umrzeć, nie czuć już bólu, chciałam, żeby ten koszmar się skończył. Katie miała rację. James też. Nie powinnam była ufać Alexowi. Znów trafiło we mnie zaklęcie. Zemdlałam. Pamiętam tylko, że obudziłam się zupełnie nie wiedząc, gdzie się znajduję.


***


Hej. Przepraszam, że notka pojawia się dopiero teraz, ale wcześniej nie chciało mi się jej przepisywać. Mam nadzieję, że się Wam spodoba, choć dla mnie nie jest najlepsza. Przepraszam też za jakiekolwiek literówki, ale strasznie się śpieszyłam.  Pozdrawiam wszystkich!!

18 sierpnia 2006

Ogłoszenie 9

Hej. Chciałam Was powiadomić, że notka pojawi się jednak później niż miała być. Mój wyjazd nieco się przedłużył i nowa notka ukaże się wieczorem 27 sierpnia. Wiem, że ciągle musicie długo czekać na nowy post, ale to nie zależy ode mnie. Naprawdę przepraszam... Mam nadzieję, że przez to nie stracę czytelników. Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam...

7 sierpnia 2006

Rozmowy, przeprosiny, rozmyślania

   Leżałam chwilę w spokoju i wylewałam łzy. Kompletnie nie rozumiałam Alexa. Dlaczego on tak gwałtownie zareagował i ze mną zerwał? Przecież to nie moja wina, że ten głupek Potter napisał do mnie taki list. Dziś Walentynki, święto zakochanych. Powinnam teraz miło spędzać czas ze swoim chłopakiem, a nie leżeć tu i płakać.
   Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie miałam najmniejszej ochoty na gości, więc zignorowałam to. Pukanie powtórzyło się. Po chwili osoba, która pukała, wpadła do mojego dormitorium jak gdyby nigdy nic. Odwróciłam się i ujrzałam osobę, na której odwiedziny nie miałam ochoty – Jamesa Pottera.
- Spadaj – warknęłam.
- Lily, ja… - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie chcę cię widzieć. Idź stąd.
- Ale ja chcę cię…
- Ale ja nie chce! Spadaj!
- Proszę, porozmawiajmy… Ja muszę…
- Nic nie musisz! Wynocha!
Dlaczego on taki jest? Walnęłam głową na poduszkę i nakryłam się kołdrą. Łzy znów popłynęły mi po policzkach.
- Lily, naprawdę przepraszam!
- W dupie mam te twoje przeprosiny! Odwal się ode mnie! Nie masz pojęcia o tym, co się stało! To wszystko przez ciebie… - chlipałam.
- Jakie wszystko? – zapytał głupio.
- Nie udawaj głupszego niż jesteś! Alex ze mną zerwał przez ten twój list! Zadowolony?! O to ci właśnie chodziło, prawda? Osiągnąłeś to, co chciałeś. A teraz wyjdź! – wykrzyczałam.
Dalej chlipałam, ale nie usłyszałam, żeby ktoś wychodził. James nadal stał w pokoju i patrzył się na mnie.
- Głuchy jesteś, czy co?! Wyjdź stąd!
Rogacz podszedł do mojego łóżka i usiadł na nim, po czym powiedział:
 - Lily, proszę, nie płacz. Nie zniosę tego. Ja… Przepraszam…
Spojrzałam na niego oczami pełnymi łez.
- Proszę, wyjdź stąd i zostaw mnie samą. Nie chcę już krzyczeć…
- Dobrze Lily. Ale proszę, nie płacz.
Nareszcie wyszedł. Byłam na niego wściekła, a on jeszcze bardziej to pogorszył. Kompletnie go nie rozumiem…
   Po kilku godzinach wróciły dziewczyny w wyśmienitych nastrojach. Gadały jak najęte i wciąż się śmiały. Kiedy mnie zobaczyły, natychmiast zamilkły.
- Lily, co się stało? Nie powinnaś być teraz z Alexem? Dlaczego tu leżysz? Ty płakałaś! Powiedz, co się stało.
Dziewczyny usiadły na moim łóżku i mnie przytuliły. Po chwili wzięłam się w garść i wszystko im opowiedziałam.
- Lily, ja wiedziałam, że on cię skrzywdzi! – rzekła Katie.
- Przestań – mruknęła do niej Ann.
- Lily, tak mi przykro… Alex zareagował zbyt gwałtownie… Zobaczysz, niedługo mu przejdzie – powiedziała Dorcas.
- Ja sama nie wiem, co o tym myśleć… - odparłam.
- Liluś… Uśmiechnij się.
Przecież wszystko będzie dobrze. Dziewczyny siedział ze mną jeszcze bardzo długo. Nic nie mówiłyśmy, bo nie było to potrzebne. Spać poszłyśmy około jedenastej. Miałam nadzieję, że jutro będzie już o wiele lepiej niż dzisiaj.


*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*


   Nazajutrz obudziłam się bardzo wcześnie. Kompletnie nie chciało mi się spać. Przewróciłam się na drugi bok i wtedy przypomniały mi się wczorajsze wydarzenia. Dziś myślałam o tym już całkiem inaczej. Ja nie byłam niczemu winna. To Alex nie dał mi dojść do słowa. Wściekł się o nic. Widocznie nie był chłopakiem dla mnie.
   Wstałam, pobudziłam dziewczyny i zaczęłyśmy się szykować. Potem poszłyśmy na śniadanie. Usiadłyśmy na końcu stołu. Kiedy wychodziłyśmy z Wielkiej Sali ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się i zobaczyłam Jamesa.
- Lily, możemy porozmawiać?
 Po wczorajszej rozmowie z nim byłam wściekła, ale teraz ochłonęłam i chyba mogę z nim pogadać.
- Idźcie, ja za chwilę do was dojdę – powiedziałam do dziewczyny.
Moje przyjaciółki poszły a ja zwróciłam się do Rogacza.
- Możesz już puścić moją rękę. O co chodzi?
- Chcę cię przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. Nie powinienem ci wysyłać tego listu, wiedząc, że i tak nie mam u ciebie żadnych szans. Byłem strasznie nachalny. Zniszczyłem twój związek z Alexem. Przepraszam. Już naprawdę dam ci spokój. Nie chcę tylko, żebyśmy żyli jak wrogowie – rzekł, patrząc mi w oczy.
- James… Ja… Mi już przeszła złość na ciebie. Owszem, wczoraj byłam wściekła. Zachowywałeś się jak skończony idiota. Ja jednak też nie chcę, żebyśmy żyli jak wrogowie. Przeprosiny przyjęte. A teraz chodźmy na lekcje – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
W drodze do klasy zaklęć James zapytał:
- Lily, a co będzie z tobą i Alexem?
Przez chwilę milczałam, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Po paru sekundach jednak odparłam:
- Nie wiem. Wszystko zależy od niego.
Dalej James już o nic nie pytał.
   Lekcje ciągnęły się niemiłosiernie długo. Na zaklęciach robiliśmy powtórkę, potem były dwie godziny historii magii i wróżbiarstwo. Po obiedzie poszła do biblioteki po książkę potrzebną do pracy domowej z historii magii. Wracając do Wieży Gryfonów napotkałam Alexa. Kiedy mnie zobaczył, natychmiast do mnie podszedł. Próbowałam go wyminąć, ale on zagrodził mi drogę.
- Chcę z tobą porozmawiać – oświadczył.
- Ale ja nie chcę rozmawiać z tobą.
- Lily, no proszę… Przepraszam cię za wczoraj. Zachowałem się jak kretyn. Nie dałem ci nawet dojść do słowa, tylko od razu na ciebie nawrzeszczałem. Naprawdę przepraszam. Mam nadzieję, że jeszcze nie wszystko między nami skończone.
- Cóż… Dobrze, ze zdajesz sobie sprawę z twojego zachowania. Nie wiem co z nami będzie. Wczoraj byłeś strasznie zazdrosny i wyglądało to tak jakbyś mi w ogóle nie ufał. Związek bez zaufania nie ma sensu.
- Lily, ja p prostu byłem wkurzony, że ten kretyn wysyła do ciebie TAKIE listy. Proszę, daj mi jeszcze jedną szansę…
- Nie wiem. Muszę się zastanowić. Porozmawiamy później. Cześć.
   Odeszłam od niego jak najszybciej i poszłam do swojego dormitorium. Tam rzuciłam książkę na łóżko i udałam się na błonia, żeby wszystko przemyśleć. Chodząc tak weszłam do Zakazanego Lasu. Byłam na samym jego początku, więc się nie bałam. Usiadłam pod jednym z drzew i zaczęłam rozmyślać. Alex jest wspaniałym chłopakiem. Miły, kochający, przystojny – prawie ideał. Żebym go tylko kochała… Ale Alexowi to nie przeszkadza. Lecz wczoraj… Pokazał, że mi nie ufa. Był zazdrosny o Jamesa. Chyba myśli, że nadal nie coś z nim łączy. Bardzo się myli. Alex przeprosił mnie za swoje wczorajsze zachowanie i zrozumiał, że głupio postąpił. Powinnam mu wybaczyć. Przecież każdemu czasem coś odbija. Dam mu jeszcze jedną szansę…
   Wstałam, otrzepałam się i wróciłam do zamku. Napisałam wszystkie prace domowe na jutro. Przed kolacją zobaczyłam się z dziewczynami i opowiedziałam im o tym, co wydarzyło się po południu. Katie nie była zadowolona z mojej decyzji, mówiła, że będę tego bardzo żałować, Ann powiedziała, ze zawsze będzie po mojej stronie, a Dorcas się ucieszyła. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jaką Katie miała rację…


***

Witam po długiej przerwie. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o moim blogu. Notka miała pojawić się wczoraj, alę nie zdążyłam jej przepisać. Chciałam Was wszystkich zaprosić na bloga mojej koleżanki z koloni. Adres http://oblicze-hermiony-i-dracona.blog.onet.pl/ Jak sami widzicie, jest on o tematyce potterowskiej. :) Serdecznie zapraszam! Nie wiem kiedy pojawi się nowa notka, bo w środę znów wyjeżdżam. Postaram się do tego czasu coś napisać, ale nic nie obiecuję. Na koniec chciałam jeszcze pozdrowić wszystkich moich czytelników i znajomych z kolonii a szczególnie Elę, Anię, Sosenkę, Madzię, Justę, Kasię, Monikę i resztę. :*

16 lipca 2006

Walentynki

   Walentynki zbliżały się wielkimi krokami. Wszyscy mieli dobry humor. Na dworze robiło się cieplej, śnieg zaczynał powoli topnieć. Czułam, ze w tym roku wiosna nadejdzie dość szybko. Przez ten czas wciąż byłam z Alexem. Wbrew myśli Dorcas nie pokochałam go. Było mi z nim po prostu dobrze. Mogłam z nim o wszystkim porozmawiać, wyżalić się mu. Wydawał się być idealnym chłopakiem. Czemu więc nie mogłam się w nim zakochać i być w pełni szczęśliwa?

   14 lutego obudziłam się około ósmej. Była akurat sobota, więc nie musiałam się martwić, że spóźnię się na lekcje. Przewróciłam się na drugi bok z zamiarem podrzemania jeszcze trochę, kiedy coś przykuło moją uwagę. Tym czymś była piękna, długa, czerwona róża. Obok niej leżało małe pudełeczko oraz koperta. Zaciekawiona sięgnęłam po nią i wypadły z niej dwie karteczki. Przeczytałam pierwszą.

 Kochana Lily

Być może zdziwi Cię to wszystko, lecz musiałem to napisać. Od Bożego Narodzenia myślę o Tobie znacznie częściej. Bardzo żałuję tego, co się wtedy wydarzyło. Najchętniej cofnąłbym czas, ale nie mogę. Nie wiem, Lily, czy czujesz do mnie to samo, co wtedy, ale pamiętaj, że ja nigdy nie przestanę Cię kochać.

 Na zawsze Twój J. P.

Zachciało mi się płakać. Dlaczego kiedy próbuję o nim zapomnieć on pisze takie rzeczy? Dlaczego James taki jest? To jego zachowanie, dziewczyny, które zmienia jak rękawiczki… Nie pokazywał tego, że mnie kocha. Sięgnęłam po ostatnią karteczkę. Było tam tylko napisanie:

Mam nadzieję, że prezent Ci się spodoba.

Wzięłam do ręki pudełeczko i otworzyłam je. Wewnątrz znajdował się piękny, srebrny naszyjnik z jelonkiem. Miał swój urok, był niezwykły. Bardzo mi się podobał. Uśmiechnęłam się i odłożyłam wszystko na moją szafkę przy łóżku.

   Dochodziła dziewiąta, więc pomyślałam, że mogę już pobudzić dziewczyny. Wstały bardzo szybko, bo wiedziały, że muszą się uszykować do wyjścia do Hogsmeade. Dorcas zauważyła prezenty leżące na mojej szafce. Powiedziałam, że opowiem jej później.

   Kiedy weszłam do Wielkiej Sali miałam wrażenie, że pomyliłam pomieszczenia. Wszystko było różowe. Z zaczarowanego sufitu spadało konfetti tego koloru. W powietrzu latały małe aniołki roznoszące walentynki do ich adresatów. Mnóstwo dziewczyn ubrało się jak barbie. Niektórzy chłopaki mieli przed sobą stos kopert. Najwięcej chyba James i Syriusz. Usiadłyśmy z dala od nich, Dorcas tylko na chwilę poszła przywitać się z Syriuszem.

- No to Lily opowiadaj – poleciła, kiedy wróciła.

Wszystko im opowiedziałam. Dorcas miała minę jakby chciała zabić Jamesa, Katie się uśmiechała a Ann patrzyła na mnie uważnie.

- Kretyn! Debil! Idiota! – warknęła Dorcas.

- Co? – spytałam zdezorientowana.

- Kiedy ty o nim zapominasz, on wysyła ci jakieś miłosne listy! Czy on niczego nie rozumie? Idę do niego – już miała zamiar wstać, ale przytrzymałam ją.

- No co? – spytała oburzona.

- Nie przesadzaj. Niepotrzebnie się tak przejmujesz – odparłam.

- A ciebie to nie wkurza?

Nie odpowiedziałam.

- Dorcas, tobie przeszkadza, że Jamesowi nadal zależy na Lily, czy jak? – zapytała Katie.

- Po prostu wkurza mnie jego zachowanie.

- Przecież to walentynki. Ma prawo dać coś Lily.

Dorcas prychnęła.

- Przestańcie się kłócić, proszę. Lepiej powiedzcie z kim idziecie dziś do Hogsmeade – powiedziałam.

- Z Remusem – odparła Ann.

- Ja z Syriuszem – rzekła Dorcas.

- A ja… Z Mikem… - powiedziała niepewnie Katie.

- Super! To coś poważnego? – spytałam.

- Nie, chyba nie… Nie wiem… A ty idziesz z Alexem, prawda?

- Tak...

O dziwno, podczas śniadania dostałam anonimowy liścik ze zdaniem „Jesteś piękna” Zdziwiłam się. Pokazałam to dziewczynom i wszystkie zachichotałyśmy. Po śniadaniu poszłyśmy do dormitorium, by uszykować się na nasze randki. Miałyśmy mało czasu, więc należało się śpieszyć. Ubrałam długą spódnicę w kolorze khaki i do tego kremową bluzkę z krótkim rękawem a na to katana. Włosy rozpuściłam i lekko się pomalowałam. Buty te co zwykle i byłam gotowa. Wzięłam jeszcze portfel z mojej nocnej szafki i włożyłam go do torby. Wyszłam z dziewczynami na błonia, gdzie czekał na mnie Alex.

- Cześć kochanie – powiedział i pocałował mnie na powitanie.

- Cześć. Gdzie idziemy?

- Może… Do Trzech Mioteł?

- No… Dobrze…

Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że zabierze mnie do bardziej romantycznego miejsca niż Trzy Miotły. Po dojściu do pubu okazało się, że nie ma tam ani jednego wolnego stolika. Musieliśmy iść gdzie indziej. 

- Więc… - zaczął Alex, ale szybko mu przerwałam.

- Może pójdziemy teraz do pani Pooddifoot?

- Jeśli chcesz…

 W kawiarni panował walentynkowy nastrój. Krążące aniołki, różowe konfetti i tym podobne rzeczy. Było tam wiele par trzymających się za ręce. W tłumie dostrzegłam też Pottera ze swoją dziewczyną. Szczerze mówiąc to nie wiem, która to już jest. Alex poszedł złożyć zamówienie, a ja zajęłam stolik w drugim końcu Sali. Po chwili mój chłopak wrócił z dwoma filiżankami kawy i ciastkami.

- Chcesz żebym była gruba? – zapytałam „oburzona”.

Alex pochylił się w moją stronę, krótko pocałował i szepnął:

- Nie będziesz…

Czas mijał nam na rozmowie. Potem Alex wziął mnie za ręce i długo wpatrywaliśmy się w siebie. Alex przybliżył swoją twarz do mojej i zaczęliśmy się całować.

   Po godzinie siedzenia w kawiarni stwierdziliśmy, że pójdziemy gdzie indziej. Kiedy sięgnęłam do torebki wyleciała z niej karteczka. Dopiero po chwili zrozumiałam co to jest, lecz Alex już to czytał. Nie mam pojęcia skąd to się tam wzięło!

- Oddaj to – rozkazałam, ale on nadal czytał.

Gdy skończył, spojrzał na mnie oczami pełnymi złości.

- Co to ma znaczyć?

- Nic, naprawdę…

- Dlaczego on to do ciebie napisał?

- Nie wiem!

- Ale ja wiem. Myśli, że ma u ciebie szanse. Pewnie dawałaś mu jakieś znaki. Koniec z nami. Nie chcę się zadawać z dwulicową dziewczyną – rzekł po czym natychmiast wyszedł kawiarenki.

Poczułam się okropnie. Na dodatek wszyscy się na mnie patrzyli. Szybko wyszłam stamtąd i pobiegłam w stronę zamku. Łzy zbierały mi się w oczach. Chciałam już znaleźć się w moim ciepłym łóżku…

- Lily, zaczekaj!

Nie wiem kto to wołał. W każdym razie nie zwolniłam. Ten ktoś jednak dogonił mnie i zatrzymał.

 - Lily, czy coś się stało? – spytał James.

- Nie twoja sprawa! Puść mnie! – krzyknęłam i wyrwałam się mu.

Pobiegłam jak najszybciej do zamku a następnie do mojego dormitorium. Tam położyłam się do łóżka i wreszcie przestałam hamować łzy.


***


Przepraszam, ze tak długo notki nie było, ale kompletnie nie miałam weny na pisanie i ta z trudem mi wyszła. Moim zdaniem nie jest najlepsza. Następna pojawi się 5 sierpnia. Już dziś wyjeżdżam na kolonie i wracam czwartego. Mam nadzieję, że nie zapomnicie o moim blogu. Chcę Wam jeszcze podziękować za te 52 komentarze pod ostatnią notką. :) Pozdrawiam wszystkich!