27 kwietnia 2009

Eliksir


- Syriuszu… Możesz mi w końcu powiedzieć, do czego nam to wszystko? – zapytałam po raz kolejny.
Od kilkunastu minut przyglądałam się, jak jeden z Huncwotów wyrzuca z torby przeróżne składniki. Robił to tak szybko, że po krótkiej chwili przed nami leżał spory stosik z kolorowych fiolek i małych woreczków. Parę dni temu wyjawił mi w końcu, jaki eliksir zamierza ze mną zrobić.
Chwilowa metamorfomagia – tak to określił.* Był tak zachwycony swoim pomysłem, że nawet nie próbowałam go od tego odwieść. Wyjaśnił, że eliksir będzie działał przez godzinę. Osoba, która go wypije, będzie mogła w tym czasie zmieniać swój wygląd tyle razy, ile będzie chciała. Mogło to być przydatne, jednak miałam wątpliwości, czy to wystarczy, aby wygrać. Nie liczyłam na to, lecz gdzieś tam w podświadomości kłębiła się na to nadzieja. Według Syriusza, to coś podobnego do eliksiru wielosokowego, jednak o wiele lepsze, bo wystarczy sobie wyobrazić daną cechę wybranej osoby lub zwierzęcia i natychmiastowo się ona pojawia. Gdy zapytałam, jak na to wpadł, odparł jedynie, że podczas przechadzki po błoniach, przypomniało mu się, jak czytał o tym, planując kolejny dowcip. Miałam jedno „ale”. Z metamorfomagią trzeba było się urodzić, nie dało się tego nauczyć. Dziwiłam się, że jeden eliksir potrafi załatwić całą sprawę. Powiedziałam o tym Syriuszowi, ale ten rzekł, że magiczny płyn działa na nieco innych zasadach. Nie jest to takie trudne, jak metamorfomagia, lecz uczucie przemiany do komfortowych nie należy. Chłopak obiecał, że będzie pierwszym, który go wypróbuje. To dobrze, bo wcale nie miałam ochoty być królikiem doświadczalnym…
Czytałam kiedyś o eliksirze wielosokowym i wiedziałam, że należy do tych najtrudniejszych do przyrządzania. Skoro ten ma być trochę do niego podobny, zastanawiałam się, jak Syriusz zamierza go zrobić. Przyniósł kilka książek i mnóstwo składników. Ostatnie kilka dni spędzaliśmy na wertowaniu ich i szukaniu odpowiednich przepisów, bo w każdej z nich instrukcja była inna. Dodałam do moich obaw kolejny punkt – wszystkie księgi pochodziły z działu ksiąg zakazanych.
- Już ci mówiłem, będziemy eksperymentować – odpowiedział znudzonym tonem i ułożył wszystko, co przyniósł w równym rządku.
Widocznie moje zachowanie bardzo go irytowało. Co chwilę o coś go pytałam, aż stwierdził, że marny byłby ze mnie Huncwot, bo nie potrafię zaryzykować.
- Widzisz, że są tu różne przepisy, więc jakoś to połączymy i może dodamy coś od siebie – powiedział.
- Tak, ale codziennie znosimy tu tego coraz więcej – mruknęłam.
- Oj, marudzisz. Nie przejmuj się, do konkursu wszystko będzie gotowe.
- Ale to na pewno będzie bezpieczne? W końcu eliksir wielosokowy jest nielegalny, a to jest do tego podobne, więc nie sądzę, że…
- Lily. – Syriusz przerwał mi stanowczo. – A czy zdolność metamorfomagii jest zakazana? To po prostu jest. A to zwykły eliksir. Chyba, że masz lepszy pomysł, to proszę bardzo, zamieniam się w słuch.
Zamilkłam.
- No widzisz. Więc już nie protestuj, tylko mi pomóż. Dziś przydałoby się w końcu zacząć to robić…
Spojrzałam na niego i pokiwałam głową. Musiałam mu zaufać, bo zostało niewiele czasu, a ja sama i tak nic nie mogłam wymyślić.
Kwiat, który kilka dni temu znaleźliśmy w Zakazanym Lesie, nosił nazwę nuvicus mysterious**. W każdej z ksiąg była o nim jakaś wzmianka. Niewątpliwie to on stanowił podstawę dla eliksiru. Wcześniej trzeba było jego liście posiekać w drobne kawałki, a potem wrzucić wszystko do gotującej się wody i pozostawić na dobę. Po tym czasie płyn miał przybrać ciemnoniebieską barwę. Tak więc uczyniliśmy i teraz musieliśmy tylko czekać. Już po paru chwilach poczułam ostry zapach roznoszący się po nieużywanym korytarzu. Miejsce to znowu zaproponował Syriusz, zapewniając mnie, że tym razem nie znajdę tu żadnych podejrzanych przedmiotów. Nie mylił się - oprócz kurzu, nas i przedmiotów przez nas przyniesionych, nie było tu niczego.
 - Dobra, ten przepis wydaje się być najlepszy – mruknął Black i podsunął mi jedną z książek.  – Jest tam prawie wszystko, co w innych, a zawsze można coś dorzucić.
- Okej. – Zgodziłam się niechętnie, co zapewne pokazał mój ton głosu.
- Z takim nastawieniem to ty daleko nie zajdziesz. Przestań tyle myśleć, to niezdrowo – mruknął z uśmiechem.
- Brak myślenia też nie jest zbyt zdrowy – odparowałam, patrząc na niego znacząco.
Zaśmiał się wesoło.
- Ale ty naprawdę za dużo myślisz. Żyj chwilą, rób to, na co masz ochotę. Na przykład ta twoja cała przyjaźń z Jamesem. Widzę, że starasz się przekonać, że to nic więcej, ale ja wiem, że to tylko maska. Dlaczego nie możesz odpuścić? Przecież i tak coś do niego czujesz – wzruszył ramionami.
Zmrużyłam oczy i posłałam mu wściekłe spojrzenie. Ostatnio, kiedy tylko mógł, wspominał o swoim przyjacielu. Zaczynało mi to działać na nerwy, a teraz jeszcze to!
- Gdzie to położyć? – zapytałam, wskazując na kilka fiolek z różnymi substancjami, przypominającymi te, których używa się na mugolskich lekcjach chemii.
Chciałam jak najszybciej zmienić temat, jednak Syriusz miał inne plany. Widocznie wolał zamęczyć mnie na śmierć swoimi komentarzami i uwagami odnośnie mojego ewentualnego związku z Jamesem.
Łapa wywrócił oczami, po czym zabrał ode mnie probówki i odłożył na podłogę. Spojrzał na mnie wyczekująco.
- Dlaczego nie chcesz o tym rozmawiać? – zapytał.
- Bo nie ma o czym. Mam dosyć tego tematu.
- Ha, czyli sama przyznajesz, że próbujesz od tego uciec – stwierdził z zadowoleniem.
- Boże, Syriusz, jaki ty jesteś czasami natrętny. - Teraz to ja zwróciłam oczy ku niebu.
- Po prostu zastanawiam się, dlaczego taka jesteś. Udajesz, że on jest ci obojętny, a to nieprawda.
- Tak? A ty skąd to niby wiesz?
- To widać. Wszyscy to wiedzą, oprócz ciebie i niego, bo ten kretyn czeka nie wiem na co, jakby nie mógł wziąć sprawy w swoje ręce.
Spuściłam głowę. Cholera jasna, dlaczego Syriusz nie może ustąpić i przestać o tym gadać? Jest dobrze tak, jak jest, więc po co cokolwiek zmieniać?
- Wiesz, że on za tobą szaleje. Kurde, dziwie się wam. Serio. Pasujecie do siebie strasznie, a ty się wciąż upierasz.
- Black! Też uważam, że pasujecie do siebie z Dorcas, a jakoś ci wciąż nie truję! – warknęłam.
Miałam ochotę zdzielić go po głowię tą grubą książkę, którą trzymałam. Powstrzymałam się jednak.
Przez kilka sekund wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie zrobił tego. Westchnął i zaczął powoli:
- Dobra, już daję spokój. Ale obiecaj mi jedno…
- O w życiu! – przerwałam.
- Nie wiesz jeszcze, o co mi chodzi.
- Trudno.
- Obiecaj mi, że następnym razem nie będziesz tyle myślała, tylko zrobisz, co będziesz w danej chwili chciała.
- Jakim następnym razem? – spytałam zaskoczona.
- Obiecaj.
Wpatrywałam się w niego z narastającą złością. On nic sobie z tego nie robił, tylko uśmiechał się szeroko. Wiedziałam, że nie odpuści, jeśli mu nie obiecam, więc z westchnieniem poddałam się.
- Okej, obiecuję. – Skrzyżowałam dwa palce za plecami, mając nadzieję, że tego nie zauważył.
- Pokaż ręce – polecił.
Wyciągnęłam je przed siebie z poirytowaniem. Chłopak zaśmiał się do siebie.
- Teraz mi to obiecaj – poprosił.
- Wrr. Obiecuję – warknęłam.
Idiota. W tym momencie przypominał dawnego Syriusza, który bez przerwy mnie denerwował.
- No, pięknie. To teraz do roboty!
Bez słowa wstał i zaczął układać wszystko pod ścianą, aby zrobił się prządek. Poszłam więc  za jego przykładem. Nie wspominał już o Jamesie, co sprawiło mi ulgę. Mimo to jego słowa odbijały się echem w mojej głowie…

***

            Mijały kolejne dni, aż w końcu nastał pierwszy maja. Dzisiaj miało się wszystko rozstrzygnąć. O godzinie jedenastej wszyscy zbierali się w Wielkiej Sali, aby zobaczyć, kto wygra konkurs na najlepszy eliksir.
            Cóż, ostatnie tygodnie były naprawdę napięte. Nie dość, że zbliżały się egzaminy końcoworoczne, to po lekcjach do późna siedziałam z Syriuszem nad eliksirem. Zrobiliśmy kilka porcji, tak na wszelki wypadek. Jedną robiliśmy zgodnie z przepisem, do drugiej dorzuciliśmy swoje składniki, a w kolejnej pomieszaliśmy jeszcze więcej rzeczy. Byłam pewna, że i tak skorzystamy z pierwszego napoju, Ale Black uparł się, aby jeszcze poeksperymentować. Mi już przestało na tym zależeć. Całe te przygotowania zaczynały mnie nudzić. Wolałam chyba poznawać eliksiry z książek, a nie sama je wymyślać.
            Wydawało mi się, że Syriusz nagadał coś Jamesowi. Rogacz spędzał ze mną więcej czasu, a mi, o dziwo, to nie przeszkadzało. Dobrze czułam się w jego towarzystwie, a w dodatku przy nim zawsze poprawiał mi się humor. Niedawno obudziłam się rano w Pokoju Wspólnym przykryta kocem. Nie pamiętałam, jak to się stało, że zasnęłam. Widocznie za dużo się uczyłam… Dopiero Dorcas wyznała mi, że to właśnie Potter znalazł mnie  przykrył. Było to niewątpliwie miłe z jego strony.
            Łamiąc obietnicę daną Syriuszowi, myślałam coraz więcej. Praktycznie każdego wieczora zastanawiałam się nad związkiem z Jamesem i codziennie miałam mniej argumentów przeciw. Kiedy złapałam się na tym, że wyobrażam sobie, jak by to mogło być, od razu stwierdziłam, że nawet nie powinnam o tym rozmyślać. Ale i tak te krępujące myśli powracały, szczególne w nocy, podczas snów. Niecałe trzy tygodnie wniosły tak wiele, że sama byłam zaskoczona tymi zmianami. Nie potrafiłam sobie powiedzieć, co do niego czułam, jednak docierało do mnie powoli, że to już nie tylko przyjaźń.
            Teraz wiedziałam, że należało się skupić na eliksirze. Wcześnie rano pobiegłam z Syriuszem do ukrytego korytarza. Napoje były gotowe. Z jednego buchała gęsta para, tak jak opisali to w zakazanym podręczniku.  W drugim ciągle coś bulgotało, a nad kolejnym unosiła się delikatna, jasnozielona mgiełka.
- To co, próbujemy? – zapytał wesoło Black, biorąc fiolkę do ręki.
- Czekaj! Zapomniałeś? Jeszcze łodyga tego kwiatu. Wszędzie pisali, żeby dodać ją na sam koniec.
- Racja. – Schylił się po mały kawałek łodyżki.
Wrzucił ją do pierwszego eliksiru, a ja zrobiłam to samo z następnymi. Każdy z nich zasyczał i spienił się, po czym wszystko ustało.
- No i już. A teraz, na zdrowie! – powiedział i wlał sobie do ust pierwszy napój.

***

* pomysł na eliksir należy do Huńcwoka ;) Dzięki :)
** nuvicus mysterious  - nazwa kwiatu. Nuvicus wymyśliłam sama, natomiast mysterious oznacza po angielsku tajemniczy.

I to by było na tyle. Notka taka jakaś… Szczerze mówiąc, nie jestem nią zachwycona. Sporo opisów, a wiem, że nie każdy to lubi. Ewentualne błędy poprawię jutro. ;) Teraz chcę pokończyć stare wątki, żeby zacząć nowe. Tak na oko, za jakieś dwa rozdziały, zacznie się dziać wreszcie coś ciekawego – tak myślę. ;) Już po testach, więc mogę się skupić bardziej na blogu. Niepotrzebnie tak się stresowałam, nie było czym. Poszło mi bardzo dobrze. :) Jeszcze trzeba poczekać na wyniki… ;p
A, jeszcze coś. Zdecydowałam, że od tego będę informować tylko na GG lub na pocztę. Na zostawianie komentarzy na kilkudziesięciu blogach nie mam już czasu, ani chęci. Czasem mam wrażenie, że niektórym zależy tylko na tych komentarzach, a nie na nowej notce. Tak więc proszę, żeby te osoby, które chcą być dalej informowane, podały mi swój adres bloga i numer GG (lub pocztę) w komentarzu lub gdziekolwiek. Mam nadzieję, że zrozumiecie. ;)
Nowa notka pewnie za tydzień. Pozdrawiam!

11 kwietnia 2009

Czwarta rocznica :)

Uwaga, uwaga!
Oznajmiam, że Pamiętnik rudowłosej miłości Rogacza obchodzi dzisiaj czwarte urodziny! ;)

Podsumowanie:
Odwiedzin na blogu (w chwili obecnej): 662089
Komentarzy: 6777
Liczba notek z opowiadaniem: 153
Osiągnięcia :blog był kilkanaście razy polecany przez Onet.pl (nie pamiętam dokładnie)

Cztery lata. Dużo, nie? Aż trudno mi w to uwierzyć. Tak szybko minęło… I sporo się w tym czasie zmieniło.
Przede wszystkim to, jak piszę. To powiadanie bardzo pomogło mi w wyrobieniu własnego stylu. :) Te pierwsze notki, sprzed czterech lat, są przerażające. Teraz na szczęście jest lepiej. :)
Jednak, szczerze mówiąc, ten blog istnieje dzięki Wam. Gdybym nie miała odpowiedniej motywacji, z pewnością bym się w końcu poddała. A tak, piszę nadal. :) Dla Was i, po części, dla siebie samej.
Ani trochę nie żałuję, że założyłam tego bloga. Zdarzały się chwilę zwątpienia, jednak to minęło. ;]
Wciągu ostatnich kilku miesięcy trochę oddaliłam się od potterowskiego świata. Powodem jest oczywiście seria „Zmierzchu”, która całkowicie mną zawładnęła. ;) Życie Belli i Edwarda wysunęło się na przód, przysłaniając Lily i Jamesa. Ale teraz już staram się zachować równowagę. ;) Zżyłam się z tym opowiadaniem, i to jak, i przekonałam się, że nic nie może mnie do niego zniechęcić.
Czasu mam coraz mniej, niestety. Jak już pisałam, nowa notka pojawi się dopiero po testach. Mogę Wam obiecać, że wtedy też akcja ruszy na przód. ;D Zrobi się ciekawie… Ale nic więcej nie zdradzę. :)
Nie wiem, ile jeszcze będę pisać. Nie mam pojęcia. W przyszłym roku idę do liceum, a tam czasu wolnego jest bardzo mało. Ale jestem pewna, że notki będą się nadal pojawiać. Może trochę rzadziej, ale będą. ;)
Z okazji Świąt Wielkanocnych chciałabym Wam życzyć wszystkiego najlepszego. :) A szczególnie spełnienia wszelkich marzeń. :)
Dziękuję Wam wszystkim, że wciąż ze mną jesteście. To naprawdę pomaga.
Kocham Was! :))
Poprzednią notkę można nadal komentować.
A swoją drogą, ciekawe, ile jeszcze rocznic będziemy obchodzić… :)

"Pani prefekt zaczęła się zadawać z Huncwotem"


            Powolnym tempem szłam wraz z Jamesem w stronę Pokoju Wspólnego. Lekcje dobiegły końca, a nasi przyjaciele skorzystali z okazji i czym prędzej wybiegli na szkolne błonia, by cieszyć się wiosennym Słońcem. Z chęcią bym do nich dołączyła, ale, w przeciwieństwie do nich, przejmowałam się nauką i wiedziałam, jak wiele nam na jutro zadali. Nauczyciele znowu stwierdzili, że nam się bardzo nudzi. Czekało mnie więc popołudnie z transmutacją, wieczór z eliksirami i pół nocy z astronomią. Reszta miała to najwyraźniej gdzieś. Potter także nie miał zamiaru się uczyć, ale stwierdził, że mi potowarzyszy. Zastanawiałam się, co takiego będzie robił, ale nie protestowałam.
- O czym myślisz? – zapytał nagle chłopak.
Spojrzałam na niego kątem oka.
- O lekcjach – odparłam zgodnie z prawdą.
Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dane mu to było. Cisze panująca na korytarzu przerwał donośny krzyk profesor McGonagall.
- Potter! Zatrzymaj się i to już!
Stanęłam gwałtownie i rzuciłam Jamesowi zaniepokojone spojrzenie. Co on też znowu zrobił?
Na jego twarzy pojawił się mały grymas, a chłopak zamknął oczy, jakby starał się uspokoić.
Nauczycielka szybko do nas dotarła. Założyła ręce na piersiach i popatrzyła na nas srogo, na dłużej zatrzymując wzrok na szukającym.
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego pan Collin Brandon leży w Skrzydle Szpitalnym ze złamaną ręką i kontuzją barku?
Wystraszyłam się. Czy ona uważała, że to wina Jamesa? Przecież on by tego nie zrobił, o nie.
- Nie mam pojęcia, pani profesor – odrzekł z miną niewiniątka.
- Nie udawaj, Potter! Brandon wszystko opowiedział. Wiemy, że to ty rzuciłeś na niego te zaklęcia. Byłam pewna, że trochę zmądrzałeś, ale tobie w głowie nadal te dziecinne zabawy. Szlaban, Potter! Do odwołania. I Gryffindor traci trzydzieści punktów. Staw się dzisiaj u pana Filcha o osiemnastej. Zawiodłam się na tobie – dodała nieco ciszej, po czym po raz kolejny rzuciła mu wrogie spojrzenie i odeszła szybkim krokiem.
- O co tutaj chodzi? – zapytałam, starając się zachować spokojny wyraz twarzy.
- O nic – mruknął.
- James! – zawołałam.
- Dostałem szlaban, o.
- Tyle to sama wiem. Co się stało temu Collinowi?
Znowu zamknął oczy, a kiedy je w końcu otworzył, westchnął.
- Nie odpuścisz, nie?
- Masz rację.
- Dostał ode mnie paroma zaklęciami – wzruszył ramionami.
- Co? – spytałam zdezorientowana.
Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą powiedział. To do niego niepodobne. Takie coś zrobiłby stary James, którego nie znosiłam. Ale nie ten!
- To, co słyszałaś. – Spuścił głowę.
- Nie wierzę. Jak mogłeś coś takiego zrobić? Myślałam, że się zmieniłeś – warknęłam.
Byłam na niego wściekła. Rozczarował mnie i to jak! Po raz kolejny zawiódł. Odwróciłam się szybko i już miałam odchodzić, jednak chłopak złapał mnie za rękę i przytrzymał.
- Czekaj. Daj mi to wyjaśnić – poprosił cicho.
- Co tu wyjaśniać? – spytałam wrogo.
- Parę minut, dobra? Potem będziesz mogła się na mnie wściekać.
Stanęłam naprzeciw niego i założyłam ręce tak, jak jeszcze niedawno profesor McGonagall.
- Słucham.
- Pewnie i tak nie uwierzysz, ale… Chodziłem z samego rana po Zakazanym Lesie – zaczął.
- Stop. Po Zakazanym Lesie? Po co? – przerwałam.
- Sprawdzałem coś. Nieważne. Mogę mówić dalej? – mruknął z poirytowaniem.
Pokiwałam głową, nabierając podejrzeń.
- Zobaczyłem tego całego Collina przy chatce Hagrida. Zgadnij, co robił. Niszczył jego ogródek! Najpierw zalał wszystko wodą z różdżki, potem powyrywał kwiaty, a na koniec jeszcze podeptał to, co zostało. Wkurzyłem się jak nigdy. Lily, wiem, że nie powinienem go od razu atakować, ale Hagrid bardzo się cieszył z tego ogródka. A ten gnojek po prostu to niszczył…
Po chwili wszechogarniająca złość zaczęła ze mnie wypływać. Już nie miałam ochoty zdzielić go po łbie. Jednak do końca nie potrafiłam mu uwierzyć.
James wreszcie spojrzał mi w oczy. W jego orzechowych tęczówkach kryło się zaniepokojenie i strach.
- Kolejna bajeczka czy tak było naprawdę? – zapytałam.
- Tak było – powiedział. – Wiem, że głupio zrobiłem, ale nie mogłem się zwyczajnie przyglądać, jak ten matoł psuje pracę mojego przyjaciela. Rozumiem, że się na mnie zawiodłaś… - przyznał smutno.
Teraz to mi zrobiło się bardzo głupio. I nieprzyjemnie. Sama miałam wyrzuty sumienia, że tak na niego naskoczyłam. W głębi duszy wiedziałam, że teraz powinnam się na niego śmiertelnie obrazić i nie odzywać się przez bardzo długi czas, ale coś mnie powstrzymywało. Zamiast tego miałam ochotę go przytulić i wszystko wybaczyć. Czy to było normalne?
- Byłeś lojalny w stosunku do Hagrida… To dobrze – mruknęłam. – Ale przesadziłeś z tymi zaklęciami. Mogłeś go tylko obezwładnić i zawołać jakiegoś nauczyciela, a nie samemu go karać.
- Pewnie tak… Ale Brandon już kiedyś dał mi się w kość i teraz jeszcze to… Przepraszam, Lily.
- Mnie nie przepraszaj, tylko jego. Chociaż… Nie, nie musisz. Należało mu się.
- No co ty? – chłopak wydawał się być bardzo zaskoczony.
Wzruszyłam ramionami.
- Jakbym go tam zobaczyła, to pewnie sama miałabym ochotę coś mu zrobić.
Collin Brandon był czwartoklasistą ze Slytherinu, który uważał, że wszystko mu wolno. Panoszył się po szkole, patrząc z góry na resztę uczniów. Kiedyś często działał mi na nerwy, jednak obecnie usunął się w cień swoich starszych kolegów. Byłam pewna, że nie zrobił tego z własnej woli, widocznie musieli mu grozić. Mało mnie to jednak obchodziło.
- Ale i tak uważam, że przesadziłeś – zastrzegłam.
Rogacz zaśmiał się, pokazując białe zęby.
- Co się z panią stało, pani prefekt? – zapytał, uśmiechając się.
- Pani prefekt zaczęła się zadawać z Huncwotem – odparłam.
- I wyszło to pani na dobre.
- Oj, nie wiem, nie wiem…
James objął mnie w pasie i popchnął lekko, żebym ruszyła. Kiedy zorientowałam się, gdzie trzyma swoją rękę, czym prędzej odsunęłam się od niego. On udał, że niczego nie zauważył.
- Naprawdę nie jesteś na mnie zła? – spytał.
- Trochę jestem… Ale cię rozumiem – przyznałam.
- Dzięki – powiedział z ulgą i uśmiechnął się.

            Wszedłszy do Pokoju Wspólnego, od razu skierowałam się do dormitorium, aby wziąć potrzebne książki oraz pióro i kartki pergaminu. James czekał na mnie już na kanapie. Rozłożył się wygodnie na fotelu, trzymając w dłoniach jakiś magazyn o quidditchu. No pięknie, ja tu mam zamiar zakuwać, a ten będzie sobie gazety czytał! A i tak pewnie ujdzie mu płazem to, że się nie uczył. Ech, sprawiedliwość…
            Usiadłam na wolnym fotelu przy nim i spojrzałam na chłopaka. Uśmiechał się szeroko w moją stronę. Pokręciłam głową z powątpiewaniem i zaczęłam czytać rozdział w podręczniku poświęcony transmutacji małych przedmiotów w niewielkie zwierzęta. Co chwilę jednak przypominałam sobie o mojej reakcji na wieść o postępku Pottera i ciężko mi było uwierzyć, że się na niego nie złościłam. Było to co najmniej dziwne i nie dawało mi spokoju.
- Lily! Tu jesteś! – usłyszałam znajomy głos dochodzący od strony portretu Grubej Damy.
Parę sekund później naprzeciwko mnie stał dyszący ciężko Syriusz. Oparł dłonie na kolanach i pochylił głowę, aby złapać oddech.
- Już… Wiem… Jaki… Eliksir… Zrobimy… - wysapał.
- Ej, Syriusz, spokojnie. Siadaj i mów – powiedziałam.
- Wpadłem na ten pomysł na błoniach. I byłem jeszcze w bibliotece, żeby się upewnić, co do jednej sprawy – rzekł, kiedy już trochę ochłonął. – To będzie coś! Sama zobaczysz! Tylko musimy przeszukać parę książek, bo nie pamiętam za bardzo, który przepis jest właściwy… Ale… Uda się! Na pewno się uda!
- Jaki masz pomysł?
Wreszcie. Straciliśmy już zbyt dużo czasu.
- Nie mogę ci powiedzieć, bo on tu jest – wskazał na Jamesa. -  Zresztą, sam do końca nie wiem, co ten eliksir spowoduje, tylko tak ogólnie. Ale to na pewno wypali! – mówił podekscytowany.
- Syriusz… To bezpieczne? – zapytałam.
- Tak, całkowicie. Nie bój się. Nareszcie możemy zacząć go robić. Ale najpierw coś innego…
- Co takiego?
- Potrzeba nam jednego składnika. Kwiatu… Eee… Jakiegoś tam. Coś na en. Nie pamiętam. Wiem, że trzeba go zerwać podczas nowiu Księżyca, bo tylko wtedy ma odpowiednie właściwości… I on rośnie u nas, w Zakazanym Lesie.
- Skoro rośnie w Zakazanym Lesie to jak ma być bezpieczny?
- Oj, bez przesady. Musisz mi zaufać. I tak niczego innego nie mamy. Szykuj się, jutro tam idziemy.
- Jutro?
- Tak, jutro jest nów. Nie bój się, wszystko obmyśliłem. To będzie świetne! – mruknął z zadowoleniem.
Posłał mi jeszcze radosny uśmiech, pomachał nam i pobiegł z powrotem, zapewne znowu do biblioteki, by sprawdzić ten jego „cudowny” eliksir. Ciekawe, co takiego wymyślił. Bałam się, że to coś na miarę huncwockich żartów. Oby tylko tym razem Syriusz potraktował sprawę poważnie.
            Musiałam mieć bardzo zdezorientowaną minę, bo James wybuchnął głośnym śmiechem. Spojrzałam na niego pytająco, a ten nadal się śmiał.
- Nie masz się czego obawiać, Łapa chyba naprawdę dostał olśnienia – powiedział, kiedy się uspokoił.
- Taa… Dzięki za pocieszenie.
- Ależ proszę.
Z westchnieniem wróciłam do nauki. Tym razem jeszcze trudniej mi było się skupić. Perspektywa jutrzejszej wyprawy do Zakazanego Lasu nie była zbyt przyjemna. Zwłaszcza, że nie wiedziałam, po co dokładnie miałam tam iść.



            Następnego dnia, zgodnie z umową, stawiłam się przed dwudziestą trzecią wieczorem w Pokoju Wspólnym. Chwilę potem zjawił się Syriusz z peleryną-niewidką od Jamesa i z Mapą Huncwotów.
- Gotowa? – spytał z błyskiem w oku.
- Tak. Tylko wciąż się zastanawiam, dlaczego muszę iść z tobą. Przecież możesz iść z Jamesem na przykład.
Bałam się tej wyprawy. Nie zamierzałam tego ukrywać.
- Ten kwiat, którego nazwy nie pamiętam, musi być zerwany przez kobietę. Tyle – wzruszył ramionami.
Spojrzałam na niego spode łba. Wciąż nie powiedział mi, jaki miał pomysł.
- Nie masz nadal zamiaru mi wyjawić, co kombinujesz, prawda?
- Nie. Chodź, jak to zdobędziemy, to się dowiesz.
Pociągnął mnie w stronę wyjścia, uprzednia naciągnąwszy na nas pelerynę. Syriusz najwyraźniej wcale nie przejmował się tym, że możemy zostać złapani. Wiedziałam, że nam to nie grozi, ale mimo to miałam pewne obawy.
            Kilkanaście minut później znajdowaliśmy się już na skraju Zakazanego Lasu. Tam Black zdjął pelerynę.
- Widzisz? Nic się nie stało. Teraz pójdzie z górki. Ale pośpieszmy się.
Ruszył przed siebie szybkim krokiem. Chcąc, nie chcąc, musiałam pójść za nim.
Szliśmy bardzo długo. Ciemność, w której się znajdowaliśmy, była na swój sposób tajemnicza, jednak przerażająca. Słyszałam jedynie skrzypienie gałęzi po naszymi stopami, a także co jakiś czas odgłosy wydawane przez zwierzęta. Z mroku wyłaniały się kolejne drzewa, budzące respekt. Syriusz cały czas był kilka kroków przede mną, a ja zaczynałam się naprawdę bać. Ufałam mu, ale on podchodził do tego z taką obojętnością, że strach powoli przesłaniał mi oczy.
- Syriusz! Poczekaj chwilę – zawołałam za nim i przystanęłam.
- Co jest? – odwrócił się zniecierpliwiony.
- Zwolnij trochę. Boję się – wyznałam.
- Niby czego? Lily, wyluzuj. Nic nam tu nie grozi. No, dawaj. Im szybciej dojdziemy, tym wcześniej będziesz w domu – odwrócił się i szedł dalej.
Podbiegłam trochę, żeby go nadgonić i teraz przynajmniej szliśmy koło siebie. Przypomniałam sobie, jak w piątej klasie wędrowałam w nocy z Jamesem. Pokazał mi wtedy rodzinę jednorożców. Zastanawiałam się, co się z nimi stało. Czy nadal gdzieś tu biegały? Pamiętałam, jak wtedy się czułam. Na pewno się tak nie bałam. Rogacz trzymał mnie za rękę i czułam, że wszystko jest w porządku. A teraz? Całkowicie na odwrót.
- Lumos! – mruknął cicho Syriusz i wyciągnął z kieszeni stary kawałek papieru.
- Co to? – zapytałam, jednak nie usłyszałam odpowiedzi.
- To musi być gdzieś tutaj. Wyrwałem to z jednej książki. Szukaj czegoś takiego – podsunął mi pergamin pod nos, oświetlając go różdżką.
Moim oczom ukazał się kwiat o fioletowej barwie. Jego kontury zdawały się być otoczone złotą linią, a liście układały się w kształcie paproci. Na czubku znajdowała się czerwona kropka, przypominająca małą czereśnię.
- Gratuluję, właśnie stoisz na takim czymś – powiedziałam z ironią, spojrzawszy na ziemię.
Syriusz odskoczył jak oparzony i wykrzyknął:
- To jest to!
Uśmiechnęłam się i schyliłam, by zerwać kwiat. Był naprawdę śliczny. Jednak nie mogłam się nim zachwycać, gdyż chciałam jak najszybciej znaleźć się w zamku, a najlepiej we własnym dormitorium.
- Dobra, wracajmy już. A jutro bierzemy się do roboty i wszystko mi wyjaśnisz! – rzekłam z powagą i, nie czekając na niego, ruszyłam w drogę powrotną.
Kwiat, który trzymałam, mienił się w ciemności.

***

Zszedł po schodach szybkim krokiem. Mimo późnej, nocnej pory czuł się bardzo rozbudzony. No cóż, tak niezwykłe i irracjonalne, a zarazem przyjemne sny z pewnością ożywiają. James zaśmiał się do swoich niedawnych wspomnień i omiótł wesołym spojrzeniem pusty na pierwszy rzut oka Pokój Wspólny. W kominku płomienie powoli wygasały i oświetlały jedynie kanapę stojącą nieopodal. Na początku zamierzał udać się do kuchni, aby coś przekąsić, ale teraz zmienił plany, gdyż głód nie dokuczał mu tak bardzo. Skierował się w stronę widocznych w ciemnościach foteli. Usiadł w jednym z nich i gdy spojrzał w bok, aż podskoczył z wrażenia.
            Dziewczyna z jego snu leżała tuż obok na kanapie.
            Chłopak przyjrzał się jej uważnie, kiedy minął pierwszy szok. Na twarzy nie było ani jednego grymasu. Jej rysy wygładziły się. Powieki zasłaniały zielone oczy, które on tak uwielbiał. Rude kosmyki opadały na policzki, odrobinę przysłaniając także usta. Bez namysłu sięgnął ku nim dłonią i odgarnął je delikatnie. Uśmiechnął się szeroko.
            Wstał, żeby coś zjeść, a tak oto znalazł się przy śpiącej Lily. Co za zbieg okoliczności. Dopiero po chwili udało mu się skupić na tyle, że był w stanie zobaczyć coś innego niż jej twarz. Dziewczyna spała w szkolnym stroju w nieco dziwnej, półleżącej pozycji. Pod dłonią trzymała grubą książkę, a na podłodze leżało pióro i kartka pergaminu, które najwyraźniej wypadły jej z rąk. Domyślił się, że jej zaśnięcie było absolutnym przypadkiem. Ostatnie dni spędzała z Syriuszem, robiąc ich eliksir na konkurs. Zależało jej na tym i przykładała się do tego. Po raz kolejny uzmysłowił sobie, jak bardzo ją podziwia za tę determinację i chęć do nauki. On w życiu by tak nie mógł… I znowu przypomniał sobie po kolei każdą sytuację z minionych dni, w której pojawiała się Lily i odpłynął w marzenia.
            Cały czas się uśmiechał. Uwielbiał na nią patrzeć, ale w ciągu dnia nie mógł sobie na to często pozwalać, bo wiedział, jak bardzo irytuje to dziewczynę. A teraz miał okazję i to jaką. Chłopak niepewnie wstał i delikatnie przeciągnął jej ciało w całości na kanapę. Poruszyła się tylko nieznacznie, ale wciąż spała. James odetchnął z ulgą. Wolał sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby się obudziła. Z pewnością byłaby zła. Ogarnął pomieszczenie wzrokiem w poszukiwaniu jakiegoś koca i znalazł taki na jednej z półek przy ścianie. Z dużą ostrożnością narzucił go na dziewczynę. Jeszcze bardziej się ucieszył. Uczucie do niej go ogłupiało i sprawiało, że w chwilach takich jak ta nie myślał racjonalnie.
- Ekhem – usłyszał za sobą i drgnął, jakby go przyłapano na gorącym uczynku.
U stóp schodów prowadzących do damskiego dormitorium stała czarnowłosa Gryfonka. Patrzyła na chłopaka z rozbawieniem.
- Dorcas! Co ty tu robisz? – spytał speszony James.
- O to samo mogłabym zapytać ciebie – odparła i podeszła bliżej.
Nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Obudziłam się i zauważyłam, że nie ma Lily, więc poszłam sprawdzić, czy może jest tutaj. I jak widzę, nie myliłam się – wyjaśniła spokojnie. – Ale zaskoczyło mnie to, że ty tu jesteś.
- Eee… No, też się obudziłem i tu zszedłem. I zobaczyłem ją… - mruknął.
Dorcas stanęła obok niego i spojrzała na swoją przyjaciółkę. Po raz kolejny poczuła ukłucie zazdrości. Nie, nie zależało jej ani trochę na Jamesie. Chodziło o to, że Evans miała kogoś, kto skoczyłby za nią w ogień. Kogoś, kto zrobiłby dla niej wszystko. Kogoś, kto ją prawdziwie kochał.
A ona nikogo takiego nie miała.
- Zależy ci na niej, prawda? – zapytała znienacka, chociaż znała odpowiedź.
James spojrzał na nią ze zdziwieniem i odpowiedział szczerze:
- Tak. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Dziewczyna westchnęła. Chciała, żeby Lily wreszcie zrozumiała, jak wiele posiada. O takim chłopaku marzy większość dziewczyn, a ona go odrzucała.
- Ech, James… Myślę, że ona w końcu to zrozumie.
- Chciałbym – zamknął oczy i uśmiechnął się nieznacznie.
- Daj jej jeszcze trochę czasu. Wiesz, jaka ona jest.
- Wiem, wiem… Tylko męczy mnie to, że muszę przy niej się tak starać. Wciąż powstrzymuję się, żeby tylko nie zrobić czegoś, co by ją zniechęciło.
- Wydaje mi się, że już nie jesteś jej tak obojętny – powiedziała.
- Tak? – Rogacz otworzył szeroko oczy.
- Ona nie wie, co czuje. Tak myślę. Poczekaj jeszcze trochę - poradziła.
- Będę czekał tak długo, jak będzie trzeba.
Dorcas znowu poczuła to nieprzyjemne ukłucie zazdrości, ale wymusiła uśmiech na swojej twarzy.
- Ale jak się obudzi i cię zobaczy nad sobą to zachwycona nie będzie, uwierz. Wracam do siebie i radziłabym tobie zrobić to samo.
- Okej, zaraz pójdę. Dzięki, Dor – posłał jej uśmiech.
- Nie ma za co. Chciałabym, żeby wam się udało. Do jutra! – skierowała się w stronę schodów.
Po chwili James znowu został sam na sam ze śpiącą Lily. Spojrzał na nią z czułością i także ruszył do siebie. Wciąż myślał nad tym, co usłyszał od panny Meadowes. Teraz miał jeszcze większą nadzieję, że wszystko ułoży się tak, jak tego pragnął.

***

Hmm, sama nie wiem, co sądzić o tej notce. Jak dla mnie, może być. ;) Trochę się wybiłam z pisania, przyznaję…
Dzięki za wszystkie pomysły odnośnie eliksiru. :) Teraz już wiem, co to będzie. :)
Kolejna notka po testach (22-24.04.). Niestety, nie dam rady wcześniej. Nic jeszcze nie tknęłam, a wypadałoby się zabrać za powtórki.
Trzymajcie się! ;)