22 września 2008

"Gdzie się podział ten dawny James?"

Przez kilka minut w Pokoju Wspólnym panowało wielkie zamieszanie. Wszyscy szeptali, wymieniali uwagi. James i Syriusz stali na środku i nie wiedzieli, co mają zrobić. W końcu przypomniałam sobie, że jestem prefektem.

- Wszyscy do swoich dormitorii! W tej chwili! Zostaje tylko ta dwójka! – wskazałam na Huncwotów.

- A ja? – usłyszałam głos Dorcas.

- Ty możesz zostać – uśmiechnęłam się nieznacznie.

Po chwili w Pokoju Wspólnym znajdowały się tylko cztery osoby.  

- Można wiedzieć, co wam odbiło?! Powariowaliście? Pojedynek? – zaczęłam.

Winowajcy stali i milczeli. Oboje patrzyli w podłogę.

- Może jakieś wyjaśnienia?

Znów cisza.

- Dobra, widzę, że nie pogadamy sobie. Idziemy do Skrzydła, a wy w tym czasie posprzątacie tu. Różdżki – wyciągnęłam rękę w ich stronę.

Niechętnie oddali mi je. Wolałam nie ryzykować, że znowu rozpoczną pojedynek.

Obrzuciłam ich jeszcze chłodnym spojrzeniem, po czym wraz z Dorcas opuściłam salon Gryfonów.

- Nie wierzę, że to zrobili… - powiedziała Dorcas po kilku minutach.

- Ja też nie… A jednak. Tylko co się mogło stać?

- Nie mam pojęcia.

- A James… On walnął tym zaklęciem w Remusa…

- Nie zrobił tego specjalnie przecież…

- Gdyby się nie pojedynkowali, nie doszłoby do tego.

Weszłyśmy do Skrzydła Szpitalnego. Na jednym z łóżek leżał Remus, przy którym krzątała się pani Pomfrey. Obok stało kilka osób z Gryffindor, w tym Ann. Podeszłyśmy do niej.

- Wiadomo coś? – spytałam.

Dziewczyna pokręciła głową.

- Jest nieprzytomny…

Parę minut obserwowaliśmy, jak pielęgniarka zajmuje się naszym prefektem. Wlewała mu jakieś eliksiry i co chwilę zmieniała jego ułożenie. Wkrótce podeszła do nas i zapytała:

- Wiecie może, jakim zaklęciem dostał?

- Widziałam tylko fioletowy promień… Ale nie wiem, co to za czar – odparłam.

- Fioletowy, mówisz… To mogły być Wodne Kule… Ale nie, to przecież nie spowodowałoby nieprzytomności… A może coś innego, tylko źle rzucone?

- Naprawdę nie wiemy – powiedziała Dorcas.

- No dobrze. Jakbyście się dowiedziały, proszę mi natychmiast powiedzieć – rzekła, po czym oddaliła się.

- Musimy iść do Jamesa i go zapytać… - stwierdziła Meadowes.

- Chodźmy.

 

***

 

            Chłopaki zostali sami w Pokoju Wspólnym. Stali chwile w milczeniu, aż w końcu James zabrał się do sprzątania. Podszedł do wywróconego fotela i ustawił go tak, jak powinien.

- Jesteś z siebie zadowolony? Patrz, do czego doprowadziłeś kumpla tymi swoimi pretensjami. Jesteś tak chorobliwie zazdrosny o Lily, że niczego innego nie zauważasz – powiedział Syriusz po kilkunastu minutach.

- Nie chciałem, żeby to on dostał tym zaklęciem. Miało być dla ciebie. I mi na niej po prostu zależy i potrafię o nią walczyć, a nie wycofuję się, tak jak ty.

- Nie czepiaj się tego, co robię. Jestem ciekawy, co teraz Evans o tobie myśli…

- Zamknij się – Potter odwrócił się w jego stronę.

- Prawda boli, nie?

- Zamknij się, bo…

- Bo co? Bo mnie pobijesz?! Haha, no proszę.

Rogacz zmrużył oczy. Jeszcze chwila i nie wytrzyma… Black wyraźnie go prowokował, a on sam był tak wściekły i smutny, że czuł ogromną ochotę przyłożenia Syriuszowi.

Łapa zaśmiał się tylko drwiąco i mruknął:

- Żałosne.

To wystarczyło Jamesowi. Rzucił się na przyjaciela. Przyłożył mu pięścią w nos i rozległ się mały trzask, jakby łamanej kości. Syriusz nie pozostał mu dłużny. Przez chwilę szarpali się i okładali nawzajem. Potter miał rozciętą wargę, a Black łuk brwiowy. Rogacz był jednak silniejszy i szybszy. Przewrócił chłopaka ocierając jego głową o kant kominka. Łapa syknął z bólu, kiedy upadł na podłogę.

- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – warknął z wściekłością James.

- Stary, wyluzuj… - wyjąkał Syriusz.

- Nic ci przecież nie zrobiłem… - dodał.

- Nic? Mam ci przypomnieć, kto wczoraj upił Lily?

- Ja jej nie… - nie dokończył jednak, bo Potter przyłożył mu w twarz.

 

***

 

            Wraz z Dorcas zmierzałam w stronę Pokoju Wspólnego. Obie byłyśmy pogrążone w ciszy, każda z nas myślała o tym samym. Miałam nadzieję, że stan Remusa polepszy się wkrótce po tym, jak dowiemy się, jakim dostał zaklęciem.

            Przeszłyśmy przez portret Grubej Damy. Stanęłam jak wryta. Syriusz leżał na podłodze przygwożdżony przez Jamesa, który właśnie go uderzył.

- Koniec! Przestańcie natychmiast! – zawołałam.

Rogacz podniósł na mnie swój wzrok. Mruknął tylko:

- Nie wtrącaj się.

- Zostawić was tylko na chwilę! James, wstawaj! – zaczęłam go odciągać od Blacka.

- Daj spokój, zostaw mnie… - chłopak chciał się wyrwać, na szczęście Dorcas mi pomogła.

Meadowes zajęła się osłabionym Blackiem,  a ja stanęłam naprzeciwko Jamesa.

- Co to miało znaczyć? – spytałam chłodno.

Nie odpowiedział. Wpatrywał się ze złością w jakiś punkt za mną. W końcu też się odwróciłam.

Syriusz miał twarz we krwi, z trudem stał, opierając się na Dorcas.

- Idziemy do Skrzydła – powiedziała dziewczyna i wyprowadziła go z pokoju.

Spojrzałam znowu na Jamesa. Przez chwilę się nie odzywaliśmy. Ja nie wiedziałam od czego zacząć i on chyba też nie.

- Co ci odbiło? – zapytałam w końcu.

- Lily…

- Pytałam o coś!

- Nic mi nie odbiło!

- Powiedz mi, dlaczego go pobiłeś?

Milczał.

- James!

- Daj spokój, Lily… - podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.

- Bo co? Bo też mi się dostanie?

- Lily…

- Przestań powtarzać moje imię! Dowiem się w końcu, o co wam poszło? Jestem prefektem i mam prawo wiedzieć – wskazałam na plakietkę.

- Upił cię. To za mało? – mruknął po chwili.

Na początku nie wierzyłam w to, co słyszę. Czy on mówił poważnie?

- Żartujesz? Przez takie coś tak go załatwiłeś?

Chłopak spuścił głowę.

- Dla wyjaśnienia, on mnie wcale nie upił. Po prostu siedzieliśmy, gadaliśmy a że trochę się wypiło to jeszcze nie oznacza, że mnie upił, bo sama też mam rozum. Nie wiem, po co ci się tłumaczę. I dlatego był ten pojedynek i bójka? Nie wierzę. Co się z tobą stało? Najpierw ten Ślizgon, potem Remus przez przypadek, a teraz Syriusz! Wszyscy są w Skrzydle Szpitalnym. Przez ciebie!

- Lily, ja…

Spojrzałam na niego z bólem, a on zamilkł.

- Nie wiem, gdzie się podział ten dawny James… - wyznałam.

Potter otworzył usta, jednak nic nie powiedział.

Westchnęłam i skierowałam się w stronę schodów do dormitorium, zostawiając chłopaka samego.

 

***

 

            James usiadł na kanapie. Tysiące myśli przelatywało mu w głowie. Słowa Lily wciąż brzęczały mu w uszach. Teraz zapewne uważała go za potwora. I miała rację. Trzy osoby przez niego ucierpiały. W tym jego przyjaciele. Jak mógł być tak głupi? Dlaczego nie posłuchał Łapy do końca? Rządziła nim złość i chęć zemsty, a nie myślał racjonalnie. Remus ucierpiał także, mimo że nie był niczemu winien. A Evans… „Straciłem ją…” pomyślał. W końcu oddalili się od siebie, przez Natalie, a teraz jeszcze ten incydent… I do tego Syriusz. Potter bał się, że nie wybaczy mu tego. „Jaki ze mnie idiota…” przeszło mu przez myśl, po czym chłopak osunął się do pozycji leżącej i zamknął oczy, starając się uciec od tych przykrych myśli.

 

***

 

            Wieczorem miałam zamiar sprawdzić, co z chłopakami. Dorcas opowiedziała mi w skrócie o stanie Syriusza. Podobno zasłabł lekko, jednak nie zemdlał. Pani Pomfrey szybko się nim zajęła. Niedługo powinien do nas wrócić. Na Jamesa byłam wściekła. Jak on mógł się tak zachowywać? Dlaczego to wszystko zrobił? Nie rozumiałam go ani trochę.

            W drodze do Skrzydła Szpitalnego napotkałam profesor McGonagall, która mnie zatrzymała.

- Panno Evans, czy może panienka coś dla mnie zrobić? – spytała.

- Oczywiście, pani profesor.

- Przekaż panu Potterowi, że ma natychmiast przyjść do gabinetu dyrektora.

- Dobrze… A czy coś się stało? – nie zdążyłam powstrzymać ciekawości.

- Tak… Słyszałaś pewnie o bójce, w której brał udział pan Potter i sprowadził tym do Skrzydła dwóch kolegów. Do tego pan O’Connor. Przykro mi to mówić, ale w tym przypadku zawieszenie w prawach ucznia nie wystarczy.

- Co pani ma na myśli?

- Obawiam się, że pan Potter będzie musiał opuścić szkołę.

 

***

 

Udało mi się jakoś dodać dziś tę notkę. Nie mam pojęcia, co o niej sądzić. Cały dzień czuję się fatalnie, ból brzucha jest okropny… Wzięłam za dużo leków przeciwbólowych, które mnie równo zamuliły, więc notka taka, jaka jest.

Do tego pretensje o to, że rzadko dodaje notki, nie działają motywująco. Jestem w trzeciej klasie gimnazjum i nauki naprawdę jest o wiele więcej niż wcześniej. Codziennie jakaś kartkówka, odpytywanie, sprawdzian… Jeśli wyrobię, notka za tydzień. Jeśli nie, to pojawi się później.

I jeszcze jedna sprawa… Elfy jako kelnerzy w Hogwarcie. Niektórym osobom nie spodobał się ten pomysł. Wybrałam elfy, bo inne stworzenia mi jakoś nie pasowały. I większość z was pewnie wyobraża je sobie tak jak we Władcy Pierścieni. Ja tego nie oglądałam i nawet nie wiedziałam, że tam występują. Dla mnie elfy były małymi ludkami z ostającymi uszami i zawsze tak o nich myślałam… Sorry, jeśli kogoś tym uraziłam. Mam nadzieję, że to już wyjaśnione.

No nic, zanudzam pewnie. W takim razie kończę… Pozdro!

10 września 2008

Pojedynek najlepszych przyjaciół

             Tydzień, podczas którego chłopaki byli zawieszeni, powoli dobiegał końca. Wcześniej sądziłam, że lekcje są dla nich przykrym obowiązkiem, jednak teraz zauważyłam, że brakuje im ich. Może Syriuszowi nie tak bardzo, ale Jamesowi nuda widocznie dawała się we znaki. Na przerwach przychodziłam do niego, aby zobaczyć, jak się miewa i zawsze narzekał, że wolałby być w klasie. Dziwiło mnie, że Natalie do niego nie zagląda… Ale o to nie spytałam. Chłopak sprawiał wrażenie, że cieszy się na mój widok. Popołudniu brał ode mnie notatki i nadrabiał zaległości. Black natomiast wykorzystywał wolny czas i całe dnie spędzał na wałęsaniu się po zamku w pelerynie-niewidce. Mówił, że szuka nowych, ukrytych miejsc w Hogwarcie. Ciekawe dlaczego Potter mu nie towarzyszył, skoro tak się nudził…

            Wszyscy Gryfoni z szóstego roku odczuli brak dwóch Huncwotów na lekcjach. Cisza, spokój, zero wybuchów śmiechu, szeptów. Nawet nauczyciele byli dość zdziwieni.

            Zastanawiałam się tylko, czy chłopaki zrozumieli, co zrobili. Czy to zawieszenie coś dało? Raz profesor Slughorn wysłał mnie do Skrzydła Szpitalnego po jakiś eliksir i kiedy tam weszłam, zobaczyłam w rogu sali Ślizgona w śpiączce. Zapytałam panią Pomfrey o jego stan i na szczęście odparła, że jej mikstury działają i za kilka dni chłopak powinien się obudzić. I dobrze, bo nie wiem, co bym zrobiła, gdyby się okazało, że James i Syriusz zniszczyli komuś życie.

            Ann była jeszcze bardziej wściekła, o ile to możliwe. Huncwoci omijali ją szerokim łukiem, bo gdyby jej spojrzenie mogło zabijać, Hogwart już dawno straciłby największych dowcipnisiów wszechczasów. Starałam się z nią normalnie rozmawiać, chociażby o zadanych wypracowaniach, ale ona zawsze unikała jakiegokolwiek tematu. Dorcas już dawno dała sobie z nią spokój.

           

            Wieczorem ostatniego dnia zawieszenia chłopaków wybrałam się do ich dormitorium. Zapukałam, ale nikt nie odpowiadał, więc po prostu weszłam. Uderzył mnie zapach alkoholu, a w pokoju znajdował się tylko Syriusz leżący na łóżku, który na mój widok podniósł się.

- Co ty robisz? – spytałam zaskoczona.

- Opijam ostatni dzień wolności – na te słowa podniósł butelkę Ognistej Whiskey. – Może się przyłączysz?

Westchnęłam i ruszyłam w jego kierunku.

- A gdzie reszta?

- James lata na miotle… Powiedział, że musi się wyżyć… Remus… Nie wiem, gdzie on jest… Peter też gdzieś wybył… Może więc ty mi potowarzyszysz?  - zapytał uśmiechając się lekko.

Nie takie miałam plany… Chciałam wpaść, pogadać i tyle. Ale skoro jest tu tylko Łapa…

- Okej, czemu nie? Ale trochę tylko… - odparłam, sama nie wiedząc, co mnie do tego podkusiło. Może taka nagła chęć, ochota?

- Trzymaj – Black podał mi jedną butelkę.

Usiadłam na jego łóżku i wzięłam parę łyków. Syriusz zaczął mówić, jak mu się nie chce iść znów na lekcje, co by innego robił… Po prostu marudził. Co chwilę upijałam trochę Ognistej, aż się zorientowałam, że już niewiele jej zostało.

- Miało być trochę – powiedział Syriusz żartobliwie, zerkając na mój napój.

- Oj, się przejmujesz – mruknęłam.

Kilkanaście minut później byłam już lekko wstawiona. Lekko - to mało powiedziane. Razem z Syriuszem śmialiśmy się z byle czego, gadaliśmy od rzeczy.

- Lily… A Dorcas to mnie kocha…?

- No, pewnie… A ty ją?

- Tak… Ale ona mnie nie kocha, ty żartujesz!

- Kocha cię, kocha… Daj mi jeszcze jedną butelkę, co?

Chłopak spełnił moją prośbę i powrócił do rozmowy.

- Nie kocha… Ona jest taka fajna, ładna, po prostu świetna… A ja, taki idiota… - mimo wypitego alkoholu wydawało mi się, że mówił szczerze.

- Nie przejmuj się… - czknęłam.

Chwila ciszy. W tym czasie wypiłam jeszcze ćwierć butelki, co zaowocowało mocniejszą czkawką i mniejszą świadomością umysłu.

W tym momencie pomyślałam o Jamesie i postanowiłam natychmiast podzielić się tym  moim kompanem.

- Syriuszu… A ty myślisz, że James kocha Natalie…?

- On ciebie kocha, a nie ją… Moglibyście się w końcu dogadać i być raaaazem  – odparł ziewając.

- Nie… Ale on jest faaaajny… - również ziewnęłam.

- To czemu nie dasz mu szansy? – zapytał poważnym tonem.

Uśmiechnęłam się głupkowato i odparłam chichotając:

- Bo nie. Ale niezły jest… I dobrze całuje… I jest kochany…

- Dobra, dobra, nie musisz mi go tak zachwalać!

- Nie zachwalam, mówię jak jest…Która godzina…?

- Dochodzi dziewiąta…

- Ja muszę iść… Jutro szkoła… Dzięki za rozmowę… Cześć… - podniosłam się i zachwiałam.

- Ej, ej, spokojnie – Syriusz wstał i przytrzymał mnie.

Powoli doprowadził mnie aż do dormitorium. Wciąż się śmiałam i potykałam o wszystko.

Drzwi otworzyła Dorcas i wyglądała na bardzo zdziwioną.

- Co się stało? – zapytała.

- Nic… Lily się upiła… Niech idzie spać… - odparł Black, który widocznie zachował jako taką trzeźwość.

- Ty też jesteś pijany! – zawołała Meadowes.

- Nie tak bardzo… Pomóż mi… - złapali mnie we dwoje i wpakowali do łóżka.

Nie wiem, co jeszcze mówili, bo po chwili znalazłam się w krainie Morfeusza.

 

***

 

            Rano obudziłam się z wielkim bólem głowy. Słyszałam krzątające się dziewczyny, ale nie otwierałam oczu, bo nie miałam sił. Docierały do mnie wydarzenia z wczorajszego wieczoru. Syriusz, Ognista Whiskey, rozmowa. Rozmowa o Jamesie. Pamiętałam wszystko. Oby on nie przypomniał sobie tamtych słów… Za wiele powiedziałam. Ale dlaczego opowiadałam takie rzeczy…?

            Usłyszałam głos Dorcas oznajmiający, że wychodzi, po czym stwierdziłam, że lepiej znowu pójść spać. I tak też zrobiłam…

 

- Lily, wstawaj! Nie było cię na lekcjach! Ej, pobudka! – usłyszałam krzyk.

- Ciszej… - mruknęłam.

- No wstawaj, McGonagall jest na was wściekła…

- Na nas, czyli? – otworzyłam oczy.

- Na ciebie i Syriusza! Na niego to już najbardziej, ledwo skończyła mu się kara, a on znowu nawala… Powiedziałam, że się źle czułaś.

- Ja chcę spać…

- Później będziesz spała. Wiesz ile masz zaległości? Mnóstwo nam dziś zadali …

- No to co…?

Dziewczyna zerwała ze mnie kołdrę i zawołała:

- To, że masz kaca, nie wyklucza cię z codziennych obowiązków. No już…

Spojrzałam na nią spode łba i niechętnie zwlokłam się z łóżka. Głowa bolała niemiłosiernie, a do tego te olbrzymie pragnienie…

- Masz… - Dorcas podała mi wodę.

- Dzięki – odparłam z ulgą i pochłonęłam zawartość szklanki.

- No, a teraz zbieraj się… Zaraz dam ci notatki…

Pokiwałam głową, dając znak, że zrozumiałam. Nie miałam ani trochę ochoty na naukę, ale tym razem Meadowes postanowiła, że muszę to zrobić teraz.

- A masz coś na ból głowy? – zapytałam po chwili.

Moja przyjaciółka uśmiechnęła się tajemniczo.

- Nie, ale Huncwoci na pewno coś mają… Zaraz do nich pójdę. A ty się szykuj!

Po chwili już jej nie było. Zniechęcona udałam się do łazienki, by tam wziąć prysznic. Letnia woda spływała po moim ciele i jednocześnie rozbudzała. Poczułam się o wiele lepiej. Kiedy wyszłam, w dormitorium siedziała Dorcas z jakimś eliksirem.

- To na ten ból głowy… - podała mi buteleczkę.

- Dzięki! – wydusiłam i czym prędzej rzuciłam się po zbawienny płyn.

- Życie mi ratujesz… - powiedziałam wypiwszy napój.

Już po kilkunastu sekundach byłam jak nowo narodzona, po złym samopoczuciu ani śladu.

- Kiedyś się odwdzięczysz – pokazała mi język.

Uśmiechnęłam się. Nagle coś wpadło mi do głowy. Spojrzałam niepewnie na dziewczynę.

- Dor… A nie jesteś zła, że tak się upiłam… Z Syriuszem…?

Po krótkiej ciszy odparła:

- Nie, niby dlaczego? On już się nie liczy, a i tak wiem, że się tylko przyjaźnicie. No i ci ufam…

- Cieszę się…

Właściwie to nie wiem, dlaczego nie powiedziałam jej o pytaniach, które zadawał Łapa odnośnie niej. Może to po prostu nie był odpowiedni moment?

 

***

 

            Czarnowłosy chłopak z wiecznie rozczochranymi włosami siedział w swoim dormitorium i zawzięcia o czymś myślał. To coś nie dawało mu spokoju, odkąd drzwi sypialni zamknęły się za Dorcas Meadowes. Dziewczyna przyszła do niego, aby poprosić o buteleczkę eliksiru na kaca dla Lily. Więc dlatego nie było jej nie lekcjach… Z tego samego powodu, dla którego Syriusz się na nich nie pojawił. Upili się. Razem. Rogacz nie mógł tego ścierpieć. Black nie powiedział mu, że Lily była w tym czasie z nim. Jak on mógł mu to zrobić? Chciał ją upić, czy co? Ale po co? Dlaczego Lily brała w tym udział?

            Oczywiście, gdyby to jemu Evans towarzyszyłaby w opijaniu końca zawieszenia, nie miałby nic przeciwko temu. Ale to był jego kumpel, który wiedział, co James czuje do tej rudowłosej osóbki. Potter był wściekły i nie zamierzał wcale tego ukrywać.

            Szybkim krokiem wyszedł z dormitorium i ruszył do Pokoju Wspólnego. Wiedział, że Łapa tam jest i musiał mu pokazać, co myśli o jego zachowaniu. W dłoni miał przygotowaną różdżkę, na wszelki wypadek.

            Syriusz faktycznie siedział na jednym z krzeseł przy stoliku. Wpatrywał się w krajobraz widniejący na szybą i wydawał się być bardzo zamyślony.

- Dlaczego to zrobiłeś? – Potter przeszedł od razu do rzeczy.

- Co niby? – spytał zaskoczony Gryfon.

- Nie udawaj, że nie wiesz! Upiłeś Lily! Po co?! Wiem, że miałeś w tym jakiś cel. Co, Meadowes ci się znudziła i z nią skończyłeś, a teraz się bierzesz za Lily?!

- Ej, stary, wyluzuj! Za nikogo się nie biorę!

- Pewnie, więc po co to wczorajsze?

- Po nic, tak o! Lily sama przyszła!

- O, to teraz na nią chcesz zrzucić wszystko! Wiem, jak postępowałeś z dziewczynami do tej pory i nie pozwolę ci, żebyś tak samo skrzywdził Lily!

- Nikogo nie chcę krzywdzić! Daj spokój! – Syriusz wstał szybko, nie wiedząc, czego może się spodziewać po Jamesie.

- Tak ze mną nie będziesz pogrywał – Rogacz wyjął różdżkę, Łapa zrobił to samo.

Gryfoni zaczęli przypatrywać im się uważnie. To rzadkość w Hogwarcie widzieć dwóch najlepszych przyjaciół mierzących do siebie różdżkami.

Przez chwile rzucali sobie wrogie spojrzenia, aż w końcu oboje rzucili zaklęcie. Co prawda, Potter zrobił to szybciej, ale reakcja Blacka była prawie natychmiastowa. Magiczne czary latały we wszystkie strony, rozwalając przy okazji Pokój Wspólny.

 

***

 

- Lily, chodźmy do Pokoju Wspólnego, dobra? Tam posiedzimy i odrobimy lekcje… - zaproponowała Dorcas.

- Okej, już…

Schodząc po schodach słyszałyśmy jakieś dziwne odgłosy, jednak nie wiedziałyśmy, co to jest. Po chwili poznałyśmy pochodzenie hałasów. Dwoje Gryfonów, a zarazem najlepszych przyjaciół  stało na środku i rzucało w siebie zaklęcia. Potter i Black. Co oni wyprawiają? To jakieś żarty? Ćwiczenia?

- Co się dzieje? – zapytałam stojącej obok piątoklasistki.

- Pokłócili się, a teraz walczą – wyjaśniła.

O co im poszło, że zostali zmuszeni do wyciągnięcia różdżek?

Chłopaki byli świetni w pojedynkach. Z łatwością unikali uroków, które trafiały w meble i ozdoby, a także rzucali skomplikowane czary. Bałam się, że są one niebezpieczne…

- Przestańcie! – krzyknęłam w końcu.

James, usłyszawszy mój głos, odwrócił się, przez co zdekoncentrował się i zaklęcie Syriusza omal go nie trafiło. Powrócili do walki.

Portret Grubej Damy otworzył się i weszli Ann i Remus, którzy głośno się kłócili. Na widok Huncwotów zaniemówili z wrażenia. Lupin podszedł do nas i spytał,  o co tu chodzi. Pokrótce wyjaśniłam mu to, czego sama się dowiedziałam.

- Trzeba ich powstrzymać… Za chwile rozniosą siebie nawzajem i nasz Pokój Wspólny – powiedziałam do chłopaka.

Byliśmy w końcu prefektami i trzeba było coś na to poradzić. Remus podszedł do nich i zaczął krzyczeć, że mają natychmiast kończyć to przedstawienie.

- Nie wtrącaj się! – zawołał James.

Lunatyk próbował wyrwać różdżkę Syriuszowi, co nie było zbyt mądre, gdyż narażał się na niebezpieczeństwo ze strony zaklęć Pottera. Chłopaki dość długo odtrącali Remusa, jednak on się nie poddawał. Dziwiłam się, dlaczego nie użyje swojej różdżki. Może po prostu nie miał jej przy sobie…

Moje obawy zostały potwierdzony. Fioletowy promień lecący ze strony Jamesa trafił w Remusa. Chłopak upadł bezwładnie na podłogę.

Huncwoci przerwali pojedynek. Wszyscy byli w szoku, nawet ja. W Pokoju zapanowała idealna cisza.

James miał przerażenie wymalowane na twarzy, Syriusz podobnie. Ann wyglądała, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się działo.

- Trzeba go zabrać do Skrzydła Szpitalnego – powiedziała drżącym głosem.

Kilkoro uczniów, w tym ja, rzuciło się do pomocy. Młodsi wyczarowali niewidzialne nosze i zaczęli eskortować Remusa do pani Pomfrey.

Spojrzałam na Jamesa w chwili, kiedy on zrobił to samo. Miał strach w oczach i wiedziałam, że nie udawał. Naprawdę się bał…

 

***

 

No, jakoś napisałam tę notkę. Zarwałam noc, aby to zrobić. ;p Dopiero drugi tydzień szkoły, a nauki już całe mnóstwo… Zwariować idzie. Ta notka jest jakby wprowadzeniem do kolejnej, w której kilka spraw powinno się wyjaśnić. Może uda mi się ją dodać w niedzielę późnym wieczorem, a jeśli nie… To nie wiem kiedy. Postaram się jak najszybciej…. No nic, kończę. ;) Pozdro!