23 marca 2009

Przeciw Puchonom

Trzęsienie ziemi. Tylko tak mogłam to określić. Coś gwałtownie mną potrząsało, a ja miałam wrażanie, że drga cały świat. Uznałam, że najlepiej będzie to przeczekać i po prostu przewróciłam się na drugi bok. Wstrząsy wyraźnie się zwiększyły.
- Lily, ile można spać? Wstawaj, za pół godziny zaczyna się mecz – usłyszałam.
A więc to nie trzęsienie, tylko Dorcas usiłująca mnie obudzić. Nic takiego…
W odpowiedzi mruknęłam tylko coś niezrozumiałego.
- No dawaj, nie chcesz się chyba spóźnić? – ponownie mną potrząsnęła.
Nadal nie odpowiadałam. Niezbyt dokładnie zrozumiałam, co do mnie mówiła. W końcu uzyskałam upragniony spokój i już miałam nadzieję, że będę mogła kontynuować sen.
- No cholera jasna! Lily! James zaraz ma mecz! Chyba nie chcesz, żeby był zawiedziony tym, że cię tam nie będzie. Ruszaj się! – wrzasnęła dziewczyna.
Zaczęło do mnie wreszcie docierać to, co się dzieje. Mecz… James…
- To dzisiaj? – zapytałam nieco przytomniejsza.
- Tak. No chodź, nie każ Jamesowi dłużej czekać.
- Dorcas! – usiadłam na łóżku.
- Zbieraj się, zbieraj. Masz dwadzieścia minut jeszcze.
- Zapomniałam, że to już dziś. James nic nie mówił.
- No cóż… Ta data była zakreślona na tablicy w Pokoju Wspólnym, wiesz? Ale rozumiem, zakochani inaczej patrzą na świat i nie zauważają takich szczegółów.
Spojrzałam na nią spode łba i warknęłam:
- Nie jestem zakochana.
- Nie, ależ oczywiście, że nie – odparła z ironią. – Ale naprawdę się pośpiesz, bo nie zobaczysz, jak pokonujemy Puchonów. Czekam na dole – dodała.
Pokręciłam głową z powątpiewaniem, kiedy to mówiła. Jej teoria była naprawdę bezsensowna.
Nagle zerwałam się z łóżka i czym prędzej pognałam do łazienki. Nie miałam zamiaru spóźnić się na to wydarzenie. Pamiętałam jak jeszcze niedawno James opowiadał mi o taktykach na mecz. Był bardzo podekscytowany. Poza tym, jak na Gryfonkę przystało, powinnam siedzieć teraz na trybunach i dopingować swoich. A ja utknęłam w łazience i w przyśpieszonym tempie próbowałam doprowadzić do porządku moje włosy.
Piętnaście minut później byłam już gotowa. Sama się zdziwiłam, że tak szybko udało mi się ogarnąć. Nie miałam czasu na żadne śniadanie, ale miałam nadzieję, że jakoś dam bez tego radę.
- No, szybko jesteś – skomentowała Dorcas moje pojawianie się w Pokoju Wspólnym.
- Chodźmy – mruknęłam tylko i rzuciłam się w stronę portretu Grubej Damy.
Na trybuny oczywiście dotarłyśmy spóźnione. Z trudem przecisnęłyśmy się przez tłum i usiadłyśmy obok Ann, która zajęła nam miejsca. Z jej lewej strony znajdował się obejmujący ją Remus, a także Peter, który co chwilę wyciągał ze swojej torby ciasteczko.
- Mogę jedno? – spytałam patrząc na słodkości.
- J-jasne – wyjąkał zdziwiony i podsunął mi paczuszkę.
Peter spojrzał akurat na boisko, więc skorzystałam  z okazji i zabrałam nie jedno, ale dwa ciastka. Głód zaczął mi już dawno doskwierać. Na szczęście w tym hałasie nikt nie słyszał, jak bardzo burczało mi w brzuchu.
W końcu zerknęłam na latających graczy. Usiłowałam wypatrzeć czarnowłosą postać w szkarłatno-złotych szatach.
Pogoda była wprost idealna. Świeciło słońce, wiał leciutki, prawie nieodczuwalny wiatr. Na niebie widniały drobne, białe chmury.
Dostrzegłam Syriusza, który machał w naszą stronę. Chwilę później mknął już ku trzem pętlom. Po paru sekundach rozległ się donośny głos komentującego:
- Dwadzieścia do zera dla Gryfonów!
Moje oczy wreszcie odnalazły pewną osobę. James powoli okrążał boisko i przeczesywał wzrokiem całe boisko, często zatrzymując się na publiczności. Kiedy zauważyłam, że on także na mnie patrzy, uśmiechnęłam się. Odpowiedział tym samym. Serce nagle zabiło mi o wiele szybciej, a uśmiech powiększył się. Przez kilkanaście sekund gapiłam się na niego, aż w pewnym momencie chłopak zniknął mi z oczu, gdyż w jego stronę podążał tłuczek. Na szczęście udało mu się go uniknąć.
Zaśmiałam się cicho. Ale jednocześnie poczułam rozdrażnienie. Dlaczego moje ciało tak reagowało na jego widok? Przypuszczenia Dorcas nie mogły być słuszne.
            Gra toczyła się dalej. Gryfoni wbili kolejno pięć bramek, za to Puchoni trafili zaledwie trzy. W pewnym dramatycznym momencie wszyscy wstrzymali oddech, bo wyglądało na to, że stracimy zawodnika. Tłuczek zmierzał ku Syriuszowi z zawrotną szybkością. Chłopak wyminął go w ostatniej sekundzie.
Puchoni dostali nagły zastrzyk adrenaliny i grali agresywniej. Nasi zawodnicy co chwilę musieli bronić się przed dwoma złośliwymi piłkami. Za to Gryfoni byli lepsi w ataku, więc rozgrywka była bardzo wyrównana. Godzinę później remisowaliśmy.
Mecz ciągnął się i ciągnął, aż nastała godzina piętnasta. Byłam już zmęczona wpatrywaniem się w graczy, a oczy same mi się zamykały. Wiatr przybrał na sile, przez co było mi o wiele zimniej. W dodatku głód dawał mi się coraz bardziej we znaki. James krążył nad boiskiem, a po wyrazie jego twarzy dało się poznać, że jest bardzo zdenerwowany. Oby szybko złapał tego znicza… W nim cała nadzieja, bo ścigający Hufflepuffu nie dawali nam szansy na utrzymanie zbyt długiej przewagi.
- Lily, nie bądź zła, ale ja go chyba zabiję, jeśli zaraz nie złapie tego znicza – mruknęła poirytowana Dorcas.
Kilkanaście minut później na stadionie zrobiło się głośniej. Wielu uczniów wstało, a ci za nimi musieli zrobić to samo. Szybko poznałam powód tego nagłego zainteresowania. James Potter i Matt Albrook pędzili w stronę pętli Gryfonów. Mknęli tak szybko, że ciężko było za nimi nadążyć. Obaj gwałtownie skręcili w prawo i poderwali się w górę. Z trudem dostrzegłam złoty punkcik, za którym tak lecieli. James niespodziewanie przyśpieszył i parę sekund później wyciągał już rękę, w której błyszczał znicz. Wszystko działo bardzo szybko.
Hałas był nie do opisania. Gryfoni tak krzyczeli, że musiałam zatkać sobie uszy. Nic to jednak nie dało i sama przyłączyłam się do świętowania.
Udało się, wygraliśmy. Po kilku godzinach zaciętej gry James złapał znicza. To jego zasługa.
Wraz z przyjaciółmi zaczęłam się przedzierać przez tłum do naszej drużyny. Nie było to łatwe, bo każdy chciał jak najszybciej im pogratulować. Nie zdziwiło mnie to, że wygraliśmy. Tego właśnie się spodziewałam. Mimo to cieszyłam się i to bardzo.
Stanęłam z boku i cierpliwie czekałam na swoją kolej. Rogacz to zauważył i sam wyszedł mi naprzeciw.
- Gratuluję – powiedziałam z uśmiechem.
Przez chwilę wydawało mi się, że chłopak jest niezdecydowany. Zrobił krok w moją stronę, po czym natychmiast się cofnął, aby za chwile znowu ruszyć do mnie. Porwał mnie w ramiona i mocno przycisnął do siebie.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę – mruknął mi do ucha.
Tulił mnie do siebie tak, jak dawno mu się nie zdarzało. Przylegałam do niego całym ciałem. Niepewnie zaczęłam się od niego odsuwać, na co chłopak jedynie się zaśmiał i puścił mnie.
- Domyślam się – odparłam.
Nie sposób było nie widzieć jego szczęścia. Oczy błyszczały mu z radości, a na twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Byłeś świetny – pochwaliłam go.
- Starałem się. Szkoda, że tak późno złapałem tego znicza. Widziałem, jaka byłaś już znudzona. Ale po prostu nigdzie nie było go widać, a reszta latała tak szalenie, że nawet przypatrzeć się nie miałem jak… - zaczął tłumaczyć chaotycznie.
- Przecież nic się nie stało. Najważniejsze, że wygraliśmy.
- Masz rację. Już myślałem, że nie przyjdziesz – wyznał.
- Ale przyszłam. Chodźmy do reszty, pewnie nie mogą się doczekać, kiedy ci pogratulują.
James uśmiechnął się jeszcze szerzej, o ile to możliwe, i razem wróciliśmy do drużyny i przyjaciół. Zauważyłam, jak Syriusz przytula Dorcas i jak się do siebie uśmiechają. Szkoda, że się rozstali. Naprawdę szkoda…


- Zmęczony? – zapytałam Jamesa, kiedy siedzieliśmy już całą paczką w Pokoju Wspólnym.
Dopiero teraz mieliśmy chwilę spokoju. Do tej pory Potter i Black byli oblegani przez uczniów, szczególnie przez dziewczyny.  
Chłopak pokiwał głową.
- Prawie całą noc nie spałem – wyznał cicho, tak żebym tylko ja to usłyszała.
- Dlaczego?
- Wciąż myślałem o meczu. Dopiero teraz czuję zmęczenie. W dodatku te kilka godzin na miotle…
- Rozumiem. Powinieneś iść spać – powiedziałam.
Ziewnął przeciągle.
- Jeszcze nie teraz – uśmiechnął się.
Syriusz wcześniej planował zrobić wielką imprezę, jednak odwiedliśmy go od tego pomysłu. Powód? Mieliśmy przyjęcie całkiem niedawno z okazji urodzin Jamesa. Poza tym było za mało czasu, żeby przygotować, chociaż z tym Huncwoci by sobie poradzili. Widziałam jednak, że byli bardzo zmęczeni, a w szczególności Rogacz.
Siedzieliśmy więc razem w Pokoju Wspólnym i słuchaliśmy przebiegu meczu z perspektywy Syriusza. Cały czas opowiadał o swoich chwytach i sztuczkach, aż w końcu wraz z dziewczynami wygoniłam Huncwotów do dormitorium, żeby mogli się porządnie wyspać.

***

To by było na tyle. Pewnie nie tego się spodziewaliście. Ta notka to taka odskocznia, zero akcji. To wszystko przez tę wenę. Pomysły mi uciekły i nie mogę nic wymyślić. Nie chciałam zaniedbywać bloga, dlatego coś napisałam. W sumie ten mecz planowałam dawno, a teraz nadarzyła się ku temu okazja.
Pamiętacie konkurs na najlepszy eliksir? Cóż… Mam kilka pomysłów na eliksir Lily, ale wciąż nie wiem, czy którykolwiek wybiorę, bo każdy wydaje mi się nieodpowiedni. Może ktoś z was ma jakąś propozycję? Jeśli tak, napiszcie. Gdziekolwiek – w mailu, na GG albo w komentarzu. Chciałam, żeby to było coś oryginalnego, a moje pomysły mnie niezbyt zadowalają.
Dzięki za pomoc w sprawie plagiatu mojego szablonu. :) To było wspaniałe, kiedy stanęliście za mną murem. Naprawdę dziękuję. :) Szkoda tylko, że ta dziewczyna nic nie zrozumiała. Napisałam do Onetu. Uznali jednak, że blogi są jedynie podobne i mają za mało powodów, żeby zablokować tamtego bloga. To się nazywa sprawiedliwość, nie ma co. Ale trudno, już nic nie da się zrobić. Ale już zadbam o to, żeby uprzykrzyć tej dziewczynie blogowe życie… ;)
Za tydzień notki nie będzie na pewno. Wiecie, co jest w środę – premiera „Przed świtem”. :) Mimo że już to czytałam, nie będę się w stanie oderwać od tej książki. Do weekendu raczej mi nie przejdzie. ;p Ale chyba mnie rozumiecie, nie? :)
No to tyle, chyba was już na maxa zanudziłam. Mam nadzieję, że jeszcze tu ktoś zagląda po tak długiej przerwie w pisaniu. ;]

3 marca 2009

Legenda


            Kolejne dni nie przyniosły wielu zmian. Praktycznie wszystko wróciło do normy. Odczuwałam co jakiś czas ukłucia bólu, jednak ani razu nie były one tak silne, jak poprzednio. Nikt tego nie zauważył, nawet James, który wciąż był ze mną prawie przez cały czas. Nie miałam mu tego za złe. Wiedziałam, że się martwił, zwłaszcza po tej bardzo dziwnej sytuacji w Skrzydle Szpitalnym. Nie poruszyliśmy ani razu tego tematu. Nikt nie znał wytłumaczenia dla tego zdarzenia, nawet profesor Dumbledore. Miałam jednak wrażenie, że starał się coś przed nami ukryć.
            Wyprawa z Syriuszem do działu ksiąg zakazanych zakończyła się powodzeniem. Znaleźliśmy to, czego szukaliśmy. Syriusz obiecał przejrzeć książkę. Zaczynałam jednak powoli wątpić w nasz ewentualny sukces. Czasu było coraz mniej, a pomysłów zero.
            Starożytna magia leżała pod moim łóżkiem i czekała, aż w końcu ją otworzę. Chciałam do niej zerknąć już na samym początku. Co więc mnie powstrzymywało? Bałam się, że znajdę w niej coś, co mnie naprawdę zaniepokoi. Niewyjaśnionym sposobem czułam, że ta księga zawiera dziwne sekrety.
            W końcu zebrałam się w sobie i podniosłam ją z ziemi. Byłam sama w dormitorium, więc mogłam się w spokoju zagłębić w tej lekturze. Rzuciłam okiem na spis treści, szukając czegoś, co mogłoby mnie zainteresować. Niespotykane czary… Tajemne mikstury… Krew… Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. Cały rozdział poświęcony krwi! Jej znaczenie w magicznym świecie rozbudziło moją ciekawość. Nagle coś przykuło moja uwagę. Legendy i dowody na ich istnienie.
Szybko otworzyłam książkę na odpowiedniej stronie i zaczęłam czytać. Po kilkunastu minutach byłam już dostatecznie znudzona, aby dać sobie spokój. Nie było tam nic ciekawego. Już miałam zamknąć opasły tom, gdy moje oczy natrafiły na znajome słowo.
Hogwart.
Tajemnice założycieli szkoły.

Podekscytowanie nadeszło prawie natychmiast. Zagłębiłam się w treść krótkiego, aczkolwiek ciekawego rozdziału.

Hogwart został założony przez czwórkę najpotężniejszych czarodziejów tamtych czasach. Każdy z nich wniósł do szkoły coś nowego, swoje tradycje i przekonania. Godryk Gryffindoru cenił odwagę, Heldze Hufflepuff  zależało na uczciwości, Rowena Ravenclaw charakteryzowała się mądrością, a Salazar Slytherin liczył na spryt i, przede wszystkim, czystą krew. Udało im się stworzyć szkolę dla młodych czarodziei, których odpowiednio kształcili, aby i oni poznali wszelkie tajniki magii.
Kiedy jednak konflikt między Godrykiem Gryffindorem a Salazarem Slytherinem stał się poważniejszy, wszystko się zmieniło. Salazar oświadczył, że nie będzie tolerował osób mugolskiego pochodzenia. Zdecydował się opuścić szkołę. Wcześniej jednak pozostawił po sobie pamiątkę.
Jego mała przyjaciółka, żmija, z którą potrafił się porozumieć, stała się przynętą na dzieci mugoli. Zabił ją bezlitośnie i zmienił w mały posążek, który ukrył w jednej z klas. Wiedział, że mało osób będzie w stanie ją odnaleźć, bo zapieczętował ją odpowiednimi czarami. Naniósł na nią także potężny urok.
Slytherin chciał, żeby jego przekonania wyznawała cała społeczność czarodziei. Marzył o wytępieniu osób nieczystej krwi, które według niego nie były warte studiowania magii.  Jego czar był niezwykle mądrze zaplanowany. Nikt nigdy nie dowiedział się, jaki urok został rzucony na węża. Legendy głoszą, że z każdej osoby mugolskiego pochodzenia po dotknięciu zaczarowanego posążka, zaczynało uchodzić powoli życie . Z czasem było z nią tylko gorzej i nic nie było w stanie jej pomóc.
Pozostali założyciele Hogwartu w końcu zaczęli podejrzewać, co takiego uczynił Slytherin, kiedy z kilkorgiem uczniów zaczęły się dziać niewyjaśnione rzeczy. Godryk Gryffindor wykorzystał całą swoją wiedzę i odczarował ich. Nie wiadomo, jak silne musiały być jego zaklęcia, aby mógł pomóc swoim uczniom. Podobno pomagały mu w tym Rowena i Helga.
Mówiono, że Gryffindor także zostawił po sobie pamiątkę. Swoje przeciwzaklęcia i uroki naniósł na figurkę lwa. Liczył, że w przyszłości będzie to także potrzebne.

Zamknęłam księgę z głośnym trzaskiem. Informacje, które przed chwilą poznałam, zaczęły do mnie docierać. Starałam się uporządkować je w głowie.
Salazar Slytherin pozostawił pułapkę dla osób takich, jak ja. Była to podobno legenda, jednak zbyt wiele faktów było prawdziwych, by uznać, że nie ma ze mną nic wspólnego.
Figura węża. Osoba dotknięciu zaczarowanego posążka, zaczynała się powoli wykańczać. Czy jest możliwe, żebym to ja natrafiła na ten legendarny posążek?
Byłam pewna, że Starożytna magia nie została umieszczona w dziale ksiąg zakazanych przypadkowo. Dyrektor musiał wiedzieć, że zawiera niebezpieczne fakty. Przecież niczego niespodziewający się uczniowie od razu zaczęliby szukać tej figurki. Zastanawiałam się, co jeszcze udałoby mi się znaleźć w te lekturze. Sam tytuł był bardzo tajemniczy i czułam, że nie poznałam jeszcze jego ukrytego znaczenia.
Możliwe więc było, że spadła na mnie klątwa Slytherin. Zaśmiałam się sama do siebie na tę myśl. Było to mało prawdopodobne, jednak siało we mnie niepokój.
Zastanawiałam się nad końcem tej legendy. Figurka lwa, która była tarczą dla uroku Slytherina. No cóż, miałam jedną taką rzecz i nigdy nie myślałam, że mogłaby być powiązana z historią Hogwartu.
Wstałam z łóżka i od razu zaczęłam szukać mojego bożonarodzeniowego prezentu od Katie. Dziewczyna napisała wtedy, że kiedyś poznam jego znaczenie. Czy był to odpowiedni na to czas?
Znalazłam ją po kilku minutach. Leżała w moim kufrze i wyglądała tak, jak ostatnio. Byłam naprawdę głupia, jeśli wierzyłam, że ta legenda była prawdziwa.
Gdy złapałam małego lwa za głowę, przeszły po mnie zimne dreszcze. Przez chwilę czułam zawroty głowy, które po paru sekundach ustąpiły. Bicie serca przyśpieszyło, tak samo jak mój oddech.
I nagle wszystko ustało. Czułam się tak, jakbym pozbyła się wszelkich kłopotów. Spojrzałam na figurkę trzymaną w prawej dłoni. Nie zmieniła się.
Odetchnęłam z ulgą. Nie wiedziałam, co sądzić o zaistniałej sytuacji. Było to nie dość że dziwne, to niedorzeczne. Przecież to tylko legenda…

***

            Wieczorem zeszłam do Pokoju Wspólnego. Chwilę później miały do mnie dołączyć dziewczyny. Planowałyśmy napisać wypracowania z transmutacji i zaklęć. Czekając na nie, zaczęłam pisać swoje. Starałam się nie myśleć o tym, co wydarzyło się zaledwie kilka godzin wcześniej. Nie chciałam wierzyć, że stałam się ofiarą dawnego uroku jednego z założycieli Hogwartu.
Nie dane mi było jednak zaznać odrobiny spokoju. Kanapa lekko zaskrzypiała, a powodem tego był Syriusz, który się do mnie dosiadł. Odgoniłam nieprzyjemne myśli i spojrzałam na niego ze zdziwieniem, bo trzymał w ręku grubą książkę, pergamin i pióro.
- A to co? – wskazałam na jego wyposażenie do nauki.
- Nie widać? – odparł z uśmiechem, po czym dodał: - Postanowiliśmy z chłopakami trochę poudawać grzecznych uczniów. Jedno czy dwa napisane wypracowania to chyba nic złego.
Pokręciłam głową z powątpiewaniem. Za tym na pewno stało coś jeszcze. Przecież Huncwoci od tak nie wzięliby się za lekcje!
- Syriusz… A co z naszym eliksirem? – zagadnęłam po kilku minutach.
Kilka dni wcześniej przecież znaleźliśmy odpowiednia księgę. Miałam nadzieję, że Syriusz znalazł w niej to, czego szukał.
- Nie mam pojęcia, Lily. Przejrzałem wszystko i jednak nie ma tam nic interesującego.
- Jak to? Przecież tam było mnóstwo przepisów!
- Ale wiele z nich jest na eliksiry czarnomagiczne. A te normalne są zbyt nudne – wyjaśnił spokojnie.
- To co teraz zrobimy? Mamy niecałe trzy tygodnie do konkursu… Nie zdążymy – jęknęłam.
- O czym mowa? – zapytał James, siadając przy mnie.
Nawet nie zauważyłam, kiedy się pojawił.
- O eliksirze - mruknęłam.
- Macie już coś?
Łapa pokręcił głową.
- I nie zanosi się na to, że szybko coś wynajdziemy – dodałam.
- Serio? Nasz eliksir się już tworzy – powiedział Potter i uśmiechnął się do nadchodzącej Dorcas, za którą podążała Ann.
Moje przyjaciółki usiadły na wolnych fotelach.
- Powinien być gotowy na czas – rzekła Meadowes.
Zasmuciłam się. Znając życie, nic nie wymyślimy i kompletnie się skompromitujemy na konkursie.
- Nic nie możemy znaleźć – wyznałam. – Wszystkie przepisy są strasznie oklepane.
- To improwizujcie. Szczerze mówiąc, my tylko ulepszamy jedną miksturę, którą zobaczyliśmy w pierwszej książce – poradził James, wpatrując się we mnie.
- Łatwo powiedzieć – warknęłam, po czym ze złością powróciłam do wypracowania.
Kątem oka zobaczyłam jeszcze, jak Syriusz i James wymieniają rozbawione spojrzenia.
- Coś się wymyśli, Lily – powiedział Black pewnym siebie tonem.
Tak… Tylko ciekawe co i kiedy.

Zbliżała się godzina dwudziesta trzecia, toteż Pokój Wspólny powoli pustoszał. Już dawno skończyliśmy pisać eseje, dzięki czemu mogliśmy trochę posiedzieć, porozmawiać i powygłupiać się. Brakowało mi tych chwil z przyjaciółmi, kiedy spędzaliśmy razem czas, nie martwiąc się przy tym o nic.
Nawet nie wiem, jak to się stało, ale nagle zauważyłam, że zostałam sama z Jamesem. Widocznie musiałam się głęboko zamyślić, bo kiedy się ocknęłam, chłopak wpatrywał się we mnie z uśmieszkiem na twarzy. Na jego kolanach leżała jakaś duża książka, a  na niej kartka papieru.
- Co? – spytałam zniecierpliwiona jego zachowaniem.
- Nic, nic – pokręcił tylko głową, nie pozbywając się uśmiechu, po czym naszkicował parę długich linii na białym papierze.
A więc rysował! Zaciekawiłam się bardzo i mocno przechyliłam się w jego stronę, chcąc zobaczyć jego nowe dzieło. Jego artystyczna twórczość od samego początku mi się podobała.
James wykazał się świetnym refleksem i w ostatniej chwili zabrał mi kartkę sprzed nosa.
- No weź! Pokaż mi – poprosiłam.
- Nie – zaśmiał się cicho, kiedy znowu spróbowałam podejrzeć jego pracę.
Tym razem także mi się nie udało. Wychyliłam się nad nim, jednak chłopak podniósł wysoko rękę i nie miałam już żadnych szans na osiągnięcie swojego celu. Było jeszcze gorzej, bo utknęłam w pozycji leżącej na jego kolanach. James przytrzymał mnie w pasie, nie pozwalając, żebym od niego uciekła.
- Co ty robisz? – zapytałam zdziwiona, całkowicie zapominając o jego rysunku.
- Nic takiego – mruknął z zadowoleniem w głosie, a jego dłonie podciągnęły mnie do góry, tak że teraz siedziałam na jego kolanach.
Uśmiechnął się szeroko i objął mnie mocno jedną ręką, a drugą wplótł w moje włosy, przyciskając mnie do siebie. Jego dłoń zaczęła kreślić różne wzory na moich plecach, przez co po całym ciele przeszły mi dreszcze. Poczułam jego ciepły oddech na policzku, a zaraz po tym chłopak złożył nieśmiały pocałunek na mojej rozgrzanej skórze. Na moment przestałam oddychać. James delikatnie odsunął mnie od siebie, spojrzał na mnie uważnie i zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Zawirowało mi w głowie, jednak szybko zrozumiałam, co zamierzał zrobić.
- James, nie – mruknęłam, próbując wyswobodzić się z jego objęć.
Chłopak puścił mnie od razu, posyłając mi spojrzenie pełne żalu. Zsunęłam się na kanapę obok niego.
- Nadal nie? – zapytał, starając się przybrać normalny ton, jednak nie udało mu się to.
Wiedziałam, o co mu chodziło. Zapewne miał nadzieję, że po ostatnich wydarzeniach zmieniłam zdanie, co do niego i jego uczuć.
- Ni… - zaczęłam.
Chciałam powiedzieć „nigdy”, lecz nie mogło mi to przejść przez gardło. Nie potrafiłam wymówić tego niby prostego, ale potwornego słowa.
- Nie - powtórzyłam i spuściłam wzrok.
- Nie ma sprawy, rozumiem. Przepraszam – powiedział, podnosząc moją twarz, tak, że mógł spojrzeć mi w oczy.
Pokręciłam lekko głową, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Wiedziałam, że to nie on powinien przepraszać.
- Hej, nie martw się. Wszystko w porządku. Trochę przesadziłem – uśmiechnął się nieznacznie, chociaż w jego oczach wciąż malowało się rozczarowanie.
Raniłam go coraz bardziej, kiedy pozwalałam na takie chwile, jak ta. Dawałam mu nadzieję, którą zaraz potem obierałam. Skoro już kiedyś postanowiłam, że nic między nami nie będzie, powinnam się tego twardo trzymać.
- Już późno, powinnaś pójść spać. Musisz teraz na siebie uważać – rzekł pewniej.
Jego troska i opieka były teraz wręcz nie do zniesienia. Nie miałam jednak pojęcia, czy należało kontynuować tę trudną rozmowę. Pokiwałam głową i powolnym krokiem odeszłam w stronę dormitorium.
Byłam pewna, że to nie koniec. Czekało mnie jeszcze wiele takich sytuacji, tyle że tym razem nie wiedziałam, czy chcę od nich uciec.

***

Jakoś to napisałam… Sama nie wiem, co sadzić, w pełni zadowolona nie jestem. Czekam na wasze opinie. :)
Mam naprawdę mało czasu na pisanie, ale staram się, jak mogę. Notki nie pojawiają się regularnie i tak na razie pozostanie.
Wiem, że nie możecie się doczekać, kiedy Lily i James będą razem, ale jeszcze trochę to potrwa. Mam mnóstwo pomysłów na ich życie osobno i zamierzam je wykorzystać. ;p
Dostałam informację, że pewna dziewczyna wzięła sobie mój szablon. Napisałam do niej, ale nie dostałam odpowiedzi. Mogę liczyć na waszą pomoc? ;) Może zrozumie swój błąd?  Mam nadzieję, że uda się załatwić tę sprawę bez Onetu. Dziewczyna wzięła moje tło i zdjęcia bohaterów. Nagłówek też ten sam, ale ja go nie robiłam, więc nie mam prawa się o to czepiać. Chodzi o ten blog. Z góry dzięki. ;)
Wprawdzie ten szablon już niedługo zostanie zmieniony (pracuję wciąż nad nowym, ale nie za bardzo mi wychodzi…), jednak zirytowała mnie jej postawa. Chyba rozumiecie, prawda? ;)