21 marca 2010

Monotonia

Powrót do domu stał się pewnego rodzaju wybawieniem od rozmyślania o smutnym zakończeniu roku szkolnego.  Rodzice zaangażowali mnie do pomocy przy urządzaniu naszego nowego domu. Okazało się, że miesiąc temu kupili małą posiadłość przy brzegu Morza Północnego. Nic mi nie mówili, chcąc zrobić mi niespodziankę. Teraz całe dnie spędzaliśmy, kupując potrzebne akcesoria. Rodzice chcieli mieć drugi, letni domek, w którym mogliby spędzać urlopy. Mimo że Morze Północne nie należało do najcieplejszych, zawsze miło było odpoczywać, słuchając szumu fal, a wieczorami spacerować po plaży, oglądając zachody Słońca. Planowaliśmy spędzić tam ostatni miesiąc wakacji, a do tej pory trzeba było wszystko urządzić.
            W ciągu dnia nie miałam więc za wiele czasu, by dłużej pomyśleć o czymkolwiek. Wieczorami jednak, kiedy wracałam do swojego pokoju, myśli wcześniej przykryte przez inne zajęcia, wypływały na zewnątrz. Wciąż miałam przed oczami ostatnie, pełne złości spojrzenie, którym James obdarzył mnie na dworcu. Poza tym dokładnie pamiętałam tę kłótnię, która wszystko zniszczyła. Mimo że zdawałam sobie sprawę, że ponoszę dużą odpowiedzialność za obecną sytuację, nie potrafiłam znaleźć sposobu, by coś na to zaradzić. Tak, owszem, mogłam do niego napisać i spróbować przeprosić, jednak pomysł ten wydawał mi się niemożliwy. Nie umiałabym się zdobyć na napisanie czegokolwiek do niego. Wątpiłam też, czy odniosłoby to jakiś skutek, bo byłam całkowicie przekonana, że Potter jest na mnie wściekły i najprawdopodobniej nie chce nawet o mnie słyszeć. Nie winiłam go za nic, należało mi się to.
            W głębi duszy ciągle czułam pustkę, która nie pozwala mi zachowywać się normalnie. Wiedziałam, że muszę się nauczyć z tym żyć, bo prędko się to nie zmieni, o ile zmieni się w ogóle.

***

Rodzice Jamesa bardzo odczuli powrót ich syna i jego przyjaciela do domu. Młody Potter postanowił sobie poszaleć i zaczął nadużywać magii. Poza Hogwartem było to zakazane i już w trzecim dniu wakacji Ministerstwo Magii listownie mu o tym przypomniało. Syriusz na początku nie był skory do eksperymentów, ale w końcu uległ i raz czy dwa pomógł Jamesowi przy wymyślaniu śmiesznych, ich zdaniem, przyrządów lub też udoskonalaniu już istniejących. Tym oto sposobem tata Jamesa umył zęby szczoteczką, która pogryzła mu dziąsła, a mama nie była w stanie przegotować niczego do jedzenia, gdyż wszystkie naczynia od razu wymykały się z rąk i tłukły.
            Państwo Potterowie wiedzieli, że stało się coś ważnego, coś, co tak bardzo wpłynęło na Jamesa. Próbowali przemówić mu do rozsądku, ale nie dawało to żadnych efektów. Mieli nadzieję, że wkrótce to minie.
            James tymczasem świetnie się bawił i ani myślał przestać.
- Wieczorem jest podobno jakaś impreza w klubie niedaleko stąd. Mają być niezłe laski. Idziemy, nie? – rzucił James, wchodząc do pokoju, w którym znajdował się Syriusz.
Black podniósł na niego wzrok znad magazynu o motorach i uniósł brwi ze zdziwienia.
- A ciebie co tak wzięło na imprezowanie? Na ubiegłym wakacjach to ciężko cię było z domu czasem wyciągnąć.
 - A teraz mam ochotę poszaleć. No dawaj, idziemy. Wyrwiemy sobie jakieś dziewczyny, w końcu trzeba korzystać z życia! – Potter podszedł do szafy i po chwili wyciągnął z niej ostatnią czystą koszulkę. Pomyślał, że przydałoby się zrobić pranie, ale zaraz potem o tym zapomniał.
- A Lily? – zapytał nagle Syriusz. Od czasu powrotu do domu nie poruszył tego tematu, a teraz uznał, że to odpowiedni moment.
-  Jaka Lily? – zdziwił się Potter.
- Co, już tak łatwo zapomniałeś?
- Nie mam pojęcia, o jakiej Lily mówisz. Wyluzuj się trochę, a nie tak przeżywasz wszystko. Co się z tobą stało?
Zabawne, pomyślał Syriusz. Jakiś czas temu to on mówił to samo do Jamesa. Czyżby role się odwróciły?
- Raczej co z tobą się stało? Fajnie, że chcesz się bawić i korzystać z życia, ale do cholery, ileż można? Nie wiem czy zauważyłeś, ale twoi rodzice mają ochotę wywalić nas z domu za te głupie żarty.
James uśmiechnął się ironicznie i wzruszył ramionami.
- Jakoś przeżyją – mruknął. – A ty przestań zrzędzić, bo to się robi już nudne.
- Jasne… - zironizował Łapa.  – Wiesz co, jak chcesz to sobie idź na tę imprezę, ja posiedzę tutaj.
- No i dobrze, więcej dziewczyn dla mnie! – to powiedziawszy, James wyszedł z pokoju, przerzucając koszulkę przez ramię.
Syriusz pokręcił głową i ze złością zamknął czasopismo. Jego najlepszy przyjaciel zmienił się i to bardzo. Co prawda, kiedyś cieszyłoby go takie wyluzowane podejście do życia, ale teraz wiedział, że to tylko przykrywka prawdziwych uczuć. Westchnął i pożałował, że on i Evans do tej pory nie mogli się dogadać – wtedy wszystko byłoby prostsze.

***

            Powoli zaczęła mnie ogarniać monotonia. Każdy dzień tylko nieznacznie różnił się od poprzedniego. Nie zdziwiłabym się, gdyby całe wakacje miały tak wyglądać, z tym wyjątkiem, że w sierpniu siedziałabym nad morzem.
            Westchnęłam i głośno zamknęłam album ze zdjęciami, który przeglądałam. Miło było cofnąć się na chwilę do wspomnień. Miałam pełno fotografii z Hogwartu i teraz zaczynałam tęsknić za tymi latami nauki. Został mi tylko rok w szkole magii, a potem trzeba będzie rozpocząć samodzielne, dorosłe życie. Nagle Dott skoczyła na łóżko obok mnie, przez co trochę oprzytomniałam. Rodzice byli zaskoczeni magicznymi zdolnościami mojego kota, kiedy zobaczyli zmiany kolorów sierści, ale szybko polubili mojego zwierzaka. Za to Petunia znienawidziła Dott od pierwszego wejrzenia, zresztą z wzajemnością. Musiałam bardzo uważać, żeby kotka nie wybiegła z domu. Kto wie, co pomyśleliby sąsiedzi, gdyby zobaczyli czerwonego kota biegającego po podwórku?
- Lily, czy możesz pójść do sklepu? – usłyszałam wołanie mamy z dołu.
Od razu zeszłam po schodach, gdyż każda perspektywa małej zmiany w standardowym rozkładzie dnia była kusząca. Dostałam listę rzeczy do kupienia i trochę pieniędzy, po czym wyszłam powoli z domu. Chciałam jak najdłużej przebywać poza domem.
Zakupy zajęły mi o wiele mniej czasu niż przewidziałam, toteż byłam trochę zawiedziona wracając. Kiedy byłam już przy bramie od domu, usłyszałam krzyk, jakby ktoś wołał moje imię. Odwróciłam się i na początku nie potrafiłam uwierzyć własnym oczom.
- Lily! To naprawdę ty? Jeju, całe wieki cię nie widziałem! – zawołał chłopak, podbiegając do mnie.
Chwilę później byłam już ściskana przez Toma, mojego sąsiada, którego poznałam podczas ubiegłych wakacji.
- Gdzie ty się podziewałaś, co? Pojechałaś do tej swojej szkoły i nie dawałaś żadnych śladów życia – powiedział, kiedy w końcu mnie puścił.
- Długo by mówić… Nie spodziewałam się, że cię tu zobaczę – wyznałam.
To prawda, całkowicie zapomniałam o tym, że on tu mieszka a także w ogóle o nim. Było to  tak okropne, że nawet nie miałam zamiaru się do tego przyznawać.
- Ani ja! Dawno wróciłaś? – zapytał, uśmiechając się delikatnie.
Jego ciemne włosy były już dość długie i końcówki uroczo mu się podkręcały. W ciągu tego roku wydoroślał i teraz wcale nie wyglądał na nastolatka, ale na młodego mężczyznę.
- Nie, kilka dni temu.
- To jak to się stało, że jeszcze się nie widzieliśmy? Próbowałem się z tobą jakoś skontaktować, ale twoi rodzice jakoś nie bardzo chcieli mi pomóc.
Nawet nie wiem, jak minęło te pół godziny, które spędziłam z nim przy bramie. Dobrze było wreszcie porozmawiać z kimś innym niż rodzice czy sprzedawca w sklepie. Do tej pory udało mi się uniknąć niekomfortowych pytań na temat mojej długiej nieobecności i miałam nadzieję, że tak pozostanie.
- Zauważyłem sowy tutaj, wiesz? Co jakiś czas latały w pobliżu twojego domu. Dziwne, co nie? – mruknął.
- Faktycznie. Ale kiedyś już też się tu kręciły – wydukałam.
Musiał widzieć sowy, które wysyłałam wraz z listami do rodziców. Nagle pożałowałam, że nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby dołączyć też jakiś list dla niego.
- Hej, Tom, idziesz czy nie? – usłyszałam wołanie.
Oboje odwróciliśmy się w stronę, z której dobiegał głos. Kilkanaście metrów dalej stała jakaś dziewczyna, z tej odległości dostrzegłam tylko, że ma długie czarne włosy.
- To Vicki, moja dziewczyna – Tom uśmiechnął się. – Musimy kiedyś wyskoczyć gdzieś w trójkę, to się poznacie. Jestem pewien, że się polubicie. A ty jesteś w końcu z tym Potterem?
On i James poznali się rok temu przypadkowo podczas wyjazdu. Pamiętałam wciąż, jak Tom powiedział mi, co sądzi o moim niedojrzałym zachowaniu podczas ubiegłych wakacji.
- Nie, nie jestem z nim – odparłam chłodno, tym samym dając znać, że nie chcę o tym rozmawiać.
Chłopak uniósł brwi, ale nic na to nie odpowiedział.
- No dobra, to ja będę już lecieć. Wpadnę później albo jutro do ciebie, dobra?
- Jasne, możesz przyjść. To do zobaczenia!
- Cześć! – odparł i pobiegł w stronę Vicki.

***

          Gdy James wyszedł z domu na imprezę do pobliskiego klubu, jego matka postanowiła wykorzystać okazję i przepytać Syriusza. Liczyła, że od niego dowie się czegokolwiek o przyczynie takiego zachowania jej syna. Zawołała młodego Blacka na dół, podała mu ciasto i zaczęła z pozoru zwykłą rozmowę…
          Na nic się to zdało. Syriusz od razu wyczuł w tym jakiś podstęp. Uznał, że nie powinien rozpowiadać o problemach swojego przyjaciela, nawet jeśli pytali o to jego rodzice. Gdyby James chciał, sam by im powiedział.
           Rano okazało się, że Potter nie wrócił do domu. Jego matka zaczynała panikować, a jego ojciec starał się ją uspokoić. Syriusz poszedł go poszukać, ale nie miał pojęcia, gdzie mógłby go znaleźć. W klubie, w którym wczoraj odbywała się impreza, nikogo już nie było. Przez myśl mu przemknęło, że być może zatrzymał się u jednej z poznanych dziewczyn. Chwilę potem jednak stwierdził, że Jamesowi aż tak nie mogło uderzyć do głowy… Chyba.

***

           Wróciwszy do domu, okazało się, że zapomniałam kupić mąki. Nie wiem, jak ją pominęłam, gdyż była zapisana na liście, a mama jej koniecznie potrzebowała na dzisiaj. Udałam się jeszcze raz w stronę sklepu i kilkanaście minut później już wracałam z kilogramem mąki. Stwierdziłam, że to całkiem fajne samemu przygotowywać jedzenie i obiecałam sobie, że postaram nauczyć się trochę gotowania podczas wakacji. W Hogwarcie wyręczały mnie skrzaty, ale podczas wakacji musiałam się przystosować do mugolskiego życia.
         Teraz także szłam powoli. Kiedy jednak usłyszałam dźwięk karetki, przyspieszyłam. Myślałam, że może uda mi się zobaczyć, dokąd jechała. Przeżyłam szok, gdy zauważyłam, jak zatrzymuje się pod moim domem. Funkcjonariusze wbiegli szybko do środka,  a ja przez chwilę stałam oniemiała. W końcu oprzytomniałam i rzuciłam się biegiem do domu.

***

Zdaję sobie sprawę, że notka nie pojawiała się bardzo długo. Ta nie należy do najdłuższych, za to pełno w niej opisów. Jest taka… trochę melancholijna, nie? Ale taka właśnie miała być. Do opowiadania powrócił Tom, postać, którą wprowadziłam około 3, 5 roku temu… Ciekawa jestem, czy ktoś jeszcze o nim pamiętał. ;p
Nie wiem naprawdę, kiedy pojawi się następna część opowiadania.