23 września 2007

Oślizgłe gady

           Udałosię. Tak... Wreszcie mi się udało porozmawiać z Dorcas. Zostałyśmy same wdormitorium, więc od razu wykorzystałam okazję.

-Dorcas, słuchaj... Musimy chyba o czymś porozmawiać...

Dziewczynaprzeniosła swoje spojrzenie na mnie. Jej twarz nie okazywała żadnych uczuć...Milczała. Potraktowałam to jako zgodę.

-Więc... Ja nie jestem z Syriuszem – przeszłam do sedna sprawy.

-Słyszałam to już wiele razy...

- I co? Wierzysz mi?

-Dziwne, ale nie.

Westchnęłam.

-Dorcas... Naprawdę... On chciał, ale ja nie... Nic do niego nie czuję... Pozatym nie mogłabym ci czegoś takiego zrobić...

-Jasne... Niby dlaczego miałabym ci wierzyć?

-Bo jestem twoją przyjaciółką?

Nieodpowiedziała, tylko odwróciła wzrok.

Chwilęobie milczałyśmy.

-To... Wy nie...? – spytała w końcu.

-Nie.

Znowucisza.

-Przepraszam, Lily... To wszystko działo się tak szybko... Syriusz ze mnązerwał, złapałam doła, dowiedziałam się, że on chce być z tobą... I uwierzyłam,że ty też chcesz. Byłam na ciebie wściekła. I dlatego nie chciałam z tobąrozmawiać. Przepraszam, że ci nie ufałam... – powiedziała.

Uśmiechnęłamsię.

-Nie szkodzie, miałaś prawo, żeby tak myśleć... Szkoda tylko, że nie chciałaśmnie wysłuchać...

-Głupia byłam. Masz rację, jesteś moją przyjaciółką  a ja ci nie ufałam...

-Dobrze już... Zapomnijmy o tym – przytuliłam ją.

-A Syriusz...? On.... Eee... – zaczęła.

-On co?

-No... Czy... Jemu na tobie zależy?

-Nie wiem, Dor. I szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to... Zawiodłam się nanim... Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi i mu na tobie zależy...

-Ja też tak sądziłam...

-I do tego jeszcze Potter... Wiesz, ja nie wierzę w to, że on mnie kocha, ale wkońcu lata za mną tyle czasu, więc może się zauroczył... A Black to jegonajlepszy przyjaciel i takie numery mu wycina...

-Dokładnie... Nie wiem, co mu się stało...

-Nie martw się... Zranił cię, a przy okazji innych... I prawie zniszczył nasząprzyjaźń...

-Idiota skończony.

-Debil.

-Świnia.

-Oślizgły gad.

-Żygolak. *

-Trep.

-Męska dziwka. **

-Yyy... Co?

-Nic, nic...

Roześmiałyśmysię.

-Od razu lepiej – rzekła Dorcas.

-No widzisz. Nie przejmuj się nim... W końcu uda się zapomnieć.

-Pewnie tak…

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

            Następny dzień minął podobnie jakpoprzednie, z ta różnicą, że Dorcas trzymała się z nami. Starałyśmy się niezwracać uwagi na Huncwotów. Za wyjątkiem Remusa, który przecież był chłopakiemAnn. Black próbował ze mną rozmawiać, ale każde z jego starań zakończone byłoklęską. James wyglądał na smutnego, chociaż czasem zdawało mi się, że wymieniaz Syriuszem spojrzenia... Hmmm... No nie wiem... Black był trochę zaskoczonywidokiem Dorcas z nami, ale nic nie mówił.

            Dzisiejszego wieczoru rozłożyłam sięwygodnie z dziewczynami przy kominku w Pokoju Wspólnym i pisałam wypracowaniana jutro. Bardzo dużo nam zadali... Około dwudziestej drugiej dziewczynyskończyły już i poszły do dormitorium. Mi niestety jeszcze trochę zostało. Dokończyłampracę sama. Wkrótce potem udałam się do sypialni. Po drodze przechodziłam obokpokoju Huncwotów. Dało się stamtąd słyszeć podniesione głosy. Chyba o coś siękłócili... Moja ciekawość zwyciężyła i przykleiłam ucho do ich drzwi.

-To był zły pomysł! – krzyczał Black!

-Wcale nie! Teraz przynajmniej wiem, jak jest! – odparł Potter.

-Tak, tobie się udało, ale ja przy okazji straciłem Dorcas.... Mogliśmy jej otym powiedzieć!

-Przejdzie jej, zobaczysz! Przynajmniej plan dotyczący mojej Lily się powiódł. Iwiem, że nie ze mną coś jest nie tak. Po prostu muszę dać jej czas, poczekać ażsię we mnie zakocha... Potem będziemy razem, weźmiemy ślub, Lily urodzi midwójkę ślicznych dzieci, ja...

-Dobra, dobra, stop. Nie zapędzaj się tak... Lepiej wymyślmy coś, żeby toodkręcić.

-Pogadaj z Dorcas i po sprawie.

-Taa... Jeszcze żeby ona chciała... A poza tymto dziewczyny się chyba pogodziły...

-Nie będzie tak źle...

Dalejnie słuchałam. To mi wystarczyło...

Więcto wszystko zostało zaplanowane? Nie no... Tego już za wiele. Chcieli mniesprawdzić? I jeszcze Potter śmie mówić „mojej Lily”! Idiota. O nie... Ja im tegonie podaruje...

Wpadłamze złością do dormitorium.

-Co się stało? – spytała zaskoczona Ann.

Siedziałana łóżku w piżamie. Sądząc po odgłosach wydobywających się z łazienki, Dorcasbrała prysznic.

-Huncwoci – powiedziałam.

-Co tym razem?

-Bo przez przypadek usłyszałam ich rozmowę... I wiesz co? Oni to wszystkowymyślili!

-To znaczy?

-To był ich plan. Potter chciał sprawdzić, co zrobię. Syriusz chyba robił tospecjalnie, zarywał do mnie i w ogóle, nie wiem dokładnie... I żałuje teraz, żetak to wszystko wyszło z Dorcas, jest zły na Jamesa.

-Ale jesteś pewna, że tak było?

-Tak! Przecież to słyszałam!

-Co słyszałaś? – Dorcas wyszła z łazienki.

Powtórzyłamjej wszystko.

-Co? Zaplanowali to?! Nie wierzę!

-Ja też... Nie znam szczegółów, ale wygląda na to, że Black robił tospecjalnie...

-Mógł mi chociaż o tym powiedzieć, a nie...

-Ale co by to dało?

-Sama nie wiem...

-A Potter to kretyn... Co on chciał sprawdzić?

-Nie wiem...

-Dziewczyny... Wy chyba nie chcecie im tego popuścić?  - spytała Ann.

-Pewnie, że nie!

-Huncwoci tego pożałują...

 

***

 

*Żygolak – moja mama to wymyśliła... Nawet nie wiem, o co z tym chodzi. ;p

**Męska dziwka – nie mogłam się powstrzymać. ;p Jeden z tekstów mojego obozu...Dotyczący pewnego chłopaka. ;p

 

 

Dobra,ostatnim razem przesadziłam z tym zawieszaniem bloga. Tego nie mogłabymzrobić... Dziękuję, za wszystkie pocieszające komentarze. Naprawdę dobrze jestwiedzieć, że są osoby, którym nie przeszkadza tak bardzo częstotliwośćpojawiania się notek i zależy im na czytaniu. Naprawdę wam dziękuję! Piękna14 –słuchaj, ja nie mówię, że macie nie pisać, co wam się nie podoba, bo chcęwiedzieć, co powinnam poprawić w pisaniu, ale ty się czepiałaś o to, jak częstopiszę notki... A będę pisać, kiedy będę miała czas i chęci. I poza tym... Jakośjuż przestałam się przejmować takimi osobami, jak Ty. Nie podoba się? Masz dwawyjścia. Albo piszesz, co jest nie tak, ale kulturalnie, albo naciskasz krzyżykw prawym, górnym rogu i po sprawie. A właśnie... Bardzo dziękuję małejdziewczynce za rady i tę krytykę. Było mi to potrzebne. Tak samo dziękujęKaalince. Masz rację, moje ostatnie notki są tragiczne w porównaniu dostarszych... Nie wiem, jak to się stało... Ale postaram się poprawić. ;) Dobra,kończę już to nawijanie, bo pewnie pousypialiście... Pozdro!

16 września 2007

"Wszystko się ułoży..."

             Siedziałam przy stole w Wielkie Sali i leniwie smarowałam masłem kromkę chleba. Nie miałam dobrego nastroju. Mimo, że wczoraj przemyślałam całą sprawę z Syriuszem, wciąż nie czułam się z tym dobrze. Dorcas mnie unika... Ann stara się nas jakoś pogodzić, ale nic z tego nie wychodzi.

            Jakieś drugoklasistki z Huffelpuffu wybuchnęły bardzo głośnym śmiechem. McGonagall od razu się tym zainteresowała. Wydarła się na nie, że jak one mogę zakłócać ciszę w Wielkiej Sali, że powinny się wstydzić itp. Na koniec odjęła im po 30 punktów. Lekka przesada.

- Co jej się stało? Najpierw wścieka się na ciebie o tego kanarka, a teraz wrzeszczy, bo ktoś się śmieje... – powiedziała Ann.

- Dokładnie... I jeszcze te punkty... Ostatnio zrobiła się strasznie surowa.

- Może coś się wydarzyło?

- Na przykład co?

- No nie wiem... Ale tak sama z siebie chyba nie byłaby taka zła...

- Nie mam pojęcia...

Lekcje ciągnęły się niemiłosiernie długo. Nawet nie wiem, o czym była mowa. Pamiętam tylko, że zadali nam całe mnóstwo wypracowań...

Poobiedzie zostałam sama w dormitorium. Ann uczyła się z Dorcas w bibliotece, aja nie chciałam się narzucać. Nagle do okna zastukała mała, biała sowa. Szybko wpuściłam ją do środka i wzięłam list.

Hej dziewczyny!

Co u was? Ale ja się za wami stęskniłam... Miałyście załatwić coś, żebyśmy mogły się spotkać... I co? A ja już się przyzwyczaiłam do tej szkoły, daję radę. Wspominałam wam o Andrewie? No to... Jesteśmy razem. On jest taki cudowny...Wreszcie spotkałam odpowiedniego chłopaka. Nie będę się wdawać w szczegóły, porozmawiamy o tym jak się zobaczymy. A jak Huncwoci? Jaki ostatnio numer wykręcili? Szkoda, że u nas nie ma podobnych osób... Nudno jest trochę. A w Hogwarcie zawsze się coś działo. Lily, James nadal za Tobą lata? Kobieto, daj mu szansę, nie bądź taka stanowcza. Przecież to fajny chłopak... A jak tam Syriusz i Remus? Pozdrówcie ich wszystkich ode mnie. I ja chcę wiedzieć, kiedy się spotkamy.

Tęsknię za wami!

Katie

Ona nic nie wie... Szkoda, że tak się to wszystko potoczyło. Żałuję, że jej tu nie ma.... Po chwili wzięłam się za odpisywanie.

Kochana Katie!

Strasznie mi Ciebie brakuje... Tyle się wydarzyło... Wiem, miałyśmy załatwić coś z tym spotkaniem, ale... Ech... Mamy konflikt. Duży. Syriusz chce ze mną być, zerwał z Dorcas... Ona z kolei się do mnie nie odzywa. James jest bardzo zły na Łapę oto wszystko... A ja... Nie wiem, co zrobić. Nie chcę z nim być... I nie chcę stracić przyjaciółki...

Cieszę się, że jesteś z tym chłopakiem. Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa...

Przepraszam, że ten list taki krótki, ale naprawdę jestem smutna...

Bardzo za Tobą tęsknię!

Lily

Wysłałam list. Patrzyłam jeszcze długo, aż sówka zniknęła za drzewami. Głośno westchnęłam. Bardzo chciałam, żeby ten okres już przeminął, był tylko wspomnieniem... Niemiłym zresztą.

            Po pewnym czasie w dormitorium zjawiła się Ann. Nie pytałam, co się stało z Dorcas.

- Katie napisała... – powiedziałam.

- Tak? Co u niej? – spytała.

Pokazałam jej list od przyjaciółki.

- Miałyśmy to załatwić... Ech... Odpisałaś?

- Tak...

- Aha.... Fajnie by było się z nią spotkać...

- No... Tylko nie wiem, czy to się uda w obecnej sytuacji...

- Postanowiłaś już, co zrobisz?

- Tak... Ale nie wiem, czy zrobię dobrze...

- Czyli?

- Nie zgodzę się. Przestań, to by było bardzo głupie z mojej strony... Nie jestem jedną z tych żałosnych panienek, które po jednym dniu mówią „kocham cię”... I związek bez uczucia nie ma szans. Nie chcę z kimś być, po to, żeby się komuś móc pochwalić... Tyle razy odmawiałam Potterowi, a teraz nagle mam przystać na propozycję Syriusza? O nie... A poza tym przyjaźń z Dorcas jest dla mnie ważniejsza niż Black...  – spojrzałam na Ann, a na jej twarzy widniał uśmiech.

- Mądra decyzja – podeszła i przytuliła mnie.

Zrobiło mi się lżej na sercu.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

Na drugi dzień byłam już pewna swojej decyzji. Po południu skierowałam swoje kroki do dormitorium Huncwotów. Drzwi otworzył mi James.

- Cześć, jest Syriusz? – spytałam od razu.

- Jest – przepuścił mnie w drzwiach.

Swoim tonem mówienia starał się pokazać, że jest mu to wszystko obojętne...

- Hej, możemy pogadać? – zwróciłam się do Blacka.

- Jasne, może pójdziemy na spacer?

- Eee... Nie sądzę, żeby to zajęło nam aż tyle czasu... Chodź.

Wyszliśmy z dormitorium, a następnie z Pokoju Wspólnego i dotarliśmy do najbliższej starej klasy.

- Więc... – przeszłam od razu do rzeczy.

- Przemyślałam wszystko i stwierdziłam, że nie mogę z tobą być.

- Ale... Dlaczego?

- Sorry, ale ja nic do ciebie nie czuję. Uważałam cię za dobrego kumpla... A poza tym chcę się dalej przyjaźnić z Dorcas... I w ogóle dziwię się tobie, że poświęcasz swoją przyjaźń z Potterem...

- Lily... Ale ja chcę być z tobą.

- Przykro mi. Zdania nie zmienię.

Patrzył na mnie smutnym wzrokiem...

- Pójdę już... Cześć...

Zostawiłam go samego.

Myślę,że dobrze zrobiłam... Teraz tylko muszę wszystko wyjaśnić Dorcas.

Okazja do tego nadarzyła się dość szybko, akurat jak wracałam do Pokoju Wspólnego. Dogoniłam ją.

- Dorcas, możemy porozmawiać? Proszę, to ważne – zaczęłam.

- Nie mamy o czym.

- Mamy! Słuchaj, ja i Syriusz...

- Tak, wiem, ty i Syriusz.

- Nie! To nie tak jak myślisz!

-  Oczywiście... Daj spokój, Lily... – odeszła.

Posmutniałam.Przykro mi, że nie chce nawet porozmawiać. Popróbuję jeszcze... W końcu mnie  wysłucha.

W dormitorium czekała Ann. Opowiedziała jej wszystko, co się wydarzyło w przeciągu ostatnich kilkunastu minut.

- Nie przejmuj się... Zrobiłaś dobrze. A Dorcas w końcu zrozumie...

- Mam nadzieję...

- Jak chcesz, mogę z nią o tym pogadać.

- Wątpię, że będzie chciała słuchać...

- Spróbować warto.

- Dzięki...

- Nie martw się, będzie dobrze... A teraz chodźmy pisać to wypracowanie dla McGonagall bo jeszcze odejmie nam znów punkty... – uśmiechnęła się.

Tak...Wszystko się ułoży...

 

***

 

Mam wam dużo rzeczy do napisania. Więc tak... Miałam dziś świetny dzień. Naprawdę. Rano pisałam notkę, potem urodziny kumpeli... Wróciłam, siadłam do kompa z  zamiarem dokończenia notki. Ale najpierw wpadłam na bloga. I co zobaczyłam? Komentarze od pewnych osób... Dowiedziałam się, że je zawiodłam, że za dużo czasu potrzebuję na przyzwyczajenie się do szkoły, że wkurzam was tym, że rzadko daję notki. Otóż w 2 klasie gimnazjum jest strasznie dużo nauki, już na samym początku. Nie mam tyle luzu, co wcześniej. A nie chcę lecieć na trójach. Więc się uczę. A notka jest dla mnie sposobem na odstresowanie się. Jednak nie tym razem. Ten super humor, który miałam popsuł się zaraz po przeczytaniu tych komentarzy. Więc co według was powinnam zrobić? Może mam pisać od rana do nocy, a resztę rzeczy olewać? Są też inne sprawy, ważniejsze od bloga. I k**wa, przestańcie pisać takie rzeczy bo pewnego dnia tak się wkurzę, że po prostu skasuję bloga! Pisać będę, chociażby sama dla siebie, bo uwielbiam to robić. Wiem, że są czytelnicy, którzy mnie rozumieją i dla Was wielkie pozdro :)

Notka miała być w niedzielę, jest w niedzielę.

A co do notki, to jest bardziej osobista niż inne... Koniec kiepski, bo pisałam go w podłym nastroju z wiadomych przyczyn.

Aha... Jeszcze jedno... Czy mam zawiesić bloga? Bo po pewnych opiniach sądzę, że tak...

3 września 2007

Transmutacja, Syriusz, przemyślenia

-A teraz proszę, przećwiczcie to zaklęcie – zakończyła swoją wypowiedź profesor McGonagall.

Omawialiśmy przemianę chusty w kanarki. Dziwiło mnie, dlaczego akurat uczyliśmy się o czymś takim. Przecież to niepotrzebne. A może tak mi się tylko wydawało?

- Birdio!*– zawołałam, wskazując różdżką na chustę, która zrobiła się jedynie żółta.  Podjęłam jeszcze kilka prób, wszystkie jednak kończyły się podobnie. Ze złością opadłam na krzesło. Potterowi, który siedział ze mną, wszystko szło jak należy i wśród nas latało kilka kanarków.

Nagle zjawiła się koło nas profesor McGonagall.

- Znakomicie, panie Potter! – powiedziała.

- A ty, Evans, czemu tak siedzisz? Nie słyszałaś, że masz ćwiczyć zaklęcie?

- Słyszałam, pani profesor, tylko że to i po prostu nie wychodzi...

- Ale to nie powód, żeby od razu się poddawać. No już... Potter, pomóż jej – i odeszła.

Odprowadziłam ją wściekłym wzrokiem, po czym spojrzałam na Pottera. Nic nie dało się wyczytać z jego twarzy.

- No wstawaj – rzekł chłopak.

Podniosłam się, jednak wciąż mi się to nie podobało.

- Spróbuj jeszcze raz rzucić to zaklęcie.

Prychnęłam, ale wykonałam jego polecenie. Oczywiście znowu mi się nie udało. Miałam serdecznie dosyć.

- Jak będziesz miała takie nastawienie, to nic ci się nie uda – powiedział James.

- Co ty nie powiesz? – zakpiłam.

- Panno Evans, proszę natychmiast wziąć się do pracy! I ty miałaś wybitnego z transmutacji? Co się z tobą dzieje? – McGonagall zjawiła się przy nas.

- Nie się ze mną nie dzieje – odparłam niezbyt grzecznie.

Byłam już zła. I nie wiem, dlaczego...

- Więc proszę wykonywać moje polecenia – mówiła tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Czułam jak się we mnie gotuje. Ale dobra, spróbuję się uspokoić...

-Chodź Lily... To naprawdę nie jest trudne... – rzekł Rogacz.

Spojrzałam na niego spod byka, ale zmusiłam się i rzuciłam ponownie zaklęcie. Efekt? Ten sam.

- Źle trzymasz różdżkę – poinformował mnie chłopak.

- To może mi powiesz, jak mam ją trzymać? – warknęłam.

- Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi – rzucił.

Przesadził. Teraz już wybuchłam...

- Birdio! – zawołałam, wskazując magicznym patykiem na chustę.

Skutek był bardzo zaskakujący. Na stole pojawił się olbrzymi kanarek z maleńkimi skrzydełkami, za pomocą których starał się wzbić w powietrze, jednak nie udawało mu się to. No cóż... Był zbyt ciężki. W klasie dało się słyszeć wybuchy śmiechu. Mnie jednak to nie bawiło. Profesor McGonagall również.

- Evans! Co to ma znaczyć? – nauczycielka była naprawdę wkurzona.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. To wyszło niechcący...

- Gryffindor traci dwadzieścia punktów – usłyszałam.

- Ale...  – zaczęłam.

- Żadnego „ale”. A teraz wracajcie do ćwiczeń.

Straciłam dwadzieścia punktów. Ja... Ta, która zazwyczaj je zdobywa. Ale przecież ja nie zrobiłam nic złego. Zamiast kilku, małych kanarków, wyczarowałam jednego, dużego... I o to tyle hałasu? Niesprawiedliwość.

            Po kilkunastu minutach lekcja dobiegła końca. Profesor McGonagall już mi odpuściła... Mojego kanarka zlikwidowała jednym ruchem różdżki...

            Wyszłam z klasy z Ann.

- Wow, Lily, co to było? – spytała, uśmiechając się.

- A bo ja wiem... Przez przypadek wyszło... Nie czekamy na Dorcas?

Zatrzymałyśmy się. Po chwili nasza przyjaciółka przeszła obok, nie zaszczycając nas nawet spojrzeniem. Zrobiło mi się przykro, ale nie dałam tego po sobie poznać.

            Wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie. Ann dogoniła mnie.

- Co się stało na lekcji? Byłaś taka... Zła... – powiedziała

- No właśnie nie wiem... Tak samo z siebie....

- Eee... Aha. A co z Syriuszem?

- Nie wiem... Naprawdę nie wiem...

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

            Pisałam wypracowanie na zielarstwo w Pokoju Wspólnym. Siedziałam sama przy jednym ze stolików. Ann umówiła się z Remusem, a Dorcas... No cóż... Dorcas mnie olewała. Minęło kilkanaście minut...Nagle ktoś się do mnie dosiadł. Tym kimś okazał się Syriusz.

- Co robisz? – spytał.

- Piszę wypracowanie – odparłam.

- Aha...

Chwila ciszy. Wkrótce zaczęło mnie to irytować...

- Myślałaś o tym, co wczoraj się wydarzyło? – zapytał prosto z mostu.

- Tak. Nie...

- To znaczy?

- Tak i nie... Nie wiem...

- Naprawdę mi na tobie zależy...

Nie chciałam o tym rozmawiać. Nie teraz.

- Syriusz... Nie ponaglaj mnie, ok? Daj mi jeszcze trochę czasu... Muszę już iść. Pa – pożegnałam się z nim szybko i poszłam do dormitorium. 

Byłam sama.Dokończyłam esej z zielarstwa i pogrążyłam się w rozmyślaniach...

            W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli. Stwierdziłam, ze najlepiej będzie, jeśli spiszę o wszystko w pamiętniku,który ostatnio strasznie zaniedbałam...

 

            Tak dużo się ostatnio wydarzyło... Nie wiem, od czego zacząć. Chyba od najważniejszej spawy.... Tak. Więc... James mnie podobno kocha, jednak ja w to nie wierzę. Syriusz zerwał z Dorcas i wyznał, że ja mu się podobam, chce ze mną być. A Dorcas z kolei nie chce mnie znać. Muszę znaleźć wyjście z tej sytuacji. Jamesowi powiedziałam, że nie mogę dać mu szansy, ponieważ nic do niego nie czuję. To tylko jeden z powodów... Potter wciąż jest dla mnie zarozumiałym, aroganckim i zbyt pewnym siebie chłopakiem,który myśli, że wszystko mu wolno. Nie wierzę w to, że się zmienił. To, że  przestał robić głupie kawały i znęcać się na Snapem (zapewne tylko na jakiś czas), nic nie znaczy... Ech...

Syriusza lubię. Nic więcej. Jest moim przyjacielem. Jednak on chce czegoś więcej...Dorcas jest mnie wściekła i szczerze mówiąc, wcale się jej nie dziwie. Z boku pewnie wygląda to tak, jakbym odbiła jej chłopaka. Nie chcę stracić przyjaciółki...

A Black to najlepszy kumpel Pottera. Jest jednym z Huncwotów... Te wszystkie dowcipy i ataki na Snape’a... On brał w tym udział. I również nic do niego nie czuję. Sytuacja podobna do tej z Potterem... Dlaczego więc zastanawiam się nad jego propozycją?Sama nie wiem.

Jednak czy przyjaźń nie jest ważniejsza niż miłość? Eee... Miłość? Ja nie kocham Syriusza... Czy z powodu jego nagłej zachcianki (tak, bo pan Black chyba wrócił do podrywania każdej dziewczyny w Hogwarcie) powinnam stracić przyjaciółkę? Nie. Na pewno nie. Gdybym się w nim zauroczyła... To może... Ale nie. Nic do niego nie czuję. Nie zgodzę się. On się z tym pogodzi, ja wytłumaczę wszystko Dorcas... I będzie dobrze. A James... Cóż... Mam nadzieję, że da sobie ze mną spokój.

Ciekawe, czy po tym wszystkim Dorcas i Syriusz znów się zejdą? Hmmm... A może Potter ponownie będzie próbował wzbudzić we mnie zazdrość poprzez zdobywanie nowych dziewczyn? A niech robi, co chce. Guzik mnie to obchodzi.

Zamknęłam pamiętnik i odetchnęłam z ulgą. Miałam nadzieję, że podjęłam właściwą decyzję...



*Birdio! - zaklęcie wymyśliłam sama. Bird to po angielsku ptak, jakby ktoś nie wiedział ;p I tak jakoś wyszło... ;)

 

***

 

To jeszcze nie koniec tego wszystkiego... ;) Notka trochę krótka, wiem... Ech... Kończą się wakacje, strasznie mi smutno... Już jutro powrót do szarej rzeczywistości... :( Idę do drugiej gimnazjum i będę miała więcej nauki... Ale na pewno dam radę z blogiem. ;] Notki będą się pojawiać przeważnie w niedzielę wieczorem, co tydzień. Jak się nie uda, to co dwa. No, czasem może w środku tygodnia, ale rzadko. ;p To tyle... Aha, jeszcze nie ;p Każdy, kto chce być informowany o nowych notkach, niech napisze w Księdze Gości adres bloga lub numer GG, albo, jeśli nie macie ani tego, ani tego, adres e-mail. A każdy, kto chce, żebym odwiedziła jego blog, niech napisze adres w komentarzu pod tą notką. ;) To już wszystko... Życzę wszystkim udanego roku szkolnego! ;) Pozdro!