24 lipca 2008

"Tak naprawdę zależy mu na tobie..."

         Wtorkowy poranek nie należał do najciekawszych. Identyczny jak ostatnie… Ann pojawiła się tylko na lekcjach, a potem znów zniknęła… Po obiedzie zostałam dłużej w Wielkiej Sali. Sama nie wiem, dlaczego. Po prostu głęboko się zamyśliłam… Cała ta sprawa z panną Makron wciąż mnie męczyła… I na dodatek Potter spotykający się z Natalie…

- Co jest? – usłyszałam nad sobą.

Obok stał James i przyglądał mi się uważnie. Nie odpowiedziałam, gdyż sama nie wiedziałam, jak to wszystko ująć i czy w ogóle chcę mu cokolwiek powiedzieć.

- Więc? – ponowił pytanie i usiadł koło mnie.

Wciąż milczałam. Ostatnio bardzo dziwnie czułam się w jego towarzystwie.

- Nic mi nie jest…

- Tak, właśnie widzę. Coś się stało, prawda?

Cisza.

- Słuchaj, od paru dni nie da się z tobą porozmawiać. Chodzisz smutna, zamyślona. I… - przerwał, jakby zastanawiając się, czy powinien kontynuować.

- I wydaje mi się, że specjalnie mnie unikasz – powiedział na wydechu.

No cóż, to akurat prawda. Niestety.

- Nie, no co ty… - skłamałam.

- Na pewno?

- Tak! – spojrzałam mu w oczy. Nie było w nich tych wesołych iskierek, jedynie zmartwienie i zaciekawienie. Przestraszyłam się tego po kilku sekundach i odwróciłam wzrok.

- Powiedzmy, że ci wierzę… To może spacer po błoniach? Jest fajna pogoda…

- Eee… Wiesz co, może innym razem? Teraz muszę jeszcze napisać wypracowanie na transmutację… - oczywiście już wczoraj skończyłam to pisać, ale on o tym nie wiedział…

- Chodź, dokończysz później… - chłopak wstał i wyciągnął dłoń w moją stronę, tym samym zachęcając do spaceru.

Może i miałam ochotę na małą wyprawę po błoniach, jednak trochę się tego obawiałam.

- Długo mam jeszcze czekać? – spytał James uśmiechając się lekko.

Westchnęłam i poderwałam się z miejsca.

- Niech ci będzie…

Każde z nas poszło szybko do swojego dormitorium po kurtkę, po czym ruszyliśmy w stronę wyjścia z zamku.

Rogacz opowiadał mi o treningach quidditcha, nowych taktykach i przygotowaniach do zbliżającego się meczu ze Slytherinem. Byłam pewna, że Gryfoni wygrają, zawsze tak było. James gadał jak najęty a mi przyjemnie było go słuchać. Zdałam sobie sprawę, że bardzo dawno tak po prostu nie rozmawialiśmy. Starałam się rozluźnić i zachowywać tak jak kiedyś. Jednak wciąż coś pochłaniało moje myśli.

Dotarła do mnie świadomość, że naprawdę brakowało mi tych spacerów z Jamesem. Jeszcze dwa lata temu było to nie do pomyślenia, a teraz? Jak to ludzie się zmieniają…

- Halo, jesteś tam? Lily! – Rogacz wymachiwał mi ręką przed oczami.

- Tak, tak, przepraszam, zamyśliłam się…

- No właśnie widzę… Może cię zanudzam?

- Nie… Quidditch jest dosyć ciekawy… Mam nadzieję, że wygracie mecz…

- Tak, ja też… Ale cały czas nawijam o sobie… A w ogóle nie wiem, co ostatnio się dzieje u ciebie…

- U mnie? Nic ciekawego…

Temat zszedł na szkołę, zadanie domowe i tym podobne. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarliśmy do miejsca przy jeziorze, gdzie leżały dwa duże kamienie.

- Może tu usiądziemy? – zapytał James.

Rozejrzałam się dookoła. W jednej sekundzie powróciły do mnie wydarzenia sprzed kilkunastu dni. Jak dotąd wypierałam je z pamięci, jednak teraz to miejsce sprawiło, że wspomnienia wyszły na wierzch.

Charles… Siedzieliśmy tutaj podczas pierwszego spotkania. Wtedy było „wspaniale”. Tylko tak mi się wydawało. Właściwie to nadal nie wiem, o co mu chodziło i dlaczego właśnie mną się zainteresował. Może on sam tego nie wiedział? Ciągłe zastanawianie nie ma sensu… Powinnam o tym nie myśleć, tak jak do tej pory.

- Lily, jesteś? – spytał James z niepokojem.

- Tak, zamyśliłam się… - otrząsnęłam się.

- Już po raz drugi dziś…

- Chodźmy gdzie indziej, nie lubię tego miejsca… Dobrze?

- Pewnie…

Obeszliśmy dookoła zamek, po czym wróciliśmy do Pokoju Wspólnego. Pożegnaliśmy się zwykłym „do zobaczenia” i każde z nas poszło do siebie…

 

Kolejne, przedostatnie korepetycje z Natalie zbliżały się wielkimi krokami. Czekała mnie godzina pełna sztucznych uśmiechów, miłych słów i rad, a także zmuszania się, aby nie palnąć czegoś wrednego. O tak, panna Nemirorr działała mi na nerwy. Na początku ją lubiłam. Ona praktycznie zachowywała się wciąż tak samo, jednak… Coś mnie blokowało.

Usiadłam przy jednym ze stolików w bibliotece i rozpaczliwie spojrzałam na zegar, marząc, by wskazał godzinę, w której przyjdzie nam się pożegnać i zakończyć dzisiejsze korepetycje.

- Cześć, to od czego dzisiaj zaczniemy? – powiedziała Natalie podchodząc do mnie.

- Może to… - wskazałam jej na odpowiedni fragment w podręczniku i odpowiednio poinstruowałam jak rzucić zaklęcie.

- Dobrze? – pytała co chwilę wykonując różne ruchy różdżką, nie zawsze prawidłowe.

Poprawiałam ją więc i byłam coraz bardziej znudzona.  Już przestało mi zależeć na jej pozytywnym wyniku testu.

- Lily, coś nie tak? Chyba odpłynęłaś… Słuchasz mnie? – spytała po chwili przypatrując mi się uważnie.

- Tak… Co mówiłaś?

- Pytałam o ten drugi czar…

- Aha, tak… Więc… - wyjaśniłam jej w czy robi błąd.

Spojrzałam na zegar. Jeszcze dziesięć minut…

Na szczęście, ten czas dość szybko minął. Już miałam wracać do dormitorium, kiedy dziewczyna mnie zatrzymała.

- Możemy porozmawiać? 0 zapytała.

- No…

- Słuchaj… Bo… Ja wiem, słyszałam i nawet widziałam jeszcze parę lat temu.. – westchnęła.

- Chodzi mi o to, że kiedyś James za tobą, że tak powiem, latał, nie? I on mi mówił, że jesteście tylko przyjaciółmi… I chciałabym usłyszeć to jeszcze od ciebie, bo nie zamierzam się pchać w coś, w co nie powinnam.

Milczałam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony chciałam to potwierdzić, a z drugiej coś mnie powstrzymywało.

- Tak, tylko się przyjaźnimy. Nic więcej.

- Uff, dzięki. James jest całkiem fajny i chciałam być pewna…

- Eee… Aha. No to fajnie, że ci pomogłam, ale muszę już iść. Za tydzień o tej samej porze. Cześć – czym prędzej oddaliłam się w stronę wierzy Gryffindoru.

Świetnie,  teraz to Potter raczej się z nią zwiąże. Czyli o mnie zapomniał… Powinnam się cieszyć. Zamiast tego miałam nieprzyjemne uczucie w brzuchu.

 

            Wróciłam do dormitorium i zastałam tam Dorcas piszącą coś zawzięcie.

- Co robisz? – zapytałam.

- Piszę do Katie… Dawno się nie odzywała do nas…

- Faktycznie…

- A jak korki?

- Daj spokój… Jakoś, a na koniec pytała, czy aby na pewno z Jamesem się przyjaźnię… - odparłam.

- To źle?

Wzruszyłam ramionami.

- Czyżby powoli dopadała cię zazdrość? – dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

- Dorcas… Ile razy mam ci mówić, że nie? Dziwna jest ta Natalie i tyle.

- Powiedzmy… Tylko żeby nie było za późno, kiedy zorientujesz się, że ci na nim zależy…

- I kto to mówi?

- Z Syriuszem to inna sprawa.

- Trochę… A’propos, coś nowego z nim?

- Czy ja wiem… Dziś, po ostatniej lekcji chyba się uśmiechnął do mnie. Tak sam z siebie…

- A ty?

- Eee… Odwróciłam wzrok.

- Nie no… Dorcas! To jak ty chcesz mu pokazać, że ci na nim zależy?

- Sama nie wiem, czy chcę…

- Chcesz, chcesz. Tylko coś by trzeba było zrobić…

- Tak… Wciąż tylko tak mówimy, a nic nie robimy…

- To trzeba coś wymyślić!

- Proszę bardzo. Ja nie mam sił.

Wywróciłam oczami.

- Jeszcze będziecie razem.

- Yhym…

            Kilkanaście minut później do naszej sypialni weszła Ann. Skierowała się od razu w stronę szafy, przy której stałam.

- Przepraszam - powiedziała podchodząc do mnie.

- Chciałabym to otworzyć – dodała i wskazała na szafę.

- Jasne – przesunęłam się.

Już myślałam, że chciała się pogodzić… Co się z nią działo? Wymieniłam z Dorcas spojrzenia. Obie wiedziałyśmy, że ciągłe wypytywanie jej nic nie da.

 

            Wieczorem udałam się do Pokoju Wspólnego i tam miałam czekać na Dorcas, która brała prysznic, a mi nie chciało się na nią tam czekać. Zaplanowałyśmy, że odrobimy wszystko dziś, aby weekend mieć wolny. Zamiast niej zobaczyłam Jamesa i Natalie siedzących na kanapie przy kominku. Usiadłam przy stole, skąd nie mogłam ich widzieć. I dobrze, nie chciałam tego.

- Co tak sama siedzisz? – usłyszałam.

Był to Syriusz, a wraz z nim Remus.

- Czekam na Dorcas. Miała przyjść, a wciąż siedzi w dormitorium…

- Sama? – zapytał szybko Black. 

- Tak…

Hmm… Czyżby Syriusz się tam wybierał? Byłoby świetnie…

Chwilę postał z nami i porozmawiał, a potem oświadczył:

- Dobra, to ja spadam… Na razie – i czym prędzej wbiegł po schodach.

- Mogę się dosiąść? – zapytał Remus.

- Pewnie!

- Co słychać? – zapytał niepewnie.

Szczerze mówiąc dotąd nie rozmawiałam z nim zbyt często. Jedynie w grupie, ale sam na sam bardzo rzadko…

- Bywało lepiej… Przykro mi z powodu Ann… Wiem, że się rozstaliście…

- No… Niestety. Nie wiem, co ją ugryzło, strasznie się zmieniła…

- I nikomu nic nie mówi.

- Boję się o nią…

- Myślisz, że to coś złego?

- Nie mam zielonego pojęcia… James powiedział, że postara się jakoś odkryć, gdzie ona tak łazi…

- Oby mu się udało…

- No… Ale chyba teraz ma inne sprawy na głowie – to powiedziawszy wskazał głową na kanapę.

Odwróciłam głowę, by spojrzeć na nich i natychmiast tego pożałowałam. James właśnie dotykał jej włosów. Wyglądało na to, że coś z nich wyciągał, ale był przy tym taki uśmiechnięty…

- No cóż, zakochał się…

Ku mojemu zdziwieniu, Lunatyk wybuchnął śmiechem.

- Wierzysz w to?

- A czemu nie?

- Za długo go znam… U niego to chwilowe, tak naprawdę zależy mu na tobie…

- Nie mówmy o nim, dobra?

- Skoro nie chcesz… Co sądzisz o tych stworzeniach, które omawialiśmy ostatnio na opiece?

- O memortkach*? Chciałabym usłyszeć te jego odgłosy przed śmiercią… Musi to być bardzo ciekawe…

Tak oto pogrążyliśmy się w rozmowie na temat tych ptaków. Nawet nie zauważyłam, kiedy minęła godzina. A Dorcas wciąż nie było…

 

***

 

* memortek – według Wikipedii - malutki, niebieski, cętkowany ptaszek, zamieszkujący północną Europę oraz Amerykę. Żywi się małymi owadami, jego szczególną cechą jest to, że przez całe swoje życie jest niemy, a tuż przed śmiercią wydaje wszystkie głosy, które za życia usłyszał w odwrotnej kolejności. Jego piórka wchodzą w skład veritaserum i eliksirów wspomagających pamięć.

 

 

Jakaś dziwna ta notka… Ech… Mam nadzieję, że się spodoba. :) Nie wiem dokładnie, kiedy wyjeżdżam i raczej na pewno coś się niedługo pojawi… Wiem, że chcecie już wiedzieć, co się dzieje z Ann, ale jeszcze trochę poczekacie… Mam dwie wersje i wciąż nie wiem, którą wybrać. ;p Kolejna notka za parę dni… ;]

18 lipca 2008

Wielkie zmiany

             Minął tydzień od niezapomnianej bitwy na śnieżki. Zaledwie siedem dni, a tyle się zmieniło… Wtedy wydawało mi się, że wszystko jest dobrze, Ann przyszła do nas, James zachowywał się normalnie, na swój sposób. Jednak później okazało się, że jest inaczej. Ann coraz częściej znikała nie mówiąc nam ani słowa. Mało się odzywała, a gdy pytałyśmy, odpowiadała, że nie mamy się o co martwić. Remus zmarkotniał, widać było, że boi się o Ann. A my… My nie wiedziałyśmy, co zrobić.

            Wracając do Jamesa Pottera… Chłopak jakby przeszedł metamorfozę mózgu. Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że on tak się zmieni… Ale po kolei. Kilka razy pytał mnie o Natalie, chciał się dowiedzieć jak najwięcej. Dziwiło mnie to, ale również nie zachwycało. Odpowiadałam więc półsłówkami. Na koniec ostatnich korepetycji przyszedł do nas i oświadczył, że porywa gdzieś Natalie. Byłam strasznie zaskoczona, jednak nie chciałam dać tego po sobie poznać. Nie przyzwyczaiłam się do takich sytuacji, zawsze to James zachowywał się tak wobec mnie. A teraz inna dziewczyna na horyzoncie… Zastanawiałam się, dlaczego podczas tej bitwy śnieżnej chciał mnie pocałować, skoro teraz lata za inną. Na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że chłopak wrócił do swojej starej taktyki, jednakże wydawało mi się, że nie udaje… Powinnam się cieszyć, że o mnie zapomniał. Przecież kiedyś o tym marzyłam… A teraz? Bardzo dziwnie się z tym czuję.

           

            Kolejny dzień dobiegał końca. Zbliżała się dwudziesta druga. Dorcas siedziała w łazience, a ja czekałam na Ann. Po chwili zjawiła się i, jak zawsze, nie zwróciła na mnie uwagi.

- Cześć – zaczęłam niepewnie.

- O, cześć, nie zauważyłam cię – odparła siląc się na normalny ton.

Tak, naprawdę, ciężko mnie zauważyć, zwłaszcza, że siedzę naprzeciwko drzwi. Ale to pomińmy…

- Gdzie byłaś? – spytałam, choć spodziewałam się odpowiedzi w stylu „niedaleko”, „tu i tam”, czy „nigdzie”.

- Z Remusem – odparła krótko.

A to nowość! W ciągu całego tygodnia ani razu od niej nie usłyszałam niczego o nim.

- I co?

- Nic. Zerwałam z nim – jej spokojny ton mnie przerażał.

- Jak to? – zawołałam zaskoczona.

- Nie rób takiej zdziwionej miny. Tak to, po prostu.

- Nie wierzę… Tak po prostu? Ann, co się stało?

- Nic się nie stało! – wykrzyknęła. - Wszyscy o to pytają, a ja mam już dosyć! Nic się nie dzieje, ile razy mam to powtarzać? Zajmijcie się swoimi sprawami… Zerwałam z nim, bo ciągnięcie tego dalej nie miało sensu. Zadowolona?

Patrzyłam na nią nie wiedząc co odpowiedzieć. Mnóstwo myśli kłębiło mi się w głowie.

- Nic do niego nie czujesz? – zapytałam po chwili.

- Nie.

Blondynka skierowała się w stronę swojego łóżka, zasunęła kotary i zniknęła za nimi. Westchnęłam. Jest jeszcze gorzej…

Po kilku minutach łazienkę opuściła Dorcas.

- Ann wróciła? – spytała cicho.

Pokiwałam głową i wskazałam palcem zasłonięte łóżko.

- Nie pytaj – powiedziałam bezgłośnie, po czym zrezygnowana udałam się do łazienki.

 

            Nazajutrz wyszłam sama z dormitorium. Dorcas od wczoraj stała się niedostępna i wiedziałam, że nie powinnam się jej narzucać. A Ann znów gdzieś wybyła. Zawsze jednak zjawiała się na lekcjach, na szczęście.

- Cześć, Lily! Idziesz na śniadanie? – usłyszałam głos przy sobie.

Odwróciłam głowę i ujrzałam uśmiechniętego Jamesa.

- Tak…

Jego obecność jeszcze bardziej mnie zasmuciła. Już nie było tak jak dawniej…

- Coś się stało? – zapytał po chwili milczenia.

- Nie, dlaczego tak uważasz?

- Ostatnio jakaś dziwna jesteś… Małomówna, może smutna…

- Martwi mnie zachowanie Ann… Wiesz, że zerwała z Remusem?

- No co ty… Dlaczego?

- A bo ja wiem…

- To się chłopak załamał… Nic nam nie powiedział, kompletnie nic.

- Wiesz, to nie jest powód do chwalenia się.

Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową.

- Tylko o to chodzi? – patrzył na mnie uważnie.

- Tak… - odparłam niepewnie.

Było to oczywiście kłamstwem. Nie mogłam jednak wyznać mu prawdy, bo chodziło właśnie o niego.

- Skoro tak mówisz… - powiedział powoli.

Dotarliśmy do Wielkiej Sali. W drzwiach natknęliśmy się na Natalie. Ku mojemu zdziwieniu, James zatrzymał się przy niej. Znajdowałam się w odległości kilku kroków od nich i doskonale słyszałam o czym mówią.

- Spotkamy się dzisiaj? – zapytał James.

- Dziś nie mogę… Ale może jutro? – Natalie wyglądała na zadowoloną.

- Okej. Nie mogę się już doczekać.

James ruszył w moją stronę, a Natalie w przeciwną.  Jak dobrze, że przy stole nie usiadła obok nas…

- Szczęśliwy jesteś, nie? – zapytałam w końcu.

- Pewnie – uśmiechnął się szeroko.

W żołądku jakby coś mi się przewróciło. Miałam takie dziwne uczucie w brzuchu i na dodatek te myśli kłębiące się w głowie…

Po kilku minutach dołączyła do nas reszta Huncwotów. Remus się nie odzywał… Zrobiło mi się go żal…

            Następny dzień zleciał nie wiadomo kiedy. Pisałam wraz z Dorcas wypracowanie na eliksiry, jednak nie potrafiłam się na nim skupić. Wciąż myślałam o Jamesie i o jego zachowaniu. Czy to możliwe, że naprawdę nie udawał? Aż tak bardzo się zmienił? Może wreszcie znalazł odpowiednią dla siebie dziewczynę…

- O czym tak myślisz? – zapytała Dorcas.

- O Jamesie – odparłam szybko zanim zdążyłam się ugryźć w język.

- Tak? Coś nowego?

Poczułam nagła chęć wygadania się komuś. Opowiedziałam wszystko przyjaciółce, nie ukrywając niczego.

- A może ty jesteś zazdrosna? – podsunęła, kiedy skończyłam mówić.

- Zazdrosna? Nie… Nie, no co ty. Dziwnie się z tym czuję…

- James, ten, który zawsze latał za tobą, znajduje nową dziewczynę i na dodatek chyba nie udaje… Nowa sytuacja, nie?

- No! – przytaknęłam.

- Kiedyś tego chciałaś… A teraz nie bardzo, prawda?

- Sugerujesz coś?

- Chyba sama siebie okłamujesz… Przyznaj, wolałabyś, żeby tej Natalie nie było.

Przez kilkanaście sekund toczyła się we mnie wewnętrzna bitwa. W końcu uległam.

- No dobra! Wkurza mnie jej obecność.

Dorcas uśmiechnęła się triumfująco.

- Nie martw się, James nie zapomniał o tobie… Za bardzo mu na tobie zależało, żeby tak łatwo odpuścić… Może się tylko zauroczył. Minie mu.

- Super – mruknęłam.

- Będzie dobrze. Ale teraz lepiej weźmy się za to wypracowanie…

Tak, trzeba skupić się na nauce. W końcu po to jestem w Hogwarcie… Skoro James chce, to niech się z nią spotyka. Ma prawo ułożyć sobie życie i być szczęśliwym. Tylko dlaczego tak się tym wszystkim przejmuje? Nie jestem zazdrosna, o nie. Na pewno nie. To coś innego, coś, czego nie potrafię określić.

 

***

 

- Dlaczego nic nie powiedziałeś, że nie jesteś już z Ann? – zapytał od razu James, kiedy tylko Remus pojawił się w dormitorium.

- A ty skąd o tym wiesz?

- Lily mi powiedziała.

- Aha…

- Więc?

- A o czym tu mówić? Zerwała ze mną i tyle.

- Lily mówiła, że Ann jest bardzo dziwna ostatnio…

- Wiem! I jeszcze teraz to… Nie mam pojęcia, co się z nią dzieje, boje się, że to coś złego.

- Trzeba się dowiedzieć… W końcu Huncwoci mogą wszystko.

- Chcesz ją śledzić?

- A czemu nie? Wszyscy się o nią martwią… Musimy coś zrobić.

- Nie wiadomo, czy ona tego chce. Mam już dosyć… Na dodatek pojutrze pełnia…

- Jakoś to zniesiesz… Po pełni się tym zajmiemy, dobra?

- Okej…

Do sypialni chłopaków wszedł Syriusz, omiótł wzrokiem pomieszczenie i bez słowa skierował się do łazienki.

- Chciałbym tak jak on móc nie przejmować się dziewczyną i żyć dalej… - wyznał Remus.

- Jeszcze się pogodzicie, zobaczysz.

- Oby… Choć szczerze w to wątpię. A jak tobie się układa z Lily? – Lunatyk chciał jak najszybciej zmienić temat.

- Z Lily? Dobrze. Chociaż teraz chcę jej dać trochę czasu… Wiesz, żeby sobie przemyślała wszystko. Bo wydawało mi się, że jej na mnie zależy, ale sam już nie wiem. Może to tylko nadzieje…

- Masz jeszcze trochę czasu i lepiej się nie śpieszyć. Uważaj tylko, żebyś jej nie stracił.

- Spokojna głowa…

Na tym rozmowa się urwała. Każdy z nich pogrążył się w własnych rozmyślaniach.

            Rogacz zastanawiał się, czy aby na pewno dobrze postępuje. Zależało mu na Lily, ale także polubił Natalie. Rudowłosa nie odwzajemniała jeszcze jego uczuć… Więc „wziął się” za tą drugą. Ma prawo. I miał nadzieję, że nie będzie żałował…

 

***

 

Na nic lepszego mnie niestety nie stać. Dopiero teraz udało mi się dokończyć tę notkę... Kolejna za kilka dni. Niedługo znowu wyjeżdżam, ale nie wiem kiedy i na ile. Zaległości u Was powoli nadrabiam… Mam małą prośbę. Wiem, że dostałam kilka maili podczas mojego wyjazdu, jednak nie zdążyłam ich przeczytać, bo oczywiście genialna ja musiała wszystko przez przypadek skasować z poczty. Moglibyście napisać jeszcze raz? Z góry dzięki ;)) Pozdro!

1 lipca 2008

"Czyżbyś chciała, żebym cię pocałował?"

               Znajdowałamsię na swoim łóżku w dormitorium i przyglądałam się, jak Dorcas przymierzawszystkie możliwe ubrania przed lustrem. Wiedziałam, dlaczego tak jej zależy,aby dobrze wyglądać. Bitwa na śnieżki z Huncwotami. To wiele wyjaśniało…

-Może to? – zapytała dziewczyna pokazując mi się w nowym zestawie.

Ubranabyła w ciemne jeansy, a do tego niebieski sweter.

-Dorcas, mówiłam ci już wiele razy… To tylko śnieg, będziesz mokra i tak.

-Ale wiesz… Lepiej dobrze wyglądać. Może to być?

-Tak.

-Dobra… A włosy?

-Zwiąż, żeby ci nie przeszkadzały.

Pokiwałagłową.

-Na pewno będzie dobrze? – spytała.

-Tak!

Dorcasuśmiechnęła się.

-Narobiłaś sobie nadziei, nie?

-No... Niestety. Jak nic nie wyjdzie… A raczej tak będzie… To już chyba nic sięnie uda.

-Trzeba być dobrej myśli…

-Tak…

-Dorcas, nie tęsknisz za Mathiasem? – spytałam nagle.

-Dlaczego o to pytasz?

-Tak jakoś mnie wzięło…

-Sama nie wiem… Kiedy oni tu byli, wszystko wydawało się inne… A teraz… Nie, takspecjalnie to mi go nie brakuje.

Pogrążyłamsię we własnych przemyśleniach. Dor miała rację, wtedy wszystko było inne.Przed oczami stanęła mi Natalie, dziewczyna, której daję korepetycje. Miła,sympatyczna, inteligentna. Coś jednak sprawiało, że wolałam trzymać ją nadystans. James widocznie ją polubił. Tylko dlaczego się tym przejmowałam?

-A ty się nie szykujesz? – Dorcas spojrzała na mnie sceptycznie.

-Nie… - mruknęłam.

-Lily, ta dziewczyna, z którą siedział wczoraj James, to ta sama, którejudzielasz korków? – zapytała.

-Tak, ta sama – odparłam starając się, by mój ton był obojętny.

-Aha, tak tylko pytałam.

-A gdzie Ann?

-Żebym to ja wiedziała… Poszła gdzieś, nawet nie wiem, kiedy wróci.

-Ciekawe, co się jej stało…

-Nie mam pojęcia.

Natym rozmowa się skończyła. Po kilkunastu minutach wstałam i ubrałam na siebieciemnozieloną kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki. Razem z Dorcas wyszłam naośnieżone hogwardzkie błonia. Widok był przepiękny. Gałązki drzew pokrytebiałym puchem, brzegi jeziora zamarznięte. Na ziemi odbite ślady butów, agdzieniegdzie większe zaspy śnieżne.

Poczułamuderzenie w plecy. Obróciłam się i ujrzałam uśmiechającego się Syriusza, a obokniego resztę Huncwotów.

-A gdzie Ann? – zapytał na wstępie Remus.

Wymieniłamz Dorcas zaniepokojone spojrzenia.

-Nie wiem… - odpowiedziałam szczerze.

Lunatykwyraźnie zmarkotniał, ale starał się tego nie pokazywać.

-To co, dziewczyny, gotowe na porażkę? – zapytał Syriusz uśmiechając się do nas.

Spojrzałna Dorcas, która trochę się zmieszała.

-Chyba na wygraną - poprawiłam go i schyliłam się, alby ulepić kulkę.

Pochwili bitwa rozpoczęła się na dobre. Nie sądziłam, że chłopaki będą tacyostrzy. Ja i Dorcas nie miałyśmy ani chwili, by odetchnąć. Przez pewien czasobawiałam się, że James zaprosił tu także Natalie, gdyż rozglądał się dookoła.Na szczęście nie trwało to długo, a potem już zachowywał się normalnie. Aż zabardzo. Prawdopodobnie postawił sobie za cel zmoczenie mnie do ostatniej suchejnitki.

            Peter przez kilkanaście minut brałudział w zabawie, jednak zmęczył się i wrócił do zamku. Zastanawiałam się, czyAnn przyjdzie… Jeśli nie, znaczyłoby to, że dzieje się u niej cos naprawdęzłego. W końcu ujrzałam ją zmierzającą w naszym kierunku. Poczułam olbrzymiaulgę.

-Gdzie ty byłaś? – spytałam podbiegając do niej.

-Niedaleko, nie martw się.

-Lily! Wracaj tu! – rozległ się krzyk Jamesa.

-Chodź, czekają na nas… - pociągnęłam ją w stronę przyjaciół.

Remuszajął się swoją dziewczyną, a mnie pociągnął James.

-Chciałaś uciec? – zapytał z błyskiem w oku.

-Tobie? No co ty…

Chłopakpchał mnie w stronę górki ze śniegu. Był przy tym delikatny, ale stanowczy.

-Ej, mi jest zimno…

-Tak…? – zapytał uśmiechając się lekko.

-Yhy…

Mogłammu przecież uciec? Dlaczego więc tego nie zrobiłam?

Rogaczpopchnął mnie lekko na zaspę a sam położył się na mnie.

-No, to teraz mogę cię natrzeć – powiedział z zadowoleniem.

-Nie… Proszę… - śnieg, na którym leżałam, zaczął moczyć moje ubrania.

-A niby dlaczego? Wiesz, jak na to czekałem? – uśmiechnął się.

-Okropny jesteś – rzekłam z wyrzutem.

-Ja? – udał zmartwionego.

Śmiesznieprzy tym marszczył brwi, a policzki i usta połączyła specyficzna linia.Zaśmiałam się na ten widok.

Jamesspojrzał mi głęboko w oczy. Oboje spoważnieliśmy. Wydawało mi się, że ta chwilatrwała wieczność. Rogacz dotknął dłonią śniegu, po czym delikatnie przejechałpalcem po moich ustach. Poczułam zimno, jednak nie było to uciążliwe, wręczprzeciwnie – przebiegł mnie miły dreszcz.

-Ależ ty jesteś piękna… - wyszeptał.

-James…

Chłopakzaczął się powoli przybliżać. Domyślałam się, co chce zrobić. Nie, to nie możesię stać… Więc dlaczego jeszcze tam byłam?

Zamknęłamoczy, czekając na pocałunek, który jednak nie nadchodził. Niepewnie spojrzałamna chłopaka, który uśmiechał się z dumą.

-Czyżbyś chciała, żebym cię pocałował? – zapytał.

-Nie, pewnie, że nie. Zdawało ci się – zmieszałam się trochę.

-Jasne…

-No tak. Śnieg zaczął prószyć i dlatego zamknęłam oczy… - próbowałam sięusprawiedliwić.

-Bujać to ja, ale nie mnie – mruknął z uśmiechem.

-I tak wiem swoje – dodał, po czym musnął delikatnie ustami mój policzek.

Nietrwało to długo. Chłopak szybko podniósł się i oddalił się ode mnie wciąż sięśmiejąc.

Przezchwilę leżałam bez ruchu aż w końcu dotarło do mnie to, co się wydarzyło.Odrzuciłam jednak te myśli od siebie i szybko wstałam.

-Jamesie Potterze, jesteś już martwy!  -zawołałam i pobiegłam za nim.

Zebrałampo drodze trochę śniegu i władowałam mu za kurtkę.

-Auu! – zawołał, po czym szybko wziął biały puch w ręce i nie czekając ani chwilinatarł mnie mocno.

Byłamcała mokra, kiedy wracaliśmy do zamku. Nastroje świetne, nawet Ann zaczęła sięuśmiechać. Bitwę z Huncwotami można zaliczyć do udanych.

-Jak z Syriuszem? – zapytałam cicho Dorcas.

-Dobrze… Wiesz… Narobiłam sobie trochę za dużo nadziei, ale tak źle nie było…

-To znaczy?

-Wygłupialiśmy się, śmialiśmy… Rzucaliśmy… Nacieraliśmy… Myślałam, że może coświęcej, ale on chyba traktuje mnie jak koleżankę z roku. 

-No co ty, na pewnie nie… Nie jesteś mu obojętna.

-Nie wiem już sama. Zobaczymy jak to będzie później.

Wróciwszydo zamku, pożegnałyśmy się z Huncwotami i natychmiast poszłyśmy do dormitorium,aby tam się osuszyć. Pamiętałam wciąż skutki ubiegłej zabawy w śniegu i tymrazem nie chciałam tego powtórzyć.

 

***

 

            James siedział w swojej sypialniosuszając głowę ręcznikiem. Był głęboko zamyślony. Przypominał sobie wydarzeniaz dzisiejszego dnia. Prawie pocałował Lily… Prawie. „Miałem taką okazję!” pomyślał.„Ale może to i dobrze… Przecież nie tak miało być.” Wczoraj poznał Natalie,którą bardzo polubił. I wiedział też, że Lily nie uważa ją za jedną z tychpustych. Mógłby się koło niej zakręcić… Wzbudzić w Lily zazdrość. Ale… Nie o tomu chodziło. Tak zrobiłby stary James. Teraz chłopak wiele zrozumiał i niechciał się zachowywać tak dziecinnie. Pragnął zaznać choć małego szczęścia,które mogłaby dać mu dziewczyna. Wyglądało na to, że Lily potrzebuje jeszczesporo czasu, ale dlaczego on miałby nie korzystać z życia? Wciąż kochałRudowłosą i nie zamierzał przestać o nią walczyć, ale musi przestać być na jejzawołanie. „Mam jeszcze sporo czasu…” przeszło mu przez myśl. Wolał, by Evansmiała pewność co do swoich uczuć, a nie żeby była z nim z litości lub Bóg wieczego. Czekał już tak długo, bez problemu poczeka jeszcze trochę. Wiedział, żewarto.

 

***

 

 

            Remus wpatrywał się w niebo usłanegwiazdami. Wciąż myślał o swojej dziewczynie. Coś niepokojącego się z niądziało, a on nie wiedział co. Ann nic nie powiedziała, stała się małomówna iczęsto gdzieś znikała. Martwił się o nią, ale jednocześnie nie miał pojęcia, corobić. W dodatku posprzeczał się z nią kilka razy. Bał się i to bardzo.Zbliżała się pełnia i chłopak nie czuł się najlepiej.

-Remus, wolne już! – powiedział Peter wychodząc z łazienki.

Lunatykz niechęcią oddalił się od okna, mając nadzieję, że te złe chwile szybko miną.

 

***

 

Udałomi się napisać notkę jeszcze przed wyjazdem. :) Jest dość krótka, ale nie mamjuż czasu… Jutro wybywam do Włoch i wracam 12 lipca. ;) Kolejna notka pojawisię więc parę dni po powrocie. Postaram się tam coś napisać w zeszycie… :)Kurcze, będę tęsknić za Wami i za blogiem… O notkach powiadamiajcie mnie nadal,zaległości na Waszych blogach nadrobię oczywiście, kiedy wrócę ;) No, to tyle…Na pewno o blogu nie zapomnę ;) Do zobaczenia! ;))