27 listopada 2005

Spotkanie z „Nieznajomym” i kłótnia z Potterem

   O siedemnastej zaczęłam się szykować na to spotkanie. Dorcas i Katie mi oczywiście przy tym pomagały. Ann nie mogła, bo była gdzieś z Remusem. James nic nie wie o moim spotkaniu z nieznajomym. Nie musi i tyle. Nic mu do tego. Dziewczyny wybrały mi jeansy, zieloną bluzeczkę na ramiączkach i na to jeansową kurtkę. Włosy rozpuściłam. Jeszcze lekki makijaż i będę gotowa!

  Przed dziewiętnastą wyszłam z dormitorium. Na moje nieszczęście w Pokoju Wspólnym siedział Potter. 

- Hej Lily! Gdzie idziesz? – zapytał.

Jeju… Co ja mam mu powiedzieć?

- Nie ważne – odpowiedziałam wymijająco i jak najszybciej wyszłam z Pokoju Wspólnego.

Na błonia doszłam punktualnie o siódmej. Stał tam jakiś chłopak. Był odwrócony do mnie tyłem.

- Cześć – bąknęłam nieśmiało.

Chłopak odwrócił się i wreszcie go poznałam. To Mike Williams. Był Krukonem i mamy razem transmutację. Mike jest przystojnym brunetem o niebieskich oczach i szukającym Rawenclavu.

- Cześć Lily. Cieszę się, że przyszłaś.

Uśmiechnęłam się i powiedziałam:

- Musiałam się przekonać kto jest tym cichym wielbicielem… Dlaczego mi nie powiedziałeś? Przecież widujemy się prawie codziennie…

- No wiem… Ale… Zlekceważyłabyś mnie i dlatego wysyłałem ci te listy.

Pospacerowaliśmy po błoniach i rozmawialiśmy. Tematów było wiele: szkoła, zainteresowania, nauczyciele i wiele innych. Po jakiejś godzinie rozmowa zeszła na tor uczuć. Mike zrobił się bardzo poważny.

- Lily, naprawdę bardzo mi się podobasz… - rzekł chłopak.

- Mike, ja… - zaczęłam.

- Ciii…

Przybliżył się do mnie i próbował mnie pocałować, lecz ja odwróciłam głowę. Za szybko na pocałunki.

- Co jest? – spytał rozczarowany.

- Nie za szybko? – odpowiedziałam pytaniem.

- Nie. Przecież znamy się już dość długo. Więc w czym problem?

- No wiesz… Nie należę do takich osób, które całują się na pierwszej randce.

- Och Liluś…

- Nie jestem Liluś!!! – krzyknęłam.

Wkurzył mnie i to bardzo.

- Dobra, dobra. Spokojnie. Nie wkurzaj się – powiedział szybko chłopak.

- Rozumiem, że nie mam u ciebie jakichkolwiek szans – powiedział Mike.

Trochę się już uspokoiłam.

- No, raczej nie – odpowiedziałam.

- Zostaniemy chociaż przyjaciółmi? – zapytał z nadzieją.

- Ok!

Tyle mogę mu chyba dać, nie?

Wróciliśmy do zamku i każdy poszedł w swoją stronę. Kiedy tylko weszłam do Pokoju Wspólnego, usłyszałam:

- Kto to był? – spytał ze złością Potter.

Co go to obchodzi?

- Chłopak – odpowiedziałam spokojnie.

- Jaki chłopak?

- A co cię to obchodzi? – zapytałam wojowniczo.

- Obchodzi i to bardzo. Więc kim on był?

- Mike Williams. Z Rawenclavu. Mamy z nim transmutacj. – wyjaśniłam.

Niech chłopak wie…

- Byłaś z nim na randce?!

- To nie była randka! A nawet jeśli gdzieś z nim byłam, to co z tego?!

- On zmienia dziewczyny jak rękawiczki! Nie powinnaś się z nim zadawać!

- Ty też taki byłeś!

- Byłem. Czas przeszły. Zmieniłem się jakbyś nie zauważyła – powiedział spokojnie obrażonym tonem.

- Mniejsza o to. Mogę się spotykać z kim chce

- Nie dawno zapytałem cię, czy się ze mną umówisz. Odmówiłaś. A teraz byłaś na randce z prawie nieznanym chłopakiem! – zawołał a kilka osób popatrzyło na nas ze zdziwieniem.

- To nie była randka!

- Nie ważne. Mi odmówiłaś chociaż prosiłem cię już z tysiąc razy a z nim poszłaś, gdy tylko cię zaprosił.

- Więc to cię gryzie! Jesteś zazdrosny!

- Nie jestem! Nie mam o co!

Dotknął mnie tym do żywego… W oczach pojawiły mi się łzy. Więc tyle dla niego znaczę… 

- Idź sobie teraz do swojego chłopaka – ostatnie słowo powiedział z tak jakby obrzydzeniem.

- On nie jest moim chłopakiem.

- Nie wierze – rzekł krótko i poszedł do swojego dormitorium.

Stałam tak przez chwilę sama i pobiegłam szybko do swojego dormitorium. Była tam tylko Katie, bo Ann była z Remusem a Dorcas pewnie u Syriusza.

- Lily, co się stało? – spytała Katie kiedy zobaczyła mnie zapłakaną.

- Ja… Ja… Pokłóciłam się z Jamesem.

Jeszcze bardziej się rozpłakałam. Katie podeszła do mnie i mnie przytuliła. Usiadłyśmy na moim łóżku i wszystko jej opowiedziałam. Próbowała mnie jakoś pocieszyć. Po jakimś czasie powiedziała:

- Idź spać, Lily. Jutro coś z tym zrobimy.

Pokiwałam głową i położyłam się. Starałam się nie myśleć o Jamesie. Niezbyt mi się to udawało. W końcu po jakiejś godzinie udałam się w Krainę Snów.


***


Hejka! Sorry, że tak długo musieliście czekać, ale nie miałam za bardzo czasu na opublikowanie notki. Jest krótka i według mnie niezbyt fajna. Miała być wczoraj, ale byłam na filmie HP i Czara Ognia i jak wróciłam byłam tak zmęczona, że nie chciało mi się pisać notki. Film jest super! Kto go jeszcze nie oglądał koniecznie musi go zobaczyć. Super efekty, sceny i w ogóle. Po prostu musicie go zobaczyć! :D Następna notka powinna się ukazać na początku grudnia. :) Pozdro dla wszystkich :)) Papapa

20 listopada 2005

List i zaproszenie

   Obudziłam się około piątej. Siedziałam przytulona do Jamesa. Spał tak słodko. Na jego twarzy widniał uśmiech. Wtuliłam się w niego i ponownie zasnęłam.

Godzina siódma zero zero. Cały Hogwart budzi się „do życia”. Moje przyjaciółki również. I oczywiście kiedy mnie nie ma w dormitorium wpadają w panikę. Szczególnie Dorcas, która pobiegła po Syriusza żeby rozpocząć „poszukiwania”. Kiedy oboje mieli już wychodzić, wreszcie nas zobaczyli.

- Boże Lily!!! Co ty tu robisz?! – krzyknęła Dorcas.

Oczywiście ja i James obudziliśmy się.

- Dorcas, odbiło ci?! Nie drzyj się tak – warknął James.

- Lily, co ty tu robisz? – powtórzyła Dorcas.

- Siedzę – odpowiedziałam.

- Lily! Ja chcę po McGonagall lecieć, bo nie ma cię w dormitorium, a ty mi tu mówisz, że sobie SIEDZISZ!

- Sorrki – powiedziałam i posłałam jej przepraszający uśmiech.

- To my już idziemy. Pa James. Cześć Syriusz – pożegnałam się.

W dormitorium Ann i Katie już nie spały.

- Lily, gdzieś ty była?! Tak się martwiłyśmy…

- W Pokoju Wspólnym.

- Ona spała z Jamesem!! – zawołała Dorcas.

Cóż, "spała" to bardzo ogólne pojęcie…

- Co?! Jak to?!

- Ty?! Z Jamesem?!

Taka była ich reakcja.

- Nie, to nie jest to o czym myślicie.

- Dobra Lily. Mów wszystko od początku – powiedziała Ann.

Westchnęłam i wszystko im opowiedziałam.

- … i to wszystko. – oznajmiłam po chwili.

- I w nocy nic się nie wydarzyło? - zapytała Dorcas.

- Oprócz rozmowy nic. No chyba, że liczyć jeszcze mój sen.

- Jaki sen? – spytała Katie.

- No… Śniło mi się, że jestem na randce z Jamesem.

- No nieźle Lilka! Ty coś do niego czujesz! – powiedziała Dor.

- Owszem, lubię go. Nic więcej.

- Nic więcej? Nie byłabym tego taka pewna… - rzekła.

- To nie bądź. Wystarczy, że ja jestem tego pewna – powiedziałam i weszłam do łazienki.

Uszykowałam się i już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam jak dziewczyny rozmawiają.

- Ona coś do niego czuje. Jestem tego pewna – mówiła Dorcas.

- Och Dorcas! Mogłabyś już dać spokój! Lily chyba sama wie, co do niego czuje. Jak mówi, że go tylko lubi, to znaczy że go tylko lubi – powiedziała Ann.

- A może ona nie wie, co czuje? – spytała Katie.

- Możliwe – odpowiedziała Ann.

- Ja i tak wiem swoje… - odparła Dorcas.

Rozmawiają jak jacyś naukowcy… W tej chwili wyszłam z łazienki i powiedziałam:

- Pośpieszcie się, bo nie zdążymy na śniadanie.

Dziewczyny zamilkły i poszły się szykować (Każda osobno oczywiście). Na śniadanie się wyrobiłyśmy. W Wielkiej Sali czekało na nas śniadanie. Po kilku minutach wleciały sowy. Stor przyniosła mi list. Ciekawe od kogo? Pewnie od rodziców. Otworzyłam go.

Kochana Lily! Dlaczego nie odpowiedziałaś na moje listy? Przykro mi było. Chciałbym się z Tobą spotkać. Jeśli możesz bądź o 19:00 na błoniach. Buziaczki.

Twój …………………

Strasznie się zdziwiłam tym listem. Iść czy nie iść? Oto jest pytanie! 

- Od kogo? – zapytał James.

Co miałam mu odpowiedzieć? Od cichego wielbiciela??

- Eee… Od rodziców. – skłamałam.

- Co piszą? – spytał Syriusz.

Uwzięli się czy co?

- Eee… Że Petunia znalazła sobie nowego chłopaka a tata dostał podwyżkę w pracy – wymyśliłam na poczekaniu.

- Aha. To dobrze.

Śniadanie zjadłam jak najszybciej i ponaglałam przyjaciółki do szybszego jedzenia. Musiałam im o tym powiedzieć. Po drodze do dormitorium pokazałam dziewczynom ten list. Dorcas mówiła, żebym szła, Ann, żebym nie szła a Katie powiedziała, żebym sama zdecydowała. W dormitorium Usiadłam na swoim łóżku i spytałam zrezygnowana:

- To mam iść?

- Nie wiemy.

- Jeśli pójdę to James się na mnie obrazi, a jak nie pójdę to zranię tego chłopaka…

- Lily, zadam ci proste pytanie – powiedziała Dorcas.

- Jesteś dziewczyną Jamesa czy nie?

- Nie.

- No to w czym problem? Nie jesteś z nim, więc nie będzie miał się o co obrażać… Jesteś wolna i możesz się spotykać z kim chcesz.

- Tylko wiesz… James liczy na coś z mojej strony. I nie chcę go zranić – powiedziałam.

- A mówiłam, że coś do niego czujesz?! Inaczej byś się w ogóle nie przejmowała tym, co może pomyśleć Potter.

- Ale…

- Zrobisz jak będziesz chciała. Moją opinię znasz. – rzekła Dor.

Poszłyśmy na lekcje, które strasznie długo się ciągnęły. Na historii magii mogłam sobie wszystko przemyśleć. Dorcas ma rację. Nie jestem z Jamesem i nie jestem jego własnością. Mogę iść na to spotkanie. Jak się Potter obrazi to ma pecha. Po lekcjach oznajmiłam przyjaciółkom, że pójdę na to spotkanie.

- Dziewczyny, idę.

- No! To Dobrze!

- Chyba tak…

Mam nadzieję, że dobrze zrobię. Jedno wiem: Pójdę i koniec.


***


Nocia jest. Sorry, że czekaliście aż tydzień ale naprawdę nie miałam czasu. Trochę krótka i nie jest zbytnio fajna. Następna już niedługo. I znowu 20 komciów! Dzięki :D Pozdro for all.

13 listopada 2005

No i wszystko jasne :)

   Ubrana w spódniczkę przed kolana, bluzkę z rękawem trzy czwarte, jeansową kurkę, z rozpuszczonymi włosami i z lekkim makijażem zeszłam do Pokoju Wspólnego. James już na mnie czekał. Szliśmy na randkę...

- Pięknie wyglądasz – rzekł James, gdy mnie zobaczył.

- Dzięki. Idziemy? – odpowiedziałam.

- Tak… Wyszliśmy z Pokoju Wspólnego, a ja zostałam obrzucona szeregiem nienawistnych spojrzeń ze strony fanek Jamesa.

- To gdzie idziemy? – zapytałam.

- No… Najpierw możemy się przejść po błoniach a potem… Zobaczysz! Niespodzianka! – odpowiedział z uśmiechem.

- OK – i również się uśmiechnęłam.

Tak więc poszliśmy na błonia. Rozmawialiśmy o głupich sprawach, śmialiśmy się. Byłam bardzo szczęśliwa, że jestem z Jamesem. Było wspaniale. Bardzo miło się z nim rozmawiało. Po jakimś czasie usiedliśmy przy jeziorze. James objął mnie w pasie. Nie sprzeciwiłam się. Było mi dobrze... Milczeliśmy. Głowa opadła mi na jego ramię. Zamknęłam oczy. Siedzieliśmy milcząc jakieś pół godziny. Dopiero ja to przerwałam.

- James…

- Tak?

- Co z niespodzianką?

- Aaa… Tak. Omal nie zapomniałem. Chodź. Wstaliśmy a James zawołał:

- Accio miotła!

Miotła przyleciała.

- Siadaj – powiedział chłopak.

Przyznam, że trochę się bałam latać na miotle. Niechętnie usiadłam. James również usiadł i mnie objął. Polecieliśmy nad Zakazanym Lasem.

- James… Boję się… - powiedziałam.

- Nie masz czego. Przecież jestem z tobą – odpowiedział Rogacz i mocniej mnie przytulił.

Poczułam się pewniej. Po pięciu minutach dolecieliśmy. James zasłonił mi oczy swoimi rękami i poprowadził.

- Gdzie jesteśmy? – zapytałam.

- Zobaczysz…

Ale on tajemniczy.

- Już – oznajmił po chwili i odsłonił mi oczy..

Zobaczyłam naprawdę piękny widok. Byliśmy chyba na jakiejś polance. W środku było niewielki jeziorko, na którym pływały łabędzie. Dookoła jeziorka rosły śliczne kwiaty. Róże, lilie, tulipany i wiele innych. Była też ławeczka z kamienia w kształcie serca. Mimo, że jest jesień, wszystko wyglądało jakby się budziło do życia.

- I jak ci się podoba? – zapytał mnie James.

- Jest… Jest… Pięknie… Dziękuję!

Rzuciłam się mu na szyję. James przytulił mnie mocno. Wszystko chciałam dokładnie zobaczyć. Byłam bardzo szczęśliwa. Wspaniale czułam się z Jamesem. Kiedy już wszystko zobaczyłam usiadłam z chłopakiem na tej ławeczce z kamienia. Przytuliliśmy się do siebie.

- Kocham cię, Lily – rzekł James.

Uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego. Nasze usta zbliżyły się i… i…

Obudziłam się. To wszystko to sen. Szkoda… Boże, co ja mówię?! Śni mi się randka z Potterem a ja mówię, że szkoda, że to sen!!! Niedobrze ze mną, oj, niedobrze. Co się ze mną stało? To pewnie przez to, że przed zaśnięciem myślałam o tym co wydarzyło się podczas szlabanu. Jeju, konieczne muszę pogadać z Jamesem, bo to nie daje mi spokoju.

Był druga w nocy. Stwierdziłam, że w ciągu kolejnej godziny i tak nie zasnę więc zeszłam do Pokoju Wspólnego. I tak pewnie nikogo tam nie będzie…. Kiedy zeszłam, zobaczyłam, że się myliłam. Ktoś siedział na sofie przy kominku i najwyraźniej był bardzo zamyślony. Tą osobą był James Potter. „Muszę z nim porozmawiać. Muszę z nim porozmawiać…” powtarzałam w myślach.

- Cześć – powiedziałam James dopiero teraz mnie zauważył.

- O Lily. Cześć. Co ty tu robisz?

- Obudziłam się i nie mogłam znowu zasnąć, więc zeszłam tutaj. A ty?

- A tak siedzę i myślę.

- Aha. James, musimy porozmawiać.– powiedziałam i usiadłam koło niego.

- O czym? – ale pytanie...

- No… Tak jakby o nas. Czego ty de mnie chcesz? – walnęłam prosto z mostu

- Jak to czego?

- No, czego ode mnie oczekujesz? Powiedz prawdę.

- Nadal nie wiem o co ci chodzi.

Jezu… Jak dziecko…

- Czego od mnie chcesz? Czego oczekujesz?

Nadal chyba nie rozumiał.

- Jeju no… Chcesz żebym kim była w stosunku do ciebie?

- A, o to ci chodzi… Lily, ja nie chcę żebyś się czuła jakoś winna czy coś. Powiedziałaś mi niedawno, że JESZCZE mnie nie kochasz. Mogę przecież poczekać. W końcu czekam już pięć lat.

- James, ja nie wiem, czy będę mogła ci dać to, czego ode mnie oczekujesz…

- Lily, przecież niczego od ciebie nie oczekuję. Przyjaźnimy się, to jest teraz najważniejsze.

- Ale ty chcesz czegoś więcej!!!

- No, nie zaprzeczam. To prawda. Chciałbym, żebyśmy byli parą. Kocham cię. Ale nie zniósłbym gdybyś miała być do czegoś zmuszana.

Nie dowiedziałam się do końca tego o co mi chodziło, ale to mi wystarczyło.

- Kochany jesteś – powiedziałam i przytuliłam się do niego (w końcu jesteśmy przyjaciółmi, nie?)

Kiedy odsunęliśmy się od siebie James zapytał:

- Lily, umówisz się ze mną?

Nie wiedziałam co odpowiedzieć.

- Eee… nie. Jeszcze nie teraz.

- Ale pamiętasz o twojej obietnicy?

- Jasne, że tak.

Pamiętałam. Obiecałam mu, że w tym roku się z nim umówię i zamierzam tej obietnicy dotrzymać!

- To ja już chyba pójdę do siebie… - powiedziałam.

- Nie, proszę…

- Dlaczego?

- Bo chcę żebyś została…

- No a gdzie ja będę spała?

- Tutaj.

On chyba zwariował…

- Zostaniesz? Proszę… - powiedział chłopak.

- Nie wiem. Co pomyślą inni jak nasz zobaczą tutaj rano?

- Niech myślą co chcą. Zostań…

- No dobra. Tylko jak zostanę pobita za to przez twoje fanki to się nie dziw. – powiedziałam

James uśmiechnął się szeroko. Oparłam głowę o jego ramiona i prawie natychmiast zasnęłam a James zaraz po mnie.


***


Nocia jest. :) Chyba się Wam spodoba. :) Nie wiem kiedy będzie następna. Wielki dzięki za wszystkie komentarze. :D Znowu 20. :))) Oby tak dalej!!! Pozdro dla wszystkich. :)

8 listopada 2005

Ostatni szlaban

    Miałam dzisiaj ostatni (całe szczęście!) szlaban. Ciekawe co takiego profesor Grong wymyślił… No, ale może najpierw napiszę co się wydarzyło w ciągu tych kilku dni. No więc… Ann zgodziła się chodzić z Remusem. Na razie wszystko między nimi ok. Chłopaki opryskali Ślizgonów i przestali tańczyć i śpiewać (Ślizgoni). Trochę szkoda. Przynajmniej mieliśmy się z czego śmiać. Dostałam kolejne listy od cichego wielbiciela. Pytał się czemu nie odpisałam, że bardzo mu się podobam itp. Znowu nie odpisałam. Tak po prostu. Nie chcę się na razie w nic wplątywać.

    O 18:55 poszłam do gabinetu Gronga. James już tam był. Nauczyciel zaprowadził nas do magazynka woźnego i kazał nam go posprzątać. Było tam całkiem ciemno. Na pocieszenie profesor wyczarował nam parę świec. Można by to uznać za romantyczne gdyby to nie był szlaban. Nauczyciel oczywiście zabrał nam różdżki. Na posprzątanie składzika dał nam  trzy godziny. Extra, trzy godziny z Jamesem, w ciemnym magazynku przy świecach… 

No i zostaliśmy sami. James dziwnie się uśmiechał. Podejrzane…

- Zaczynajmy – powiedziałam i rozejrzałam się za jakimiś szmatami.

- Naprawdę chcesz to sprzątać? – zapytał chłopak.

- Nie chcę, ale muszę. I mam nadzieję, że mi w tym pomożesz – odpowiedziałam.

- Proszę bardzo– powiedział i machnął różdżką a w pomieszczeniu zrobiło się czyściutko.

Eee… Ja powiedziałam MACHNĄŁ RÓŻDŻKĄ???

- Skąd masz tą różdżkę? – zapytałam zdziwiona.

- Kupiłem na Pokątnej u Olivandera.

- To twoja?

- Tak.

- A ta co dałeś Grongowi?

- To fałszywa różdżka.

- Aha...

- Więc mamy trzy godziny wolnego – powiedział zadowolony.

- I mam nadzieję, że wykorzystamy je tak jak należy.

- Eee… Czyli jak? - spytałam.

Oczywiście wiedziałam, co James ma na myśli. Zrobiłam z siebie idiotkę.

- No… Co zazwyczaj robią chłopak z dziewczyną kiedy są zamknięci sami w magazynku woźnego? – odpowiedział pytaniem.

- No… Eee… - nie mogłam jakoś tego powiedzieć.

- Pokażę ci – powiedział i pocałował mnie zanim zdążyłam zaprotestować.

Było tak wspaniale. James doskonale całuje… Nie chciałam nawet tego kończyć. No, ale w końcu musiałam. Oderwałam się od niego.

- James…

- Cii… - i znowu mnie pocałował.

Sytuacja się powtarza. Tak samo było kiedyś kiedy pomogłam mu w zadaniu domowym (patrz notka: „Rozmowa i pocałunek” – dop.aut.). Tym razem go jednak nie odepchnęłam. Nie wiem czemu. Było mi dobrze Tonęłam w jego ustach bardzo długo… Wreszcie odkleiliśmy się od siebie. Ten pocałunek wiele dla nas znaczył…

- Nie odepchnęłaś mnie. – zauważył James.

- Dlaczego?

- A wolałbyś żebym cię odepchnęła? – spytałam bo i tak nie wiedziałam czemu tego nie zrobiłam.

- Nie. Pewnie, że nie. Tylko spodziewałem się, że mnie odepchniesz i na mnie nawrzeszczysz.

- To dlaczego to zrobiłeś?

- Nie mogłem wytrzymać. Musiałem cię pocałować. A tobie się to podobało, prawda? – zapytał z uśmiechem.

- No… może troszkę…

- HA! Podobało ci się! – wykrzyknął zadowolony.

- No i co z tego?! – spytałam zezłoszczona.

- Podobam ci się!!! – zawołał a ja jak na zawołanie zaczerwieniłam się

Nie odpowiedziałam.

- Nie musisz nic mówić. Wiem, że tak jest – powiedział James z uśmiechem.

Znowu nie odpowiedziałam. Chłopak miał odrobinę racji. Trochę mi się podoba. Tylko podoba. Być z nim nie chce. Ech... Przecież go nie kocham.

- I co my będziemy robić przez ten czas? – zapytałam chcąc zmienić temat.

- No… Pomyślmy… Co możemy robić sami zamknięci w magazynku woźnego? – znów to pytanie Jamesa.

- James! Nie zaczynaj! Nie będziemy się całować! – zawołałam lekko już zdenerwowana.

Jemu tylko jedno w głowie. 

- Sorry, nie wkurzaj się. Myślałem, że masz na to ochotę – powiedział.

- Mam na to ochotę?! Na całowanie się z tobą?! NIGDY!!!

Odwróciłam się i usiadłam na jakimś wiaderku. Głowę schowałam w dłoniach. Chłopak podszedł do mnie i złapał za ramiona.

- Lily, nie gniewaj się. Ostatnio tak dobrze się między nami układało…

- I chciałeś to zepsuć? – spytałam odwracając się do niego.

- Nie, oczywiście, że nie – odpowiedział szybko.

- To dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam.

- Lily, kocham cię. Więcej chyba nie muszę dodawać – rzekł James.

Nie wiedziałam co zrobić więc powiedziałam:

- James, zapomnijmy o tym. Niech wszystko będzie tak jak dawniej. Proszę…

Chłopak chciał zapewne inaczej, ale ustał na moją prośbę. Przez pozostały czas oboje siedzieliśmy i milczeliśmy. Ogarniała nas cisza… Kilka minut przed dwudziestą drugą James wstał i zapytał:

- Lily, mogę cię pocałować. Proszę… Ostatni raz…

Zdziwiło mnie to pytanie. Nie wiedziałam co zrobić. Zgodzić się czy nie? Nie wiem.

- No proszę…

Ech… Chyba mogę to dla niego zrobić?

Wstałam i powiedziałam:

- Ok. – i uśmiechnęłam się lekko

James powoli i delikatnie zbliżył swoje usta do moich i pocałował mnie. Znów czułam się tak wspaniale. W takiej pozycji zastał na profesor Grong. Odskoczyliśmy od siebie natychmiast.

- O, co ja widzę… Mam nadzieję, że zrobiliście to co wam kazałem.

Rozejrzał się. Chyba wszystko było ok, bo powiedział tylko:

- Możecie już iść. Ale na przyszłość radzę wam nie całować się podczas szlabanu.

Oddał nam różdżki a ja jak najszybciej wyszłam z magazynku. James wyszedł zaraz po mnie. Po dojściu do Pokoju Wspólnego od razu poszłam w stronę dormitorium. James niestety zagrodził mi drogę.

- Liy, nie udawaj że nic się nie stało. – powiedział.

- Przecież nie udaję.

- Nie? To dlaczego uciekasz przede mną?

- Nie uciekam. Po prostu chcę to wszystko przemyśleć. Cześć – powiedziałam i poszłam szybko do dormitorium.

- O Lily! Już jesteś? Jak było? – pytała Dorcas gdy weszłam.

- Przepraszam Dor, ale nie chce mi się gadać – odpowiedziałam.

Weszłam do łazienki, wykąpałam się, ubrałam w piżamkę i wyszłam. Zaciągnęłam kotary nad łóżkiem i poszłam spać. Wreszcie mogłam sobie wszystko przemyśleć. Te pocałunki wiele dla nas znaczyły. Przynajmniej dla mnie. Wiem, że lubię Jamesa. I to bardzo. Jest wspaniałym przyjacielem. Ale on chce czegoś więcej. A ja tego dać mu nie potrafię. Przynajmniej na razie. Muszę z nim szczerze porozmawiać. Dowiedzieć się czego ode mnie oczekuje… W takich rozmyślaniach zasnęłam.


***


Nocia nareszcie jest. :) Mam nadzieję że się Wam spodoba. Wielki dzięki za te 20 komentów pod ostatnią notką! :D Naprawdę bardzo mnie to cieszy. Liczę, że pod tą również tyle będzie. :) Pozdro dla wszystkich. :)

1 listopada 2005

"...byli koloru zielonego, tańczyli jakiś dziki taniec i śpiewali jakąś strasznie głupią piosenkę"

   Rano obudziłam się bardzo wypoczęta. Zdziwiło mnie to, że jestem w ubraniu. Powoli przypominałam sobie, co się wczoraj wydarzyło. Pobudka o szóstej rano… List od cichego wielbiciela… Lekcje… Próba… Szlaban… Rozmowa z Jamesem… A potem co? Nie wiem. Chyba zasnęłam… I James mnie to przyniósł!? Kochany jest!

   Spojrzałam na zegarek. Była siódma. Mam łazienkę na pół godziny!  Weszłam do łazienki, umyłam się, ubrałam w szaty Hogwartu, uczesałam się, usta przeciągnęłam błyszczykiem. Tak pokazałam się w dormitorium. Moje przyjaciółki oczywiście wciąż spały. Trzeba było je obudzić. Wstały prawie natychmiast. Dziwne… Zawsze się ociągały…

Dziewczyny po kolei zajmowały łazienkę. Gdy Dorcas się uszykowała od razu zapytałam ją jak się tu znalazłam. Powiedziała, że James mnie tu przyniósł.

Kiedy wszystkie były już gotowe Dor zapytała Ann dlaczego wczoraj była taka „niedostępna”.

- Eee… no… Remus… on… eee… - jąkała się Ann.

- On co? – zapytała Katie.

- On poprosił mnie o chodzenie – wypaliła Ann i zaczerwieniła się.

- Wow! Zgodziłaś się?! – zapytałam.

- Eee… no… nie...

- Co?! Jak to? – spytała Dorcas z oburzeniem.

- No… powiedziałam że się zastanowię - odpowiedziała Ann.

- A nad czym się tu zastanawiać? Ty go kochasz, on ciebie też, więc nie widzę przeszkód żebyście byli razem. Kochasz go, nie? – powiedziała Dorcas.

- Tak. Ale nie wiem czy chcę z nim być… - marudziła Ann.

- Możecie przecież spróbować – powiedziałam.

- Ech, sama nie wiem.

- No, Ann. Spróbuj.

- Zobaczę jeszcze.

- Jak chcesz. Nasze zdanie znasz.

Poszłyśmy do Wielkiej Sali na śniadanie.

- Jak się spało, Liluś? – zapytał mnie James, gdy usiadłam przy stole.

- Dobrze, dzięki. Ale nie mów do mnie, Liluś.

- Ok, Lily.

Do końca śniadania Huncwoci rozmawiali między sobą. Syriusz nawet nie pocałował Dorcas. To bardzo dziwnie… Ciekawe co knują…

Po pysznym śniadanku poszliśmy na na lekcje. Pod koniec dnia przyszedł czas na eliksiry. Kiedy staliśmy przed klasą, James, Syriusz i Remus rzucili na nas jakieś zaklęcie.

- Co wy robicie? Po co to? – spytałam Jamesa przestraszona.

- Zobaczysz – odpowiedział tajemniczo.

Ja nadal nie byłam przekonana, więc powiedział:

- Nie masz się czym martwić. Naprawdę.

Chyba mogę mu zaufać, nie?

- Dorcas, nie wiesz co oni knują? – zapytałam przyjaciółkę.

- Znając ich to pewnie mają zamiar zrobić jakiś kawał - odpowiedziała i weszła do klasy.

Profesor Kolmy już przyszła.

Weszłam do klasy pełna obaw. Co oni znowu wymyślili? James przecież obiecał, że się zmieni… No, ale w końcu niecały miesiąc był spokój… Widocznie już nie wytrzymali… Usiadłam w ławce.

- Będziemy dzisiaj robić Eliksir Wzrostu. Składniki i sposób przyrządzania macie w książce. Za godzinę chcę widzieć efekty waszej pracy – powiedziała nauczycielka i usiadła za biurkiem.

Wszyscy wzięli się do prazy. Podkreślam słowo WSZYSCY. Huncwoci grzecznie pracowali. Podejrzane… Po 30 minutach, kiedy eliksir powinien mieć kolor zgniłozielony, coś zaczęło syczeć. Syczał tak eliksir Syriusza i Jamesa. A po chwili…. BUM!!! Ich kociołki wybuchły! Zawartość kociołków opryskała wszystkich oprócz Huncwotów, mnie, Dorcas, Ann i Katie. To pewnie zasługa tego zaklęcia...

Rozejrzałam się po Sali. Wszyscy Ślizgoni i nauczycielka, byli koloru zielonego, tańczyli jakiś dziki taniec i śpiewali jakąś strasznie głupią piosenkę. Huncwoci zaśmiewali się do łez. Dorcas omal nie spadła z krzesła... Na mnie także to podziałało i po chwili towarzyszyłam w tym zajęciu Dorcas.

Przez jakieś  piętnaście minut w Sali nie było słychać niczego, oprócz śpiewu Ślizgonów i ich opiekunki i naszego śmiechu. Wreszcie się opanowaliśmy.

- I jak wam się podoba? – zapytał Syriusz wciąż lekko się śmiejąc.

- To było wspaniałe kotku! – krzyknęła Dorcas i rzuciła się mu na szyję.

- Co o tym sądzisz, Lily? – zapytał mnie James uśmiechając się.

- Super! – i również się uśmiechnęłam pokazując wszystkie ząbki.

Dziwne, ale podobało mi się to. Wcześniej chyba nawrzeszczałbym na Jamesa, spoliczkowała i przypomniała, jak bardzo go nienawidzę. Teraz wszystko się zmieniło. Lubię go i to bardzo. Może nawet coś więcej… Nie, na pewno NIE.

Do końca lekcji patrzyliśmy na taniec Ślizgonów raz po raz wybuchając śmiechem.

Potem był obiad. Ślizgoni z piątego roku wciąż byli zieloni, tańczyli dziki taniec i śpiewali. Usiedliśmy przy stole. Podeszła do nas profesor McGonagall.

- Potter, Black. Czy to wasza sprawka? To że oni tak tańczą? – zapytała i wskazała na Ślizgonów.

- Nie pani profesor – odpowiedzieli z miną świętych.

Kłamać potrafią… McGonagall im uwierzyła i odeszła. Jak na zawołanie wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

Po obiedzie poszliśmy do Pokoju Wspólnego odrabiać lekcje. Na jutro mieliśmy zadaną transmutację, historię magii, wróżbiarstwo i opiekę nad magicznymi stworzeniami. Do szlabanu zdążyłam odrobić wszystko oprócz eliksirów. „Trudno.” pomyślałam „Odrobię po szlabanie”. 

Razem z Jamesem wyszłam z Wieży Gryfonów. Szybko doszliśmy do gabinetu profesora Gronga. Nauczyciel zaprowadził nas do jakiejś pustej klasy i kazał nam ją posprzątać. Dał nam na to cztery godziny. Podczas szlabanu rozmawiałam z Jamesem o różnych sprawach. 

Po szlabanie poszłam do dormitorium po pióro, pergamin i książkę do eliksirówi wróciłam do Pokoju Wspólnego, żeby odrobić zadanie.

Po jakiejś godzinie usłyszałam kroki. Podniosłam głowę i zobaczyłam Jamesa i Syriusza.

- O, Lily! Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony James.

- Ja odrabiam lekcje, a wy? – odpowiedziałam.

- My… no… eee… musimy wyjść.

- Wyjść? O północy?

- No… tak.

- Nie możecie.

- Niby czemu?

- Jestem prefektem i wam nie pozwalam.

- Remus też jest prefektem i nam pozwolił.

- Muszę wiedzieć gdzie i po co idziecie. To wtedy może wam pozwolę.

- Dobra. Idziemy po składnik eliksiru którym opryskamy jutro Ślizgonów żeby tak nie tańczyli i śpiewali – powiedział James.

- OK. A gdzie idziecie?

- Tego to już ci nie powiem.

- Czyli nie idziecie.

- Łapa, musimy jej powiedzieć – powiedział James do Syriusza – Inaczej nas nie puści.

Syriusz popatrzył na mnie zły, ale powiedział do Jamesa:

- Dobra. Mów.

- Idziemy do gabinetu profesor Kolmy. Tylko ona ma ten składnik.

- A jak ktoś was złapie?

- Nikt nas nie złapie. Będziemy mieć pelerynę i mapę. Możemy iść?

- No dobra. Ale jak coś to ja o niczym nie wiem.

- OK! Dzięki Liluś!

- Żadne Liluś!

- Dobrze. Dzięki Lily!

Uśmiechnęłam się.

James i Syriusz poszli a ja szepnęłam:

- Uważajcie na siebie.

Powróciłam do odrabiania zadania z eliksirów. Jakoś mi nie szło. Martwiłam się o nich. Czy dobrze zrobiłam że ich tam puściłam? Przecież i tak by poszli gdyby mnie nie spotkali. Nic im się nie stanie. Chyba. Po 30 minutach skończyłam wreszcie. Od razu poszłam do dormitorium, umyłam się jak najszybciej i poszłam spać. Zasnęłam prawie natychmiast.


***


Notka miała być wczoraj, ale odłączył mi się Internet i nie miałam jak jej opublikować. Na szczęście wszystko jest już OK. Znowu długo czekaliście. :( Teraz postaram się pisać częściej. Pozdro for all. :)