31 grudnia 2005

Mecz Quidditcha Gryffindor – Ravenclaw

   Dzisiejszego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Wstałam i podeszłam do okna. Pogoda od wczoraj wcale się nie poprawiła, raczej pogorszyła. Wiał bardzo silny wiatr, prawie wichura. Lało jak z cebra. Nie wiem jak James ma znaleźć znicza w takich warunkach. Jeszcze na dodatek wczoraj mu powiedziałam, że umówię się z nim jeśli Gryffindor wygra. Boję się, że zrobi coś głupiego...

   Poszłam do łazienki, żeby się uszykować. Po niecałej godzinie wyszłam gotowa i zaczęłam budzić dziewczyny. Wstały dopiero wtedy jak im powiedziałam, że dzisiaj jest mecz. Kiedy już wszystkie byłyśmy gotowe poszłyśmy do Wielkiej Sali na śniadanie. Huncwoci już tam byli.

- Jak samopoczucie? – zapytała Dorcas.

- Jakoś… Chodź tutaj – powiedział Syriusz a Dorcas usiadła koło niego i zaczęli się całować.

Ja usiadłam obok Jamesa.

- Jak się czujesz? – zapytałam.

- W miarę dobrze. Pamiętasz co wczoraj powiedziałaś?

- Tak…

- Złapię znicza dla ciebie!

Wygrana w dużym stopniu zależała od niego.

- James… Proszę, nie rób żadnych głupstw.

- Nie zrobię, obiecuję. Złapię tylko znicza.

   Nic już nie powiedziałam tylko zajęłam się jedzeniem. Potem wraz z dziewczynami poszłam do dormitorium przebrać się w ubrania w barwach Gryffindoru czyli w czerwony i żółty. Później udałyśmy się na stadion quidditcha. Deszcz podał tak samo jak rano, wiatr był chyba jeszcze silniejszy. Żeby tylko nic się nie stało Jamesowi... Będzie się starał za wszelką cenę złapać znicza. Oby wszystko było ok.

   Nagle ktoś do nas podbiegł. Byli to Huncwoci.

- Trzymajcie za nas kciuki – powiedział Syriusz.

- Jasne – odparła Dorcas.

- Lily, co ty taka zamyślona? Stało się coś? – zapytał James.

- Nie, nic się nie stało – odpowiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć.

Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że umieram ze strachu o niego. Chłopak chyba wyczuł, że nie mówię mu prawdy, bo pociągnął mnie za rękę i zatrzymał.

- Zaraz dojedziemy! – krzyknął do pozostałych.

- Więc teraz powiedz co cię gryzie – powiedział James i spojrzał mi w oczy.

Poczułam coś dziwnego. Jakbym miała stado motylków w brzuchu. Te jego śliczne, orzechowe oczy… Na chwile się rozmarzyłam.

- Lily! Co się z tobą dzieje?!

„Chyba się zakochuje…” pomyślałam.

- Nie, nic… Nic mi nie jest.

James nadal patrzył na mnie podejrzliwie, ale powiedział tylko:

- Dobrze, chodźmy już.

Dołączyliśmy do reszty.

- No, nareszcie. Myślałem, że zapomniałeś o meczu – powiedział Syriusz.

- Chodź – polecił Black.

- James… - zaczęłam.

- Tak? – zwrócił się do mnie.

- Uważaj na siebie – szepnęłam i pocałowałam go w policzek.

Odpowiedział mi swoim rozbrajającym uśmiechem, po czym poszedł z Syriuszem do szatni.

- Czyżbyśmy o czymś nie wiedziały? – spytała Ann.

- Nie, raczej nie – odpowiedziałam.

Zajęłyśmy miejsca mniej więcej po środku trybun gdzie miałyśmy doskonały widok. Remus i Peter się do nas dosiedli. Po piętnastu minutach mecz się rozpoczął.

- A oto i drużyna Ravenclawu! – komentował Robbie Lee z Gryffindoru.

- Ścigające: Stacy Brown, Kate Silver, Meggie Bell!! Pałkarze: John Johan i jego bart Kevin Johan! Obrońca: Mary Spinnet! I Mike Williams – szukający!!!

Zapomniałam! Make jest szukającym Ravenclawu! James będzie miał jeszcze jeden powód do złapania znicza. Przecież on musi być lepszy! Krukoni wlecieli na boisko a tłum bił brawa, piszczał, krzyczał.

- A oto i drużyna Gryffindoru!! Jude Watson, Syriusz Black…

Kiedy wyleciał Syriusz prawie wszystkie dziewczyny zaczęły skakać i piszczeć. Dorcas szalała jak nigdy.

- …Rogen Naidoo to nasi wspaniai ścigający! A teraz pałkarze: Bill Ponte i Sally Carey! Obrońca: Matt Johnson!! I nasz znakomity szukający: JAMES POTTER!!!

Pisk był chyba jeszcze większy niż jak wleciał Syriusz. Tym razem ja również się do tego przyłączyłam. James posłał w moją stronę śliczny uśmiech. Mimo złej pogody zobaczyłam go i odwzajemniłam. Deszcz wciąż padał i wiał silny wiatr, ale mecz się zaczął.

- Piłka poszła w górę…. Gryfoni przejmują kafla… Watson podaje do Blacka, Black do Naidoo’a, spowroten do Balcka i GOL!!!

Po godzinie gry Gryffindor prowadził 80:70. To mała przewaga. James musiał szybko złapać znicz, ale w takich warunkach…

Była teraz przerwa. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Wstałam i pobiegłam pod parasol, pod którym stała drużyna Gryffinoru.

- Liluś, co ty tu robisz? – spytał zaskoczony James.

- Mam pewien pomysł. Daj okulary.

Zdziwiony zrobił to, o co prosiłam. Na okulary rzuciłam Imperivius. Oddałam mu je.

- Będą odpychać deszcz. Będziesz lepiej widział – wyjaśniłam i uśmiechnęłam się do niego,

- Dzięki – powiedział chłopak.

Wróciłam na trybuny.

Przerwa się skończyła i mecz dalej trwał. Krukoni zdobyli jednego gola, ale potem Black trafił i było 90:80 dla Gryffindoru. Po trzydziestu minutach Krukoni zaczeli prowadzić i był 110:130.

- Gryfoni przegrywają… Potter pośpiesz się – mówił Robbie Lee.

Po kwadransie (120:150 dla Ravenclawu) James wreszcie zauważył znicza. Mike również go spostrzegł. Oboje pomknęli za nim. Potter był trochę szybszy jednak po chwili Williams go dogonił. Teraz mknęli równo. Znicz zleciał w dół. Rogacz gwałtownie zanurkował. Mike został w tyle. James wyciągnął rękę… i złapał znicza. Niestety leciał tak szybko, że nie wyhamował. Spadł z miotły.

- Potter złapał znicza! Gryffindor wygrywa 260 do 130!!! Co będzie z Potterem?! Ale gleba… - wykrzykiwał Robbie.

Zerwałam się z miejsca i pobiegłam do Jamesa. W oczach nazbierały mi się łzy. Uklękłam przy nim i jeszcze bardziej się rozpłakałam. Pani Pomfrey już przy nim była. Syriusz również. James był nieprzytomny. Syriusz odciągnął mnie od niego.

- Chodź Lily. Nic mu nie będzie.

James został przeniesiony do Skrzydła Szpitalnego na niewidzialnych noszach. Kiedy na to patrzyłam myślałam, że cały świat mi się wali…


***


No i jednak udało mi się jeszcze napisać przed końcem roku. :D Długa mi wyszła ta notka. :) Mam nadzieję, że się spodoba. Życzę Wszystkim udanego Sylwestra i szczęśliwego roku 2006. :)

28 grudnia 2005

"- Tak… Ale jeśli Gryffindor wygra ten mecz. "

   Pogoda była coraz gorsza. Padał deszcz, wiał silny wiatr. Jak to w listopadzie. Jutro miał się odbyć pierwszy mesz quidditcha w tym roku Gryffindor – Ravenclaw. Syriusz i James byli lekko zdenerwowani. Jeśli taka okropna pogoda się utrzyma to będą grać w okropnych warunkach. Apropos’ Jamesa. Po tej nocy relacje między nami się polepszyły. Ani razy się nie pokłóciliśmy. Nie zrobił żadnego kawału i nie rzucił na Snape’a ani jednego zaklęcia. Syriusz nie jest chyba z tego za bardzo zadowolony… Z Mikem wciąż się przyjaźniłam. James już się o to nie wściekał.

   Siedziałam teraz z dziewczynami w Pokoju Wspólnym i rozmawiałyśmy o jutrzejszym meczu.

- Jak myślicie, kto wygra? – zapytała Ann.

- No jak to kto? Oczywiście, że Gryffindor – odpowiedziała Dorcas.

- W końcu mamy wspaniałego szukającego… - dopowiedziałam.

- I ścigającego – dodała Dorcas.

- Czyżby była tu mowa o nas?

James i Syriusz przyszli do nas. Syriusz podniósł Dorcas, usiadł na jej miejscu i posadził ją u siebie na kolanach a James, jako że ja siedziałam po turecku sama na kanapie, położył się opierając głową na moich nogach. Nawet nie zapytał czy może!

- Co ty wyprawiasz?! – spytałam z lekką złością.

- Leżę – odpowiedział spokojnie.

Westchnęłam i pozwoliłam mu pozostać tam gdzie jest.

- A gdzie jest Remus? – zapytała Ann.

Chłopcy wymienili szybkie spojrzenie. Od rana Remusa nie było w ogóle widać.

- Eee… On… Trochę źle się czuje…

- To ja pójdę do niego! – powiedziała Ann i wstała z fotela.

- Nie!! Nie musisz… Naprawdę…

- Ale ja chcę!

- Nie, nie idź…

- Niby dlaczego?

- Bo… On… Eee…On… Nie chce się z nikim widzieć. Dlatego tu przyszliśmy – wytłumaczył jakoś Syriusz.

- Aha… - odpowiedziała nieco smutno i spowrotem usiadła.

- A Peter? – zapytałam.

- Pewnie siedzi jeszcze w Wielkiej Sali i szuka jakiegoś jedzenia – powiedział James po czym się uśmiechnął.

   Rozmawialiśmy jeszcze o meczu, chłopaki zdradzili nam parę swoich nowych pomysłów na grę. Potem Ann i Katie poszły do dormitorium w celu napisania wypracowania na transmutację a Dor i Syriusz poszli razem gdzieś na spacer. James podniósł się i usiadł naprzeciwko mnie i zapytał:

- Umówisz się ze mną?

„Skoro James zmienił się (chyba na długo) to mogłabym się wreszcie z nim umówić…” pomyślałam.

- Tak… Ale jeśli Gryffindor wygra ten mecz.

Nie ma łatwo! Musi się postarać...

- Naprawdę?! Oczywiście Liluś, że Gryffindor wygra!!! Już ja się o to postaram! Możesz się już szykować na randkę – powiedział z wielkim uśmiechem na ustach po czym pocałował mnie w policzek i pobiegł do swojego dormitorium.

Pokręciłam głową. Ja Lily Evans umówiłam się z Jamesem Potterem. Jeśli Gryffindor wygra. Ale to jest pewne na 99% Poszłam do dormitorium i zawołałam do Ann i Katie:

- Nie uwierzycie co zrobiłam!!!

- No co?

- Umówiłam się z Jamesem!!!

- WOW!!! Naprawdę!!!

- Nareszcie!

- Powiedziałam, że się z nim umówię jak Gryffindor wygra mecz.

- Na pewno wygramy – powiedziała Katie.

- I się z nim umówisz!!! – wykrzyknęła zadowolona Ann.

- Trzeba to zapisać! – powiedziała Katie i zapisała w kalendarzy pod datą 25 listopad „Lily umówiła się z Jamesem.”

Nie mogłam uwierzyć, że to zrobiłam. Przecież tyle razy mu mówiłam, że NIGDY się z nim nie umówię. Gryffindor musi tylko wygrać. Ale chyba nawet jeśli nie wygramy to i tak się zgodzę na randkę. I tak wygramy. Widać, że ja i James się zmieniliśmy. On wydoroślał a ja dałam mu szansę. I cieszę się z tego.


***


 Strasznie szybko napisałam nową notkę. :) Zmotywowały mnie komentarze od Was. :) Jesteście naprawdę świetni. :* To prawdopodobnie ostatnia notka w tym roku (ale to brzmi :P) Być może uda mi się coś jeszcze napisać, lecz nie jestem tego pewna. Pozdrawiam. :*

27 grudnia 2005

Impreza i co po niej

   Po występie ja i moje przyjaciółki poszłyśmy do Pokoju Wspólnego wraz z innymi Gryfonami. Huncwoci zniknęli na pół godziny i wrócili niosąc mnóstwo jedzenia, napojów, kremowego piwa i… ognistej whisky. Na cały Pokój Wspólny Remus rzucił Zaklęcie Dźwiękoszczelne, żeby McGonagall nie przerwała nam zabawy.    

   Muzyka popłynęła jakby ze ścian. Wszyscy powoli się rozkręcali. Wraz z dziewczynami zaczęłam korzystać z imprezy. Na sam początek jedno piwo kremowe. Potem taniec na maxa. Po chwili dołączyli do nas Huncwoci. Peter w ogóle nie umie tańczyć, ale reszta… Całkiem nieźle. Dzisiejszego wieczoru postanowiłam się nie gniewać na Jamesa. Teraz liczy się dobra zabawa. Po kilkunastu minutach poleciało coś wolnego. James, już drugi raz podczas dzisiejszego dnia, poprosił mnie do tańca. Oczywiście zgodziłam się. Wtuliłam się w niego kiedy tańczyliśmy.„Moglibyśmy się wreszcie pogodzić” pomyślałam. Gdyby teraz mnie przeprosił jeszcze raz na pewno bym mu uległa… Po piosence podziękowałam za taniec i poszłam na chwile usiąść na fotel przed kominkiem. Katie właśnie tańczyła z jakimś siódmoklasistą. Ładnie im było razem… Później znowu poleciało coś wolnego.

- Zatańczysz? – usłyszałam.

To był Mike.

- Jasne – odpowiedziałam i podniosłam się z fotela.

Coś mnie podkusiło i spojrzałam w bok. Był tam akurat James. Posłał mi bardzo dziwne spojrzenie… Takie smutne… No trudno. Jeśli nie może mnie zrozumieć to ma pecha. Fajnie się tańczyło z Mikem, lecz nie tak dobrze jak z Jamesem. Co ja gadam? Ech, trudno… Po jakimś czasie ja, Dorcas, Ann i Katie byłyśmy bardzo zmęczone. Nie wiem jak, ale wypiłyśmy TROCHĘ ognistej whisky. Dorcas źle się po tym poczuła i poszła do dormitorium. Nie była jedyną, która to zrobiła. Było już grubo po pierwszej w nocy i niektórzy poszli spać. Szczególnie ci młodsi. Mi również trochę chciało się spać… Ale wytrzymam jeszcze. Przynajmniej godzinę. Zamyśliłam się…

- O czym myślisz? – zapytał James siadając koło mnie.

- A tak… O wszystkim… - odparłam i wypiłam jeszcze jedną ognista whisky.

- Ej, Lily. Ostrożnie bo się upijesz – powiedział James.

- No to co?

Nie wiem czemu, ale chciałam się upić. Nigdy wcześniej to się nie zdarzyło. Nagle podeszła do nas jakaś dziewczyna. Przyjrzałam się jej i stwierdziłam, że to jest ta dziewczyna Pottera, Mandy.

- Co ty tu robisz?! – krzyknęła.

- Siedzę – odpowiedział James.

- A ciebie to chyba nie powinno obchodzić. Nie jesteśmy już parą – dodał.

- Co? Kto tak powiedział?! - zawołała.

- Ja. A teraz idź i nam nie przeszkadzaj – odparł.

James po czym mnie POCAŁOWAŁ!!! Zupełnie się tego nie spodziewałam. Poczułam się wspaniale… Ale zarazem też bardzo źle. Przerwałam to.

- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam.

- Nie wiem… Bo cię kocham? Bo nie mogę znieść, że ta Mandy się do mnie przyczepiła? Lily, proszę… Nie gniewaj się…

- Nie gniewam się. Ale wyjaśnij mi jedno. Skoro twierdzisz, że ta Mandy się do ciebie przyczepiła to dlaczego z nią chodziłeś?

I tak znałam odpowiedź, ale wolałam to usłyszeć od niego.

- No… Chciałem żebyś była zazdrosna tak jak ja byłem wtedy kiedy byłaś na randce z tym Mikem. Wiem, że zachowałem się jak kretyn. Przepraszam… Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam.

- Nie jesteś już zła? – spytał.

- Nie.

- Pójdę już spać. Jestem zmęczona – powiedziałam.

- A mogę z tobą? – zapytał chłopak.

- Co?

- No spać.

 W normalnym stanie bym się nie zgodziła i nawrzeszczała na niego, że w ogóle to powiedział. Ale nie była w normalnym stanie. Byłam trochę upita więc nie rozumowałam logicznie. Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. James zdziwił się. Chyba nie sądził, że się zgodzę, ale poszedł za mną do mojego dormitorium. Nie przebierając się w piżamę weszłam do łóżka. James położył się koło mnie i objął mnie w pasie. Po kilku minutach już spałam.


***


   Kiedy się obudziłam w ogóle nie pamiętałam, co się wczoraj wydarzyło. Głowa strasznie mnie bolała. Odwróciłam głowę i zobaczyłam twarz James Pottera. Poruszyłam się gwałtownie i wtedy on się obudził.

- Czy ja jestem w niebie? – zapytał gdy mnie zobaczył.

- Nie. Jesteś i MOIM dormitorium i nie wiem co tu robisz – odpowiedziałam.

- Nie pamiętasz? Spytałem wczoraj czy mogę z tobą spać i się zgodziłaś – wyjaśnił.

- O Boże… James… Czy my…?

- Nie – zaprzeczył.

- To dobrze…

Nic już nie powiedziałam tylko przytuliłam się do niego. Zupełnie nie wiem dlaczego. Może dlatego, że tego potrzebowałam? I chciałam? Sama nie wiem…


***


 Może Wam się notka nie podobać bo mi się nie podoba. Planowałam ją trochę inaczej a wyszło tak. No trudno. Pozdrawiam. :)

23 grudnia 2005

Występ

   Występ. Już dzisiaj ten występ! Jak ja się denerwuję! Jeszcze na dodatek Potter mnie wkurza. Na przykład wczoraj. Było to tak:

 Siedziałam sama w dormitorium i dokańczałam swój strój. Usłyszałam pukanie do drzwi.

- Proszę! – powiedziałam.

Wszedł James. Nie byłam z tego za bardzo zadowolona.

- Czego? – warknęłam.

- Chcę pogadać. – powiedział spokojnie.

- O czym?

- No… Chciałem cię przeprosić. Widzę, że między tobą a tym Mikem nic nie ma. Sorry, że tak na ciebie wtedy… no… nawrzeszczałem.

Czekał na moją reakcję. Prychnęłam.

- Mówiłam przecież. Ale ty wiesz oczywiście lepiej, więc teraz wyjdź, bo nie mam czasu.

- No Liluś…

- Nie mów do mnie Liluś!!! – krzyknęłam.

Jakie to okropne, kiedy on wciąż mówi do mnie Liluś. To jest strasznie denerwujące.

- Dobra, dobra. Nie unoś się tak.

- Wyjdź – rozkazałam dobitnie.

- Ale Lily…

- Wyjdź – powtórzyłam.

Wtedy wreszcie mnie posłuchał. Strasznie mnie tym wkurzył. No, w końcu to Potter. Ech…

   Jak już wcześniej pisałam strasznie się denerwuję z powodu tego występu. Co będzie jak zapomnę tekst? Oby tak się nie stało. Nie tylko ja byłam w takim stanie. Inne dziewczyny z V, VI i VII roku też się tak zachowywały. Huncwoci starali się jakoś nam pomóc. Kiepsko im to wychodziło…

***


       Wieczór. Ja, Dorcas, Ann, Katie i drugoklasistki jesteśmy właśnie w komnacie obok Wielkiej Sali i szykujemy się. Niektóre dziewczyny również wzięły sobie do pomocy młodsze koleżanki. Ślizgonki były najbardziej niezadowolone. Te z V roku były ubrane na różowo! Ale obciach… Ale wróćmy do nas. Dziewczyny z drugiej klasy chyba w ogóle się tym występem nie przejmują. Gadają sobie w najlepsze…

- Denerwujecie się? – spytała Ann.

- No i to strasznie – odpowiedziała Dorcas.

- Tak, ale to nie wy musicie śpiewać. Co będzie jak zapomnę tekst? – powiedziałam.

- Nie zapomnisz, na pewno. Nie martw się – rzekła Ann.

Dalej nic już nie mówiłyśmy. Po dziesięciu minutach przyszedł profesor Dumbledore z profesor McGonagall.

- Będziecie losować numerki w jakiej kolejności będziecie wychodzić na scenę. Podejdźcie bliżej – powiedziała opiekunka Gryfonów.

Zrobiłyśmy co kazała. Tym razem losowała Katie. Na karteczce był numer 3. Z piątego roku pierwsze były Puchonki, potem Krukonki, my trzecie a ostatnie Ślizgonki. Coraz bardziej się boję…


***


   Zaczęło się. V rok jest pierwszy. Puchonki już wyszły. Na tą komnatę, w której jesteśmy rzucili chyba zaklęcie dźwiękoszczelne, bo nic nie słychać. Po Krukonkach, kiedy była nasz kolej, McGonagall rzuciła na nas Sonorus.

- Damy radę – szepnęła Dorcas.

Pokiwałam głową. Wyszłyśmy na scenę. Huncwoci byli na samym początku i głośno nas dopingowali. 

   Piosenka się zaczęła. Jak na razie wszystko pamiętałam. W myślach powtarzałam kolejne linijki tekstu. Po niecałych czterech minutach wszyscy, oprócz Ślizgonów, bili nam brawa. McGonagall rzuciła na nas Quietus. Zeszłyśmy ze sceny do chłopaków.

- Byłyście świetne! – zawołał Syriusz i mocno przytulił Dorcas.

- Nie wiedziałem Lily, że tak potrafisz śpiewać – powiedział James uśmiechając się.

- Dzięki – odpowiedziałam również z uśmiechem.

   Potem oglądaliśmy występy innych dziewczyn. Ślizgonki z piątego roku miały jakąś piosenkę, chyba Ann Winsborn. Porozdzielały ją i wyszło to strasznie. Krukonki z VI roku miały Sometimes Britney Spears, Puchonki First Day Of My Life Melanie C, Ślizgonki Cool Gwen Stefani a jak były Gryfonki to Syriusz mnie zagadał i przez to nie wiem co miały. A z VII roku wiem tylko, że Puchonki miały Everytime Britney Spears a reszty nie znałam.

   Po wszystkich piosenkach dyrektor oznajmił, że za godzinę podadzą wyniki a w tym czasie mamy DYSKOTEKĘ!!! Ale super!! Puścili mnóstwo mugolskich hitów. Bawiłam się świetnie, moje przyjaciółki również. Podczas wolnych piosenek, o dziwo, James nie tańczył ze swoją dziewczyną… Bardzo dziwne… Raz poprosił mnie. Zgodziłam się. Co mi szkodzi? Ale to nie zmienia faktu, że nadal jestem na niego trochę zła.

   Po godzinie przyszedł dyrektor i oznajmił:

- Po naradzie zdecydowaliśmy, że trzecie miejsce wśród piątego roku zajmuje Huffelpuff!!

Nastąpiły głośne brawa.

- Drugie miejsce: Ravenclaw!!

Super. Czyli albo my jesteśmy pierwsze, albo ostatnie.

- A pierwsze miejsce: GRYFFINDOR!!!

Nie mogłam w to po prostu uwierzyć. Strasznie się cieszyłam. Cała Wielka Sala rozbrzmiewała brawami. Huncwoci nam gratulowali. 

- Robimy imprezę!! – zawołał Syriusz.

- Dlaczego? – zapytała Dorcas.

- Bo wygrałyście!

Potem Dumbledore przedstawił resztę wyników. Na VI roku pierwsze miejsce zajęły Krukonki, drugie Gryfonki, trzecie Puchonki a ostatnie Slizgonki. Z VII roku wygrały Puchonki, potem były Gryfonki, potem Slizgonki a ostatnie Krukonki. Za pierwsze miejsce dany dom otrzymywał 100 punktów, z drugie 80, za trzecie 60 a za czwarte 40. Czyli Gryffindor zdobył dzisiaj 260 punktów!!! Super!!!  Bardzo się cieszę...


***


Na początku wielkie SORRY. Nie miałam w tym tygodniu za bardzo czasu i dlatego tak długo nie było notki. Sorrki. A co do piosenek to są to teraźniejsze hity. Nie znam piosenek z lat 70/80 dlatego są teraźniejsze. Z tej noty tak szczerze to nie jestem za bardzo zadowolona. Teraz notki powinny się pokazywać trochę częściej. W końcu są Święta. :)) Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku 2006! :D

16 grudnia 2005

Gra w butelkę i początek Tygodnia Mugola

   Ja, Dorcas, Ann i Katie siedzimy właśnie i doszywamy do ciuchów te różne dodatki. Jakoś nam to szło. Jutro zaczyna się Tydzień Mugola.

- Nie chce mi się już tego robić… - mruknęła Dorcas.

- Mi też… - odparła Ann.

- Dziewczyny, przestańcie marudzić. Musimy to zrobić – powiedziałam.

Zamilkłyśmy na 10 minut. Ciszę przerwała Dorcas.

- Ała!!! Ukułam się w palec!!!

- Idź do Syriuszka. Pocałuje i przestanie boleć – warknęłam.

Nie miałam dzisiaj dobrego humoru więc byle co potrafiło mnie wkurzyć.

- Co ty taka w niehumorze? – spytała Dorcas.

- Nie wiem. Tak jakoś…

- Dobra, ale nie musisz się wyżywać na mnie – powiedziała Dor.

- Sorrki.

Dalej nic już nie mówiłyśmy.

   Po obiedzie wpadli do nas Huncwoci. Wkurzyło mnie to, ale starałam się tego nie okazywać. Jam… Potter dziwnie na mnie patrzył. Tak jak kiedyś… Syriusz zaproponował grę w butelkę z dziwnym uśmieszkiem. Nie miałam na to najmniejszej ochoty. Katie tak samo jak ja, ale Dorcas i Ann, które oczywiście chciały grać, zdołały ją namówić. Moje marudzenie na nic się nie zdało. Musiałam z nimi zagrać i kropka. Jak wypadnie, że mam się całować z Rogaczem to tragedia…

   Pierwszy kręcił Syriusz. Wypadło na Dorcas. Oboje szczęśliwi całowali się przez jakieś kilka minut! Potem Remus, który wylosował Ann. Trochę to podejrzane… Następnie Katie musiała całować się z Peterem. Po nich kręcił James. „Żeby nie wypadło na mnie. Żeby nie wypadło na mnie. Żeby nie wypadło na mnie…” powtarzałam w myślach. Cholera!!! Wypadło na mnie!!! Nie… Nie chce…

- Musisz Liluś. – powiedział zadowolony James.

Dobrze wiedziałam, że muszę. Ech…

Powoli zbliżyliśmy się do siebie. Już prawie stykaliśmy się nosami. W oczach James było widać wielką miłość, pożądanie i… żal. Wreszcie zetknęliśmy się ustami. Jak on świetnie całuje… Normalnie się rozpływałam… Chwila, chwila. On ma dziewczynę!!! W jednej chwili wszystko się skończyło. Odepchnęłam go.

- Co jest? – spytał.

- Wystarczy – odparłam sucho.

Graliśmy dalej. Syriusz znowu całował się z Dorcas, Remus z Ann a Peter z Katie. Naprawdę bardzo podejrzane… Kiedy kręcił Potter stało się coś bardzo dziwnego. Butelka zatrzymała się dokładnie na Ann, ale zaraz obróciła się na mnie. Rogacz spojrzał na mnie z zadowoleniem.

- To nie fair. Wypadło na Ann a potem ta butelka przekręciła się na mnie!!! Tak nie powinno być! – zawołałam.

- Lily, wypadło na ciebie. A więc…

To powiedziawszy James znów mnie pocałował. Tym razem trwało to o wiele krócej niż poprzedni pocałunek. On widocznie spodziewał się czegoś dłuższego bo gdy się od niego oderwałam miał bardzo zawiedzioną minę. Co on sobie myślał?! Dobrze wiedziałam, co się stało z butelką. Na sto procent Huncwoci maczali w tym palce!! Graliśmy w butelkę jeszcze jakąś godzinę. W tym czasie całowałam się z Rogaczem jeszcze pięć razy. W tym cztery razy butelka przekręcała się na mnie w ostatniej chwili. Dor ciągle całowała się z Syriuszem, Ann z Remusem a Katie z Peterem. Współczuję jej… Oni na pewno coś zrobili z tą butelką… Kretyni…


***


   31 październik. Od dzisiaj przez tydzień w Hogwarcie w ogóle nie używamy magii. Jak ja wytrzymam? Według mnie to nie był zbyt dobry pomysł. Dumbledore chce, żeby ci co pochodzą z rodzin czarodziejów, lepiej poznali świat mugoli. Ech…

   Wstałam dzisiaj dość wcześnie, pobudziłam dziewczyny i uszykowałam się. Na śniadaniu w Wielkiej Sali dyrektor wstał i powiedział:

- Moi drodzy. Dzisiaj, jak zapewne wiecie, rozpoczyna się Tydzień Mugola. Będziecie mieć mugolskie lekcje…

Przez stół Slytherinu przebiegł niezbyt miły pomruk. Dumbledore kontynuował:

- Liczę, że będziecie się na nich zachowywać jak należy. Wszyscy musicie oddać różdżki. Powtarzam: WSZYSCY – to powiedziawszy spojrzał na Huncwotów.

- Dostaniecie je pod koniec tygodnia, kiedy oczywiście wystąpią dziewczęta. To chyba wszystko. Smacznego!

   W Wielkiej Sali zrobiło się zamieszanie. Wszyscy wymieniali między sobą opinie. Najbardziej niezadowoleni byli Ślizgoni.

- Głupio wymyślili z tym Tygodnie Mugola. Po co nam to? Nie żebym cię obrażał Lily… - powiedział Syriusz.

- Spoko. Ja też uważam, że to nie jest nikomu potrzebne – odpowiedziałam.

- Macie już wszystko gotowe na ten cały występ? – zapytał Remus.

- No prawie. Jeszcze tylko stroje – odparła Ann.

- A… Mam pytanie. – zwróciłam się w stronę chłopaków.

- Pytaj o co chcesz, Liluś – powiedział James.

- Żadne Liluś, Potter. Więc wczoraj… Wy zaczarowaliście tą butelkę, prawda?

- My? Nie… Niby czemu? – odpowiedział niezbyt przekonującym tonem Syriusz.

Popatrzyłam na nich niedowierzająco.

- No dobrze. Zaczarowaliśmy ją. To chyba dobrze, nie? – odparł James.

- Jak dla kogo… - mruknęłam.

Profesor McGonagall przechodził obok każdego stołu i zabierała każdemu różdżki. Trudno mi było ją oddać…

   Potem poszliśmy na „nowe” lekcje. Dziwnie było. I pomyśleć, że będzie tak przez cały tydzień… Nauczyciele jakoś nie potrafili uczyć mugolskich przedmiotów. Nudy były… Wszystko co nam mówili nauczyłam się jeszcze przed Hogwartem. Nie będę opisywać lekcji (chyba każdy wie jak one wyglądają – dop.aut. :P) Potem był obiad. Następnie mieliśmy trochę wolnego czasu, podczas którego byliśmy na spacerku a potem ja, Dorcas, Ann i Katie poszłyśmy na próbę. Wszystko poszło ok. Później gadałyśmy jeszcze na różne tematy i poszłyśmy spać.


***


 Na początku chciałam Was bardzo przeprosić, że tak długo czekaliście na nową notkę, która nie jest wcale taka dobra. :( Nie miałam weny. Coś mi się udało jednak wymyślić. :) Nie mam pojęcia kiedy będzie kolejna. Postaram się żeby była jak najszybciej. I nie wiem czy mam opisywać niektóre z innych lekcji… Powiedzcie sami. Nowy szablon już zostanie. Jeszcze zmienię tylko opisy bohaterów. To chyba wszystko. Pozdrawiam. :)

7 grudnia 2005

Problem ze strojem

   Jestem teraz na wróżbiarstwie. Odkąd Potter chodzi z tą Mandy minęły już cztery dni. Mamy dzisiaj piątek. Za trzy dni rozpoczyna się Tydzień Mugola. Co ja zrobię przez siedem dni bez różdżki? Ech…

Profesor Patil gada nam coś o wróżeniu z ręki, ale jakoś nic z tego nie rozumiem. Niby słucham, ale myślę o czymś innym. Nie, nie o Potterze. Niby dlaczego miałabym o nim myśleć? Myślę o tym występie na koniec Tygodnia Mugola. Przyznam, że się boję. Niby wszystko umiem itp., ale co będzie jak zapomnę tekstu? Wolę nawet nie myśleć…

BUM!!!

   Gwałtownie drgnęłam i rozejrzałam się, żeby sprawdzić, co to było. Zaczynało śmierdzieć. A, no tak. Jasne. To Black i Potter rzucili łajnobombę pod nogi nauczycielki a ona na nią nadepnęła i stąd ten hałas. Kretyni. Myślałam, że Potter wydoroślał. Najwyraźniej się myliłam.

- Co wy sobie myślicie?! Rzucicie mi pod nogi łajnobombę!! Gryffindor traci przez was 50 punktów!!! – krzyczała profesor Patil na chłopaków a oni nic sobie z tego nie robili i się śmiali.

Do końca lekcji profesor Patil próbowała jakoś zlikwidować bałagan i „niezbyt miły” zapach za pomocą różnych specyfików. Nie pomyślała, że wystarczy jedno, proste zaklęcie. 

   W drodze na opiekę nad magicznymi stworzeniami dogonili nas (mnie i moje przyjaciółki) Syriusz i James.

- Podobało się? – spytał Syriusz.

- Bardzo! – odpowiedziała mu Dorcas i pocałowała go w policzek.

- A tobie, Liluś? – zapytał mnie Potter.

- Wiesz… Myślałam, że wydoroślałeś… A tak poza tym to… Nie mów do mnie Liluś – warknęłam i przyśpieszyłam krok.

   Potem były eliksiry i dwie lekcje zielarstwa a następnie obiad. Później udałam się wraz z Ann do biblioteki po książkę, która będzie potrzebna do napisania wypracowania z eliksirów. Lepiej wziąć ją dzisiaj (choć dziś nic nie będę odrabiać!) bo jutro może jej już nie być. Znalazłyśmy 2 egzemplarze Magicznych eliksirów i ich składników i już miałyśmy wracać gdy tu nagle jakby z pod ziemi wyrósł Potter z Mandy i zaczęli się całować. Stanęłam gwałtownie. On mi to robi na złość! Ann pociągnęła mnie lekko.

- Chodź, Lily. – powiedziała.

W drodze powrotnej do Pokoju Wspólnego Ann spytała:

- Lily, ty naprawdę w ogóle nie jesteś o niego zazdrosna?

- Nie, nie jestem o niego zazdrosna.

- Ani trochę?

- Nie…

- Na pewno?

- No… Może troszeczkę… Ale tylko trochę…

- Wiedziałam!!! 

- Co wiedziałaś?

- No, że jesteś o niego zazdrosna. To widać w twoich oczach kiedy na nich patrzysz.

- Jeju… Bardzo źle ze mną…


***


   Sobotnia próba. Czy można przypomnieć sobie o drugiej najważniejszej rzeczy kiedy nie ma się prawie w ogóle czasu na uszykowanie jej? Mowa oczywiście o strojach. W ciągu trzech tygodni w ogóle o nich nie pomyślałyśmy…

- Dziewczyny i co my teraz zrobimy? – spytała rozpaczliwie Dorcas.

- Nie wiem… Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałyśmy? – odpowiedziała Ann.

- Byłyśmy po prostu zbyt zajęte piosenką, żeby pomyśleć o strojach – rzekła Katie.

- Fajnie! Po prostu super! Zastał nam tydzień i to w dodatku bez magii – powiedziałam.

- Do Hogsmeade nie ma wyjścia… Chyba, że Huncwoci zdradzą nam jakieś tajne przejście… - powiedziała Dorcas.

- Raczej wątpię. Poza tym powinnyśmy same coś wykombinować – powiedziałam.

- A może uszyjemy stroje? – zaproponowała Laura, jedna z drugoklasistek

- Niby jak? – warknęła Dorcas.

- Normalnie. Za pomocą igły i nici.

- A skąd weźmiemy materiały?

- Podrzemy nasze stare ciuchy. A póki jeszcze można używać czarów trochę wyczarujemy.

- To dobry pomysł! Ja napiszę do rodziców, żeby mi przysłali jakieś ozdoby i inne materiały – powiedziałam zadowolona.

- Ale ja nie umiem szyć! – zawołała Dorcas.

- Ja też nie. Chyba nikt z tego pokoju nie umie…

- No właśnie…

I mamy kolejny problem. 

- Wiem! – wykrzyknęła Katie

- Lily, napiszesz do rodziców list z prośbą o te różne dodatki a my po prostu je podszywamy do własnych ubrań. Tyle chyba potrafimy zrobić.

- No tak… Ok, to ja napiszę teraz ten list.

Tak jak powiedziałam, tak zrobiłam. Oto list:


Kochani Rodzice,

u mnie wszystko w porządku. Mam nadzieję, że u Was również. Piszę z malutką prośbą do Was. Moglibyście my wysłać jakieś materiały i ozdoby, np. cekiny itp. Czekam na szybką odpowiedź.

Serdecznie pozdrawiam

Lily


Mam nadzieję, że szybko mi odpiszą. Po próbie byłam bardzo zmęczona. Poszłam się umyć a potem prosto do łóżeczka. Bardzo szybko zasnęłam.


***


Mam nadzieję, że notka się spodoba. Miała być wczoraj, ale niestety nie mogłam się zalogować do bloga. :/ Wszystko przez ten głupi onet!! :(( Pozdro dla Wszystkich. Papapa :D

2 grudnia 2005

Pan Potter jest… zmienny

- Lily, wstawaj – powiedziała Dorcas.

- Nie… Nie idę dzisiaj na lekcje… - warknęłam zaspana.

- Lily, idziesz i kropka. Katie opowiedziała nam, co się wczoraj stało. Nie przejmuj się nim…

- Nie zamierzam. Ale nie chce mi się iść na lekcje – powiedziałam.

- Mi też się nie chce, ale muszę. No wstawaj…

Niechętnie zwlokłam się z łóżka. Poczekałam aż Ann wyjdzie z łazienki i sama tam weszłam. Po wykonaniu wszystkich porannych czynności ubrałam się, uczesałam i lekko pomalowałam, żeby ukryć skutki wczorajszej słabości, jaką był płacz. Kiedy wszystkie byłyśmy gotowe udałyśmy się do Wielkiej Sali. Normalnie usiadłyśmy przy stole Gryffindoru i zaczęłyśmy jeść śniadanie. Po niecałych dziesięciu minutach dołączyli do nas Huncwoci. James nawet na mnie nie spojrzał. I dobrze. Nic mnie to nie obchodzi. Wszyscy zajęli się swoimi czynnościami, czyli Dorcas i Syriusz karmili się nawzajem co chwile się całując, Ann i Remus rozmawiali, Peter pożerał już piątą kanapkę a ja, Katie i James w spokoju jedliśmy. Po chwili podeszła do Pottera jakaś dziewczyna i na powitanie POCAŁOWAŁA GO! Spojrzeliśmy na nich ze zdziwieniem.

- Poznajcie moją nową dziewczynę, Mandy. Mandy, to Syriusz, Remus, Peter, Dorcas, Ann, Katie i Lily – rzekł Potter.

Wszyscy mruknęli „cześć” lub „hej”, ale ja powiedziałam nieco więcej.

- Naprawdę bardzo miło nam cię poznać. Radzę ci tylko trochę uważać. Pan Potter jest… hmmm… zmienny.

Mandy nie odpowiedziała. Dziewczyna była z Huffelpuffu, o czym świadczyło godło na jej szacie. Miała blond włosy do ramion i brązowe oczy. Nie wiedziałam, że Potter lubi blondynki… I że w ogóle udaje mu się znaleźć tak szybko dziewczynę. Ona jest na pewno jedną z tysiąca jego fanek. Pewnie się strasznie cieszy… Nie ma z czego. A James chce mnie wziąć na zazdrość. Wiem to. W końcu tyle razy to robił, a ja tyle razy mu mówiłam, że zazdrość na mnie nie działa. Nic do niego nie dociera. No w końcu to Potter.

   Potem były lekcje a wśród nich transmutacja. Mike powiedział mi „cześć”, a ja mu odpowiedziałam. Słyszał to James. Chyba był trochę zły. I dobrze. 

   Profesor McGonagall podzieliła nas na pary i kazała nam przećwiczyć zaklęcie, które omawialiśmy na ostatniej lekcji. Chodziło o to, żeby zmienić kolor włosów swojemu partnerowi. Byłam w parze z Ann a James był z Mike’m! Ciekawe jak to będzie… Po piątej próbie zmieniałam kolor włosów Ann na brązowy. Przyznam jednak, że ładniej jej w blond kolorze. Potem ja miałam czarne włosy itd. Kiedy lekcja się skończyła (wszyscy mieli już swój kolor włosów) stwierdziłam, że zarówno James jak i Mike jeszcze żyją.

   Potem był obiad a po nim wraz z dziewczynami poszłam odrobić lekcje. Przyjaciółki zapytały mnie, co myślę o tej całej Mandy, Odpowiedziałam, że w ogóle się tym nie przejmuję i, że ta Mandy na razie jest ok. Po dwóch godzinach wyszłam sama na błonia na spacer. Na dworze było już bardzo zimno, wiał wiatr. Nie zraziłam się tym i szłam dalej. Było bardzo fajnie. Powoli doszłam do boiska do quidditcha. Syriusz i James byli na treningu. Potter czuł się na miotle jak ryba w wodzie. Świetnie latał. Właśnie byłam świadkiem jak wspaniale złapał złoty znicz. On nie ma sobie równych… Co ja się tak nad nim rozczulam? Ech… Za miesiąc jest mecz ze Slytherinem. Mam nadzieję, że wygramy.  

   Wróciłam do zamku i poszłam na próbę. Wszystko poszło dobrze. Potem gadałam z dziewczynami o tej Mandy i o chłopakach, głównie o Huncwotach. Dor opowiedziała nam swoje wczorajsze spotkanie z Syriuszem. Około 22:00 poszłam się umyć a potem prosto do cieplutkiego łóżeczka. Powyśmiewałam sobie jeszcze w myślach Jamesa za takie dziecinne zachowanie i zasnęłam.


***


No jak widzicie notka już jest. Wyszła mi strasznie krótka. Dlatego bo trochę niezbyt dobrze się czuję. Jakbym się lepiej czuła notka wyszłaby trochę dłuższa i na pewno lepsza. No trudno. Pozdro dla Wszystkich. Papapa. =)