20 maja 2007

"Tak bardzo ją przecież kochał..."

     Wyszłam z dormitorium. Zaczęłam się wahać, czy iść do Jamesa. Może powinnam poczekać? Chłopak jest na pewno zdenerwowany i smutny. Niech ochłonie, a później z nim porozmawiam. Tak będzie lepiej. Wróciłam z powrotem.

- No nie, nie mów, że stchórzyłaś – powiedziała Ann, gdy mnie zobaczyła.

- Nie stchórzyłam, tylko chcę trochę poczekać.

- Na co?

- Aż James ochłonie.

- Lily...

- Nic nie mów. Zdania nie zmienię.

Ann westchnęła i przewróciła oczami. Położyłam się na łóżku i bezwiednie wpatrzyłam w sufit. Myślałam o tej całej sprawie z Rogaczem i zastanawiałam się, czy na pewno dobrze robię.

Po kilkunastu minutach wróciła Dorcas. Ujrzawszy mnie, bardzo się zdziwiła.

- Nie poszłaś tam? – spytała.

- Poszła, ale wróciła – odparła Ann.

- Po prostu chcę poczekać aż Jamesowi przejdzie złość. I nie próbujcie mnie przekonywać. I tak zrobię po swojemu – powiedziałam.

Dziewczyny spojrzały po sobie z powątpieniem, ale nic nie mówiły. 

     Leżałam tak jakąś godzinę. W końcu zebrałam się w sobie, wstałam i doprowadziłam się do porządku.

- Jeśli teraz tam nie pójdziesz, śpisz dziś na podłodze – powiedziała Ann.

- Pójdę, nie martw się.

Wyszłam i skierowałam się w stronę pokoju Huncwotów. Powoli dotarłam do drzwi. Zapukałam. Nikt nie odpowiedział. Powtórzyłam pukanie. Znowu brak reakcji. Niepewnie otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się zadziwiający, a zarazem okropny widok. James całował się namiętnie z jakąś blondynką. Wyglądało to tak... Odrażająco. Zamknęłam cicho drzwi. Więc to tak Potter cierpi. Zabawiając się z inną! Świnia! Jak mogłam być taka głupia, myśląc, że Rogacz może coś do mnie czuć... W oczach zebrały mi się łzy. Starałam się jednak nie płakać. Potter nie jest tego wart.

Wróciłam do dormitorium.

- W takim razie śpisz dzisiaj na podłodze – rzekła Ann, gdy mnie ujrzała.

Nie odpowiedziałam.

- Co się stało? – spytała Dorcas, zobaczywszy łzy w moich oczach.

- Mówiłyście, jaka to ja jestem okropna, traktując tak Pottera. Mówiłyście, jak on przeze mnie cierpi. Mówiłyście, że powinnam go przeprosić. Ale jego najwyraźniej to wszystko już nie obchodzi. Chciałam z nim pogadać, naprawdę. Tylko że szanowny pan Potter ma to gdzieś i zabawia się z jakąś pustą blondyną – rzekłam.

Zrezygnowana usiadłam na łóżku. Dziewczyny zaraz znalazły się obok mnie.

- Może da się to jakoś wyjaśnić? – zapytała Dorcas.

- Ciekawe jak? – odpowiedziała pytaniem.

- Był smutny i zły... Może robi to, żeby choć na chwilę zapomnieć?

- Tak, oczywiście. Znowu pokazuje, jaki to on wspaniały, że może mieć każdą. Nie gadajmy o nim, okej?

- Dobrze...

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Następnego dnia Potter traktował mnie jak powietrze. Kompletnie nie zwracał na mnie uwagi. Za to wciąż do widywałam z różnymi dziewczynami. To dobrze... Ale tak dziwnie. No cóż, muszę się przyzwyczaić. Teraz Rogacz się odczepi i wreszcie będę miała spokój. Po lekcjach w drodze do Wielkiej Sali złapał mnie Patrick i koniecznie chciał się umówić na spacer. Zgodziłam się, choć byłam trochę zdziwiona, że tak mu zależy. Myślałam, że to tylko chwilowe...

     O umówionej godzinie czekałam na błoniach. Wiał zimny wiatr. Na dworze było ponuro. Na drzewach liście przybierały już jesienne barwy. Niedługo rozpoczyna się sezon quidditcha. Mam nadzieję, że w tym roku również zdobędziemy Puchar. Wkrótce zjawił się Patrick. Jakoś specjalnie nie byłam uszczęśliwiona tym spacerem. Chłopak starał się podtrzymać rozmowę, ale jakoś mu to nie szło. Kiedy zapytał o Pottera, poczułam się bardzo dziwnie.

- Co chcesz wiedzieć? – zapytałam.

- Jak to z wami jest? On się za tobą ugania, stara się o ciebie, a ty wciąż dajesz mu kosza. Chcę tylko wiedzieć, czy on jest dla ciebie kimś ważnym, czy naprawdę go nie lubisz.

Zastanowiłam się nad tym pytaniem. Czemu tak go to interesuje? Przecież nie muszę mu nic mówić.

- Sorry, ale nie sądzę, żeby to była twoja sprawa – powiedziałam.

- Dobra, nie powinienem pytać. A możesz mi tylko powiedzieć, czy coś między wami jest?

- Z Potterem mnie nic nie łączy.

- To dobrze. Ale wiesz, że to wszystko wygląda jakby coś między wami było?

Może to był błąd, ale stwierdziłam, że mogę mu opowiedzieć, co się ostatnio wydarzyło. Wysłuchał mnie cierpliwie. Na jego twarzy pojawiła się... ulga. A może tylko mi się tak zdawało? No nie wiem...

- Wiesz... Myślę, że on się tobą bawi – powiedział.

- Może sprawia mu to przyjemność... Idiota. Ja może tak traktować taką wspaniałą dziewczynę jak ty? – dodał.

- Wspaniałą? Nie, no co ty? Mam dużo wad – zaśmiałam się.

- Jak każdy, ale trzeba umieć sobie z nimi radzić. A co do tego Pottera, to się nim nie przejmuj. Nie jest ciebie wart.

Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas o różnych sprawach. Patrick był o rok starszy i w tym roku będzie zdawał Owutemy. Trochę dziwiła mnie jego postawa. Niczym się nie martwił, żył chwilą. Ale... Czy miał rację, jeśli chodzi o Jamesa?

     Wkrótce poznałam odpowiedź na to pytanie. Potter przez następne kilka dni całkowicie mnie ignorował i spotykał się z różnymi dziewczynami. Ann i Dorcas myliły się, twierdząc, że chłopak przeze mnie cierpi. A Patrick wciąż był przy mnie. Czasem miałam wrażenie, że mnie po prostu śledzi. Zjawiał się zawsze tam, gdzie ja. Niekiedy było to uciążliwe. Ale oprócz tego, był całkiem fajny. Spędzałam z nim dużo czasu. Dziewczyny twierdzą, że powinnam być ostrożna. Nie wiem czemu... Nic mi się przecież nie stanie.

     Wracałam właśnie z biblioteki. Chciałam tam znaleźć więcej informacji o Eliksirze Wigoru, jednak chyba będę musiała posłużyć się podręcznikiem. Stanęłam pod drzwiami dormitorium i usłyszałam rozmowę moich przyjaciółek. Coś mnie podkusiło i zaczęłam podsłuchiwać.

- Twierdzi, że teraz jest mu to wszystko obojętne – mówiła Dorcas.

- Tak, jasne... Tylko tak mówi, w rzeczywistości na pewno cierpi – odparła Ann.

- Powiedziałam mu, ze Lily chciała z nim pogadać, ale zobaczyła go z inną, więc dała sobie spokój. Wtedy chyba coś w nim pękło. Może nie jest jeszcze za późno?

- Oni naprawdę powinni porozmawiać. A ten cały Patrick mi się nie podoba. Jest taki beztroski. Ale z tego, co mówiła Lily, wydaje się ok...

- A James? Przecież on ją kocha! Powiedziałam mu też o Patricku. Nie był tym zachwycony. Widać było, że żałował... Obiecał, że postara się to naprawić.

- Oby. Lily chyba niedługo przyjdzie. Lepiej, żeby nie wiedziała, że z nim rozmawiałaś.

No nie! Moje przyjaciółki spiskują przeciwko mnie. Jak Dorcas mogła to zrobić? Dlaczego poszła do Pottera i o wszystkim mu opowiedziała? Teraz on pewnie ma jakąś nadzieję! I znów będzie, że ta zła i niedobra Evans krzywdzi Pottera. O nie! To nie moja wina, że Dorcas naopowiadała mu takie rzeczy. Jednak jestem trochę na nią zła. I jeszcze opowiedziała mu o Patricku. Nie no, po prostu super. Byłam bardzo zła. Po co Dorcas się w to mieszała? Nie chcę mieć nic wspólnego z Potterem. Wszystko skończone.

     Ruszyłam w stronę Wielkiej Sali. Nie miałam teraz ochoty na rozmowę z dziewczynami.

- Lily! – usłyszałam wołanie.

Odwróciłam się i ujrzałam Patricka.

- Co się stało? Wyglądasz na wkurzoną... – rzekł.

Opowiedziałam mu całą zaistniałą sytuację. Zrobiło mi się lżej, kiedy mu się wygadałam.

- Ta Dorcas źle zrobiła, ale chciała dobrze. Nie gniewaj się na nią. A Potterem się nie przejmuj. To idiota.

- Wkurza mnie już to wszystko!

- Wiem... To okropne, jak przyjaciele ingerują niepotrzebnie w nasze życie.

- Dokładnie… Ciekawe, czy Potter posłucha Dorcas...

- Naprawdę nie przejmuj się nim. Nie jest ciebie wart.

- Dziękuję... Za to, że jesteś... – przytuliłam się do niego.

Potrzebowałam tego. Bardzo. Nie wiedziałam jednak, że pewien czarnowłosy chłopak wybiegł właśnie zza rogu korytarza i ujrzał swoją ukochaną dziewczynę przytulającą się do innego. Jego serce ścisnął wieki żal. Tak bardzo ją przecież kochał...

 

***

 

Na początku przepraszam, ze tak długo nie było notki, ale kompletnie nie miałam weny, co chyba widać po tej notce. Nie jest zbyt dobra. Ale to już Wy oceńcie. A co do szablonu... Niektórym się podoba, a innym nie. Stwierdziłam, że zostawię go na jakiś czas. A później może stworzę coś nowego. :) I dziękuję, za kolejne pojawienie się w Polecanych! Pozdro!

4 maja 2007

"-Nienawidzisz mnie?"

     Następnego dnia robiłam wszystko, żeby tylko nie widzieć Pottera. Ten z kolei mi to utrudniał. Koniecznie chciał ze mną porozmawiać. Ja nie miałam na to ochoty. Znów by zaczął przepraszać i wymyślać różne głupoty i jeszcze przez przypadek bym mu uwierzyła. Potter w końcu da sobie spokój.

     Wracałam właśnie z biblioteki do Pokoju Wspólnego, gdzie miałam zamiar uczyć się z przyjaciółkami eliksirów. Profesor Slughorn zrobił się ostatnio strasznie wymagający. Oprócz mnie na korytarzu nie było nikogo. Nagle usłyszałam wołanie zza pleców.

- Lily! Zaczekaj! Proszę!

To był James. Przyśpieszyłam kroku. Niestety, chłopak dogonił mnie i zatrzymał.

- Nareszcie... – wysapał.

- Cały dzień nie mogłem cię znaleźć – dodał.

- Czego chcesz? – spytałam wrogo.

- Dlaczego od razu tak niemiło? Chcę tylko pogadać...

- Streszczaj się.

- To co się wczoraj wydarzyło... Ten pocałunek.... Jesteś o to zła? Tak szybko odeszłaś...

- Zła? Jak mogłabym być zła?

- To dobrze... Już myślałem...

- Jestem wściekła, Potter! Dlaczego ty to zrobiłeś?

- Lily, proszę, nie krzycz i się nie denerwuj...

- Dobrze, proszę bardzo, mów. Co masz na swoje usprawiedliwienie?

- Ja... Eee... Bo...

- Nic! Właśnie! Zrobiłeś to, bo tak ci się podobało! Jak zwykle! Nie patrzysz na innych, liczy się tylko to, co ty chcesz! Mam cię dosyć, Potter! – krzyknęłam głośno.

James się chyba tego nie spodziewał. Na chwilę go zatkało.

- O nie, Evans, przesadzasz. To ty uważasz się za nie wiadomo co.

- Ja? A kto rzuca zaklęcia na kogo popadnie? Kogo bawi czyjeś cierpienie?

- Nie bawi mnie czyjeś cierpienie. I już dawno skończyłem z tym rzucaniem zaklęć na wszystkich - powiedział twardo, patrząc mi w oczy.

Zaczęłam się bać tego wzroku... Ale nie, nie mogę ulec Potterowi.

- Może i tak. Ale nadal zachowujesz się jak dzieciak.

- Dzieciak? Jeśli już to jak szaleńczo zakochany dzieciak! Lily, ja to wszystko robię z miłości do ciebie!

- Z miłości? Gdybyś mnie kochał, nie zachowywałbyś się tak!

- A niby jak mam się zachowywać?! Nie wiesz, jak ja się czuję, kiedy ty za każdym razem mnie ignorujesz albo wściekasz się i krzyczysz! Już tego nie wytrzymuję!

- To dlaczego nie dasz sobie spokoju?!

- Bo cię kocham! Nie wiem, co mam robić, żebyś w końcu to dostrzegła! Może masz rację, może faktycznie zachowuję się jak dzieciak, ale ja już naprawdę nie mogę! Chciałbym móc cię przytulić, pocałować bez obawy, że zaraz dostanę za to w twarz. Kiedy próbuję coś zrobić, żebyś wreszcie dała mi szansę, ty się wkurzasz! Co we mnie jest nie tak? Czy ja naprawdę jestem taki okropny? Tak bardzo mnie nienawidzisz...? – ostatnie zdania mówił takim smutnym tonem...

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zatkało mnie.

James patrzył na mnie smutnym wzrokiem.

- Powiedz szczerze. Nienawidzisz mnie? Jeśli tak, dam ci spokój i już nigdy nie będziesz miała ze mną problemów – rzekł chłopak.

Mówił prawdę, wiedziałam to.

Czy go nienawidzę? Nie... Chyba nie. Może go nie lubię, ale to na pewno nie jest nienawiść.

Milczałam. Mimo wszystko nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

- Tak myślałem – powiedział smutno James i odszedł.

Stałam bez ruchu. Nie mogło do mnie dojść to, co przed chwilą zaszło. W końcu to zrozumiałam. Wróciła mi mowa. Puściłam się biegiem za chłopakiem, który zniknął za rogiem.

- James! James! Poczekaj!

Nie znalazłam go jednak. Zrezygnowana osunęłam się na podłogę. Nie, nie płakałam. Było mi przykro, że tak się to wszystko potoczyło. Co ja narobiłam? James pewnie myśli, że go nienawidzę. A to nie prawda! Jak on się może czuć? Wcześniej togo nie dostrzegałam. Jak ja go tak wciąż odtrącałam... Nie wiem, co mam robić. Ale przecież... On przesadza. Nie może mnie kochać. Po prostu nie może. Wymyślił to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Cały Potter.

- Co tu robisz sama? – usłyszałam czyjś głos.

Spojrzałam w górę i ujrzałam na sobą przystojnego blondyna. Sądząc po naszywce na szacie, był z Ravenclavu.

- Nic takiego, po prostu siedzę i myślę – odparłam, po czym wstałam.

- Jestem Patrick Webbe – przedstawił się i podał mi rękę.

- Lily Evans.

- Słyszałem o tobie...

- Nie dziwię się...

- Może byśmy poszli na krótki spacer? – zaproponował.

- Wiesz co, chętnie, ale może innym razem? Umówiłam się z przyjaciółkami...

- Dobrze. W takim razie do zobaczenia, Lily!

Ja to mam szczęście. Najpierw kłócę się z Potterem, a potem poznaję jakiegoś chłopaka, który chce się umówić... Takie to trochę dziwne...

     Skierowałam się w stronę Pokoju Wspólnego. Byłam bardzo ciekawa, co dziewczyny powiedzą o tej sprawie z Potterem. Miałyśmy się uczyć, ale co tam... Później to nadrobimy. W Pokoju Wspólnym w samym rogu siedzieli Huncwoci i o czymś cicho rozmawiali. Wszyscy, oprócz Jamesa. Kiedy mnie zauważyli, posłali mi wrogie spojrzenia. Czyżby coś wiedzieli?

Podeszłam do dziewczyn.

- Lily, dobrze, że jesteś! – powiedziała Ann.

- Co się stało? – spytałam.

- No właśnie. Myślałyśmy, że ty nam to powiesz – rzekła Dorcas.

- James wpadł tu wściekły i zamknął się w dormitorium. Syriusz do niego poszedł, ale go wygonił. Powiedział tylko jedno słowo: Evans. Możesz nam to wszystko wyjaśnić? – powiedziała Ann.

- Dobrze, ale chodźcie do dormitorium. Tutaj jest za dużo osób.

Po chwili byłyśmy w naszej sypialni.

- No to słuchamy – rzekła Ann.

Westchnęłam i opowiedziałam przyjaciółkom całą sytuację z Rogaczem.

- Lily, coś ty zrobiła?! – wybuchnęła Dorcas, kiedy skończyłam.

- Jak co? O co ci chodzi?

- No jak o co? Jak ty go potraktowałaś?! On cię kocha, Lily!

- Nie. Nie kocha. Nie może.

- Niby dlaczego nie?

- Błagam, tylko się nie kłóćcie... – powiedziała Ann.

- Nie może. I Tyle... Po prostu nie może...

- Sama nie wiesz, dlaczego tak mówisz.

- To Potter. Nie jest zdolny do miłości.

- O nie, Lily, przesadzasz i to bardzo. Ma prawo do miłości tak jak każdy. I cię kocha. Wiesz jak on się czuje, kiedy ty go wciąż odtrącasz?

- On sobie ubzdurał, że mnie kocha. Chce mnie zdobyć, a potem zostawić, tak jak inne dziewczyny.

- No nie! Ann, weź coś jej powiedz, bo ja nie wytrzymam! – zawołała Dorcas.

- Lily... Powinnaś go zrozumieć. Stara się o ciebie już ponad pięć lat. To chyba o czymś świadczy, prawda? – zapytała Ann.

- Nie. On postanowił sobie, że mnie zdobędzie, a jak dotąd to mu się nie udaje. I dobrze.

- Bo mu na to nie pozwalasz! Lily, pomyśl, za każdym razem kiedy James próbuje się do ciebie zbliżyć, ty na niego krzyczysz. On mimo to nie poddaje się. Zależy mu na tobie. Ile razy mam ci to powtarzać? Pomyśl, kto uratował cię z tej pułapki Ślizgonów, kto był zawsze, kiedy tego potrzebowałaś?

Dorcas miała rację.

- Lily... On teraz myśli, że go nienawidzisz. Wiesz, co on czuje? – rzekła Dorcas.

 Ann przysłuchiwała się temu z boku. Milczałam. To, co mówiła Dorcas, miało sens.

- Ale Dorcas... To Potter... On się zachowuje jak małe dziecko, któremu odebrano zabawkę...

- Ty wciąż to samo. Oboje jesteście strasznie uparci.

- Więc co według ciebie powinnam zrobić?

- Pogadaj z nim i powiedz jaka jest prawda.

- No nie wiem…

- Ann, a co ty o tym sądzisz? – spytała Dorcas.

- To samo, co ty. Też uważam, że Lily powinna z nim porozmawiać.

- Lily, on tam siedzi sam i zamartwia się... – dodała Meadowes.

- Robicie z niego jakąś ofiarę – powiedziałam.

- Wiesz co? Ty jakaś dziwna jesteś! Chłopak za tobą szaleje, a ty fochy strzelasz! Wybacz, ale cię nie rozumiem – Dorcas wyszła z pokoju.

Westchnęłam i opadła na łóżko. Ann usiadła obok mnie.

- Nie martw się, przedzie jej – rzekła.

- Wiem... Tylko… Zastanawiam się, czy Dorcas nie ma racji... Może ja faktycznie źle traktuję Jamesa?

- Szczerze? Tak, Lily. Jesteś dla niego zbyt ostra. Jemu naprawdę na tobie zależy, a ty go ranisz...

- Ale on się głupio zachowuje...

- Każdy ma jakieś wady. Powinnaś z nim porozmawiać. Jeśli zrobi coś głupiego?

- Nie... No co ty?

- Dowiedział się właśnie, że dziewczyna, którą kocha, go nienawidzi. Na pewno jest załamany.

- Ale ja go nie nienawidzę! Nie lubię go, to fakt, ale to przecież nie nienawiść.

- Ale on tego nie wie.

- Mam z nim pogadać? Ale co ja mu powiem? Że możemy się przyjaźnić? Nie... Nie mogłabym mu zaufać...

- Lily, za dużo myślisz o sobie. Przykro mi to mówić, ale zachowujesz się bardzo egoistycznie. Zastanów się nad tym wszystkim – rzekła moja przyjaciółka, po czym wróciła na swoje łóżko i zaczęła czytać jakąś książkę.

     Pozostałam w tej samej pozycji. W głowie przelatywały mi wydarzenia z dzisiejszego dnia. Najpierw Potter, później ten cały Patrick, potem rozmowa z dziewczynami. Czyli według Dorcas, James mnie kocha... Jakoś trudno mi to pojąć. Ale… Skoro tyle lat to już trwa, tyle razy mi pomagał... Może naprawdę mu na mnie zależy? A ja go tak traktowałam! Biedak... Jak on musiał się czuć? A mimo to, nie poddawał się. Wiele razy mnie denerwował, ale chyba tego nie chciał. Ann ma rację, zachowywałam się jak egoistka. Muszę to naprawić. James uważa, że coś z nim nie tak, że go nienawidzę. Powinien wiedzieć, że tak nie jest. Nie mam pojęcia, co mu powiem, ale to nie problem.

- Dobra, Ann, odę do niego! – powiedziałam, wstając z łóżka.

- To świetnie! Trzymam kciuki, Lily!

Zadowolona ze swojej decyzji, wyszłam z dormitorium. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się potoczy.

 

***

 

I jak? Może być? Według mnie to ta notka nie jest taka zła.. :) A co sądzicie o szablonie? Jak tło? Proszę o szczere opinie. Chcę wiedzieć, co naprawdę o nim myślicie.  Trochę szkoda mi było rozstawać się z poprzednim, ale przecież potrzebne są zmiany. Jeśli ten się wam nie spodoba, mogę wrócić do starego... Ale mam nadzieję, że będzie ok :) Pozdrawiam! ;]