25 sierpnia 2007

Udawana miłość?


Notka z dedykacją dla Cecile (www.dziwna-historia-czyli-lily-evans.blog.onet.pl), która miała niedawno urodziny (WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! ;*) oraz dla Ciuchny, dzięki której wzięłam się za siebie i jakoś napisałam tę notkę ;)

***


            Przed osiemnastą ruszyłam do gabinetu profesor McGonagall, by odpracować swój szlaban. Coś czułam, że będzie nie tak. Po prostu...
            U mojej wychowawczyni czekał juz Potter. Nauczycielka zaprowadziła nas do jakiegoś obrzydliwego pomieszczenia. Myślałam, że będziemy musieli tam posprzątać, co byłoby naprawdę wielką karą, jednak na szczęście okazało się, że musimy poukładać wszystkie papiery znajdujące się w zakurzonych szafkach. Było ich całkiem sporo...
            Bez słowa wzięłam się do roboty. Chciałam to jak najszybciej skończyć, żebym przypadkiem nie musiała rozmawiać z Jamesem. Czułam jednak, że jest to nieuniknione. Tylko tych papierzysk było tysiące...
- Dobrze, że nie musimy sprzątać tego pomieszczenia – rzekł chłopak.
- Yhym... – przytaknęłam.
- To od czego zaczynamy? – zapytał.
- Nie wiem. Trzeba po prostu to poukładać. Podzielmy to na dwie części.
Tak też zrobiliśmy. Nic nie mówiąc, układałam kartki alfabetycznie. Okazało się, że to jakieś informacje o uczniach z Hogwartu.
            Czułam jednak wciąż na sobie czyjś wzrok. Wiedziałam, że Potter się na mnie patrzy. Powoli zaczynało mnie to już denerwować.
- Może mógłbyś wreszcie zacząć coś robić, zamiast gapić się na mnie? – spytałam ze złością.
- Przepraszam – odrzekł szybko chłopak i spuścił wzrok.
Chyba zbyt chłodno go potraktowałam, ale inaczej by nie poskutkowało.
Przez najbliższą godzinę porządkowaliśmy papiery w ciszy. Już miałam dość tego zajęcia. Chciałam już się znaleźć w swoim dormitorium, z daleka od Pottera...
Minęła następna godzina w milczeniu. Zbliżałam się już do końca mojej pracy. Wreszcie mogła trochę odetchnąć. Usiadłam na jednym z brudnych krzeseł.
- Skończyłaś już? – zapytał James.
- Tak... A ty?
- Już prawie.
Po chwili chłopak znalazł się obok mnie. Cisza.... Słychać tylko nasze oddechy. Ja nie miałam zamiaru rozpoczynać rozmowy. Gdyby to ode mnie zależało, mogliśmy tak siedzieć aż do przyjścia McGonagall.
- Lily? – zaczął Potter.
Wiedziałam! Po prostu wiedziałam! On nie usiedzi chwili w ciszy.
- Co?
- Możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie? Tylko szczerze.
Tylko nie to.... Ale dobra, nie będę taka okropna.
- O co chodzi?
- Chcę tylko wiedzieć... Co we mnie jest nie tak, że mnie wciąż odtrącasz?
Wywróciłam oczami. Czy on nigdy się nie poddaje?
- James... Długo będziesz to jeszcze ciągnął? Ja naprawdę nie chcę cię ranić... Ale ty nie pozostawiasz mi wyboru. Proszę cię, daj już temu spokój. Znajdź sobie odpowiednią dziewczynę, która cię pokocha. A szukać daleko nie musisz, bo takich jest mnóstwo w Hogwarcie.
- Lily, ja nie chcę innej... Kocham tylko ciebie....
- Nie, nie kochasz mnie. Tobie się tylko wydaje, że mnie kochasz, ale to nie jest miłość…
- Wcale nie... Pamiętasz, co było na Balu Bożonarodzeniowym w zeszłym roku?
(notka pod tytułem „Bal Bożonarodzeniowy” – dop. aut. )
Przed oczami stanęła mi scena z wspomnianego zdarzenia. Nie mogłabym tego zapomnieć. Jednak to było i minęło. Nie można żyć wspomnieniami.
- Pamiętam – odparłam.
- Wtedy nie byłaś do mnie taka... Ja nie wiem Lily.... Co ze mną jest nie tak? Proszę, powiedz mi to... Co robię źle?
Spojrzałam mu w oczy. Bił z nich wielki smutek, żal, rozpacz. Zrobiło mi się przykro. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam wściekła na siebie. Ja go naprawdę krzywdziłam...
Siedziałam z pochyloną głową. Dziewczyny miały rację. James cierpiał przeze mnie, a mimo to się nie poddawał. Zastanawiałam się, dlaczego? Przecież to niemożliwe, żeby naprawdę mnie kochał...
            Co mi w nim przeszkadzało? No coś, trochę tego było. Nie chciałam z nim być. Nic do niego nie czułam. To wszystko jest chore! Dlaczego nie mogę mieć normalnego życia, tylko wciąż czymś się martwić?
- Lily? – James przerwał moje rozmyślania.
Podniosłam na niego swój wzrok.
- Co się stało? – spytał czule, gdy zobaczył, że bardzo posmutniałam.
- Jestem idiotką – powiedziałam.
- Nie prawda, nie jesteś. Dlaczego tak uważasz?
- Doszło do mnie, że ja cię naprawdę krzywdzę. Nie chcę tego...
- To daj mi szansę... Obiecuję, że jej nie zmarnuję...
- James... Nie mogę... Przepraszam... Ja... Nic do ciebie nie czuję... Nie chcę cię oszukiwać.
- Lily... To co ci we mnie przeszkadza?
- Tego nie da się tak powiedzieć... Po prostu... Nie czuję tego czegoś... Nie pytaj mnie już o to. Najlepiej będzie, jak o mnie zapomnisz.
- Ale ja nie chcę! Nie potrafię! Cholera, Lily, ja cię kocham! Kiedy ty to wreszcie zrozumiesz? - James poderwał się z krzesła i patrzył na mnie z góry.
- Co to za krzyki? – w pomieszczeniu pojawiła się profesor McGonagall.
Podziękowałam jej w duchu...
- Skończyliście? – zapytała.
- Tak – odpowiedziałam szybko.
- Dobrze, możecie iść – rzekła, patrząc na nas uważnie.
Nie tracąc ani chwili, wyszłam na korytarz. Skierowałam się do dormitorium. Nie chciałam rozmawiać z Jamesem.
- Lily, zaczekaj! – zawołał.
Przyśpieszyłam kroku.
- Znowu uciekasz! Poczekaj! – krzyknął.
Wcale nie uciekałam...
Nagle tuż przy mnie zjawił się Rogacz. Widać było, że biegł.
- Mogłabyś poczekać... – mruknął.
- Ciekawe po co, jak i tak mnie dogoniłeś – odgryzłam się.
- Czego ty się boisz? Uciekasz wciąż przede mną...
- Niczego się nie boję. I nie uciekam przed tobą.
- Jasne...
- Słuchaj James. Ta rozmowa nie ma sensu. Daj mi spokój... – oddaliłam się od chłopaka.
Już za mną nie biegł...
Wchodząc do Pokoju Wspólnego zauważyłam kłócącą się parę. Kiedy się zbliżyłam, poznałam ich. To Syriusz i Dorcas.
- Weź się zastanów! Najpierw mówisz, że nic was nie łączy, a teraz to! Nie wiedziałam, że taki jesteś! – krzyczała Dorcas.
- Dor, to nie tak! Nie krzycz! Chodź stąd, porozmawiamy w innym miejscu – Black wziął ją za rękę i siłą pociągnął w stronę wyjścia.
Zauważyli mnie. Dorcas się mu wyrwała.
- A ty Lily też jesteś fałszywa.... Myślałam, że się przyjaźnimy, a ty...
- Ale o co chodzi? – spytałam.
- Nie udawaj... Jest tak, jak myślałam... A ty próbowałaś mi mydlić oczy... – popatrzyła na nas z odrazą.
- Nie chcę was znać – dodała z wściekłością i wyszła.
Przestraszyłam się. Co tu się stało?
 - Syriusz... O co tu chodzi? – zapytałam.
Wszyscy Gryfoni znajdujący się w Pokoju Wspólnym przysłuchiwali się naszej rozmowie z zaciekawieniem.
- Chodź stąd. Musimy porozmawiać – powiedział.
Wychodząc z salonu Gryffindoru, znaleźliśmy się naprzeciw James. Bez słowa wszyscy stanęliśmy. Potter patrzył na nas podejrzliwie.
- Chodź, Lily – Black po chwili złapał mnie za rękę i pociągnął dalej.
Zatrzymaliśmy się w najbliższej klasie. Przeszłam od razu do rzeczy.
- Co się stało? Co ty jej powiedziałeś?
- Spokojnie...
- Nie, nie będę spokojna! Moja przyjaciółka nie chce mnie znać! Chcę wiedzieć, co się stało! – wydarłam się na chłopaka.
- Już, już... Tylko ciszej, proszę – odparł.
Popatrzyłam na niego ze złością.
- No więc... – westchnął, jednak po chwili kontynuował.
- Rozmawiałaś wcześniej z Dorcas, prawda? Wiesz więc, że wyjaśniłem jej wszystko i w ogóle...
- Właśnie. To co się stało?
- I.... Cholera, nie wiem jak na to zareagujesz!
- No mów wreszcie!
- Ech... No i potem o tym wszystkim myślałem... I... Lily... Pamiętasz, jak pytałem, czy my będziemy ze sobą tak na niby?
- No... Co dalej?
- To ja mówiłem poważnie.
- Co? – zdziwiłam się.
- No właśnie... Ty mi się naprawdę podobasz...
Boże... Czy to jakiś sen?
Chłopak mówił dalej.
- Ty stwierdziłaś, ze nic z tego nie będzie, itede, więc pomyślałem, że dam sobie spokój i dalej będę z Dorcas. Jednak później tak o tym myślałem... I to jest bez sensu! Nie chcę robić niczego wbrew sobie! No i... Powiedziałem o wszystkim Dorcas. Wściekła się równo. Pokłóciliśmy się... Resztę już znasz.
Patrzyłam na niego ze zdziwieniem. Byłam tym wszystkim zszokowana.
- Jesteś na mnie zła? – spytał chłopak.
- Zła? Nie... Raczej zszokowana...
- To co teraz będzie?
- Nie wiem. Dorcas mnie chyba zabije. Ja jej powiedziałam, że nic nas nie łączy. A potem ty co innego. Nie dziwię się jej, że nie chce nas znać. Muszę jej to wszystko wyjaśnić – powiedziałam.
- Wątpię, że to coś da, ale jak chcesz... Ale... Ty mnie chyba dobrze nie zrozumiałaś...
 -Czyli?
- No bo... Ty mi się naprawdę podobasz...
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, chłopak pocałował mnie. Miał cudne usta. W tej czynności był całkiem niezły. Ale stop, przecież ja nie mogę...
- Przestań – oderwałam się od Blacka.
- O co chodzi?
- Wiesz dobrze, że nie możemy...
- Niby dlaczego nie?
- Dorcas...
- Zerwałem z nią.
- Ale ona będzie na mnie strasznie zła, jeśli się o tym dowie...
- James też będzie wściekły na mnie. Za to, że mu ciebie odebrałem. Ale ty nawet nie byłaś z nim... Więc... Z nim jakoś sobie poradzimy... A Dorcas... No cóż, zrozumie w końcu.
Patrzyłam na niego ze zdziwieniem w oczach. Czy on mówił poważnie?
- Lily... Ty mi się naprawdę podobasz... Zawsze zastanawiałem się, dlaczego James za tobą szaleje. A teraz sam to zrozumiałem.
- Syriusz... A co z Dorcas?
- Ona... Jest fajna... Ale to nie to samo, co było kiedyś. Zależy na tobie. Dajmy sobie szansę…
Byłam w wielkim szoku. To wszystko dzieje się zbyt szybko.
- Nie wiem. Chcę to przemyśleć. Daj mi trochę czasu.
- Dobra...
- Pójdę już...Cześć...
- Do zobaczenia – Black pocałował mnie w policzek.
Szybko usunęłam się stamtąd. Wróciłam do dormitorium. Siedziała tam Ann, Opowiedziałam jej wszystko dokładnie. Musiałam się komuś wygadać.
- Cholera. I co teraz zrobisz? – spytała.
- Nie mam pojęcia...
- Gdy się zgodzisz, Dorcas będzie naprawdę zła... A tobie się w ogóle Syriusz podoba?
- No fajny jest. Ale nigdy nie myślałam o nim jak o moim chłopaku.
- A James?
- Co James?
- No... Jeśli się zgodzisz na propozycję Syriusza, rozwalisz ich przyjaźń. Wątpię, że ucieszy się, że jesteś z jego najlepszym kumplem.
W tym momencie pojawiła się Dorcas. Chyba słyszała ostatnie zdania naszej rozmowy... Była, delikatnie mówiąc, wściekła.
- A więc jesteś z nim! Wiedziałam, że coś jest między wami! A ty mnie cały czas okłamywałaś! James ci nie wystarcza? Musisz mi odbierać chłopaka? – krzyczała.
- Dorcas, to nie tak jak myślisz...
- Jasne, nigdy tak nie jest! Bo ja jestem głupia i nie mam uczuć!
- Przestań!
- Bo co? Wiesz co? Jesteś strasznie fałszywa! Mam cię dość! – zawołała.
Obrzuciła mnie tylko wściekłym spojrzeniem i wyszła z pokoju.
- Przemyśl to jeszcze, Lily – powiedziała Ann i również mnie zostawiła.
Położyłam się na łóżku. Już kompletnie nie wiedziałam, co o tym myśleć. Syriusz bardzo mnie zaskoczył. Nie wiedziałam, że on... Ale czy nie kłami? Dorcas mnie nienawidzi... Ale przecież to nie moja wina... A poza tym jest jeszcze Potter, którego dziś po raz kolejny zraniłam i zapewne zrobię to znowu, kiedy zgodzę się być z Syriuszem. Ale Rogacz wie, że nie powinien sobie robić żadnych nadziei. Jednak to może rozbić przyjaźń Blacka i Pottera. Oni się przecież jak bracia... Podobnie może być ze mną i Dorcas. On mi tego nie wybaczy. Myśli, że jestem z Syriuszem... Ciekawe, czy gdyby wiedziała, że to nie prawda, miałaby do mnie żal... Black przecież z nią zerwał z własnej nieprzymuszonej woli. To wszystko takie dziwne... Nie wiem, co zrobię... Mam tylko nadzieję, że podejmę właściwą decyzję.

***

Wiem, wiem, miałam pisać częściej... Czasu mam strasznie dużo. I nie o to tu chodzi. Ja jestem strasznie leniwa. Wiem o tym. I jakoś nie mogę się w sobie zebrać, żeby coś napisać. Dlatego tak długo musieliście czekać na notkę. Przyznaję się do winy. ;P
Zdaję sobie sprawę z tego, że wyszedł siódmy tom Harry’ego Pottera. Wiem, że jest w nim wiele wątków z Lily i Jamesem. Tylko stwierdziłam, że przeczytam tę książkę, kiedy wyjdzie w Polsce. Mogłabym teraz, ale po prostu nie chcę. Więc proszę, nie piszcie mi w komentarzach, że w książce było inaczej... ;]
A, i jeszcze odpowiedź na pewien komentarz. Nigdy, przenigdy, nie zawieszę tego bloga, nic wam o tym nie mówiąc. Nie wyobrażam sobie w ogóle, że mogłabym to zrobić. Będę pisać tak długo, jak będę mogła. ;) To chyba wszystko. Pozdrawiam!

12 sierpnia 2007

Prosto w oczy

Następnego poranka Dorcas dla wszystkich była bardzo niemiła. Wściekała się o byle co... Nawet nie starałam się przemówić jej do rozsądku, no wiedziałam, że może to tylko pogorszyć sprawę. Zastanawiałam się jednak, czy tak właśnie zachowuje się przyjaciółka. Mogłaby przecież wysłuchać mnie i Syriusza. Ale nie, ona myśli, że wszystko wie najlepiej. Ech... Mam nadzieję, że wkrótce życie wróci do porządku.
W Pokoju Wspólnym złapał mnie Syriusz i koniecznie chciał porozmawiać. Dorcas obrzuciła nas wrogim spojrzeniem i odeszła, udając, że nic ją to nie obchodzi. Ann również nas zostawiła.
- O co chodzi? – spytałam.
- Mam pewien pomysł.
- Jaki?
- Tylko nie wiem, czy się zgodzisz...
- No mów już.
- Myślałem w nocy o tej zaistniałej sytuacji i doszedłem do wniosku, że skoro oni tak głęboko wierzą, że ze sobą kręcimy to... Może...
- No co? – ponagliłam go.
- Może byśmy zrobili im na złość i serio zaczęli ze sobą... być?
Patrzyłam na niego z wielkim zdziwieniem. Co on wygaduje?
- Syriusz? To ty? Czy to nie tobie tak zależy na Dorcas?
- Lily, zależy mi na niej, tylko po prostu wkurza mnie, ze mi nie ufa i od razu osądza. Chcę jej pokazać, że teraz dopiero może mieć powody do zazdrości... Nie wiem, czy dobrze mnie zrozumiałaś.
- Chyba nie. Powinieneś jej pokazać, że tylko ona się liczy, a nie od razu lecieć do innej. Tak właśnie zachowuje się kochający facet. Sorry, ale myślałam, że jesteś inny. Poza tym Dorcas jest mimo wszystko moją przyjaciółką i nie zrobiłabym jej czegoś takiego.
- Boże, Lily, ale dałaś mi wykład! – roześmiał się chłopak.
Teraz już nic nie rozumiałam...
- Ja tylko zapytałem...
- A gdybym się zgodziła?
- Ale się nie zgodziłaś…
- Nie no, powiedz.
- Ech... No to chyba byśmy byli ze sobą.... Na niby...
- Aha, na niby. Boże... Dobra, udam, że tej rozmowy nie było. Idę na śniadanie. Na razie.
Ale on ma pomysły! Przecież nie mogłabym tego zrobić Dorcas... Poza tym myślałam, że Syriusz ją kocha, a po tym, co usłyszałam, zaczynam mieć wątpliwości…

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

            Transmutacja. McGonagall coś gada o jakiś zaklęciach. Nie mam pojęcia, o co chodzi. Zastanawiałam się wciąż nad słowami Blacka. Czy on naprawdę mógłby... zdradzić Dorcas?
            Nagle wylądowała przede mną mała karteczka. Była od Jamesa, z którym miałam nieprzyjemność siedzieć w ławce.
Możemy się dziś spotkać?
Zrobiłam wielkie oczy i odpisałam:
Nie.
Czemu?
Bo nie.
Muszę z Tobą porozmawiać.
Ale ja nie.
Proszę... To ważne.
Daj mi spokój.
No proszę...
Nie mamy, o czym rozmawiać.
Mamy. No proszę... Chociaż chwilę.
No dobra. O 14:00 na błoniach. Na 10 minut i ani chwili dłużej.
Dzięki!

I w co ja się wpakowałam? O co mu chodzi? Ech... Gdybym się nie zgodziła, męczyłby mnie przez cały dzień.
Dopiero teraz coś zauważyłam. W klasie zrobiło się tak... cicho. Spojrzałam na McGonagall. Jej oczy wyrażały wielką złość. Mierzyła mnie i Jamesa ostrym wzrokiem.
- O, widzę, że pani Evans i pan Potter wreszcie zaczęli uważać... To miłe, że postanowiliście przestać wysyłać do siebie te liściki miłosne. Może szlaban was czegoś nauczy... Dziś, o 18:00 w moim gabinecie. Nie spóźnić się. A teraz wróćmy do lekcji...
Posłałam Potterowi wrogie spojrzenie. To jego wina. To przez niego mam szlaban! Idiota. Po co on do mnie pisał? Wrr... I na dodatek McGonagall powiedziała „liściki miłosne”. Teraz wszyscy pewnie myślą, że.... Nie, na pewno nie. Oby.
            Po obiedzie usiadłam sobie przy oknie i wpatrywałam się w dal. Widać już było lekko pożółkłe liście. Hagrid krzątał się po swoim ogródku. Jak ja dawno u niego nie byłam... Muszę to szybko nadrobić.
- Lily? Możemy chwilę porozmawiać? – usłyszałam za sobą.
To Dorcas. Zdziwiłam się trochę, ale również się ucieszyłam.
- Jasne, siadaj – uśmiechnęłam się lekko.
- Rozmawiałam przed chwilą z Syriuszem.... Powiedział, że was nic nie łączy. To prawda? – Dor przeszła od razu do sedna sprawy.
- Prawda. Dorcas, on jest tylko moim przyjacielem. Nie wiem, dlaczego pomyślałaś, że łączy nas coś więcej?
- On cię tak tulił... I ja naprawdę nie wiedziałam, co się dzieje...
- Oj Dorcas... Przecież wiesz, że ja nie mogłabym ci czegoś takiego zrobić...
- Wiem... Przepraszam, że was od razu osądziłam...
Uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciółkę.
- Mam nadzieję, że teraz będziesz mi bardziej ufać – powiedziałam.
Dziewczyna roześmiała się.
- Lily, a co z Jamesem?
- O nie, tylko nie to...
- Co?
- No znowu nasłucham się o nim jaki to on wspaniały itepe... Mam dosyć.
- Nie... Chciałam wiedzieć, o co chodziło dziś na transmutacji? Pisaliście liściki?! Wow! Tego bym się po tobie nie spodziewała!
- To on zaczął. Chciał się spotkać. Odmawiałam mu długo, ale w końcu jakoś uległam.
- Nie no, Lily, zaskakujesz mnie.
- Nic sobie nie myśl...
- Umówiłaś się z Jamesem!
- Wcale nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Tak?
- No!
Zaczęłyśmy się śmiać.
- Ale tak serio.... On chciał o czymś pogadać. Gdybym się nie zgodziła, męczyłby mnie przez długi czas, wiesz, jaki on jest.
- A ty wspaniałomyślnie się zgodziłaś.
- Dorcas... Nic sobie nie wyobrażaj...
- Oczywiście. Nic, a nic!
- Ha ha ha, bardzo śmieszne... Idę już... Zaraz mam się spotkać z Potterem.... Wrócę szybko, pa.
Cieszę się, że z Dorcas już ok. Dobrze, że zrozumiała prawdę. Jestem tylko ciekawa, co powiedział jej Syriusz...
            Potter czekał już na błoniach. Gdy mnie zobaczył, bardzo się ucieszył.
- Fajnie, że przyszłaś.
Postanowiłam nie być zbyt miła.
- Mów szybko, o co chodzi, bo się trochę śpieszę.
- Już, już... Chciałem wiedzieć... Czy... Ty i Syriusz.... To na poważnie?
Wywróciłam oczami.
- Ile razy mam powtarzać, że nic, oprócz przyjaźni, nas nie łączy? Raz mnie przytulił, wielkie halo!
- Na pewno?
- Tak! A poza tym nie wiem, czemu to cię tak interesuje. Mam prawo spotykać się z kimś, a tobie nic do tego.
- Wiesz przecież, co do ciebie czuję...
- Powiedziałam ci niedawno, żebyś dał sobie spokój.
- Nie mogę. Lily... To nie jest zwykłe zauroczenie... Ja... Kocham cię – spojrzał mi w oczy.
- Nie mogłabyś mi dać szansy? Takiej malutkiej? – dodał.
- Nie. Przestań sobie robić jakiekolwiek nadzieje. James, ja mówię serio.
Chłopak odwrócił wzrok. Widać było, że jest mu smutno.
- Pójdę już... Cześć – rzekłam i oddaliłam się od niego.
Zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam. Chyba go trochę zraniłam... Ale mówiłam mu to już wiele razy, to nie moja wina, że nie może tego zaakceptować.  
Zobaczyłam Hagrida obok swojej chatki. Stwierdziłam, że do niego na chwilę wpadnę.
- Witaj Hagridzie! Co u ciebie? – podeszłam do niego.
- O Lily! Jak miło cię widzieć! Dawno u mnie nie byłaś!
- Sam rozumiesz, szkoła i tak dalej...
- Wiem, wiem, dobrze, że w końcu wpadłaś... Może herbatki?
- Chętnie, ale może innym razem. Ja tylko na parę minut... Obiecuję, że niedługo przyjdę na dłużej.
- Trzymam cię za słowo. I weź resztę ze sobą. No a teraz powiedz, co u ciebie?
Poopowiadałam mu trochę o szkole, aż w końcu temat zszedł na ostatnie wydarzenia związane z Dorcas, Syriuszem i Jamesem. Opowiedziałam Hagridowi, co się stało.
- Cholibka, myślałem, że Dorcas bardziej wam ufa... Ale dobrze, że się pogodziłyście... A James... To dobry chłopak, Lily... – rzekł olbrzym.
-Ale on jest strasznie dziecinny... Myśli, że wszystko mu wolno...
- Zmienił się... Nie zauważyłaś tego? Robi coraz mnie kawałów... Czasem zdarza mu się jakiś wybryk, ale można mu to wybaczyć... Poza tym.... Zależy mu na tobie. Rzadko który chłopak ma odwagę wyznać dziewczynie prosto w oczy swoje uczucia...  Pomyśl nad tym... I zastanów się, co ci w nim przeszkadza...
- Ech.... Nie wiem... Zobaczę jeszcze... Muszę już lecieć... Wpadnę kiedy indziej. Na razie
- Do widzenia, Lily.
Wróciłam do zamku. Nie wiedziałam jeszcze, co mnie dziś czeka...

***

No i udało mi się dziś dodać notkę. :) Przepraszam, że tak późno, miała być po 3 sierpnia, ale jeszcze wyjechałam nieoczekiwanie... Mam nadzieję, że notka się Wam spodoba. :) Teraz do końca wakacji siedzę w domu, więc będę miała trochę czasu na pisanie :) Ale to nie znaczy, że notki będą codziennie. Wszystkie Wasze blogi odwiedzę w najbliższym czasie i skomentuję. :) Pozdrawiam!