27 stycznia 2009

Złe samopoczucie


Kiedy Syriusz wybiegł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami, z półki wiszącej przy drzwiach spadła pewna figurka. Spojrzałam w tamtym kierunku. Wcześniej jej nie widziałam, co trochę mnie zdziwiło, bo już na samym początku dokładnie obejrzałam całą klasę – tak mi się przynajmniej wydawało. Podeszłam bliżej, a moim oczom ukazał mi się niewielki wąż, który powinien mieścić się w dłoni. Był srebrnego koloru. Nie posiadałam zbyt wielkiej wiedzy o tych gadach, jednak stwierdziłam, że może to być żmija. Figurka miała bowiem na grzbiecie wygrawerowany zygzak. Przez chwilę myślałam, że to najprawdziwsze ciało węża polane jedynie srebrną farbą, gdyż mały posążek zawierał mnóstwo szczegółów.
Niepewnie podniosłam go z podłogi. Nagle poczułam, jak robi mi się słabo. Wszystkie siły ode mnie odeszły, jakby ktoś je ze mnie wysysał. Zakręciło mi się w głowie, czułam, że to Ziemia wiruje coraz mocniej, a zarazem się trzęsie. Zamknęłam oczy, mając nadzieję, że to zaraz się skończy…
I tak się stało. W jednej chwili wszystko ustąpiło. Kiedy poczułam, że już pewnie stoję na nogach, spojrzałam na figurkę węża. Ani trochę się nie zmieniła, pozostała w takim samym stanie jak wtedy, zanim wzięłam ją do ręki. Zastanawiałam się, czy ona spowodowała tę dziwną, trudną do wyjaśnienia sytuację. Dla ostrożności  szybko odłożyłam ją z powrotem na półkę – tam, gdzie jej miejsce. Znowu przez parę sekund wydawało mi się, że świat obraca się coraz szybciej, jednak tym razem nie trwało to długo.
Usiadłam na jednym z krzeseł i spróbowałam ogarnąć to, co niedawno się zdarzyło. Nie mogłam się jednak skupić, bo wciąż pojawiały się w mojej głowie nowe pytania. Co to za figurka? Dlaczego tak się poczułam? Moje rozmyślania przerwało głośne otwarcie drzwi, przez które wpadł zdyszany Syriusz.
- Nie… znalazłem… tego… - wysapał, opierając dłonie na kolanach.
- Czego? – zapytałam, siląc się na normalny ton, choć głoś mi lekko drżał.
Chłopak przez chwilę nie odpowiadał. Dopiero kiedy ochłonął, odparł:
- Książki. Remus ostatnio coś czytał i wspominał o niej, ale nie słuchałem go zbyt dokładnie… A to tutaj – wskazał na leżący na ławce podręcznik, który przeglądaliśmy – przypomniało mi o tym. Byłem w dormitorium i w bibliotece… Nie ma.
To wyjaśniało, dlaczego był taki zmęczony. Biegał po całej szkole, a zajęło mu to mało czasu. Zapewne korzystał ze skrótów, jednak one nie prowadzą do każdego miejsca.
- Taka ważna ta książka? Było w niej coś, co mogłoby nam się przydać?
- Tak! – rzekł pewnie Syriusz. – Nie pamiętam dokładnie, jaki to eliksir, ale wiem, że Remusa to zaciekawiło. Czyli musi to być warte uwagi. I było trochę powiązane z tym przepisem.
- No dobrze, ale nie sądzisz, że Remus też będzie chciał to wykorzystać w swoim eliksirze?
Black spojrzał na mnie uważnie, po czym westchnął.
- Kurcze, o tym nie pomyślałem. Ale to nic! Tam było mnóstwo przepisów. Coś się znajdzie dla nas. Trochę to ulepszymy i będzie.
- To teraz trzeba jeszcze zdobyć tę książkę – powiedziałam.
- Tak… Na pewno jest w dziale ksiąg zakazanych. Skoro nie ma jej u nas ani w bibliotece to Remus pewnie ją tam znalazł i już odniósł.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. On mówił poważnie?
- Żartujesz? Dumbledore wyraźnie powiedział, że ma to być bezpieczny eliksir.
Łapa machnął dłonią, jakby odganiał wyjątkowo natrętnego komara.
- Oj, Lily, daj spokój. Myślisz, że tam są tylko niebezpieczne lektury? No, parę tak, ale wiele z nich zawiera po prostu rzeczy dziwne, niewyjaśnione… Można się sporo dowiedzieć. Znalazłabyś tam coś dla siebie.
Nadal patrzyłam na niego podejrzliwie, aż w głowie zapaliła mi się mała lampka. To oznacza, że mogłabym tam poszukać informacji o tej starej klasie, o figurce węża i o tym, co ona powoduje.
- Dobra, ale pójdę tam z tobą – odparłam twardo.
Teraz to Syriusz się zdziwił, ale nie protestował.
- Chodź, musisz coś zobaczyć… - powiedziałam, podchodząc do półki, na której niedawno położyłam moje znalezisko.
Chłopak posłusznie poszedł za mną i rzucił okiem na węża.
- No i? – spytał ze zniecierpliwieniem.
Streściłam mu całe zdarzenie, które nastąpiło podczas jego nieobecności. Wydawało się, że mi nie dowierza.
- To nic takiego… Mogłaś się przecież źle poczuć bez powodu.
- Nie! Myślę, że to ma jakiś związek z tą figurką! Jak ją odkładałam, to znowu się tak czułam…
- Niby jaki związek? Przestań… To nie jest czarnomagiczny przedmiot, bo inaczej, to pomieszczenie byłoby nieźle ukryte…
- A nie jest? – zapytałam
- Skoro Huncwoci się tu dostali to widocznie nie… Spokojnie, nie martw się.
- Jasne… Może chodźmy stąd już, co? Mam dosyć ślęczenia nad tymi książkami… - zaproponowałam.
- Ja też. Chodźmy…
Czym prędzej opuściłam starą klasę. W drodze do Pokoju Wspólnego Syriusz oznajmił:
- Pójdziemy do działu ksiąg zakazanych po szlabanach, dobra?
Zgodziłam się. Teraz nie miało to dużego znaczenia, o wiele bardziej przejmowałam się tajemniczą figurką węża.

***

            Wspomnienie o nietypowej sytuacji w starej, zapomnianej klasie od eliksirów wciąż nie dawało mi spokoju. Kiedy zamykałam oczy chociaż na parę sekund, od razu widziałam srebrzystego węża, którego dotknięcie miało dziwny i jak dotąd niewyjaśniony skutek. Na dodatek częste zawroty głowy nie ustępowały. Następnego dnia nie byłam w stanie skupić się na lekcjach, praktycznie nie docierało do mnie nic z tego, co mówili nauczyciele. Profesor Slughorn, zdziwiony tym, że nie wyrywam się do odpowiedzi, zapytał, czy wszystko w porządku i próbował po lekcji wepchnąć mi buteleczkę z eliksirem orzeźwiającym, ale grzecznie odmówiłam. Wszyscy pytali, co się ze mną dzieje, a ja starałam się im wmówić, że tylko się im wydaje. James posyłał mi co chwilę zaniepokojone spojrzenia.
            Czekał mnie także dzisiaj szlaban z dwójką Huncwotów.  Sprzątanie głównego korytarza na szóstym piętrze z pewnością nie należało do rzeczy, na które miałam dziś ochotę. Wiedziałam, że czeka nas sporo pracy. Nagle pożałowałam, że nie wzięłam tego eliksiru od profesora Slughorna. Może akurat by pomógł?
            O odpowiedniej godzinie zjawiłam się na danym korytarzu. Chłopaki już czekali, James powitał mnie miłym uśmiechem, który trochę podniósł mnie na duchu – przynajmniej przez chwilę.
- Witam was. Waszym zadaniem jest posprzątanie tego korytarza… Pana Filcha nie ma, gdyż nadzoruje pracę Puchonów. Oddajcie różdżki – poleciła McGonagall, zjawiając się znienacka.
Posłusznie oddałam swój magiczny kawałek drewna, mimo że wiedziałam, jak bardzo by mi się przydał podczas dzisiejszej kary. James i Peter także zwrócili  swoje, jednak nauczycielka zainteresowała się zaczarowanym patykiem Rogacza.
- Prawdziwe różdżki, panie Potter – dodała, spoglądając na niego srogo.
Chłopak wywrócił oczami i wyciągnął z kieszeni kolejną różdżkę, którą niechętnie oddał opiekunce.
- No, dobrze. Wrócę tu za kilka godzin. Wszystko ma błyszczeć! A, bym zapomniała. Tutaj macie wszelkie potrzebne do mycia środki – to powiedziawszy, machnęła różdżką, a niedaleko nas pojawiły się dwa wiadra, kilka szmat i przeróżne preparaty, których zazwyczaj używają mugole.
Profesor McGonagall odeszła, a ja bez słowa zabrałam się do roboty. Wzięłam jedną ze szmat, zmoczyłam ją i skorzystałam z jednego ze środków czyszczących, po czym skierowałam się w stronę zbroi rycerza. Zanim zaczęłam ją szorować, rozejrzałam się po korytarzu. Miał on około pięćdziesięciu metrów długości i znajdowało się na nim sześć zbroi. Ponadto wisiało tam kilkanaście obrazów, których ramy były mocno zakurzone. Perspektywa mycia tego wszystkiego nie napawała mnie radością; przeciwnie – myślałam, że gorzej być nie może.
A jednak, myliłam się. Może być gorzej, i to jak. Dopadł mnie nieznośny ból głowy, a w dodatku znowu poczułam, jakby Ziemia kręciła się coraz mocniej. Zacisnęłam mocno powieki, starając się przezwyciężyć ten okropny stan, aż w końcu udało się.
- Nic ci nie jest? – tuż obok mnie stał zaniepokojony James.
- Nie - pokręciłam głową.
- Widziałem, co się z tobą działo na lekcjach. Jesteś pewna?
- Tak, naprawdę, wszystko w porządku. To tylko… Zmęczenie – odparłam, niezbyt przekonująco, bo Rogacz wciąż wpatrywał się we mnie uważnie.
- Lily… - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nic mi nie jest. Wracajmy do pracy.
- No dobrze.
Kolejne minuty mijały na dokładnym myciu metalowych zbroi rycerskich. Zawroty głowy jak dotąd się nie powtórzyły, przez co praca poszła dość sprawnie, a kiedy został nam tylko jeden rycerz, Peter zajął się czyszczeniem ram obrazów. Szorowałam lewą rękę zbroi, a James prawą. Co chwilę jednak zerkał na mnie i uśmiechał się szeroko.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytałam w końcu.
- Bo jesteś śliczna – odparł pewnie.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, ale mimowolnie uśmiechnęłam się.
Godzinę później do umycia została jedynie podłoga. Powierzchnia korytarza wydała się nagle ogromna. James jednak wpadł na genialny pomysł. Przywiązał sobie mokre szmaty do nóg, a że były dość duże, dokładnie pokryły całe podeszwy butów. Chodził, szurając po kamiennych płytach, przez co stawały się one czystsze. Był to o wiele lepszy sposób niż mycie podłogi na kolanach, więc po chwili ja i Peter również „maszerowaliśmy” wzdłuż korytarza, co jakiś czas delikatnie zamaczając sam spód buta w wodzie. Każde z nas zajęło się inną częścią podłogi, a praca szła coraz szybciej.
Nagle znowu zrobiło mi się słabo. Miałam wrażenie, że odpływam… Wszystko przelatywało mi przed oczami, jak film na przyśpieszeniu. Do tego dołączyło się nieprzyjemne pulsowanie w głowie. Myślałam, że po prostu opadnę…
Nic takiego się jednak nie stało. Poczułam, jak obejmują mnie silne ramiona. Ktoś przytulił mnie mocno do siebie, a ja wtuliłam się w tę osobę, czując jednocześnie dobrze znany zapach. Nadal kręciło mi się w głowie, która bolała niemiłosiernie.
Minęło trochę czasu, zanim wróciłam do rzeczywistości. Spojrzałam w górę i zobaczyłam zmartwioną twarz Jamesa.
- Dzięki… - szepnęłam, spuszczając wzrok.
- Nie ma za co, Liluś. Lepiej już? – zapytał troskliwie.
- Tak – pokiwałam głową i spróbowałam się oswobodzić z jego uścisku.
- Na pewno? Myślę, że powinnaś pójść do Skrzydła Szpitalnego.
- Nie, to nic nie da. Przejdzie mi – mruknęłam, jednak zaraz znowu skrzywiłam się z bólu.
Wszystko po chwili przeszło, a James przez następne minuty starał się mnie przekonać, że pani Pomfrey na pewno by mi pomogła. W końcu Glizdogon oznajmił, że skończył swoje zadanie, a jakiś czas później wróciła profesor McGonagall. Była pod wrażeniem tego, co zrobiliśmy. Uznała, że możemy wracać do siebie, co oczywiście od razu wykorzystaliśmy.
            Wróciłam do dormitorium i zabrałam się za wypracowanie z astronomii na temat dwóch z wielu księżyców Jowisza – Io i Europy. Temat był dość ciekawy, jednak po kilkunastu minutach przestały do mnie docierać informacje, które wyczytałam w książkach.

            Dochodziła dwudziesta trzecia w nocy, a mi ani trochę nie chciało się spać. Dorcas zajmowała łazienkę, a Ann już dawno się położyła. Ja sama byłam już gotowa do pójścia do łóżka, ale nie miałam na to ochoty. Podeszłam do okna i otworzyłam je szeroko. Ziemski satelita, znajdujący się w pierwszej kwadrze, oświetlał drzewa Zakazanego Lasu. Wokół niego widniało mnóstwo migoczących gwiazd. Wpatrzyłam się w tę nieodgadniętą przestrzeń. Zimno nadciągające z dworu w ogóle mi nie przeszkadzało, a wręcz odwrotnie – lepiej się czułam.
            Usłyszałam pukanie do drzwi, ale nie odpowiedziałam. Ta osoba na pewno wkrótce odejdzie…
- Lily, co ty robisz?
Odwróciłam się szybko, a moim oczom ukazał się James. Ubrany był jeszcze w hogwardzkie szaty, a jego włosy były jeszcze bardziej rozczochrane, niż zwykle.
- Nic. O co chodzi? – spytałam, nadal stojąc przy oknie.
- Syriusz właśnie mi powiedział, co się stało, kiedy dotknęłaś tej figurki – wyjaśnił.
- Czy wy mówicie sobie o wszystkim?  - mruknęłam ze złością.
- Prawie – wyszczerzył żeby, ale zaraz potem spoważniał. – Martwię się o ciebie. To, co się z tobą dzieje, nie jest normalne…
- Dzięki – zironizowałam, jednak on udał, że tego nie słyszał.
- Ktoś powinien się o tym dowiedzieć. Dziwie się, że mi nie powiedziałaś… - wyznał.
- Powiedz mi: po co? Nic by to nie zmieniło.
- Po prosu myślałem, że mi ufasz, a przyjaciele mówią sobie o takich rzeczach…
- Ufam ci, pewnie, że tak – podeszłam do niego.
Chłopak uśmiechnął się delikatnie i zaproponował:
- To może jednak pójdziemy do Skrzydła?
- Nie – odparłam twardo, patrząc w jego orzechowe oczy.
James wpatrywał się we mnie uważnie, po czym westchnął. Wyglądało na to, że odpuścił. Przytulił mnie mocno do siebie, nic nie mówiąc. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele.
W tym samym momencie Dorcas wyszła z łazienki, gotowa do spania. Zobaczywszy nas, stanęła w miejscu i wydukała:
- Eee… Nie przeszkadzajcie sobie… - i czym prędzej zniknęła za kotarami przy jej łóżku.
Kto wie, co sobie pomyślała? Ja i James zaśmialiśmy się lekko, po czym chłopak mnie puścił.
- W takim razie idź już spać. Musisz odpocząć… - powiedział.
- Nie chcę spać.
- Uparciuch z ciebie. Ale to mi się w tobie podoba.  Ale naprawdę powinnaś iść spać. Jak chcesz, to położę się z tobą… - uśmiechnął się zawadiacko.
- O w życiu! Aż tak źle ze mną nie jest!
- Łee, szkoda, mogło być miło – udał smutną minkę.
- Potter! – zawołałam.
- Znowu po nazwisku? Nie no…
Wybuchłam śmiechem, a on do mnie dołączył. Dzięki niemu czułam się wspaniale, w porównaniu z samopoczuciem po południu.
- Dobra, żartowałem. To jak? Kładziesz się?
- Nie – pokazałam mu język i wróciłam do przerwanej czynności, jaką było wpatrywanie się w niebo usłane gwiazdami.
Nagle zostałam odciągnięta od okna, które James od razu zamknął. Spojrzałam na niego z oburzeniem, ale zanim zdążyłam zaprotestować, Rogacz wziął mnie na ręce i najzwyczajniej w świecie zaniósł do łóżka i przykrył aż po samą brodę. Starałam się mu wyrwać, ale to nic nie dało. W końcu prychnęłam niezadowolona.
- No. Wreszcie – mruknął z dumą James.
- Jesteś niemożliwy – powiedziałam, na co on posłał mi uśmiech.
- To ja teraz wracam do siebie, zobaczymy się jutro. Śpij dobrze – pochylił się i pocałował mnie niepewnie w policzek.
Kiedy dotarło do mnie to, co się wydarzyło, jego już nie było. Odwróciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy.
Sen jednak przyszedł bardzo szybko…

***

            Następnego dnia nic się nie zmieniło. Nadal czułam się otępiała, słaba. Chciałam, żeby to się już skończyło. Przyjaciele patrzyli na mnie z niepokojem, a Dorcas nawet powstrzymała się od tysiąca pytań, które zapewne powstały w jej głowie po tym, co wczoraj zobaczyła.
        Wraz z dziewczynami i Huncwotami szłam na lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami, kiedy to się stało. Myślałam, że wielki ból głowy, który poczułam, po prostu rozsadzi mi czaszkę. To było nie do wytrzymania. Zatrzymałam się i zamknęłam oczy. Miałam wrażenie, że coś dziwnego stara się mnie wciągnąć w ziemię. Zrobiło mi się tak słabo, jak jeszcze nigdy w życiu. Zaczęłam tracić kontrolę nad ciałem i upadłam na podłogę.
- Lily! – usłyszałam krzyk, zanim zemdlałam.

***

Znowu przerywam w takim momencie, wiem. ;D Ja jestem z tej notki zadowolona, co mnie trochę zdziwiło. ;p Czekam na Wasze opinie. :)

20 stycznia 2009

"Gest przyjaźni"


            Konsekwencje genialnego planu Syriusza, jak to określił Remus, Gryfoni poznali już następnego dnia przy śniadaniu. Wszyscy nauczyciele byli obecni i nie wyglądali na zadowolonych. Dyrektor także srogo spoglądał na nasz stół, a kiedy Wielka Sala zapełniła się, wstał i poprosił o uwagę.
- Moi drodzy, zapewne zauważyliście, że wczoraj nigdzie nie było widać naszych nauczycieli. Lekcje także się nie odbyły. Dopiero dzisiaj rano udało nam się wyjaśnić tę sprawę.  Otóż ktoś – spojrzał w stronę Gryfonów – podał naszym profesorom wodę ze sklepu Zonka. Zakładam, że wszyscy wiecie, co ona powoduje. O przestawieniu zegarków nie wspomnę. Większość mieszkańców Gryffindoru, a także część Krukonów i Puchonów nie była obecna na śniadaniu. Myślę, że ktoś, kto wpadł na taki mądry pomysł, miał w tym jakiś cel, który chciałbym poznać. Macie czas do obiadu. Jeśli sprawca się nie przyzna, cała szkoła za to odpowie. Takie rzeczy przecież nie mają prawa się zdarzać! – ponownie skierował wzrok w stronę uczniów, na dłużej zatrzymując się na Huncwotach.
McGonagall również na nas uważnie spojrzała. Widocznie coś podejrzewali. Dumbledore kazał wszystkim wracać do posiłku i sam usiadł na swoim miejscu. Muszę przyznać, że trochę mnie zaskoczył. Nie podejrzewałabym, że to aż tak go zdenerwuje.
Zerknęłam na Huncwotów. Remus i Peter patrzyli z niepokojem na Syriusza, James wydawał się być zaskoczony, za to Łapa niczym się nie przejął.
- No co? – mruknął w końcu.
- Co ty wykombinowałeś? – zapytał Rogacz.
- Oj, nic takiego. Trzeba było coś zrobić, żeby lekcje nie odbyły się po imprezie – wyjaśnił spokojnie Black.
- Ale teraz przecież grożą nam większe kary za każdy wybryk. Nie pamiętasz? A jak się przyznasz to pewnie na szlabanie się nie skończy – mówił Potter.
Czyżby James, po osiągnięciu pełnoletności, zaczął dostrzegać, jakie konsekwencje mogą mieć ich głupie żarty?
- Chwila, chwila. A kto powiedział, że się przyznam? Chyba mnie nie wydacie, nie?
Wymieniliśmy się spojrzeniami. Żadne z nas nie chciało „kablować”, ale też bycie ukaranym za nic nie uśmiechało nam się.
- Jak się nie przyznasz, to cała szkoła zostanie ukarana – warknęła Dorcas.
Wciąż była na niego zła i nie ukrywała tego. Syriusz spojrzał na nią spode łba, ale nie odpowiedział.
- Teraz przeze mnie możesz mieć kłopoty – mruknął smutno James.
- Daj spokój, bez ryzyka nie ma zabawy.
- Słuchajcie… Przecież nie tylko Syriusz jest winny – zaczęłam powoli.
- O, właśnie. Mów dalej – główny zainteresowany wyraźnie się ożywił.
- Impreza była zorganizowana przez każdego, kto tam się znalazł. A to, że to akurat Syriusz zajął się nauczycielami, nie powinno mieć znaczenia, bo równie dobrze mogłabym to zrobić ja.
- Do czego zmierzasz? – spytał James, wpatrując się we mnie.
- Chodzi mi o to, że… Może niepotrzebne by było przyznanie się do czegokolwiek.
- Jak to?
- No kurcze, zostawmy to po prostu tak, jak jest!
Rogacz przez chwile patrzył na mnie z niedowierzaniem, aż w końcu wykrztusił:
- Lily, to naprawdę ty? Normalnie już być była u dyrektora i o wszystkim mu mówiła, a teraz chcesz to ukryć? Nie no, coraz bardziej mnie zaskakujesz…
Uśmiechnęłam się lekko. James miał rację. Ta stara Lily właśnie tak by postąpiła. No cóż, każdy się zmienia.
- Z kim się zadajesz, takim się stajesz – odparłam i uśmiechnęłam się.
- No, i tak ma być! Nie no, mamy dwóch prefektów po swojej stronie, coraz lepiej, Rogacz – rzekł zadowolony Syriusz.
- Nie myśl sobie za dużo – pokazałam mu język. – Mówię tylko, że ten jeden raz można sobie odpuścić. A robię to tylko dlatego, bo, tak jak wcześniej powiedział James, w twoim przypadku nie skończyłoby się tylko na szlabanie. Jasne?
- Oczywiście, pani prefekt – Łapa udał, że się kłania, na co wszyscy roześmiali się.
 Wszyscy, oprócz Dorcas, która skwitowała to niemiłym prychnięciem.


            Lekcje minęły w zastraszającym tempie i wkrótce nastała pora obiadu. Syriusz nie przyznał się, że to on uśpił nauczycieli na cały dzień. Wiedziałam, że gdyby to zrobił, mógłby zostać bardzo surowo ukarany. Zresztą, większość szkoły brała udział w imprezie, więc sprawiedliwie będzie, jeśli każdy dostanie jakąś karę. Dyrektor powiadomił nas, że pół godziny przed kolacją, mamy się zebrać w Wielkiej Sali, a tam woźny podzieli między nas obowiązki. Zapewne będzie to jakieś sprzątanie, segregowanie lub układanie.
            Dorcas wcale nie była zadowolona tą decyzją. Wciąż patrzyła na Syriusza z rządzą mordu w oczach. A on to wykorzystywał i przy każdej możliwej okazji chciał ją bardziej zdenerwować. W końcu wyciągnęłam ją i Ann na spacer, bo obie miały coś do opowiedzenia po niedawnej zabawie.
            Humor poprawił się od razu, kiedy tylko wyszłyśmy na szkole błonia. Śnieg już stopniał, a promienie Słońca przebijały się między gałązkami, na których zaczęły się pojawiać maluteńkie pąki. Zbliżała się wiosna, a wraz z nią zapewne nowe przygody… Mimo to zatęskniłam za białym puchem spadającym z nieba.
- Pogodziłam się z Remusem – oznajmiła Ann.
Ja i Dorcas spojrzałyśmy na nią ze zdziwieniem. To dlatego dzisiaj cały czas się do siebie uśmiechali, a Ann była taka szczęśliwa!
- I nic nie mówiłaś? – spytała Dorcas z udawanym żalem w głosie.
- Oj, nie ma o czym gadać. Po prostu… Tak jakoś wyszło…
- On zaczął rozmowę?
- Tak… To znaczy… Powiedział, że tęsknił i że porozmawiamy o tym później. Nie wiem, kiedy to będzie, ale chyba teraz już się wszystko ułoży.
- No widzisz. On bez ciebie długo nie wytrzyma – powiedziałam wesoło.
- I ja bez niego też nie…
- Dobrze, że znowu się zeszliście. W takim razie tylko Lily nie ma nikogo – rzekła Dorcas.
- Dzięki za przypomnienie. Właśnie, miałam o czymś nam powiedzieć – chciałam szybko zmienić temat, bo dalsza rozmowa o tym niekoniecznie mogłaby się dobrze skończyć.
- No tak. Craig, rok starszy, Puchon. Poznaliśmy się na imprezie.
- A coś więcej?
- Hmm… Jest naprawdę cudowny. Nie wydaje mi się, żeby był jakimś idiotą… Umówiliśmy się na jutro… Może coś z tego wyjdzie, zobaczymy. Chciałabym, ale… - zacięła się.
- Ale…?
- Chyba nie chcę się angażować. Może wybiegam za bardzo w przyszłość, jednak myślę, że tak byłoby lepiej.
- Nie przekonasz się, póki nie spróbujesz. A swoją drogą to Syriusz ma z tobą teraz na pieńku – zauważyłam.
- I dobrze. Niech nie myśli, że może mieć każdą, jak tylko skinie palcem. Ej, a może ja się pomyliłam przed chwilą? – Dorcas nagle się zatrzymała i wbiła we mnie wzrok.
- Co? – spytałam, nie wiedząc, o co jej chodzi.
- Może coś podczas imprezy się zdarzyło, a my o tym nie wiemy? Chodzi mi o ciebie i Jamesa oczywiście.
Ann zaśmiała się cicho, a ja wywróciłam oczami. Czy Dorcas da wreszcie temu spokój? Udałam, że nie słyszałam.
- Jak myślicie, co da nam Filch w ramach kary? – zapytałam.
- Nie zmieniaj tematu…
- Chyba nie będzie tak źle, nie? A zresztą… Chodźcie, ścigamy się do jeziora. Kto pierwszy, ten lepszy! – zawołałam.
Takim oto sposobem udało mi się uniknąć niezbyt przyjemnej rozmowy.

***

            James wreszcie miał chwilę dla siebie. Do tej pory wciąż znajdowali się przy nim jego przyjaciele i nie mógł otworzyć prezentu od Lily. Strasznie ciekawiło go to, co tam się znajdowało. Praktycznie tylko o tym myślał. Ta jedna paczka znaczyła dla niego więcej niż cała sterta innych. Rozerwał dekoracyjny papier, a jego oczom mały zestaw dla rysownika. Chłopak obejrzał go dokładnie. Znajdowało się tam wszystko, co było mu potrzebne. Znalazł tam także poradnik z zaklęciami i technikami. Wielki uśmiech widniał na jego twarzy. Lily wiedziała, co mu kupić…
            Rogacz był szczęśliwy również z innego powodu. Miał z nią wspólny sekret, a ona o tym pamiętała. Położył się na łóżku, trzymając zestaw w dłoniach. Najchętniej wyściskałby teraz Lily i już jej nie puszczał. I wtedy zauważył jeszcze coś – małą karteczkę, leżącą na podłodze. Pewnie wypadła, kiedy otwierał prezent. Wstał i wziął ją do ręki.
Mam nadzieję, że Ci się spodoba…
Wszystkiego najlepszego.
Lily
„I to jak!” pomyślał. Cieszył się, i to bardzo. Poczuł jednak mały ucisk w sercu, że z jej strony to tylko gest przyjaźni. A on pragnął czegoś więcej…

***

            Przed kolacją wszyscy uczniowie stawili się w Wielkiej Sali, aby poznać swoje zadania. Woźny Filch wyglądał na bardzo zadowolonego. Z pewnością tylko czekał na taką okazję. Niektórych bawiła ta sytuacja, a inni byli po prostu wściekli. Do tych osób należeli Ślizgoni. Gdyby ich spojrzenia mogły zabijać, Gryfoni leżeliby już martwi.
- Przejdę od raz do rzeczy. Nie zamierzam się z wami cackać – oznajmił woźny. – Posprzątacie całą szkołę. Całą – powtórzył i rozejrzał się po uczniach. – Ślizgoni zajmą się lochami, parterem i pierwszym piętrem, Puchoni drugim i trzecim, Krukoni czwartym i piątym, a Gryfonom pozostaje szóste i siódme piętro. Wszystko ma być dokładnie umyte i wyczyszczone. Każdy obraz, rzeźba, zbroja… Wreszcie zobaczycie, jaka to ciężka praca. Oczywiście na magię nie macie co liczyć, różdżki będziecie musieli oddać – zaśmiał się ochryple i kontynuował: - Za chwilę dostaniecie karteczki z informacją gdzie, kiedy i z kim macie się stawić na odpracowanie kary.
Nic jednak się nie wydarzyło. Filch stał i wpatrywał się usilnie w sufit, jakby starając się go zmusić, żeby wyrzucił z siebie papier. Gdzieniegdzie rozległy się śmiechy, co  otrzeźwiło naszego woźnego.
- Dostaniecie je na kolacji! A teraz spadać mi stąd i żeby mi nikt nie zapomniał o sprzątaniu! – krzyknął ze złością i oddalił się w przeciwnym kierunku.
Pokręciłam z powątpieniem głową. Coś czułam, że nic z tego nie wyjdzie. Jak poinformować nas im się nie udaje, a co dopiero dopilnować, żeby wszyscy dostosowali się do obowiązków…
            Niestety, myliłam się. Podczas posiłku przed każdym uczniem pojawiła się mała karteczka. Dowiedziałam się z niej, iż pojutrze czekają mnie gruntowne porządki głównego korytarza na szóstym piętrze, a moimi partnerami będą James i Peter. Ciekawie się zapowiada… Trzy dni później wraz z Ann i Remusem miałam posprzątać starą klasę od zaklęć.
- Hej, czemu ja mam trzy dni zajęte, a reszta tylko dwa? – zapytał Syriusz, zaglądając na nasze informacje.
- Może czegoś się domyślili – mruknęła Dorcas.
- No co ty. Na pewno nie. Ale miło widzieć, że dwa razy będziemy razem odpracowywać tę karę – Black posłał jej szeroki uśmiech.
Czy mi się tylko wydaje, że on ją podrywa?
- Nie tylko ty masz trzy dni zajęte… - podsunęłam mu przed nos karteczkę Petera, zanim Dorcas zdążyła mu coś odburknąć.
Zawsze mogło być gorzej… Te szlabany nie są aż takie straszne.
- A Ślizgoni, chociaż nie brali w tym w ogóle udziału, mają najwięcej do roboty! To się nazywa szczęście! – mruknął zadowolony Syriusz.

            Wracając do dormitorium, postanowiłam zajrzeć jeszcze do biblioteki. Przeczytałam już wszystko, co miałam i musiałam wypożyczyć coś innego. Po kilkunastu minutach zmierzałam już z powrotem do wieży Gryfonów, niosąc ze sobą dwa wielkie tomiska.
- Może pomóc? – usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się więc i zobaczyłam Jamesa, który wskazał na księgi, które dźwigałam.
- Dzięki, ale chyba sobie poradzę… - mruknęłam.
- A może jednak? – jednym ruchem zabrał mi lektury i uśmiechnął się szarmancko.
- Skoro nalegasz…
Przez chwilę szliśmy w milczeniu, ale nie przeszkadzało mi to. W jego towarzystwie cisza nie była krępująca, co zauważyłam już dawno.
- Chciałem ci podziękować za prezent. Świetny… - powiedział cicho.
- Podoba ci się?
- Pewnie! Idealny. Na pewno się przyda. Dziękuję… - przystanął.
Zrobiłam to samo i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie uważnie, a jego wzrok latał od moich oczu do ust. Delikatnie się uśmiechał.
- W takim razie będziesz musiał mi coś narysować. Nie odpuszczę ci – zażartowałam.
Przez chwilę wydawało mi się, że po jego twarzy przemknął cień zawodu.
- Jasne, co tylko zechcesz.
Uśmiechnęłam się do niego i oboje ruszyliśmy w stronę Pokoju Wspólnego.

***

            Następnego dnia siedziałam z Syriuszem w starej klasie do eliksirów. Od godziny wertowaliśmy znalezione tutaj księgi, co chwilę natykając się na coraz to dziwniejsze przepisy.
- Słuchaj tego. Do krwi bahanki dodać pięć gramów sproszkowanego serca gumochłona. Zamieszać cztery razy w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara i zostawić na tydzień. Następnie każdego dnia przez dwa tygodnie dodawać po jednej łusce karpia – Syriusz skrzywił się mocno, po czym czytał dalej: - i ponownie pozostawić na tydzień. Na koniec dolać dziesięć kropel jadu żmii. Zgadnij, na co jest ten eliksir – powiedział Black.
- Wydaje się prosty do uwarzenia… Nie wiem. Na co?
- Na szybszy wzrost paznokci! – pokazał mi okładkę księgi, z której czytał. „Tysiąc eliksirów ułatwiających życie kobietom” głosił napis.
Roześmiałam się. Stare mikstury były niesamowicie zabawne.
- Powiedz mi, która dziewczyna męczyłaby się miesiąc z jakimś eliksirem, tylko po to, żeby paznokcie jej szybciej urosły? Czy to ma sens?
- Widocznie nie. Tutaj jest mnóstwo bezsensownych przepisów. Na przykład to… - pokazałam mu fragment, z którym właśnie się zaznajomiłam.
Chłopak po chwili wybuchnął śmiechem. Trochę to trwało, zanim oboje się uspokoiliśmy.
- Dwa płatki fiołka zerwanego w czasie pełni Księżyca dodać do wyciągu z marchwi, mieszać przez dziesięć minut, a potem dosypać trzy gramy sproszkowanego serca smoka… - Syriusz urwał w połowie zdania i wpatrzył się uważnie w tekst. Jego oczy przesuwały się szybko, a on sam wydawał się być bardzo zaintrygowany.
- Mam! Już wiem! – wykrzyknął i poderwał się z miejsca.
- Ale co? – zapytałam zdezorientowana.
- Poczekaj tu! Niedługo wrócę! – zawołał i wyleciał z sali.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, na podłogę spadła pewna figurka.

***



Krócej niż ostatnio, wiem. I raczej takiej długości notki będą się pojawiać. Ta jest tak późno, bo w ostatniej chwili wpadłam na pewien pomysł i musiałam go jeszcze opisać. ;p Mam teraz w prawdzie ferie, ale notki i tak częściej niż około co tydzień nie będą się ukazywać. Kolejna być może w niedzielę… Zobaczymy. Pozdro! ;]