28 kwietnia 2008

"Najpiękniejsze na świecie"

            Minęło kilka dni, w czasie których lepiej poznaliśmy naszych gości. Po lekcjach częstowychodziliśmy wszyscy na błonia i pokazywaliśmy Francuzom zamek. Alienor iCharlotte były bardzo miłe. Można było się z nimi dogadać, nie kłóciłyśmy się.Katie właśnie z nimi trzymała się w Beauxbatons. Huncwoci także je polubili.Przynajmniej one dwie nie uganiały się za nimi, jak inne fanki. I nie miałypusto w głowach. Obie zostawiły swoich chłopaków w szkole i nie chciały wdawaćsię w żadne hogwardzkie romanse.

            Charles, Mathias i Andrew równieżnas nie upuszczali. Na początku ich ciągła obecność trochę mi przeszkadzała,jednak teraz już się przyzwyczaiłam. Razem byli strasznie zwariowani. Niesposób było się z nimi nudzić. A jak do tego dołączyć jeszcze Huncwotów… Dobrazabawa gwarantowana. Po niedoszłym pocałunku Charles przystopował. Niepowtórzył już tej próby. I bardzo dobrze. Byłam na niego zła, jednak z czasemmi to przechodziło. Teraz zachowuje się jak zwykły kolega. James nie polubiłFrancuza i nawet nie krył się z tym. Kiedy jednak z nim o tym porozmawiałam iwyjaśniłam mu, że nie powinien się tak wobec niego zachowywać, starał się niezwracać uwagi na Charlesa.

            A Jeanne, była dziewczyna Pottera,nie dawała się nam we znaki. Gdy obok niej przechodziliśmy, uśmiechała siętylko w stronę Jamesa, jednak ten ją ignorował. Obawy Rogacza okazały sięniesłuszne i nie musiałam w to ingerować.

            Kiedy zeszłam do Pokoju Wspólnego,moim oczom ukazała się duża grupa ludzi tłocząca się pod tablicą zogłoszeniami. Zainteresowana skierowałam się w ich stronę. Okazało się, że wsobotę odbędzie się wyjście do Hogsmeade. Ucieszyłam się na samą myśl o tym.

-Hogsmeade? Co to jest? – zapytał Charles, który nie wiadomo jak znalazł się zamną.

-Wioska czarodziejów. Jest niedaleko stąd. Świetne miejsce, zobaczysz –odparłam.

-W takim razie nie mogę się doczekać…

Pochwili pojawili się przy nas Huncwoci, moje przyjaciółki i goście z Francji.

-Hogsmeade? Ekstra! – powiedział zachwycony James.

-Będzie można uzupełnić swoje zapasy – dodał Syriusz.

-Zapasy czego? – zapytała Alienor.

Chłopakiwymienili spojrzenia. Wiedziałam, że nie chcą wyjawiać swoich sekretów ledwoznanym osobom.

-Jakieś tam rzeczy… Nie wiem… Chodźmy na śniadanie – powiedziałam chcąc zmienićtemat.

Śniadaniei lekcje minęły bardzo szybko. Po nich Huncwoci chcieli nas wyciągnąć naspacer. Dorcas, Ann i Katie zgodziły się, ale ja postanowiłam zostać w zamku,by napisać wypracowanie na eliksiry oraz poćwiczyć ostatnią lekcjętransmutacji. Usiadłam w Pokoju Wspólnym przy kominku i zaczęłam pisać. Pogodzinie skończyłam i rozpoczęłam ćwiczenie zaklęcia Figurs – czaru, który zamieniał rzeczy w figury. Wciąż coś mi niewychodziło, a profesor McGonagall miała sprawdzić nas na kolejnej lekcji.

-Co robisz? – nagle pojawił się przy mnie Charles.

-O cześć… Ćwiczę zaklęcie na transmutację – odparłam.

-Jakie?

Wyjaśniłammu całą sprawę.

-To proste. Miałem to w zeszłym roku… Pomóc ci? – powiedział.

-Jeśli możesz – uśmiechnęłam się.

Charlesbył ode mnie rok starszy. Wydawało mi się jednak, że miał większą wiedzę niżnie jeden siódmoklasista z Hogwartu.

-Spróbuj rzucić to zaklęcie – polecił.

Niestety,pióro, które wzięłam jako przedmiot do zmiany, pozostało takie jak wcześniej.

-Wykonujesz zły ruch ręką. Zobacz – to powiedziawszy wyjął swoją różdżkę izrobił tak, jak być powinno.

Przedemną stała figurka anioła.

-Czemu anioł? – zapytałam.

-Bo… Ty przypominasz anioła – powiedział niepewnie.

Zatkałomnie. Przyznaję, było to miłe, jednak z jego ust wydało mi się tandetne.

-To co powinnam robić z ręką? – zapytałam.

-Ruch musi być lekki, delikatny, a ty to robisz za mocno.

Spróbowałamtak jak mi radził. Znów nie wyszło. Po kilkunastu minutach nieudolnych ćwiczeńCharles złapał moją dłoń i pokierował ją odpowiednio. Dziwnie się poczułam.Przeszedł mnie dreszcz. Spojrzałam niepewnie na chłopaka, on też na mniepatrzył. Kolejny raz zachwyciłam się jego oczami. W cudownej czerni pojawiłysię wesołe błyski.

-Na czym skończyliśmy? – zapytałam, by przerwać tę dwuznaczną sytuację.

Charlesmruknął coś niezrozumiałego, zapewne było to w jego ojczystym języku.Wróciliśmy jednak do nauki. Po niecałej godzinie udało mi się opanować tozaklęcie.

-Dzięki za pomoc, ale teraz powinnam już iść – powiedziałam.

-Okej, zobaczymy się później.

-Cześć…

Udałamsię do dormitorium. Starałam się nie myśleć o tym, co zaszło w Pokoju Wspólnym.To nic nie znaczyło.

            Nagle do pokoju wpadła Dorcas.

-Stało się coś?  Spytałam od razu.

-Nie… Tylko Syriusz strasznie mnie wkurzył swoimi głupimi uwagami… Nic takiego.

-Na pewno?

-Tak… A ty co tu robisz?

-Przyszłam przed chwilą. Charles pomagał mi w transmutacji…

-Tak? – zainteresowała się.

-No… Nic sobie nie myśl – dodałam szybko widząc jej minę.

-A nie wolałabyś, żeby to James był na jego miejscu…? – spytała.

Chwilęsię nad tym zastanowiłam.

-Nie. James jest moim przyjacielem, a Charles kolegą. Nie ma różnicy w tym,który mi pomagał…

-No dobra, powiedzmy, że ci wierzę… Ale wiesz co? Z boku wygląda to tak, jakbyśpodobała się Charlesowi.

-Ech… No widzisz… Ale ja nie chcę… Chyba. Pamiętasz jak kilka dni temu poszliśmydo mojego dormitorium?

Dorcaspokiwała głową.

-To on mnie próbował pocałować.

-Naprawdę? Ale szybki…

-No właśnie! Za szybki. Dziwnie tak…

-Nie martw się, James nie pozwoli mu się za bardzo do ciebie zbliżyć.

-Dzięki za pocieszenie – mruknęłam.

-Proszę – Dorcas wyszczerzyła zęby.

-A Mathias jak? – spytałam.

Dziewczynawestchnęła.

-Jakoś… Do Syriusza mu wiele brakuje…

-Ale…?

-Ale jest w porządku…

-To chyba dobrze?

-Tak…

Dorcaschwile posiedziała, jednak później wyszła szybko z dormitorium, twierdząc, żema do załatwienia ważną sprawę. Ku mojemu zdziwieniu, Dott zerwała się zeswojego posłania i wybiegła przez otwarte drzwi. Natychmiast udałam się za nią.Zbiegłam szybko po schodach i potknęłam się. Wywaliłabym się, gdyby nie czyjeśręce.

-Dzięki – wyjąkałam.

Popatrzyłamw górę na swojego wybawcę.

-Do usług – zaśmiał się James.

-Możesz częściej tak na mnie wpadać – dodał.

-Uważaj, bo wezmę to sobie do serca – uśmiechnęłam się.

-Proszę bardzo.

-Kurcze, muszę lecieć! Dott mi gdzieś uciekła – odwróciłam się od chłopaka iposzłam szukać mojego kota.

Szybkogo odnalazłam. Dott była na rękach Charlesa.

-Cześć… Mogę zabrać moją kotkę? – spytałam podchodząc do niego.

-Jasne… Złapałem ją, kiedy ci uciekała – odparł.

-Dzięki – zabrałam szybko  zgubę i odeszłam od niego. Widziałam jak otwierausta, żeby coś powiedzieć, ale nie chciałam z nim rozmawiać.

Wróciłamdo Jamesa. Stał tam, gdzie go zostawiłam.

-Już się odnalazła? – spytał.

-Tak… - Dott wciąż mi się wyrywała.

Miała białe plamki, widocznie była zła.

-Oj, chyba nie jest zachwycona. Mogę ją wziąć? – zapytał Rogacz.

-Pewnie… - z ulgą pozbyłam się kota z moich ramion.

Jameszaczął ją głaskać, a Dott z czasem się uspokajała.

-Chyba cię lubi – powiedziałam.

-Tak myślisz?

-No jasne! Przecież to ty ją znalazłeś… I byłeś jej pierwszym opiekunem.

-Może masz rację...

Pochwili rozmowy James oddał mi kotkę.

-Pójdę już… Zobaczymy się później – powiedziałam.

-Dobrze…

-To cześć… - odwróciłam się.

-Lily… - powiedział cicho chłopak.

-Tak? – spojrzałam na niego.

Jamesprzytulił mnie mocno. Po prostu. Poczułam ciepło chłopaka i jego piękne perfumy…Nie chciałam tego przerywać, bo świetnie się czułam. Po chwili odsunęłam się odniego i spojrzałam mu w oczy. Orzechowe, pełne radości i szczęścia…Mogłabym w nie patrzeć godzinami. Zdecydowanie ładniejsze od oczu Charlesa.Tak… Te jamesowe były najpiękniejsze na świecie.

 

***


Notka byłaby wcześniej, jednakwypadły inne obowiązki… Mogłaby być lepsza, jednak na taką mnie dziś stać. Tytułteż taki sobie… W kolejnej będzie więcej akcji. Pozdro! ;)

20 kwietnia 2008

James i Charles

Następnego dnia poznałyśmy odpowiedź na zadane przez Ann pytanie. W drodze na śniadanie towarzyszyły nam dwie blondynki, koleżanki Katie ze szkoły, Alienor i Charlotte. Okazały się bardzo miłe. Widać było, że jeszcze się trochę boją i niepewnie się czują w Hogwarcie. Myślę, że z czasem będzie lepiej.
W Wielkiej Sali Alienor zawołała do nas jeszcze trzy dziewczyny. Siedziały przy stole Huffelpuffu.
- To jest Jeanne, Pauline i Louise – powiedziała.
Przedstawiłyśmy się po kolei. Jeanne była wysoka brunetką, tak jak Louise. Jedynie Pauline miała brązowe włosy i nie należała do najwyższych. Wszystkie sprawiały wrażenie sympatycznych.
- Mam wrażanie, że już cię kiedyś widziałam – powiedziała Jeanne uważnie mi się przypatrując.
- Tak? Ja ciebie jednak widzę po raz pierwszy – odparłam.
- Może mi się coś pomyliło… Jesteś podobna do pewnej osoby.
Nic nie odpowiedziałam.
Nagle w Wielkiej Sali pojawili się Huncwoci. Śmiali się głośno, widać, że byli w dobrym humorze. Kiedy jednak podeszli do nas, z twarzy Jamesa natychmiast zniknął uśmiech.
- Co ty tu robisz? – spytał poważnym tonem patrząc na Jeanne.
Ona nie wyglądała na zdziwioną, przeciwnie, na jej twarz wstąpił podstępny uśmieszek.
- Przyjechałam z Beauxbatons. Dziwię się, że dopiero teraz się spotykamy…
Potter nie odpowiedział tylko wciąż wpatrywał się w nią. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, nie dało się poznać, czy jest zły, czy szczęśliwy. Posłałam mu pytające spojrzenie, a on udał, że tego nie widzi.
Po chwili Jeanne i jej koleżanki wróciły do stołu Puchonów, a my zajęliśmy się śniadaniem. Dorcas i Ann zaczęły rozmawiać z dziewczynami z Beauxbatons, Huncwoci również czasem wtrącali swoje uwagi, jedynie James siedział zamyślony. Ja też wciąż analizowałam sytuację sprzed chwili. Kim była ta dziewczyna? I co ją łączyło z Rogaczem? Ta sprawa bardzo mnie interesowała i nie docierało do mnie nic, co działo się dookoła.
- Lily! Trzeci raz do ciebie mówię! Idziesz? – zapytała głośno Dorcas.
- Co? – ocknęłam się.
Dziewczyna westchnęła.
- Pytałam cię, czy idziesz na lekcje. - powtórzyła.
- A, tak, już…
- Mnie z wami nie będzie – oświadczyła Katie.
- Jak to?
- Mamy osobne lekcje. Chyba tylko kilka będzie łącznych, nie wiem dokładnie.
- Szkoda… W takim razie zobaczymy się później.
- Tak. To cześć!
Udałyśmy się na lekcje. Cały czas zastanawiałam się, skąd znają się James i ta Jeanne. Było w niej coś, co nie dawało mi spokoju. Nie wiedziałam, co działo się na lekcjach, byłam praktycznie w innym świecie.
Kiedy wróciłam do Pokoju Wspólnego, podszedł do mnie James.
- Może spacer? – zapytał uśmiechając się lekko.
- Chętnie – odparłam.
Może uda mi się poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania…
Wyszliśmy na błonia pokryte śniegiem. Zawiał zimny wiatr więc otuliłam się mocniej szalikiem. James zaczął luźną rozmowę o wszystkim i o niczym. W końcu zdecydowałam się zadać pytanie o męczącą mnie sprawę.
- A co z tą dziewczyną? Tą Jeanne?
Chłopak spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Nic… Byłem z nią na wakacjach…
Zamyśliłam się. Czyżby to lekkie ukłucie w sercu było spowodowane zazdrością?
- Kochałeś ją? – zapytałam nagle.
O dziwo, Rogacz roześmiał się. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- No co ty! Od kilku lat kocham tylko jedną dziewczynę i raczej się to nie zmieni – odparł nie patrząc na mnie.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam jakbym została pozbawiona języka. Dlaczego tak się działo?
Chłopak wyczuł moje zmieszanie i szybko zmienił temat.
Dotarliśmy do brzegu jeziora, którego brzegi były zamarznięte. W oddali pojawiły się macki kałamarnicy pływającej w wodzie.
- Tam, za jeziorem, pewnie muszą być piękne miejsca… - powiedziałam wpatrując się w dal.
Za wodą wznosiły się śliczne wzgórza.
- I są – odparł Rogacz.
- Skąd wiesz? – odwróciłam głowę w jego stronę.
James stał za mną.
- Bo je widziałem – odrzekł tajemniczo.
- Jak to? – dopytywałam się.
- Wiesz, trochę się bywało za Hogwartem…
Uśmiechnęłam się. Nikt nie zna Hogwartu i jego okolic tak dobrze jak Huncwoci.
- Kiedyś cię tam zabiorę, jeśli chcesz. Tylko wiosną, bo o tej porze roku jest tam pusto i nie tak uroczo jak później – powiedział.
- Pewnie, że bym chciała! Dzięki!
James złapał mnie niepewnie za dłonie i oparł swoją głowę na moich ramionach. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Staliśmy tam dość długą chwilę, a ja nie miałam ochoty tego przerywać. Czułam się bezpiecznie przy nim. Było w tym coś bardzo dziwnego, czego nie potrafiłam określić. Jego bliskość działała na mnie bardzo pozytywnie.
W końcu oderwałam się od niego i spytałam:
- Wracamy już?
- Tak, pewnie…
Tak więc udaliśmy się do zamku.  Kiedy wchodziliśmy przez próg Hogwartu, James zapytał:
- A… Lily… Mogę mieć małą prośbę do ciebie?
- A o co chodzi?
- Bo ta Jeanne… Ona może sobie coś ubzdurać i się do mnie podwalać.
- Ale przecież lubisz, jak dziewczyny na ciebie lecą – przerwałam mu.
- Oj, niby tak, ale wiesz… Jak się już jakaś napalona przyczepi…
Zaśmiałam się.
- Więc? Na czym polega ta prośba?
Chłopak chwilę zastanawiał się, jak to powiedzieć.
- Gdyby ona też zaczęła się o coś mnie czepiać… To… Mogłabyś jej jakoś zasugerować, żeby dała sobie spokój? Wiem, że wy, dziewczyny, tak potraficie.
Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Trochę mnie zaskoczył.
- Chyba rozumiem… Ale dlaczego ja?
James zmieszał się, widocznie tego się nie spodziewał.
- Eee… No… Jesteśmy przyjaciółmi i myślałem, że byś mi pomogła.
Uśmiechnęłam się.
- Okej, w razie potrzeby zobaczę, co da się zrobić.
- Dzięki.
Do Pokoju Wspólnego dotarliśmy w milczeniu. Tam spotkaliśmy naszych przyjaciół, do których się dosiedliśmy. Katie jeszcze nie wróciła.
Jednak po chwili do pokoju weszli nasi francuscy goście. Dziewczyny, oprócz Katie, udały się do swojej sypialni, a chłopaki podeszli do nas. Charles usiadł na wolnym miejscu obok mnie. Rozpoczęliśmy normalną rozmowę o mijającym dniu.
- Dobra, ja już pójdę. Muszę zajrzeć do Dott – powiedziałam w końcu.
- Dott? – zainteresował się Charles.
- To moja kotka – wyjaśniłam.
- Pokażesz mi ją? – zapytał z nadzieją.
- Pewnie, tylko ona jest w moim dormitorium. A tam chłopaki wchodzić nie mogą.
- A to dlaczego?
- A żebym to ja wiedziała… Jest jakiś czar na schodach.
Szczerze mówiąc, nie byłam pewna, czy chcę, by ten chłopak wchodził do mojego pokoju. Ledwo go znałam i nie ufałam mu jeszcze.
- Może uda się go obejść – odparł chłopak i podszedł do schodów.
Postawił jedną nogę na schodach, które zamieniły się w ślizgawkę. Zaśmiał się lekko.
- To prosty urok. Wystarczy jedno, małe zaklęcie – rzekł.
To powiedziawszy, szepnął cicho jakieś słowo i machnął różdżką. Spokojnie zaczął wchodzić po schodach.
- Które drzwi? – zapytał.
- Drugie na prawo – odparłam zbyt szybko.
Zerknęłam na przyjaciół. Byli tak samo zdziwieni jak ja. Jedynie Katie uśmiechała się do mnie przyjaźnie, przez co poczułam się lepiej.
Huncwotom rozwikłanie tej zagadki zajęło o wiele więcej czasu… Cóż, widocznie Charles był bardzo mądry i utalentowany.
- To tutaj – wpuściłam chłopaka do środka.
- Ładnie tu macie…
Podeszła do nas Dott. Wzięłam ją na ręce. Kotka uważnie przypatrywała się mojemu gościowi. Jej kropki były ciemnozielone.
- Jest kolorowa? – zapytał zdziwiony Charles.
- Zmienia kolory kropek w zależności od nastroju. To magiczny kot.
- Skąd ją masz?
- Dostałam od Jamesa.
- To ten chłopak w okularach?
- Tak…
- Mogę ją wziąć na ręce? – zapytał.
- Jasne – podałam mu powoli kota.
Kropki Dott zrobiły się przez chwilę białe, jednak zaraz zmieniły się na czarne, kiedy Charles zaczął gładzić ją za uchem.
- Jest jej dobrze… - powiedziałam i też ją pogłaskałam.
Spojrzałam w górę i nasz spojrzenia zetknęły się. Miał naprawdę cudne oczy.
- Masz piękne oczy – rzekł.
„Ty też…” pomyślałam, jednak tego nie powiedziałam.
- Dzięki – odwróciłam wzrok.
Chłopak chwilę pobawił się z kociakiem, po czym ją wypuścił i rozejrzał się dookoła.
- Mieszkacie tu we trzy?
- Tak… Wcześniej była tu jeszcze Katie.
- Niech zgadnę… To jest twoje łóżko – wskazał na moją własność.
- Skąd wiedziałeś?
- Tak jakoś… Pasuje do ciebie.
Roześmiałam się.

~~~Po trzydziestu minutach w Pokoju Wspólnym~~~

- Co oni tak długo tam robią? – denerwował się James.
- Rozmawiają – odparła spokojnie Katie.
- Ledwo się znają!
Rogacz chodził w te i powrotem i nawet nie starał się pohamować swoich uczuć.
- Ej, stary, przystopuj trochę. To twoja laska, czy co? – zapytał Mathias.
Potter posłał mu wrogie spojrzenie, ale nie odpowiedział.
- Jemu na niej strasznie zależy – szepnęła Mathiasowi Dorcas do ucha, tak, że tylko on to usłyszał.
Syriusz spojrzał na nich kątem oka.
- Nic jej nie będzie, prawda? – zapytała Katie swojego chłopaka.
- Pewnie, nie masz się czym martwić. Charles nie jest taki… - odparł Andrew i pocałował ją czule.

~~~W dormitorium~~~

Siedziałam na swoim łóżku, a Charles na sąsiednim. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się w najlepsze. Pomimo wcześniejszej lekkiej niechęci do chłopaka, teraz zmieniłam o nim zdanie. Po głębszym poznaniu go zobaczyłam, że jest w porządku. Nagle mój wzrok przykuł budzik na szafce. Rozmawiałam z nim już dość długo. Moi przyjaciele pewnie się trochę martwili…
- Chyba powinniśmy już do nich wrócić – powiedziałam.
- Okej.
Wstaliśmy.
- Lily… - szepnął, gdy znajdowaliśmy się przy drzwiach.
- Tak?
Chłopak zaczął się do mnie przybliżać. W końcu zrozumiałam, co chce zrobić. Już prawie czułam jego oddech na sobie…
- Przestań – powiedziałam twardo i odsunęłam się od niego.
- Sorry… - był zmieszany.
- Nie próbuj więcej – ostrzegłam.
- A teraz chodź – dodałam.
Czym prędzej zeszłam na dół do Pokoju Wspólnego. Kiedy James mnie zobaczył, na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi.
- Co tak długo? – Rogacz starał się być spokojny, jednak ja wiedziałam, że to tylko pozory.
- A tak jakoś… Zagadaliśmy się.
Usiadłam przy Jamesie. Charles rzucił na mnie dziwne spojrzenie.
- Wszystko w porządku? – zapytał cicho Potter.
- Tak…
- Na pewno?
- Tak, wszystko okej.
- Wiesz, że jakby co, to możesz na mnie liczyć.
- Wiem, wiem, dzięki…
Poczułam się bezpieczniej. Charles mnie zaskoczył tym, co próbował zrobić. Mam nadzieję, że już więcej nie będzie próbował…

***

Ostatnio mam wenę na pisanie… :) Koniec tej notki powstał pod wpływem chwili… Mam nadzieję, że notka się spodoba, bo ja sama jestem z niej zadowolona :) Imiona dziewczyn z Francji zawdzięczam Cecile :) Następna notka za tydzień. Pozdro!

13 kwietnia 2008

Nowe znajomości

           PrzyjazdKatie oznaczał jedno – nieprzespaną noc. Zamknęłyśmy się w dormitorium irzuciłyśmy na nie zaklęcie dźwiękoszczelne, gdyż przeczuwałyśmy, że Huncwocibędą chcieli wykorzystać okazję i nas podsłuchać. Ubrane w piżamy złączyłyśmyłóżka tak jak kiedyś i wyczarowałyśmy kilkanaście świec, aby nadać pokojowinastrój. Opowiadałyśmy sobie mnóstwo rzeczy, które zdarzyły się w czasie, kiedysię nie widziałyśmy z Katie. Najdłużej rozmawiałyśmy o sprawach damsko-męskich.Katie wyglądała na bardzo zakochaną. Jej chłopak, Andrew, zdawał się byćideałem, z tego co mówiła Katie. Naprawdę wspaniale się dobrali. Już nie mogłamsię doczekać, kiedy go poznam.

            Dorcas opowiedziała także, co działosię w tym czasie z nią i Syriuszem.

-…I on powiedział Lily, że podobno chce… Jednak zachowuje się jak kolega… Samawięc widzisz… To skończone – mówiła Dorcas.

Katieprzez chwilę milczała, lecz później powiedziała:

-No to teraz masz okazję, by to zmienić. Wzbudź w nim zazdrość, zobaczysz, że tozadziała.

-Też o tym myślałam…

-Ale czy to nie głupie? – wtrąciła Ann.

-Może trochę… Ale jeśli mu zależy, to powinno go to ruszyć.

-To tylko trzy tygodnie, Black się jakoś przemęczy… Ale on może robić to samo –powiedziałam po chwili ciszy.

-Zobaczymy… Jeśli tak… To trudno. Najwyżej dam sobie spokój… Ale nie mówmy już otym – rzekła Dorcas.

-Jak chcesz… Dobra, Lily, a co z tobą i Jamesem?

-Jak to co? Jest moim przyjacielem…

-Tak, szczególnie po Sylwestrze… - wtrąciła Ann z uśmiechem.

-Tak? A co wtedy było? – zainteresowała się od razu Katie.

-Nic – mruknęłam szybko.

-Jasne, nic a nic – zakpiła Dorcas.

-No mówicie! – zawołała Katie.

-Całowali się! I Lily się to podobało!

-Naprawdę? – ucieszyła się Katie.

Niezaprzeczyłam.

-Nie mówmy o tym, dobra? – zapytałam.

Niktmi nie odpowiedział Za to na twarzy Katie widniał podstępny uśmieszek.

-Mówiłam już dawno, że w końcu zauważysz w nim chłopaka dla siebie – rzekła.

-Wcale nie! Jesteśmy przyjaciółmi. I nie mam zamiaru tego zmieniać.

-Zobaczymy…

TematJamesa został zakończony. Pogrążyłyśmy się w rozmowie na wiele innych tematów.Na tym zleciała nam cała noc. Przyznaję, że bardzo brakowało mi rozmów z Katie.Dziewczyna miała trochę inne spojrzenie na wiele spraw.

 

***

 

            Obudziło mnie poszturchiwanie.Powoli otworzyłam oczy.

-Co ty tu robisz? – poderwałam się z łóżka.

-Eee… No… Nie byłyście na śniadaniu, więc postanowiłyśmy do was zajrzeć –powiedział niepewnie James.  

Rozejrzałamsię po pokoju. Reszta Huncwotów budziła moje przyjaciółki. Syriusz pochylał sięnad Dorcas i szeptał jej coś do ucha. Uśmiechnęłam się lekko.

-Która godzina? – zapytałam Jamesa.

-Dochodzi dwunasta – odpowiedział chłopak z błyskiem w oku.

Spojrzałamna siebie. Moja piżama składała się z krótkich spodenek i skąpej koszulki naramiączkach.

-Nie patrz tak na mnie – mruknęłam pokazując mu język i ukryłam się spowrotem podkołdrą.

Chłopakroześmiał się.

-Jak właściwie tu weszliście? Przecież zamknęłyśmy drzwi mnóstwem zaklęć… -powiedziałam.

-No trochę nam to zajęło… Jednak te zaklęcia da się zdjąć – odparł.

-I jak się spało w dawnym łóżku, Katie? – zapytał Remus.

Itak rozkręciła się rozmowa. Chłopaki zostali u nas około godziny. Dopiero kiedyPeter przypomniał sobie o obiedzie, raczyli wyjść. James siedział w nogachmojego łóżka, a ja wciąż skrywałam się pod kołdrą. To dziwne, ale nie czułamsię skrępowana jego obecnością. To potwierdziło przekonanie, że jest tylko moimprzyjacielem.

W końcu udało nam się dotrzeć na obiad. Dobrze, żedziś sobota. Byłyśmy spóźnione i niewielu uczniów jeszcze jadło. Wróciwszy doPokoju Wspólnego podszedł od razu do nas jakiś chłopak. Miał długie blond włosyzwiązane z tyłu.

-Katie! Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem.

-O, cześć! Trafiłeś do Gryffindoru? To super!

-Też tak myślę. Może mnie przedstawisz? – posłał jej śliczny uśmiech.

-Ach, no tak. To jest Andrew, mój chłopak. A to Lily, Dorcas i Ann, mojeprzyjaciółki.

-Dużo o was słyszałem – Andrew uścisnął nam po kolei ręce.

Usiedliśmyrazem na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać. Andrew okazał się naprawdę miły. Razemz Katie wyglądali na udaną parę. Wkrótce później nasz gość zauważył swoichkolegów ze szkoły i zawołał ich do nas. Był wśród nich Charles – chłopak, któryzwrócił moją uwagę na wczorajszej uczcie.

-Poznajcie się, to jest Mathias, a to Charles.

-Lily – przestawiłam się.

Francuzidosiedli się do nas. Okazali się bardzo sympatyczni. Co prawda, ja niewielemówiłam, to Dorcas przejęła inicjatywę.

            Po kilkunastu minutach w PokojuWspólnym pojawili się Huncwoci. Zawołałam ich, aby do nas podeszli. Katieprzedstawiła ich naszym gościom. Kilka minut później dało się już zauważyć, żeJames i Syriusz nie są zadowoleni z towarzystwa Francuzów. Katie zajęła sięswoim chłopakiem, podobnie jak Ann. Peter szybko nas opuścił. Mathias i Charleszaczęli zagadywać mnie i Dorcas. Ten pierwszy okazywał większe zainteresowaniemojej przyjaciółce. A Charles… Okazał się naprawdę fajny.

-Mówisz dobrze po angielsku – zauważyłam po chwili.

-Tak… Moja siostra tu mieszka. Często do niej jeżdżę.

-Rozumiem…

-A ty? Masz rodzeństwo? – zapytał.

Opowiedziałammu o mojej siostrze. Podczas rozmowy z nim, wyczułam, że chłopak jest bardzonieśmiały. Wolał pytać o mnie niż mówić o sobie. A jego oczy… Zwróciły mojąuwagę już wczoraj. Były bardzo ciemne, czarne wręcz. Śliczne.

            Bardzo dobrze mi się z nimrozmawiało. Trochę się o nim jednak dowiedziałam. Tak mnie to pochłonęło, żezapomniałam, że są tu także Potter i Black. Dopiero kiedy Syriusz odchrząknął,zwróciłam na nich uwagę.

-My już pójdziemy. Idziesz z nami, Lily? – zapytał.

-Nie, jeszcze tu zostanę – odparłam.

Chłopakinie byli zachwyceni tą decyzją, szczególnie James. Szybko nas opuścili, a jazostałam z Charlesem. W końcu jednak stwierdziłam, że najwyższy czas wracać.

-Do zobaczenia, Lily – rzekł czarnowłosy Francuz.

Śmieszniewymawiał moje imię. Było to na swój sposób urocze…

 

            Dziewczyny poszły razem ze mną dodormitorium.

-I jak? Zadowolone? – zapytała Katie.

Pokiwałamgłową.

-Ten Charles… Jest całkiem fajny….

-Mówiłam ci. Tylko nie dawaj mu zbyt dużo na razie, bo to wykorzysta –ostrzegła.

-Okej, okej, nie martw się, nie zamierzam.

-A jak Mathias, Dorcas? – zapytała Katie.

-Wydaje się miły…

-Uważaj, to podrywacz…

-Trudno… Nie zamierzam się zakochać, chce tylko, żeby Syriusz coś zrobił…

Katiepokiwała ze zrozumieniem głową.

-A dziewczyny? Żadnej nie ma w Gryffindorze? – spytała Ann.

-Szczerze mówiąc nie wiem…

Podeszłamdo okna i wpatrzyłam się w dal. Sama nie wiedziałam, co mam myśleć o wizycieFrancuzów. Czy to czegoś nie zmieni? Boję się, że James zacznie się na mnieobrażać i popsuje się to, co było między nami. Mam nadzieję, że tak jednak niebędzie… Charles jest w porządku, jednak ja myślę o nim jak o koledze. I oby takzostało…

           

***

 

Udałomi się dodać notkę… Pewnie gdybym miała więcej czasu byłaby trochę lepsza… Nocóż… Jeszcze trochę trzeba poznać Francuzów i zostawię to na następną notkę. ;pPozdro!

11 kwietnia 2008

Trzecia rocznica :)

Taak…I nadszedł jednak ten dzień… :)

Dokładnie3 lata temu, 11 kwietnia 2005 roku powstał Pamiętnik rudowłosej miłościRogacza.

 

Podsumowując:

 

Odwiedzinna blogu (w chwili obecnej): 369625

Komentarzy: 4137, w tym 171 wpisów do Księgi Gości
Liczba notek: 131, w tym 10 ogłoszeń i 5 notek nie zaliczających się do żadnychz wcześniejszych, tak więc właściwych notek z opowiadaniem pojawiło się 116.
Osiągnięcia: Blog był około 10 razy polecany przez Onet.pl

 

Aż trudno mi w tu uwierzyć… To już trzy lata! Bardzodobrze pamiętam tamten dzień, kiedy zakładałam bloga. Bałam się strasznie…Teraz sama nie wiem czego. ;) Od tego czasu dużo się zmieniło, ja sięzmieniłam… Zmienił się też mój styl pisania. :) Ostatnio czytałam moje pierwszenotki… Byłam w szoku… Takie błędy językowe, powtórzenia… Ech… Aż się dziwię, żeto czytaliście. ;)


Chciałam Wam bardzo, bardzo podziękować. Bez Was tenblog by nie istniał. :) Mam nadzieję, że jeszcze ze mną trochę wytrzymacie… :)


Zdarzało się, że miałam dość… Nie chciałam już pisać.Jednak teraz wiem, że to tylko chwilowe. Nie zostawię tego bloga. Nie… Na pewnonie. Za bardzo zżyłam się z Lily i resztą… I oczywiście z Wami. :) Dzięki tejhistorii sporo się nauczyłam.

 

Trzy lata temu rozpoczął się jakby nowy rozdział wmoim życiu. Wtedy tego tak nie odczuwałam, ale teraz, po tym czasie, widzę, żeżycie Evans jakoś na mnie działa. Cieszę się, że wtedy kliknęłam na „załóżbloga”. :) Dziś jednak skończyło się coś równie dla mnie ważnego. Taki dziwnyzbieg okoliczności… Pamiętam, że cała moja przygoda z blogami o Lily zaczęłasię dokładnie 2 grudnia 2004 (ważne dla mnie daty szybko zapamiętuję ;p), a 2grudnia ubiegłego roku też coś się zakończyło. No cóż… Ale nie o tym chciałam.

 

Ważne jest, że ten blog istnieje. Nie mam zamiaruprzestać wymyślać nowych przygód Lily… Mam nadzieję, że za rok będzie kolejnarocznica. :)

 

Co do samej historii to… Jestem pełna wątpliwości. Itu proszę Was o radę. Nie lubię opowiadań z Voldemortem… Nie znoszę czytać otym, jak uciekają przed nim, a w końcu i tak umierają. Najchętniej pozbyłam sięgo z mojego opowiadania. Jaka jest Wasza opinia o tym?

I Severus… Cóż, on też mi nie pasuje jako przyjacielLily. Jednak mogłabym go wpleść, byłoby ciekawiej. Musiałabym pozmieniaćniektóre fakty i napisać to po swojemu, bo tak, jak to zrobiła pani Rowling,jest już za późno. Co o tym sądzicie?

Na powyższe pytania odpowiadajcie w sondach, którezamieściłam w linkach. ;)

Zamknęłam też funtest o blogu. Ci, którzy podaliswojego maila, powinni otrzymać prawidłowe odpowiedzi. Niedługo stworzę nowytest. :)

 

Chyba macie już dosyć mojego gadania, nie? Rozumiem,sama mam siebie czasem dosyć… ;p

 

Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję… Gdyby nie Wy… Tejhistorii by nie było. ;)

Kocham Was! :))

 

A nowa notka być może jutro. Mam mnóstwo zajęć doszkoły, jednak ostatnio mam wenę i nie chcę tego marnować… Jutro wieczorem albow niedzielę rano powinno się coś pojawić. :)

7 kwietnia 2008

Sekret zapachu

            Popołudniu zostałam sama w dormitorium. Dziewczyny pisały w bibliotece jakieśzaległe prace domowe, które ja miałam już zrobione. Siedziałam na łóżku iwpatrywałam się w różę. Kwiat zaprzątał moje myśli odkąd go dostałam. Tenzapach nie dawał mi spokoju. Wiedziałam, że skądś go znam… Tylko skąd?

            W końcu stwierdziłam, że takieciągłe zastanawianie się nic nie da. Pewnie przypomnę sobie o tym we właściwymczasie. Sięgnęłam do walizki, w której miałam zapasowe pergaminy. Będą mipóźniej potrzebne. Moja ręka natknęła się na coś miękkiego. Wyjęłam to i namoją twarz automatycznie wstąpił uśmiech. Było to małe pudełeczko. Otworzyłamje i moim oczom ukazał się śliczny łańcuszek z jelonkiem. James dał mi go naWalentynki… Pamiętałam to dokładnie. Wróciły także wspomnienia innych miłychwydarzeń związanych z czarnowłosym szukającym.  I nagle doznałam olśnienia. Tak, już wiem, coto za zapach!

            Przypomniałam sobie mój sen, którymiałam na samym początku przerwy świątecznej. Wtedy śnił mi się wybryk Jamesa…I sposób, w jaki mnie przeprosił. Zabrał mnie do pewnego pomieszczenia… I towłaśnie tam tak pachniało.

            Powąchałam jeszcze raz białą różę.Tak, to było właśnie to. Poczułam dziwną radość z powodu rozwiązania tejzagadki. Jednak po chwili entuzjazm znikł, a zamiast niego pojawiło się mnóstwopytań. Dlaczego ten zapach mi się śnił? Dlaczego go pamiętam? Skąd James miałtę różę? Jeden kwiat i tyle problemów… Chyba powinnam się dowiedzieć, o co wtym chodzi.

            Poderwałam się z łóżka i szybkimkrokiem udałam się do dormitorium Huncwotów. Bez pukania wtargnęłam do środka.

-Musimy porozmawiać – zwróciłam się do Jamesa.

Rogaczsiedział razem z Syriuszem na podłodze. Oboje pochylali się  nad jakimś pergaminem. Chłopaki wymienilispojrzenia.

-Eee… Lily, jakbyś nie zauważyła, jesteśmy zajęci – powiedział Syriusz.

-To ważne – uparcie wpatrywałam się w Pottera.

Jameswestchnął.

-Dobra, dokończymy to później.

-Jasne… Już się zmywam – mruknął Black.

Widaćbyło, że zadowolony nie jest.

Pochwili zostaliśmy sami. James wstał i pozbierał z podłogi kartki. Normalniepewnie bym wypytywała, co znowu knują, jednak teraz miałam ważniejszą sprawę.

-O co chodzi? – zapytał.

-Mam jedno pytanie…

-Słucham.

-Ta róża… Którą mi wczoraj dałeś. To… Skąd ją masz?

Jameszaśmiał się lekko.

-Czemu to takie ważne?

-Po prostu… Powiesz mi?

-Nie mogę.

-Dlaczego?!

-Bo… Nie, nie mogę. Po prostu.

Wyczułamw tym lekką ironię. Ale może mi się zdawało?

-James! Ja muszę wiedzieć!

-Mi się śnił zapach tej róży… - dodałam.

-Naprawdę? – w jego oczach pojawiły się wesołe błyski.

-Tak… I to mnie strasznie ciekawi…

Chłopakuśmiechnął się.

-Nie wierzę… - powiedział jakby do siebie.

-W co?

-A nic, nic… - szybko się zreflektował.

-Powiedz. Proszę…

-Nic, naprawdę. Wiesz co? Mi się też całkiem niedawno śnił ten zapach…

-Jak to? – spytałam zbita z tropu.

-No normalnie… Pomieszczenie, w którym się znajdowałem w tym śnie właśnie takpachniało.

Niewiedziałam, co powiedzieć. To niemożliwe, żeby śniło nam się to samo… Prawda?

Jamespodszedł do mnie.

-Coś nie tak?

Spojrzałammu w oczy. Biłam się z myślami. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć.

-Nie… Wszystko w porządku – mój głos chyba jednak nie był zbyt przekonujący.

-Na pewno? – James lekko się do mnie przybliżył.

-Tak…

Niespodziewaniechłopak znalazł się tak blisko, że stykaliśmy się czołami.

Dziwniesię poczułam. Miałam przez chwilę wrażenie, że chce mnie pocałować… W brzuchujakby latało mi milion motylków. Co się ze mną dzieje?

Jamespopatrzył mi w oczu i ślicznie uśmiechnął. Zrobiłam to samo. Przy nim czułamsię… Po prostu dobrze.

            Nagle usłyszeliśmy hałas – jakby nagórze przewróciło się krzesło. To sprawiło, że się opamiętałam.

-Muszę iść. Do zobaczenia – szybko odwróciłam się od Rogacza i wróciłam dodormitorium.

            Rzuciłam się na łóżko i głębokowestchnęłam. Co we mnie wstąpiło? Dlaczego James tak na mnie działał? Muszę siębardziej kontrolować… Muszę.

            I co z tym snem? To przecieżniemożliwe, żeby śniło nam się to samo w równoczesnym czasie. Na wróżbiarstwienigdy nie uważałam dokładnie… Chyba będę musiała niedługo wybrać się dobiblioteki, by znaleźć informacje na ten temat.

            Niestety, cały kolejny tydzień byłpełny przeróżnych zadań. Trzeba było odpowiednio przygotować Hogwartu doprzyjęcia gości z Francji. Nauczyciele przez cały czas po lekcjach używalimnóstwa zaklęć, aby przerobić kilka pomieszczeń w poszczególnych częściachzamku. Widziałam tylko, co dzieje się z wieżą Gryffindoru. Za dwoma dużymiportretami były ukryte komnaty. Gryfoni bardzo się dziwili. Nic nie miałpojęcia o ich istnieniu. Nawet Huncwoci. Byli podekscytowani, że mają coodkrywać. Komnaty te zostały zmienione na sypialnie dla Francuzów. Z racji, żewiedziałyśmy iż przyjedzie Katie, chciałyśmy, by spała w naszym dormitorium.Dyrektor na szczęście się zgodził. Prefekci dostali więcej obowiązków. Terazpraktycznie nie miałam nawet czasu na chwilę rozmowy z przyjaciółmi. Późno wnocy chodziłam spać. Remus podobnie. Wiedziałam jednak, że warto było towszystko robić. W tym zamieszaniu zapomniałam o zagadce dotyczącej snu…

 

            W końcu nadszedł wyczekiwany dzieńprzyjazdu Katie i Francuzów. Powinni zjawić się po południu, a na kolacjiodbędzie się ceremonia przydziału. W końcu mają być u nas trzy tygodnie…

-Nie mogę się już doczekać – powiedziała po raz kolejny Dorcas.

Wymieniłamrozbawione spojrzenia z Ann.

-Tego, że zobaczysz się z Katie, czy tego, że przyjadą Francuzi? – zapytała Ann.

Dorcasposłała jej mordercze spojrzenia, na co wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.Dobrze wiedziałam, że Dorcas ma nadzieję wzbudzić zazdrość w Syriuszu. Ja niemiałam żadnych planów w tym stylu. Cieszyłam się po prostu, że zobaczę się zprzyjaciółką.

            Wreszcie na niebie pojawił siępojazd z końmi. Uczniowie Hogwartu natychmiast wybiegli z zamku. Chwilę totrwało, zanim ogromny powóz wylądował. Po kilku minutach zaczęli wychodzić zniego uczniowie. Mieli na sobie błękitne szaty. Kiedy ujrzałyśmy Katie,natychmiast przepchałyśmy się tam przez tłum i padłyśmy sobie w ramiona. Każdakrzyczała coś innego i nie sposób było nas zrozumieć.

-Panno Fliegly, proszę wracać do grupy – rozgrzmiał głos.

Byłato prawdopodobnie dyrektorka Beauxbatons.

Katieposłała nam przepraszające spojrzenie i wróciła do innych.

Nocóż, chyba ostre mają tam zasady…

            Podczas kolacji Francuzi zostaliprzydzieleni do domów. Kiedy Katie siedziała na stołu, Tiara wykrzyknęła:

-Przecież tę już wybierałam! Domem jej jest Gryffindor i niech tak pozostanie!

Dziewczynaszybko podbiegła do nas. Znowu zaczęłyśmy się przekrzykiwać.

-Hej, my też chcielibyśmy się przywitać… - powiedział Syriusz stojący niedaleko.

Chłopakiuściskali po kolei Katie.

-Mam wam tyle do opowiedzenia… Musimy tyle obgadać… - powiedziała.

-Dokładnie! Mnóstwo tego… Ale mamy czas… A gdzie twój chłopak? – zapytałaDorcas.

-A gdzieś tam… Chyba jeszcze czeka na przydzielenie. Później go poznacie…

Przezkilkanaście minut nadawałyśmy bez przerwy, nie zwracając uwagi na to, co siędzieje dookoła.

-No, kochani, skoro już zostaliście przydzieleni do domów, chciałbym wasserdecznie powitać w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Liczę, że pobyttutaj wam się spodoba. W razie jakiegoś problemu, nasi nauczyciele orazuczniowie służą pomocą. A teraz: smacznego! – dyrektor klasnął w dłonie, a nastołach pojawiło się mnóstwo jedzenia.

Rozejrzałamsię po sali. Nasi goście odróżniali się od uczniów Hogwartu z powodu szat. Przystole Gryffindoru siedział pewien chłopak. Miał czarne włosy i ciemne oczy…Bardzo ciemne, prawie czarne. Nasze spojrzenia zetknęły się. Nieznajomy posłałmi uśmiech, który odwzajemniłam.

-Co tak patrzysz na niego? – zapytała mnie Katie wskazując na czarnowłosego.

-A tak jakoś…

-To Charles*. Całkiem fajny… - poinformowała mnie.

-Pewnie niedługo się poznacie – dodała.

Zerknęłamjeszcze raz na chłopaka. Wciąż na mnie patrzył. Uśmiechnęłam się jeszcze raz.

Zapowiadałysię miłe trzy tygodnie…

 

***

 

*- Charles – czyli po polsku Karol – tak przynajmniej wyczytałam w Internecie :)

 

Jestemciekawa, co sądzicie o tej notce :) W następnej będzie już o wiele więcej oFrancuzach… :) No, to chyba tyle… Pozdro!