15 lipca 2007

Jedna wielka kłótnia


     Na dzisiejszy wieczór planowana była powitalna impreza w Pokoju Wspólnym. Otóż James Potter wychodzi ze Skrzydła Szpitalnego. Super. Jak ktoś inny opuszcza szpital nikt nie robi mu żadnego powitania. Ale nie, to przecież wspaniały szukający... Nie chcę nawet o nim myśleć. Wszystko przez dzisiejszy poranek...
      Jak zawsze poszliśmy całą grupą do Rogacza w odwiedziny. Jednak tym razem nie wszyscy byli pogodzeni... Dorcas nie odzywała się do mnie i do Syriusza. Nie wiem, co się działo w jej głowie, ale za nic nie dało się jej przekonać, że mnie i Blacka nic nie łączy. Między naszą trójką było widać napięcie. Rogacz to zauważył i spytał, co się stało. Dorcas od razu mu wszystko opowiedziała i dodała swoje uwagi. Chłopak patrzył na mnie i na Syriusza z wściekłością. Poprosił żeby zostawili mnie i jego samych. Świetnie…
- Lily, to prawda? Że ty i Syriusz... – zaczął.
- Nie. Do Dorcas nic nie dociera, on mnie tylko przytulił. A poza tym nie wiem, dlaczego tak się o to wściekasz.
- Słuchaj... Syriusz to mój najlepszy kumpel i wie, co do ciebie czuję, a mimo to rob takie rzeczy...
- Jakie rzeczy?
- No przytula cię!
- Straszne, naprawdę!
- Lily... Przecież my...
- My? Jacy my? Nie ma nas!
- Ale... Ty chyba... No bo po tym wypadku...
- Myślisz, że jak spadłeś z miotły to od razu rzucę ci się na szyję i zacznę całować? Chciałam wiedzieć, co z tobą się działo, ale to nie znaczy, że cię kocham! Moje uczucia do ciebie się nie zmieniły.
Chłopak patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Ale... Ja myślałem... Lily, wiesz, co ja do ciebie czuję... Zależy mi na tobie...
- Przykro mi. Najwyższy czas, żebyś przestał o mnie myśleć, bo nigdy nie będziemy razem... Pójdę już. Cześć – zostawiłam go samego.
Wróciłam do dormitorium. Byłam zła. I to bardzo. Co on sobie myśli? Phi! Ciekawe, co będzie na imprezie... Już się boję... I czy w ogóle jest sens szykowania tego całego przyjęcia? Black i Potter skłóceni, Dorcas się do nikogo nie odzywa...

***

     Punktualnie o dwudziestej wszystko się zaczęło. Po powitaniu gwiazdy wieczoru poleciała muzyka. Tak na marginesie to trochę się dziwię, dlaczego robią tę imprezę, przecież przegraliśmy mecz... Siedziałam na fotelu i popijałam wodę. Postanowiłam, że tego wieczoru nie wezmę do ust żadnego alkoholu. Spędzę tu może jakąś godzinę, żeby nie było, że olałam imprezę, a potem spadam do dormitorium.
Nagle dosiadł się do mnie Syriusz.
- Co słychać? – zapytał.
- A nic... Mam na razie tego wszystkiego dosyć...
- Witam w klubie. Ja też. Rozmawiałem przed chwilą z Jamesem o tej całej sytuacji... I powiedziałem mu o tym, co do niego czujesz... Wkurzył się równo. I na mnie, i na ciebie... Jaki on jest głupi!
- No... W tym jest trochę racji... A co dokładnie mówił?
- Że Dorcas ma rację, że mówię to, bo chcę mu ciebie odebrać...
- Nie jestem przecież niczyją własnością!
- Wiem. Tylko on myśli, że go kochasz, a ja próbuję namieszać ci w głowie.
- Jakie to idiotyczne... Jezu... A co z Dorcas?
- Za nic nie da się jej przekonać, że tamto to był zwykły uścisk... Ubzdurała sobie, że ja i ty to coś więcej niż przyjaźń i nie chce nikogo słuchać.
- I co teraz zrobimy?
- Nie mam pojęcia... Dorcas powinna mi ufać, wiedzieć, że tylko na niej mi zależy... Albo wiedziała... A James... To samo... Przecież nie będę podrywał dziewczyny, w której kocha się mój najlepszy przyjaciel! Aha, i on jeszcze stwierdził, że powiedziałem mu o tym że go nie kochasz, bo chcę cię mieć na wyłączność...
- Super... Trzeba coś wymyślić, żeby oni zrozumieli, jak jest naprawdę.
- Tak. Tylko co? Ech... Nie myślmy o tym teraz... Może zatańczymy? Niech się jeszcze trochę powściekają... – uśmiechnął się lekko.
- Ok – i poszłam z nim na parkiet.
Leciała trochę wolna melodia... Zrobiłam to, co każda normalna dziewczyna zrobiłaby na moim miejscu, czyli przytuliłam się do chłopaka. Przecież nie będę stała tam sztywno...
Po piosence usiedliśmy na kanapie. Po chwili zjawiła się nad nami Dorcas.
- Nic między wami niby nie ma?! A to co przed chwilą było?! Tylko przyjaciele?! Jasne!
- Dorcas... Boże... Jak mamy ci wytłumaczyć, że nic nas nie łączy? – spytałam.
- Nie wiem, widocznie to nie jest prawda. Myślałam, Lily, że jesteśmy przyjaciółkami... Ale nie... Odbiłaś mi chłopaka i nie masz odwagi się do tego przyznać...
- Dorcas, nikogo ci nie dobiłam! Syriusz jest dla mnie tylko przyjacielem... Ile razy mam ci to powtarzać?!
Wokół nas zebrało się już trochę osób, a wśród nich Remus, Ann i James.
- Daj spokój! Nie musisz się starać, i tak wiem jak jest – zawołała i odeszła.
Spojrzałam z zakłopotaniem po wszystkich... Mimo wszystko było mi głupio... Podeszła do mnie Ann.
- Spokojnie, wyjaśnimy jej to wszystko... Nie martw się...
- Mam nadzieję...
W tym czasie Potter i Black mierzyli się wzrokiem jakby mieli się zaraz zabić.
- I co? Nic was nie łączy? Wiesz co, stary? Myślałem, że jesteśmy kumplami a ty mi tu takie rzeczy! Dorcas ma rację... Jesteście siebie warci... – powiedział i posłał nam wrogie spojrzenie.
- Nie no... Następny... James, mnie i Lily nic nie łączy, serio...
- Jasne... Przed chwilą widziałem...
- To zwykły taniec! A poza tym Lily nie jest twoją własnością!
- Ale wiedziałeś, co do niej czuję! A mimo to z nią flirtujesz!
- My normalnie rozmawiamy, Potter. A Syriusz ma rację, nie jestem twoją własnością! Mam prawo spędzać czas z kim chcę, a tobie nic do tego - powiedziałam.
- Gratuluję, Black! Udało ci się ją omamić! – rzekł z pogardą Rogacz.
- Nic mi się nie udało, Potter. Taka jest prawda.
Rogacz odwrócił się i nagle zamachnął zaciśniętą pięścią prosto w Syriusza. Ten nie pozostał mu dłużny. Zaczęli się bić jak mugole...
- Przestańcie natychmiast! Jeszcze McGonagall przyjdzie i dopiero będzie – krzyknął Remus, ale nic to nie dało.
Podbiegłam do Syriusza i zaczęłam go odciągać od Pottera, a Ann zrobiła to samo z Jamesem. Z nosa Blacka kapała krew i miał guza na czole, a wargi Rogacza były spuchnięte z lekkimi śladami krwi a na czole widniały świeże rany.
- Świetnie! Mugolska bójka! Lepiej być nie mogło! – krzyknęła Ann.
 Chłopaki wciąż patrzyli na siebie morderczym wzrokiem.
- Nawet nie próbujcie tego zaczynać… - ostrzegłam ich.
- Musicie iść do skrzydła Szpitalnego, żeby opatrzyć te rany – powiedziałam.
- Ja nie pójdę – powiedzieli równocześnie i znów zmierzyli się wrogim spojrzeniem.
Posłałam Ann proszące spojrzenie. Zrozumiała od razu, o co mi chodzi.
- Dobra… Ja wam zrobię te opatrunki – powiedziała.
- A może Lily woli sama opatrzyć swojego Syriusza? – spytał z ironią James.
- Przestań, Potter – warknęłam.
Odeszłam od nich. Miałam dość.
- Nie martw się, wszystko się ułoży – powiedziała Ann podchodząc do mnie.
- Oby... Ja już nie mogę...
- Będzie dobrze – uśmiechnęła się.
Wróciłam do dormitorium. Od razu, nawet się nie przebierając, rzuciłam się na łóżko. Byłam tym wszystkim wykończona. Nawet nie chciałam o tym myśleć...

***
Zacznę od tego, że powiedziałam, że notka pojawi się około lipca, a to nie znaczy w tym dniu. Wróciłam do domu dopiero 12... Ta notka była pisana trochę na szybko, jest niedopracowana. Nie wiem, co o niej sądzicie... Przepraszam, że nie poinformowałam o niej wszystkich, ale już nie mam czasu... Dziś znowu wyjeżdżam na obóz, wracam 3 sierpnia i notka pojawi się parę dni po moim powrocie. Poza tym w czasie wakacji jakoś nie mogę się skupić na pisaniu... Ech... Może w roku szkolnym się to zmieni :) Dziękuję za kolejne pojawienie się w Polecanych ;)  Pozdro! ;]