19 maja 2009

Wyniki i przygotowania


          Wraz z przyjaciółkami weszłam do Wielkiej Sali. Za chwilę profesor Dumbledore miał ogłosić wyniki konkursu na najlepszy eliksir. Teraz to nie miało już dla mnie żadnego znaczenia. Szłam tam, bo reszta to robiła. Sama najchętniej zaszyłabym się w dormitorium i po raz kolejny przypomniała sobie to, jak James się ze mną umówił. Od tego czasu chodziłam z głową w chmurach, co też nie umknęło uwadze dziewczyn. Obiecałam, że później wszystko im wyjaśnię.
Pomieszczenie było prawie pełne. Szóstoklasiści siedzieli najbliżej stołu nauczycieli. Huncwoci już zajęli nam miejsca. Kiedy usiadłam, James posłał mi uśmiech. Na moment zamarło mi serce. Te moje reakcje nie są odpowiednie…
Z rozmyślań wyrwał mnie głos dyrektora, który najwidoczniej mówił już kilka minut. Cóż, nie za bardzo orientowałam się, co dookoła się dzieje. To już wcale nie było normalne, bo przeważnie się skupiałam.
- …nie będę was dłużej trzymać w niepewności. Oto wyniki. – Profesor Dumbledore uśmiechnął się szeroko.
- Co wcześniej mówił? – spytałam szeptem siedzącą obok Ann.
- Że bardzo trudno było im wybrać zwycięzców – odpowiedziała cicho.
- Wyróżnienie zdecydowaliśmy się przyznać parze z Gryffindoru – Dorcas Meadowes i Jamesowi Potterowi. Świetny pomysł z eliksirem na znikanie bąblów! Tak, drodzy uczniowie, znikanie bąblów. Tyle że oni tak to ulepszyli, że przy okazji człowiek zdrowieje i poprawia mu się humor! Pani Pomfrey była zachwycona, bo wcześniej nikt czegoś takiego nie stworzył. Gratuluję! Teraz mogę wam przyznać pięćdziesiąt punktów!
Zewsząd rozbrzmiały głośne brawa. Muszę przyznać, że byłam trochę zaskoczona. James i Dorcas dostali wyróżnienie? Całkiem dobrze, chociaż nie spodziewałabym się tego. Spojrzałam na ich twarze i doszłam do wniosku, że oni także byli zdziwieni.
- Gratuluję – szepnęłam w ich stronę.
Dorcas mruknęła coś cicho, a po kilku sekundach jej usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. James natomiast cały czas szczerzył zęby, co trochę mnie zdekoncentrowało, więc natychmiast odwróciłam głowę.
- No, a teraz trzecie miejsce – kontynuował dyrektor, kiedy już oklaski ucichły. – Zdobywa je para ze Slytherinu – John Mullet i Julia Stivenson! Moje gratulacje! Eliksir, który sprawia, że nasze ubrania zmieniają się, zależnie od woli, na stroje, które były noszone w danej epoce*. Ciekawie i oryginalnie, brawo! Ponadto zauważyliśmy, że większa dawna wpływa też na wygląd! Odmładza i postarza! Sto punktów dla Slytherinu!
Ponownie wszyscy zaczęli klaskać, ale tym razem trwało to o wiele krócej. Przymknęłam oczy, marząc o wyciągnięciu się na łóżku i pogrążeniu w rozmyślaniach. Niech to się już kończy, pomyślałam.
- Drugie miejsce dla Emily Mirrey i Patricka Deera z Ravenclawu. Eliksir na dobre pomysły** okazał się dla nas świetnym rozwiązaniem. Wiemy, że jego przyrządzenie jest bardzo skomplikowane, dlatego też zdecydowaliśmy się wam przyznać tę nagrodę. Sto pięćdziesiąt punktów dla was!
I po raz kolejny zostałam ogłuszona przez brawa. Teraz pozostawała jeszcze zwycięska para. Jaka – to już mnie mało interesowało.
- I najbardziej wyczekiwane pierwsze miejsce! Za bardzo trudny eliksir, który ma tyle właściwości, że sami się zdziwiliśmy! Metamorfomagia, tyle że na innych zasadach, a poza tym poprawa nastroju i kilka innych, o których nie wspomnę, bo jeszcze by was pokusiło po niego. Gratuluję Lily Evans i Syriuszowi Blackowi! Dwieście punktów dla Gryfonów! A swoją drogą, to jestem bardzo ciekawy, jak go wykonaliście… - Dyrektor zaśmiał się cicho.
Nieprzytomnie podniosłam głowę, kiedy usłyszałam swoje nazwisko. Przez chwile miałam wrażenie, że się przesłyszałam. Spojrzawszy jednak na szeroki uśmiech Blacka, zdałam sobie sprawę, że słowa Dumbledore’a były jak najbardziej prawdziwe. W sali znowu zapanowało poruszenie. Oklaski, krzyki i gwizdy – wszystko to było skierowane do mnie i do Syriusza.
Poczułam poklepywania po plecach, jednak nie wiedziałam, od kogo. Zewsząd napływały gratulacje, ale i tak nie mogłam się zorientować, kto mi je składa. Dopiero gdy brawa ucichły, a trwało to o wiele dłużej niż wcześniej, rzuciłam okiem na twarze moich przyjaciół, którzy byli równie zadowoleni, jak ja.
- Tak, tak, pewnie wiele z was chciałaby pogratulować zwycięzcom, ale na to będziecie mieli czas później. Teraz obiecana nagroda… Cóż, oprócz punktów zdecydowaliśmy się, że otrzymacie przywilej niepisania egzaminów z eliksirów na koniec roku szkolnego! – poinformował nas dyrektor, wciąż się uśmiechając.
Być może mi się zdawało, ale czarodziej właśnie puścił mi oczko.

***

            Mogłam się spodziewać, że w ciągu kilku kolejnych dni będę głównym tematem rozmów uczniów Hogwartu. Ja i Syriusz. Nie było osoby, która nie wiedziałaby o naszym zwycięstwie. Przynajmniej kilka razy w ciągu doby podchodził do mnie ktoś z pytaniem, czy mógłby dostać małą fiolkę z płynem. Oczywiście odmawiałam. Nawet gdybym chciała, to i tak nie miałabym sposobu, aby podarować komuś miksturę, bo wszystko, co zostało, zabrał do siebie Black. Zabroniłam mu wszelkiego handlowania naszym wynalazkiem, lecz nie miałam pewności, czy posłucha.
            Cieszyłam się ze zwycięstwa, jednak było coś, co sprawiało, że schodziło ono na drugi plan. Tym czymś, a raczej kimś, był James Potter, który przez te dni aż promieniował radością. Na pewno uszczęśliwiało go wyróżnienie w konkursie, jednak przy każdej możliwej okazji starał się dyskretnie mi zasugerować, że wreszcie spełniło się jego marzenie. Może w normalnej sytuacji bym go sprowadziła na ziemię, ale to nie była normalna sytuacja. Sama chodziłam podekscytowana i zniecierpliwiona, a zarazem zdenerwowana.
            Moje przyjaciółki były wniebowzięte, a jakżeby inaczej. Najpierw wpadły w euforię, a potem zaczęły dokładnie wszystko komentować. Co rusz z ich ust wypływały słowa „nareszcie”, „w końcu” i „świetnie”. Dorcas od razu napisała do Katie. Przeczuwałam, że najchętniej ogłosiłaby to całemu światu. No cóż, rozumiałam je, bo pewnie od dawna przeczuwały, że coś takiego nastanie.


W sobotę okazało się, że nastawianie budzika nie było koniecznie. Obudziłam się wcześnie rano, a powodem tego był okropny sen, w którym miałam wrażenie, że znajduję się w innym świecie, gdzie nic nie działo się tak, jak powinno. W moim śnie przespałam cały dzień, a dopiero późnym popołudniem zbudziły mnie dziewczyny, głośno krzycząc, dlaczego nie jestem na spotkaniu z Jamesem. Minęło trochę czasu, zanim uświadomiłam sobie, że to nie jest prawda. Odetchnęłam z ulgą, a zaraz po tym poczułam nieprzyjemny ból brzucha. Przewróciłam się na drugi bok, starając się nie myśleć o niczym. Nie udało mi się to. Myśl o dzisiejszej wyprawie z Rogaczem przebijała się przez wszystkie blokady.
            Spojrzałam na tarczę zegara stojącego na szafce nocnej. Szósta dwadzieścia. Poderwałam się z łóżka i skierowałam w stronę łazienki. I tak bym nie zasnęła, więc lepiej wziąć gorącą kąpiel i się zrelaksować. Tak też zrobiłam. Dziewczyny jeszcze spały. One z pewnością cieszyły się z mojej randki. Ja też, jednak jeszcze nigdy wcześniej tak się nie denerwowałam.
            Ciepła woda pozwoliła mi na odprężyć, jednak zaraz potem przypomniałam sobie o tym, co mnie czeka. Cóż, sytuacja z mojego snu byłaby w tym wypadku lepszym rozwiązaniem – przespałabym cały dzień, a potem musiałabym się jedynie martwić, jak to wyjaśnić. Chciałam mieć to już za sobą. Pozostawało tylko pytanie, dlaczego tak to przeżywałam. Przecież już nie raz spotykałam się z Jamesem. Tylko że wtedy było to na linii przyjaciół. A teraz? To już coś więcej.
            Do rzeczywistości przywróciło mnie głośne walenie w drzwi.
- Lily, wyłaź stamtąd! Musisz się uszykować, nie możesz tam tyle siedzieć! No, już, ruchy! – krzyczała Dorcas.
Otworzyłam gwałtownie oczy. Chyba musiałam się zamyślić w tej wannie…
- Zaraz! – odkrzyknęłam.
Szybko się umyłam do końca i niedługo potem stałam już owinięta ręcznikiem przed lustrem. Zastanawiałam się, co powinnam ubrać. Znowu pogrążyłam się w rozmyślaniach, aż po raz kolejny usłyszałam, jak Meadowes mnie ponagla, więc wmaszerowałam do dormitorium, mając na sobie jedynie cienki materiał. Usiadłam na łóżku i spojrzałam błagalnie na moje przyjaciółki.
- Pomożecie mi się uszykować? – poprosiłam.
Wymieniły rozbawione spojrzenia, po czym Dorcas wyjęła zza pleców mój strój kąpielowy. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia.
- Wiedziałyśmy, że nas o to poprosisz – mruknęła Ann z uśmiechem.
- I dlatego coś już przygotowałyśmy  - dodała Dorcas. – Łap.
Podała mi zawiniątko różnych ciuchów. Nie zdążyłam nawet się im przyjrzeć, bo zostałam brutalnie popchnięta w stronę łazienki.
Westchnęłam głęboko i spojrzałam na rzeczy, które trzymałam. Pierwsze wpadły mi w dłonie dżinsy. Jasne, niewyróżniające się. Odetchnęłam z ulgą. Następna część ubrania – zielona koszulka z kołnierzykiem. A do tego ciemna katana. Cóż, nie było tak źle. Szybko założyłam bieliznę, którą wcześniej wzięłam ze sobą, a potem wskoczyłam w ciuchy uszykowane przez moje przyjaciółki. Tak wyszykowana pokazałam się w dormitorium.
- No, no, James padnie, jak cię zobaczy.
- Tak, jasne. Myślicie, że to odpowiedni strój?
- Pewnie! Jest ci wygodnie? – spytała Ann.
- No tak… - odparłam niepewnie.
- To jest najważniejsze, więc nie masz się czym martwić. Wyglądasz świetnie. Chodź tu, zobacz sama – Dorcas pociągnęła mnie w stronę lustra, wiszącego na jednej ze ścian.
Tak do końca się nie myliła. Koszulka z krótkim rękawem była zwyczajna, jednak miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że całość wyglądała dość elegancko.
- To całkowicie nadaje się na randkę – stwierdziła Ann.
Jej komentarz przywołał myśl o bólu brzucha. Zamknęłam oczy, żeby choć na chwilę się uspokoić. Nerwy zjadały mnie od środka.
- Co jest? – usłyszałam pytanie Dorcas.
- Nic… Po prostu strasznie się denerwuję. Wiem, że to dziwne, ale nie mam pojęcia, dlaczego tak jest – wyjaśniłam.
Kątem oka zauważyłam, jak dziewczyny wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Dorcas uśmiechnęła się szeroko i wskazała mi łóżko.
- Połóż się. Mi to czasem pomaga. Postaraj się uspokoić. Potem będzie już lepiej.
Pokiwałam głową i zrobiłam to, co kazała. Dott wskoczyła na łóżko i położyła się obok mnie, opierając swoje ciało o mój brzuch. Poczułam jej przyjemne ciepło i zamknęłam oczy, mając nadzieję, że nie zasnę. Wkrótce okazało się, że sen był niemożliwy. Nie przy takim stresie. Oddychałam głęboko, starając się nie myśleć o niczym…
Kilkanaście minut przeminęło nie wiadomo, kiedy. W tym czasie Dorcas i Ann zdążyły przygotować cały stos różnych kosmetyków. Oceniłam swój stan emocjonalny – byłam nieco spokojniejsza. Nadal miałam wrażenie, że wszystko przewraca mi się w żołądku.
Spojrzałam na zegarek. Do spotkania została jeszcze godzina.
- Chodź tu, Lily… Jeszcze włosy i makijaż.
Posłusznie podeszłam do przyjaciółek. Zdziwił mnie mój brak protestów. Stwierdziłam, że to pewnie przez zdenerwowanie, bo w innym stanie na pewno nie byłabym taka uległa.
Usiadłam na krześle obok nich.
- Ja się biorę za włosy, a ty, Dorcas, zajmij się resztą – poleciła Ann. – Tak sobie myślałam, Lily, że najlepiej je związać, ale nie w koński ogon, tylko trochę inaczej… Sama zobaczysz.
Nie odpowiedziałam. Znowu przymknęłam nieświadomie oczy.
- O, świetnie. Czytasz mi w myślach – zażartowała Dorcas, a już po chwili poczułam na powiece delikatne smagnięcia.
Uśmiechnęłam się lekko. Nagle dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę. Niedługo czeka mnie randka z Jamesem. Tak, właśnie z nim. Kto by pomyślał? W dodatku denerwowałam się tak, jakby to miał być najważniejszy dzień w moim życiu. Może nim był? Sporo mogło się zmienić. Na lepsze czy na gorsze – tego nie wiedziałam. Byłam jednak pewna, że podjęłam właściwą decyzję, zgadzając się na spotkanie z Rogaczem.

* Pomysł zaczerpnięty od Zwinnej :) Odrobinę tylko przerobiłam. :) Dzięki. ;)
** Pomysł od Weroniki :) Też bardzo dziękuję. :)

***

I tyle. Na nic lepszego mnie nie stać. Wena mi gdzieś uciekła. Bardzo źle pisało mi się tę notkę. Nie wiem, kiedy kolejna. W ten weekend raczej nie, bo muszę oddać jeszcze parę prac do szkoły, a trzeba je jeszcze zrobić. ;p W następny z kolei wyjeżdżam. Chciałabym, żeby przyszła notka była dopracowana do końca, bo jest dość ważna. :) Zobaczymy jak to będzie. Pozdro!

4 maja 2009

Niewyjaśnione reakcje

            Patrzyłam uważnie na Syriusza, który dopiero co wypił pierwszy eliksir. Jego twarz przybrała ciemnoczerwoną barwę, po czym gwałtownie zbladła. Chłopak zacisnął mocno powieki, jakby krzywiąc się z bólu, jednak potem uśmiechnął się szeroko.
- Smakuje okropnie. Nie polecam – mruknął wesoło.
- Jak się czujesz? – spytałam, cały czas bacznie go obserwując.
- Dobrze. A wręcz świetnie. Mam taki dobry humor, jak nigdy! I to stało się tak nagle. Ciekawe, czy udałoby mi się zmienić wygląd… - powiedział.
Zamknął oczy i skoncentrował się. Nagle jego nos zaczął zmieniać kształt, a po kilku sekundach mogłam zobaczyć najzwyklejszą w świecie psią mordkę, z ludzkimi oczami i włosami.
Wybuchłam śmiechem na ten widok. Nie ma co, Syriusz nawet w takich chwilach potrafił żartować.
- A teraz patrz na to – rzekł i ponownie spróbował zmienić swój wygląd. Tym razem jednak jego twarz wyglądała dokładnie tak, jakby Syriusz założył na siebie maskę psa.
- Ej, co jest?! Teraz miał być koń, a jest pies! Coś tu nie gra – Łapa wyglądał przekomicznie, kiedy mówił. Jego zrozpaczony ton spowodował u mnie kolejny wybuch śmiechu.
- Może spróbuj znowu wyglądać jak człowiek – poradziłam. Posłuchał mnie i wreszcie zobaczyłam prawdziwą twarz swojego przyjaciela. Nie trwał zbyt długo w tym stanie, bo zaraz jego włosy skróciły się i przybrały niebieską barwę.
- Hmm, teraz działa. A jak spróbuję przybrać coś ze zwierzęcia to nie wychodzi. No, chyba, że pies. Dziwne.
- Może to ma jakiś związek z tym, że jako animag zamieniasz się w psa?
- Nic o tym w podręczniku nie było. Może ty wypijesz ten eliksir? Zobaczymy jak zadziała na ciebie – zaproponował, podając mi fiolkę.
Byłam pełna sceptyzmu, jeśli chodziło o magiczne eksperymenty. A jeszcze miałam testować coś na sobie! Spojrzałam niepewnie na miksturę, po czym z westchnieniem wlałam ją sobie do ust. W końcu kiedyś trzeba zaryzykować.
Poczułam ogromny przypływ ciepła. Miałam wrażanie, że całe moje ciało muskają rozgrzane żelazne pręty, a zaraz potem uderzył mnie olbrzymi chłód. Trwało to jedynie parę sekund. Odetchnęłam z ulga, kiedy wszystko ustało.
- No, brawo, najgorsze za tobą – zadrwił Syriusz, widząc moją minę.
Widocznie musiałam się nieźle wykrzywiać. Zignorowałam uwagę chłopaka i zapragnęłam wypróbować skuteczność eliksiru. Był tylko jeden problem. Nie miałam pojęcia, jak się do tego zabrać.
- Co mam teraz zrobić? – spytałam głupio.
- Po prostu skoncentruj się na tym, jak chcesz wyglądać.
Tak więc postąpiłam. Wyobraziłam sobie siebie z zielonymi włosami , a zaraz potem moje rude kosmyki przybrały jasnoszmaragdową barwę.
- To lepsze niż zaklęcia! – stwierdziłam z zadowoleniem, próbując zmienić swoje rysy twarzy tak, abym wyglądała jak Ann. O dziwo, udało się. Nie czułam żadnego dyskomfortu, o którym wspominano w książce. Zmiana wyglądu była tak naturalna, jak zwyczajny ruch ręką.
Bawiłam się swoją postacią, podobnie jak Syriusz. Nigdy bym nie pomyślała, że będzie przy tym tyle zabawy. A pomyśleć, że na samym początku bardzo obawiałam się tego eliksiru. Teraz okazało się, że działał jeszcze lepiej, niż przypuszczaliśmy. Otóż mikstura pomagała Syriuszowi przybrać wygląd zwierzęcia. Jednak to była tylko zewnętrzna zmiana, gdyż nadal czuł wszystko tak, jak człowiek. Mi natomiast udało się raz wyglądać jak wiewiórka. Wiedziałam, że Black przy każdej możliwej okazji będzie mi to wypominał.
Do końca i tak nie znaliśmy wszystkich właściwości płynu. Kryło się w nim wiele tajemnic, ale nie było już czasu na ich rozwiązanie. Syriusz obiecał, że po konkursie się tym zajmie. Sama nie widziałam w tym sensu, jednak dla Huncwota niewątpliwie eliksir stanowił wielką zagadkę, która mogła mu posłużyć w kawałach. A swoją drogą, to ostatnio mało słychać o wybrykach Wielkiej Czwórki Hogwartu. Ale może to i dobrze?
Jedno udało nam się wkrótce ustalić jedną rzecz. Eliksir „poznawał” myśli tego, który go wypił i odpowiednio się do nich dostosowywał. Jak do tego doszliśmy? Nieświadomie pomyślałam o srogości, kiedy wyobraziłam sobie, jak zareagowałaby profesor McGonagall na kolejny, głupi żart Huncwotów. Natychmiastowo moje rysy zmieniły się tak, że nie nikt nie byłby w stanie odróżnić mnie od naszej opiekunki. Powtórzyliśmy eksperyment jeszcze kilka razy i zawsze działo się tak samo. Wydawało się, że płyn przenika do naszego umysłu, wydobywając z niego postacie, które posiadały daną cechę. Dziwne, nieprawdopodobne i niewytłumaczalne. Kto wie, co tak naprawdę udało nam się stworzyć? Sami do końca tego nie rozumieliśmy.
Syriusz jednak uważał, że naszym dziełem pobijemy resztę szóstoklasistów. Do konkursu zostało około pół godziny.
- Co z tymi dwoma? Nie ma czasu, żeby  je sprawdzać… - powiedziałam, wskazując na fiolki, które zawierały jeszcze inną mieszankę tych składników, które użyliśmy w poprzednim eliksirze.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Zostawimy je. Ja sobie potem je wypróbuję, jak chcesz to możesz się dołączyć. Ale ten jest w porządku, więc nie mamy wyjścia i musimy go użyć. Dawaj, napiszemy szybko, jak go zrobiliśmy, bo tego też od nas chcą i spadamy.
Pokiwałam głową i czym prędzej zabrałam się do pracy. Wcześniej skupiłam się na przywróceniu swojego dawnego wyglądu. Nie łatwo było przypomnieć sobie co i w jakiej kolejności wrzucaliśmy do kociołka, jednak wspólnie jakoś nam się udało. Podpisaliśmy fiolkę i rzuciliśmy się biegiem do Wielkiej Sali. Na szczęście, Syriusz znał tajemne przejścia, dzięki którym nie spóźniliśmy się. A mało brakowało, bo wpadliśmy do środka tuż przed zamknięciem drzwi.
- No, są już wszyscy? – zapytał z uśmiechem profesor Dumbledore, wesoło rozglądając się po sali.
- Myślę, że tak. Możemy zaczynać – powiedziała opiekunka Gryfonów.
Ledwo udało nam się usiąść obok przyjaciół, kiedy dyrektor machnął różdżką i w mgnieniu oka nasz eliksir zniknął, podobnie jak inne. Zdziwiłam się, ale nic nie mówiłam.
- Spokojnie, to tylko przyśpieszy oczekanie. Normalnie pewnie czekalibyście kilka dni, ale myślę, że dziś po południu wszystko będzie jasne. Nie macie dziś lekcji, więc wykorzystajcie czas wolny, jak należy. Cóż, wiem, że jest wcześnie rano i pewnie jesteście głodni. Smacznego!
Całkowicie zapomniałam o jedzeniu. Dopiero kiedy usłyszałam o śniadaniu, poczułam, że jestem głodna. Inaczej wyobrażałam sobie ten konkurs, ale cóż… I tak mieliśmy dzień dla siebie.
Powoli nałożyłam sobie sałatkę na talerz. Po kilku minutach moje tętno uspokoiło się i mogłam wreszcie zacząć jeść, bo wcześniej nie potrafiłam złapać tchu.
Nagle moich uszu dobiegł odgłos wybuchu. Zaciekawiona podniosłam głowę i to, co zobaczyłam, sprawiło, że ręce mi opadły. Nad stołem nauczycieli unosiła się gęsta, ciemna chmura pyłów. Z boku usłyszałam parsknięcia śmiechem i od razu domyśliłam się, czyja to sprawka.
James i Syriusz właśnie wymieniali porozumiewawcze spojrzenia.
- Że też na to nie wpadłem. Dobry pomysł, Rogacz! – pochwalił Syriusz.
- Ma się to coś – James uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach pojawił się błysk zadowolenia.
Zza chmury wyłoniła się roześmiana twarz dyrektora, który jednym machnięciem różdżki odgonił roznoszący się pył.
- Bardzo zabawne, panie Potter! Cóż, powinienem dać ci pewnie szlaban, ale tego nie zrobię! – zaśmiał się.
- Ależ Albusie… - wtrąciła się profesor McGonagall, nie zgadzając się ze swym przyjacielem.
- Nie martw się, Minerwo. Zauważ, że już dawno było cicho z ich strony. No cóż, a żart niczego sobie. Woda wybuchowa, no, no, nieźle.
Rzuciłam chłopakom zaskoczone spojrzenie. O co tu chodziło? James od razu zrozumiał, o co mi chodzi i pośpieszył z wyjaśnieniami.
- Miałem dwie fiolki, jedną z ta wodą, a drugą z eliksirem. Woda wybuchowa reaguje na zaklęcie, które on rzucił, właśnie małą eksplozją. Pomyślałem sobie, że przydałoby się trochę rozluźnić tutaj atmosferę – uśmiechnął się niewinnie.
Pokręciłam głową z powątpieniem. Miał rację, choć było to nieco dziecinne. Rozejrzałam się po sali. Wiele osób było rozbawionych, a w dodatku nawet dyrektor się nie złościł. Ja także nie miałam ku temu podstaw.
- Niezły pomysł – przyznałam z uśmiechem.
Musiałam przyznać się przed sobą, że zaczynało mi brakować tych dowcipów Huncwotów… Jednak dobrze by było, gdyby robili je z głową.
I dotarło do mnie coś jeszcze. Ostatnimi tygodniami dużo czasu siedziałam z Syriuszem. Wspólna praca zbliżyła nas do siebie. Był moim prawdziwym przyjacielem, przyszywanym bratem. Co dziwne, Jamesa uważałam także za bliską mi osobę. Jednak… Brakowało mi jego towarzystwa bardziej niż kiedykolwiek. Z nim również się przyjaźniłam, mimo to była to inna relacja niż między mną i Syriuszem.  O wiele bardziej zagmatwana, złożona i zakręcona, a zarazem wydawała się być prosta, oczywista. Ciężko mi było to zrozumieć.
            Po posiłku postanowiliśmy spędzić kilka godzin na błoniach. Pogoda była wspaniała. Słońce grzało mocno, muskając nasze ciała swoimi promieniami. Rozłożyliśmy ogromny koc koło dużego dębu tak, aby jego część znalazła się także w cieniu. Ja rozłożyłam się na słonecznym fragmencie, podobnie jak moje przyjaciółki oraz James.
Leżałam spokojnie, starając się o niczym nie myśleć. Wychodząc z zamku, całkowicie wyrzuciłam z podświadomości sprawę konkursu. Teraz było mi wszystko obojętne. Zrobiliśmy swoje, trzeba czekać na wyniki.
Promienie słoneczne padały na moją twarz, a ja w końcu mogłam się zrelaksować. Za półtora miesiąca zaczynały się wakacje. A po nich ostatni rok w tej szkole…
Moje rozmyślania przerwał James. Swobodnie ułożył swoją głowę na moim brzuchu i ułożył się wygodnie.
- Hej, co ty robisz? – spojrzałam na niego kątem oka.
- Nic takiego – odparł i posłał mi szelmowski uśmiech.
Ach, trudno. Niech leży.
Kolejne minuty mijały, a ja czułam się coraz lepiej. Teraz wszystko wydawało się jasne, bezproblemowe. Zaczęłam robić się senna, to pewnie sprawka wszechogarniającego ciepła.
            Kiedy się ocknęłam, Słońce wisiało już wysoko nad nami. Musiało minąć parę godzin. Nie do wiary, zasnęłam!
- Gdzie są wszyscy? – spytałam, rozglądając się dookoła.
Tuż obok mnie siedział James, przyglądając mi się wesoło.
- Wrócili niedawno do zamku. Zostaliśmy sami. Jak się spało? – uśmiechnął się.
- Świetnie. Lepiej też już wracajmy, bo niedługo wyniki – mruknęłam, próbując wstać, jednak nie udało mi się to. Potter mnie przytrzymał.
- Poczekaj. Tak sobie myślałem… - zaczął niepewnie.
- O czym?
- Pamiętasz, jak kiedyś obiecałem ci, że zabiorę cię poza tereny Hogwartu? – zapytał poważnie.
Spróbowałam przypomnieć sobie to wydarzenie. Faktycznie, tak było. Przyrzekł mi to zimą, kiedy nasza szkoła gościła Francuzów. To wtedy moje relacje z Jamesem zaczęły się ocieplać…
- Tak – odpowiedziałam, czekając na ciąg dalszy jego pytania.
James wyglądał na speszonego. Przełknął ślinę, po czym wyszeptał:
- Może w sobotę? Ma być ładna pogoda…
Od razu pokiwałam głową, niewiele się zastanawiając.
- To świetnie! Więc jesteśmy umówieni. Spotkajmy się rano, dobrze? Może być o dziesiątej?– w jego głosie dało się wyczuć podekscytowanie.
- Dobrze – serce zaczęło mi szybciej bić, kiedy zobaczyłam, że się do mnie przybliża.
Zgodziłam się bez wahania, a teraz jeszcze to! Co się ze mną dzieje?
- I… Potraktuj to jako randkę – szepnął, obdarzając mnie ślicznym uśmiechem, po czym poderwał się szybko i ruszył w stronę zamku.
Zanim zdążyłam zareagować, chłopaka już nie było. Serce dudniło w mojej klatce piersiowej, jak po długim biegu. Usta miałam wciąż rozchylone ze zdziwienia. Sama nie wiedziałam, jak to się stało, że tak szybko się zgodziłam.
W sobotę czekała mnie randka z Jamesem Potterem.

***

I jak? :) Krótko, bo krótko, ale niedługo będę miała więcej do opisywania. :)
Dziękuję za wszystkie nominacje do Kreativ Blogger. To wiele dla mnie znaczy. Ale nie będę kontynuowała tej zabawy, gdyż zwyczajnie nie mam już na to czasu. Zresztą, czytam wiele blogów, a ciężko byłoby mi wybrać te najlepsze, bo każdy ma w sobie coś niepowtarzalnego. :)
Pozdrawiam! ;)