25 lutego 2007

„Dlaczego on jest takim idiotą?”

     Usłyszałam jakieś krzyki, kiedy wraz z Dorcas i Ann szłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Tuż przed nią stał Potter, Black i mały tłumek widzów a nad nimi unosił się Severus Snape.

- Potter! – krzyknęłam ze złością.

Rogacz wystraszył się mnie i opuścił Ślizgona na ziemię. Wow, jaki domyślny i posłuszny....

„Widzowie” szybko się rozeszli a winowajcy weszli szybko do Wielkiej Sali chcąc umknąć przede mną. Udałam się natychmiast za nimi.

- Potter! Black! Stać!

Niepewnie odwrócili się. Chyba wiedzieli, co ich czeka.

- Możecie mi powiedzieć, co to miało znaczyć?! Jest pierwszy dzień szkoły, a wy takie rzeczy odstawiacie!

- Przecież trzeba było się odpowiednio przywitać ze Smarkiem – powiedział Potter.

Black szybko usunął się i usiadł przy stole.

- Przywitać się?! Przywitać?! Ty wiesz co w ogóle mówisz?!

- Lily, nie denerwuj się tak! To nic takiego!

- Nic takiego?! Weź, lepiej już nic nie mów!...

- Panno Evans, co to za krzyki? – nagle pojawiła się przede mną profesor McGonagall, a to nie wróżyło nic dobrego.

- To Wielka Sala! Nie miejsce na krzyki!

- Wiem, pani profesor, ale Potter...

- No tak... Potter! Znowu nabroiłeś! Dostajecie oboje szlaban! Dziś w moim gabinecie o siedemnastej! A teraz siadajcie i nie krzyczcie już! – powiedziała i skierowała się w stronę stołu nauczycieli.

Posłałam Potterowi takie spojrzenie, że od razu domyślił się, że lepiej będzie, jak nic nie powie.

W okropnym humorze zjadłam śniadanie. Dostałam szlaban w pierwszym dniu roku szkolnego! I to przez Pottera! Wrrr... Mam go dosyć!

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Siedziałam sama w dormitorium. Ann poszła gdzieś z Remusem a Dorcas z Syriuszem. Tylko ja nikogo nie miałam. Ale nie zamierzałam się tym przejmować. Kiedyś w końcu pojawi się ktoś odpowiedni.

     Do okna zapukała mała sówka. Wpuściłam ją do środka a ta upuściła mi list i natychmiast odleciała.

Umówisz się ze mną?

Zagotowało się we mnie ze złości. List był bez podpisu, ale doskonale wiedziałam, od kogo. Olałam ten list. Po chwili przyleciała sówka z kolejnym o takiej samej treści.

I kolejny.

I jeszcze jeden.

I następny.

Po chyba piętnastym z rzędu nie wytrzymałam.

Potter! Odwal się! Nie męcz tego biednego stworzenia! Nie umówię się z tobą!

Złapałam sowę i wręczyłam jej list.

- Zanieś to do tego idioty, Pottera. A jak znów będzie chciał coś wysłać, to zacznij go dziobać. Tylko mocno! Pamiętaj! – powiedziałam do sowy i wypuściłam ją.

Poskutkowało. Już żaden list nie przeszedł. Wreszcie, po dwóch godzinach wróciły dziewczyny. Opowiedziały mi szybko, co się wydarzyło, ja im też.

- Wiesz, Lily... Potter się zmienił. W piątej klasie był inny... – powiedziała Ann.

- Inny? To znaczy?

- No... Nie był taki nachalny... Przecież... Ty się w nim zakochałaś!

- O nie! Nie zakochałam się! To było zwykłe, głupie zauroczenie.

Dorcas coś szepnęła Ann na ucho, po czym obie zachichotały.

- Mogę wiedzieć, z czego się tak śmiejecie? – spytałam.

- Nie ważne, Lily... Hahaha...

- Super – burknęłam.

Po obiedzie siedziałam z przyjaciółkami i innymi Gryfonkami w Pokoju Wspólnym i słuchałam o ich wakacjach. Po pewnym czasie pojawili się jednak Huncwoci. Zauważyli nas i rozsiedli się obok.

- Cześć dziewczyny! Jak leci? – zagadał Syriusz, obejmując Dorcas.

Inne Gryfonki zaczęły chichotać, a po chwili uciekły stamtąd. Niektóre z nich należały do funclubu Blacka i Pottera.

- Co słychać, Evans? – spytał Potter, usadawiając się obok mnie. Wciąż trzymał ręce w kieszeniach, co było dziwne.

- Było świetnie, dopóki ty się nie pojawiłeś! – odparłam.

Nie odpowiedział. Po chwili jednak zapytał:

- A umówisz się ze mną? Proszę...

- Daj mi spokój! Spadaj!

Wkurzona poszłam do dormitorium.

Dlaczego on jest takim idiotą?

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Przed siedemnastą udałam się do gabinetu profesor McGonagall pełna obaw. Bałam się. Nie szlabanu, tylko tego co może zrobić Potter. Co on znowu wymyślił? Żeby tylko nie wziął fałszywej różdżki... Wtedy na pewno coś by zrobił...

     Zapukałam do gabinetu nauczycielki. Potter już tam był.

- Jako, że jest początek roku szkolnego, dostaniecie dość łatwą karę. Po prostu posprzątacie jeden ze schowków woźnego. Za mną, proszę – powiedziała McGonagall.

Doszliśmy do tego schowka. Nie był zbyt duży.

- Posprzątajcie tu. I oddajcie różdżki. Przyjdę za dwie godziny.

Oddaliśmy różdżki. James miał taki dziwny uśmieszek na twarzy.

McGonagall wyszła. Już miałam zabrać się do pracy, lecz usłyszałam kilka zaklęć rzucanych przez Jamesa, a po chwili wszystko było posprzątane i poukładane.

Obrzuciłam go zgorszonym spojrzeniem.

- No co? Wolałaś to wszystko sprzątać? – spytał uśmiechając się.

- A żebyś wiedział – mruknęłam.

Usiadłam na małym stołku. Właśnie tego się obawiałam...

- Umówisz się ze mną? – spytał.

- Nie!

Schowałam głowę w dłoniach. Miałam go już serdecznie dosyć.

- A czemu nie? – dopytywał się.

- Słuchaj, nie mam ochoty na rozmowy z tobą. Wkurzasz mnie.

- A co ja takiego robię? – spytał udając niewiniątko.

- Nie udawaj jeszcze większego idioty niż jesteś.

- Lily... Kochanie, ale co ja robię?

- Nie mów do mnie kochanie!

- Dobrze, słoneczko. Jesteś śliczna, kiedy się tak złościsz. Ale ty w ogóle jesteś piękna. A w stroju kąpielowym... Mmmm...

Posłałam mu mordercze spojrzenie.

- A co u Toma? – spytał uśmiechając się przymilnie.

- A dobrze, bardzo dobrze. A co, jesteś nim zainteresowany? – w moim głosie dało się słyszeć nutkę ironii.

- Nie nim, Liluś. Z moją orientacją jest wszystko w porządku.

- Och, coś takiego!

Potter zlekceważył to.

- Pewnie trudno było wam się rozstać na tak długi czas... – kontynuował.

- Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa.

- Ależ kotku, mnie to po prostu interesuje.

- To niech przestanie cię to interesować! I nie mów do mnie kotku!

Rogacz już nic nie powiedział. I dobrze.

Milczeliśmy. Strasznie się nudziłam... Już chyba wolałam się z nim kłócić...

- O czym myślisz? – zapytał.

- Nie twoja sprawa.

- Dlaczego jesteś taka niemiła? Przecież tylko pytam...

Nie odpowiedziałam.

Po dość długiej chwili James podszedł do mnie, kucnął i spytał, patrząc mi prosto w oczy.

- Dlaczego ty taka jesteś?

- Jaka?

- Traktujesz mnie jak potwora... Odnosisz się jak do wroga...

- Widocznie na to zasługujesz – powiedziałam.

Chyba jednak przesadziłam. James podniósł się i odwrócił. Widać było, że go zraniłam.

- Naprawdę uważasz, że zasługuję na takie traktowanie? – spytał z żalem w głosie.

- Nie... Przepraszam. Trochę mnie poniosło.

Odwrócił się do mnie, a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech.

- Ale to nie znaczy, że mnie nie wkurzasz – dodałam.

Uśmiech mu lekko zrzedł.

Znowu nastała cisza. Zaczęłam się przechadzać po kantorku. Różne ciekawe rzeczy się tam znalazły. Nagle jakieś ręce owinęły się wokół mojego brzucha.

- Cii... Proszę, nic nie mów – szepnął mi James do ucha.

Zaczął mnie całować po szyi. Nie mogłam na to pozwolić, mimo, że było miło...

- Przestań! Nie zapominaj, że mam chłopaka! – zawołałam i oswobodziłam się z jego objęć.

- Tak! Daleko stąd!

- No i co z tego?

- To z tego, że ja cię kocham! I nie mogę znieść, jak się przy nim marnujesz!

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo pojawiła się profesor McGonagall. Oddała nam różdżki. Udałam się natychmiast do dormitorium. Szłam szybko i Potter dogonił mnie dopiero w Pokoju Wspólnym.

- Lily, czekaj... Nic nie powiesz?

- Nie! Brak mi na ciebie słów.

Skierowałam się w stronę dormitorium zostawiając rozczarowanego i... smutnego Jamesa w Pokoju Wspólnym. Chyba przesadził. Ale nie, nie będę teraz o tym myśleć...

 

***

 

Co do notki, to nie wnosi zbyt wiele nowości, ale jednak była potrzebna. ;) Mam nadzieję, że się spodoba. ;) Poza tym zapraszam na blogi znajdujące się u mnie w linkach! Są naprawdę dobre. :) A mój blog znów znalazł się w Polecanych! :) Dzięki!! :D Nawet nie wiecie jak to mnie cieszy. :) Pozdrawiam!

18 lutego 2007

"Mogłabyś mu dać szansę..."

     Wyszłam z domu z wszystkim, co było potrzebne na ulicy Pokątnej i, uważając by nikt z sąsiadów mnie nie zauważył, machnęłam różdżka, a po chwili pojawił się przede mną Błędny Rycerz. Wsiadłam do niego, zapłaciłam za przejazd i zajęłam jakieś wygodne miejsce, choć wiedziałam, że w czasie podróży kilkakrotnie je zmienię. W końcu dotarłam na ulicę Pokątną. Dość szybko znalazłam dziewczyny. Wyściskałyśmy się tak, jakbyśmy nie widziały się przez co najmniej sto lat. Jednak Katie z nami nie było…

- A co z Katie? – zapytałam, kiedy usiadłyśmy na tarasie pewnej kawiarni.

- Nie wiem. Dostałam od niej może ze dwa listy na początku wakacji, a potem w ogóle się nie odzywała – odparła Dorcas.

- U mnie tak samo, tylko że wczoraj napisała – rzekła Ann, ale miny nie miała zachwyconej.

- Czemu jej z nami dzisiaj nie ma? – spytała Dorcas.

- Wyjechała do Francji – wyjaśniła Ann.

- Co? Jak to? Przecież pojutrze zaczyna się rok szkolny! – powiedziała Dorcas.

- Wiem… Katie będzie chodzić do Beauxbatons. Jej mama dostała awans i cała rodzina musiała się przeprowadzić do Francji. Wszystko działo się bardzo szybko i zdążyła tylko napisać to i prosiła jeszcze, żebym wam o tym powiedziała. Napisała jeszcze, że odezwie się, jak wszystko się w miarę ustabilizuje – rzekła Ann.

Przez chwilę milczałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Pierwsza odezwała się Dorcas.

- Czyli… nasza przyjaciółka wyjechała do Francji, nie wiemy, kiedy się z nią zobaczymy, w ogóle bardzo mało wiemy. Nie no, po prostu super!

- Dorcas, nie denerwuj się. Przecież za parę dni dostaniemy od niej list i wszystko się wyjaśni – starałam się być spokojna.

- Właśnie… Ale bez niej już nie będzie tak samo… - dodała Ann.

Rozmawiałyśmy jeszcze o tym wyjeździe Katie.

- No dobra, pogadajmy o czyś innym. Co z Jamesem, Lily? – zapytała Ann.

- A co ma być?

- No nie wiem. Przecież podczas tego wyjazdu on też tam był. I ten Tom…

- Szczerze mówiąc, nie chce mi się teraz o tym gadać. Kiedy indziej wam wszystko opowiem.

- Ale będzie coś z wami? – dopytywała się Ann.

Spojrzałam na nią jak na idiotkę.

- No co ty? Ja i Potter? Haha, bardzo śmieszne.

- Nadal jesteś na niego zła? – spytała Dorcas.

- Tak – odparłam krótko.

Dziewczyny wymieniły spojrzenia. Pewnie domyślały się, że nie chcę kontynuować tego tematu.

     Kupiłyśmy wszystko, co było potrzebne do szkoły. Po drodze spotkałyśmy mnóstwo osób ze szkoły, a Huncwotów na szczęście nie widziałyśmy.

     Wieczorem wróciłam do domu i zupełnie nie wiedziałam, co robić. W końcu udałam się do mojego pokoju i zaczęłam rozmyślać. Wiedziałam, że kolejny rok w Hogwarcie może dużo zmienić. I tak pewnie będzie. Ciekawe co stanie się między mną a Potterem. Może da mi wreszcie spokój? A może to ja spotkam kogoś innego? A może wydarzy się coś jeszcze? No cóż, co ma być, to będzie.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     W dniu wyjazdu do Hogwartu wstałam o wiele wcześniej. Otóż chciałam się jeszcze spotkać z Tomem. W końcu nie zobaczę go przez najbliższe dziesięć miesięcy, chyba, że wrócę na Święta do domu. Zastanawiałam się, czy nie powiedzieć mu prawdy, to znaczy do jakiej szkoły chodzę i kim jestem, ale doszłam do wniosku, że lepiej będzie, jak się nie dowie. Mógłby się przestraszyć tego wszystkiego. Jakąś godzinę przed wyjazdem na dworzec King’s Cross poszłam do Toma.

- Cześć. Przyszłam się pożegnać. Dziś wracam do szkoły.

- Dzisiaj? Myślałem, że w poniedziałek, tak jak wszyscy. Przecież jest sobota.

- Wiem, ale u mnie w szkole rozpoczęcie roku szkolnego jest zawsze pierwszego września.

- Okej. Cieszysz się, że wracasz?

- Pewnie! Już stęskniłam się za przyjaciółmi. Ale będzie mi ciebie strasznie brakować.

- Przecież możemy pisać listy, Lily…

O cholera, Tom pewnie bardzo się zdziwi, kiedy przyleci do niego sowa. No trudno, jakoś mu to wytłumaczę.

- Wiem, ale… To nie to samo – odparłam.

- Spokojnie, Lily, jakoś to przeżyjemy.

- Mam nadzieję – uśmiechnęłam się.

- Mam jeszcze pytanie, Tom… - zaczęłam.

- Jakie?

- Czy my… No ten… Czy my nadal jesteśmy na niby razem?

- Eee… Przecież wracasz do szkoły…

- Wiem, ale… Mogę mówić Potterowi, że nadal jesteśmy razem? To tylko udawanie, wiem przecież, że możesz sobie znaleźć inną dziewczynę i wcale mi to nie przeszkadza, ale chciałabym, żeby Potter nie myślał, że ma u mnie jakieś szanse – powiedziałam.

Tom uniósł brwi i patrzył na mnie z lekkim zdziwieniem.

- Oj Lily, ale ty jesteś uparta. Mów mu co chcesz, ale… Mogłabyś mu dać szansę… Jemu naprawdę na tobie zależy…

- Ech… Więc ciebie też przekabacił… Nie chcę się z tobą o niego kłócić. Nie rozmawiajmy o tym…

- Jak chcesz – odparł krótko Tom.

Posiedziałam u niego jeszcze chwilę, ale potem musiałam wrócić do domu, gdyż zaraz mieliśmy jechać na dworzec.

- Będę tęsknić – powiedziałam i przytuliłam się do Toma.

- Ja też, Lily. I pamiętaj, co ci mówiłem – rzekł.

- Dobrze – mruknęłam i pocałowałam go w policzek.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Pożegnawszy się z rodzicami i Petunią, która, o dziwo, pojechała z nami, przeszłam przez bramkę między peronem dziewiątym i dziesiątym i od razu rzuciła mi się w oczy Dorcas.

- A Ann nie ma? – spytałam, kiedy się już przywitałyśmy.

- Pewnie niedługo będzie, chodź, zajmiemy jakiś przedział – odparła.

Wczołgałyśmy się jakoś do pociągu z ciężkimi kuframi i dość szybko znalazłyśmy wolny przedział. Ann po chwili wpadła do nas z krzykiem:

- No gdzie wyście były? Szukałam was po całym pociągu! Roześmiałyśmy się.

Kiedy pociąg ruszył, wpadli do nas Huncwoci.

- Cześć dziewczyny, możemy się dosiąść? Wszędzie już zajęte... – powiedział Syriusz.

Dorcas natychmiast rzuciła się mu na szyję, Ann również tyle, że Remusowi. Spojrzałam na Pottera. Wyglądał, jakby miał nadzieję, że zrobię to samo.

- Oczywiście, że możecie – powiedziała Dorcas.

Chłopaki rozgościli się w naszym przedziale a James oczywiście postarał się usiąść jak najbliżej mnie. Prychnęłam, wyrażając swoje oburzenie, ale on nic sobie z tego nie robił. Po chwili Dorcas była pochłonięta Syriuszem, raczej jego ustami, Ann Remusem a Peter słodyczami.

- A gdzie Katie? – zapytał Potter.

- We Francji – odparłam krótko.

- Jak to? – dopytywał się.

Nie miałam ochoty na dyskusje z nim, ale stwierdziłam, że i tak będzie mnie tym męczył, więc opowiedziałam mu całą sytuację. Po jakiejś godzinie miałam już dosyć podróży. Nudziłam się jak nigdy, a jedyne osoby do rozmowy to Peter i James....

     W końcu udałam się na patrol korytarzy, lecz szybko wróciłam. To zdecydowanie najnudniejsza podróż do Hogwartu…

     Poszłam do toalety. Kiedy wychodziłam, ktoś pociągnął mnie za rękę i z powrotem się tam znalazłam. Kliknął zamek w drzwiach i zostałam zamknięta z…

- Potter! Ty idioto! Puść mnie! – wrzasnęłam.

- Cicho, nie krzycz. Chcę tylko pogadać.

- Czemu akurat tutaj? – nadal mówiłam podniesionym tonem.

- A czy na przykład w przedziale porozmawiałabyś ze mną?

Nie odpowiedziałam. Miał rację, ale ja w ogóle nie chciałam z nim gadać!

- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Zostaw mnie.

- Lily, mam tylko jedno pytanie. Gniewasz się na mnie jeszcze, za to, co zrobiłem w pociągu, kiedy wracaliśmy z Hogwartu?

- Tak. Teraz mnie puść.

Zamiast tego Potter przycisnął mnie mocniej do drzwi i niebezpiecznie blisko się przybliżył.

- A mogę to powtórzyć?

- NIE! – wrzasnęłam. Jednak kiedy jemu się mówi „nie”, on to rozumie jako „tak”.

Pocałował mnie.

Nie chciałam tego. Ale jednocześnie bardzo pragnęłam. Poddałam się temu, całkiem bezwiednie. Było… wspaniale. Ale mnie mogłam… Po prostu nie mogłam…

- Zadowolony? Teraz mnie puść – rozkazałam.

James był chyba zaskoczony tym wszystkim, ale puścił mnie. Jak najszybciej wróciłam do przedziału. Do Pottera się już nie odzywałam.

- A co powiecie na grę w butelkę? – zaproponował Syriusz.

- Jasne! – zawołała Dorcas.

- Ja nie gram – oświadczyłam.

- Nie musi być na całowanie, Lily – odrzekła Dorcas.

- I tak nie gram.

- Ja też nie – odezwał się Potter.

- Bez Lily to nie to samo – dodał.

Prychnęłam.

- Dobra, to nie gramy. W takim razie, co robimy? – spytał Syriusz.

Nikt mu nie odpowiedział.

W końcu chłopaki pogrążyli się w rozmowie o quidditchu a ja z dziewczynami gadałam o kolejnym roku w Hogwarcie. Reszta podróży minęła dość szybko. Wygoniłyśmy chłopaków z przedziału i przebrałyśmy się w szkolne szaty.

     Po wyjściu z pociągu w oczy rzucił się olbrzymi Hagrid nawołujący pierwszaków. Wsiadłam z dziewczynami do jednego z powozów, ciągniętych przez niewidzialne zwierzęta. Po niedługim czasie siedziałam już w Wielkiej Sali i słuchałam przemowy dyrektora. Pierwszaki zostały już przydzielone do poszczególnych domów. Po uczcie razem z Remusem zaprowadziłam najmłodszych Gryfonów do ich dormitorium. Zmęczona całym dniem udałam się szybko do swojego. Były tam tylko Ann i Dorcas. Nie miałam ochoty na rozmowy, one zresztą chyba też. Jutro na szczęście jest niedziela. Czuję jednak, że ten dzień nie będzie łatwy...

 

***

 

Na początku przepraszam, że notki tak długo nie było. Myślę, że teraz powinno być tak jak kiedyś i notki będą się pojawiać co tydzień. Ta notka, jak pewnie zauważyliście, jest dłuższa niż zwykle ;) Tak w ogóle, to wzięłam się za siebie i moje lenistwo ;) Pozdrawiam! :)

1 lutego 2007

"Myślałam, że jest moim przyjacielem..."

     Nazajutrz obudziłam się bardzo wcześnie. Miałam okropny sen. Śniło mi się, że do mojego pokoju wpadł Potter i zaczął wykrzykiwać, że jestem głupia i podła. Uważał, że nie powinnam być z Tomem i że tylko z nim będzie mi dobrze. Mówiłam mu, że to nieprawda, ale w końcu nie wytrzymałam i uderzyłam go. Wtedy wyszedł trzaskając drzwiami i obudziłam się. I całe szczęście. Miałam dosyć Pottera, a on mnie nęka jeszcze w snach. To straszne…

     Minęło kilka dni. Spędzałam czas głównie na plaży. Jamesa już nie widziałam. I dobrze, bo nie wiem, co bym zrobiła, gdybym go zobaczyła. Dumbledore’a i McGonagall też nie spotkałam. Pewnego popołudnia, gdy siedziałam sama w hotelowym pokoju, wpadł do mnie Tom i poważnym tonem oświadczył:

- Musimy porozmawiać.

Oderwałam się od książki, którą czytałam i spojrzałam na niego.

- O co chodzi? -spytałam.

- O tego chłopaka, Pottera. I o nas – oznajmił.

- Nie mam zamiaru gadać o Potterze.

- Trudno. Rozmawiałem z nim dzisiaj.

Przez chwilę milczałam.

- I...? – zapytałam, starając się mówić obojętnie.

- No wiesz… Trochę się dowiedziałem o tym, co było między wami.

Przyznam, że trochę się zaniepokoiłam.

- Czyli?

- Byliście kiedyś razem…

- Przez jeden dzień… Niecały zresztą – wtrąciłam.

- Lily, dlaczego ty taka jesteś? Zgodziłem się na to całe udawanie, bo nie wiedziałem, o co w tym wszystkim dokładnie chodzi. Ten Potter robił to samo. Był z innymi dziewczynami, żeby wzbudzić twoją zazdrość. A teraz ty robisz to samo. Tak, Lily, to samo. Mnie nie oszukasz. Głupio się zachowujesz i tyle – rzekł Tom patrząc na mnie.

- Tobie wciąż na nim zależy – dodał.

- Wcale nie. Nie znoszę go – odparłam.

- Sama siebie okłamujesz. I przy okazji ranisz też tego chłopaka. On cię kocha, Lily. To widać.

Milczałam.

- Nie, on nie potrafi kochać. To wredny, nadęty egoista. Nienawidzę go – powiedziałam.

- Wiesz co? To ty jesteś egoistką! Dziwię się jak pozwalasz, żeby ktoś taki jak Potter w ogóle chodził po ziemi? Jak możesz pozwolić, żeby ktoś taki żył, kto ośmielił się w tobie zakochać?! Przecież to niedozwolone!

- Przestań...!

- Nie, nie przestanę! Taka jest prawda, Lily.

W oczach pojawiły mi się łzy. Jak on mógł tak mówić?

Wyszedł. Zabolało mnie to, co powiedział. Myślałam, ze jest moim przyjacielem… Najwyraźniej się pomyliłam. Nie będę się nim przejmować.

     Po paru godzinach stwierdziłam, że to wcale nie będzie łatwe. Chciałam już wracać do domu. Miałam dość tego całego wyjazdu. Zapowiadało się fajnie, a skończyło okropnie. Tylko że jak wrócę, Tom też tam będzie. A w Hogwarcie Potter. To jest niesprawiedliwe! Chyba tylko ja mam takiego pecha w życiu…

     Po kolacji, podczas której nawet nie raczyłam spojrzeć na Toma, zapytałam mamę, czy mogłabym wcześniej wrócić do domu.

- Lily, a co się stało, że tak nagle chcesz wracać? Jeszcze przecież tylko kilka dni… - powiedziała.

- Wiem, ale ja już naprawdę chcę wrócić…

- Lily, co się stało?

- Nic, mamo, naprawdę...

- Jesteś jakaś smutna i zmartwiona… Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda?

- Wiem, mamo. To co? Będę mogła wcześniej wrócić?

- Nie wiem, Lily. Przyjechaliśmy tu samochodem państwa Moore, nasz został w domu.

- A autobusem, czy czymś?

- Nie, Lily, to nie jest dobry pomysł. Zobacz jaka jest piękna pogoda. Spędzisz czas na plaży i nawet nie zauważysz, jak szybko zlecą te dni.

Uznałam, że nie ma sensu ją dalej o to prosić, więc wyszłam.

     Kolejne dni spędziłam głównie na plaży. Byłam już nieźle opalona. Do Toma się nie odzywałam, choć on parę razy próbował ze mną porozmawiać, lecz ja byłam nieugięta. Pottera w ogóle nie widziałam. W końcu nadszedł dzień powrotu. Bardzo się cieszyłam. Kiedy wreszcie usiadłam na swoim łóżku, poczułam się o wiele lepiej.

     Pewnego dnia przyszedł Tom. Koniecznie chciał ze mną pogadać. Zgodziłam się, bo co innego miałam zrobić?

- Przepraszam, Lily. Za to, co wtedy powiedziałem... Poniosło mnie trochę – rzekł.

Nic nie mówiłam. Wtedy rzeczywiście przesadził, ale zranił mnie.

- Wiesz co, Lily? Poniosło mnie, to fakt, ale trochę w tym było prawdy. Nie zaprzeczysz temu – dodał.

- Skoro tak uważasz, to po co mnie przepraszasz? – spytałam.

- Bo mimo wszystko cię lubię…

Minę nadal miałam niezadowoloną. Tom zaśmiał się i przytulił mnie po przyjacielsku.

- Nie gniewaj się już… - szepnął.

- No dobra, przeprosiny przyjęte. Ale proszę cię, nie rozmawiajmy więcej o Potterze.

- Jak chcesz, Lily, ale… - zamilkł widząc moje spojrzenie.

- No dobrze – mruknął.

     Reszta wakacji zleciała mi bardzo szybko. Często chodziłam z Tomem na pobliski basen. Poznałam kilka osób, lecz o głębszej znajomości z nimi nie można było mówić. Z przyjaciółkami pisałam listy prawie codziennie. Potter się nie odzywał, co było trochę dziwne. Jednak nie narzekałam z tego powodu. Ogólnie dni leciały mi bardzo przyjemnie. Aż szkoda było wracać do Hogwartu. Ale mimo wszystko cieszyłam się z tego. Hogwart to mój drugi dom. Już stęskniłam się za tymi korytarzami, klasami, duchami… No i za przyjaciółmi. A z dziewczynami zobaczę się dwa dni przed końcem wakacji. Spotkamy się na ulicy Pokątnej. Już nie mogę się doczekać!

 

***

 

No tak… Mam ferie i znów złapał mnie leń… Z tej notki nie jestem zbytnio zadowolona, ale trudno ;) Dzięki za wszystkie komentarze. Okazało się, że dużo osób czyta tego bloga, lecz nie zawsze komentują... A trochę mi na tym zależy... Wtedy mam większą motywację do pisania. No... To chyba wszystko. ;) Pozdrawiam!