24 lutego 2008

Kotek

               Popołudniespędzałam w towarzystwie Jamesa i Syriusza. Teoretycznie mówiąc, bo w praktyceto Huncwoci siedzieli przy stole pochyleni nad jakimś pergaminem i niezauważali tego, co się wokół dzieje. Byli bardzo skupieni. Zastanawiałam się,co takiego planowali. Przez chwilę przypatrywałam się im uważnie i starałam sięusłyszeć, o czym mówią, jednak nie udało mi się to. W końcu powróciłam doczytania książki.

-Ej… Macie zamiar spędzić tak cały dzień? – spytałam wkrótce.

Nieodpowiedzieli. Wątpię, że w ogóle zwrócili na to uwagę.

-Halo!

Nadalnic.

-Potter! Black! Szlaban! – zawołałam.

Oderwalisię nagle od kartki.

-Co? Za co? – spytał zdezorientowany James.

-No, wreszcie. Za nic, nie ma żadnego szlabanu. Po prostu nie widziałam innegosposobu, żeby się z wami porozumieć.

Chłopakiwymienili spojrzenia.

-A… A o co pytałaś? – zapytał Syriusz.

-Czy zamierzacie spędzić na tym cały dzień?

-Nie tylko… - odparł tajemniczo James.

Westchnęłam.

-A można wiedzieć, co takiego robicie?

-Już niedługo się dowiesz – odrzekł Black.

Zrozumiałam,że nie należy już drążyć tego tematu, bo i tak się nie dowiem.

            Po jakiejś godzinie chłopakioświadczyli, że idą do siebie. Kiedy Syriusz zniknął na schodach, Jameszawrócił i do mnie podszedł.

-Bądź tu dziś o dziewiętnastej – powiedział.

-Po co? – zapytałam zdziwiona.

-Po prostu bądź – odparł i ruszył do dormitorium.

Zaskoczyłomnie to. O co mu chodzi? Tysiące myśli przeleciało w mojej głowie.  Po chwili trochę ochłonęłam i stwierdziłam,że pójdę.

            O dziewiętnastej zjawiłam się wPokoju Wspólnym. James już czekał.

-O co chodzi? – spytałam.

-Mam niespodziankę – uśmiechnął się.

-Jaką?

-Chodź, to się dowiesz – powiedział i skierował się w stronę wyjścia.

-Poczekaj.

Chłopakodwrócił się.

-Co?

-To bezpieczne? Nie łamiemy regulaminu?

-Spokojnie, wszystko jest legalne.

-Okej…

Rogaczpoprowadził tajnymi przejściami do pewnej klasy na drugim piętrze. Przez całądrogę zastanawiałam się, co takiego James chce mi pokazać.

-To tutaj – oświadczył wchodząc do klasy.

Rozejrzałamsię dookoła. Było tam kilka szaf, ławki i biurko. Wszystko to pokrywał kurz.

-I co? Nic nie widzę.

-Chodź tutaj – chłopak pociągnął mnie do kąta pomieszczenia za szafą.

Moimoczom ukazał się koszyk z kotem. Był malutki… Miał może kilka tygodni. Leżałpod jakimś kocykiem, spod którego wystawał mu tylko pyszczek. Oczy miał otwartei spoglądał na nas nieufnie.

-I jak? – spytał James po chwili.

-Skąd ty go masz? – odwróciłam się do niego.

-Znalazłem parę dni temu niedaleko Zakazanego Lasu. Był sam… No i wziąłem gotutaj…. Myślałem, że się ucieszysz – powiedział.

-Cieszę się, pewnie, że tak. Mogę go wziąć na ręce?

-Jasne.

Podniosłamdelikatnie kotka. Był taki drobny… Miał brązową sierść z czarnymi plamkami.Podrapałam go za uszami, zamruczał.

-Chyba mu dobrze – powiedział James.

-Wiesz, co zauważyłem? Widzisz te czarne plamki? Są czarne, bo ma dobry nastrój.Gdy jest zły, zmieniają się na biały. Raz go chyba zezłościłem… Zdarzyło sięteż, że miały inny kolor… To chyba zależy od jego humoru – dodał.

Roześmiałamsię.

-Naprawdę? Jest niezwykły… Magiczny… Ciekawe, skąd tu się wziął.

-Nie wiem…

-I co z nim zrobimy? Trzeba go zanieść do McGonagall, powinna wiedzieć.

-Tak przypuszczałem, że to powiesz…

-Jest świetny… Taki milutki… To jest on czy ona? – zapytałam po chwili.

-Szczerze mówiąc, nie wiem…

-Ja też, nie znam się na kotach.

-Lily… A nie chciałabyś go zatrzymać?

-Ja? A ty nie? Przecież to ty go znalazłeś. A poza tym nie wiemy, czy możemy.

-W Hogwarcie wolno trzymać koty.

-Tak, ale… Nie wiadomo, czy McGonagall się zgodzi.

-Myślę, że nie będzie miała nic przeciwko…

-Tak? Ja nigdy nie miałam kota… Ten jest cudny…

Jamesuśmiechnął się.

-Jest twój – powiedział.

-Naprawdę? A ty go nie chcesz?

-Hmm… Chyba nie byłbym odpowiednim opiekunem dla kota. U ciebie będzie munajlepiej. Potraktuj to jako prezent ode mnie.

-Dzięki! Kochany jesteś!

Pobawiliśmysię chwilę z maluchem. On mnie już sobą zauroczył…

-Chodźmy do McGonagall, im szybciej tym lepiej – powiedziałam po pewnym czasie.

Włożyłamkota do koszyka i ruszyliśmy do gabinetu naszej opiekunki. Zauważyłam, że łatkizwierzaka zrobiły się ciemno-fioletowe, czyli już mu tak miło nie było.

            Zapukaliśmy do gabinetu nauczycielkii po chwili weszliśmy.

-Potter, Evans, coś się stało? – McGonagall natychmiast poderwała się z fotela.

-Znaleźliśmy kota, pani profesor – powiedziałam.

-Co? Jak to?

Jameswyjaśnił jej, jak to wszystko się stało i poinformował ją o magicznychzdolnościach zwierzaka.

-No dobrze… - powiedziała i spojrzała na stworzenie w koszyku.

-Możemy go zatrzymać? – zapytałam.

-Myślę, że tak. Muszę tylko się upewnić, czy nie ma związku z czarną magią… -McGonagall wyjęła kota z koszyka i rzuciła na niego jakieś zaklęcie. Nic sięnie stało.

-Wszystko jest dobrze. Jest rasa magicznych kotów, które pokazują swój nastrójza pomocą barw sierści. Są całkowicie bezpieczne. Ten najwyraźniej do niejnależy. Dziwi mnie tylko, jak znalazł się na terenie szkoły – powiedziałanauczycielka.

-Nie wiemy, pani profesor.

-No dobrze, możecie go zatrzymać. Tylko żeby nie narobił kłopotów – tu spojrzałasurowo na Jamesa.

-Dobrze. A nie wie pani przypadkiem jakiej on jest płci? – spytałam niepewnie.

-Nie, panno Evans, na kotach się tak nie znam.* Ale myślę, że nasz gajowy Hagridpowinien wiedzieć. Jest jeszcze trochę czasu do ciszy nocnej, powinniściezdążyć iść do niego.

-Dobrze, dziękujemy. Do widzenia.

Wyszliśmyz gabinetu.

-Magiczna rasa? Nigdy nie słyszałam o takiej – powiedziałam.

-Ja też. Dobrze, że możesz go zatrzymać.

-Noo, strasznie się cieszę! Będę miała jakieś towarzystwo w nocy, teraz, kiedydziewczyn nie ma.

-Zawsze mogę do ciebie przyjść – uśmiechnął się zawadiacko.

-Jasne, jasne. Chciałbyś.

-No pewnie.

Uśmiechnęłamsię.

-Dzięki za tego kotka… Jest naprawdę cudowny.

-Proszę… Cieszę się, że ty się cieszysz.

-Dobra, to chodźmy teraz do Hagrida.

Takteż zrobiliśmy. Po kilkunastu minutach staliśmy już we wnętrzu chatki gajowego.

-Znalazłeś kota? Cholibka, masz farta, chłopie – powiedział Hagrid, kiedywysłuchał opowieści Jamesa.

-To raczej kot ma farta… Kto wie, co by było, gdyby go James nie znalazł –powiedziałam.

-Zdechłby z zimna…

-Uf, na szczęście tak się nie stało. Słuchaj Hagridzie, mamy takie pytanie… Możei śmieszne… Bo my nie wiemy czy to on, czy ona – rzekłam w końcu z lekkimzawstydzeniem.

Jameszaczął lekko chichotać.

Półolbrzymzajrzał pod ogon zwierzaka. Odwróciłam głowę, było mi dziwnie wstyd.

-To kotka – odparł Hagrid.

-Jesteś pewien? – zapytał James.

-Tak.

-Dzięki… Słuchaj, my już pójdziemy, bo niedługo zamykają bramy, a nie chcemyszlabanu.

-Dobra, dobra. Wpadnijcie czasem…

-Jasne! To cześć!

Wróciliśmydo zamku. W Pokoju Wspólnym usiedliśmy na kanapie przy kominku.

-Kotka… Ciekawe, jak ją nazwać… - powiedziałam.

-Oj, w tym to ci nie pomogę. Nie mam głowy do imion.

-Coś wymyślę… Chyba… Jest taka fajna!

-Masz rację…

-James… Dlaczego wcześniej o niej nie mówiłeś?

-Za bardzo nie wiedziałem, co zrobić…

Oboknas wkrótce pojawił się Syriusz.

-Tu jesteście! Gdzie wy się podziewaliście? Co to jest? – spytał, gdy zobaczyłstworzenie na moich kolanach.

-To jest kot.

-Skąd on się tu wziął?! – widać było, że jest bardzo zaskoczony.

Rogaczpo raz trzeci opowiedział tę historię.

-I możecie go tu zostawić?

-Tak, McGonagall się zgodziła.

Blackopadł na kanapę obok mnie i spojrzał podejrzanie na kota.

-Dziwny jakiś – stwierdził.

-Czemu?

-Tak jakoś. Nie lubię kotów.

-Ech… Zobacz, ten jest taki kochany…

-Tak, tak, widzę…

Jameszaczął się z nas śmiać.

-Dobra, ja się zmywam. Rogacz, pamiętaj, musimy dziś to skończyć – powiedziałSyriusz i wrócił do siebie.

-Co skończyć? – zapytałam.

-A nic…

-Jasne.

-Zobaczysz niedługo.

-No okej… Też już pójdę, muszę wykombinować jakieś rzeczy dla niej… Na raziebędzie w tym koszyku, a potem... – wstałam.

-Dzięki James, naprawdę strasznie się cieszę… - rzekłam i przytuliłam lekkochłopaka, uprzednio wkładając kota do swojego legowiska.

-Nie ma za co – posłał mi uśmiech.

 

***

 

*- Jak wiadomo z książek o HP, profesor Mcgonagall była animagiem i zamieniałasię w kota, jednak dużej wiedzy o nich nie miała. 

 

 

Udałomi się dodać notkę. :) Jutro zaczyna się znowu szkoła… Niestety. Nie wiem, czy zatydzień opublikuję notkę, spróbuję, ale nic nie obiecuję. Co do 7 tomu HP…Przypominam, że zaczęłam pisać bloga jeszcze przed wyjściem 6 części, więc oprzyjaźni Lily i Snape’a nie miałam pojęcia. Chyba wplotę jakoś ten wątek, alenie do końca tak, jak było w książce. Nie wiem, muszę to przemyśleć. A terazmam do Was pytanie. :) Jak mogę nazwać tego kota Lily? Mam kilka pomysłów, alemoże Wy wpadniecie na lepszy ;) Piszcie w komentarzach :) Pozdro!

16 lutego 2008

Spostrzeżenia i wyjaśnienia

            Wróciwszyze spaceru z Syriuszem poczułam ogromną ochotę na gorącą, relaksującą kąpiel.Byłam zmęczona wygłupami z Blackiem. Nalałam wodę do wanny i po chwili się wniej zanurzyłam. Uczucie ciepła rozeszło się po moim ciele. Od razu lepiej…

            Dziś Boże Narodzenie... Rok temu byłBal. Jak ten czas szybko leci… Tyle się wydarzyło… Wspomnienia wróciły.Spędziłam z Jamesem cudny wieczór… Ten taniec… Nigdy tego nie zapomnę.Wcześniej Rogacz miał wypadek na miotle. Pamiętam, że kiedy u niego siedziałam,zdałam sobie sprawę, że go kocham. Patrząc na to teraz, uważam, że było toniedojrzałe uczucie. Na pewno go nie kochałam, mogłam być nim co najwyżejzauroczona. No cóż, potem Potter zdradził mnie z inną. Wyjaśnił wszystko, byłato zemsta Ślizgonów, ale mimo to straciłam do niego zaufanie. Później pojawiłsię Alex, Tom… A z Jamesem wciąż się kłóciłam. No i godziłam. Kłótnia, zgoda,kłótnia, zgoda… I tak w kółko. Teraz zdałam sobie z tego sprawę. Stanęły miprzed oczami te wszystkie sytuacje z nim. Z boku to musiało wyglądać… Żałośnie.Jak dzieci…. Muszę porozmawiać o tym z Jamesem.

            A co się stało z tym uczuciem? Terazchyba go nie ma. Dobrze się stało… Tak, na pewno. James nie jest tym odpowiednim.Nie moglibyśmy być razem… Co najwyżej przyjaźń.

            Leżałam w wannie jeszcze bardzodługo dopóki woda nie zrobiła się zimna. W końcu wyszłam i po chwili byłam jużgotowa do spania. Ale no bez przesady, jest dopiero dziesiąta. Założyłamszlafrok i zeszłam do Pokoju Wspólnego. Może znajdzie się ktoś z kim możnapogadać?

            Nie myliłam się. Przy kominkusiedział James. Nie byłam do końca pewna, czy powinnam do niego podejść. A comi szkodzi? Złość na niego już mi przeszła, mam nadzieję, że on równieżochłonął. Opadłam na kanapę obok niego i głośno westchnęłam. Spojrzał na mnieze zdziwieniem.

-No co? Wzdychać nie wolno? - spytałam z uśmiechem.

-Wolno, wolno… - odparł i zamyślił się.

Przyjrzałamsię mu. Wyglądał tak… Inaczej. Spokojny, jakby w innym świecie. Poważny…Sprawiał jednak wrażenie osoby zmartwionej.

-Nad czym tak myślisz? – spytałam w końcu.

Chłopakwyrwał się z transu i spojrzał na mnie.

-Ja? Nad niczym…

-Właśnie widzę.

-Naprawdę. A ty co, nie jesteś z tym swoim Justinem? – w jego głosie dało sięsłyszeć nutkę ironii.

Zdziwiłamsię, skąd zna jego imię.

-Jakim moim? Bez przesady…

Rogaczmilczał.

-James… Słuchaj… Bo ja myślałam o tym wszystkim dzisiaj… - przerwałam, niewiedząc jak ująć to, co chcę powiedzieć.

-I…? – ponaglił mnie James.

-I… Musimy porozmawiać.

-Słucham.

Super…Wcale mi tego nie ułatwia..

-Ech… No bo… - naprawdę nie wiedziałam, jak zacząć.

Zamilkłam.

-Chodzi o tego Justina? - zapytał.

-Nie… O nas – przyznałam.

Chłopakwyraźnie się zainteresował.

-Tak…?

Wzięłamgłęboki oddech. Czas na szczerą rozmowę.

-Wiesz… Przypomniały mi się te wszystkie nasze kłótnie. I co potem… I doszłam downiosku, że z boku to musiało wyglądać co najmniej głupio. Kłótnia, zgoda i zarazto samo. Zastanów się…

-I…?

-I… Tak dłużej być nie może. Nie chcę…

Jameschyba nie rozumiał. Jacy oni niedomyślni…

-No skończmy z tym! Nie możemy po prostu żyć jak kumple? Bo wciąż siękłóciliśmy, naprawdę mam tego dość.

-Do czego zmierzasz?

-Może raz na zawsze zakopiemy topór wojenny? Jesteśmy przyjaciółmi, nie?

-No, jesteśmy…

-No właśnie. Naprawdę nie chcę się już kłócić.

Jamesspojrzał mi w oczy i powiedział:

-Ja też nie. Tylko, wiesz… Ja… Czuję do ciebie coś  więcej…

Onie. Nie, nie, o tym miało nie być mowy.

-James, posłuchaj… Ja bardzo cię lubię.. Ale nie tak, jak ty byś chciał. Jedyne,co mogę ci zaoferować, to przyjaźń.

Chłopakspuścił głowę.

-Rozumiem – powiedział po chwili.

-Naprawdę?

-Tak…

-Cieszę się. Więc jak? Skończymy z tym czepianiem się o byle co?

-Tak… Masz rację. Zachowywaliśmy się jak dzieci…

-Dokładnie. To co, obiecujesz, że nie będziesz już odstawiał takich scen, jakdziś, kiedy zobaczysz mnie rozmawiającą z innym chłopakiem?

-Postaram się – uśmiech zagościł na jego twarzy.

-Okej.

Rozsiadłamsię wygodnie na kanapie, wpatrzyłam w ogień. Po chwili głośno westchnęłam.

-Znowu wzdychasz – zauważył chłopak.

Zaśmiałamsię. Przyznaję, że zrobiłam to specjalnie.

-Rok temu był Bal… Pamiętasz? – rzekł James.

-Tak… Pamiętam…

-Było naprawdę wspaniale… - powiedział.

-Szkoda, że nie przetrwało – dodał.

-Zdarza się. Ale pozostały wspomnienia – odparłam.

Niewiedziałam, dlaczego to powiedziałam.

-Wiesz, Lily? Jesteś naprawdę świetną dziewczyną i mam nadzieję, że kiedyśznajdziesz kogoś, z kim będziesz szczęśliwa – powiedział.

Niespodziewałam się tego po nim.

-Zaskoczyłeś mnie… Ale cieszę się, że to mówisz.

-Ja chcę po prostu dla ciebie jak najlepiej…

-Dzięki.

Cisza.Nie wiem, co go skłoniło do takich wyznań. Było to pewnie dla niego trudne…

-A co z tym Justinem? – zapytał nagle.

-Skoro przyjaźń, to przyjaźń, nie? – dodał.

-Z nim? Nic szczególnego.. Kolega.

-Tak tylko pytam…

-Okej. Wiesz, ja chyba pójdę już spać… Cześć.

-Dobranoc…

Wróciłamdo dormitorium. Mam to już za sobą. Choć nie było dokładnie tak, jak to sobiewyobrażałam, cieszę się, że z nim porozmawiałam. Myślę, że on mówił szczerze,że zrozumiał to.

            Następnego dnia w drodze do WielkiejSali spotkałam Syriusza. Wyszłam wcześniej niż inni. W Hogwarcie było bardzocicho i spokojnie. Ale to już niedługo… Za kilka dni znów będzie to pełne życiamiejsce.

-Hej, gdzie tak gnasz? – przy mnie zjawił się Syriusz.

-Na śniadanie, a ty?

-Tak samo. A czemu tak wcześnie?

-Nie wiem… Tak o. A ty to co?

-Też tak o…

-Aha…

Inteligentnarozmowa, nie ma co…

-Słyszałem, że mieliście z Jamesem wczoraj małą pogawędkę… - zaczął.

-Tak… I co?

-Nic, nic… Tak tylko mówię… Rogacz przygaszony jakiś jest…

-Też zauważyłam. Spytałam go o to, ale nic nie powiedział. A swoją drogą, tomyślę, że zrozumiał…

-Chyba tak… Gadałem z nim, tak jak obiecałem.

-Dzięki…

-Nie ma za co. Mam nadzieję, że już nie będziecie się kłócić, dość już tego było– uśmiechnął się.

-Też tak sądzę…

 

***

 

No,jest notka. Nie wiem, co o niej sądzić, taka nijaka chyba… No cóż. Mam ferieteraz i niby więcej czasu, ale tak naprawdę to rozwlekam się ze wszystkim idlatego tak późno notka. Jak wrażenia po 7 tomie? Piszcie na GG, chętnie o tympogadam ;) Widzę teraz, że w moim blogu jest wiele niezgodności, ale stopniowobędę się starała to naprawić… A tak na marginesie, to wiedziałam, po prostuczułam, że Snape będzie miał tam jakieś znaczenie… Ech… Następna notka, kiedysię zbiorę w sobie i ją napiszę ;p Pozdro!