30 marca 2008

Biała róża

              Dnibiegły nie ubłaganie szybko. Ani się obejrzałam, a tu już styczeń prawie siękończył. Czas mijał głownie na nauce. Nauczyciele mnóstwo zadawali, twierdząc,że to już drugi semestr i trzeba się wziąć do roboty. Kilka razy zdarzyło misię zarwać noc, by napisać wszystkie wypracowania. Normalnie może i bymzdążyła, ale James często zajmował mi sobą czas. Zabierał mnie na spacery pobłoniach, a także pokazał mi parę miejsc w zamku, o których istnieniu niewiedziałam. O dziwno, ani razu nie zachowywał się tak, jakby chciał mniepoderwać. Po prostu był jak przyjaciel. I szczerze przyznam, że to mi bardzoodpowiadało. Miałam nadzieję, że Rogacz już taki pozostanie. Chciałabym, żebyon naprawdę zaakceptował to, że możemy być tylko przyjaciółmi. Na razie tak towłaśnie wyglądało. Zobaczymy, co będzie później. Kiedy rozmawiałam z Justinem,James nie odstawiał już żadnych scen zazdrości, po prostu udawał, że tego niewidzi. O incydencie z Sylwestra nikt nie mówił.  

            Z Syriuszem wciąż świetnie się dogadywałam.Można nawet powiedzieć, że był dla mnie jak brat. Niestety, nawet rodzina możeprzysporzyć pewnych problemów. Mimo że i on, i Dorcas wiedzą o uczuciu tegodrugiego, żadne z nich nie robi niczego. Meadowes jest przez to często smutna ima ochotę to wszystko zakończyć. Trzeba ją wciąż przekonywać, żeby jeszcze sięnie poddawała. Patrząc jednak na zachowanie Syriusza, który traktuje mojąprzyjaciółką jak zwykłą koleżankę z roku, sama się zastanawiam, czy to w ogólema sens.

            Dwa tygodnie temu Ann miałaurodziny. Stwierdziliśmy, że tym razem nie będzie żadnej imprezy, tylko wieczórw gronie przyjaciół. Co prawda, ten „wieczór” trwał do drugiej w nocy. Huncwocipostarali się o jedzenie i napoje. Myślę, że Ann była zadowolona z urodzin.Wcześniej jeszcze wymknęłam się do Hogsmeade z Dorcas, Jamesem i Syriuszem poprezenty.

            Podczas śniadania profesorDumbledore wstał i zastukał w swoją szklankę.

-Poproszę o uwagę. Chciałbym wam coś oznajmić. Otóż dostałem pytanie z  Akademii Magii i Czarów Beauxbatons, czynasza szkoła nie gościłaby ich uczniów przez trzy tygodnie. Oczywiście, niewszystkich. Wyraziłem zgodę. Mam nadzieję, że odpowiednio przywitacie swoichfrancuskich kolegów. Nasi goście przybędą za tydzień. No, a teraz wracajcie dojedzenia – rzekł.

WielkaSala rozbrzmiała od szeptów. Wszyscy wymieniali uwagi na temat przyjazduFrancuzów.

-Co wy na to? – zapytałam przyjaciół.

-Katie przyjedzie! – powiedziała radośnie Ann.

-Faktycznie! Ale super!

Zaczęłamz dziewczynami rozmawiać i planować odwiedziny Katie. Strasznie sięcieszyłyśmy.

-Nie chciałbym wam psuć tego szczęścia, ale jeszcze nie wiadomo, czy Katieprzyjedzie. Dumbledore sam przecież powiedział, że tylko część uczniów maprzyjechać – wtrącił James.

-Oj, Katie na pewno się postara, żeby być w tej części. Trzeba do niej napisać!– wyjęłam szybko pergamin z torby i napisałam list do Katie, w którym zapytałamo przyjazd.

-Dziewczyny, pewnie przyjadą jacyś Francuzi! – powiedziała z błyskiem w okuDorcas.

Chłopaki,gdy to usłyszeli, mruknęli z niezadowoleniem.

-Dobra, napisane. Chyba jeszcze zdążę iść do sowiarni przed lekcjami, nie?

-Raczej tak… - powiedziała Dorcas.

-Poczekaj, pójdę z tobą – James poderwał się z ławki.

Wdrodze do sowiarni panowała między nami dziwna cisza. Po raz pierwszy oddłuższego czasu.

-Dlaczego nic nie mówisz? – spytałam w końcu.

-Nie wiem – powiedział.

Spojrzałamna niego. Był jakiś przygaszony.

-Co się stało?

-Nic…

-Przecież widzę.

-Nic, naprawdę. Ciekawe, czy Katie przyjedzie…

-Mam nadzieję, że tak… Zastanawiam się, jacy są Francuzi…

-No… - mruknął.

Czyżbyo to mu chodziło? O to, że pojawią się nowi uczniowie płci męskiej? Nie, niesądzę.

            Użyłam mojej sowy do wysłania listu.Chyba ostatnio trochę ją zaniedbałam, bo ugryzła mnie w palec, kiedyprzywiązywałam jej list.

-Chodźmy szybko na transmutację – powiedziałam i udaliśmy się do klasy.

Przezcałą lekcję James zachowywał się jak nie on. Ostatnio często mnie zagadywał,jednak teraz się nie odzywał. Nawet nie pisał notatek. Dopiero pod konieclekcji wrócił do siebie. Tak, jakby nic się nie stało. Zapytałam, co mu jest, aon tylko:

-Nic, mówię serio. Nie martw się – i uśmiechnął się.

Takwięc nie wracałam już do tego tematu.

 

            Po południu opowiedziała dziewczynomo moich podejrzeniach dotyczących Jamesa.

-Moim zdaniem on czuje się zagrożony… Jak Dorcas palnęła to o chłopakach naśniadaniu… Wiesz, po prostu się boi, że będzie miał rywala – powiedziała Ann.

-To możliwe – rzekła Dorcas.

-Choć Syriusz tak nie zareagował… - dodała.

-Ale z Syriuszem to jest inaczej… - odparła Ann.

-Ale przecież James już chyba dał sobie ze mną spokój, nie? – zapytałam.

Dziewczynywymieniły spojrzenia.

-Tak myślisz? No co ty? On tylko sprawia takie wrażenie.

-Ech… Ja nie wiem. Nie mówmy o tym.

-Jak chcesz.

Zajęłyśmysię wypracowaniem na eliksiry dla Slughorna. Po około godzinie do oknazastukała moja sowa.

-To od Katie – wpuściłam ptaka do środka.

 

Przepraszam, że tak krótko, ale mamy tu urwanie głowy z nauką…Tak, udało mi się załapać na listę osób, które pojadą do Hogwartu. Straszniesię cieszę! Nareszcie się zobaczymy! Jedzie też mój chłopak, poznacie go. No iparu innych przystojniaków również. Już się nie mogę doczekać! Do zobaczenia!

 

-Przyjedzie! Aaa!

-No i poznamy jej chłopaka!

-I innych!

Przekrzykiwałyśmysię nawzajem. Wreszcie zobaczymy się z naszą przyjaciółką!

 

            Wieczorem jak zwykle siedziałam dopóźna w Pokoju wspólnym, by skończyć wypracowanie z transmutacji. Byłam jużbardzo śpiąca i tylko marzyłam o położeniu się do łóżka.

            Nagle przede mną pojawiła się białaróża. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie zauważyłam. Wzięłam niepewniekwiat do ręki. Był piękny, delikatny.

-Podoba ci się? – usłyszałam.

Obokmnie znajdował się James i szeroko się uśmiechał.

-Jak…? – spytałam zaskoczona.

Chłopakpodniósł do góry pelerynę-niewidkę.

-Dzięki… A za co to?

-Tak po prostu.

Posłałammu uśmiech.

Różaślicznie pachniała. Znałam ten zapach, tylko nie wiedziałam skąd.

-Nie jesteś zmęczona? Jest prawie pierwsza w nocy… - zaczął chłopak.

-Trochę… Ale muszę to skończyć.

-To posiedzę z tobą, okej?

-Dobrze, skoro chcesz…

Wkilkanaście minut dokończyłam wypracowanie. Teraz, kiedy Rogacz był niedaleko ido tego czułam wspaniałą woń róży, praca szła mi o wiele szybciej.

-Skończyłam – oświadczyłam.

-James… Powiedz mi coś… Co to za róża? Skąd ją masz?

-Nie mogę ci powiedzieć. A czemu pytasz?

-Bo skądś znam ten zapach…

-Hmm… Nie wiem…

-No dobra. Dzięki za nią. Jest cudna…

-Cieszę się, że ci się podoba. Ale chyba powinnaś iść spać, wyglądasz nawykończoną…

-Tak, masz rację. Dobranoc – zabrałam książki i kwiat i ruszyłam do dormitorium.

Naschodach się jeszcze odwróciłam. James stał tam, gdzie go zostawiłam i patrzyłna mnie. Uśmiechnęłam się do niego i zniknęłam za drzwiami mojego pokoju.

 

***

 

Ech…Naprawdę nie wiem, co sądzić o tej notce…. Taka o wszystkim i o niczym. Alejest potrzebna, uwierzcie… Postaram się, żeby następna była za tydzień, ale nieobiecuję… Pozdro!

25 marca 2008

"Sprawiłaś, że czułem się naprawdę szczęśliwy..."

            Wpadające przez okna sypialnipromienie słoneczne nieśmiało padały na moją twarz. Powoli otworzyłam oczy iprzeciągnęłam się w łóżku. Przypomniałam sobie wydarzenia z sylwestrowej nocy.Na moją twarz mimowolnie wpłynął uśmiech. James… Pocałunek… Było cudnie… Nigdynie zapomnę tej chwili. Dziwne, ale to mi się naprawdę podobało. Czułam sięwtedy jak w innym świecie. Rogacz działał na mnie w niewyjaśniony sposób.

            Głęboko westchnęłam Na mojej twarzywciąż gościł uśmiech. Wskazówki na zegarze pokazały godzinę dziesiątątrzydzieści. No ładnie, zaspałam na śniadanie. Ale pewnie nie ja jedyna. Dziśpod wieczór wracają do Hogwartu uczniowie. Nareszcie zobaczę się z Dorcas iAnn! Jutro rozpoczną się lekcje… Wszystko wróci do normalności. Ale czy napewno…?

            Z dormitorium wyszłam dopiero naobiad. W Wielkiej Sali nie było jeszcze nikogo oprócz nauczycieli. Niedługo pomnie pojawili się Huncwoci.

-Cześć, Lily! – powiedział uśmiechnięty James i pocałował mnie w policzek.

Spojrzałamna niego zdziwiona. Co to miało znaczyć? Czy on..? Nie, to niemożliwe. On chybanie myśli, że my…? Razem…?

Chłopakz uśmiechem na twarzy usiadł obok mnie.

Rzuciłamokiem na Syriusza. Stał patrząc na nas jak na Ufo. Miał lekko otworzone usta.Był w szoku, tak przynajmniej mi się wydawało. Po chwili jednak się otrząsnął iusiadł przy stole. Co jaki czas spoglądał na nas z niedowierzaniem.

            Przez cały posiłek czułam na sobiespojrzenia Pottera. I wciąż panowała niezręczna cisza. Nikt nie wiedział, copowiedzieć. Szybko zjadłam i wróciłam do siebie. Dopiero tam mogłam odetchnąć.

CzyżbyJames czegoś oczekiwał?

            Usłyszałam pukanie do drzwi. Niezdążyłam odpowiedzieć, bo w moim dormitorium pojawił się Syriusz.

-Mów – oświadczył.

-Co? – spytałam zaskoczona.

-No co zaszło między tobą i Jamesem? Dziś w Wielkiej Sali… Mnie nie oszukasz.Przyznaję, że nie spodziewałem się tego. Rogacz nic nie chce powiedzieć…

Westchnęłam.No cóż, mogłam się spodziewać, że Black będzie się chciał dowiedzieć.

Przezchwilę milczałam.

-Całowaliśmy się – powiedziałam bez ogródek.

Chłopakzrobił tak zwane wielkie oczy, otworzył usta.

-Ale… Jak? – wyjąkał z wielkim zdziwieniem.

Uśmiechnęłamsię.

-Nie wiesz jak się całuje? – spytałam z lekką ironią i rozbawieniem.

Syriuszmachnął ręką jakby odganiał komara.

-Nie o to mi chodzi – rzekł poważnym tonem.

-Jak do tego doszło? Czemu ty się zgodziłaś? – mówił jakby z pretensją w głosie.

-No tak wyszło… Nie panowałam nad tym.

-No to świetnie… - chłopak podszedł do okna.

-O co ci chodzi? – zapytałam w końcu.

-Dałaś mu nadzieje i on teraz myśli, że wy… wiesz. Sama widziałaś, co zrobił naśniadaniu. Powiedz mi szczerze. Ty chcesz z nim być?

Zdziwiłamnie jego bezpośredniość. W ogóle zaskoczył mnie tym pytaniem.

-Jak to czy chcę? – spytałam.

Samanie znałam odpowiedzi.

-Tak czy nie?

-Syriuszu, przecież wiesz, że my się przyjaźnimy. Nie mogłabym z nim być. Niemogę…

-Ale wiesz, że on chce?

-Słuchaj, James nie jest dzieckiem… On rozumie, że my nie możemy…

-Tak… Ale znowu się rozczaruję. Kurde, Lily, mam prośbę. Nie rób mu już więcejtakich akcji. Potem nie wiesz jak on się zachowuje…

-Jak?

-Nie da się z nim rozmawiać.

Westchnęłam.

-Ale on wczoraj zaczął…

-Dobra. No trudno. Było, minęło. Tylko zastanów się, czy naprawdę czegoś chcesz,bo jak nie…

-Okej…

Cisza.

-Dziś wraca Dorcas… - zaczęłam.

-Tak… I…?

-Nie cieszysz się?

-Cieszę się… Ale ona już nic nie chce.

-Tak sądzisz?

-A mam powody by myśleć inaczej? Nie chcę o tym mówić….

-Dobra…

-To ja idę już. I zastanów się nad sprawą z Jamesem… Nie rań go – topowiedziawszy opuścił pokój.

            On ma racje. Ja nie mogę dawaćJamesowi żadnych nadziei. Już dawno przecież postanowiłam. Tylko przyjaźń.Muszę się tego trzymać. Pozostaje tylko pytanie dlaczego wczoraj czułam się takwspaniale? On to sprawił. Tak, z pewnością. Chyba nie zrozumiem, co się wtedy zemną działo… Powinnam porozmawiać z Jamesem.

            Późnym popołudniem wyszłam z zamku,alby przywitać się z przyjaciółkami, które lada chwila miały przyjechaćpowozami. Po drodze napotkałam Jamesa i Syriusza. Ten pierwszy spojrzał na mnienieśmiało, po czym szybko odwrócił wzrok. Nikt nic nie mówił. Znowu.

Chwilęstaliśmy, czekając na powozy. Po kilku minutach byłam już ściskana przez mojeprzyjaciółki.

-Dorcas, Ann! Strasznie się cieszę, że was widzę!

Przekrzykiwałyśmysię, piszczałyśmy i ściskałyśmy przez dobre kilka minut.

-Ekhem – odchrząknął znacząco Syriusz.

-My też chcielibyśmy się przywitać – dodał.

Ześmiechem oderwałyśmy się od siebie.

Chłopaki przywitali się z Dorcas i Ann, a ja z Remusem i Peterem. Spojrzałam ukradkiemna Meadowes i Blacka. Było widać, że są szczęśliwi, że się znowu widzą.Chciałabym, żeby się zeszli. Byli udaną parą….

            Wróciłyśmy do zamku i od razuzamknęłam się z dziewczynami w dormitorium. Natychmiast podeszła do nas Dott iobrzuciła spojrzeniem.

-A to co? – spytała zaskoczona Ann.

-Dott. Mój kotek. Dostałam ją od Jamesa – powiedziałam z uśmiechem biorąc kotana ręce.

-Jak to?

Streściłamim całą sprawę z kotem. Były zachwycone. Dott również chyba je polubiła.

-No, Lily, opowiadaj, co działo się w Hogwarcie podczas Świąt? – zostałamobsypana mnóstwem pytań, kiedy dziewczyny nacieszyły się kotką.

Opowiedziałamim o hogwardzkich Świętach, o sylwestrowym pokazie Huncwotów i o innych rzeczach,które się w tym czasie wydarzyły.

-To ciekawie musiało być – skwitowała krótko Ann.

-No dobra, a co z Jamesem? – spytała Dorcas.

-Jak to co? – udałam zaskoczoną.

-Oj, dobrze wiesz, o co mi chodzi – powiedziała.

Pochwili zastanowienia wszystko im opowiedziałam. Każdy szczegół. Słuchały zzainteresowaniem. Kiedy skończyłam, Ann zapytała:

-I co teraz zamierzasz?

-Ja? Pogadam z nim… Przecież wiecie, że my… To nie miałoby sensu.

-Dlaczego? Nie chcesz?

Napoczątku nie miałam po prostu pojęcia, co odpowiedzieć.

-Ja… Nie… Nie wiem. Naprawdę…

-Wy coś do siebie macie – rzekła Dorcas.

-No co ty? Przyjaźń. Tylko.

-Lily… Nie obraź się, ale… Ty nie dopuszczasz do siebie myśli o Jamesie jako ochłopaku. On nie jest taki zły… Posłuchaj głosu serca, a nie wciąż myślisz,  że wy nie możecie. Przecież sama mówisz, żewtedy, w Sylwestra, czułaś się nieziemsko. To chyba coś znaczy, nie sądzisz?

-Nie… Nie, nie. Po prostu… Nie, to nic nie znaczy. Próbujecie mi wmówić coś,czego nie ma.

-Jesteś pewna?

-Tak. Muszę z nim porozmawiać.

-Jak chcesz…

-A jak wasze Święta? – spytałam, by zmienił temat.

Dziewczynyopowiedziały mi co się u nich działo. U Ann wszystko w najlepszym porządku,jednak u Dorcas… W drugi dzień Świąt pokłóciła się z matką. Teraz jest lepiej,ale… Wciąż jakieś zgrzyty.

Spędziłyśmykilka godzin na rozmowie. Potem Ann zajęła łazienkę, a ja zostałam sama zDorcas.

-A co z Syriuszem?

-Bez zmian…

-Chciałabyś z nim…? Znowu…?

-Nie wiem… Może… Ale on chyba nie chce.

Uśmiechnęłamsię lekko.

-Tak myślisz?

-No… Czy on… Mówił coś o mnie podczas Świąt?

-Nie…

-Sama widzisz – Dorcas posmutniała.

-Raz… Dziś. Przed waszym przyjazdem. On sądzi, że ty nie chcesz.

-Naprawdę? – nagle rozpromieniała.

-Tak. Daj mu jakiś sygnał.. Wiesz.

-Pomyślę o tym… Dzięki, że mi to powiedziałaś.

-Wy do siebie pasujecie. Chciałabym, żeby wam się udało… Zobacz… Ty i Syriusz,Ann i Remus…

-Ty i James…. – dodała.

-Nie, nie. My nie…

-Jeszcze się przekonamy.

Pojakiejś godzinie, kiedy wszystkie się umyłyśmy już, zdecydowałyśmy się zejść doPokoju Wspólnego. Coś czułyśmy, że będą tam Huncwoci. Nie myliłyśmy się…

Siedziałyśmyz nimi dość długo, aż w końcu Ann i Remus nas opuścili i poszli w bardziejustronne miejsce, jakim była sofa koło okna.

-Niedługo Ann ma urodziny – powiedziałam.

-Tak? To jakaś impreza by się przydała – Syriusz się ożywił.

-Też o tym pomyślałam – uśmiechnęłam się.

-Spoko, zajmiemy się tym.

Pochwili Peter wrócił do siebie, Syriusz również. Dorcas też stwierdziła, że jużpóźno. Zostałam sama z Jamesem.

-Chyba powinniśmy porozmawiać – powiedział chłopak.

-Też tak sądzę… - odparłam.

-Słuchaj… Ja… Wiem, że ten pocałunek… Znaczy… Że ty chcesz przyjaźni – rzekł.

-Nie jesteś zły? – zapytałam po chwili ciszy.

-Nie, no co ty? Rozumiem. Już wiele razy mi to mówiłaś… Po prostu myślałem, żemoże coś jednak, ale widzę, że raczej nie…

-Przepraszam…

-Nie masz za co. Nie przejmuj się.

-Rozmawiał z tobą Syriusz?

-Nie. Nie musiał… Sam to zauważyłem. Nie masz czym się martwić, przyjaźnimy sięi nie chcę tego psuć.

-Dzięki… - poznam, że poczułam ulgę.

-Chciałem ci jeszcze podziękować… Wczoraj… Sprawiłaś, że czułem się naprawdęszczęśliwy. Naprawdę dziękuję ci za to…

Zrobiłomi się głupio.

-James, ja… - położył mi palec na ustach.

-Nie martw się. Jest dobrze.

-Na pewno…?

-Tak. Pewnie się cieszysz, że wróciły dziewczyny, nie? – wyczułam, że chcezmienić temat.

-Jasne! A jutro już zaczynają się lekcje, znowu nauka... Ech…

-No, niestety. Ale jakoś to minie…

Rozmawialiśmyjeszcze chwilę o różnych rzeczach.

-Chyba już pójdę… Jest późno – powiedziałam.

-Okej. To do jutra.

Wstaliśmy.Chłopak przytulił mnie lekko. Poczułam to ciepło bijące od niego. Znowu temotyle w brzuchu…

-Muszę iść… - odsunęłam się od Jamesa.

Czymprędzej udałam się do dormitorium. „Dobrze zrobiłam, dobrze zrobiłam…”powtarzałam sobie w duchu mając nadzieję, że taka jest prawda.

 

***

 

Notkamoim zdaniem średniej jakości… Mogłaby być lepsza, ale cóż… Na lepszą mnie niestać.

Następnanie wiem kiedy. Postaram się na niedzielę, ale nic nie obiecuję. Pozdro!

18 marca 2008

Sylwester

Już pojutrze Sylwester. Rozpocznie się nowy rok,nowe sprawy… Stare problemy zostaną daleko w tyle odgrodzone niewidzialnąbarierą dat. Chyba się cieszyłam. Wszystko wróci do normy, moje przyjaciółkiprzyjadą do Hogwartu, rozpoczną się lekcje… Brakowało mi tego. Co prawda, zJamesem i Syriuszem było całkiem fajnie, zaprzyjaźniliśmy się, jednak to nie tosamo co z Dorcas i Ann.

Chłopaki coś szykowali. Domyślałam się, że tobędzie właśnie na Sylwestra. Nic mi nie chcieli powiedzieć. Miałam tylko nadzieję,że nie dostaniem im się za bardzo za to.

A moja kotka… Jest cudowna. Strasznie się do niejprzywiązałam. Ona do mnie chyba też. Przymilała się, ocierała. Nie wiem, jakmogłam żyć bez niej.

-Cześć, mogę wejść? – spytał James wchodząc do mojego dormitorium.

-Już wszedłeś, to po co pytasz? – uśmiechnęłam się lekko.

Leżałamwłaśnie na łóżku i bawiłam się z kotem.

-Mam coś dla ciebie – to powiedziawszy, wyszedł na chwilę, by przynieść wielkiepudło.

-Co to jest? – spytałam zaskoczona i zerwałam się z łóżka.

Rogaczotworzył zaklęciem pudło i wylewitował jego zawartość.

-Dokładniej mówiąc, to dla twojego kotka – powiedział.

Przedemną stał specjalny koszyk do kota, kuweta, smakołyki i zabawki.

-Jeju, James, skąd ty to masz?

-Byłem dzisiaj w Hogsmeade i pomyślałem, że to ci się przyda. Ta kuweta jestzaczarowana, czyści się sama, gdy kot załatwi swoje potrzeby – rzekł.

-Spojrzałam jeszcze raz na te prezenty. To bardzo miło ze strony Jamesa…

-Dziękuję… - powiedziałam i przytuliłam lekko chłopaka.

-Nie ma za co – uśmiechnął się.

-Ależ jest! Kurcze, ile to musiało kosztować?!

-Nie tak dużo, nie martw się – posłał mi uśmiech.

-A jak tam twoja kotka? Wymyśliłaś już imię? – spytał.

-Nie… Myślę, myślę i nie mogę nic wymyślić…

-Żadnych pomysłów?

-Kilka jest, ale nie wiem, czy któryś z nich jest odpowiedni.

-Jakie?

-Myślałam nad Spot, Dott albo… Margo...*

-Hmm…. Ciężki wybór… Też nie wiem… Ale może Spot albo Dott?

-No, właśnie nad nimi najbardziej się zastanawiam.

-I która ci się bardziej podoba?

-Chyba Dott. Ale nie wiem… Co ty sądzisz?

-Jest okej. Naprawdę…

-Tak? No to… Niech zostanie… Dott – wzięłam Dott zna ręce i podrapałam za uchem.Jej plamki zrobiły się czarne. Było jej dobrze…

Jameszaśmiał się lekko.

-Będziesz na imprezie sylwestrowej? – zapytał.

-Raczej tak… - odparłam.

-Mam nadzieję. Będzie świetnie, zobaczysz. Dobra, to ja lecę. Zobaczymy siępóźniej. Cześć!

-Cześć! I dzięki za prezenty!

-Nie ma za co! – odkrzyknął w drzwiach i zniknął.

Spojrzałamna rzeczy mojej Dott. Przyznam, że James mnie pozytywnie zaskoczył. Przecieżnie musiał… Świetny z niego przyjaciel.

            Poukładałam wszystko na miejsce.Zajęło mi to dość sporo czasu. Szczególnie ucieszyła mnie magiczna,samooczyszczająca się kuweta. Szkoda, że w mugolskim świecie takich nie ma,pewnie niejednemu by się przydała. Koszyk położyłam obok mojego łóżka, azabawki i smakołyki do szuflady, uprzednio dając kilka Dott.

            Nagle drzwi po raz kolejny sięotworzyły i do mojego pokoju wpadł Syriusz.

-Hej, Lily, szukam Jamesa, nie było go tu? – spytał od razu.

-Był, całkiem niedawno.

-A nie wiesz, gdzie jest teraz?

-Nie… Nie wiem. A coś ważnego?

-Trochę, mam sprawę…

-A na waszej mapie go nie widać?

-Wziął ją ze sobą! Co za człowiek…

-Ciekawe po co mu…

-Właśnie… Nie ma go, kiedy jest potrzebny. A właściwie, co robisz?

-Szykuję pokój dla mieszkania dla Dott.

-Dott?

-No… Tak nazwałam moją kotkę.

-To zostaje tu na stałe?

-Tak. Masz coś przeciwko?

-Nie, tylko tak pytam. Przecież wiesz, jak bardzo lubię koty – powiedziałszczerząc zęby, a w jego głosie dało się słyszeć ironię.

-Tak, tak, wprost je kochasz – zaśmiałam się.

Dottpodeszła do Blacka, okrążyła go, po czym stanęła przed nim i głośno miauknęła,a jej plamki przybrały barwę czerwoną.

-Co jej…? – spytał niepewnie Huncwot.

-Nie wiem. Może usłyszała, jak miło się o niej wyrażasz? – wzięłam kotkę naręce.

-Tak, jasne, to kot, nie słyszy.

Dottmiauknęła przeraźliwie, łatki zrobiły się szybko białe, a ona sama zaczęła sięmi wyrywać. Black wyglądał na przestraszonego.

-Weź, ja stąd idę. Aż się jej boję – powiedział patrząc podejrzliwie na kota.

Uśmiechnęłamsię tylko, a chłopak opuścił pokój. Dott powoli się uspokajała.

-Jesteś czymś więcej niż tylko kotem – powiedziałam do niej.

           

            W końcu nastał ostatni dzień roku.Od rana Huncwoci wciąż gdzieś znikali i rzadko ich widziałam. No cóż… Też mają swoje obowiązki. Jednak samotnanie byłam. Spotkałam Justina i spędziłam z nim jakieś dwie godziny. Wyjaśniłammu ostatnie wydarzenia i przeprosiłam za nie. Na szczęście się nie gniewał.Rozmawialiśmy, śmialiśmy się… Miło zleciał mi czas.

            Wieczorem udałam się nakońcoworoczną ucztę. Było mało osób, jednak panowała atmosfera podobna do tej zBożego Narodzenia. Dyrektor złożył wszystkim życzenia i kazał nam się dobrzebawić. Czyżby coś wiedział…? Gdy to mówił, zwracał się głównie do Gryfonów.James i Syriusz planowali imprezę tylko dla nas… Mimo że większa częśćGryffindoru wyjechała na czas Świąt, szykowała się świetna zabawa.

            O dwudziestej pierwszej zeszłam doPokoju Wspólnego. Ze ścian udekorowanych balonami i serpentynami wypływałamuzyka. Zauważyłam Syriusza rozmawiającego z jakąś dziewczyną, Justina, a takżeJamesa pod oknem.

-Co tak stoisz? – spytałam podchodząc do niego.

-Czekałem na ciebie – odpowiedział tajemniczo.

-Tak…? A to czemu?

-Bo nie chciałem, żebyś przegapiła to, co za chwilę nastąpi.

Popatrzyłamna niego ze zdziwieniem, jednak chłopak już nic nie powiedział Po chwili nazewnątrz usłyszeliśmy olbrzymi hałas, który sprawił, że wszyscy przykleili nosdo szyby. Na niebie wystrzeliły iskry, które zaczęły się formować w olbrzyminapis „Huncwoci życzą wszystkim udanej zabawy i proszą o cierpliwe oczekiwaniena kolejny pokaz.” Litery z czasem rozpływały się, aż w końcu zniknęły.

-Wow, nieźle! Jak to zrobiliście? – zapytałam odwracając się do Rogacza.

-Podoba ci się? – odpowiedział pytaniem.

-Pewnie!

-To się cieszę – posłał mi uśmiech.

-Ale jak to zrobiliście? – dopytywałam się.

-Magia, czary… Kiedyś może się dowiesz…

Roześmiałamsię.

-Chodź, trzeba się zabawić – powiedział i pociągnął mnie na środek pokoju.

Chłopakmachnął różdżką i muzyka zmieniła się na taneczną i głośniejszą. Rogacz złapałmnie za ręce i po prostu porwał mnie do tańca. Wspaniale się z nim bawiłam.Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, że James tak dobrze tańczy. Przez pół godzinynie wypuszczał mnie z objęć.

-Usiądziemy na chwilę? – spytałam, kiedy zakończyła się piosenka.

-Jasne, jeśli chcesz.

Opadłamna kanapę, a James przyniósł dwa piwa kremowe.

-Dzięki – powiedziałam i wypiłam łyka.

-I jak ci się podoba? – zapytał.

-Jest super! Fajnie, że to zorganizowaliście.

-To jeszcze nie koniec – uśmiechnął się.

            Po godzinie znowu dało się słyszećhałas na dworze. Tym razem na rozgwieżdżonym niebie pojawiły się petardy, którepo wybuchu tworzyły przeróżne krajobrazy. I tak można było zobaczyć zachódsłońca, szczyty gór, pola i inne. Całość trwała około dziesięciu minut.

-Skąd ten pomysł? – spytałam zaskoczona Jamesa.

-A tak jakoś… Chcieliśmy coś fajnego pokazać.

-I wam się udało! Ja nie wiem, skąd wy znacie takie zaklęcia…

-Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz…

Poniedługim czasie zagadał mnie Syriusz podczas tańca.

-I jak  tam? – spytał.

-A dobrze…

-Widzę, że świetnie bawisz się z Jamesem…

-Tak… I…?

-No nic, cieszę się.

-Czy na pewno nic nie chodzi ci po głowie?

-Nie, no co ty? Po prostu dobrze was widzieć razem…

Nicjuż nie mówiłam.

            W ciągu zabawy tańczyłam jeszczekilka razy z Justinem, Syriuszem i Jamesem. To była jedna z najlepszych imprez,na jakich do tej pory byłam. Kilkanaście minut przed północą podszedł do mnieJames.

-Chodź ze mną do dormitorium, dobra?

-A po co? – spytałam zdziwiona.

-No chodź… - pociągnął mnie za rękę.

Weszliśmydo jego dormitorium.

-O co chodzi?

-Zaraz następna atrakcja… Stąd jest lepszy widok – powiedział nie patrząc namnie.

Faktycznie, po chwili za oknem dało się zobaczyćtworzące się kształty, które z czasem zmieniły się w zwierzęta: jelenia, psa,szczura i wilka. Wytwory te mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Widok byłcudny. Zwierzaki bawiły się i przekomarzały ze sobą. Trwało to kilka minut.Patrzyłam na niebo jak urzeczona. Że tez Huncwoci potrafią wyczarować takierzeczy!

-Zaraz północ – szepnął James i przybliżył się do mnie.

Wkońcu zaczęliśmy cicho odliczać sekundy.

Naglemagiczne zwierzęta zniknęły i na ich miejscu pojawił się wielki, kolorowynapis: „Szczęśliwego Nowego Roku życzą Huncwoci!”

-Super… - mruknęłam z zachwytem.

-Wszystkiego najlepszego, Lily – Rogacz przysunął się bliżej.

-Wszystkiego najlepszego, James – odparłam z uśmiechem i spojrzałam mu w oczy.

Byłbardzo blisko. Za blisko. Czułam na sobie jego oddech. Powoli przysuwał swojątwarz do mojej. Serce zaczęło mi bić mocniej, a w brzuchu poczułam jakbylatające motyle. Chłopak patrzył to w moje oczy, to na usta. W końcu to sięstało. Pocałował mnie. Na początku lekko, jakby się bał, że mu ucieknę.Odwzajemniłam pocałunek. Potter złapał mnie w talii, a ja objęłam go za szyję.James całował coraz namiętniej, ale zarazem delikatnie. Po moim ciele przyszłydreszcze. Za nich nie chciałam tego przerywać. Rogacz sprawiał, że odpływałam…Przyssaliśmy się do siebie. Czułam się wspaniale.

            Kto by pomyślał, że tak właśnierozpocznie się nowy rok?

 

***

 

*- imiona te spodobały mi się najbardziej spośród Waszych propozycji, jednak wkońcu wybrałam Dott. :) Powinno być przez jedno ‘t’ i po angielsku oznaczałobywłaśnie ‘kropka’, ale przez dwa jest lepiej. Myślę, że dodam tam coś jeszcze,ale o tym później. :) Bardzo dziękuję Christinie za wymyślenie imienia :) Innepropozycje również były bardzo fajne :)

 

 

 

Uff,jest notka. Udało się ją wreszcie dodać. Miała być w niedzielę, i byłaby, gdybynie… Pewne problemy. Nie będę wnikać w szczegóły, ale chyba jest już lepiej.

Codo notki to chyba Was zadowoli choć trochę. :) Mam taką nadzieję. ;]

Pozdro!