31 grudnia 2005

Mecz Quidditcha Gryffindor – Ravenclaw

   Dzisiejszego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Wstałam i podeszłam do okna. Pogoda od wczoraj wcale się nie poprawiła, raczej pogorszyła. Wiał bardzo silny wiatr, prawie wichura. Lało jak z cebra. Nie wiem jak James ma znaleźć znicza w takich warunkach. Jeszcze na dodatek wczoraj mu powiedziałam, że umówię się z nim jeśli Gryffindor wygra. Boję się, że zrobi coś głupiego...

   Poszłam do łazienki, żeby się uszykować. Po niecałej godzinie wyszłam gotowa i zaczęłam budzić dziewczyny. Wstały dopiero wtedy jak im powiedziałam, że dzisiaj jest mecz. Kiedy już wszystkie byłyśmy gotowe poszłyśmy do Wielkiej Sali na śniadanie. Huncwoci już tam byli.

- Jak samopoczucie? – zapytała Dorcas.

- Jakoś… Chodź tutaj – powiedział Syriusz a Dorcas usiadła koło niego i zaczęli się całować.

Ja usiadłam obok Jamesa.

- Jak się czujesz? – zapytałam.

- W miarę dobrze. Pamiętasz co wczoraj powiedziałaś?

- Tak…

- Złapię znicza dla ciebie!

Wygrana w dużym stopniu zależała od niego.

- James… Proszę, nie rób żadnych głupstw.

- Nie zrobię, obiecuję. Złapię tylko znicza.

   Nic już nie powiedziałam tylko zajęłam się jedzeniem. Potem wraz z dziewczynami poszłam do dormitorium przebrać się w ubrania w barwach Gryffindoru czyli w czerwony i żółty. Później udałyśmy się na stadion quidditcha. Deszcz podał tak samo jak rano, wiatr był chyba jeszcze silniejszy. Żeby tylko nic się nie stało Jamesowi... Będzie się starał za wszelką cenę złapać znicza. Oby wszystko było ok.

   Nagle ktoś do nas podbiegł. Byli to Huncwoci.

- Trzymajcie za nas kciuki – powiedział Syriusz.

- Jasne – odparła Dorcas.

- Lily, co ty taka zamyślona? Stało się coś? – zapytał James.

- Nie, nic się nie stało – odpowiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć.

Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że umieram ze strachu o niego. Chłopak chyba wyczuł, że nie mówię mu prawdy, bo pociągnął mnie za rękę i zatrzymał.

- Zaraz dojedziemy! – krzyknął do pozostałych.

- Więc teraz powiedz co cię gryzie – powiedział James i spojrzał mi w oczy.

Poczułam coś dziwnego. Jakbym miała stado motylków w brzuchu. Te jego śliczne, orzechowe oczy… Na chwile się rozmarzyłam.

- Lily! Co się z tobą dzieje?!

„Chyba się zakochuje…” pomyślałam.

- Nie, nic… Nic mi nie jest.

James nadal patrzył na mnie podejrzliwie, ale powiedział tylko:

- Dobrze, chodźmy już.

Dołączyliśmy do reszty.

- No, nareszcie. Myślałem, że zapomniałeś o meczu – powiedział Syriusz.

- Chodź – polecił Black.

- James… - zaczęłam.

- Tak? – zwrócił się do mnie.

- Uważaj na siebie – szepnęłam i pocałowałam go w policzek.

Odpowiedział mi swoim rozbrajającym uśmiechem, po czym poszedł z Syriuszem do szatni.

- Czyżbyśmy o czymś nie wiedziały? – spytała Ann.

- Nie, raczej nie – odpowiedziałam.

Zajęłyśmy miejsca mniej więcej po środku trybun gdzie miałyśmy doskonały widok. Remus i Peter się do nas dosiedli. Po piętnastu minutach mecz się rozpoczął.

- A oto i drużyna Ravenclawu! – komentował Robbie Lee z Gryffindoru.

- Ścigające: Stacy Brown, Kate Silver, Meggie Bell!! Pałkarze: John Johan i jego bart Kevin Johan! Obrońca: Mary Spinnet! I Mike Williams – szukający!!!

Zapomniałam! Make jest szukającym Ravenclawu! James będzie miał jeszcze jeden powód do złapania znicza. Przecież on musi być lepszy! Krukoni wlecieli na boisko a tłum bił brawa, piszczał, krzyczał.

- A oto i drużyna Gryffindoru!! Jude Watson, Syriusz Black…

Kiedy wyleciał Syriusz prawie wszystkie dziewczyny zaczęły skakać i piszczeć. Dorcas szalała jak nigdy.

- …Rogen Naidoo to nasi wspaniai ścigający! A teraz pałkarze: Bill Ponte i Sally Carey! Obrońca: Matt Johnson!! I nasz znakomity szukający: JAMES POTTER!!!

Pisk był chyba jeszcze większy niż jak wleciał Syriusz. Tym razem ja również się do tego przyłączyłam. James posłał w moją stronę śliczny uśmiech. Mimo złej pogody zobaczyłam go i odwzajemniłam. Deszcz wciąż padał i wiał silny wiatr, ale mecz się zaczął.

- Piłka poszła w górę…. Gryfoni przejmują kafla… Watson podaje do Blacka, Black do Naidoo’a, spowroten do Balcka i GOL!!!

Po godzinie gry Gryffindor prowadził 80:70. To mała przewaga. James musiał szybko złapać znicz, ale w takich warunkach…

Była teraz przerwa. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Wstałam i pobiegłam pod parasol, pod którym stała drużyna Gryffinoru.

- Liluś, co ty tu robisz? – spytał zaskoczony James.

- Mam pewien pomysł. Daj okulary.

Zdziwiony zrobił to, o co prosiłam. Na okulary rzuciłam Imperivius. Oddałam mu je.

- Będą odpychać deszcz. Będziesz lepiej widział – wyjaśniłam i uśmiechnęłam się do niego,

- Dzięki – powiedział chłopak.

Wróciłam na trybuny.

Przerwa się skończyła i mecz dalej trwał. Krukoni zdobyli jednego gola, ale potem Black trafił i było 90:80 dla Gryffindoru. Po trzydziestu minutach Krukoni zaczeli prowadzić i był 110:130.

- Gryfoni przegrywają… Potter pośpiesz się – mówił Robbie Lee.

Po kwadransie (120:150 dla Ravenclawu) James wreszcie zauważył znicza. Mike również go spostrzegł. Oboje pomknęli za nim. Potter był trochę szybszy jednak po chwili Williams go dogonił. Teraz mknęli równo. Znicz zleciał w dół. Rogacz gwałtownie zanurkował. Mike został w tyle. James wyciągnął rękę… i złapał znicza. Niestety leciał tak szybko, że nie wyhamował. Spadł z miotły.

- Potter złapał znicza! Gryffindor wygrywa 260 do 130!!! Co będzie z Potterem?! Ale gleba… - wykrzykiwał Robbie.

Zerwałam się z miejsca i pobiegłam do Jamesa. W oczach nazbierały mi się łzy. Uklękłam przy nim i jeszcze bardziej się rozpłakałam. Pani Pomfrey już przy nim była. Syriusz również. James był nieprzytomny. Syriusz odciągnął mnie od niego.

- Chodź Lily. Nic mu nie będzie.

James został przeniesiony do Skrzydła Szpitalnego na niewidzialnych noszach. Kiedy na to patrzyłam myślałam, że cały świat mi się wali…


***


No i jednak udało mi się jeszcze napisać przed końcem roku. :D Długa mi wyszła ta notka. :) Mam nadzieję, że się spodoba. Życzę Wszystkim udanego Sylwestra i szczęśliwego roku 2006. :)

28 grudnia 2005

"- Tak… Ale jeśli Gryffindor wygra ten mecz. "

   Pogoda była coraz gorsza. Padał deszcz, wiał silny wiatr. Jak to w listopadzie. Jutro miał się odbyć pierwszy mesz quidditcha w tym roku Gryffindor – Ravenclaw. Syriusz i James byli lekko zdenerwowani. Jeśli taka okropna pogoda się utrzyma to będą grać w okropnych warunkach. Apropos’ Jamesa. Po tej nocy relacje między nami się polepszyły. Ani razy się nie pokłóciliśmy. Nie zrobił żadnego kawału i nie rzucił na Snape’a ani jednego zaklęcia. Syriusz nie jest chyba z tego za bardzo zadowolony… Z Mikem wciąż się przyjaźniłam. James już się o to nie wściekał.

   Siedziałam teraz z dziewczynami w Pokoju Wspólnym i rozmawiałyśmy o jutrzejszym meczu.

- Jak myślicie, kto wygra? – zapytała Ann.

- No jak to kto? Oczywiście, że Gryffindor – odpowiedziała Dorcas.

- W końcu mamy wspaniałego szukającego… - dopowiedziałam.

- I ścigającego – dodała Dorcas.

- Czyżby była tu mowa o nas?

James i Syriusz przyszli do nas. Syriusz podniósł Dorcas, usiadł na jej miejscu i posadził ją u siebie na kolanach a James, jako że ja siedziałam po turecku sama na kanapie, położył się opierając głową na moich nogach. Nawet nie zapytał czy może!

- Co ty wyprawiasz?! – spytałam z lekką złością.

- Leżę – odpowiedział spokojnie.

Westchnęłam i pozwoliłam mu pozostać tam gdzie jest.

- A gdzie jest Remus? – zapytała Ann.

Chłopcy wymienili szybkie spojrzenie. Od rana Remusa nie było w ogóle widać.

- Eee… On… Trochę źle się czuje…

- To ja pójdę do niego! – powiedziała Ann i wstała z fotela.

- Nie!! Nie musisz… Naprawdę…

- Ale ja chcę!

- Nie, nie idź…

- Niby dlaczego?

- Bo… On… Eee…On… Nie chce się z nikim widzieć. Dlatego tu przyszliśmy – wytłumaczył jakoś Syriusz.

- Aha… - odpowiedziała nieco smutno i spowrotem usiadła.

- A Peter? – zapytałam.

- Pewnie siedzi jeszcze w Wielkiej Sali i szuka jakiegoś jedzenia – powiedział James po czym się uśmiechnął.

   Rozmawialiśmy jeszcze o meczu, chłopaki zdradzili nam parę swoich nowych pomysłów na grę. Potem Ann i Katie poszły do dormitorium w celu napisania wypracowania na transmutację a Dor i Syriusz poszli razem gdzieś na spacer. James podniósł się i usiadł naprzeciwko mnie i zapytał:

- Umówisz się ze mną?

„Skoro James zmienił się (chyba na długo) to mogłabym się wreszcie z nim umówić…” pomyślałam.

- Tak… Ale jeśli Gryffindor wygra ten mecz.

Nie ma łatwo! Musi się postarać...

- Naprawdę?! Oczywiście Liluś, że Gryffindor wygra!!! Już ja się o to postaram! Możesz się już szykować na randkę – powiedział z wielkim uśmiechem na ustach po czym pocałował mnie w policzek i pobiegł do swojego dormitorium.

Pokręciłam głową. Ja Lily Evans umówiłam się z Jamesem Potterem. Jeśli Gryffindor wygra. Ale to jest pewne na 99% Poszłam do dormitorium i zawołałam do Ann i Katie:

- Nie uwierzycie co zrobiłam!!!

- No co?

- Umówiłam się z Jamesem!!!

- WOW!!! Naprawdę!!!

- Nareszcie!

- Powiedziałam, że się z nim umówię jak Gryffindor wygra mecz.

- Na pewno wygramy – powiedziała Katie.

- I się z nim umówisz!!! – wykrzyknęła zadowolona Ann.

- Trzeba to zapisać! – powiedziała Katie i zapisała w kalendarzy pod datą 25 listopad „Lily umówiła się z Jamesem.”

Nie mogłam uwierzyć, że to zrobiłam. Przecież tyle razy mu mówiłam, że NIGDY się z nim nie umówię. Gryffindor musi tylko wygrać. Ale chyba nawet jeśli nie wygramy to i tak się zgodzę na randkę. I tak wygramy. Widać, że ja i James się zmieniliśmy. On wydoroślał a ja dałam mu szansę. I cieszę się z tego.


***


 Strasznie szybko napisałam nową notkę. :) Zmotywowały mnie komentarze od Was. :) Jesteście naprawdę świetni. :* To prawdopodobnie ostatnia notka w tym roku (ale to brzmi :P) Być może uda mi się coś jeszcze napisać, lecz nie jestem tego pewna. Pozdrawiam. :*

27 grudnia 2005

Impreza i co po niej

   Po występie ja i moje przyjaciółki poszłyśmy do Pokoju Wspólnego wraz z innymi Gryfonami. Huncwoci zniknęli na pół godziny i wrócili niosąc mnóstwo jedzenia, napojów, kremowego piwa i… ognistej whisky. Na cały Pokój Wspólny Remus rzucił Zaklęcie Dźwiękoszczelne, żeby McGonagall nie przerwała nam zabawy.    

   Muzyka popłynęła jakby ze ścian. Wszyscy powoli się rozkręcali. Wraz z dziewczynami zaczęłam korzystać z imprezy. Na sam początek jedno piwo kremowe. Potem taniec na maxa. Po chwili dołączyli do nas Huncwoci. Peter w ogóle nie umie tańczyć, ale reszta… Całkiem nieźle. Dzisiejszego wieczoru postanowiłam się nie gniewać na Jamesa. Teraz liczy się dobra zabawa. Po kilkunastu minutach poleciało coś wolnego. James, już drugi raz podczas dzisiejszego dnia, poprosił mnie do tańca. Oczywiście zgodziłam się. Wtuliłam się w niego kiedy tańczyliśmy.„Moglibyśmy się wreszcie pogodzić” pomyślałam. Gdyby teraz mnie przeprosił jeszcze raz na pewno bym mu uległa… Po piosence podziękowałam za taniec i poszłam na chwile usiąść na fotel przed kominkiem. Katie właśnie tańczyła z jakimś siódmoklasistą. Ładnie im było razem… Później znowu poleciało coś wolnego.

- Zatańczysz? – usłyszałam.

To był Mike.

- Jasne – odpowiedziałam i podniosłam się z fotela.

Coś mnie podkusiło i spojrzałam w bok. Był tam akurat James. Posłał mi bardzo dziwne spojrzenie… Takie smutne… No trudno. Jeśli nie może mnie zrozumieć to ma pecha. Fajnie się tańczyło z Mikem, lecz nie tak dobrze jak z Jamesem. Co ja gadam? Ech, trudno… Po jakimś czasie ja, Dorcas, Ann i Katie byłyśmy bardzo zmęczone. Nie wiem jak, ale wypiłyśmy TROCHĘ ognistej whisky. Dorcas źle się po tym poczuła i poszła do dormitorium. Nie była jedyną, która to zrobiła. Było już grubo po pierwszej w nocy i niektórzy poszli spać. Szczególnie ci młodsi. Mi również trochę chciało się spać… Ale wytrzymam jeszcze. Przynajmniej godzinę. Zamyśliłam się…

- O czym myślisz? – zapytał James siadając koło mnie.

- A tak… O wszystkim… - odparłam i wypiłam jeszcze jedną ognista whisky.

- Ej, Lily. Ostrożnie bo się upijesz – powiedział James.

- No to co?

Nie wiem czemu, ale chciałam się upić. Nigdy wcześniej to się nie zdarzyło. Nagle podeszła do nas jakaś dziewczyna. Przyjrzałam się jej i stwierdziłam, że to jest ta dziewczyna Pottera, Mandy.

- Co ty tu robisz?! – krzyknęła.

- Siedzę – odpowiedział James.

- A ciebie to chyba nie powinno obchodzić. Nie jesteśmy już parą – dodał.

- Co? Kto tak powiedział?! - zawołała.

- Ja. A teraz idź i nam nie przeszkadzaj – odparł.

James po czym mnie POCAŁOWAŁ!!! Zupełnie się tego nie spodziewałam. Poczułam się wspaniale… Ale zarazem też bardzo źle. Przerwałam to.

- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam.

- Nie wiem… Bo cię kocham? Bo nie mogę znieść, że ta Mandy się do mnie przyczepiła? Lily, proszę… Nie gniewaj się…

- Nie gniewam się. Ale wyjaśnij mi jedno. Skoro twierdzisz, że ta Mandy się do ciebie przyczepiła to dlaczego z nią chodziłeś?

I tak znałam odpowiedź, ale wolałam to usłyszeć od niego.

- No… Chciałem żebyś była zazdrosna tak jak ja byłem wtedy kiedy byłaś na randce z tym Mikem. Wiem, że zachowałem się jak kretyn. Przepraszam… Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam.

- Nie jesteś już zła? – spytał.

- Nie.

- Pójdę już spać. Jestem zmęczona – powiedziałam.

- A mogę z tobą? – zapytał chłopak.

- Co?

- No spać.

 W normalnym stanie bym się nie zgodziła i nawrzeszczała na niego, że w ogóle to powiedział. Ale nie była w normalnym stanie. Byłam trochę upita więc nie rozumowałam logicznie. Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. James zdziwił się. Chyba nie sądził, że się zgodzę, ale poszedł za mną do mojego dormitorium. Nie przebierając się w piżamę weszłam do łóżka. James położył się koło mnie i objął mnie w pasie. Po kilku minutach już spałam.


***


   Kiedy się obudziłam w ogóle nie pamiętałam, co się wczoraj wydarzyło. Głowa strasznie mnie bolała. Odwróciłam głowę i zobaczyłam twarz James Pottera. Poruszyłam się gwałtownie i wtedy on się obudził.

- Czy ja jestem w niebie? – zapytał gdy mnie zobaczył.

- Nie. Jesteś i MOIM dormitorium i nie wiem co tu robisz – odpowiedziałam.

- Nie pamiętasz? Spytałem wczoraj czy mogę z tobą spać i się zgodziłaś – wyjaśnił.

- O Boże… James… Czy my…?

- Nie – zaprzeczył.

- To dobrze…

Nic już nie powiedziałam tylko przytuliłam się do niego. Zupełnie nie wiem dlaczego. Może dlatego, że tego potrzebowałam? I chciałam? Sama nie wiem…


***


 Może Wam się notka nie podobać bo mi się nie podoba. Planowałam ją trochę inaczej a wyszło tak. No trudno. Pozdrawiam. :)

23 grudnia 2005

Występ

   Występ. Już dzisiaj ten występ! Jak ja się denerwuję! Jeszcze na dodatek Potter mnie wkurza. Na przykład wczoraj. Było to tak:

 Siedziałam sama w dormitorium i dokańczałam swój strój. Usłyszałam pukanie do drzwi.

- Proszę! – powiedziałam.

Wszedł James. Nie byłam z tego za bardzo zadowolona.

- Czego? – warknęłam.

- Chcę pogadać. – powiedział spokojnie.

- O czym?

- No… Chciałem cię przeprosić. Widzę, że między tobą a tym Mikem nic nie ma. Sorry, że tak na ciebie wtedy… no… nawrzeszczałem.

Czekał na moją reakcję. Prychnęłam.

- Mówiłam przecież. Ale ty wiesz oczywiście lepiej, więc teraz wyjdź, bo nie mam czasu.

- No Liluś…

- Nie mów do mnie Liluś!!! – krzyknęłam.

Jakie to okropne, kiedy on wciąż mówi do mnie Liluś. To jest strasznie denerwujące.

- Dobra, dobra. Nie unoś się tak.

- Wyjdź – rozkazałam dobitnie.

- Ale Lily…

- Wyjdź – powtórzyłam.

Wtedy wreszcie mnie posłuchał. Strasznie mnie tym wkurzył. No, w końcu to Potter. Ech…

   Jak już wcześniej pisałam strasznie się denerwuję z powodu tego występu. Co będzie jak zapomnę tekst? Oby tak się nie stało. Nie tylko ja byłam w takim stanie. Inne dziewczyny z V, VI i VII roku też się tak zachowywały. Huncwoci starali się jakoś nam pomóc. Kiepsko im to wychodziło…

***


       Wieczór. Ja, Dorcas, Ann, Katie i drugoklasistki jesteśmy właśnie w komnacie obok Wielkiej Sali i szykujemy się. Niektóre dziewczyny również wzięły sobie do pomocy młodsze koleżanki. Ślizgonki były najbardziej niezadowolone. Te z V roku były ubrane na różowo! Ale obciach… Ale wróćmy do nas. Dziewczyny z drugiej klasy chyba w ogóle się tym występem nie przejmują. Gadają sobie w najlepsze…

- Denerwujecie się? – spytała Ann.

- No i to strasznie – odpowiedziała Dorcas.

- Tak, ale to nie wy musicie śpiewać. Co będzie jak zapomnę tekst? – powiedziałam.

- Nie zapomnisz, na pewno. Nie martw się – rzekła Ann.

Dalej nic już nie mówiłyśmy. Po dziesięciu minutach przyszedł profesor Dumbledore z profesor McGonagall.

- Będziecie losować numerki w jakiej kolejności będziecie wychodzić na scenę. Podejdźcie bliżej – powiedziała opiekunka Gryfonów.

Zrobiłyśmy co kazała. Tym razem losowała Katie. Na karteczce był numer 3. Z piątego roku pierwsze były Puchonki, potem Krukonki, my trzecie a ostatnie Ślizgonki. Coraz bardziej się boję…


***


   Zaczęło się. V rok jest pierwszy. Puchonki już wyszły. Na tą komnatę, w której jesteśmy rzucili chyba zaklęcie dźwiękoszczelne, bo nic nie słychać. Po Krukonkach, kiedy była nasz kolej, McGonagall rzuciła na nas Sonorus.

- Damy radę – szepnęła Dorcas.

Pokiwałam głową. Wyszłyśmy na scenę. Huncwoci byli na samym początku i głośno nas dopingowali. 

   Piosenka się zaczęła. Jak na razie wszystko pamiętałam. W myślach powtarzałam kolejne linijki tekstu. Po niecałych czterech minutach wszyscy, oprócz Ślizgonów, bili nam brawa. McGonagall rzuciła na nas Quietus. Zeszłyśmy ze sceny do chłopaków.

- Byłyście świetne! – zawołał Syriusz i mocno przytulił Dorcas.

- Nie wiedziałem Lily, że tak potrafisz śpiewać – powiedział James uśmiechając się.

- Dzięki – odpowiedziałam również z uśmiechem.

   Potem oglądaliśmy występy innych dziewczyn. Ślizgonki z piątego roku miały jakąś piosenkę, chyba Ann Winsborn. Porozdzielały ją i wyszło to strasznie. Krukonki z VI roku miały Sometimes Britney Spears, Puchonki First Day Of My Life Melanie C, Ślizgonki Cool Gwen Stefani a jak były Gryfonki to Syriusz mnie zagadał i przez to nie wiem co miały. A z VII roku wiem tylko, że Puchonki miały Everytime Britney Spears a reszty nie znałam.

   Po wszystkich piosenkach dyrektor oznajmił, że za godzinę podadzą wyniki a w tym czasie mamy DYSKOTEKĘ!!! Ale super!! Puścili mnóstwo mugolskich hitów. Bawiłam się świetnie, moje przyjaciółki również. Podczas wolnych piosenek, o dziwo, James nie tańczył ze swoją dziewczyną… Bardzo dziwne… Raz poprosił mnie. Zgodziłam się. Co mi szkodzi? Ale to nie zmienia faktu, że nadal jestem na niego trochę zła.

   Po godzinie przyszedł dyrektor i oznajmił:

- Po naradzie zdecydowaliśmy, że trzecie miejsce wśród piątego roku zajmuje Huffelpuff!!

Nastąpiły głośne brawa.

- Drugie miejsce: Ravenclaw!!

Super. Czyli albo my jesteśmy pierwsze, albo ostatnie.

- A pierwsze miejsce: GRYFFINDOR!!!

Nie mogłam w to po prostu uwierzyć. Strasznie się cieszyłam. Cała Wielka Sala rozbrzmiewała brawami. Huncwoci nam gratulowali. 

- Robimy imprezę!! – zawołał Syriusz.

- Dlaczego? – zapytała Dorcas.

- Bo wygrałyście!

Potem Dumbledore przedstawił resztę wyników. Na VI roku pierwsze miejsce zajęły Krukonki, drugie Gryfonki, trzecie Puchonki a ostatnie Slizgonki. Z VII roku wygrały Puchonki, potem były Gryfonki, potem Slizgonki a ostatnie Krukonki. Za pierwsze miejsce dany dom otrzymywał 100 punktów, z drugie 80, za trzecie 60 a za czwarte 40. Czyli Gryffindor zdobył dzisiaj 260 punktów!!! Super!!!  Bardzo się cieszę...


***


Na początku wielkie SORRY. Nie miałam w tym tygodniu za bardzo czasu i dlatego tak długo nie było notki. Sorrki. A co do piosenek to są to teraźniejsze hity. Nie znam piosenek z lat 70/80 dlatego są teraźniejsze. Z tej noty tak szczerze to nie jestem za bardzo zadowolona. Teraz notki powinny się pokazywać trochę częściej. W końcu są Święta. :)) Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku 2006! :D

16 grudnia 2005

Gra w butelkę i początek Tygodnia Mugola

   Ja, Dorcas, Ann i Katie siedzimy właśnie i doszywamy do ciuchów te różne dodatki. Jakoś nam to szło. Jutro zaczyna się Tydzień Mugola.

- Nie chce mi się już tego robić… - mruknęła Dorcas.

- Mi też… - odparła Ann.

- Dziewczyny, przestańcie marudzić. Musimy to zrobić – powiedziałam.

Zamilkłyśmy na 10 minut. Ciszę przerwała Dorcas.

- Ała!!! Ukułam się w palec!!!

- Idź do Syriuszka. Pocałuje i przestanie boleć – warknęłam.

Nie miałam dzisiaj dobrego humoru więc byle co potrafiło mnie wkurzyć.

- Co ty taka w niehumorze? – spytała Dorcas.

- Nie wiem. Tak jakoś…

- Dobra, ale nie musisz się wyżywać na mnie – powiedziała Dor.

- Sorrki.

Dalej nic już nie mówiłyśmy.

   Po obiedzie wpadli do nas Huncwoci. Wkurzyło mnie to, ale starałam się tego nie okazywać. Jam… Potter dziwnie na mnie patrzył. Tak jak kiedyś… Syriusz zaproponował grę w butelkę z dziwnym uśmieszkiem. Nie miałam na to najmniejszej ochoty. Katie tak samo jak ja, ale Dorcas i Ann, które oczywiście chciały grać, zdołały ją namówić. Moje marudzenie na nic się nie zdało. Musiałam z nimi zagrać i kropka. Jak wypadnie, że mam się całować z Rogaczem to tragedia…

   Pierwszy kręcił Syriusz. Wypadło na Dorcas. Oboje szczęśliwi całowali się przez jakieś kilka minut! Potem Remus, który wylosował Ann. Trochę to podejrzane… Następnie Katie musiała całować się z Peterem. Po nich kręcił James. „Żeby nie wypadło na mnie. Żeby nie wypadło na mnie. Żeby nie wypadło na mnie…” powtarzałam w myślach. Cholera!!! Wypadło na mnie!!! Nie… Nie chce…

- Musisz Liluś. – powiedział zadowolony James.

Dobrze wiedziałam, że muszę. Ech…

Powoli zbliżyliśmy się do siebie. Już prawie stykaliśmy się nosami. W oczach James było widać wielką miłość, pożądanie i… żal. Wreszcie zetknęliśmy się ustami. Jak on świetnie całuje… Normalnie się rozpływałam… Chwila, chwila. On ma dziewczynę!!! W jednej chwili wszystko się skończyło. Odepchnęłam go.

- Co jest? – spytał.

- Wystarczy – odparłam sucho.

Graliśmy dalej. Syriusz znowu całował się z Dorcas, Remus z Ann a Peter z Katie. Naprawdę bardzo podejrzane… Kiedy kręcił Potter stało się coś bardzo dziwnego. Butelka zatrzymała się dokładnie na Ann, ale zaraz obróciła się na mnie. Rogacz spojrzał na mnie z zadowoleniem.

- To nie fair. Wypadło na Ann a potem ta butelka przekręciła się na mnie!!! Tak nie powinno być! – zawołałam.

- Lily, wypadło na ciebie. A więc…

To powiedziawszy James znów mnie pocałował. Tym razem trwało to o wiele krócej niż poprzedni pocałunek. On widocznie spodziewał się czegoś dłuższego bo gdy się od niego oderwałam miał bardzo zawiedzioną minę. Co on sobie myślał?! Dobrze wiedziałam, co się stało z butelką. Na sto procent Huncwoci maczali w tym palce!! Graliśmy w butelkę jeszcze jakąś godzinę. W tym czasie całowałam się z Rogaczem jeszcze pięć razy. W tym cztery razy butelka przekręcała się na mnie w ostatniej chwili. Dor ciągle całowała się z Syriuszem, Ann z Remusem a Katie z Peterem. Współczuję jej… Oni na pewno coś zrobili z tą butelką… Kretyni…


***


   31 październik. Od dzisiaj przez tydzień w Hogwarcie w ogóle nie używamy magii. Jak ja wytrzymam? Według mnie to nie był zbyt dobry pomysł. Dumbledore chce, żeby ci co pochodzą z rodzin czarodziejów, lepiej poznali świat mugoli. Ech…

   Wstałam dzisiaj dość wcześnie, pobudziłam dziewczyny i uszykowałam się. Na śniadaniu w Wielkiej Sali dyrektor wstał i powiedział:

- Moi drodzy. Dzisiaj, jak zapewne wiecie, rozpoczyna się Tydzień Mugola. Będziecie mieć mugolskie lekcje…

Przez stół Slytherinu przebiegł niezbyt miły pomruk. Dumbledore kontynuował:

- Liczę, że będziecie się na nich zachowywać jak należy. Wszyscy musicie oddać różdżki. Powtarzam: WSZYSCY – to powiedziawszy spojrzał na Huncwotów.

- Dostaniecie je pod koniec tygodnia, kiedy oczywiście wystąpią dziewczęta. To chyba wszystko. Smacznego!

   W Wielkiej Sali zrobiło się zamieszanie. Wszyscy wymieniali między sobą opinie. Najbardziej niezadowoleni byli Ślizgoni.

- Głupio wymyślili z tym Tygodnie Mugola. Po co nam to? Nie żebym cię obrażał Lily… - powiedział Syriusz.

- Spoko. Ja też uważam, że to nie jest nikomu potrzebne – odpowiedziałam.

- Macie już wszystko gotowe na ten cały występ? – zapytał Remus.

- No prawie. Jeszcze tylko stroje – odparła Ann.

- A… Mam pytanie. – zwróciłam się w stronę chłopaków.

- Pytaj o co chcesz, Liluś – powiedział James.

- Żadne Liluś, Potter. Więc wczoraj… Wy zaczarowaliście tą butelkę, prawda?

- My? Nie… Niby czemu? – odpowiedział niezbyt przekonującym tonem Syriusz.

Popatrzyłam na nich niedowierzająco.

- No dobrze. Zaczarowaliśmy ją. To chyba dobrze, nie? – odparł James.

- Jak dla kogo… - mruknęłam.

Profesor McGonagall przechodził obok każdego stołu i zabierała każdemu różdżki. Trudno mi było ją oddać…

   Potem poszliśmy na „nowe” lekcje. Dziwnie było. I pomyśleć, że będzie tak przez cały tydzień… Nauczyciele jakoś nie potrafili uczyć mugolskich przedmiotów. Nudy były… Wszystko co nam mówili nauczyłam się jeszcze przed Hogwartem. Nie będę opisywać lekcji (chyba każdy wie jak one wyglądają – dop.aut. :P) Potem był obiad. Następnie mieliśmy trochę wolnego czasu, podczas którego byliśmy na spacerku a potem ja, Dorcas, Ann i Katie poszłyśmy na próbę. Wszystko poszło ok. Później gadałyśmy jeszcze na różne tematy i poszłyśmy spać.


***


 Na początku chciałam Was bardzo przeprosić, że tak długo czekaliście na nową notkę, która nie jest wcale taka dobra. :( Nie miałam weny. Coś mi się udało jednak wymyślić. :) Nie mam pojęcia kiedy będzie kolejna. Postaram się żeby była jak najszybciej. I nie wiem czy mam opisywać niektóre z innych lekcji… Powiedzcie sami. Nowy szablon już zostanie. Jeszcze zmienię tylko opisy bohaterów. To chyba wszystko. Pozdrawiam. :)

7 grudnia 2005

Problem ze strojem

   Jestem teraz na wróżbiarstwie. Odkąd Potter chodzi z tą Mandy minęły już cztery dni. Mamy dzisiaj piątek. Za trzy dni rozpoczyna się Tydzień Mugola. Co ja zrobię przez siedem dni bez różdżki? Ech…

Profesor Patil gada nam coś o wróżeniu z ręki, ale jakoś nic z tego nie rozumiem. Niby słucham, ale myślę o czymś innym. Nie, nie o Potterze. Niby dlaczego miałabym o nim myśleć? Myślę o tym występie na koniec Tygodnia Mugola. Przyznam, że się boję. Niby wszystko umiem itp., ale co będzie jak zapomnę tekstu? Wolę nawet nie myśleć…

BUM!!!

   Gwałtownie drgnęłam i rozejrzałam się, żeby sprawdzić, co to było. Zaczynało śmierdzieć. A, no tak. Jasne. To Black i Potter rzucili łajnobombę pod nogi nauczycielki a ona na nią nadepnęła i stąd ten hałas. Kretyni. Myślałam, że Potter wydoroślał. Najwyraźniej się myliłam.

- Co wy sobie myślicie?! Rzucicie mi pod nogi łajnobombę!! Gryffindor traci przez was 50 punktów!!! – krzyczała profesor Patil na chłopaków a oni nic sobie z tego nie robili i się śmiali.

Do końca lekcji profesor Patil próbowała jakoś zlikwidować bałagan i „niezbyt miły” zapach za pomocą różnych specyfików. Nie pomyślała, że wystarczy jedno, proste zaklęcie. 

   W drodze na opiekę nad magicznymi stworzeniami dogonili nas (mnie i moje przyjaciółki) Syriusz i James.

- Podobało się? – spytał Syriusz.

- Bardzo! – odpowiedziała mu Dorcas i pocałowała go w policzek.

- A tobie, Liluś? – zapytał mnie Potter.

- Wiesz… Myślałam, że wydoroślałeś… A tak poza tym to… Nie mów do mnie Liluś – warknęłam i przyśpieszyłam krok.

   Potem były eliksiry i dwie lekcje zielarstwa a następnie obiad. Później udałam się wraz z Ann do biblioteki po książkę, która będzie potrzebna do napisania wypracowania z eliksirów. Lepiej wziąć ją dzisiaj (choć dziś nic nie będę odrabiać!) bo jutro może jej już nie być. Znalazłyśmy 2 egzemplarze Magicznych eliksirów i ich składników i już miałyśmy wracać gdy tu nagle jakby z pod ziemi wyrósł Potter z Mandy i zaczęli się całować. Stanęłam gwałtownie. On mi to robi na złość! Ann pociągnęła mnie lekko.

- Chodź, Lily. – powiedziała.

W drodze powrotnej do Pokoju Wspólnego Ann spytała:

- Lily, ty naprawdę w ogóle nie jesteś o niego zazdrosna?

- Nie, nie jestem o niego zazdrosna.

- Ani trochę?

- Nie…

- Na pewno?

- No… Może troszeczkę… Ale tylko trochę…

- Wiedziałam!!! 

- Co wiedziałaś?

- No, że jesteś o niego zazdrosna. To widać w twoich oczach kiedy na nich patrzysz.

- Jeju… Bardzo źle ze mną…


***


   Sobotnia próba. Czy można przypomnieć sobie o drugiej najważniejszej rzeczy kiedy nie ma się prawie w ogóle czasu na uszykowanie jej? Mowa oczywiście o strojach. W ciągu trzech tygodni w ogóle o nich nie pomyślałyśmy…

- Dziewczyny i co my teraz zrobimy? – spytała rozpaczliwie Dorcas.

- Nie wiem… Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałyśmy? – odpowiedziała Ann.

- Byłyśmy po prostu zbyt zajęte piosenką, żeby pomyśleć o strojach – rzekła Katie.

- Fajnie! Po prostu super! Zastał nam tydzień i to w dodatku bez magii – powiedziałam.

- Do Hogsmeade nie ma wyjścia… Chyba, że Huncwoci zdradzą nam jakieś tajne przejście… - powiedziała Dorcas.

- Raczej wątpię. Poza tym powinnyśmy same coś wykombinować – powiedziałam.

- A może uszyjemy stroje? – zaproponowała Laura, jedna z drugoklasistek

- Niby jak? – warknęła Dorcas.

- Normalnie. Za pomocą igły i nici.

- A skąd weźmiemy materiały?

- Podrzemy nasze stare ciuchy. A póki jeszcze można używać czarów trochę wyczarujemy.

- To dobry pomysł! Ja napiszę do rodziców, żeby mi przysłali jakieś ozdoby i inne materiały – powiedziałam zadowolona.

- Ale ja nie umiem szyć! – zawołała Dorcas.

- Ja też nie. Chyba nikt z tego pokoju nie umie…

- No właśnie…

I mamy kolejny problem. 

- Wiem! – wykrzyknęła Katie

- Lily, napiszesz do rodziców list z prośbą o te różne dodatki a my po prostu je podszywamy do własnych ubrań. Tyle chyba potrafimy zrobić.

- No tak… Ok, to ja napiszę teraz ten list.

Tak jak powiedziałam, tak zrobiłam. Oto list:


Kochani Rodzice,

u mnie wszystko w porządku. Mam nadzieję, że u Was również. Piszę z malutką prośbą do Was. Moglibyście my wysłać jakieś materiały i ozdoby, np. cekiny itp. Czekam na szybką odpowiedź.

Serdecznie pozdrawiam

Lily


Mam nadzieję, że szybko mi odpiszą. Po próbie byłam bardzo zmęczona. Poszłam się umyć a potem prosto do łóżeczka. Bardzo szybko zasnęłam.


***


Mam nadzieję, że notka się spodoba. Miała być wczoraj, ale niestety nie mogłam się zalogować do bloga. :/ Wszystko przez ten głupi onet!! :(( Pozdro dla Wszystkich. Papapa :D

2 grudnia 2005

Pan Potter jest… zmienny

- Lily, wstawaj – powiedziała Dorcas.

- Nie… Nie idę dzisiaj na lekcje… - warknęłam zaspana.

- Lily, idziesz i kropka. Katie opowiedziała nam, co się wczoraj stało. Nie przejmuj się nim…

- Nie zamierzam. Ale nie chce mi się iść na lekcje – powiedziałam.

- Mi też się nie chce, ale muszę. No wstawaj…

Niechętnie zwlokłam się z łóżka. Poczekałam aż Ann wyjdzie z łazienki i sama tam weszłam. Po wykonaniu wszystkich porannych czynności ubrałam się, uczesałam i lekko pomalowałam, żeby ukryć skutki wczorajszej słabości, jaką był płacz. Kiedy wszystkie byłyśmy gotowe udałyśmy się do Wielkiej Sali. Normalnie usiadłyśmy przy stole Gryffindoru i zaczęłyśmy jeść śniadanie. Po niecałych dziesięciu minutach dołączyli do nas Huncwoci. James nawet na mnie nie spojrzał. I dobrze. Nic mnie to nie obchodzi. Wszyscy zajęli się swoimi czynnościami, czyli Dorcas i Syriusz karmili się nawzajem co chwile się całując, Ann i Remus rozmawiali, Peter pożerał już piątą kanapkę a ja, Katie i James w spokoju jedliśmy. Po chwili podeszła do Pottera jakaś dziewczyna i na powitanie POCAŁOWAŁA GO! Spojrzeliśmy na nich ze zdziwieniem.

- Poznajcie moją nową dziewczynę, Mandy. Mandy, to Syriusz, Remus, Peter, Dorcas, Ann, Katie i Lily – rzekł Potter.

Wszyscy mruknęli „cześć” lub „hej”, ale ja powiedziałam nieco więcej.

- Naprawdę bardzo miło nam cię poznać. Radzę ci tylko trochę uważać. Pan Potter jest… hmmm… zmienny.

Mandy nie odpowiedziała. Dziewczyna była z Huffelpuffu, o czym świadczyło godło na jej szacie. Miała blond włosy do ramion i brązowe oczy. Nie wiedziałam, że Potter lubi blondynki… I że w ogóle udaje mu się znaleźć tak szybko dziewczynę. Ona jest na pewno jedną z tysiąca jego fanek. Pewnie się strasznie cieszy… Nie ma z czego. A James chce mnie wziąć na zazdrość. Wiem to. W końcu tyle razy to robił, a ja tyle razy mu mówiłam, że zazdrość na mnie nie działa. Nic do niego nie dociera. No w końcu to Potter.

   Potem były lekcje a wśród nich transmutacja. Mike powiedział mi „cześć”, a ja mu odpowiedziałam. Słyszał to James. Chyba był trochę zły. I dobrze. 

   Profesor McGonagall podzieliła nas na pary i kazała nam przećwiczyć zaklęcie, które omawialiśmy na ostatniej lekcji. Chodziło o to, żeby zmienić kolor włosów swojemu partnerowi. Byłam w parze z Ann a James był z Mike’m! Ciekawe jak to będzie… Po piątej próbie zmieniałam kolor włosów Ann na brązowy. Przyznam jednak, że ładniej jej w blond kolorze. Potem ja miałam czarne włosy itd. Kiedy lekcja się skończyła (wszyscy mieli już swój kolor włosów) stwierdziłam, że zarówno James jak i Mike jeszcze żyją.

   Potem był obiad a po nim wraz z dziewczynami poszłam odrobić lekcje. Przyjaciółki zapytały mnie, co myślę o tej całej Mandy, Odpowiedziałam, że w ogóle się tym nie przejmuję i, że ta Mandy na razie jest ok. Po dwóch godzinach wyszłam sama na błonia na spacer. Na dworze było już bardzo zimno, wiał wiatr. Nie zraziłam się tym i szłam dalej. Było bardzo fajnie. Powoli doszłam do boiska do quidditcha. Syriusz i James byli na treningu. Potter czuł się na miotle jak ryba w wodzie. Świetnie latał. Właśnie byłam świadkiem jak wspaniale złapał złoty znicz. On nie ma sobie równych… Co ja się tak nad nim rozczulam? Ech… Za miesiąc jest mecz ze Slytherinem. Mam nadzieję, że wygramy.  

   Wróciłam do zamku i poszłam na próbę. Wszystko poszło dobrze. Potem gadałam z dziewczynami o tej Mandy i o chłopakach, głównie o Huncwotach. Dor opowiedziała nam swoje wczorajsze spotkanie z Syriuszem. Około 22:00 poszłam się umyć a potem prosto do cieplutkiego łóżeczka. Powyśmiewałam sobie jeszcze w myślach Jamesa za takie dziecinne zachowanie i zasnęłam.


***


No jak widzicie notka już jest. Wyszła mi strasznie krótka. Dlatego bo trochę niezbyt dobrze się czuję. Jakbym się lepiej czuła notka wyszłaby trochę dłuższa i na pewno lepsza. No trudno. Pozdro dla Wszystkich. Papapa. =)

27 listopada 2005

Spotkanie z „Nieznajomym” i kłótnia z Potterem

   O siedemnastej zaczęłam się szykować na to spotkanie. Dorcas i Katie mi oczywiście przy tym pomagały. Ann nie mogła, bo była gdzieś z Remusem. James nic nie wie o moim spotkaniu z nieznajomym. Nie musi i tyle. Nic mu do tego. Dziewczyny wybrały mi jeansy, zieloną bluzeczkę na ramiączkach i na to jeansową kurtkę. Włosy rozpuściłam. Jeszcze lekki makijaż i będę gotowa!

  Przed dziewiętnastą wyszłam z dormitorium. Na moje nieszczęście w Pokoju Wspólnym siedział Potter. 

- Hej Lily! Gdzie idziesz? – zapytał.

Jeju… Co ja mam mu powiedzieć?

- Nie ważne – odpowiedziałam wymijająco i jak najszybciej wyszłam z Pokoju Wspólnego.

Na błonia doszłam punktualnie o siódmej. Stał tam jakiś chłopak. Był odwrócony do mnie tyłem.

- Cześć – bąknęłam nieśmiało.

Chłopak odwrócił się i wreszcie go poznałam. To Mike Williams. Był Krukonem i mamy razem transmutację. Mike jest przystojnym brunetem o niebieskich oczach i szukającym Rawenclavu.

- Cześć Lily. Cieszę się, że przyszłaś.

Uśmiechnęłam się i powiedziałam:

- Musiałam się przekonać kto jest tym cichym wielbicielem… Dlaczego mi nie powiedziałeś? Przecież widujemy się prawie codziennie…

- No wiem… Ale… Zlekceważyłabyś mnie i dlatego wysyłałem ci te listy.

Pospacerowaliśmy po błoniach i rozmawialiśmy. Tematów było wiele: szkoła, zainteresowania, nauczyciele i wiele innych. Po jakiejś godzinie rozmowa zeszła na tor uczuć. Mike zrobił się bardzo poważny.

- Lily, naprawdę bardzo mi się podobasz… - rzekł chłopak.

- Mike, ja… - zaczęłam.

- Ciii…

Przybliżył się do mnie i próbował mnie pocałować, lecz ja odwróciłam głowę. Za szybko na pocałunki.

- Co jest? – spytał rozczarowany.

- Nie za szybko? – odpowiedziałam pytaniem.

- Nie. Przecież znamy się już dość długo. Więc w czym problem?

- No wiesz… Nie należę do takich osób, które całują się na pierwszej randce.

- Och Liluś…

- Nie jestem Liluś!!! – krzyknęłam.

Wkurzył mnie i to bardzo.

- Dobra, dobra. Spokojnie. Nie wkurzaj się – powiedział szybko chłopak.

- Rozumiem, że nie mam u ciebie jakichkolwiek szans – powiedział Mike.

Trochę się już uspokoiłam.

- No, raczej nie – odpowiedziałam.

- Zostaniemy chociaż przyjaciółmi? – zapytał z nadzieją.

- Ok!

Tyle mogę mu chyba dać, nie?

Wróciliśmy do zamku i każdy poszedł w swoją stronę. Kiedy tylko weszłam do Pokoju Wspólnego, usłyszałam:

- Kto to był? – spytał ze złością Potter.

Co go to obchodzi?

- Chłopak – odpowiedziałam spokojnie.

- Jaki chłopak?

- A co cię to obchodzi? – zapytałam wojowniczo.

- Obchodzi i to bardzo. Więc kim on był?

- Mike Williams. Z Rawenclavu. Mamy z nim transmutacj. – wyjaśniłam.

Niech chłopak wie…

- Byłaś z nim na randce?!

- To nie była randka! A nawet jeśli gdzieś z nim byłam, to co z tego?!

- On zmienia dziewczyny jak rękawiczki! Nie powinnaś się z nim zadawać!

- Ty też taki byłeś!

- Byłem. Czas przeszły. Zmieniłem się jakbyś nie zauważyła – powiedział spokojnie obrażonym tonem.

- Mniejsza o to. Mogę się spotykać z kim chce

- Nie dawno zapytałem cię, czy się ze mną umówisz. Odmówiłaś. A teraz byłaś na randce z prawie nieznanym chłopakiem! – zawołał a kilka osób popatrzyło na nas ze zdziwieniem.

- To nie była randka!

- Nie ważne. Mi odmówiłaś chociaż prosiłem cię już z tysiąc razy a z nim poszłaś, gdy tylko cię zaprosił.

- Więc to cię gryzie! Jesteś zazdrosny!

- Nie jestem! Nie mam o co!

Dotknął mnie tym do żywego… W oczach pojawiły mi się łzy. Więc tyle dla niego znaczę… 

- Idź sobie teraz do swojego chłopaka – ostatnie słowo powiedział z tak jakby obrzydzeniem.

- On nie jest moim chłopakiem.

- Nie wierze – rzekł krótko i poszedł do swojego dormitorium.

Stałam tak przez chwilę sama i pobiegłam szybko do swojego dormitorium. Była tam tylko Katie, bo Ann była z Remusem a Dorcas pewnie u Syriusza.

- Lily, co się stało? – spytała Katie kiedy zobaczyła mnie zapłakaną.

- Ja… Ja… Pokłóciłam się z Jamesem.

Jeszcze bardziej się rozpłakałam. Katie podeszła do mnie i mnie przytuliła. Usiadłyśmy na moim łóżku i wszystko jej opowiedziałam. Próbowała mnie jakoś pocieszyć. Po jakimś czasie powiedziała:

- Idź spać, Lily. Jutro coś z tym zrobimy.

Pokiwałam głową i położyłam się. Starałam się nie myśleć o Jamesie. Niezbyt mi się to udawało. W końcu po jakiejś godzinie udałam się w Krainę Snów.


***


Hejka! Sorry, że tak długo musieliście czekać, ale nie miałam za bardzo czasu na opublikowanie notki. Jest krótka i według mnie niezbyt fajna. Miała być wczoraj, ale byłam na filmie HP i Czara Ognia i jak wróciłam byłam tak zmęczona, że nie chciało mi się pisać notki. Film jest super! Kto go jeszcze nie oglądał koniecznie musi go zobaczyć. Super efekty, sceny i w ogóle. Po prostu musicie go zobaczyć! :D Następna notka powinna się ukazać na początku grudnia. :) Pozdro dla wszystkich :)) Papapa

20 listopada 2005

List i zaproszenie

   Obudziłam się około piątej. Siedziałam przytulona do Jamesa. Spał tak słodko. Na jego twarzy widniał uśmiech. Wtuliłam się w niego i ponownie zasnęłam.

Godzina siódma zero zero. Cały Hogwart budzi się „do życia”. Moje przyjaciółki również. I oczywiście kiedy mnie nie ma w dormitorium wpadają w panikę. Szczególnie Dorcas, która pobiegła po Syriusza żeby rozpocząć „poszukiwania”. Kiedy oboje mieli już wychodzić, wreszcie nas zobaczyli.

- Boże Lily!!! Co ty tu robisz?! – krzyknęła Dorcas.

Oczywiście ja i James obudziliśmy się.

- Dorcas, odbiło ci?! Nie drzyj się tak – warknął James.

- Lily, co ty tu robisz? – powtórzyła Dorcas.

- Siedzę – odpowiedziałam.

- Lily! Ja chcę po McGonagall lecieć, bo nie ma cię w dormitorium, a ty mi tu mówisz, że sobie SIEDZISZ!

- Sorrki – powiedziałam i posłałam jej przepraszający uśmiech.

- To my już idziemy. Pa James. Cześć Syriusz – pożegnałam się.

W dormitorium Ann i Katie już nie spały.

- Lily, gdzieś ty była?! Tak się martwiłyśmy…

- W Pokoju Wspólnym.

- Ona spała z Jamesem!! – zawołała Dorcas.

Cóż, "spała" to bardzo ogólne pojęcie…

- Co?! Jak to?!

- Ty?! Z Jamesem?!

Taka była ich reakcja.

- Nie, to nie jest to o czym myślicie.

- Dobra Lily. Mów wszystko od początku – powiedziała Ann.

Westchnęłam i wszystko im opowiedziałam.

- … i to wszystko. – oznajmiłam po chwili.

- I w nocy nic się nie wydarzyło? - zapytała Dorcas.

- Oprócz rozmowy nic. No chyba, że liczyć jeszcze mój sen.

- Jaki sen? – spytała Katie.

- No… Śniło mi się, że jestem na randce z Jamesem.

- No nieźle Lilka! Ty coś do niego czujesz! – powiedziała Dor.

- Owszem, lubię go. Nic więcej.

- Nic więcej? Nie byłabym tego taka pewna… - rzekła.

- To nie bądź. Wystarczy, że ja jestem tego pewna – powiedziałam i weszłam do łazienki.

Uszykowałam się i już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam jak dziewczyny rozmawiają.

- Ona coś do niego czuje. Jestem tego pewna – mówiła Dorcas.

- Och Dorcas! Mogłabyś już dać spokój! Lily chyba sama wie, co do niego czuje. Jak mówi, że go tylko lubi, to znaczy że go tylko lubi – powiedziała Ann.

- A może ona nie wie, co czuje? – spytała Katie.

- Możliwe – odpowiedziała Ann.

- Ja i tak wiem swoje… - odparła Dorcas.

Rozmawiają jak jacyś naukowcy… W tej chwili wyszłam z łazienki i powiedziałam:

- Pośpieszcie się, bo nie zdążymy na śniadanie.

Dziewczyny zamilkły i poszły się szykować (Każda osobno oczywiście). Na śniadanie się wyrobiłyśmy. W Wielkiej Sali czekało na nas śniadanie. Po kilku minutach wleciały sowy. Stor przyniosła mi list. Ciekawe od kogo? Pewnie od rodziców. Otworzyłam go.

Kochana Lily! Dlaczego nie odpowiedziałaś na moje listy? Przykro mi było. Chciałbym się z Tobą spotkać. Jeśli możesz bądź o 19:00 na błoniach. Buziaczki.

Twój …………………

Strasznie się zdziwiłam tym listem. Iść czy nie iść? Oto jest pytanie! 

- Od kogo? – zapytał James.

Co miałam mu odpowiedzieć? Od cichego wielbiciela??

- Eee… Od rodziców. – skłamałam.

- Co piszą? – spytał Syriusz.

Uwzięli się czy co?

- Eee… Że Petunia znalazła sobie nowego chłopaka a tata dostał podwyżkę w pracy – wymyśliłam na poczekaniu.

- Aha. To dobrze.

Śniadanie zjadłam jak najszybciej i ponaglałam przyjaciółki do szybszego jedzenia. Musiałam im o tym powiedzieć. Po drodze do dormitorium pokazałam dziewczynom ten list. Dorcas mówiła, żebym szła, Ann, żebym nie szła a Katie powiedziała, żebym sama zdecydowała. W dormitorium Usiadłam na swoim łóżku i spytałam zrezygnowana:

- To mam iść?

- Nie wiemy.

- Jeśli pójdę to James się na mnie obrazi, a jak nie pójdę to zranię tego chłopaka…

- Lily, zadam ci proste pytanie – powiedziała Dorcas.

- Jesteś dziewczyną Jamesa czy nie?

- Nie.

- No to w czym problem? Nie jesteś z nim, więc nie będzie miał się o co obrażać… Jesteś wolna i możesz się spotykać z kim chcesz.

- Tylko wiesz… James liczy na coś z mojej strony. I nie chcę go zranić – powiedziałam.

- A mówiłam, że coś do niego czujesz?! Inaczej byś się w ogóle nie przejmowała tym, co może pomyśleć Potter.

- Ale…

- Zrobisz jak będziesz chciała. Moją opinię znasz. – rzekła Dor.

Poszłyśmy na lekcje, które strasznie długo się ciągnęły. Na historii magii mogłam sobie wszystko przemyśleć. Dorcas ma rację. Nie jestem z Jamesem i nie jestem jego własnością. Mogę iść na to spotkanie. Jak się Potter obrazi to ma pecha. Po lekcjach oznajmiłam przyjaciółkom, że pójdę na to spotkanie.

- Dziewczyny, idę.

- No! To Dobrze!

- Chyba tak…

Mam nadzieję, że dobrze zrobię. Jedno wiem: Pójdę i koniec.


***


Nocia jest. Sorry, że czekaliście aż tydzień ale naprawdę nie miałam czasu. Trochę krótka i nie jest zbytnio fajna. Następna już niedługo. I znowu 20 komciów! Dzięki :D Pozdro for all.

13 listopada 2005

No i wszystko jasne :)

   Ubrana w spódniczkę przed kolana, bluzkę z rękawem trzy czwarte, jeansową kurkę, z rozpuszczonymi włosami i z lekkim makijażem zeszłam do Pokoju Wspólnego. James już na mnie czekał. Szliśmy na randkę...

- Pięknie wyglądasz – rzekł James, gdy mnie zobaczył.

- Dzięki. Idziemy? – odpowiedziałam.

- Tak… Wyszliśmy z Pokoju Wspólnego, a ja zostałam obrzucona szeregiem nienawistnych spojrzeń ze strony fanek Jamesa.

- To gdzie idziemy? – zapytałam.

- No… Najpierw możemy się przejść po błoniach a potem… Zobaczysz! Niespodzianka! – odpowiedział z uśmiechem.

- OK – i również się uśmiechnęłam.

Tak więc poszliśmy na błonia. Rozmawialiśmy o głupich sprawach, śmialiśmy się. Byłam bardzo szczęśliwa, że jestem z Jamesem. Było wspaniale. Bardzo miło się z nim rozmawiało. Po jakimś czasie usiedliśmy przy jeziorze. James objął mnie w pasie. Nie sprzeciwiłam się. Było mi dobrze... Milczeliśmy. Głowa opadła mi na jego ramię. Zamknęłam oczy. Siedzieliśmy milcząc jakieś pół godziny. Dopiero ja to przerwałam.

- James…

- Tak?

- Co z niespodzianką?

- Aaa… Tak. Omal nie zapomniałem. Chodź. Wstaliśmy a James zawołał:

- Accio miotła!

Miotła przyleciała.

- Siadaj – powiedział chłopak.

Przyznam, że trochę się bałam latać na miotle. Niechętnie usiadłam. James również usiadł i mnie objął. Polecieliśmy nad Zakazanym Lasem.

- James… Boję się… - powiedziałam.

- Nie masz czego. Przecież jestem z tobą – odpowiedział Rogacz i mocniej mnie przytulił.

Poczułam się pewniej. Po pięciu minutach dolecieliśmy. James zasłonił mi oczy swoimi rękami i poprowadził.

- Gdzie jesteśmy? – zapytałam.

- Zobaczysz…

Ale on tajemniczy.

- Już – oznajmił po chwili i odsłonił mi oczy..

Zobaczyłam naprawdę piękny widok. Byliśmy chyba na jakiejś polance. W środku było niewielki jeziorko, na którym pływały łabędzie. Dookoła jeziorka rosły śliczne kwiaty. Róże, lilie, tulipany i wiele innych. Była też ławeczka z kamienia w kształcie serca. Mimo, że jest jesień, wszystko wyglądało jakby się budziło do życia.

- I jak ci się podoba? – zapytał mnie James.

- Jest… Jest… Pięknie… Dziękuję!

Rzuciłam się mu na szyję. James przytulił mnie mocno. Wszystko chciałam dokładnie zobaczyć. Byłam bardzo szczęśliwa. Wspaniale czułam się z Jamesem. Kiedy już wszystko zobaczyłam usiadłam z chłopakiem na tej ławeczce z kamienia. Przytuliliśmy się do siebie.

- Kocham cię, Lily – rzekł James.

Uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego. Nasze usta zbliżyły się i… i…

Obudziłam się. To wszystko to sen. Szkoda… Boże, co ja mówię?! Śni mi się randka z Potterem a ja mówię, że szkoda, że to sen!!! Niedobrze ze mną, oj, niedobrze. Co się ze mną stało? To pewnie przez to, że przed zaśnięciem myślałam o tym co wydarzyło się podczas szlabanu. Jeju, konieczne muszę pogadać z Jamesem, bo to nie daje mi spokoju.

Był druga w nocy. Stwierdziłam, że w ciągu kolejnej godziny i tak nie zasnę więc zeszłam do Pokoju Wspólnego. I tak pewnie nikogo tam nie będzie…. Kiedy zeszłam, zobaczyłam, że się myliłam. Ktoś siedział na sofie przy kominku i najwyraźniej był bardzo zamyślony. Tą osobą był James Potter. „Muszę z nim porozmawiać. Muszę z nim porozmawiać…” powtarzałam w myślach.

- Cześć – powiedziałam James dopiero teraz mnie zauważył.

- O Lily. Cześć. Co ty tu robisz?

- Obudziłam się i nie mogłam znowu zasnąć, więc zeszłam tutaj. A ty?

- A tak siedzę i myślę.

- Aha. James, musimy porozmawiać.– powiedziałam i usiadłam koło niego.

- O czym? – ale pytanie...

- No… Tak jakby o nas. Czego ty de mnie chcesz? – walnęłam prosto z mostu

- Jak to czego?

- No, czego ode mnie oczekujesz? Powiedz prawdę.

- Nadal nie wiem o co ci chodzi.

Jezu… Jak dziecko…

- Czego od mnie chcesz? Czego oczekujesz?

Nadal chyba nie rozumiał.

- Jeju no… Chcesz żebym kim była w stosunku do ciebie?

- A, o to ci chodzi… Lily, ja nie chcę żebyś się czuła jakoś winna czy coś. Powiedziałaś mi niedawno, że JESZCZE mnie nie kochasz. Mogę przecież poczekać. W końcu czekam już pięć lat.

- James, ja nie wiem, czy będę mogła ci dać to, czego ode mnie oczekujesz…

- Lily, przecież niczego od ciebie nie oczekuję. Przyjaźnimy się, to jest teraz najważniejsze.

- Ale ty chcesz czegoś więcej!!!

- No, nie zaprzeczam. To prawda. Chciałbym, żebyśmy byli parą. Kocham cię. Ale nie zniósłbym gdybyś miała być do czegoś zmuszana.

Nie dowiedziałam się do końca tego o co mi chodziło, ale to mi wystarczyło.

- Kochany jesteś – powiedziałam i przytuliłam się do niego (w końcu jesteśmy przyjaciółmi, nie?)

Kiedy odsunęliśmy się od siebie James zapytał:

- Lily, umówisz się ze mną?

Nie wiedziałam co odpowiedzieć.

- Eee… nie. Jeszcze nie teraz.

- Ale pamiętasz o twojej obietnicy?

- Jasne, że tak.

Pamiętałam. Obiecałam mu, że w tym roku się z nim umówię i zamierzam tej obietnicy dotrzymać!

- To ja już chyba pójdę do siebie… - powiedziałam.

- Nie, proszę…

- Dlaczego?

- Bo chcę żebyś została…

- No a gdzie ja będę spała?

- Tutaj.

On chyba zwariował…

- Zostaniesz? Proszę… - powiedział chłopak.

- Nie wiem. Co pomyślą inni jak nasz zobaczą tutaj rano?

- Niech myślą co chcą. Zostań…

- No dobra. Tylko jak zostanę pobita za to przez twoje fanki to się nie dziw. – powiedziałam

James uśmiechnął się szeroko. Oparłam głowę o jego ramiona i prawie natychmiast zasnęłam a James zaraz po mnie.


***


Nocia jest. :) Chyba się Wam spodoba. :) Nie wiem kiedy będzie następna. Wielki dzięki za wszystkie komentarze. :D Znowu 20. :))) Oby tak dalej!!! Pozdro dla wszystkich. :)

8 listopada 2005

Ostatni szlaban

    Miałam dzisiaj ostatni (całe szczęście!) szlaban. Ciekawe co takiego profesor Grong wymyślił… No, ale może najpierw napiszę co się wydarzyło w ciągu tych kilku dni. No więc… Ann zgodziła się chodzić z Remusem. Na razie wszystko między nimi ok. Chłopaki opryskali Ślizgonów i przestali tańczyć i śpiewać (Ślizgoni). Trochę szkoda. Przynajmniej mieliśmy się z czego śmiać. Dostałam kolejne listy od cichego wielbiciela. Pytał się czemu nie odpisałam, że bardzo mu się podobam itp. Znowu nie odpisałam. Tak po prostu. Nie chcę się na razie w nic wplątywać.

    O 18:55 poszłam do gabinetu Gronga. James już tam był. Nauczyciel zaprowadził nas do magazynka woźnego i kazał nam go posprzątać. Było tam całkiem ciemno. Na pocieszenie profesor wyczarował nam parę świec. Można by to uznać za romantyczne gdyby to nie był szlaban. Nauczyciel oczywiście zabrał nam różdżki. Na posprzątanie składzika dał nam  trzy godziny. Extra, trzy godziny z Jamesem, w ciemnym magazynku przy świecach… 

No i zostaliśmy sami. James dziwnie się uśmiechał. Podejrzane…

- Zaczynajmy – powiedziałam i rozejrzałam się za jakimiś szmatami.

- Naprawdę chcesz to sprzątać? – zapytał chłopak.

- Nie chcę, ale muszę. I mam nadzieję, że mi w tym pomożesz – odpowiedziałam.

- Proszę bardzo– powiedział i machnął różdżką a w pomieszczeniu zrobiło się czyściutko.

Eee… Ja powiedziałam MACHNĄŁ RÓŻDŻKĄ???

- Skąd masz tą różdżkę? – zapytałam zdziwiona.

- Kupiłem na Pokątnej u Olivandera.

- To twoja?

- Tak.

- A ta co dałeś Grongowi?

- To fałszywa różdżka.

- Aha...

- Więc mamy trzy godziny wolnego – powiedział zadowolony.

- I mam nadzieję, że wykorzystamy je tak jak należy.

- Eee… Czyli jak? - spytałam.

Oczywiście wiedziałam, co James ma na myśli. Zrobiłam z siebie idiotkę.

- No… Co zazwyczaj robią chłopak z dziewczyną kiedy są zamknięci sami w magazynku woźnego? – odpowiedział pytaniem.

- No… Eee… - nie mogłam jakoś tego powiedzieć.

- Pokażę ci – powiedział i pocałował mnie zanim zdążyłam zaprotestować.

Było tak wspaniale. James doskonale całuje… Nie chciałam nawet tego kończyć. No, ale w końcu musiałam. Oderwałam się od niego.

- James…

- Cii… - i znowu mnie pocałował.

Sytuacja się powtarza. Tak samo było kiedyś kiedy pomogłam mu w zadaniu domowym (patrz notka: „Rozmowa i pocałunek” – dop.aut.). Tym razem go jednak nie odepchnęłam. Nie wiem czemu. Było mi dobrze Tonęłam w jego ustach bardzo długo… Wreszcie odkleiliśmy się od siebie. Ten pocałunek wiele dla nas znaczył…

- Nie odepchnęłaś mnie. – zauważył James.

- Dlaczego?

- A wolałbyś żebym cię odepchnęła? – spytałam bo i tak nie wiedziałam czemu tego nie zrobiłam.

- Nie. Pewnie, że nie. Tylko spodziewałem się, że mnie odepchniesz i na mnie nawrzeszczysz.

- To dlaczego to zrobiłeś?

- Nie mogłem wytrzymać. Musiałem cię pocałować. A tobie się to podobało, prawda? – zapytał z uśmiechem.

- No… może troszkę…

- HA! Podobało ci się! – wykrzyknął zadowolony.

- No i co z tego?! – spytałam zezłoszczona.

- Podobam ci się!!! – zawołał a ja jak na zawołanie zaczerwieniłam się

Nie odpowiedziałam.

- Nie musisz nic mówić. Wiem, że tak jest – powiedział James z uśmiechem.

Znowu nie odpowiedziałam. Chłopak miał odrobinę racji. Trochę mi się podoba. Tylko podoba. Być z nim nie chce. Ech... Przecież go nie kocham.

- I co my będziemy robić przez ten czas? – zapytałam chcąc zmienić temat.

- No… Pomyślmy… Co możemy robić sami zamknięci w magazynku woźnego? – znów to pytanie Jamesa.

- James! Nie zaczynaj! Nie będziemy się całować! – zawołałam lekko już zdenerwowana.

Jemu tylko jedno w głowie. 

- Sorry, nie wkurzaj się. Myślałem, że masz na to ochotę – powiedział.

- Mam na to ochotę?! Na całowanie się z tobą?! NIGDY!!!

Odwróciłam się i usiadłam na jakimś wiaderku. Głowę schowałam w dłoniach. Chłopak podszedł do mnie i złapał za ramiona.

- Lily, nie gniewaj się. Ostatnio tak dobrze się między nami układało…

- I chciałeś to zepsuć? – spytałam odwracając się do niego.

- Nie, oczywiście, że nie – odpowiedział szybko.

- To dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam.

- Lily, kocham cię. Więcej chyba nie muszę dodawać – rzekł James.

Nie wiedziałam co zrobić więc powiedziałam:

- James, zapomnijmy o tym. Niech wszystko będzie tak jak dawniej. Proszę…

Chłopak chciał zapewne inaczej, ale ustał na moją prośbę. Przez pozostały czas oboje siedzieliśmy i milczeliśmy. Ogarniała nas cisza… Kilka minut przed dwudziestą drugą James wstał i zapytał:

- Lily, mogę cię pocałować. Proszę… Ostatni raz…

Zdziwiło mnie to pytanie. Nie wiedziałam co zrobić. Zgodzić się czy nie? Nie wiem.

- No proszę…

Ech… Chyba mogę to dla niego zrobić?

Wstałam i powiedziałam:

- Ok. – i uśmiechnęłam się lekko

James powoli i delikatnie zbliżył swoje usta do moich i pocałował mnie. Znów czułam się tak wspaniale. W takiej pozycji zastał na profesor Grong. Odskoczyliśmy od siebie natychmiast.

- O, co ja widzę… Mam nadzieję, że zrobiliście to co wam kazałem.

Rozejrzał się. Chyba wszystko było ok, bo powiedział tylko:

- Możecie już iść. Ale na przyszłość radzę wam nie całować się podczas szlabanu.

Oddał nam różdżki a ja jak najszybciej wyszłam z magazynku. James wyszedł zaraz po mnie. Po dojściu do Pokoju Wspólnego od razu poszłam w stronę dormitorium. James niestety zagrodził mi drogę.

- Liy, nie udawaj że nic się nie stało. – powiedział.

- Przecież nie udaję.

- Nie? To dlaczego uciekasz przede mną?

- Nie uciekam. Po prostu chcę to wszystko przemyśleć. Cześć – powiedziałam i poszłam szybko do dormitorium.

- O Lily! Już jesteś? Jak było? – pytała Dorcas gdy weszłam.

- Przepraszam Dor, ale nie chce mi się gadać – odpowiedziałam.

Weszłam do łazienki, wykąpałam się, ubrałam w piżamkę i wyszłam. Zaciągnęłam kotary nad łóżkiem i poszłam spać. Wreszcie mogłam sobie wszystko przemyśleć. Te pocałunki wiele dla nas znaczyły. Przynajmniej dla mnie. Wiem, że lubię Jamesa. I to bardzo. Jest wspaniałym przyjacielem. Ale on chce czegoś więcej. A ja tego dać mu nie potrafię. Przynajmniej na razie. Muszę z nim szczerze porozmawiać. Dowiedzieć się czego ode mnie oczekuje… W takich rozmyślaniach zasnęłam.


***


Nocia nareszcie jest. :) Mam nadzieję że się Wam spodoba. Wielki dzięki za te 20 komentów pod ostatnią notką! :D Naprawdę bardzo mnie to cieszy. Liczę, że pod tą również tyle będzie. :) Pozdro dla wszystkich. :)

1 listopada 2005

"...byli koloru zielonego, tańczyli jakiś dziki taniec i śpiewali jakąś strasznie głupią piosenkę"

   Rano obudziłam się bardzo wypoczęta. Zdziwiło mnie to, że jestem w ubraniu. Powoli przypominałam sobie, co się wczoraj wydarzyło. Pobudka o szóstej rano… List od cichego wielbiciela… Lekcje… Próba… Szlaban… Rozmowa z Jamesem… A potem co? Nie wiem. Chyba zasnęłam… I James mnie to przyniósł!? Kochany jest!

   Spojrzałam na zegarek. Była siódma. Mam łazienkę na pół godziny!  Weszłam do łazienki, umyłam się, ubrałam w szaty Hogwartu, uczesałam się, usta przeciągnęłam błyszczykiem. Tak pokazałam się w dormitorium. Moje przyjaciółki oczywiście wciąż spały. Trzeba było je obudzić. Wstały prawie natychmiast. Dziwne… Zawsze się ociągały…

Dziewczyny po kolei zajmowały łazienkę. Gdy Dorcas się uszykowała od razu zapytałam ją jak się tu znalazłam. Powiedziała, że James mnie tu przyniósł.

Kiedy wszystkie były już gotowe Dor zapytała Ann dlaczego wczoraj była taka „niedostępna”.

- Eee… no… Remus… on… eee… - jąkała się Ann.

- On co? – zapytała Katie.

- On poprosił mnie o chodzenie – wypaliła Ann i zaczerwieniła się.

- Wow! Zgodziłaś się?! – zapytałam.

- Eee… no… nie...

- Co?! Jak to? – spytała Dorcas z oburzeniem.

- No… powiedziałam że się zastanowię - odpowiedziała Ann.

- A nad czym się tu zastanawiać? Ty go kochasz, on ciebie też, więc nie widzę przeszkód żebyście byli razem. Kochasz go, nie? – powiedziała Dorcas.

- Tak. Ale nie wiem czy chcę z nim być… - marudziła Ann.

- Możecie przecież spróbować – powiedziałam.

- Ech, sama nie wiem.

- No, Ann. Spróbuj.

- Zobaczę jeszcze.

- Jak chcesz. Nasze zdanie znasz.

Poszłyśmy do Wielkiej Sali na śniadanie.

- Jak się spało, Liluś? – zapytał mnie James, gdy usiadłam przy stole.

- Dobrze, dzięki. Ale nie mów do mnie, Liluś.

- Ok, Lily.

Do końca śniadania Huncwoci rozmawiali między sobą. Syriusz nawet nie pocałował Dorcas. To bardzo dziwnie… Ciekawe co knują…

Po pysznym śniadanku poszliśmy na na lekcje. Pod koniec dnia przyszedł czas na eliksiry. Kiedy staliśmy przed klasą, James, Syriusz i Remus rzucili na nas jakieś zaklęcie.

- Co wy robicie? Po co to? – spytałam Jamesa przestraszona.

- Zobaczysz – odpowiedział tajemniczo.

Ja nadal nie byłam przekonana, więc powiedział:

- Nie masz się czym martwić. Naprawdę.

Chyba mogę mu zaufać, nie?

- Dorcas, nie wiesz co oni knują? – zapytałam przyjaciółkę.

- Znając ich to pewnie mają zamiar zrobić jakiś kawał - odpowiedziała i weszła do klasy.

Profesor Kolmy już przyszła.

Weszłam do klasy pełna obaw. Co oni znowu wymyślili? James przecież obiecał, że się zmieni… No, ale w końcu niecały miesiąc był spokój… Widocznie już nie wytrzymali… Usiadłam w ławce.

- Będziemy dzisiaj robić Eliksir Wzrostu. Składniki i sposób przyrządzania macie w książce. Za godzinę chcę widzieć efekty waszej pracy – powiedziała nauczycielka i usiadła za biurkiem.

Wszyscy wzięli się do prazy. Podkreślam słowo WSZYSCY. Huncwoci grzecznie pracowali. Podejrzane… Po 30 minutach, kiedy eliksir powinien mieć kolor zgniłozielony, coś zaczęło syczeć. Syczał tak eliksir Syriusza i Jamesa. A po chwili…. BUM!!! Ich kociołki wybuchły! Zawartość kociołków opryskała wszystkich oprócz Huncwotów, mnie, Dorcas, Ann i Katie. To pewnie zasługa tego zaklęcia...

Rozejrzałam się po Sali. Wszyscy Ślizgoni i nauczycielka, byli koloru zielonego, tańczyli jakiś dziki taniec i śpiewali jakąś strasznie głupią piosenkę. Huncwoci zaśmiewali się do łez. Dorcas omal nie spadła z krzesła... Na mnie także to podziałało i po chwili towarzyszyłam w tym zajęciu Dorcas.

Przez jakieś  piętnaście minut w Sali nie było słychać niczego, oprócz śpiewu Ślizgonów i ich opiekunki i naszego śmiechu. Wreszcie się opanowaliśmy.

- I jak wam się podoba? – zapytał Syriusz wciąż lekko się śmiejąc.

- To było wspaniałe kotku! – krzyknęła Dorcas i rzuciła się mu na szyję.

- Co o tym sądzisz, Lily? – zapytał mnie James uśmiechając się.

- Super! – i również się uśmiechnęłam pokazując wszystkie ząbki.

Dziwne, ale podobało mi się to. Wcześniej chyba nawrzeszczałbym na Jamesa, spoliczkowała i przypomniała, jak bardzo go nienawidzę. Teraz wszystko się zmieniło. Lubię go i to bardzo. Może nawet coś więcej… Nie, na pewno NIE.

Do końca lekcji patrzyliśmy na taniec Ślizgonów raz po raz wybuchając śmiechem.

Potem był obiad. Ślizgoni z piątego roku wciąż byli zieloni, tańczyli dziki taniec i śpiewali. Usiedliśmy przy stole. Podeszła do nas profesor McGonagall.

- Potter, Black. Czy to wasza sprawka? To że oni tak tańczą? – zapytała i wskazała na Ślizgonów.

- Nie pani profesor – odpowiedzieli z miną świętych.

Kłamać potrafią… McGonagall im uwierzyła i odeszła. Jak na zawołanie wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

Po obiedzie poszliśmy do Pokoju Wspólnego odrabiać lekcje. Na jutro mieliśmy zadaną transmutację, historię magii, wróżbiarstwo i opiekę nad magicznymi stworzeniami. Do szlabanu zdążyłam odrobić wszystko oprócz eliksirów. „Trudno.” pomyślałam „Odrobię po szlabanie”. 

Razem z Jamesem wyszłam z Wieży Gryfonów. Szybko doszliśmy do gabinetu profesora Gronga. Nauczyciel zaprowadził nas do jakiejś pustej klasy i kazał nam ją posprzątać. Dał nam na to cztery godziny. Podczas szlabanu rozmawiałam z Jamesem o różnych sprawach. 

Po szlabanie poszłam do dormitorium po pióro, pergamin i książkę do eliksirówi wróciłam do Pokoju Wspólnego, żeby odrobić zadanie.

Po jakiejś godzinie usłyszałam kroki. Podniosłam głowę i zobaczyłam Jamesa i Syriusza.

- O, Lily! Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony James.

- Ja odrabiam lekcje, a wy? – odpowiedziałam.

- My… no… eee… musimy wyjść.

- Wyjść? O północy?

- No… tak.

- Nie możecie.

- Niby czemu?

- Jestem prefektem i wam nie pozwalam.

- Remus też jest prefektem i nam pozwolił.

- Muszę wiedzieć gdzie i po co idziecie. To wtedy może wam pozwolę.

- Dobra. Idziemy po składnik eliksiru którym opryskamy jutro Ślizgonów żeby tak nie tańczyli i śpiewali – powiedział James.

- OK. A gdzie idziecie?

- Tego to już ci nie powiem.

- Czyli nie idziecie.

- Łapa, musimy jej powiedzieć – powiedział James do Syriusza – Inaczej nas nie puści.

Syriusz popatrzył na mnie zły, ale powiedział do Jamesa:

- Dobra. Mów.

- Idziemy do gabinetu profesor Kolmy. Tylko ona ma ten składnik.

- A jak ktoś was złapie?

- Nikt nas nie złapie. Będziemy mieć pelerynę i mapę. Możemy iść?

- No dobra. Ale jak coś to ja o niczym nie wiem.

- OK! Dzięki Liluś!

- Żadne Liluś!

- Dobrze. Dzięki Lily!

Uśmiechnęłam się.

James i Syriusz poszli a ja szepnęłam:

- Uważajcie na siebie.

Powróciłam do odrabiania zadania z eliksirów. Jakoś mi nie szło. Martwiłam się o nich. Czy dobrze zrobiłam że ich tam puściłam? Przecież i tak by poszli gdyby mnie nie spotkali. Nic im się nie stanie. Chyba. Po 30 minutach skończyłam wreszcie. Od razu poszłam do dormitorium, umyłam się jak najszybciej i poszłam spać. Zasnęłam prawie natychmiast.


***


Notka miała być wczoraj, ale odłączył mi się Internet i nie miałam jak jej opublikować. Na szczęście wszystko jest już OK. Znowu długo czekaliście. :( Teraz postaram się pisać częściej. Pozdro for all. :)

21 października 2005

Próba i szlaban

   Po tej niebywałej lekcji eliksirów byłam pełna pytań. James się jakby na mnie obraził… Moja wina, że ktoś jeszcze się we mnie kocha? 

   O siedemnastej rozpoczęła się próba. Dorcas wpadła na „genialny” pomysł. Chciała żebym śpiewała całą piosenkę! Jeszcze czego?!

- Lily, ja nie żartuję – powiedziała.

- Strasznie to brzmi kiedy piosenkę jednej wokalistki śpiewają cztery osoby. Powinnyśmy to wcześniej zauważyć. Zgadzacie się ze mną? – zapytała nas.

Drugoklasistki natychmiast odpowiedziały że tak. Bo co by się stało gdyby tak nie powiedziały? Wolę nie myśleć… Katie zgodziła się z Dorcas a Ann… Ann milczała.

- Ann! Co o tym myślisz? – zapytała Dor.

Ann nic nie odpowiedziała. W ogóle sprawiała wrażenie nieprzytomnej. Dziwne…

- Ann, żyjesz?

Brak odpowiedzi.

- ANN!!! – wydarła się Dorcas.

Ma ten głosik…

- Eee.. Co? – inteligentna odpowiedź mojej przyjaciółki.

- Co się z tobą dzieje? – spytała Dorcas.

- Eee… nic… - odpowiedziała Ann.

- Jak to nic? Zawsze wszystkiego słuchałaś z wielkim zainteresowaniem a teraz co? Nie wiesz o czym mówimy! – krzyknęła zdenerwowana Dorcas.

- Przepraszam. Wyjaśnię wam wszystko później – powiedziała i wskazała głową na drugoklasistki.

- Trzymamy cię za słowo. – odpowiedziała Dorcas.

- No to o czym mówiłyście? – zapytała Ann.

- O tym, że strasznie głupio to brzmi jak śpiewamy wszystkie cztery tę piosenkę. Według mnie powinna ją śpiewać tylko Lily. Co o tym sądzisz?

- W zasadzie to masz rację. Zgadzam się.

- A ty, Lily, co o tym myślisz? – Dorcas wreszcie raczyła mnie o to zapytać.

- No nie wiem… Głupio tak samej śpiewać…

- Lily! Głupio to jest jak my wszystkie ją śpiewamy!

- No ale ja nie chce…

- Lily! Musisz! Prosimy…

Spojrzałam na nie i w końcu dałam za wygraną.

- Ech, niech wam będzie… - zgodziłam się

- Ale wy macie być tym chórkiem! Ok?

- Ok! Dzięki! – zawołała Dorcas i rzuciła się mi na szyję.

- Dobra, dobra. Bo mnie udusisz…

Dorcas przestała.

- To teraz Lily śpiewa wszystko. Postanowione! Zacznijmy ćwiczyć teraz nową wersję występu! – postanowiła dziewczyna.

Tak więc zaczęłyśmy. Jakoś nam to szło...

   Przed dziewiętnastą wyszłam z dormitorium i poszłam do gabinetu Gronga na trzeci szlaban. Przyszłam na czas. James już był. Gy weszłam nawet na mnie nie spojrzał. Profesor Grong kazał nam w jego gabinecie poukładać alfabetycznie wszystkie książki o magicznych stworzeniach. Trzy półki od podłogi do sufitu. Mnóstwo roboty... Profesor Grong usiadł za biurkiem i zaczął coś tam robić. Nie mogłam w ogóle porozmawiać z Jamesem. Westchnęłam i wzięłam się do roboty.

   Po dwóch godzinach pracy (byliśmy na literze K) Grong oświadczył, że musi wyjść i nie mamy się ruszać ani na krok od gabinetu, nawet jeśli już skończymy. Mamy po prostu czekać na niego. Wreszcie mogłam pogadać z Potterem...

- Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi? – zaczęłam.

- O nic – odburknął.

- Jak to o nic? Widzę, że jesteś o coś na mnie zły. Może mi łaskawie powiesz co takiego zrobiłam?

- Obudziłaś mnie o 6:20 z krzykiem, że to niby ja wysyłam do ciebie jakieś anonimowe listy!! Oczywiście od razu oskarżyłaś mnie. A to nie byłem ja. Po drugie to… no… jestem na ciebie zły i koniec! – skończył mówić i wrócił do układania książek na L.

- Ok, możesz być na mnie zły za tą wczesną pobudkę. Myślałam, że to ty bo to w twoim stylu. Dlatego tak do was wpadłam. Sorry.

James widocznie nadal był na mnie obrażony bo nic nie odpowiedział.

- Nadal jesteś zły? – spytałam.

- Tak – odpowiedział.

- A można wiedzieć co znowu jest nie tak?

- Nieważne.

- James, jesteś na mnie zły a ja nie wiem o co! Zależy mi na tobie i nie chcę żebyśmy się ciągle kłócili! – krzyknęłam.

James przerwał pracę i spytał:

- Co powiedziałaś?

- To co słyszałeś – odparłam.

- Powiedziałaś: „zależy mi na tobie”. To prawda?

- Zależy mi na tobie jak na przyjacielu.

- To wszystko? – zapytał rozczarowany.

- James, posłuchaj. Na razie jesteś dla mnie przyjacielem. Tylko przyjacielem. Bardzo cię lubię, ale…

- … ale mnie nie kochasz. – dokończył za mnie.

- Nie – odpowiedziałam a James posmutniał.

- Jeszcze nie – dodałam.

Chłopak się nagle ożywił.

- Czyli jest jakaś szansa, że kiedyś będziemy razem? – spytał z wielką nadzieją.

- No… Tak! – odparłam z uśmiechem.

James podszedł do mnie i mnie przytulił. Było mi tak dobrze… Szepnął „Kocham cię” i pocałował w policzek.

Wróciliśmy do układania książek co chwilę posyłając sobie uśmiechy. Skończyliśmy pracę po półtorej godziny a nauczyciel wciąż nie przychodził. Usiedliśmy na jego biurku i przytuliliśmy się do siebie. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam…


~~~~~Narracja trzecioosobowa~~~~~


James zasnął zaraz po Lily. Obudziło go dopiero wejście Gronga.

- Skończyliście? – zapytał profesor na wstępie.

- Tak. Ale nie przychodził pan tak długo, że w końcu Lily zasnęła – powiedział James.

- No to co? – warknął Grong i przeszedł wzdłuż półek sprawdzając pracę Lily i Jamesa.

- Dobrze. Możecie już iść – powiedział po chwili.

James wziął Lily na ręce i wyszedł z gabinetu. Całą drogę patrzył na swoją ukochaną. Był bardzo szczęśliwy, że Lily mu powiedziała, że kiedyś mogą być razem. 

   Wszedł do Pokoju Wspólnego. Nie było tam nikogo. Potter rzucił zaklęcie na schody do dormitorium dziewczyn (wcale nie było to łatwo, gdyż wciąż trzymał Lily) i zaniósł dziewczynę do jej pokoju. Zapukał i drzwi otworzyła mu Dorcas bardzo zaniepokojona.

- Boże, co jej się stało? – spytała patrząc na Lily.

- Nic. Po prostu zasnęła – odpowiedział chłopak.

- Strasznie się martwiłam. Połóż ją – poleciła dziewczyna i wpuściła go do środka.

James położył Lily na jej łóżku, przykrył i jeszcze raz pocałował w policzek. Pomyślał, że to był wspaniały dzień...


***


Nota wreszcie się pojawiła. Miała być wcześniej ale nie miałam czasu, żeby ją napisać. Mam nadzieję że się spodoba. Teraz mam trochę więcej czasu więc notki pojawiać się będą raz lub dwa w tygodniu. Mam nadzieję, że pod tą nocią zobaczę chociaż 10 komciów. To nie jest zbyt wiele. To tyle z mojego gadania. Pozdrawiam! :D

11 października 2005

Cichy wielbiciel

          Był październikowy poniedziałkowy poranek. Ten dzień był dla mnie dniem najgorszym w życiu (nie licząc dnia, w którym James wyznał mi miłość)

A więc było to tak.... O 6 rano ktoś zapukał w okno (jeśli ktoś mnie o tej godzinie obudzi to jestem zła, bardzo zła)  Otworzyłam jedno oko… Potem drugie… To moja sowa. Do nóżki miała przyczepioną różową karteczkę pomalowaną w kwiatki. Wzięłam liścik, dałam ptaku krakersa. Sówka odleciała zadowolona. Po badziewnych kwiatkach i motylkach na karteczce domyśliłam się, kto mnie obudził…

Nawet nie chciałam tego czytać, położyłam liścik na półce przy moim łóżku i powoli próbowałam zasnąć. Powtarzam: próbowałam. Ta karteczka nie dawała mi spokoju. Nagle wstałam na równe nogi. Zegarek: 6:15. Wzięłam liścik, przeczytałam:

Kochanie! Jak Ci się spało? Mi znakomicie! Śniłaś mi się, wiesz?Miałem piękne, truskawkowe sny! Odpisz, czekam!

Ale się wkurzyłam! Nie chciałam odpisywać. Nawet nie zajrzałam do lustra - to był błąd. Zbiegłam piętro niżej (tam Huncwoci mają pokój), nawet nie pukałam, tylko od razu kopnęłam drzwi. Otworzyły się. Zła jak osa rzuciłam się na łóżko Jamesa. Odsunęłam kołdrę, i wywaliłam z niej śpiącego chłopaka. Ten głupek wywalony na podłogę jeszcze spał. Wrzasnęłam.

- JAMES!!!! W TEJ CHWILI WSTAWAJ!!! NIE UDAWAJ, ŻE NIE SŁYSZYSZ!!! JUŻ DOŚĆ NAROZRABIAŁEŚ! WIĘC TERAZ OBUDŹ SIĘ!!!

Obudził się. To on był zły jak osa. Od moich wrzasków obudzili się James i Syriusz. 

- Co ty sobie ruda wyprawiasz? Jest 6:20! Kobieto! Daj nam spać! - zawołał Black.

- A byście chcieli! – ofukałam ich.

- James, jak mogłeś mnie obudzić o szóstej rano?

James patrzył na mnie jak na idiotkę.

- Ja cię nie budziłem, nie jestem aż tak głupi.

- W takim razie ty, Syriuszu, napisałeś ten list za Jamesa?!

Syriusz patrzył się na mnie jak na wariatkę.

- W takim razie kto? – zapytałam żałośnie.

- Na pewno nie ja - burknął James.

- A teraz wybacz, Lilyanno Evans, ale ja chcę spać. Chyba mój przyjaciel popiera mnie.

Co miałam zrobić? Po prostu wyszłam. I tyle mnie widzieli. Doszłam do mojego dormitorium. Dorcas się już obudziła.

- Lily, Chryste, gdzieś ty się podziewała?

- Musiałam załatwić parę spraw - odburknęłam i szybko skierowałam się do łazienki.

Niestety, Dor szybko machnęła różdżką i drzwi łazienki się zatrzasnęły.

- Zaraz mi szybko wszystko dokładnie opowiesz.

- Weź sobie ten liścik, co leży na stole. Przeczytaj go, i jak chcesz, to powiedz, że jestem kompletną wariatką.

Dorcas przeczytała:

- Nie jesteś kompletną wariatką.

- Ale ja przed chwilą zeszłam do Jamesa, wywróciłam go z łóżka i na niego nawrzeszczałam!

- Jesteś kompletną wariatką. Przecież to nie musiał być on, nie?

- Faktycznie. To kto?

- Cichy wielbiciel? – zapytała z uśmiechem Dorcas. Nie chciałam w to wierzyć. Ale może...? 

 Na śniadaniu czułam się ciągle obserwowana. James zachowywał się normalnie, moje koleżanki z pokoju też. Pierwszy dzień śledztwa - nic. Po śniadaniu mieliśmy tylko 5 lekcji. Na ostatniej mieliśmy eliksiry. Robiliśmy eliksiry POZNANIA ZAUROCZENIA. Ja go wypiłam i od razu zrobiłam się fioletowa. To znaczyło, że kochają się we mnie dwie osoby. Jedną jest James a drugą? Kto?


***


Hej. Na początku chciałam powiedzieć że notka którą przeczytaliście jest cała napisana przez moją przyjaciółkę Magdę. Ja LEKKO zmieniłam tylko sam koniec. Gdyby nie ona na notę czekalibyście jeszcze z tydzień. A bardzo chciałam żeby była ona dzisiaj bo jest dzisiaj rocznica powstania bloga. :) Już pół roku on istnieje :D Następna notka powinna pojawić się nie długo bo mam już na nią pomysł. Pozdro for all. :*

1 października 2005

Kartka z pamiętnika i nie tylko

   Wczoraj pogodziłam się z Jamesem. Bardzo się z tego cieszę. Jednak jest jedna rzecz, która może to szczęście zepsuć. Kłótnia z najlepszą przyjaciółką. Z samego rana Dorcas zaczęła się wściekać, że dostałam tygodniowy szlaban i znowu trzeba będzie odwołać próby. Gadała jeszcze, że ja nic nie protestowałam, żeby przełożyć karę. A ja na to, że wtedy myślałam o innych sprawach a nie o próbach. Potem wyskoczyła z tekstem, że wolę być na szlabanie z Jamesem, a nie z przyjaciółkami na próbie. Wypominała mi jeszcze, że nic nie powiedziałam im o jednorożcach. Przecież obiecałam Jamesowi! Próbowałam się tłumaczyć ale nie dała mi dojść do słowa. Wyszła trzaskając drzwiami. Podczas śniadania w ogóle się do mnie nie odzywała. A Ann i Katie nie były po niczyjej stronie. Latały tylko między mną a Dorcas, żeby przekazać, co mamy sobie do powiedzenia. Mam nadzieję, że się szybko pogodzimy...

   Po obiedzie poszłam z Jamesem do profesora Dumbledora. Dyrektor przyjął nas i wysłuchał. Potem powiedział, że na pewno porozmawia z profesorem Grongiem. Kiedy wychodziliśmy mruknął jeszcze „A, James. Powodzenia” i mrugnął do Pottera. Zupełnie nie wiem, o co mu chodziło. W drodze powrotnej James zaproponował mi spacer po błoniach. Zgodziłam się. Po drodze opowiedziałam mu o mojej kłótni z Dorcas. Powiedział, że to Dorcas powinna pierwsza wyciągnąć rękę do zgody i że nie powinnam się winić za kłótnię. W sumie to on ma rację. To Dorcas się wkurzyła. To już szlabanu nie wolno mieć? Niech Dorcas sobie dokładnie wszystko przemyśli! 

   Po powrocie do zamku wzięłam się za odrabianie zadań domowych. Zaklęcia, historia magii, eliksiry… Parę godzin roboty.

   Siedzę teraz i odrabiam zadanie z eliksirów (Wypisz wszystkie składniki Eliksiru Słodkiego Snu i opisz je). Zrobiłam sobie małą przerwę na notkę do pamiętnika...

- Lily, możemy pogadać? – usłyszałam jakiś głos.

Przerwałam pisanie i odwróciłam głowę. To była Dorcas. Spojrzałam na nią zdziwiona.

- To jak? – ponowiła pytanie.

- Siadaj – powiedziałam i uśmiechnęłam się.

W końcu to moja przyjaciółka. Dorcas usiadła i zaczęła:

- Lily, chciałam cię przeprosić za to, że tak na ciebie nawrzeszczałam rano. To nie twoja wina. Jesteś zła?

- Byłam na początku wkurzona, ale już mi przeszło. Ale masz trochę racji. Mogłam trochę protestować.

- Próby możemy przełożyć na wcześniejszą godzinę. Na przykład na na 16:30.

- Ok! – odparłam z uśmiechem.

- Czyli zgoda? – zapytała Dor.

- Zgoda! – odpowiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę.

Teraz byłam naprawdę szczęśliwa.


***


Notka jest. Nie jest zbyt udana. Strasznie długo ją pisałam. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się następna notka. Postaram się napisać ją jak najszybciej. Pozdro for all :D

17 września 2005

PRZEPRASZAM :(

Bardzo Was przepraszam! Sorry, sorry i jeszcze raz sorry. Nie pisałam całe 2 tygodnie. :( Powodów jest wiele ale jeden jest najważniejszy: BRAK WENY.  Nie mam żadnych pomysłów. Próbowałam coś wymyślić ale się nie udało.  Napiszcie, czy chcecie żeby coś się pojawiło, ale krótkie i nudne, czy żeby było trochę później, lecz dłuższe i ciekawsze. Mam nadzieję, że dostanę choć 3 komentarze... Jeszcze raz bardzo Was przepraszam. 


 

3 września 2005

- Zgoda? - Zgoda.

- Panno Evans, już trzeci raz do pani mówię! – krzyknęła zdenerwowana profesor Patil.

Gwałtownie poderwałam się z krzesła. Na lekcji lekko przysypiałam. Niby poszłam wczoraj wcześniej spać, ale jakoś się nie wyspałam. Lekcja wróżbiarstwa była więc doskonała na odrobienie tych zaległości.

- Przepraszam, pani profesor. Co pani mówiła? 

- Pytałam, co pani widzi w swojej kryształowej kuli?

- Ja… eee… tu jest… chmura!

W kuli naprawdę widziałam chmurę. Chmurę niczego. No, ale coś musiałam powiedzieć więc wymyśliłam coś na poczekaniu.

- Chmura! – wykrzyknęła nauczycielka.

- Sprawdź co ona oznacza – poleciła.

Szybko znalazłam właściwą stronę i sprawdziłam, co oznacza chmura.

- Chmura oznacza szybkie pogodzenie się z osobą, na której ci bardzo zależy – przeczytałam z podręcznika.

- Bardzo dobrze! Dziesięć punktów dla Gryffindoru! – zawołała profesor Patil.

Fajnie… Zdobyłam 10 punktów za zmyślanie. No, nie wiem czy to było na pewno zmyślanie.

Wkrótce się o tym przekonałam…


***


  Zbliżała się lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami. Dorcas była lekko podłamana. Syriusz spędzał z nią teraz o wiele mniej czasu. Prawie w ogóle nie rozmawiali. Według niej już mu się znudziła. Nie wiem, co o tym myśleć. Syriusz i Dorcas to taka udana para... Muszę chyba  porozmawiać później z Syriuszem.

Powoli doszłyśmy do chatki Hagrida, przy której mieliśmy lekcje opieki. To, co zobaczyłam, bardzo mnie zdziwiło. Podeszłam bliżej i po prostu nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Tego bym nigdy nie zapomniała. Profesor Grong trzymał Aurę. Na sznurkach. Wpatrywałam się w nich i myślałam, że to przewidzenia. Profesor Grong wziął Aurę z jej domu. A co z młodymi? Tak po prostu odebrał im matkę?

- Lily, coś się stało? – zapytała Ann zdziwiona moim zachowaniem.

- To Aura… - powiedziałam powoli.

Z drugiej strony nadchodzili Huncwoci. James też zauważył jednorożca. Szybko podszedł do nauczyciela i zaczął coś mu tam mówić. Podbiegłam do nich.

- …ona ma młode! – krzyknął James do Gronga.

- O, Lily… - popatrzyliśmy na siebie.

„Dobra, musimy teraz działać razem” pomyślałam.

- On mówi prawdę! Widzieliśmy jej młode! W ogóle jakim prawem pan ją wziął skoro koło niej były małe jednorożce?! – krzyknęłam.

- W ogóle nie było młodych – krzyknął profesor.

- I chciałem wam zrobić lekcje o jednorożcach. Załóżmy, że mówicie prawdę…

- Mówimy prawdę – burknął James.

- Nie przerywaj mi, Potter!!! Powiedziałem „załóżmy”. No więc załóżmy, że mówicie prawdę. Skąd wiecie, że ma młode? Była w Zakazanym Lesie a uczniom tam nie wolno wchodzić.

No i wpadliśmy...

- My tam… eee… poszliśmy – powiedział James.

- O, randka w Zakazanym Lesie… Dobrze Potter – zakpił profesor.

- To nie była randka! – wykrzyknęłam.

Nauczyciel udał, że tego nie usłyszał.

- Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów. I nie warzcie mi się chodzić tam więcej!

- A co z młodymi? - krzyknął James.

- Jak byłem w Zakazanym Lesie to ich nie widziałem. Gdyby były to bym je wziął. A teraz idźcie do reszty klasy bo inaczej Gryyffindor straci kolejne punkty.

James spojrzał na nauczyciela z wielką nienawiścią.

- Chodź Lily – powiedział i pociągnął mnie za rękę w stronę Zakazanego Lasu.

Reszta uczniów była bardzo zdziwiona tym, co widziała.

- Co ty robisz? – spytałam zaskoczona.

- Chyba nie chcesz zostawić małych w lesie? Musimy je znaleźć.

- Dobrze, ale możesz mnie puścić – warknęłam.

- Sorry – powiedział i puścił moją dłoń.

Droga do polanki, na której zawsze były jednorożce, zajęła nam około piętnastu minut.

- To tu. Rozdzielmy się teraz – rzekł Potter.

Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. Ja poszłam w lewo, a on w prawo. W dzień nie bałam się tak bardzo jak w nocy. Po paru minutach szukania znalazłam pod małym krzakiem dwa jednorożce. A gdzie pozostałe? Wzięłam je na ręce i wróciłam na polankę.

- James! – krzyknęłam.

Po chwili Potter przyszedł z jednym młodym na rekach.

- A gdzie czwarte? – spytałam od razu.

- Nie wiem. Znalazłem tylko te.

- Chodźmy teraz tam – wskazałam tą część lasu, której jeszcze nie przeszukaliśmy.

Bez słowa skierowaliśmy się tam.Po kilku minutach James podbiegł szybko do jakiegoś krzaczka. Poszłam zaraz za nim. Chłopak kucnął i po chwili na jego palcach znalazła się srebrzysta substancja. Moim oczom ukazał się straszny widok. Zabity młody jednorożec.

- Nie żyje. Jakieś stworzenie musiało je zabić. To dlatego pozostałe się tak rozbiegły – powiedział James smutnym głosem.

Z oczu poleciały mi łzy. To był ten nieśmiały jednorożec. Mały, bezbronny. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. James przytulił mnie. W ogóle się nie opierałam.

- Kotku, nie płacz. I tak połowa młodych jednorożców ginie. No, nie płacz...

Uspokajał mnie jeszcze chwilę. Jego głos działał na mnie jak dobry lek na chorobę. Głos i dotyk. W jego ramionach było mi wspaniale. James chyba przestał być na mnie zły.

- Już dobrze? – spytał po chwili.

Pokiwałam głową i oderwałam się od niego.

- Lily… Zgoda? – zapytał chłopak z nadzieją.

- Zgoda –odparłam uśmiechając się lekko.

Przytulił mnie jeszcze raz i wreszcie odkleiliśmy się od siebie. Jeszcze jeden uśmiech i odwróciłam się w stronę zabitego jednorożca.

- Co z nim zrobimy? – zapytałam Jamesa.

- Wiesz, zostawimy go na razie tak jak jest. Później przyjdę z Syriuszem to coś z nim zrobimy - odpowiedział.

- Ok...

- A te weźmiemy ze sobą – wskazał ręką te trzy jednorożce, które przeżyły.

- Hagrid się nimi zajmie. A teraz już chodźmy. To niezbyt miły widok.

Wzięłam z powrotem te dwa młode jednorożce, które położyłam obok na trawie i razem z Jamesem, który też trzymał swojego malucha, wróciłam na lekcję. Profesor Grong czekał na nas zdenerwowany. 

- Potter! Evans! Macie tygodniowy szlaban! Jutro, o dziewiętnastej,  w moim gabinecie! – wrzasnął.

Podeszliśmy do niego trochę bliżej.

- W ogóle skąd macie te jednorożce...?

- To o nich mówiliśmy. Był jeszcze jeden, ale jakieś inne stworzenie musiało je zabić. To dlatego, że zabrał im pan matkę. Profesor Dumbledore się o tym dowie, może być pan tego pewien – rzekł James chłodnym tonem.

Profesor najpierw otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale potem chyba stwierdził, że lepiej będzie jak zamilknie.

Przyznam, że byłam dumna z Jamesa. Potter wydoroślał. Stał się bardziej czuły. Jest w nim jeszcze jednak trochę z dziecka, ale dużo mniej niż wcześniej. Cieszę się że pogodziliśmy się.

I możliwe, że mam malutki dar przepowiadania przyszłości...


***


 Na początku bardzo chciałabym Was przeprosić, że tak długo nic nie pisałam. Notka miała być 3 dni temu ale miałam pewne problemy z komputerem. W ogóle Internet nie chciał mi chodzić. Na szczęście wszystko jest już ok. A wcześniej… lenistwo. Teraz zaczęła się szkoła. Niestety. :( Teraz będę miała trochę mniej czasu wolnego. No cóż, szósta klasa… Testy… Notki powinny się ukazywać 2-3 razy w tygodniu. Od jutra zacznę nadrabiać zaległości na Waszych blogach. Zrobię porządek w linkach. Niedługo też zmienię szablon. Wszystko to zrobię kiedy będę miała więcej czasu. A no i dzięki za wszystkie komcie. Jest ich aż 21!!! To nowy rekord! :) To tyle z mojego gadania. Pozdrowienia dla wszystkich którzy cierpliwie czekali na nową notkę :)