30 marca 2007

Początek czegoś nowego

     Pewna dziewczyna szła jednym z korytarzy Beauxbatons. Właściwie nie wiedziała dokąd zmierza. Wszystko było dla niej tu dziwne. Nie miała pojęcia, po co w ogóle tu przyjechała. Przecież mogła chodzić do Hogwartu, mimo, że mieszkała we Francji. Więc czemu jej rodzice tak nalegali? W Hogwarcie miała przyjaciół, a tutaj nie mogła z nikim znaleźć wspólnego języka. Źle czuła się w tym miejscu, a największym jej problemem była samotność.

- Przepraszam, chyba coś ci upadło - Katie usłyszała głos za sobą.

Odwróciła się, a jej oczom ukazał się przystojny chłopak. Miał długie blond włosy związane z tyłu i ciemne oczy. Szeroko się uśmiechał i sprawiał wrażenie miłej osoby.

- A tak, dzięki - odparła Katie biorąc od niego zgubę.

- Jestem Andrew. A ty?

- Katie - uśmiechnęła się.

- To ty jesteś tą nową dziewczyną z Hogwartu? - spytał.

- Tak...

- Ja też pochodzę z Anglii. Jednak tuż przed szkołą przeprowadziliśmy się do Francji...

- Aha... Ja musiałam wszystko tam zostawić... Przyjaciół... Szkołę...

- Rozumiem... Pewnie ci ciężko...

- Nawet nie wiesz jak bardzo...

- Nie przejmuj się... Na pewno z czasem będzie lepiej...

- Mam nadzieję - posłała mu uśmiech.

- Chyba już pójdę - powiedziała.

- A masz może czas w sobotę?

- Może mam... A co?

- Może byśmy się spotkali? Pokazałbym ci szkołę i okolice...

- No dobrze... To do soboty. Pa! - Katie po raz kolejny się uśmiechnęła.

Wróciła do swojej sypialni, którą dzieliła jeszcze z czterema Francuzkami. Cieszyła się, że poznała tego chłopaka. Wydawał się naprawdę miły. To może być początek czegoś nowego...

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Ann siedziała na parapecie jednego z okien sowiarni. Kochała to miejsce. Zawsze przychodziła tutaj, kiedy chciała pobyć sama i w spokoju wszystko przemyśleć. Właśnie teraz była taka chwila. Nikomu nie powiedziała o pewnym zdarzeniu. Nie chciała... Jeszcze nie... Wolała sama załatwić tę sprawę.

     Po tej całej aferze z Huncwotami, kiedy Peter podsłuchiwał dziewczyny, Lily krzyknęła, że Huncwoci są animagami. Ann postanowiła to wyjaśnić z Remusem. Myślała, że on też... Nie... Remus powiedział jej prawdę. Straszną prawdę... Dowiedziała się, że jej chłopak jest wilkołakiem. A jego przyjaciele stali się animagami, żeby pomagać mu podczas przemiany. Dla Ann był to wielki szok. "Wilkołak? Jak to?" pytała z niedowierzaniem. Remus opowiedział jej jak to się stało. Dziewczyna nie wiedziała, co o tym myśleć. Z jednej strony bardzo go kochała i chciała z nim być, a z drugiej bała się. Nie miała pojęcia, jak groźny jest Remus po przemianie. Ale przecież w czasie pełni przebywa we Wrzeszczącej Chacie z resztą Huncwotów. Gdyby był niebezpieczny dla innych uczniów Dumbledore nie pozwoliłby mu uczyć się w Hogwarcie. A w inne dni, kiedy pełni nie ma... Wszystko jest dobrze. Remus to opiekuńczy, miły, elegancki i inteligentny chłopak. Ann świetnie się przy nim czuła. Nie wiedziała wcześniej o jego niefortunnej przypadłości i żyło im się wspaniale. Dlaczego więc miałoby się to zmienić? Bo raz na miesiąc jej chłopak przeżywa straszne męki? Nie, na pewno nie. Ann wiedziała, że nie może zostawić Remusa. Nie może i nie chce. Zbyt bardzo go kocha, żeby zerwać z nim z tak błahego powodu. Kiedy Remus jej o tym wszystkim powiedział, wyszła bez słowa. Dziewczyna poczuła wyrzuty sumienia. Teraz on mógł myśleć, że Ann go znienawidzi. Musi szybko iść do niego i z nim porozmawiać. Chłopak musi wiedzieć, że jej bardzo na nim zależy, mimo jego przypadłości. Nie ma ona dla niej żadnego znaczenia.

     Ann szybko zeskoczyła z parapetu i szybkim krokiem skierowała się do dormitorium chłopaków z szóstego roku z Gryffindoru. Była zadowolona ze swojej decyzji.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Dorcas wyszła z Pokoju Wspólnego mocno trzaskając portretem Grubej Damy. Była wściekła. Dzisiejszy wieczór chciała spędzić z Syriuszem, a on oświadczył, że ma inne plany. Tak po prostu!

- Dorcas, czekaj! - usłyszała za sobą.

- Czego? - warknęła, patrząc na swojego chłopaka.

- To nie tak jak myślisz... - zaczął.

- Skąd wiesz, co myślę?! Masz inne plany! W porządku! Nie zabronię ci przecież! - krzyknęła dziewczyna i odwróciła się.

Syriusz szybkim ruchem przyciągnął ją do siebie i pocałował.

- Przestań. Miałem inne plany, to fakt. A wiesz jakie? Chciałam cię zabrać do Pokoju Życzeń. A ty nawet nie dałaś mi dojść do słowa - rzekł, patrząc na nią z wyrzutem.

Dorcas spuściła głowę. Było jej głupio.

- I co, uparciuchu? - spytał już nieco czulej.

- Przepraszam - rzekła dziewczyna i wtuliła się w chłopaka.

- Już dobrze... To co? Chcesz iść ze mną do Pokoju Życzeń? - zapytał Syriusz.

- Jasne!

Chłopak objął Dorcas i oboje skierowali się w stronę Pokoju Życzeń.

W końcu znaleźli  się w tym magicznym miejscu. Ściany były czerwone, a po środku stał stół ze świecą i dwa krzesła. Pod ścianą była komoda, dużo poduszek i kwiaty.

- Jak tu pięknie... - wyszeptała Dorcas.

Syriusz tylko się uśmiechnął.

     Usiedli przy stoliku i zjedli romantyczną kolację, rozmawiając o różnych rzeczach. Dorcas czuła się wspaniale. Bardzo kochała tego chłopaka. Nie wyobrażała sobie jak by  było bez niego. Miała nadzieję, że jemu także na niej zależy.

- Dorcas... - zaczął niepewnie.

- Tak?

- Ja... Muszę ci coś powiedzieć....

- Co? Mów.

- Bo ja...

- Tak?

Black wziął głęboki oddech i powiedział, patrząc jej w oczy:

- Ja cię kocham.

Dorcas nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zaskoczył ją. Owszem, wcześniej mówił już, że ją kocha, ale wydawało się, że nie było to szczere. A teraz zabrzmiało tak prawdziwie...

- Ja ciebie też...

Syriusz uśmiechnął się i namiętnie ją pocałował. Dorcas czuła się najszczęśliwszą osobą na świecie.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Siedziałam w bibliotece przy oknie. Miałam świetny widok na boisko do qiudditcha. Drużyna Gryffindoru właśnie odbywała trening. W oczy rzuciła mi się trochę zamazana postać szukającego. Leciał szybko, a jego twarz wyrażała duże skupienie. Wiele myślałam o tym wczorajszym wydarzeniu. Potter, jeśli chce, potrafi być miły i odpowiedzialny. Jednak przeważnie zachowuję się jak dzieciak. Gdyby choć trochę się zmienił... I dorósł. Może mogłabym dać mu szansę? A co jeżeli będzie tak samo jak po Balu Bożonarodzeniowym? Wprawdzie to nie była jego wina, ale i tak cierpiałam. Albo jeśli coś mu się odwidzi i znów zacznie robić z siebie idiotę? Ale każdy zasługuje na drugą szansę... On również. Chyba zgodzę się na to wyjście z nim do Hogsmeade... Nie mam nic do stracenia... Jednak jeśli Potter coś przeskrobie, straci tę szansę. Wszystko zależy od niego.

     Uśmiechnęłam się widząc jak James łapie znicza. Tak, dam mu ostatnią szansę. Jeśli ją zmarnuje, nie będę sobie nim więcej zawracać głowy.

 

***

 

Udało mi się dodać notkę! :D Sami widzicie, że jest ona trochę inna niż wszystkie. Chciałam pokazać też jak wygląda życie przyjaciółek Lily. :) A teraz inne sprawy... Mam popsuty komputer. Tę notkę przepisywałam w kafejce (ale to wyglądać musiało...). Następna chyba za tydzień, pewnie znów będę ją w kafejce pisać. Ech... No cóż... Mam nadzieję, że już niedługo będę mieć sprawny komputer w domu. Przepraszam, że nie poinformowałam wszystkich o notce, ale nie pamiętam wszystkich adresów... :P Poza tym przepraszam za wszystkie błędy, które mogły się pojawić w tej notce. W domu w Wordzie zawsze piszę a tu go nie ma :( A mój blog znów znalazł się w Polecanych :D Dziękuję Wam! :) To tyle. Pozdrawiam wszystkich! :*

16 marca 2007

Strach przed przyszłością

- Lily, wstawaj! Spóźnimy się na lekcje! – krzyczała Dorcas.

Leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam na zegar. Ósma trzydzieści. Natychmiast zerwałam się z łóżka.

- Czemu wcześniej mnie nie obudziłyście? – spytałam.

- Bo same niedawno wstałyśmy. Budzik chyba nie zadzwonił…

- No trudno. Idę pierwsza do łazienki! – powiedziałam.

Po jakiś trzydziestu minutach byłyśmy gotowe. Od razu popędziłyśmy na transmutację. Profesor McGonagall odjęła nam piętnaście punktów za spóźnienie. Mogło być gorzej... Kolejne lekcje zleciały bardzo szybko. I całe szczęście, bo byłam strasznie głodna. Nic dziwnego, w końcu nie jadłam śniadania...

     Po południu, w drodze do Pokoju Wspólnego napotkałyśmy Pottera i Blacka. Rzucali łajnobombami w stronę pierwszaków i kilku starszych uczniów ze Slytherinu. Na korytarzu strasznie śmierdziało. Zobaczywszy nas, chłopaki odwrócili się i najnormalniej w świecie poszli sobie.

- Potter! Black! Nie tak szybko! – zawołałam.

- Lily, daj spokój... – powiedziała Dorcas.

- Nie – mruknęłam.

- Po co to zrobiliście? – spytałam, kiedy doszłam do chłopaków.

- Tak o – odparł Potter.

Posłałam mu wrogie spojrzenie.

- Tak o?! To ja teraz tak o daję wam szlaban. Zadowolony?

- Szlaban? Za co, Evans? – zapytał zły Black.

- Za znęcanie się nad młodszymi. Jutro zgłoście się do profesor McGonagall.

- Lily... No proszę... Musisz dawać nam ten szlaban? – spytał Potter.

- Tak. Może wreszcie się czegoś nauczycie, w co wątpię. A teraz żegnam.

Oddaliłyśmy się od nich.

- Nie powinnaś być taka ostra... – zaczęła Ann.

- A oni nie powinni rzucać w tych Ślizgonów łajnobombami. I proszę was, nie kontynuujmy już tego tematu.

     Dzień przeminął na pisaniu zadań domowych na jutro. A było tego strasznie dużo. Transmutacja, eliksiry, zaklęcia i astronomia. Miałam na niektóre z nich tydzień, ale oczywiście wszystko zostawiłam na ostatnią chwilę.

     Wieczorem, około dwudziestej trzeciej, kiedy Pokój Wspólny już prawie całkowicie opustoszał, a na oknem widoczna była połówka księżyca, ja pisałam jeszcze esej na zaklęcia. Właściwie to już go prawie kończyłam. Po piętnastu minutach wypracowanie było gotowe. Ziewnęłam. Nie wiadomo skąd zaczęłam zastanawiać się nad przyszłością. Kto wie co mnie wtedy czeka?

- Nad czym tak myślisz?

Nagle pojawił się przede mną James. Spojrzałam na niego krótko i odparłam:

- O wszystkim... O dalszym życiu, o tym, co będzie po Hogwarcie... Chyba się tego boję...

- Dlaczego? Przecież masz przyjaciół, rodzinę... – chłopak usiadł obok mnie.

- To nie takie proste, James... Chyba mnie nie rozumiesz...

- To mi to wytłumacz – posłał mi zachęcający uśmiech.

Poczułam, że muszę z kimś o tym porozmawiać. A że akurat z Potterem to już inna sprawa...

- No bo zobacz... Teraz wszystko jest proste i uporządkowane... Uczymy się, bawimy i te de... Ale po Hogwarcie... Już nie będzie tak łatwo. Nie będzie McGonagall, która wlepi szlaban za złe zachowanie, Irytka rzucającego wszędzie łajnobombami, duchów, innych dziwnych stworzeń... A co najważniejsze... Zaczniemy całkiem nowy etap w życiu... Sami będziemy musieli się utrzymać... Oczywiście zawsze można wrócić do rodziców, ale to nie wchodzi w grę. Ja się po prostu boję, James. Boję się, że sobie nie poradzę...

Chłopak wysłuchał mnie uważnie.

- Dobrze wiesz, że nie masz czego się bać. Doskonale sobie ze wszystkim poradzisz – powiedział.

- A ty dobrze wiesz, że wcale tak nie musi być. Ale nie chodzi tylko o to…

- A o co jeszcze?

- Spędziliśmy tutaj już pięć lat. Te dwa kolejna bardzo szybko zlecą... Ja nie chcę opuszczać Hogwartu... To mój drugi dom – w oczach zebrały mi się łzy, których nie zdołałam pohamować.

- Liluś, słoneczko, nie płacz... Czekają nas jeszcze dwa lata w tej szkole. Słyszysz? Dwa lata! To dużo... Nie płacz – James próbował mnie uspokoić.

Przytulił mnie a ja się nie opierałam.

- Ale James... Dwa lata strasznie szybko zlecą... Nie wyobrażam sobie życia bez tego wszystkiego... – jeszcze bardziej się rozpłakałam i wtuliłam w niego.

- Ciii... Wszystko będzie dobrze – mówił James, tuląc mnie mocno.

Bardzo tego potrzebowałam. I nie ważne, że jeszcze niedawno byłam strasznie na niego zła. Ważne było to, że jest przy mnie. Rogacz tulił mnie jeszcze dość długo. Ale mi to nie przeszkadzało... Wręcz przeciwnie.

- Dziękuję – powiedziałam po chwili.

- Za co? – spytał zdziwiony.

- Za to, że jesteś. I że mnie wysłuchałeś.

- Drobiazg. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze.

- Dziękuję – powtórzyłam i uśmiechnęłam się do niego.

James otarł mi łzy z policzków.

Posiedzieliśmy chwilę w milczeniu.

- Lily? Jak tobie w ogóle poszły Sumy? – spytał Rogacz.

- Sumy? A dobrze nawet... Miałam trzy wybitne i dwa powyżej oczekiwań... A najgorzej z wróżbiarstwem, nędzny... A tobie?

- Nie jest źle... Mogłoby być lepiej, ale trudno. Z czego te wybitne miałaś?

- Z zaklęć, eliksirów i transmutacji...

- Ja miałem tylko z transmutacji...

- Nie dziwie się... Jesteś w końcu animagiem... Nikt się jeszcze o tym nie dowiedział?

- Nie. I mam nadzieję, że tak pozostanie.

- Wiesz, że możesz za to nawet w Azkabanie wylądować?

- Nie będzie tak źle... Ale chyba nie zamierzasz się wygadać?

- Nie, pewnie, że nie.

- To dobrze. A... Lily... Ty serio chcesz zostać aurorem?

- Nie wiem... Może... Nic nie mów – dodałam, kiedy zobaczyłam jak otwiera usta, żeby coś powiedzieć.

- Wiem, że to niebezpieczne – dodałam.

- To dobrze... I naprawdę nie sądzę, że to dobry pomysł....

- Trudno. A ty?

- Co ja?

- No kim chcesz być?

- Szczerze mówiąc to nie wiem... Może quidditch... Albo auror... A może coś jeszcze innego... Naprawdę nie wiem, Lily... Jeszcze dużo może się zmienić...

- Właśnie...

- Ale ty nie masz czym się martwić. We wszystkim sobie poradzisz.

- Taa, akurat... Na pewno nie...

- Tak? To powiedz mi w czym nie jesteś dobra.

- No na przykład... Quidditch!

- Ech, no tak. Ty to nawet na miotle boisz się lecieć.

- No widzisz.

- Ale poza tym jesteś wspaniała – uśmiechnął się szeroko.

- Dobra, dobra, nie słodź mi już tak...

- Ale to prawda!

- Taa... A ja jestem królową Anglii...

- W takim razie kłaniam się nisko, o pani – chłopak wstał i skłonił się przede mną.

- James! Nie żartuj! – roześmiałam się.

Rogacz z uśmiechnął się i usiadł koło mnie.

- I co? Humor już lepszy? – zapytał po chwili.

- Tak... Dzięki...

- Zawsze do usług! A... Lily... Mam malutką prośbę...

- Słucham...

- Cofniesz nam szlaban?

- O nie! Musisz ponieść karę... I tyle...

- No Lily, proszę...

- Nie. I się nawet ze mną nie kłóć.

Chłopak zrobił minę zbitego psa. Zrobiło mi się do trochę żal.

- Szlabanu wam nie cofnę, ale poproszę McGonagall, żeby nie dawała wan niczego ciężkiego i wcześniej was wypuściła.

Na twarz Jamesa wpłynął uśmiech.

- Dzięki Lily!

Uśmiechnęłam się.

- Wiesz... Już trochę późno... Chyba już pójdę... – powiedziałam.

- Szkoda... Ale jak chcesz.

Wstałam i skierowałam się w stronę dormitorium.

- Lily?

- Tak? – odwróciłam się w stronę chłopaka.

- W sobotę jest wyjście do Hogsmeade... I... Poszłabyś tam ze mną? – spytał.

Trochę zaskoczyło mnie jego pytanie. Ale przed chwilą było naprawdę fajnie, więc może by mu dać szansę?

- Zastanowię się... Później ci powiem, ok?

- Dobra! – na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Cześć – powiedziałam i weszłam na górę do dormitorium.

- Do zobaczenia, Lily... – rzekł James.

 

***

 

Mam nadzieję, że notka się Wam spodoba. :) Napisałam ją już wcześniej, a że nie mam czasu na pisanie i w miarę pasuje do całości, daję ją teraz. :P A ja oczywiście wszystko na ostatnią chwilę zostawiam i na poniedziałek mam mnóstwo roboty... Ech... No trudno. Pozdrawiam wszystkich! ;)

11 marca 2007

Wielka kłótnia i co po niej

- To co zrobimy? – spytała Dorcas.

- Pójdziemy tam... I... – odparłam.

- Lily, Peter może nic im nie powiedział... – rzekła Ann.

- Wątpię. Chodźmy tam... – skierowałam się w stronę drzwi.

Po chwili stałyśmy wszystkie pod dormitorium Huncwotów.

- Czekajcie – szepnęłam i zaczęłam podsłuchiwać.

Słychać było głos Petera i komentarze innych Huncwotów. Niewątpliwie o wszystkim już wiedzieli. Otworzyłam drzwi od ich dormitorium. Dziewczyny weszły tam za mną.

- Co wy tu robicie? – spytał Syriusz.

Dorcas posłała mu mordercze spojrzenie.

- Pewnie wasz kolega wszystko wam już wygadał... – zaczęłam groźnym tonem.

- Nie wiem, o co ci chodzi – powiedział natychmiast Potter.

- Nie udawaj, Potter! – krzyknęłam.

Huncwoci wymienili spojrzenia. Podeszłam do Petera.

- Musiałeś im wszystko wygadać! Musiałeś! Dlaczego to zrobiłeś?! Nie masz własnego rozumu?! Robisz wszystko, co oni ci powiedzą?!

- Lily, ja... Ja... – zaczął się jąkać.

Odwróciłam się do reszty.

- Kto na to wpadł?

Trójka Huncwotów spojrzała niepewnie na Jamesa.

- Mogłam się domyślić! Potter! I co? Co teraz powiesz? – zawołałam.

- Lily... Przestań... Ty też nie jesteś bez winy!

- Ja?! Czy ja wysyłam którąś ze swoich przyjaciółek, żeby podsłuchiwała, o czym rozmawiasz z Huncwotami?!

- A czy to ja kłamię, że kogoś mam?!

- A czy to ja jestem nachalna, tak jak ty?!

- A czy to ja wściekam się o byle co, tak jak ty?!

- A czy to...

- DOSYĆ!!! Przestańcie! Tak do niczego nie dojdziecie! – zawołała Ann.

Spojrzeliśmy na nią. Miała rację.

- Dobra, to ja może już pójdę... – powiedział Black.

- Ani mi się waż! – krzyknęła Dorcas.

Syriusz zatrzymał się.

- Powiedz mi, dlaczego w tym uczestniczyłeś?! – spytała ze złością.

- Dorcas, proszę, nie bądź zła...

- Jak mam nie być zła?! Nie masz do mnie zaufania! Inaczej nie obchodziło by cię to, o czym gadam z dziewczynami!

- Dorcas, to nie tak...

- A jak?! Może mi to wytłumaczysz?!

- Uspokój się najpierw, to porozmawiamy!

Dorcas zamilkła.

- Ann, chodź stąd, porozmawiamy gdzie indziej – rzekł Remus do swojej dziewczyny.

Wyszli. Peter też się gdzieś ulotnił. Dorcas i Syriusz rozmawiali w miarę spokojnie, jednak dziewczyna czasem podnosiła głos.

- Dlaczego mnie okłamałaś? – zapytał James.

- Widocznie miałam swoje powody – burknęłam.

- Wiesz, że tak się nie robi?

- A wiesz, że się też nie podsłuchuje? Wkurzasz mnie już! Tylko razy ci mówiłam, żebyś dał mi spokój, a ty nadal swoje!

- Ale nie musiałaś mówić, że Tom to twój chłopak!

- Faktycznie, nie musiałam. Ty mnie do tego zmusiłeś! I co? Teraz pewnie jesteś zadowolony, że wpadłeś na genialny pomysł podsłuchiwania! A nie pomyślałeś, że Ann i Dorcas też mają swoje tajemnice, o których Huncwoci nie powinni wiedzieć?!

- Lily! To nie tak!

- A właśnie, że tak! I wiesz co? Jesteś ohydnym egoistą, Potter! Nienawidzę cię! – krzyknęłam i uderzyłam chłopaka w twarz.

- Zostaw mnie w spokoju – powiedziałam twardo i wyszłam z dormitorium.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Przez kilka kolejnych dni Potter się do mnie nie odzywał. Zupełnie mnie ignorował. A kiedy na mnie patrzył... Miał żal w oczach. Czasem myślałam, że może zbyt ostro go potraktowałam... Widać było, że jest mu przykro... Ale nie, nie zamierzam sobie nim zawracać głowy. Dorcas jest wciąż zła na Syriusza, że w tym wszystkim uczestniczył. A Ann i Remus porozmawiali na spokojnie i jest tak jak dawniej. Peter mi się na oczy nie pokazywał. I dobrze, bo chyba bym mu coś zrobiła.

     Po obiedzie poszłam od razu do biblioteki po kilka książek potrzebnych do wypracowania z transmutacji. Powiedziałam pani Pince, czego potrzebuję, a ona poszła po te książki, twierdząc, że narobię jej bałaganu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kilkoro uczniów coś pisało, inni czytali lub uczyli się. Moją uwagę przykuła osoba siedząca przy oknie. James Potter. Był zamyślony i nieobecny. Podpierał głowę ręką. Siedział odwrócony do mnie tyłem. Zdziwiłam się tym niecodziennym widokiem. Potter w bibliotece? Nie dane mi było jednak dłużej się nad tym zastanawiać, gdyż pani Pince wróciła z książkami. Podziękowałam jej i udałam się szybko do dormitorium. Była tam tylko Ann, a po kilkunastu minutach pojawiła się również Dorcas.

- Rozmawiałam z Syriuszem – oświadczyła.

- Pogodziliśmy się! – dodała.

- To świetnie – rzekła Ann.

- Rozmawiałam z nim o Jamesie, Lily... – powiedziała Dorcas.

- Dorcas, cieszę się, że się pogodziłaś z Syriuszem, ale nie chcę słuchać nic o Jamesie – powiedziałam.

Dorcas zignorowała moje słowa i kontynuowała.

- Mówił, że James jest ostatnio strasznie smutny i przygaszony.

- Widziałam go dzisiaj – opowiedziałam im to, co zdarzyło się w bibliotece.

- No widzisz, Lily... Chyba powinnaś z nim porozmawiać... – rzekła Dorcas.

- Co?! Nigdy!

Dziewczyny wymieniły spojrzenia.

- Lily, pomyśl, jak on się czuje... – rzekła Ann.

- On cię kocha – dodała Dorcas.

- Taa... Na pewno...

- Lily, przestań! Naprawdę powinnaś z nim pogadać! Pomyśl jak ty byś się czuła na jego miejscu!

Milczałam.

- Idź do niego... – rzekła Ann.

- Jest sam w dormitorium – dodała Dorcas.

Przyjaciółki zostawiły mnie samą. Świetnie normalnie...

     Zastanowiłam się nad tym wszystkim. Z jednej strony nie powinnam się tym przejmować. James zrobił coś złego, dostał „karę” a teraz jest mu przykro... Tak raczej być powinno. Nie mam go za co przepraszać... Chociaż... Z drugiej strony... Gdybym to ja była na jego miejscu... Wciąż okłamywałam go, ze Tom jest moim chłopakiem. Gdyby ktoś mi wmawiał takie rzeczy tylko po to, żebym się odwaliła to... Na pewno byłoby mi przykro. I miałabym żal do tej osoby... I co ja mam zrobić? Iść do niego, czy nie? A jak tak to co mu powiedzieć? Dobra, pójdę, szybko go przeproszę i wrócę z powrotem.

     Doprowadziłam się do porządku i po paru minutach stałam pod drzwiami dormitorium Huncwotów. Teraz miałam ochotę stamtąd uciec. Nie wiedziałam, co mi odbiło, że tam poszłam. Zapukałam. Usłyszałam ciche „proszę” i weszłam do środka. Chłopak leżał odwrócony do mnie tyłem na łóżku. Tak jakoś dziwnie się poczułam...

- Syriusz, po jaką cholerę pukasz do siebie? – mruknął Potter.

- To nie Syriusz. To ja... – powiedziałam.

James poderwał się z łóżka.

- Lily, co tu robisz? – spytał zaskoczony.

- Przyszłam cię przeprosić... Za to, że cię okłamywałam... – usiadłam obok niego.

James był bardzo zdziwiony.

- Co się stało, że to zrozumiałaś? – spytał.

- Przemyślałam sobie parę rzeczy... Ale wiesz co? Ty też nie powinieneś podsłuchiwać...

- Wiem, ale chciałem wiedzieć, czy z Tomem to prawda... Przepraszam – uśmiechnął się lekko.

- Ja też ostatnio zachowywałam się okropnie... Chociaż ty strasznie się narzucałeś...

- Miałem powody... Zależy mi na tobie Lily...

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie chciałam go znów ranić, ani dawać też zbędnych nadziei.

- Nie powinienem był tego mówić... – powiedział chłopak.

- Ja już pójdę – podniosłam się.

- Lily, czekaj – rzekł chłopak i przytulił mnie lekko.

- James... Puść mnie... – mruknęłam.

- Przepraszam... Trochę mnie poniosło.

- Widzę... Cześć – powiedziałam i wyszłam.

Żeby tylko sobie nic nie pomyślał... Dobra, przeprosiłam go i po sprawie. Nie mam pojęcia, co wydarzy się za jakiś czas. Mam tylko nadzieję, że Potterowi nic głupiego do głowy nie strzeli.

 

***

 

Według mnie to tak notka jest straszna. Może nie cała, ale jej koniec. Wyobrażałam to sobie nieco inaczej... Jestem ciekawa waszych opinii o niej. ;) Przepisywałam ją w wielkiej złości, więc mogły pojawić się jakieś literówki. ;P Pozdro!

4 marca 2007

Podstęp Huncwotów

     Od samego rana miałam zły humor. Nie wiem dlaczego... Możliwe, że powodem były zaczynające się dziś lekcje. A może wczorajszy szlaban z Potterem... Raczej to drugie. Na śniadaniu oczywiście nie obyło się bez jego głupich pytań, czy się z nim umówię. Wkurzał mnie o to bardzo. Nie wiem, co stało się z tym „normalnym” Jamesem Potterem. Chyba utopił się w wodach Morza Północnego... Bo to od tamtych dni jest taki nieznośny.

     Po pewnym czasie do Wielkiej Sali wleciała chmara sów. Jedna z nich podleciała do mnie i do moich przyjaciółek. Dorcas porwała list i zawołała:

- To od Katie!

Rzuciłyśmy się, żeby go przeczytać.

Kochane dziewczyny!

Nawet nie wiecie, jak się za Wami stęskniłam! Strasznie mi was tutaj brakuje. Poznałam mnóstwo nowych osób, ale chyba z nikim nie zaprzyjaźnię się tak jak z Wami. Jest tutaj nieco inaczej niż w Hogwarcie... Co ja mówię?! Wszystko jest inne! Klasy, korytarze... Ale nie to jest najgorsze. Wszyscy chodzą w jakiś dziwnych strojach. Nie wiem, czy tu jeszcze wytrzymam. Miałam nawet ochotę wykraść miotłę ze szkolnego magazynku i przylecieć na niej do Hogwartu. Ale powinnam niedługo przywyknąć do tej inności... Chyba nie mam lepszego wyjścia... A co u Was? Czekam na odpowiedź.

Tęsknię za Wami!

Katie

PS: Pozdrówcie Huncwotów.

- Macie pozdrowienia od Katie – powiedziałam do chłopaków.

- Co pisze? – spytał Potter.

- Nie twoja sprawa – warknęłam.

- Lily! – upomniała mnie Dorcas.

- Co?!

- On tylko pytał.... – powiedziała i podała szczerzącemu się Potterowi list.

No i super. Przyjaciółka zrobiła ze mnie potwora, a z Pottera ofiarę. Ech... Czy na tym świecie nie ma sprawiedliwości?

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Transmutacja. Pierwsza lekcja w tym roku. Profesor McGonagall zaczęła od poinformowania nas, że pojawią się bardzo ważne, ale i trudne rzeczy do zapamiętania, więc trzeba uczyć się na bieżąco. Jakbyśmy sami o tym nie wiedzieli... Zaczęliśmy od powtórki materiału z wcześniejszych lat. Co chwilę jednak dało się słyszeć wybuch śmiech z rogu sali. Potter i Black. Pewnie obmyślali, jaki kawał znowu zrobić. Ale zachowywali się tak głośno, że profesor McGonagall zareagowała:

- Potter! Black! Cisza! Bo inaczej was rozsadzę!

Zamilkli. Ale nie na długo. Co za dzieci z nich...

- Koniec tego dobrego! Potter! Idziesz do Evans, a panna Meadowes przesiada się do pana Blacka. Natychmiast!

Nie, tylko tego jeszcze brakowało. Za jakie grzechy mnie to spotyka?

Potter dosiadł się do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Postanowiłam, że będę go ignorować. Kiedy przepisywaliśmy notatki z tablicy, dostałam liścik od Jamesa.

Nie wiem, co myślę...

Nie wiem, co chcę...

Wiem, tylko tyle, że

Kocham Cię!

 

Lily, kiedy Ty to wreszcie zrozumiesz? Bardzo mi na Tobie zależy... Nie mogę znieść, jak marnujesz się przy tym Tomie... Proszę, daj mi szansę...

Yyy... No dobra, trochę mnie zatkało. Ale tylko trochę. Czy to możliwe, że w ciągu godziny ktoś tak się zmienił? Najpierw stosuje jakieś głupie sztuczki a później takie romantyczne wyznanie? Podejrzane to...

Spojrzałam na niego uważnie. Był spokojny i poważny. Nie wiem kompletnie co o tym myśleć. Nic nie odpiszę. Szczerze mówiąc to nawet nie wiem co.

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Po obiedzie Huncwoci zaproponowali spacer po błoniach, pod pretekstem pięknej, słonecznej pogody i ostatnich chwil wolnych od nauki. Z początku nie chciałam iść, ale dziewczyny mnie przekonały. Obawiałam się tego, co może zrobić Potter. Kto może wiedzieć, co on znowu wymyśli?

     Syriusz i Dorcas szli trzymając się za ręce, Ann i Remus podobnie. Żałowałam, że nie było Katie. W takich sytuacjach jak ta, mogłam z nią rozmawiać, a teraz pozostał mi tylko Peter i James...

     Usiedliśmy pod jednym z drzew. Na dworze było bardzo ciepło. Inni uczniowie, podobnie jak my, korzystali z ostatnich chwil wolności.

- Chodźcie do wody... Jest tak ciepło... – zaproponował Potter.

- Właśnie! Dobry pomysł! – poparł go Syriusz.

- Chyba was pogięło. W ubraniach? – spytałam.

- Ty, Liluś, możesz bez... – rzekł Potter.

- Wypchaj się – mruknęłam.

Potter podszedł do mnie z niepokojącym uśmiechem.

- Nie waż się mnie nawet dotykać – ostrzegłam go.

Chłopak zignorował moje słowa i wziął mnie na ręce.

- Zostaw mnie, ty imbecylu! – krzyczałam.

- Liluś, spokojnie, przecież wiesz, że cię nie skrzywdzę... – powiedział, trzymając mnie mocno.

Wiedziałam, że i tak na nic się zdadzą moje protesty. Tylko nie wiedziałam, po co on mnie gdzieś niesie. Jednak dość szybko się przekonałam. Potter wszedł razem ze mną do jeziora.

- Proszę, nie wrzucaj mnie do wody – powiedziałam.

- A umówisz się ze mną? – spytał szczerząc zęby.

- Nie! – krzyknęłam.

- Trudno... Nie to nie... – rzekł i wrzucił mnie do wody.

Szybko się wynurzyłam. Na szczęście nie było zbyt głęboko. Mokre ubrania przykleiły mi się do ciała.

- Potter! Ty idioto! Mówiłam, żebyś mnie nie wrzucał do wody!

- Lily, no nie bądź zła. Nie chciałaś się ze mną umówić, więc...

- Ty debilu! Nie zapominaj, że mam chłopaka! Daj mi spokój! – krzyknęłam wściekła i wyszłam z wody.

- Lily, co się stało? – spytała Dorcas, gdy zobaczyła mnie w takim stanie.

- Potter – mruknęłam i udałam się jak najszybciej do zamku.

- Lily, czekaj! Przepraszam! – krzyczał za mną Potter, ale ignorowałam to.

Wtedy, na transmutacji już myślałam, że James coś wreszcie zrozumiał, ale najwidoczniej bardzo się myliłam...

 

*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*

 

     Postanowiłam z dziewczynami, że zrobimy sobie dzisiaj babski wieczór. Trzeba skorzystać z tego, że jeszcze nic nie zadali. Na drzwiach wywiesiłyśmy tabliczkę z napisem „Nie przeszkadzać”, Dorcas poprosiła Syriusza, żeby załatwił nam jakieś jedzenie, później przygotowałyśmy do końca resztę rzeczy i zamknęłyśmy się w dormitorium.

- No dobra, to od czego zaczniemy? – spytała Ann.

- Może... Po prostu pogadajmy... Ale wiecie, szczerze – powiedziała Dorcas.

- Dobra. Lily, co z Jamesem? – spytała od razu Ann.

Nie... Nie chciałam za bardzo o tym gadać...

- Nic... Mam go dosyć...

- Co się w ogóle stało nad tym jeziorem? – zapytała Dorcas.

- Wrzucił mnie do wody! I tłumaczył się, że nie chciałam się z nim umówić! A przecież mówiłam mu już tyle razy, że mam chłopaka!

- Nie masz chłopaka... – wtrąciła Dorcas.

- Ale on myśli, że mam...

- No a co na to Tom? – spytała Ann.

- Nic... Powiedział, że mogę robić, co chcę... A poza tym... Potter się strasznie zmienił. Sama to zauważyłaś, Ann. Zobaczcie co dostałam od niego na transmutacji – pokazałam im ten liścik.

- Wow, Lily, nieźle... – powiedziała Dorcas po chwili.

- Ale zobaczcie... Wcześniej zachowuje się jak idiota, później pisze romantyczne listy, a potem wrzuca mnie do jeziora. Czy to jest normalne?

- Być może dla niego tak...

- No właśnie! Dla niego! Ale nie mówmy już o nim...

- No jak chcesz, ale... Coś powinnaś zrobić z Tomem. Wiesz, głupio tak wciąż udawać, że jesteście razem – rzekła Dorcas.

- Pomyślę o tym... A co z wami? Jak Syriusz? I Remus?

Okazało się, że między Ann i Remusem zaczyna coś zgrzytać. Jednak to pewnie chwilowy kryzys... Oby.

- Pokażę wam coś – powiedziała Ann i podeszła do swojego łóżka.

Chwyciła poduszkę a wtedy rozległ się przeraźliwy krzyk.

- Aaaaaaaaaa!!! To szczur!!!

Zwierzątko szybko zerwało się i pobiegło w stronę drzwi, po czym przecisnęło się pod nimi.

- Szczur? – spytałam zaniepokojona.

- Tak! Takie wielki, ohydny... Fuj! I to było na moim łóżku! – zawołała Ann.

- Ja ich zabiję! – krzyknęłam.

- Kogo? – spytała Dorcas.

- Huncwotów! Nie domyślasz się?! Peter jest animagiem! Zamienia się w szczura!

- Czyli... Cholera! Oni wiedzą, o czym rozmawiałyśmy! – zawołała Ann.

- Tak! I Potter dowie się, że ściemniałam o Tomie!

- No to super... I poznają nasze inne tajemnice – dodała Ann.

- Ale nie mamy pewności, że to Peter – powiedziała Dorcas.

- Jestem tego pewna. Huncwoci już nie żyją! – zawołałam.

 

***

 

Szczerze mówiąc, nie jestem z tej notki za bardzo zadowolona... Ale... Mam nadzieję, że się Wam spodoba. ;) Szablon już niedługo zostanie zmieniony. :) Pozdrawiam!