20 września 2010

Przerwa

Powinnam już dawno to napisać, ale nie mogłam się za to zabrać. Naprawdę nie potrafiłam. Ale wiem, że należy się wam wyjaśnienie, co się dzieje z blogiem.

Na razie nowa notka się nie pojawi. Mam za duży bałagan w życiu i nie mam nawet sił ani chęci na zajmowanie się życiem fikcyjnych osób i opisywaniem ich historii. Najpierw muszę się uporać ze swoimi sprawami, a potem będę mogła dalej pisać tutaj. Bo chcę dokończyć to opowiadanie i wiem, że za jakiś czas wrócę do tego. Kiedy, nie mam pojęcia. Ale kiedyś wrócę.

Zauważyłam, że brak jakichkolwiek informacji o blogu, wywołał w niektórych z was rożne emocje... Cóż, dziękuję tym, którzy nie zwątpili. To dla mnie naprawdę dużo znaczy. 

Nazwijcie to, jak chcecie, ale dla mnie to jest po prostu przerwa w pisaniu. Także... Do następnego razu. ;)

13 lipca 2010

Wszystko stracone czy też nie?

           Siedząc samotnie w kuchni mogłam zastanowić się nad słowami Syriusza. On i Dorcas byli najwyraźniej zbyt zajęci sobą, by zauważyć moją przedłużającą się nieobecność. Mogli mówić, co chcieli, ale ja i tak wiedziałam, że w końcu znowu się zejdą. Prędzej czy później tak się stanie.
            Od razu przypomniało mi się, jak Dorcas, Ann i nawet Katie, która wciąż przebywała we Francji, powtarzały mi to samo. Były przekonane, że ja i James będziemy razem tak czy inaczej. Pewnie tak by się stało, gdybym we właściwym momencie użyła mózgu i uzmysłowiła sobie prawdę. Ale teraz wszystko się skończyło. Nie sądziłam, że po powrocie ze szkoły cokolwiek się zmieni. Mogłabym do niego napisać, tak. Ale co by to dało? Czekało mnie wtedy ośmieszenie i rozczarowanie. Byłam prawie pewna, że gdyby on zmienił zdanie co do mnie, odezwałby się. Potter nigdy wcześniej nie był na mnie zły przez taki długi czas. A skoro wciąż milczał, oznaczało to, że już dawno skreślił wszystko, co ze mną związane.
            Jednocześnie wciąż analizowałam to, co chwilę wcześniej mówił Syriusz. Wyraźnie coś sugerował. Ale jak to Huncwot, nie mógł być bezpośredni, tylko musiał kręcić. Nieważne zresztą. Mógłby mówić wprost, a nie… Trudno, cokolwiek miał na myśli, nic mnie to nie obchodzi.
            Zza drzwi wychyliła się Dorcas, po czym spytała cicho:
- Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli sobie na chwile wyjdziemy? Na jakieś pół godziny, a potem do ciebie wracamy.

30 czerwca 2010

"Ty i James! Ale się dobraliście..."


- Tylko nie pisz, że ja też przyjadę. – James ostrzegł Syriusza, kiedy ten pisał list do Lily.
- A to niby czemu?
- Wolę, żeby miała niespodziankę – mruknął James.
Syriusz pokręcił głową, ale zastosował się do prośby Jamesa.
Tymczasem Rogacz znowu się rozmarzył. Wiedział, że nie powinien się zachowywać tak, jakby już odzyskał Lily. W głębi duszy czuł, że wszystko może pójść nie tak. Ale odrzucał od siebie tę myśl i nastawiał się na pełen sukces. Odkąd tylko postanowił, że do niej jedzie, dobry humor go nie opuszczał. Był pewien, że podjął właściwą decyzję. Bał się jedynie, że ona będzie na niego wściekła i trzaśnie mu drzwiami przed nosem.
- Się dziewczyna zdziwi, jak cię zobaczy… - powiedział Syriusz.
Black nie miał pojęcia, jak Evans mogłaby zareagować na wizytę Pottera. Podejrzewał, że się ucieszy, ale który chłopak tak naprawdę umiałby przewidzieć reakcję dziewczyny? Miał nadzieję, że jego kumpel się nie zawiedzie, bo wreszcie zaczął zachowywać się normalnie. I wołał, żeby tak pozostało.
Co te dziewczyny potrafią zrobić z człowiekiem, pomyślał Łapa. I od razu przypomniał sobie o Dorcas, o tym, że ją niedługo zobaczy. Nie oszalał na jej punkcie tak jak James na punkcie Lily, ale zależało mu na niej. Stało się to, co się stało, rozstali się, ale nigdy o niej całkowicie nie zapomniał, chociaż tego nie pokazywał.
- To o której jutro? - spytał James z entuzjazmem.
- Chyba kolo dziesiątej będzie akurat. Idziemy zagrać w quidditcha?
- Zaraz do ciebie dołączę – odparł.

21 czerwca 2010

Tęsknota


Przebudziłam się gwałtownie i od razu usiadłam. Oddychałam szybko, jakbym właśnie przebiegła kilka kilometrów. Nie pamiętałam, co mnie obudziło, widocznie był to jakiś sen, który już zdążył się ulotnić z mojej głowy. Za oknem było ciemno, trwała jeszcze noc. Niespodziewanie Dott wskoczyła na moje kolana. Kochana kotka, ona zawsze wiedziała, kiedy jej potrzebuję.  Zaczęłam gładzić ją po pyszczku i natychmiast wróciły do mnie wspomnienia z dnia, w którym ją dostałam. Dott była prezentem od Jamesa…
Twarz chłopaka od razu stanęła mi przed oczami. Jego uśmiech, orzechowe oczy, rozwichrzone włosy. Tęskniłam za nim bardzo. Byłam wściekła na siebie, że przez moje niezdecydowanie i ociąganie się zmarnowałam szansę na… No właśnie, na co? Na związek? Tak, dokładnie. Teraz już wiedziałam, że do Jamesa czuję o wiele więcej niż do zwykłego przyjaciela. On był zawsze przy mnie, nawet gdy tego nie chciałam. Na każdych wakacjach dostawałam od niego listy, z wyjątkiem tych. Byłam tak bardzo przyzwyczajona do jego obecności, że dopiero teraz, kiedy zniknął z mojego życia, odczułam jego stratę. Nie wiedziałam, co mogłabym zrobić, żeby ta sytuacja uległa zmianie. List? Nie. Niby co miałam mu napisać? Nie potrafiłam nawet w głowie ubrać w słowa tego, co chciałam mu powiedzieć. Zresztą, on na pewno nie chciał o mnie słyszeć.
Dott miauknęła przeciągle i zeskoczył z łóżka. Widocznie zaczęło jej już być niewygodnie. Uznałam, że najwyższa pora ponownie iść spać. Gdy jednak tak leżałam, wciąż myślałam o Jamesie i o tym, jak byłoby cudownie, gdybym mogła się do niego przytulić… 

17 maja 2010

Pokój czarownicy


Kiedy Syriusz odjechał, nie pozostało mi już nic innego jak tylko wrócić do domu. Dobrze zrobiła mi jego wizyta. Łapa potrafił zawsze poprawić humor, był zdecydowanie oddanym przyjacielem. Nawet nie spodziewałam się, że tu przyjedzie. Cóż, po nim można wszystkiego oczekiwać, w końcu jest jednym z Huncwotów.
            Ojciec siedział w fotelu i chyba oglądał telewizję. Wyraz jego twarzy wskazywał jednak na to, że był głęboko zamyślony i pewnie nie zwracał nawet uwagi na to, co mówili dziennikarze w jakimś programie publicystycznym. Petunia natomiast siedziała w kuchni i czytała jakąś gazetę. Nie zawahała się jednak obrzucić mnie nienawistnym spojrzeniem, kiedy przechodziłam obok.
            Dopiero znalazłszy się w swoim pokoju, poczułam się spokojnie. Tam na dole panowała nieprzyjemna atmosfera. Usiadłam na łóżku, a na moich kolanach od razu znalazła się Dott. Jej plamki były w kolorze ciemnoniebieskim – tym samym okazywała swoje zmartwienie. Niezwykła kotka, zawsze wiedziała, kiedy coś było nie tak.
            Z kufra leżącego na podłodze wystawał róg jakiejś książki. Z ciekawości sięgnęłam po nią. Wiedziałam, że jeśli się czymś nie zajmę, zacznę rozmyślać o wszystkich możliwych zakończeniach pobytu mojej mamy w szpitalu, od tych najgorszych zaczynając. Przeglądnęłam więc szybko podręcznik do eliksirów, po czym odłożyłam go na bok, gdyż nie było w nim już nic, czego bym nie wiedziała.
- Lily, chodź tu na dół! Ktoś do ciebie! – usłyszałam krzyk ojca.
Kto to znowu mógł być? Sporo tych odwiedzin dzisiaj…
Po chwili byłam już w salonie i witałam się z Tomem, który wyglądał na rozgniewanego.
- Cześć. Sorry, że tak bez uprzedzenia, ale jest coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział cicho, żeby nikt inny z domowników tego nie usłyszał.
- To chodźmy może na spacer, okej? – zaproponowałam.
- Lily, spójrz za okno. Naprawdę chcesz spacerować przy takiej pogodzie? – zapytał, wskazując na najbliższą szybę.
- Oj, nie wiedziałam, że pada – przyznałam, kiedy na zewnątrz zauważyłam ulewę.
Potem dostrzegłam także, że Tom ma wilgotne włosy.
- W takim razie chodźmy na górę do mojego pokoju – powiedziałam.

18 kwietnia 2010

"Trochę Hogwartu"

            Na podłodze w kuchni klęczało dwóch funkcjonariuszy, którzy pochylali się nad leżącą między nimi postacią. Podeszłam bliżej,  mimo że bałam się tego, co mogłam zobaczyć. Za nimi stał mój tata, który przytulał do siebie Petunię. Przeczuwałam już, kogo mogę zobaczyć na ziemi. Jednak dopiero gdy zobaczyłam to na własne oczy, dotarła do mnie smutna prawda. Na posadzce widniała duża plama krwi, która wypływała z rany na głowie mojej mamy. A ona leżała nieprzytomna i bezwładna…
- Co się stało? – zapytałam od razu, podchodząc do ojca.
- Lily, dobrze, że przyszłaś. Usłyszeliśmy trzask i od razu tu przybiegliśmy…
- To wszystko twoja wina! – wykrzyknęła Petunia. – Gdybyś od razu kupiła tę cholerną mąkę, to nic by się nie stało!
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. O co jej chodziło?
- Petunio, nie mów takich rzeczy. To niczyja wina… Mama spadła ze stołka, szukała czegoś w szafkach… - Widać było, że starał się zachować normalny wyraz twarzy, jednak wargi mu drżały.
- Szukała mąki, której ona zapomniała kupić! Właśnie tam trzymamy wszystkie zapasy!
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Cała ta sytuacja była dla mnie szokiem, a teraz jeszcze te oskarżenia…
- Musimy zabrać ją do szpitala. Wygląda na to, że miała wstrząs mózgu, do tego ta rana… Jeśli państwo chcą, proszę pojechać za nami. Tutaj już niewiele możemy zrobić – odezwał się jeden z lekarzy.
Przenieśli mamę na nosze, po czym zaczęli ją wyprowadzać z domu. Miała na głowie opatrunek, a także usztywniony kręgosłup szyjny. Wciąż była nieprzytomna.
Petunia wybiegła za nimi prosto do naszego samochodu. Zdążyła rzucić mi wcześniej nienawistne spojrzenie. Tata objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę wyjścia. Na jego twarzy odbijało się zmartwienie i smutek, które starał się zatuszować.  
- Nie przejmuj się tym, co ona mówi. Wiesz, jaka jest – powiedział jeszcze zanim wyszliśmy z domu. Pokiwałam głową, jednak jego słowa wcale mnie nie przekonały.
            W szpitalu nikt nie chciał udzielić nam żadnych informacji. Twierdzili, że czkają na wyniki badań, że mamy być cierpliwi. Łatwo mówić! Moja siostra nie powiedziała ani słowa odkąd wsiedliśmy do auta. Ja zaczęłam myśleć o tym wszystkim i poczułam się winna, dokładnie tak, jak twierdziła Petunia.
Siedzieliśmy w szpitalu jeszcze długo. Dopiero po godzinie wyszedł jeden z lekarzy i oznajmił tyle, ile zdążył się dowiedzieć. Mam dostała środki nasenne, żeby się nie męczyła. Stwierdzono poważny wstrząs mózgu. Zauważono też drobne krwiaki, które na razie nie są groźne, o ile nie będą się powiększać. Lekarz mówi, że trzeba czekać. Twierdzi, że jej stan nie jest poważny, rokowania są dobre. To nas uspokoiło.
Wróciwszy do domu, od razu udałam się do swojego pokoju. Nie miałam ochoty patrzeć na smutek ojca i na wściekłą na mnie Petunię. Nie odzywała się, ale wiedziałam, że o wszystko obwinia mnie.
Może miała rację? Gdyby nie moje roztargnienie, od razu kupiłabym wszystko, co potrzeba i wtedy nic by się nie stało. Czy aby na pewno? Nie wiadomo, czego mama szukała w tej szafce, nie wiadomo, czy stołek się nie przewrócił, nic nie wiadomo.
Przysunęłam swoje krzesło do okna i usidłam, wpatrując się w pustą ulicę na zewnątrz. Słońce już zachodziło, zapadał zmierzch. Ani jedna łza mi jeszcze dzisiaj nie popłynęła, a przecież powód do tego był i to duży. Chyba wciąż nie dotarło do mnie, że moja mama leży w szpitalu. Wiedziałam, że coś się stało, ale wydawało się to dotyczyć kogoś innego.
Brązowa sowa usiadła na parapecie i zastukała w szybę. Od razu wiedziałam, że to list od Dorcas. Wpuściłam stworzenie do środka, a sówka usiadła na biurku i ani myślała się ruszyć. Uznałam, że muszę jej od razu odpisać, także to zrobiłam. Później napisałam jeszcze do Syriusza. Może to dziwne, ale od razu o nim pomyślałam. To właśnie do niego chciałam się zwrócić w tej sytuacji. 
            Miałam już dość tego dnia. Jedyne, czego chciałam, to tego, żeby się już skończył. Udałam się do łóżka, nawet się nie przebierając. Wszystko stało się już obojętne.

***

            Syriusz wyszedł z domu, by poszukać Jamesa, który nie wrócił na noc z imprezy. Jego rodzice bardzo się martwili, a szczególnie matka. Black miał nadzieję, że nie będzie musiał odwiedzać domów dziewczyn z okolicy, aby sprawdzić, czy nie ma tam jego kumpla. Zajrzał do klubu – nic. Był także w kilku sklepach i pytał, czy tam nikt go nie widział. Żadnych wskazówek. Zrezygnowany dotarł jeszcze do pobliskiego parku, choć właściwie sam nie wiedział, po co.
            Jakie było jego zdziwienie, kiedy na jednej z ławek zobaczył swojego kumpla w półleżącej pozycji.
- Siema, stary, jak impreza? Twoi rodzice wychodzą z siebie z nerwów, ale mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku – mruknął ironicznie Black, siadając obok.
Potter otworzył powoli oczy i rzucił mu wściekłe spojrzenie.
- Dzięki, wszystko gra, oprócz tego że głowę mi rozsadza.
- Siedziałeś tu całą noc?
- Prawie całą. Nie pamiętam. Koło drugiej chyba stamtąd wyszedłem…
- No, super. Teraz lepiej się rusz, bo twoja mama zaraz pewnie wyśle polację za tobą.
- Chyba policję – mruknął Potter, który przez kilka lat uczęszczał na mugoloznawstwo, więc sporo o nich wiedział.
- Może być.
Ruszyli w stronę domu, mimo wielu narzekań Jamesa. Chłopak miał ogromnego kaca i jak przez mgłę pamiętał poprzedni wieczór i noc.
Można było przewidzieć, jak zareagują rodzice chłopaka na jego powrót. Pani Potter wyściskała syna tak mocno, jak to tylko możliwe i nawet nie skrzywiła się, kiedy poczuła od niego zapach alkoholu. Pan Potter natomiast zmierzył go krzywo i zagroził, że porozmawiają, kiedy dojdzie do siebie.
            Rogacz dotarł do swojego pokoju i rzucił się na łóżko. Leżał przodem do poduszki, toteż Syriusz dokładnie nie zrozumiał, co on do niego mówił.
- Mógłbyś powtórzyć? – zapytał niecierpliwie.
- Mówiłem, że dobrze, że mnie tu zabrałeś, bo miałem już dosyć siedzenia tam – wykrztusił i ponownie opadł na posłanie.
- Nie ma sprawy. A w ogóle czemu tam byłeś? Impreza nieudana?
- Udana, udana – mruknął, kiedy w końcu usiadł.
- Tylko?
- Tylko te laski jakieś napalone. Szczególnie jedna, taka ruda, cholernie podobna do tej… - W porę ugryzł się w język i nie wymówił jej imienia. – Wkurzyłem się i wyszedłem, tyle. I wylądowałem w parku.
- Myślałem, że lubisz, jak dziewczyny są napalone – zaśmiał się Syriusz.
- Taa, pewnie, ale bez przesady. Ej, cholera, wpuść tę sową do środka bo zaraz mi głowa pęknie.
Syriusz w tej samej chwili spostrzegł, że na parapecie siedzi duży ptak z listem przywiązanym do nóżki. Zabrał kopertę, a sowa natychmiast odleciała.
Drogi Syriuszu,
Wiem, że miałam się odezwać wcześniej, ale tak naprawdę nie wydarzyło się nic wartego uwagi. Chyba wolałabym być teraz w Hogwarcie, tutaj już nie czuję się jak w domu.
Mama miała wypadek w domu. Teraz leży w szpitalu. Lekarze mówią, że z tego wyjdzie, że nie jest to aż taka poważna sytuacje, jednak nie mogę przestać się martwić. Nie umiem się znaleźć w tym domu, od samego początku wakacji dziwnie się czułam, a teraz jest jeszcze gorzej. No i jest jeszcze Petunia, ale pewnie możesz sobie wyobrazić, co ona wyprawia.
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Wydarzyło się coś ciekawego? Zresztą, pewnie tak, u Ciebie zawsze się coś dzieje.
Uściski.
Lily.

Black od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Zamyślił się; rozważał, co powinien zrobić.
- Hej, a ty co? Jakiś list miłosny? Hahaha – Potter wybuchnął śmiechem.
- Nie, to od Lily – mruknął Syriusz.
Te kilka słów wystarczyło, żeby James się zamknął. Zasępił się, mimo że starał się nie pokazać, że miało to dla niego jakieś znaczenie.

Syriusz w mgnieniu oka podjął decyzję. I tak czekał go nudny dzień w domu, wolał więc spędzić ten czas z  Lily. Pożegnał się szybko z państwem Potter, obiecał, że wróci na noc i wsiadł do Błędnego Rycerza, po czym pojechał prosto pod dom Evans.

***

            Dzień rozpoczął się bardzo nietypowo. Nie było tradycyjnego już wołania mnie przez mamę na śniadanie. Wstałam późno, ubrałam się i powoli zeszłam na dół. Tata pojechał do szpitala, a Petunia została i czytała coś w salonie. Nie odezwała się do mnie ani słowem, chociaż nie musiała, i tak wiedziałam, co miała na myśli. Wzięłam kromkę chleba z dżemem i ruszyłam do swojego pokoju.
            Kilkanaście minut później rozległ się krzyk mojej siostry.
- Lily! Ktoś do ciebie!
Zdziwiłam się strasznie, bo przecież nikogo się nie spodziewałam. Co prawda, Tom obiecał, że wpadnie, ale nie myślałam, że na serio to zrobi.
Po chwili znalazłam się na dole. Przeżyłam szok, kiedy zauważyłam swoją siostrę bajerowaną przez Syriusza.
- Syriusz? Co ty tu robisz?
- Przyjechałem w odwiedziny, a co, nie mogę? – zapytał, kiedy już się do niego tuliłam.
- Pewnie, że możesz… Jej, jak fajnie. Chociaż trochę Hogwartu tutaj – uśmiechnęłam się.
Petunia stała z boku i przyglądała mi się krzywo. Pewnie była wściekła, że Syriusz przestał się nią zajmować, odkąd weszłam do pokoju.
- Dostałem twój list i stwierdziłem, że mogę przyjechać. Idziemy gdzieś? – zapytał.
- Jasne, chodź.
Wybiegliśmy czym prędzej z domu i poszliśmy na pobliski plan zabaw. Zajęliśmy dwie wolne huśtawki, na szczęście dookoła nie było żadnych dzieci.
- To mów, co się stało – powiedział chłopak.
Streściłam mu w skrócie zdarzenia poprzedniego dnia. Wspomniałam też o oskarżeniach Petunii.
- Powariowałaś? To nie jest twoja wina, nawet tak nie myśl. To mogło się stać o każdej porze, nie masz powodu, żeby się obwiniać.
- Ale gdybym kupiła tę mąkę od razu, to mama by jej nie szukała.
- Nie wiesz nawet czy szukała akurat tego. Lily, to naprawdę nie jest twoja wina. Mówię ci to jako obserwator z zewnątrz – uśmiechnął się.
- Tak, pewnie. Mam nadzieję, że jej stan szybko się poprawi. Tata teraz u niej jest, później się dowiem co i jak.
- Ja za parę godzin będę wracał, bo nie chcę dodatkowo martwić Potterów, po tym co ich kochany synek ostatnio zrobił.
Cisnęło mi się na język pytanie „Co zrobił?”, nie wypowiedziałam go jednak. Zacisnęłam wargi i wymruczałam:
- W porządku.
Chłopak przez chwilę patrzył na mnie z uniesionymi brwiami, po czym zapytał:
- Nic nie zrobisz, nie?
- Co mam zrobić?
- Odezwać się do niego! Od końca roku szkolnego on nie jest sobą, zachowuje się jak idiota.
- Po co mi to mówisz? Nie obchodzi mnie już nic, co z nim związane, wszystko się skończyło – skłamałam.
- Jasne, bo ci jeszcze uwierzę. Pogodzilibyście się, a nie…
- Daj spokój, Syriusz, po co o tym gadać? Lepiej mów, co u ciebie.
Porzuciliśmy ten nieprzyjemny temat. Rozmowa z Syriuszem poprawiła mi humor, mimo że były to różne niedorzeczne i niemądre, jednak śmieszne słowa. Black miał w sobie dobrą energię, którą przekazywał ludziom dookoła.
            Trzy godziny później Syriusz uznał, że czas wracać. Obiecał, że wpadnie znowu za kilka dni, a ja przyrzekłam, że będę pisać. Machnął różdżką, a po chwili zjawił się przed nami Błędny Rycerz. Chłopak wsiadł do środka i pomachał mi jeszcze raz. Mrugnęłam a oni natychmiast zniknęli.
            Nie miałam jednak pojęcia, że tę sytuację widział ktoś jeszcze.

***

Ta notka jest masakryczna, nie podoba mi się kompletnie. Cały czas powtarzałam sobie, że muszę ją dziś dodać. A pisanie na siłę nie jest dobre. I w dodatku każdy kolejny ponaglający komentarz zniechęcał mnie jeszcze bardziej. I oto co z tego wyszło. Wstępnie miała być o wiele dłuższa, w trakcie pisania wyrzuciłam jednak niepotrzebne fragmenty.
Postaram się następną dodać na początku maja.

11 kwietnia 2010

Piąta rocznica.

Dzisiaj Pamiętnik rudowłosej miłości Rogacza obchodzi piąte urodziny. :)

Planowałam z tej okazji dodać notkę dłuższą niż zwykle. Miałam ją napisać w ten weekend. Wczorajsza tragedia sprawiła jednak, że nie byłam w stanie zrobić niczego.
Mimo że polityką się nie interesuję, wstrząsnęła mną wiadomość, że tak wiele najważniejszych osób w państwie nie żyje. Każdy przeżywa żałobę inaczej, ja spędziłam ten weekend z rodziną przed telewizorem, czekając na nowe informacje.

Jubileuszowa notka pojawi się więc 18 kwietnia. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Przyznaję też, że nie potrafię teraz całkowicie cieszyć się z blogowych urodzin. To, co się wydarzyło, jest po prostu straszne.
No ale, w sumie jest się z czego cieszyć. :) 5 lat z historią Lily, z Wami. Nie wiem, jak by to teraz było bez tego bloga, jego istnienie jest dla mnie tak samo oczywiste, jak to, że 2 dodać 2 to 4.
Teraz niestety notki pojawiają się rzadziej. Tylko w weekendy mam czas, żeby cokolwiek napisać i to też nie zawsze. Cieszę się, że i tak nie zraziliście się do tej historii i nadal odwiedzacie bloga.
Mogłabym pisać dalej i dalej, ale tylko powtórzyłabym to samo, co mówiłam w czasie poprzednich rocznic. Dziękuję Wam za wszystko – to dzięki Wam blog nadal istnieje.

Zrezygnowałam z informowania o nowych notkach. Zajmuje mi to sporo czasu, a jego jest coraz mniej. Zmieniłam też numer GG, stary jest już nieaktualny. Znajdziecie mnie teraz tu: 22332454. Informację o nowej notce zawsze zamieszczę w opisie, także jeśli chcecie, dodajcie ten numer do kontaktów.
Teraz mam okazję się przekonać, ile osób wchodzi tutaj z własnej woli. ;>
I na koniec małe podsumowanie:
Odwiedzin na blogu (w chwili obecnej): 860508
Komentarzy:8028
Liczba notek: 165

No, kończę. Jeszcze raz chciałam Wam podziękować. Mam nadzieję, że blog wytrzyma jeszcze długo… ;)

21 marca 2010

Monotonia

Powrót do domu stał się pewnego rodzaju wybawieniem od rozmyślania o smutnym zakończeniu roku szkolnego.  Rodzice zaangażowali mnie do pomocy przy urządzaniu naszego nowego domu. Okazało się, że miesiąc temu kupili małą posiadłość przy brzegu Morza Północnego. Nic mi nie mówili, chcąc zrobić mi niespodziankę. Teraz całe dnie spędzaliśmy, kupując potrzebne akcesoria. Rodzice chcieli mieć drugi, letni domek, w którym mogliby spędzać urlopy. Mimo że Morze Północne nie należało do najcieplejszych, zawsze miło było odpoczywać, słuchając szumu fal, a wieczorami spacerować po plaży, oglądając zachody Słońca. Planowaliśmy spędzić tam ostatni miesiąc wakacji, a do tej pory trzeba było wszystko urządzić.
            W ciągu dnia nie miałam więc za wiele czasu, by dłużej pomyśleć o czymkolwiek. Wieczorami jednak, kiedy wracałam do swojego pokoju, myśli wcześniej przykryte przez inne zajęcia, wypływały na zewnątrz. Wciąż miałam przed oczami ostatnie, pełne złości spojrzenie, którym James obdarzył mnie na dworcu. Poza tym dokładnie pamiętałam tę kłótnię, która wszystko zniszczyła. Mimo że zdawałam sobie sprawę, że ponoszę dużą odpowiedzialność za obecną sytuację, nie potrafiłam znaleźć sposobu, by coś na to zaradzić. Tak, owszem, mogłam do niego napisać i spróbować przeprosić, jednak pomysł ten wydawał mi się niemożliwy. Nie umiałabym się zdobyć na napisanie czegokolwiek do niego. Wątpiłam też, czy odniosłoby to jakiś skutek, bo byłam całkowicie przekonana, że Potter jest na mnie wściekły i najprawdopodobniej nie chce nawet o mnie słyszeć. Nie winiłam go za nic, należało mi się to.
            W głębi duszy ciągle czułam pustkę, która nie pozwala mi zachowywać się normalnie. Wiedziałam, że muszę się nauczyć z tym żyć, bo prędko się to nie zmieni, o ile zmieni się w ogóle.

***

Rodzice Jamesa bardzo odczuli powrót ich syna i jego przyjaciela do domu. Młody Potter postanowił sobie poszaleć i zaczął nadużywać magii. Poza Hogwartem było to zakazane i już w trzecim dniu wakacji Ministerstwo Magii listownie mu o tym przypomniało. Syriusz na początku nie był skory do eksperymentów, ale w końcu uległ i raz czy dwa pomógł Jamesowi przy wymyślaniu śmiesznych, ich zdaniem, przyrządów lub też udoskonalaniu już istniejących. Tym oto sposobem tata Jamesa umył zęby szczoteczką, która pogryzła mu dziąsła, a mama nie była w stanie przegotować niczego do jedzenia, gdyż wszystkie naczynia od razu wymykały się z rąk i tłukły.
            Państwo Potterowie wiedzieli, że stało się coś ważnego, coś, co tak bardzo wpłynęło na Jamesa. Próbowali przemówić mu do rozsądku, ale nie dawało to żadnych efektów. Mieli nadzieję, że wkrótce to minie.
            James tymczasem świetnie się bawił i ani myślał przestać.
- Wieczorem jest podobno jakaś impreza w klubie niedaleko stąd. Mają być niezłe laski. Idziemy, nie? – rzucił James, wchodząc do pokoju, w którym znajdował się Syriusz.
Black podniósł na niego wzrok znad magazynu o motorach i uniósł brwi ze zdziwienia.
- A ciebie co tak wzięło na imprezowanie? Na ubiegłym wakacjach to ciężko cię było z domu czasem wyciągnąć.
 - A teraz mam ochotę poszaleć. No dawaj, idziemy. Wyrwiemy sobie jakieś dziewczyny, w końcu trzeba korzystać z życia! – Potter podszedł do szafy i po chwili wyciągnął z niej ostatnią czystą koszulkę. Pomyślał, że przydałoby się zrobić pranie, ale zaraz potem o tym zapomniał.
- A Lily? – zapytał nagle Syriusz. Od czasu powrotu do domu nie poruszył tego tematu, a teraz uznał, że to odpowiedni moment.
-  Jaka Lily? – zdziwił się Potter.
- Co, już tak łatwo zapomniałeś?
- Nie mam pojęcia, o jakiej Lily mówisz. Wyluzuj się trochę, a nie tak przeżywasz wszystko. Co się z tobą stało?
Zabawne, pomyślał Syriusz. Jakiś czas temu to on mówił to samo do Jamesa. Czyżby role się odwróciły?
- Raczej co z tobą się stało? Fajnie, że chcesz się bawić i korzystać z życia, ale do cholery, ileż można? Nie wiem czy zauważyłeś, ale twoi rodzice mają ochotę wywalić nas z domu za te głupie żarty.
James uśmiechnął się ironicznie i wzruszył ramionami.
- Jakoś przeżyją – mruknął. – A ty przestań zrzędzić, bo to się robi już nudne.
- Jasne… - zironizował Łapa.  – Wiesz co, jak chcesz to sobie idź na tę imprezę, ja posiedzę tutaj.
- No i dobrze, więcej dziewczyn dla mnie! – to powiedziawszy, James wyszedł z pokoju, przerzucając koszulkę przez ramię.
Syriusz pokręcił głową i ze złością zamknął czasopismo. Jego najlepszy przyjaciel zmienił się i to bardzo. Co prawda, kiedyś cieszyłoby go takie wyluzowane podejście do życia, ale teraz wiedział, że to tylko przykrywka prawdziwych uczuć. Westchnął i pożałował, że on i Evans do tej pory nie mogli się dogadać – wtedy wszystko byłoby prostsze.

***

            Powoli zaczęła mnie ogarniać monotonia. Każdy dzień tylko nieznacznie różnił się od poprzedniego. Nie zdziwiłabym się, gdyby całe wakacje miały tak wyglądać, z tym wyjątkiem, że w sierpniu siedziałabym nad morzem.
            Westchnęłam i głośno zamknęłam album ze zdjęciami, który przeglądałam. Miło było cofnąć się na chwilę do wspomnień. Miałam pełno fotografii z Hogwartu i teraz zaczynałam tęsknić za tymi latami nauki. Został mi tylko rok w szkole magii, a potem trzeba będzie rozpocząć samodzielne, dorosłe życie. Nagle Dott skoczyła na łóżko obok mnie, przez co trochę oprzytomniałam. Rodzice byli zaskoczeni magicznymi zdolnościami mojego kota, kiedy zobaczyli zmiany kolorów sierści, ale szybko polubili mojego zwierzaka. Za to Petunia znienawidziła Dott od pierwszego wejrzenia, zresztą z wzajemnością. Musiałam bardzo uważać, żeby kotka nie wybiegła z domu. Kto wie, co pomyśleliby sąsiedzi, gdyby zobaczyli czerwonego kota biegającego po podwórku?
- Lily, czy możesz pójść do sklepu? – usłyszałam wołanie mamy z dołu.
Od razu zeszłam po schodach, gdyż każda perspektywa małej zmiany w standardowym rozkładzie dnia była kusząca. Dostałam listę rzeczy do kupienia i trochę pieniędzy, po czym wyszłam powoli z domu. Chciałam jak najdłużej przebywać poza domem.
Zakupy zajęły mi o wiele mniej czasu niż przewidziałam, toteż byłam trochę zawiedziona wracając. Kiedy byłam już przy bramie od domu, usłyszałam krzyk, jakby ktoś wołał moje imię. Odwróciłam się i na początku nie potrafiłam uwierzyć własnym oczom.
- Lily! To naprawdę ty? Jeju, całe wieki cię nie widziałem! – zawołał chłopak, podbiegając do mnie.
Chwilę później byłam już ściskana przez Toma, mojego sąsiada, którego poznałam podczas ubiegłych wakacji.
- Gdzie ty się podziewałaś, co? Pojechałaś do tej swojej szkoły i nie dawałaś żadnych śladów życia – powiedział, kiedy w końcu mnie puścił.
- Długo by mówić… Nie spodziewałam się, że cię tu zobaczę – wyznałam.
To prawda, całkowicie zapomniałam o tym, że on tu mieszka a także w ogóle o nim. Było to  tak okropne, że nawet nie miałam zamiaru się do tego przyznawać.
- Ani ja! Dawno wróciłaś? – zapytał, uśmiechając się delikatnie.
Jego ciemne włosy były już dość długie i końcówki uroczo mu się podkręcały. W ciągu tego roku wydoroślał i teraz wcale nie wyglądał na nastolatka, ale na młodego mężczyznę.
- Nie, kilka dni temu.
- To jak to się stało, że jeszcze się nie widzieliśmy? Próbowałem się z tobą jakoś skontaktować, ale twoi rodzice jakoś nie bardzo chcieli mi pomóc.
Nawet nie wiem, jak minęło te pół godziny, które spędziłam z nim przy bramie. Dobrze było wreszcie porozmawiać z kimś innym niż rodzice czy sprzedawca w sklepie. Do tej pory udało mi się uniknąć niekomfortowych pytań na temat mojej długiej nieobecności i miałam nadzieję, że tak pozostanie.
- Zauważyłem sowy tutaj, wiesz? Co jakiś czas latały w pobliżu twojego domu. Dziwne, co nie? – mruknął.
- Faktycznie. Ale kiedyś już też się tu kręciły – wydukałam.
Musiał widzieć sowy, które wysyłałam wraz z listami do rodziców. Nagle pożałowałam, że nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby dołączyć też jakiś list dla niego.
- Hej, Tom, idziesz czy nie? – usłyszałam wołanie.
Oboje odwróciliśmy się w stronę, z której dobiegał głos. Kilkanaście metrów dalej stała jakaś dziewczyna, z tej odległości dostrzegłam tylko, że ma długie czarne włosy.
- To Vicki, moja dziewczyna – Tom uśmiechnął się. – Musimy kiedyś wyskoczyć gdzieś w trójkę, to się poznacie. Jestem pewien, że się polubicie. A ty jesteś w końcu z tym Potterem?
On i James poznali się rok temu przypadkowo podczas wyjazdu. Pamiętałam wciąż, jak Tom powiedział mi, co sądzi o moim niedojrzałym zachowaniu podczas ubiegłych wakacji.
- Nie, nie jestem z nim – odparłam chłodno, tym samym dając znać, że nie chcę o tym rozmawiać.
Chłopak uniósł brwi, ale nic na to nie odpowiedział.
- No dobra, to ja będę już lecieć. Wpadnę później albo jutro do ciebie, dobra?
- Jasne, możesz przyjść. To do zobaczenia!
- Cześć! – odparł i pobiegł w stronę Vicki.

***

          Gdy James wyszedł z domu na imprezę do pobliskiego klubu, jego matka postanowiła wykorzystać okazję i przepytać Syriusza. Liczyła, że od niego dowie się czegokolwiek o przyczynie takiego zachowania jej syna. Zawołała młodego Blacka na dół, podała mu ciasto i zaczęła z pozoru zwykłą rozmowę…
          Na nic się to zdało. Syriusz od razu wyczuł w tym jakiś podstęp. Uznał, że nie powinien rozpowiadać o problemach swojego przyjaciela, nawet jeśli pytali o to jego rodzice. Gdyby James chciał, sam by im powiedział.
           Rano okazało się, że Potter nie wrócił do domu. Jego matka zaczynała panikować, a jego ojciec starał się ją uspokoić. Syriusz poszedł go poszukać, ale nie miał pojęcia, gdzie mógłby go znaleźć. W klubie, w którym wczoraj odbywała się impreza, nikogo już nie było. Przez myśl mu przemknęło, że być może zatrzymał się u jednej z poznanych dziewczyn. Chwilę potem jednak stwierdził, że Jamesowi aż tak nie mogło uderzyć do głowy… Chyba.

***

           Wróciwszy do domu, okazało się, że zapomniałam kupić mąki. Nie wiem, jak ją pominęłam, gdyż była zapisana na liście, a mama jej koniecznie potrzebowała na dzisiaj. Udałam się jeszcze raz w stronę sklepu i kilkanaście minut później już wracałam z kilogramem mąki. Stwierdziłam, że to całkiem fajne samemu przygotowywać jedzenie i obiecałam sobie, że postaram nauczyć się trochę gotowania podczas wakacji. W Hogwarcie wyręczały mnie skrzaty, ale podczas wakacji musiałam się przystosować do mugolskiego życia.
         Teraz także szłam powoli. Kiedy jednak usłyszałam dźwięk karetki, przyspieszyłam. Myślałam, że może uda mi się zobaczyć, dokąd jechała. Przeżyłam szok, gdy zauważyłam, jak zatrzymuje się pod moim domem. Funkcjonariusze wbiegli szybko do środka,  a ja przez chwilę stałam oniemiała. W końcu oprzytomniałam i rzuciłam się biegiem do domu.

***

Zdaję sobie sprawę, że notka nie pojawiała się bardzo długo. Ta nie należy do najdłuższych, za to pełno w niej opisów. Jest taka… trochę melancholijna, nie? Ale taka właśnie miała być. Do opowiadania powrócił Tom, postać, którą wprowadziłam około 3, 5 roku temu… Ciekawa jestem, czy ktoś jeszcze o nim pamiętał. ;p
Nie wiem naprawdę, kiedy pojawi się następna część opowiadania.