24 grudnia 2008

"Niedostępna"


            Dwoje młodych Gryfonów zmierzało właśnie do Wielkiej Sali. Jeden z nich szedł zamyślony i nie zwracał na nic uwagi. Jego orzechowe oczy były utkwione w jednym punkcie na ścianie. Syriusz, w przeciwieństwie do Jamesa, był zadowolony z tego, że Lily wylosowała go jako partnera do konkursu z eliksirów. Wiedział, że Evans jest bardzo dobra w przygotowywaniu magicznych napojów, więc miał nadzieję, że na niego nie spadnie zbyt wiele pracy. Dorzuci jakiś składnik, parę razy zamiesza – i po sprawie. Resztą zajmie się Lily. Liczył, że nic nie popsuje jego planów.
- Może się zamienimy? – wydusił w końcu James.
Cały czas myślał o jednej sprawie. Chciał być w parze z Lily, a nie z Dorcas. I właśnie to go wciąż męczyło.
- W czym? – spytał Syriusz.
- Partnerkami do konkursu – wyjaśnił chłopak.
- Nie pasuje ci Dorcas? – Black wydawał się być zaskoczony.
- Nie o to chodzi… Zobacz, jeśli się zamienimy, będzie najlepiej dla nas obydwu. Ja spędzę więcej czasu z Lily, a ty z Dorcas.
Łapa spojrzał na niego z niedowierzaniem. Wiedział od razu, że zamiana nie wchodzi w grę. Na Dorcas nie zależało mu już tak bardzo, a nie chciał jej też kolejny raz ranić.
- Ale z Dorcas to już koniec. Po co to na nowo rozgrzebywać?
James skrzywił się lekko. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał.
- No weź… Miałbym szansę zbliżyć się do Lily – marudził.
- Bez tego i tak masz tę szansę.
- Ale to i tak by dużo dało.
- Tak czy siak nie sądzę, żeby można było się zamieniać. Ciekawe, co by dziewczyny na to powiedziały.
- Ja myślę, że by się cieszyły – James uśmiechnął się.
- Tak, na pewno – zironizował Black.
- No to jak będzie? – ponowił swoje pytanie Rogacz.
- Niech lepiej zostanie tak jak jest.
Szukający dalej ciągnął ten temat, mając nadzieję, że przekona przyjaciela. Ten jednak wkrótce się zdenerwował.
- Daj już spokój, co? Zamieniać się nie można, takie przepisy.
- Dobra, dobra, nie wściekaj się tak. A to ciekawe, że nagle obchodzą cię przepisy.
Syriusz nie odpowiedział. Nie chciał wszczynać kłótni.
- W Hogwarcie ostatnio zawiało nudą, nie? Trzeba by coś wykombinować – po chwili zmienił temat.
- Musimy nad czymś pomyśleć… Bo zaraz zapomną o Huncwotach – poparł go James, który widocznie przyjął do wiadomości, że Black się z nim nie zamieni.
Niedługo później dotarli do Wielkiej Sali. Całą drogą zastanawiali się nad dowcipem, który mogliby wykonać, aż w końcu mieli opracowany wstępny plan. Atmosfera zdecydowanie się oczyściła.

***

            Wieczorem zeszłam z dziewczynami do Pokoju Wspólnego. Kanapa przy kominku była zajęta, więc usiadłyśmy na krzesłach pod oknem. Ann zaczęła pisać jakieś zaległe wypracowanie, które ja i Dorcas miałyśmy już gotowe.
- Lily, nie wolałabyś być w parze z Jamesem? – zapytała nagle Dorcas.
Spojrzałam na nią uważnie. Włosy miała rozpuszczone, a na twarzy makijaż podkreślający oczy. Ubrana w szkolny mundurek wyglądała jak zawsze. Ton jej głosu jednak nienaturalnie drżał.
- Z Jamesem? Eee… Czy to ważne?
- Odpowiedz.
- Obojętnie… Syriusz ma fajne pomysły, więc może nam wyjść ciekawy eliksir.
- Wiesz, że nie chodzi mi o eliksir – uśmiechnęła się lekko.
- Wiem - także się uśmiechnęłam. - Ale szczerze mówiąc sama nie wiem. Jest dobrze tak, jak jest. A ty?
- Tak samo jak ty – pokazała mi język - nie chcę sobie znowu robić niepotrzebnych nadziei. A James też jest pomysłowy.
- No widzisz. Więc dobrze wylosowałyśmy.
- Ciekawe tylko, czy chłopaki są zadowoleni – Dorcas chwyciła czasopismo leżące niedaleko i spojrzała na spis treści.
Do salonu Gryfonów weszły właśnie wyżej wspomniane osoby. Chłopaki rozmawiali o czymś zawzięcie i chyba nawet nas nie zauważyli. Usiedli niedaleko i dalej rozmawiali przyciszonym tonem. Zakradłam się do nich ostrożnie i spytałam znienacka:
- Co knujecie?
Huncwoci aż podskoczyli.
- Lily, ale nas wystraszyłaś! – powiedział Syriusz, patrząc na mnie niepewnie.
- Widocznie macie coś na sumieniu. O czym rozmawiacie? – zapytałam ponownie.
Chłopaki wymienili zaniepokojone spojrzenia. Chyba naprawdę knują coś nieodpowiedniego…
- O niczym, takie tam – odparł James, uśmiechając się.
- Pewnie, i ja mam w to wierzyć? Mam tylko nadzieję, że nie zrobicie czegoś głupiego.
- My? Lily, my przecież grzeczni jesteśmy…
- Tak, tak, jasne… Syriusz, jutro o piętnastej w bibliotece, dobra?
- W bibliotece? A po co?
- Zapomniałeś o konkursie? Trzeba zacząć się przygotowywać… Musimy jeszcze znaleźć odpowiednie miejsce w Hogwarcie, ale mam nadzieję, że tym zajmiesz się ty – powiedziałam.
Chłopak wyraźnie był zaskoczony. Przez chwile wpatrywał się we mnie, aż w końcu wykrztusił:
- Właściwie to miejsce już mam – uśmiechnął się tajemniczo.
- Tak? To świetnie. Gdzie to jest?
- Chodź, pokażę ci.
- Nie za późno? – cisza nocna się zbliżała, a ja nie miałam ochoty na konfrontację z woźnym lub nauczycielem.
- Nie - mruknął i pociągnął mnie w stronę wyjścia.
- Dokończymy potem! – krzyknął przez ramię do Jamesa, po czym oboje wyszliśmy z Pokoju Wspólnego.
Miałam pewne obawy co do tej małej wprawy. Syriusz poprowadził mnie przez kilka skrótów, a postacie z portretów łypały na nas groźnie. Po kilku minutach stanęliśmy w jakimś korytarzu, na którego końcu znajdowały się duże, mosiężne drzwi. Wszystko oświetlone było pochodniami. Black wyprzedził mnie i pewnie otworzył wejście do tajemniczego miejsca.
            W środku znajdowało się kilkanaście ławek stojących w rzędach, do każdej z nich był przymocowany mały kociołek. Było też biurko, za nim tablica, półka z mnóstwem ksiąg i wielki kocioł, który kiedyś był używany przez dawne czarownice.
- To stara klasa do eliksirów – wyjaśnił Syriusz - znaleźliśmy ją niedawno. Pomyślałem, że to miejsce będzie odpowiednie. Tylko musimy przynieść swoje kociołki, bo te tutaj - wskazał na leżące na ławkach przyrządy - są za małe.
- Dlaczego ta klasa jest tak ukryta? – zapytałam, bo w końcu aby tu dojść, musieliśmy przejść przez kilka tajnych korytarzy i skrótów.
- Nie wiem… Uczono tutaj na samym początku istnienia Hogwartu. W każdym bądź razie tutaj możemy bawić się w alchemików – uśmiechnął się.
- A co jeśli reszta Huncwotów też wybierze to miejsce?
- Załatwię to jakoś.
Wyjęłam różdżkę i jednym zaklęciem oczyściłam całą klasę. Od razu zrobiło się milej i przyjemniej.
- Może już wracajmy… Przyjdziemy tu jutro, trzeba przejrzeć te książki – wskazałam na półkę obok dawnego biurka.
- Musimy? Nie za bardzo lubię grzebać w księgach – powiedział Syriusz z niezadowoleniem.
- Musimy. Sama nie zamierzam tego wszystkiego przeszukiwać.
- A mogłem się z nim zamienić… - mruknął cicho, ale i tak go usłyszałam.
- Z kim?
- A nie, nic…
- No mów – miałam dziwne przeczucie, że znam odpowiedź na to pytanie, ale wolałam poczekać.
- James mi marudził, żebym się z nim zamienił – wyznał po chwili.
Wiedziałam, że to o niego chodziło.
- O, ale to akurat nie nowość. Jak widzę, nie zamieniłeś się.
- No, nie. Zresztą i tak raczej nie można. A co, wolałabyś być z nim? – zapytał pokazując swoje białe ząbki w uśmiechu.
- Wiesz, szczerze mówiąc jest mi to obojętne – odparłam.
Chłopak przypatrywał mi się przez chwilę uważnie, po czym stwierdził:
- Pasujecie do siebie.
Posłałam mu mordercze spojrzenie, a on tylko się zaśmiał.
Kilka minut później byliśmy już w Pokoju Wspólnym, a tam rozeszliśmy się do swoich dormitoriów. Szykował się ciekawy eksperyment z eliksirami…

***

            Następne dni mijały na nauce, zadaniach domowych, a także na wstępnych przygotowaniach do konkursu. Przeglądnęłam z Syriuszem mnóstwo ksiąg, ale tak naprawdę jeszcze nie wybraliśmy odpowiedniego eliksiru. Zbliżały się również urodziny Jamesa. Huncwoci obiecali wymyślić coś, aby na drugi dzień lekcje się nie odbyły. Nikt i tak nie byłby w stanie na nie iść.
- Zajęta jesteś? – usłyszałam nad sobą.
Siedziałam przed kominkiem i wpatrywałam się w wirujące płomienie. Zaczął się weekend, więc miałam trochę wolnego czasu.
- Nie – odparłam, na co James uśmiechnął się.
- To dobrze. W takim razie porywam cię na spacer – wyjął zza placów mój płaszcz i podał mi go.
- A jeśli ja nie chcę? – spytałam zadziornie.
- Nie masz wyjścia, to jest porwanie.
- Ech, skoro tak… – udałam zmartwienie, po czym nałożyłam na siebie płaszczyk.
Wyszliśmy na błonia, cały czas rozmawiając. James opowiadał o zbliżającym się meczu quidditcha i nowych taktykach zespołu. Był tak przejęty, że aż oczy mu błyszczały. Widać, jak bardzo kochał tę grę. Dawno nie mieliśmy okazji, żeby tak normalnie porozmawiać.
Dotarliśmy do brzegu jeziora, z którego co chwilę wynurzały się macki kałamarnicy.
Słońce świeciło prosto w twarz, ale nie przeszkadzało mi to. Nagle poczułam, jak czyjeś dłonie oplatają mnie w pasie.
- Co ty robisz? – zachowanie Jamesa trochę mnie zaskoczyło.
- Przytulam cię – odparł spokojnie.
- Puść – powiedziałam i czym prędzej mu się wyrwałam.
- O co ci chodzi? – chłopak był zdenerwowany.
- Przestań, co ludzie sobie pomyślą – kilka dziewczyn stojących niedaleko patrzyło na nas uważnie.
- Niech myślą, co chcą. Czym ty się przejmujesz?
- James, daj spokój. Masz przecież dziewczynę.
- Ja? A kogo? – wyraźnie był zdziwiony.
- A Natalie?
Chłopak roześmiał się, przez co trochę się zawstydziłam. Może niepotrzebnie o tym wspomniałam…
- My nie jesteśmy razem. Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytał.
- Myślałam, że… A, nieważne.
- Ona jest tylko dobrą koleżanką. A może ty jesteś zazdrosna? – w jego oczach pojawiły się wesołe błyski, za to na moje policzki wstąpiły czerwone plamy.
- Nie jestem – mruknęłam i szybko odwróciłam się, by nie zauważył moich rumieńców.
- Skoro tę sprawę już wyjaśniliśmy, rozumiem, że mogę cię przytulić… - powiedział i ponownie mnie objął.
Delikatnie wysunęłam się z jego ramion i odparłam słodkim tonem:
- Jednak nie możesz.
Ruszyłam powoli przed siebie, a Rogacz zaraz mnie dogonił.
- Oj, Lily, nie bądź taka…
- Jaka? – postanowiłam się z nim podroczyć.
- Taka niedostępna. Ja się tak łatwo nie poddam i ty o tym wiesz.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam o tym i już sama nie miałam pojęcia, czy chcę, żeby tak było, czy też nie.
- Wracajmy już… - poprosiłam, a chłopak tylko kiwnął głową.
W drodze powrotnej Potter rozmawiał ze mną tak, jakby poprzednia sytuacja nie miała miejsca. Wciąż jednak myślałam o tym zdarzeniu i zastanawiałam się nad przyszłością. Czy Rogaczowi uda się zawrócić mi w głowie?
Przed Pokojem Wspólnym James niespodziewanie przybliżył się i pocałował mnie w policzek. Trwało to ułamek sekundy, a mimo to po ciele przebiegły mi dreszcze.
- Do zobaczenia! – zawołał chłopak i oddalił się w przeciwną stronę, zostawiając mnie z bijącym sercem.

***

Notka miała być wczoraj, wiem. Niestety, Internet mi się rozłączył i dopiero teraz udało mi się połączyć. Złośliwość rzeczy martwych… Notka taka średnia według mnie. Może uda mi się dodać jeszcze jedną w tym roku. ;) Wzięłam się też za tworzenie nowego szablonu… :)
Z okazji Świąt życzę Wam oczywiście wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, nawet tych najskrytszych i szczęścia w miłości. :) Oby każda z Was znalazła swojego idealnego Huncwota. ;p Wesołych Świat! ;)

8 grudnia 2008

"Coraz ważniejszy"


            W ciągu kilku kolejnych dni znacznie się wypogodziło. Niedawna nocna burza zdawała się być zakończeniem ponurej zimy i początkiem nowej, radosnej pory roku, podczas której wszystko budzi się do życia. W Hogwarcie dało się zauważyć dużą zmianę w nastrojach uczniów. Każdy był weselszy, częściej można było usłyszeć wybuchy śmiechu. Szkole błonia wypełniły się spacerującymi parami lub grupkami przyjaciół. Nawet nauczyciele stali się łaskawsi i mniej surowi. I pomyśleć, że to dzięki odrobinie Słońca…
            Pewnego popołudnia biegłam do Pokoju Wspólnego, bo umówiłam się z Ann na wspólne odrabianie lekcji, a byłam już spóźniona około piętnastu minut. Powodem mojego spóźnienia była bardzo ciekawa książka o eliksirach, która wpadła mi w ręce w bibliotece i nie mogłam się od niej oderwać. Ann ostatnio często się denerwowała, nawet mały drobiazg mógł wprowadzić ją w wściekłość, a nie chciałam, żeby tym razem mi się oberwało. Poza tym zależało mi na czasie, bo trochę nam zadali, a nie miałam ochoty zarywać nocy. Biegłam i biegłam, nie zwracając uwagi na nic. W pewnym momencie poczułam, jak na kogoś wpadam.
- Auu! – jęknęłam i zaczęłam rozcierać sobie boląca rękę.
- Mogłabyś bardziej uważać… - usłyszałam znajomy głos i podniosłam głowę.
Przede mną stał James z wymalowanym niezadowoleniem na twarzy. Kiedy jednak zobaczył, że to ja na niego wpadłam, jego mina stała się bardziej przyjazna.
- James! Przepraszam… Po prostu śpieszyłam się i nie parzyłam, jak biegnę… - wydukałam, ale chłopak zaraz mi przerwał.
- Spokojnie, nic się nie stało. A gdzie się tak śpieszysz?
- Do Pokoju Wspólnego. Umówiłam się z Ann. Ona mnie zabije chyba za to spóźnienie…
- Nie będzie tak źle. Właściwie to ja też jestem umówiony, ale mam trochę czasu jeszcze – uśmiechnął się, pokazując białe zęby.
Umówiony? Zaniepokoiłam się. Pierwsze pytanie, jakie nasunęło mi się na myśl to „Z kim?”. Nie mogłam jednak pokazać, że wywarło to na mnie jakiekolwiek wrażenie.
- Właściwie to dobrze, że cię widzę. Ostatnio nie było za wiele okazji, żeby pogadać – powiedział, czochrając sobie włosy, co dodawało mu uroku.
- Faktycznie… Miałam wrażenie, że mnie unikasz – przyznałam.
Powinien znać prawdę, nie ma czego ukrywać. Zwłaszcza, że mam prawo dowiedzieć się, dlaczego przestał się do mnie odzywać.
- Nie… Zresztą sam nie wiem. Nie o to mi chodziło. Musiałem sobie trochę przemyśleć. Ale mam nadzieję, że nie jesteś zła – ponownie się uśmiechnął.
Wiedział, że to na mnie działa. Nie sposób się na niego dłużej gniewać.
- Nie, nie jestem – także się uśmiechnęłam.
- No, to dobrze. To pogadamy później, a teraz lecę, bo zaraz ja będę spóźniony. Natalie już chyba czeka… Leć do Ann, bo będzie zła! Do zobaczenia!
- Tak, tak, cześć… - powiedziałam przyciszonym tonem, a James zniknął za rogiem.
„Natalie czeka” – jego słowa wciąż rozbrzmiewały mi w głowie. Więc jednak się umówili. Całkowicie zapomniałam o Ann i skupiłam się na tym, czego przed chwilą się dowiedziałam. Powolnym krokiem ruszyłam do salonu Gryfonów. Cały dobry nastrój prysł jak bańka mydlana. On się stawał dla mnie coraz ważniejszy...
W końcu weszłam do Pokoju Wspólnego. Przed kominkiem siedziała Ann, która pisała coś zawzięcie.
- O, jesteś wreszcie - powiedziała.
- Tak… Zaczytałam się w bibliotece, przepraszam…
- Nie szkodzi. Zobacz, co znalazłam w tej książce. To może nam się przydać w tym wypracowaniu na zielarstwo - wskazała na pewien akapit w tekście.
Nie była zła. To dobrze. Myślałam, że się zdenerwuje, ale najwyraźniej źle oceniłam swoją przyjaciółkę. Usiadłam przy niej i zerknęłam na tekst. Starałam się go przeczytać, ale moje myśli były skupione na czymś innym.
- Stało się coś? – zapytała Ann po kilku minutach, kiedy zauważyła, że bezmyślnie wpatruje się w jedno miejsce.
- Nie, nic, zamyśliłam się tylko. Już się biorę za czytanie.
Blondynka pokiwała głową. Skupiłam się na zielarstwie i po półtorej godziny wypracowanie było gotowe.

            Następnego ranka siedziałam z przyjaciółkami w Wielkiej Sali i razem wpatrywałyśmy się w potrawy przygotowane przez skrzaty. Wybór był naprawdę duży, ale nie miałam ochoty na jedzenie. Profesor McGonagall miała dziś podać nam wyniki  ostatniego testu z transmutacji i szczerze mówiąc, trochę się ich obawiałam. Nie napisałam o kilku ważnych rzeczach i miałam wrażanie, że pomyliłam się w jeszcze paru zadaniach. Po chwili dołączył do nas Peter, który natychmiast rzucił się na jedzenie, wydając się w ogóle nie być przejętym transmutacją. Parę minut później pojawili się Syriusz i Remus, którzy natychmiast ożywili atmosferę.
- Słuchajcie, póki nie ma jeszcze Jamesa. Jest sprawa – zaczął Syriusz poważnym tonem.
- Coś się stało? – zapytałam, zastanawiając się, o co może mu chodzić.
- On ma za tydzień dni urodziny. Trzeba zrobić jakąś imprezę – wyjaśnił Remus.
- W huncwockim stylu – dodał Łapa.
- Macie jakiś pomysł? – zapytała Dorcas, biorąc łyk herbaty ze szklanki.
- Myślimy nad tym. Ale na pewno będzie ekstra… Tylko przydałaby się wasza pomoc.  
- Jasne… Pogadamy o tym później, bo zaraz James tu będzie – powiedziałam, wskazując na drzwi Wielkiej Sali, w których pojawiła się wyżej wspomniana osoba.
Black kiwnął tylko głową ze zrozumieniem i zajął się posiłkiem.
Urodziny… Zapowiada się ciekawa impreza. Huncwoci na pewno wymyślą coś oryginalnego.

***

            Czarnowłosy chłopak leżał w swoim łóżku w dormitorium i wpatrywał się w sufit. Dzień dobiegał końca, zasłony na oknach były zasunięte, a w pokoju jedynym źródłem światła była mała lampka na nocnej szafce. James myślał o niedawnych wydarzeniach. W ciągu tych kilkunastu dni wiele się wydarzyło. Głównym tematem jego rozmyślań była oczywiście Lily. Lekceważył ją, starał się jej unikać. A ona mimo to nie była na niego zła. Tego się nie spodziewał.
            Jego wczorajsza rozmowa z Natalie również dała mu sporo do myślenia. Dziewczyna ostro mu przygadała na temat jego dziecinnego zachowania. „Ma cięty język” pomyślał, przypominając sobie jej długi wykład. Dziewczyna powiedziała mu, że powinien jak najszybciej skończyć te żałosne, jej zdaniem, gierki z innymi dziewczynami i na poważnie zacząć się walczyć o Lily. „To widać jak ci na niej zależy, a poza tym ona też wydaje się nie być obojętna” ponownie usłyszał te słowa w głowie. Natalie poradziła mu, żeby nie udawał niczego, ani żeby nie hamował sowich uczuć. Lily powinna czuć na każdym kroku, że jest dla niego ważna. James miał co do tego pewne obawy, ale może warto spróbować? Ostatnio zachowywał się nie fair w stosunku do niej, teraz tego żałował. „Trzeba się wziąć za siebie” pomyślał. Uśmiechnął się, zadowolony ze swoich postanowień.
- Co tu tak ciemno? – do dormitorium wpadł Remus i natychmiast zapalił światło.
- Tak jakoś wyszło – mruknął James.
Lupin pokręcił tylko głową i skierował się w stronę swojego łóżka. Potter ponownie się zamyślił, a po kilku minutach zapytał znienacka:
- Myślisz, że mam szanse u Lily?
Remus słyszał to pytanie już setki razy. Teraz jednak mógł odpowiedzieć całkowicie szczerze.
- Tak, myślę, że tak.
James, usłyszawszy te słowa, uśmiechnął się.
„Teraz będzie dobrze…” pomyślał.
- A jak tam sprawy z Ann? – zapytał.
Jego przyjaciel niewiele mówił o blondwłosej Gryfonce, co dziwiło Jamesa. On na jego miejscu tak łatwo by nie odpuścił.
- Bez zmian. Czekam na to, co przyniesie przyszłość – odparł spokojnie.
Potter pokiwał głową i więcej nie drążył tego tematu. Wiedział, że Lunatyk nie chce o tym rozmawiać.

***

            Wielka Sala rozbrzmiewała od wesołych rozmów i śmiechów. Każdy był pochłonięty rozmową z przyjaciółmi i nie zwracał uwagi na nic innego. Dopiero kiedy profesor Dumbledore donośnym głosem poprosił o ciszę, uczniowie uspokoili się.
- Proszę o chwilę uwagi. przygotowaliśmy pewną niespodziankę dla szóstoklasistów. Macie już sporą wiedzę na temat magii, ale nie zaszkodzi jej pogłębiać. Nie macie w tym roku ważnych egzaminów, więc jak najbardziej możecie się skupić na pewnym zadaniu. Szczegóły poda wam profesor Slughorn. Będzie to konkurs z eliksirów, jak zapewne się domyślacie. Nic więcej nie powiem, ale myślę, że pomysł wam się spodoba. A teraz wracajcie do rozmów i jedzenia! – dyrektor usiadł, a w Wielkiej Sali ponownie dało się słyszeć podekscytowane rozmowy.
- Super! Jestem strasznie ciekawa, co to za konkurs - przyznałam.
- Pewnie jakaś strata czasu… - mruknął Syriusz.
Wywróciłam oczami. Reszta także nie zdawała się być zbytnio zachwycona, jedynie z Remusem mogłam podyskutować o niespodziance.

            Oczekiwana przeze mnie lekcja eliksirów w końcu nadeszła. Usiadłam w ławce i czekałam na profesora Slughorna. Byłam bardzo podekscytowana, bo czułam, że czeka nas wszystkich duże wyzwanie. Wreszcie coś się zaczynało dziać!
- Przepraszam was za spóźnienie. Pewnie nie możecie się doczekać informacji o tym konkursie… Już wam wszystko mówię – nauczyciel usiadł przy biurku i kontynuował – wymyśliłem konkurs dla szóstoklasistów, abyście mogli pogłębić swoją wiedzę o eliksirach. Zostaniecie podzieleni na pary. Każda z par będzie miała jedno i to samo zadanie, a mianowicie wykonać pewien eliksir. Wydaje się proste, nie? Już wasza sprawa, jaka to będzie mikstura. Chcę tylko jednego - żebyście mnie zaskoczyli. Możecie dodawać swoje składniki, mieszać przepisy, wszystko, czego zapragniecie. Para, która przygotuje najbardziej wyszukany, ale zarazem bezpieczny eliksir, dostanie nagrodę. Jaką, dowiecie się później. Na wykonanie pracy macie czas do pierwszego maja.
Byłam pod wrażeniem. Będzie można się wykazać… I to bardzo. Zwłaszcza, że nie musimy trzymać się dokładnie przepisów.
Slughorn wyjął z szafki miskę z karteczkami. Postawił ją na swoim biurku i powiedział:
- A teraz wybierzecie swoich partnerów. Panie losują panów. Podejdźcie tu, proszę.
Zrobiłam, co kazał. Wymieniłam z Dorcas spojrzenia i przepuściłyśmy Ann, żeby losowała pierwsza.
- Peter Pettigrew – przeczytała.
Ojej… Współczuję jej. Pewnie większość pracy będzie wykonywać sama.
Nadeszła kolej Dorcas. Była podenerwowana. Wzięła karteczkę, a po chwili dowiedzieliśmy się, że jej konkursowym partnerem został James. Przez parę sekund czułam niezadowolenie, o którym zapomniałam, kiedy zabrałam swój los.
- Syriusz Black – powiedziałam.
Spojrzałam na Huncwota, który uśmiechnął się lekko. Nie jest tak źle… Syriusz miał zawsze oryginalne pomysły.
Remus został wylosowany przez Mary Lee. Kilkanaście minut później wiedzieliśmy już wszystko, a profesor rozpoczął normalną lekcję. Wciąż zastanawiałam się nad eliksirem, który miałam wykonać z Syriuszem. To musi być coś naprawdę niezwykłego…

***


I jak? Mam nadzieję, że choć trochę lepiej niż ostatnio. ;) Przemyślałam każdą radę i staram się poprawić. Dziękuję za wytknięcie błędów, dzięki temu wiem, co robić, a czego nie. :) Kolejna notka może w przyszły weekend – zobaczymy, jak to będzie z czasem. A, jeszcze coś. Odnoście urodzin Lily… Szczerze mówiąc, nie pasują mi one w styczniu, tak jak to napisała Rowling. Ten mały fakt zmienię. Mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzać. :) Pozdro!