Niespodziewanie
poczułam na twarzy mocny powiew powietrza. Otworzyłam szybko oczy. To Dorcas
stała przede mną z wyciągniętą różdżką.
- Rzuciłam
zaklęcie, żeby makijaż ci się trzymał – wyjaśniła z tajemniczym uśmiechem.
Nie zadałam
żadnego z nasuwających mi się pytań, a było ich sporo. I tak niczego bym się
nie dowiedziała. Zbliżała się godzina zero, a mój stres coraz bardziej się
nasilał.
Kilka minut
później Ann wręczyła mi lusterko, abym mogła zobaczyć efekty ich pracy. Spojrzałam
na swoje odbicie i przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Wow –
wymsknęło mi się.
Włosy miałam
związane całkiem inaczej niż zwykle. Te z boku były upięte podłużną spinką, a
spod nich wystawały kolejne. Ann je podniosła i otoczyła gumką.
Makijaż
delikatny, stonowany. Odcienie brązu. Bałam się, że Dorcas przesadzi, jednak
jej dzieło podobało mi się.
- Dobra,
zbieraj się. Masz dwadzieścia minut, ale lepiej się nie spóźnić – powiedziała
Meadowes.
Znowu poczułam
ogromną gulę w gardle. Spróbowałam ją przełknąć, ale za nic nie chciała ruszyć
się z miejsca. Wzięłam głęboki oddech.
- Lily, nie
przejmuj się. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. James o wszystko zadba. Bardzo
mu zależy na tym spotkaniu, więc raczej niczego nie popsuje.
Spojrzałam na
nią niepewnie.
- Ty coś wiesz,
prawda? – spytałam.
- Nawet jeśli
tak to ci nic nie powiem, bo nie chcę ci psuć niespodzianki. No, ruchy. Nie każ
mu czekać.
Nie zmieniłam
jednak pozycji. Wpatrzyłam się tępo w ścianę naprzeciwko mnie. Najchętniej
osunęłabym się na poduszki i zapadła w głęboki sen. Westchnęłam i powoli
wstałam. Musiałam się wziąć w garść.
- No, wreszcie
doczekałam się tej chwili – mruknęła z zadowoleniem Ann i natychmiast mnie
przytuliła. – Powodzenia – szepnęła.
- Dzięki… -
wymamrotałam.
- Daj mu
szansę, Lily. Potem nam wszystko opowiesz! – powiedziała Dorcas i także mnie
objęła.
Ona ma rację.
Dziś powinnam dać mu szansę. I to zrobię. Tak, dziś może się sporo zmienić…
Wkrótce później kroczyłam już
pustymi korytarzami Hogwartu. Większość uczniów przebywała na zewnątrz, a w
zamku pozostali jedynie ci, którzy uczyli się do końcowych egzaminów. Moje
nerwy trochę osłabły – wciąż czułam nieprzyjemny ból brzucha, jednak byłam bardziej
pewna siebie. Zastanawiała mnie pewna sprawa. Dlaczego teraz tak bardzo
przeżywałam spotkanie z Jamesem, skoro wcześniej wiele razy z nim wychodziłam?
Cóż, to pewnie dlatego, że dzisiaj mieliśmy oficjalną randkę. Zaśmiałam się na
tę myśl. Kolejną randkę. W piątek klasie zabrał mnie do Pokoju Życzeń na
romantyczną kolację, a potem polecieliśmy miotłą na cudowną łąkę. Pamiętałam
wszystko tak, jakby to było wczoraj. Coś w tym jednak musiało być, coś w nas,
że mimo tak długiego czasu i wszelkich przeciwności, jakimi były, na przykład,
jego dziecinne niegdyś zachowanie i mój upór, udało nam się porozumieć, a nawet
zaprzyjaźnić. Dotarło do mnie, że James sobie wszystko zaplanował. Działał
powoli, stopniowo, aż udało mu się doprowadzić do tego, że się z nim umówiłam.
Niezły jest – to trzeba przyznać.
Nagle zdałam sobie sprawę, że stoję
na błoniach. Skierowałam się w stronę rozłożystego dębu, pod którym mieliśmy
się spotkać. To było nasze miejsce zbiórki od bardzo dawna, więc nawet nie
musiał mi mówić, gdzie dokładnie mamy się zobaczyć. Uśmiechnęłam się ponownie.
Cóż, byłam nawet szczęśliwa, że się tu znalazłam.
Przemknęło mi przez myśl, że z
pośpiechu zapomniałam zabrać ze sobą różdżkę. Ale raczej nie powinna być mi
potrzebna, więc szybko o tym zapomniałam.
Pod drzewem ujrzałam pewną postać.
Mimo dużej odległości byłam pewna, że to James. Uśmiechnął się, gdy tylko mnie
zobaczył. Podchodząc bliżej, zauważyłam, w co był ubrany. Ciemne jeansy, biały
podkoszulek, który podkreślał jego mięśnie, a do tego rozpięta koszula w kratę.
Wyglądał bardzo męsko. Włosy miał rozwichrzone i poczochrane, jak zwykle. Ten bałagan na jego głowie to już nieodłączna część jego osoby.
- Witaj –
Rogacz podszedł do mnie szybkim krokiem i niepodziewanie objął mnie lekko jedną
ręką. Pocałował mnie w policzek, po czym natychmiast się odsunął. – Ślicznie
wyglądasz – powiedział z uśmiechem.
- Dzięki. Ty
też całkiem fajnie – odpowiedziałam.
Chłopak zaśmiał
się cicho.
- Chodź tam na
chwilę – wskazał mi ręką pewien zaułek przy zamku.
- Po co? –
zdziwiłam się.
- Zobaczysz –
uśmiechnął się zdawkowo. – No chodź.
Poddałam się
mu, wiedząc, że to pewnie część jego planu. Niespodziewanie ogarnął mną spokój.
Niepotrzebnie wcześniej się denerwowałam.
W milczeniu
doszliśmy do zakamarku przy budynku. Spojrzałam ukradkiem na Rogacza. Wyglądał
na zamyślonego i… spiętego. Przyłapał mnie na tym, że na niego patrzę, i od razu
uśmiechnął się szeroko. Schylił się i podniósł z ziemi duży kawałek materiału,
w którym rozpoznałam jego pelerynę-niewidkę.
- Skąd to tutaj
wziąłeś? – zapytałam.
- Przyniosłem
wcześniej – mruknął, po czym zarzucił ją na nas. – Miejsce, do którego
zamierzam cię zabrać, jest poza terenem szkoły. Lepiej, żeby nas nikt nie
zauważył.
- James… -
zaczęłam niepewnie, nie wiedząc, jak ująć to, co chciałam powiedzieć, żeby nie
zabrzmiało to głupio. – Czy to… Czy nikt nas nie złapie? – wypaliłam, jednak nie
było to zbyt mądre.
- Oj, Lily,
wyluzuj trochę. Nic nam nie będzie. Nikt się nie dowie, gdzie byliśmy, chyba,
że sami komuś powiemy.
Ruszyliśmy w
stronę bramy głównej, która, o dziwo, była otwarta. James zauważył moje
zaskoczenie.
- Zupełnie
przez przypadek ubrudziłem lekko wejście. Teraz Filch ma coś do roboty, a my
wolną drogę – poinformował mnie z zadowoleniem.
Gdy mijaliśmy
woźnego, serce zabiło mi mocniej. Wiedziałam, że nikt nas nie widzi, a mimo to
się denerwowałam.
Pogoda była
cudowna. Mogło się wydawać, że Słońce specjalnie dziś postanowiło się pokazać
na dłużej. Dzień był ciepły i nic nie zapowiadało, że miało się to popsuć. Czasem
zawiał lekki wiatr, jednak to tylko dodawało uroku naszej wyprawie.
Kiedy James poprowadził mnie wzdłuż muru,
odeszły wszelkie wątpliwości. Cóż, wiedziałam, że łamię szkolne zasady, ale nie
już się tym nie przejmowałam. Byłam zbyt podekscytowana, żeby przejmować się takimi błahostkami.
- Nocą łatwo
się tu zgubić, wiesz? – mruknął, gdy weszliśmy między drzewa. Rosły one coraz
gęściej, a kiedy obejrzałam się za siebie, nie widziałam nic prócz lasu. – Bardzo
łatwo – dodał poważnym tonem, po czym spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem. – Chyba się nie boisz, prawda? – spytał.
- No co ty?
Jeszcze jasno, a zresztą, ty znasz drogę – odparłam.
Szliśmy bardzo
długo. Słońce zdążyło zawędrować na najwyższy punkt na niebie. James wciąż
pilnował, żebyśmy zbyt długo nie milczeli i co rusz opowiadał zabawne
historyjki, najczęściej z życia Huncwotów, o których nie miałam pojęcia. Teraz
zauważyłam, jak wiele udawało się im ukryć przed uczniami. Cóż, może i dobrze,
że wcześniej o nich nie wiedziałam, bo miałabym wtedy jeszcze gorsze zdanie na
temat Pottera niż kiedyś.
Zamyśliłam się
przez chwilę. Właściwie to dlaczego wcześniej się z nim nie umówiłam? Co
prawda, zastanawiałam się nad tym już dawno, lecz teraz spojrzałam na całą
sprawę z innej perspektywy. Chłopak starał się za wszelką cenę zwrócić na
siebie moją uwagę. Udawało mu się to, ale rzadko kiedy wywoływał u mnie
pozytywne reakcje. No i byłam uprzedzona i to bardzo. Nie wierzyłam, że Rogacz
może się zmienić. To pewnie dlatego tak długo to trwało… Wiedziałam już, że
chłopak wydoroślał i mogę traktować go poważnie. Pozostawało
tylko pytanie, czy tego chciałam. Nie byłam pewna, czy wolałam, żeby między
nami coś się zmieniło, czy byśmy się wciąż przyjaźnili. Ta pierwsza opcja
bardziej mnie zaciekawiła. Na pewno byłoby idealnie – na początku. A co potem?
Nie, nawet nie chciałam sobie tego wyobrażać. Wbrew pozorom, James by się mną
znudził i znalazł sobie inną. To była moja największa obawa. Ale czy nie warto zaryzykować, żeby choć na jakiś
czas poczuć się w pełni szczęśliwą? Nie wiem.
- Co się stało?
Nagle posmutniałaś – zauważył James, przypatrując mi się troskliwie.
- Nic,
zamyśliłam się tylko. O czym mówiłeś?
- O tym, że
jesteśmy już prawie na miejscu – wskazał głową na przerzedzenie między
drzewami. – Stamtąd jeszcze jakieś pół godziny – uśmiechnął się.
- To gdzie ty
mnie ciągniesz? – spytałam, choć nie spodziewałam się odpowiedzi.
James zaśmiał
się cicho i odparł:
- Zobaczysz.
Wyszliśmy na
zwyczajną polną dróżkę. Po obu jej stronach rosły fioletowe, małe kwiatki.
Wokół nas roznosił się przyjemny zapach, jednak nie mogłam go skojarzyć z
niczym znajomym.
Po kilkunastu
minutach, James niespodziewanie objął mnie w pasie, a drugą ręką zasłonił mi
oczy. Szłam teraz krok przed nim, a on prowadził.
- Zajęło nam to
mniej czasu niż myślałem. Teraz nie protestuj, tylko się mnie słuchaj, a się
nie potkniesz – polecił.
Poczułam się
nieco niezręcznie. Miałam dwa wyjścia: albo mu zaufać, albo się wyrwać. Opcja
numer jeden była bardziej kulturalna i… ciekawsza.
Prowadził mnie
pewnie, lecz delikatnie. Szybko wyzbyłam się niepewności.
- Teraz uważaj,
pełno tu wystających korzeni – powiedział, a ja od razu zaczęłam podnosić wyżej
stopy.
Zauważyłam też,
że idziemy pod górę. Odczuwałam już zniecierpliwienie. Nie mogłam się już
doczekać, by zobaczyć miejsce, do którego prowadził mnie chłopak.
W końcu się
zatrzymaliśmy. James objął mnie mocniej i powoli opuścił rękę.
- Wow –
wymsknęło mi się.
Moim oczom
ukazała się piękna plaża. Nie była taka, jak wszystkie znane mi dotychczas.
Była to mieszanka trawy i piasku. Żółte drobinki skumulowały się przy wodzie,
przechodząc płynnie w zieloną łąkę. Coś takiego mogłam sobie jedynie wyobrażać
w najśmielszych marzeniach. Ponadto, wokół tego zakątka, leżały dość duże
skały, a my staliśmy na jednej z nich. Wiatr mierzwił nam obojgu włosy.
- Tu jest
pięknie… – powiedziałam z uczuciem.
- Cieszę się,
że ci się podoba. To ma być niezwykły dzień. Zobaczysz, co czeka nas później –
uśmiechnął się tajemniczo.
Kolejne
niespodzianki? Widać, że James się postarał. Musiało mu bardzo zależeć na
naszym spotkaniu.
- Chodźmy na
dół – rzekł, po czym mnie puścił. Chwilę potem już trzymał moją dłoń, pomagając
mi zejść.
Stanęliśmy na
magicznej plaży. Po raz kolejny przeżyłam szok. Tuż obok nas leżał niebieski
koc z koszem piknikowym. A obok niego duża, czerwona róża. Rogacz doskoczył do
niej błyskawicznym tempem i wciągnął dłoń z kwiatem w moją stronę.
- To dla ciebie
– powiedział męskim, głębokim głosem.
- Dziękuję –
odparłam równie spokojnie, biorąc od niego różę. Podsunęłam ją sobie pod nos i
powąchałam. Wydawała bardzo intensywny zapach, od którego kręciło się w głowie.
– Jest piękna.
- Co najwyżej
ładna, bo piękna to dziś jesteś ty. Zresztą, nie tylko dziś, ale zawsze. Chodź,
usiądziemy.
Jego wyznanie
wywołało uśmiech na mojej twarzy.
Opadłam z nim
na koc. Zdziwiłam się miękkością naszego posłania. James wyciągnął z koszyka po
jednej kanapce dla każdego.
- Sam to
szykowałeś? – spytałam, jedząc posiłek.
- Skrzaty
trochę mi pomogły – uśmiechnął się delikatnie.
No tak, mogłam
się tego domyślić. To nawet dobrze, miałam przynajmniej pewność, że wszystko
było jadalne.
James zabawiał
mnie rozmową, jednak już nie dowcipkował, tak jak wtedy, gdy tu szliśmy. Był teraz poważny, wydawało mi się, że swoimi
pytaniami próbował wybadać sytuację.
Niby zwykła rozmowa, ale kryło się w niej coś tajemniczego.
- Podoba ci się
tu? – zapytał po kilkunastu minutach, przypatrując mi się uważnie.
- Jasne, że
tak. To miejsce jest takie… piękne i magiczne – powiedziałam rozmarzonym tonem,
patrząc na lekko falująca wodę. Jak się wcześniej dowiedziałam, było nasze
szkolne jezioro, w którym pływała olbrzymia kałamarnica.
- To prawda -
pokiwał głową.
- Jak je
znalazłeś?
- Szczerze
mówiąc, nie pamiętam zbyt dokładnie. Wiem, że łaziłem po lesie i nagle tu trafiłem.
- Dzięki, że mnie
tu zabrałeś.
- Nie ma za co.
Jeśli chcesz, możemy tutaj częściej przychodzić - mruknął z błyskiem w oku.
- Byłoby
świetnie.
Rogacz
przysunął się bliżej mnie, otaczając mnie ramieniem. Nie, nie dotykał mnie, ale
wyglądało to tak, jakby nigdzie indziej nie mógł oprzeć dłoni. Obserwator z
boku mógł zapewne stwierdzić, że wyglądamy jak para zakochanych. Cóż, może i
tak było, ale zbytnio mi to nie przeszkadzało.
- Spróbuj tego
– James podsunął mi pod usta coś czerwonego. Posłusznie rozwarłam wargi i
pozwoliłam mu siebie nakarmić. Od razu poczułam słodki smak truskawki.
- Skąd ty masz
truskawki? – zapytałam ze zdziwieniem.
Nasze skrzaty
za nic na świecie nie chciały wydawać uczniom tych owoców. Dodawały je do potraw,
ale jeszcze nigdy nie podały ich osobno.
- No cóż…
Wykradłem je z naszej kuchni – przyznał się otwarcie.
- Jesteś
niemożliwy! - zawołałam, na co on wybuchnął tylko śmiechem.
- Może jeszcze
jedną? – spytał, podsuwając mi truskawkę.
- Dzięki – tym
razem zabrałam mu ją z ręki i sama się
nakarmiłam.
Rozmawialiśmy
bardzo długo. Rogacz wyciągnął ze mnie wiele tajemnic z mojego dzieciństwa,
kiedy jeszcze nie miałam pojęcia o magii. Dziwiło go, jak można żyć bez czarów.
On od zawsze miał z nimi do czynienia.
- Wiedziałem, że trafię do Gryffindoru - powiedział
później. - Byłem po prostu pewien.
- A to dlaczego?
- Sam nie wiem.
Miałem takie dziwne przeczucie cały czas.
- Dla mnie list
z Hogwartu to był wielki szok… Chciałam tylko, żeby to nie okazało się głupim żartem.
- Ja tam się
cieszę, że tu trafiłaś - zaśmiał się.
- Nie masz mnie jeszcze dosyć? - spytałam poważnie.
- Dziwne, ale
nie.
- Dlaczego?
Przecież tyle lat byłam dla ciebie okropna.
- Ale to mnie
nie zniechęciło. Ja wiem, że byłem straszny. Wciąż cię irytowałem, robiłem ci
na złość. Ale to dlatego, że chciałem zwrócić na siebie twoją uwagę.
- Wiem –
odwróciłam się w jego stronę.
- A wiesz, że
cię kocham? – spytał z łobuzerskim uśmiechem.
Nie zdążyłam mu
odpowiedzieć, bo niepodziewanie zbliżył swoje usta do moich. Przeszedł mnie
dreszcz, a już po chwili tonęłam w jego pocałunku. To było dopiero coś! James
to mistrz w tej dziedzinie.
Oderwałam się
od niego, dysząc ciężko. Chłopak oparł czoło o moje ramię i spytał:
- Może
popływamy?
- Co? – odsunęłam
się od niego zaskoczona.
W ramach
odpowiedzi sięgnął do kosza piknikowego i z bocznej kieszonki wyjął mój strój
kąpielowy.
- Skąd ty to
masz?
- Znajomości –
wyszczerzył zęby.
No tak,
wszystko jasne. Dorcas od samego początku wiedziała, co on planuje. I nie
pisnęła ani słówka!
- No, dawaj,
woda jest bardzo ciepła. Możesz się przebrać tam za skałą. Obiecuję, że nie
będę podglądał.
- Jasne, a ja
mam ci wierzyć?
- A czemu nie?
No już. Czekam tutaj.
- A ty się
przebierać nie musisz?
- Mam już
wszystko na sobie.
Spojrzałam na
niego z powątpiewaniem w oczach. Wyglądał na pewnego siebie. Westchnęłam, wzięłam
od niego mój kostium i wstałam, kierując się za skałę, która wskazał mi James.
Była w niej
mała wnęka, która akurat wystarczała, aby zdołała się tam ukryć taka osoba, jak
ja. Rozejrzałam się dookoła.
- Pośpiesz się!
– zawołał James. Jego głos dochodził z plaży. Zyskałam więc pewność, że został
tam, gdzie powinien.
Zastanawiałam
się, dlaczego się zgodziłam na jego propozycję. Pływanie? Ciekawa opcja. Szybko
się przebrałam, żeby przypadkiem Jamesowi nie
zachciało się sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku.
Gdy ubrałam już mój strój kąpielowy,
poczułam się nieco niezręcznie. Kostium zbyt wiele odsłaniał. Na co ja się
dałam namówić? Wzruszyłam ramionami i poszłam z powrotem w kierunku naszego
koca.
James siedział
ubrany w jedynie kąpielowe spodenki. Z trudem udało mi się oderwać wzrok od
jego umięśnionej klatki piersiowej. Na mój widok uśmiechnął się. Wstał i ruszył
w moim kierunku.
Chłopak wyciągnął
rękę w moim kierunku i pociągnął mnie w stronę wody.
***
Przepraszam!
Baaardzo Was przepraszam, że tak długo nie było notki. Powodów jest wiele.
Najpierw nie było czasu, potem weny i chęci. Potem trochę zamieszania ze szkołą. I powoli
sobie kończyłam tę notkę. Nie myślcie, że przez ten czas nic nie robiłam, bo
prawie każdego dnia dopisywałam po trochu, a że nie miałam weny, nie szło mi to
za dobrze.
Druga część tej
notki po moim powrocie z Grecji. Wracam 17 lipca nad ranem, a w ciągu
najbliższych dni coś dodam. Będę tam pisać notki w zeszycie na plaży. :) Potem
biorę się za szablon, notki… Po wakacjach liceum, muszę napisać trochę na
zapas.
Kąpiel Lily i
Jamesa może się wam kojarzyć ze sceną w „Przed świtem”, ale uprzedzam, że
miałam to zaplanowane ponad rok temu, zanim usłyszałam o Zmierzchu. ;p
Nie powiadomię
wszystkich, bo już nie zdążę.
A. Chciałam
powiedzieć jeszcze, że komentarze, w których mnie poganiacie, wcale mi nie
pomagają, a tylko zniechęcają. Każdemu może się zdarzyć gorszy czas w życiu,
nie? Ja mam to właśnie teraz.
Jeszcze spacja
mi nie działa i wszystkie odstępy w drugiej połowie notki są robione za pomocą klawiatury ekranowej. Masakra jednym
słowem.
Okej, kończę.
Udanych wakacji Wam życzę! ;)