Dzień przed ostatnim egzaminem
postanowiłam pójść do biblioteki, żeby powtórzyć jeszcze pewne informacje,
które do tej pory zdążyłam zdobyć. Historia magii nie była aż tak ważna, ale
skoro mogłam wypaść lepiej, dlaczego by nie wykorzystać szansy?
Wyszłam z Pokoju Wspólnego, kierując
się w stronę biblioteki. W ostatnim czasie spędziłam tam sporo czasu i zdążyłam
się już zadomowić. Wychodząc zza rogu, dostrzegłam dwie postacie pochylające
się nad czymś po drugiej stronie korytarza. Podeszłam nieco bliżej i zdałam
sobie sprawę, że to po prostu James i Syriusz ze swoją Mapą Huncwotów.
Porozmawiałabym z nimi chwilę, gdyby nie to, że znajdowałam się naprzeciwko
drzwi do hogwarckiego księgozbioru, a wiedziałam, że oni mogli mnie zatrzymać
na dłużej. James mnie jednak zauważył i szeroko się uśmiechnął. Przez ten
uśmiech przekazywał tyle pozytywnych emocji, że aż się zatrzymałam, po czym
odmachałam i czym prędzej weszłam do biblioteki, aby przypadkiem Huncwoci nie
zdążyli mnie zagadać.
Poszukałam kilku interesujących mnie
książek i usiadłam przy jednym ze stolików, by w spokoju poczytać. Na zewnątrz było
jeszcze jasno, dochodziła czwarta po południu i na błoniach odpoczywało wielu
uczniów, którzy woleli spędzić wolny czas na zewnątrz.
Nie mogłam się jednak skupić. Okno
było otwarte i docierały do mnie niewyraźne głosy z dworu. Na dodatek co chwilę
stawał mi przed oczami uśmiech Jamesa i wciąż o tym myślałam. Pamiętałam ten
moment bardzo wyraźnie, sama nie wiem, dlaczego. I wiedziałam, że tak łatwo nie
pozbędę się tego obrazu z głowy.
Ze złością zatrzasnęłam książkę i
spojrzałam na wiszący na ścianie zegar. Za piętnaście piąta. Westchnęłam
zrezygnowana i stwierdziłam, że lepiej będzie wrócić do Pokoju Wspólnego, bo tu
tylko traciłam czas. I tak nie pamiętałam nic z tego, co przeczytałam.
Nagle w pomieszczeniu zrobiło się
głośniej. Zobaczyłam profesor McGonagall i panią Pince, które rozmawiały
podniesionym tonem. Potem dostrzegłam coś jeszcze. Dział Ksiąg Zakazanych był
otwarty. Opiekunka Gryffindoru i bibliotekarka, zbyt przejęte inną sprawą, nie
zauważyły tego i szybkim krokiem wyszły z pomieszczenia.
Jeszcze niedawno szukałam sposobu,
jak się tam dostać. Wtedy chciałam znaleźć jakąś księgę, w której byłaby
chociaż mała wzmianka o tym tajemniczym miejscu w Zakazanym Lesie. A teraz
miałam ku temu okazję.
Niewiele myśląc wślizgnęłam się do
tego zakazanego pomieszczenia i zaczęłam szukać właściwej półki. Nie było to
łatwe. Księgi sięgały sufitu, a idąc między nimi miałam wrażenie, że otacza
mnie jakaś dziwna i nieprzyjemna moc. Serce biło mi jak szalone i zaczynałam
żałować, że nie przemyślałam dobrze tej decyzji, tylko dałam się ponieść
impulsowi. Zresztą, po co miałam cokolwiek sprawdzać? Przecież on by mnie nie
okłamał, prawda?
Co ja wyprawiam, pytałam samą
siebie. Mimo to wciąż uporczywie szukałam, aż w końcu znalazłam coś, co
wydawało się odpowiednie. „Sekrety Hogwartu”, a obok stała księga zatytułowana
„Czego nie dowiesz się w zwykłej książce, znajdziesz tutaj”. Metr dalej
natrafiłam na niewinny tytuł „Hogwart”. Widziałam jeszcze wiele grubych lektur
o mojej szkole, ale nie było już czasu szukać dłużej. W każdej chwili ktoś mógł
się tu pojawić.
Wyjęłam tamte trzy książki i
wymknęłam się stamtąd, starając się, żeby nikt mnie nie zauważył. Zapakowałam
je do torby i ruszyłam pewnie w stronę wyjścia. Uderzenia serca nadal miały
szybkie tempo, a ja byłam bardzo zdenerwowana. Dopiero dotarłszy do Pokoju
Życzeń, który zgodnie z moją wolą zmienił się w salon z wygodną kanapą,
stolikiem i lampką, uspokoiłam się i mogłam pomyśleć.
Dlaczego właściwie to zrobiłam?
Chyba dlatego, że do końca jednak nie ufałam Jamesowi. I musiałam sama się
upewnić i wszystko sprawdzić. Wiedziałam, że moje zachowanie było beznadziejne
i głupie, ale i tak otworzyłam pierwszą książkę i zaczęłam ją przeglądać w
poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o Zakazanym Lesie.
Niespełna dwie godziny później byłam
pewna jednego – księgi nie zawierały ani słowa na temat tego dziwnego miejsca. Nic,
kompletnie nic. Istniało prawdopodobieństwo, że inna lektura wspominała coś o
nim, ale z każdą chwilą coraz bardziej przekonywałam się do jednego – James
mnie okłamał.
Starałam się myśleć racjonalnie.
Przecież to niemożliwe. Jednak wszystkie wątpliwości wzięły górę nad rozsądkiem
i mimo, że próbowałam się skupić na tym, co naprawdę się liczyło, brak całkowitego
zaufania zrobił swoje i zalała mnie gwałtowna fala wściekłości.
***
James na kanapie przy oknie i
patrzył nieobecnym wzrokiem na Gryfonów znajdujących się w Pokoju Wspólnym.
Niedaleko kominka siedziały Dorcas i Ann, a z nimi Syriusz i Remus. Nie
podszedł jednak do nich. Czekał na kogoś innego.
Wcześniej dużo myślał i postanowił,
że już najwyższa pora wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Od jego randki z Lily nad
jeziorem i nocy w Zakazanym Lesie minął ponad miesiąc i mimo jego wielkich
nadziei, wcale się nie polepszyło. No, może trochę. Zauważył zmianę w jej
zachowaniu, była bardziej chętna do przebywania z nim, ale… Tylko czasami.
Bywało też tak, że miał wrażenie, że go unika i wcale mu się to nie podobało. Jednak
niedługo potem widział jej uśmiech i znowu powtarzał sobie, że Lily potrzebuje
czasu.
Ale zaraz rozpoczną się
dwumiesięczne wakacje i wiedział, że jeśli teraz czegoś nie zrobi, to we
wrześniu może być za późno. Nie do końca rozumiał zachowanie Evans ani jej
sposób myślenia. Nie miał pojęcia, nad czym się tak długo zastanawiała.
I teraz czekał na nią, chcąc
wszystko wyjaśnić. Albo tak, albo nie – odpowiedź była prosta. Przynajmniej dla
niego.
***
Chciałam czym prędzej znaleźć się w
swoim dormitorium. W ciepłym łóżku. Móc wszystko na spokojnie przemyśleć.
Podejmowanie decyzji, kiedy jest się zdenerwowaną, nie jest dobrym pomysłem.
Bardzo chciałam mu wierzyć, ale teraz wróciły wszelkie niepewności. Na
szczęście zdążyłam się trochę uspokoić, jednak i tak potrzebowałam trochę
czasu.
- Lily! –
usłyszałam, idąc w stronę schodów.
Od razu
poznałam ten głos. Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.
James machał do
mnie z uśmiechem na twarzy; chciał, żebym podeszła.
Ostatnią
rzeczą, na którą miałam ochotę, była konfrontacja z nim.
- Możesz na
chwilę? – zapytał.
Westchnęłam i
podeszłam do niego. Cała złość ze mnie wyparowała i teraz pozostał jedynie
smutek i niepewność. Jednak nie chciałam z nim rozmawiać.
- Usiądziesz? –
wskazał na miejsce obok siebie.
Pokiwałam
głową, nadal się nie odzywałam. Miałam bałagan w głowie a zanosiło się na jakąś
poważniejszą rozmowę. Kiedy tylko znalazłam się obok niego, błyskawicznie
przysunął się i pocałował mnie w policzek.
- Co to miało
być? – warknęłam, odsuwając się od niego.
Dziwne
odrętwienie zniknęło i znowu poczułam złość. Mój nastrój zmieniał się co
chwilę.
- Przeszkadza
ci to? – spytał zaskoczony. Widocznie nie tego się spodziewał.
- Tak. O czymś
chciałeś porozmawiać, czy tak o mnie zawołałeś? – nawet nie starałam się być
miła.
- Chciałem
porozmawiać i wyjaśnić parę rzeczy. Ale widzę, że ty chyba nie w nastroju…
- Nie, możemy
rozmawiać – wzięłam głęboki wdech. – Już jestem spokojna – mruknęłam.
Przyjrzał mi
się uważnie, odczekał chwilę i zaczął:
- Myślałem o
nas sporo ostatnio. I chyba mam dość tej niepewności. Nie wiem, ile mam jeszcze
czekać i co zrobić, żebyś ty w końcu była pewna. Więc… Powiedz mi teraz, co
zdecydowałaś w związku z nami.
Otworzyłam aż
usta ze zdziwienia. O nie, tego to ja się w ogóle nie spodziewałam. Mogłam się
od razu nie zgodzić na tę rozmowę. Bałagan w mojej głowie osiągnął rozmiar
maksymalny i wszystko mi się mieszało.
- James,
uwierz, to nie jest najlepszy moment na tę rozmowę.
Oczywiście, że
nie był. Nie po tym żmudnym przeszukiwaniu książek, nie po tych rozmyślaniach.
- To jestem
ciekawy, kiedy będzie. Wiesz, ile to już trwa? Mam dosyć. Cholera, raz się do
mnie kleisz, a potem unikasz. Każdy by zwariował.
- Ja się do
ciebie kleję? Chyba coś ci się pomieszało – wcześniej w jego oczach dostrzegłam
iskierkę złości, przez którą teraz u mnie rozpalał się płomień tej reakcji.
- Nie sądzę.
- Lepiej dajmy
sobie spokój z tą rozmową – powiedziałam i spróbowałam wstać, jednak on
przytrzymał mnie za rękę i pociągnął z powrotem na kanapę.
- Nie. Lily,
czy ty nie rozumiesz, że cię kocham? Tak trudno to pojąć? Nie wiem, czego ty
jeszcze oczekujesz. Może mam przyjechać na białym koniu, co?
- Daj spokój,
lepiej to skończmy – znowu chciałam wstać i tym razem mi się to udało.
On także wstał.
Uczniowie
zaczęli się na nas patrzeć. Na pewno zwracaliśmy na siebie uwagę.
- Aha, czyli
mam rozumieć, że to koniec, tak? Dajemy sobie spokój? Zapominamy o wszystkim,
co nas łączyło?! – mówił już podniesionym tonem i wcale tego nie krył.
- Myśl sobie,
co chcesz, nic mnie to nie obchodzi! – nade mną emocje też wzięły górę.
- Jasne, jak
zwykle. Nic cie nie obchodzi poza tobą. Tyle mi kazałaś czekać i jak się
okazuje, na darmo.
Tym razem
przesadził i on to wiedział.
- Niczego ci
nie kazałam, sam chciałeś! Ile razy ci mówiłam, żebyś się odczepił? Ale nie, ty
przecież nie mogłeś odpuścić.
- Bo cię do
cholery kochałem! – krzyknął.
W Pokoju
Wspólnym zapanowała cisza. Teraz już każdy, kto się tam znajdował, patrzył na
nas.
- A tamta noc w
Zakazanym Lesie? Myślałem, że coś dla ciebie znaczyła – powiedział cicho. Jego
głos był przepełniony złością i rozgoryczeniem. – I wszystkie nasze
wcześniejsze spotkania? Co to było, skoro teraz mówisz, żebyśmy dali sobie
spokój?!
- Chyba coś nie
tak zrozumiałeś… - zaczęłam. Wcale nie chciałam, żeby to się tak skończyło. Nie
chciałam, żeby w ogóle się kończyło.
- Widocznie wszystko
źle zrozumiałem – w jego głosie znów pobrzmiewała wściekłość. – Ja ci zaufałem,
a ty nawet nie byłaś tego warta. Powinienem dawno to skończyć, a ja jak głupek
się starałem. Ale nie, koniec z tym, Evans. Koniec. Jesteś okropną egoistką,
która potrafi tylko wykorzystywać innych! – wykrzyczał mi prosto w twarz.
- James! –
zawołała Dorcas i natychmiast do nas podeszła. Remus i Syriusz stawili się obok
chwilę później.
- Nie wtrącaj
się – warknął Potter. – I wiesz, co ci jeszcze powiem? Żałuję, że straciłem na
ciebie tyle czasu. Proszę bardzo, teraz masz spokój, żaden Potter nie będzie za
tobą latał, jak idiota. Bo i tak nie jesteś tego warta – powtórzył, patrząc mi
prosto w oczy.
- James,
wystarczy, idziemy stąd – Syriusz popchnął go w stronę schodów do męskiego
dormitorium. Remus pomógł mu go odciągnąć. Rogacz do ostatniej chwili wpatrywał
się we mnie z wściekłością.
Z moich oczy
spłynęło nagle kilka łez. Stałabym tak dalej, gdybym nie poczuła Dorcas, która
ciągnęła mnie za rękę. Poddałam się temu.
Te kilkanaście
minut zakończyło wszystko, co mnie z nim łączyło. Wiedziałam, że już mi nie
wybaczy…
***
Koniec. ;p
Domyślam się, że część z Was ma ochotę mnie teraz zabić. Ale tam naprawdę za
różowo już było… Musi się coś dziać. ;)
Kolejna notka
pewnie za jakieś 2-3 tygodnie. ;) Pozdrawiam. :)