James wtargnął do dormitorium niczym
huragan. Jego złość emanowała na całe otoczenie. Zdawało się, że za chwilę
szafa stanie w płomieniach od jego spojrzenia. Syriusz i Remus stali przy
drzwiach i przypatrywali się, jak ich przyjaciel wyżywa się na meblach. Rogacz
z całej siły kopnął w szafkę nocną, która mocno się zachwiała. To nie
wystarczyło. Chłopak powtórzył ruch i tym razem wszystkie drobiazgi, które tam
leżały, wylądowały na podłodze.
Nagle rozległ się dźwięk tłuczonego
szkła. To sprawiło, że James się opanował i rozejrzał się w poszukiwaniu
źródła tego hałasu.
Tuż
przy jego stopach znajdowała się ramka ze zdjęciem. Szybka przysłaniająca
fotografię pękła ukośnie. James prychnął głośno, gdy wziął przedmiot do ręki. Spojrzał
ze złością na uśmiechniętą twarz Lily, w którą niezliczoną ilość razy wpatrywał
się, marząc o ich wspólnej przyszłości. Jednak chwilę wcześniej jego plany i
nadzieje rozpadły się raz na zawsze i nie potrafił znaleźć w sobie ani krzty
radości z patrzenia na zdjęcie. Zamachnął się mocno i rzucił ramką o ziemię.
Szkło rozprysnęło się po całym pokoju, podstawka znalazła się pod łóżkiem
Petera, a fotografia zatrzymała się przy nodze Syriusza.
Lunatyk i Łapa wymienili
zaniepokojone spojrzenia.
- James, opanuj
się w końcu. Niszczenie różnych rzeczy nic ci nie da – powiedział Remus
stanowczym tonem.
- Co ci się
stało, człowieku? Naskoczyłeś na nią, jakby była wcieleniem najgorszego zła
chodzącego po świecie – Syriusz był także przyjacielem Lily i nie zamierzał tak
łatwo odpuścić Jamesowi.
- Jeszcze się
pytasz! Okręciła mnie sobie wokół palca, a teraz nagle jej się wszystko
odwidziało i chce to skończyć. Proszę bardzo, ja z nią też kończę. Nie mam
zamiaru się za nią więcej uganiać, jak kretyn…
- Emocje są
złym doradcą, James – wtrącił Remus, który jak zwykle był opanowany.
- Nie ma się co
martwić, tym razem jestem w stu procentach pewien – mruknął Potter po chwili. –
Zmarnowałem sześć lat na nią i nie chcę tracić ani jednego dnia więcej – teraz
mówił spokojnie. Wydawało się, że cała złość z niego uszła.
- Jasne, już to
widzę. Przecież ty ją kochasz do szaleństwa, zawsze tak nam mówiłeś – dla
Syriusza sytuacja, w której James nie latałby za Lily, była nierealna.
- Było, minęło.
Dajcie już spokój. Mogę wam przypomnieć, ile razy wcześniej sami mi
powtarzaliście, żebym z tym skończył? No to, do jasnej cholery, teraz się nie wtrącajcie! – Rogacz znowu się
zdenerwował.
Podniósł z
podłogi różdżkę, która spadła z szafki, zabrał też Mapę Huncwotów i skierował
się szybko w stronę wyjścia.
- Koniec z Lily
Evans – powiedział głośno, otwierając drzwi.
Wszyscy
znajdujący się w Pokoju Wspólnym usłyszeli ich trzask, kiedy James ze złością
je zamknął.
***
W dormitorium od razu usiadłam na
swoim łóżku. Nawet nie zauważyłam, kiedy Dorcas i Ann znalazły się obok mnie. Nie
potrafiłam wydusić z siebie słowa, w głowie miałam pustkę. Nigdy bym się nie
spodziewała czegoś takiego ze strony Jamesa. Poczułam, jak po policzkach
spływają mi łzy.
- Lily… Mogę
się założyć, że za chwilę on tu przybiegnie z przeprosinami – powiedziała
Dorcas.
Pokręciłam
głową.
- Nie, tym
razem nie. Nie widziałaś jego spojrzenia…
- Przecież już
zdarzały wam się kłótnie. Ej, nie rycz przez niego – Ann także starała się mnie
jakoś pocieszyć.
- To nie jest
zwykła kłótnia! On naprawdę był wściekły.
- Ale to mu nie
daje żadnego prawa, żeby cię obrażać. Przesadził i to bardzo. Normalnie miałam
ochotę mu przywalić, kiedy on się tak zachowywał – mruknęła Meadowes.
- Lily, ale co
się właściwie stało? Nagle zaczęliście krzyczeć. O co poszło? – spytała
spokojnie Ann.
Otarłam łzy
jedną ręka i wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić. Na niewiele się to
zdało, ale wystarczyło, żebym opowiedziała im przebieg naszego spotkania.
- Co za kretyn!
Przeszkadzało mu to, że nie jesteś w nastroju do rozmowy? To nie powód, żeby
urządzać takie awantury! – Dorcas była oburzona tym, co usłyszała i wcale
tego nie ukrywała.
- Nie, Dorcas,
to nie tak. On miał dosyć tej niepewności…
- I skończyła
mu się cierpliwość – dodała Ann. – Że też akurat wtedy go wzięło na poważne
rozmowy! Ale nie podejrzewałabym cię o włamanie do Działu Ksiąg Zakazanych,
wiesz?
Wzruszyłam
ramionami.
- Teraz to już
nie ma znaczenia – nie udało mi się powstrzymać łez cisnących się do oczu. –
Nie ważne, czy to miejsce w Zakazanym Lesie istnieje, czy nie. Teraz to już
nawet nie wiem, dlaczego chciałam udowodnić, że jest ono prawdziwe. On nie chce
mnie znać…
- Przestań, na
pewno tak nie jest. Mówię ci, że niedługo będzie za tobą latał i cię
przepraszał.
- Nie… On mówił
całkowicie serio. Ja to po prostu wiem. Widziałam, jak na mnie patrzył, to nie
jest chwilowa złość.
- Może… -
zaczęła Ann niepewnie.
- Może co? –
podchwyciła Dorcas.
- Może
faktycznie to trochę potrwa. On się musi uspokoić. Ale Lily, nie martw się,
prędzej czy później mu przejdzie.
- Lepiej żeby
prędzej, bo chciałam zauważyć, że za kilka dni wracamy do domu. Ale jak jeszcze
raz zacznie się na tobie wyżywać, to obiecuję, że będzie miał twarz tak obitą,
że rodzice go nie poznają.
Uśmiechnęłam
się delikatnie, słysząc groźbę Dorcas. Zaraz potem jednak powrócił smutek.
- Chciałabym,
żeby było tak, jak mówicie, chociaż nie sądzę, żeby tak to się potoczyło.
- Zależy ci na
nim, prawda? – spytała Ann.
Pokiwałam
powoli głową.
- Tak… Nie
jestem pewna do końca, co czuję, ale wiem, że nie jest dla mnie tylko
przyjacielem. A właściwie był…
- Jest, nawet
jeśli teraz jest na ciebie wściekły. Przecież wszystkich uczuć nie da się tak
łatwo przekreślić.
Usłyszałam
nagle jakby z oddali trzask drzwi. To spowodowało kolejny potok łez.
- Nie płacz już.
Zobaczysz, że wszystko szybko się ułoży – mruknęła cicho Dorcas.
- On ze mną już
skończył – powiedziałam.
Żadna nic nie
odpowiedziała. Przytuliły mnie mocno, zapewniając mnie tym samym, że zawsze
mogę na nie liczyć.
Wszystko potoczyło się dokładnie
tak, jak przewidziałam. Dla Jamesa już nie istniałam. Kilka razy zdarzyło się,
że przeszedł obok, potrącając mnie, jakby mnie nie zauważył. Traktował mnie jak
powietrze. Nie potrafiłam znaleźć się w tej sytuacji. Była mi ona całkowicie
obca. Odkąd przybyłam do Hogwartu, Potter wciąż kręcił się dookoła mnie. Teraz
było całkiem odwrotnie.
Czułam się w Hogwarcie jak nieproszony
gość, jak ktoś, kto tam nie pasuje. Wszystko nagle zdawało się być inne, niż
kiedyś. Lekcje się już nie odbywały, bo trwały egzaminy końcoworoczne.
Uczniowie korzystali z wolności i większość czasu spędzali na błoniach. Dla
osób z szóstego roku testy się zakończyły poprzedniego dnia, kiedy kartki z
odpowiedziami na pytania związane z historią magii zostały oddane. Do wyjazdu do domu pozostały tylko trzy dni.
Nie miałam ochoty na zabawę przy
jeziorze. Przechadzając się pustymi korytarzami szkoły, przypominałam sobie,
jak wiele wspomnień mam związanych z tym miejscem. Prawie przy każdym
zakręcie, na każdych schodach i w klasach zdarzyło się coś, co było warte
zapamiętania. Sześć lat, które tu spędziłam, było niezwykłe. Teraz miałam
wrażenie, że odeszły one bezpowrotnie, a kolejny, ostatni rok w tej szkole
będzie tylko marną namiastką prawdziwego hogwarckiego życia.
Wiedziałam też, że utraciłam bardzo
ważną rzecz w moim życiu. Przyjaźń Jamesa. Wcześniej nawet nie zdawałam sobie
sprawy, ile to dla mnie znaczyło. Prawdą jest powiedzenie, że dopiero, kiedy
się coś straci, docenia się, jaką to miało wartość.
Mimo że on traktował mnie tak,
jakbym nie istniała, miałam wrażenie, że za wszelką cenę stara mi się pokazać,
że nic dla niego nie znaczę. W ciągu ostatnich dni szkoły Hogwart dostał
przypomnienie o istnieniu Huncwotów, a właściwie jednego z nich. Zaczęły
się głupie kawały. Sala Wejściowa została oblepiona gumami do żucia tak, że nie
dało się przez nią przejść. Pokój
Wspólny Slytherinu zalała woda niewiadomego pochodzenia. Nauczyciele
podejrzewali czyja to sprawka, ale nie było żadnych dowodów.
Usiadłam przy stole w Wielkiej Sali
w porze obiadu. Dorcas i Ann, siedzące naprzeciwko, starały się, z marnym
skutkiem, wciągnąć mnie w rozmowę. Kątem oka zauważyłam Huncwotów idących w
naszą stronę. Świetnie, pomyślałam. Tylko tego brakowało…
Dosiedli się do
nas jak gdyby nigdy nic. Pech sprawił, że ostatnie wolne miejsce pozostało z
mojej lewej strony. Zajął je James. To była nasza pierwsza konfrontacja od
czasu tej pamiętnej kłótni. Liczyłam, że nadal będzie mnie traktował tak, jak
do tej pory i się nie odezwie.
Zauważyłam podejrzliwe
spojrzenia wymieniane przez moich przyjaciół. Nie wiem, czego oni się po mnie i
Jamesie spodziewali, ale wyraźnie robili jakieś insynuacje.
Wkrótce potem
moje nadzieje na spokojny obiad okazały się niespełnione.
- I co? Teraz
jesteś pewnie zadowolona, nie? – usłyszałam głos Jamesa przesycony jadem.
Nie wiedziałam,
co mu odpowiedzieć. Miałam ochotę wstać i wybiec z sali, ale jednocześnie
pragnęłam go ośmieszyć, tak jak on niedawno ośmieszył mnie.
Z sytuacji
wyratowała mnie profesor McGonagall, która stanęła z drugiej strony stołu,
patrząc srogo na Rogacza.
- Potter! Wiem,
że to ty i nawet nie próbuj się wykręcać. Posmarowanie klejem wszystkim
umywalek w szkole było dużym błędem.
- Nie ma pani
żadnych dowodów, pani profesor – chłopak śmiało na nią spojrzał i wyciągnął się
wygodnie na ławce, krzyżując ręce z tyłu głowy.
- Potter, dość
tego! Że też teraz przyszło ci do głowy znowu się tak zachowywać… A był spokój.
Nie obchodzi mnie, że kończy się rok szkolny, ale nie myśl, że popuszczę to
płazem. Masz szlaban. Dzisiaj o osiemnastej w moim gabinecie. To i tak
niewiele, biorąc po uwagę to, ile zdążyłeś już zrobić.
- Trudno –
wydawało się, że w ogóle się nie przejął. – Przynajmniej czuję, że żyję i nie
marnuję czasu – powiedział z uśmiechem.
- Nie spóźnij
się! – mruknęła profesor McGonagall ze złością i szybko odeszła w stronę stołu
dla nauczycieli.
James westchnął
i uśmiechnął się szeroko.
- Dawno tego
nie miałem – powiedział zadowolonym tonem.
Nie chciałam tu
być ani słuchać jego głosu. Nie miałam ochoty na jego towarzystwo. Powietrze
stawało się wtedy jakby cięższe.
Poderwałam się
do pozycji stojącej i zostawiwszy niedokończone jedzenie, pognałam w stronę
wyjścia. Usłyszałam jeszcze krzyk Dorcas za mną, ale się nie zatrzymałam.
Udałam się nad jezioro i usiadłam na
trawie. Nikogo oprócz mnie tam nie było, wszyscy znajdowali się na obiedzie.
Słońce odbijało się w wodzie, tworząc śliczne wzory. Gdzieś tam daleko, przy
drugim brzegu, znajdowała się plaża, an której spędziłam niezapomniany dzień z
Jamesem. Teraz to już były tylko wspomnienia. W głębi duszy wiedziałam, że sama
sobie na to zapracowałam. Powoli docierało do mnie, jak nieumyślnie zwodziłam
chłopaka, aż w końcu on miał tego dość i zażądał konkretów. Nie mógł czekać w
nieskończoność…
- Nie przeszkadzam?
– usłyszałam nad sobą.
Spojrzałam w
górę. To Syriusz stał nade mną.
- Nie, pewnie,
że nie. Siadaj.
Przez chwile
oboje milczeliśmy. Znowu miałam to dziwne uczucie, że wszystko jest nie tak,
jak powinno.
- Nie przejmuj
się nim – powiedział nagle Syriusz, wpatrując się we mnie.
- Dlaczego
myślisz, że się przejmuję? – odparowałam.
- To widać.
Zresztą, skąd niby teraz te łzy?
Nawet nie
zauważyłam, że płakałam. Szybko otarłam słone krople z policzka.
- Nie chcę go
bronić, ale on chyba musi to odreagować. Dlatego ci mówię, żebyś nie zwracała
teraz na niego uwagi.
Wzruszyłam
ramionami.
- Syriusz, ale
to i tak moja wina. Wcale się nie dziwie, że ma mnie dość. Zachowywałam się jak
rozkapryszone dziecko, które nie wie, czego chce.
- Teraz jest na
ciebie wściekły, ale wiesz przecież, co on do ciebie czuje. Wiesz, ile razy
wcześniej mu mówiłem, żeby dał sobie z tobą spokój? To on że nie, że nigdy.
- I co, już nie
chcesz, żeby mi dał spokój? – spytałam z ironią.
Uśmiechnął się.
- Nie, bo
widzę, że tobie też na nim zależy. No i ładna z was para by była.
Prychnęłam.
- Przestań, to
już koniec. On wyraźnie to powiedział, a ja nie zamierzam się płaszczyć.
- To nie byłby
płaszczenie się, gdybyś z nim porozmawiała. Przecież on cię kocha – powiedział,
jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Między
miłością i nienawiścią jest bardzo cienka granica.
- Oj, Lily…
Zaraz się zaczną wakacje. Na pewno chcesz je tak zacząć?
- Syriusz,
jestem ci naprawdę wdzięczna za troskę. Miło wiedzieć, że ktoś się o ciebie
martwi. Ale skończmy już z tym, naprawdę.
- Jak tam chcesz. Pamiętaj, że możesz na mnie
liczyć. I mam nadzieję, że parę razy napiszesz do mnie w ciągu tych dwóch
miesięcy.
- Jasne, że
tak. A ty będziesz u Jamesa, prawda?
- Tak, w końcu
teraz tam mieszkam – posłał mi uśmiech.
- Wiem, wiem,
tak tylko pytam.
W końcu nastał dzień powrotu do
domu. Młodsi uczniowie cieszyli się, że zobaczą rodziców. Ci starsi natomiast
sprawiali wrażenie, jakby chcieli cofnąć czas. Wiele dziewczyn płakało, na
twarzach wszystkich gościł smutek. Opuszczali Hogwart na zawsze i wkraczali w
dorosłe życie. Na myśl, że czeka mnie to samo za rok, zrobiło mi się potwornie
przykro.
- Chodź, bo nam wszystkie powozy odjadą –
Dorcas pociągnęła mnie za rękaw.
Dojechaliśmy do
Hogsmeade, gdzie czekał na nas expres Hogwart – Londyn. Zajęłyśmy pusty
przedział. Nikt się do nas nie dosiadł, widocznie gdzie indziej były jeszcze
wolne miejsca.
Część podróży
spędziłam w przedziale dla prefektów. Wróciłam stamtąd z Remusem, który już do
końca siedział z nami, a właściwie z Ann. Dobrze, że chociaż im się udało.
Tworzyli taką szczęśliwą parę. Dorcas wiedziała, że nie mam ochoty na rozmowy,
więc zajęła się czytaniem magicznych czasopism. Ja tymczasem pogrążyłam się w
rozmyślaniach na temat minionych wydarzeń.
Po
wielu godzinach jazdy pociąg zatrzymał się na stacji w stolicy Anglii. Kiedy
wszyscy zaczęli wysiadać, na peronie zrobił się duży tłok.
- Będę tęsknić!
Strasznie! Musimy się zobaczyć – mówiła Dorcas przy pożegnaniu.
- Pisz dużo,
jak najwięcej – powiedziała Ann, uściskawszy mnie.
Wkrótce potem
podeszli też Syriusz, Remus i Peter. Z każdym się pożegnałam i rozejrzałam
się w poszukiwaniu rodziców, bo zauważyłam, że sporo osób już wita się ze
swoimi krewnymi. Potem przypomniałam sobie, że przecież dla mugoli wstęp na
peron dziewięć i trzy czwarte jest niemożliwy. Kilka metrów dalej zauważyłam
Jamesa, który rozmawiał ze swoim ojcem. Nagle odwrócił się i napotkał mój
wzrok. Posłał mi spojrzenie pełne złości i rozgoryczenia, które sprawiło, że od
razu zwróciłam się w drugą stronę.
- Pójdę już –
powiedziałam szybko do przyjaciół i przekroczyłam magiczną granicę, która
dzieliła mnie ze światem mugoli.
***
No, jestem
ciekawa, co sądzicie. :) Trochę mi zajęło napisanie tej notki, myślałam, że uda
mi się ją dodać wcześniej. Nie wiem jeszcze, kiedy pojawi się następna.
Zobaczymy. ;)