Błyskawica nagle przecięła
ciemnoszare niebo, a chwilę później rozległ się głośny grzmot. Wiatr poruszał
gwałtownie koronami drzew, co sprawiało, że cały Zakazany Las zdawał się
tańczyć w złowieszczym rytmie. Krople deszczu uderzały w szybę, wydając przy
tym dźwięk przyprawiający mnie o gęsią skórkę. Był to odgłos, który zwiastował
coś złego i nieprzyjemnego.
Nic dziwnego, że wszystko kojarzyło
mi się z ponurymi sprawami, nawet zwykła burza. W ciągu ostatniego tygodnia pogoda
dokładnie odzwierciedlała mój nastrój. Październik, który już się zbliżał ku
końcowi, nie przyniósł żadnych zmian, tak samo jak wrzesień. Dni upływały
monotonnie, zwyczajnie. Lekcje, nauka, sen. Stały schemat dnia. Ostatniego dnia
miesiąca miał się odbyć mecz quidditcha pomiędzy Gryffindorem i Ravenclawem.
Perspektywa ta zajęła myśli wielu uczniów.
Zbliżający się mecz miał jedną dużą
zaletę – członkowie drużyny, a szczególnie ich kapitanowie, byli bardzo zajęci.
Jamesa Pottera widywałam praktycznie tylko na lekcjach i czasami wieczorem w
Pokoju Wspólnym. Nic się nie zmieniło, dalej pozostawał obojętny wobec mnie.
Nic dziwnego, ja w końcu wcale nie zachowywałam się inaczej. Traktowaliśmy się
jak powietrze. Były momenty, kiedy łapałam go na wpatrywaniu się we mnie, co burzyło
mój pogląd, że chłopak nie zwraca już na mnie żadnej uwagi. I niby wiedziałam,
co powinnam zrobić, jednak nie miałam na to odwagi. Wszystko sprowadzało się do
użalania nad sobą, co było wręcz żałosne.
- No nie mów,
że znowu o nim myślisz! – usłyszałam Dorcas, która właśnie głośno zamknęła
drzwi do dormitorium.
Dziewczyna była
cała przemoczona, a w miejscu, w którym stała, powoli robiła się mała kałuża.
- Gdzie
byłaś? – zapytałam, próbując zmienić temat.
- Na
trybunach. Myślałam, że Syriusz będzie miał chwilę po treningu, ale nie,
ustalają jeszcze jakieś szczegóły. Cholerny quidditch – mruknęła, znikając w
łazience.
Ponownie
zapatrzyłam się w krajobraz za oknem. Błyskawice raz po raz rozświetlały niebo.
Jeśli ta pogoda się utrzyma, mecz będzie należał do tych najtrudniejszych.
Dobrze więc, że drużyna ćwiczy nawet w takich warunkach.
- Lily? Znowu
James, prawda? – zapytała moja przyjaciółka.