Powolizbliżało się Boże Narodzenie. W Hogwarcie zapanowała iście przyjazna iświąteczna atmosfera. W Wielkiej Sali stała olbrzymia, przyozdobiona bombkami,łańcuchami i świecidełkami choinka. Na dworze codziennie można było zobaczyćprzepiękny biały puch spadający z nieba. Widok jak z bajki… Jezioro zaczynało jużprzymarzać i niektórzy uczniowie wykorzystali je jako lodowisko. Oczywiścieprzeważnie kończyło się to szlabanem od McGonagall. Huncwoci prawie całkowiciezaprzestali robienia swoich kawałów, jednak słyszałam, że planują coś wielkiegona Sylwestra. Mam nadzieję, że nie będzie to nic strasznego. Nie chciałabym,żeby dostali karę. Ostatnio dużo się zmieniło…
Z Jamesem dogaduję się bardzodobrze. Chłopak przez ostatni czas zmądrzał i wydoroślał. Mogę z nimporozmawiać bez obawy, że zacznie mnie podrywać. Czuję się przy nim bezpieczna…Rogacz wie, jak powinien się zachować w danej sytuacji. Nie wiem, co mu sięstało, może wreszcie uczucie, które podobno żywi do mnie, mu przeszło. W każdymbądź razie jesteśmy przyjaciółmi i mamnadzieję, że tak już pozostanie.
U Dorcas i Syriusza wszystko sięuspokoiło. Black wziął ją na rozmowę, wyjaśnili sobie pewne sprawy i wrezultacie są kolegami. No cóż, myślałam, że inaczej to się skończy, ale skorotak chcieli… Teraz zachowują się normalnie, rozmawiają, żartują… Ale kto wie,może jeszcze kiedyś się zejdą?
Jeśli chodzi o Justina to widziałamsię z nim jeszcze kilka razy, ale nie rozmawialiśmy zbyt długo. Jakoś nieżałuję. Traktowałam go jak kolegę.
Huncowci mieli załatwić spotkanie zKatie. I załatwili. A raczej próbowali załatwić. Ich pomysł był bardzoniedopracowany. Syriusz i Peter mieli wybawić profesor McGonagall z gabinetu, areszta miała za pomocą jej kominka dostać się do Beauxbatons. Ja i dziewczynynie narzekałyśmy, dobrze, że chłopaki w ogóle nam pomagali. Efekt był łatwy doprzewidzenia. Profesor McGonagall wyszła z gabinetu i wróciła w chwili, kiedyJames jako pierwszy wchodził do kominka. Powodem jej szybkiego powrotu byłPeter, który nie zrobił dobrze tego, co miał zrobić. Gryffindor straciłtrzydzieści punktów. Dobrze, że nie wysłała żadnego listu do rodziców… I jak narazie, spotkanie z Katie będzie bardzo trudne.
Wracając do tematu Świąt, bardzodużo osób wyjeżdża na ten czas do domu. Z Gryffindoru zostaję tylko ja, James iSyriusz oraz jeden pierwszak, troje czwartoklasistów i Justin. Chciałam teżwracać do domu, jednak rodzice wyjeżdżają do mojej ciotki, której wprost nieznoszę. James zostaje z podobnych powodów, a Syriusz, wiadomo, rodzina. Mamnadzieję, że po kilkunastu dniach z tymi wariatami będę jeszcze żyła.
W ostatni przed przerwą świątecznąweekend pozwolono nam zrobić zakupy w Hogsmeade. Po prawie całym dniu spędzonymw wiosce czarodziejów miałam prezenty dla wszystkich. Bardzo chciałam, aby imsię spodobały. Już nie mogłam się doczekać Świąt… To taki wspaniały okresczasu.
W przeddzień wyjazdu w moimdormitorium panował istny chaos. Po całym pokoju latały ubrania i kosmetyki.Ann i Dorcas w trakcie pakowania – to normalne. Nie chciałam im przeszkadzać,bo spowodowałoby to jeszcze większe zamieszanie. Leżałam spokojnie na łóżku iwszystkiemu się przyglądałam. Nagle do dormitorium wpadł James i zawołał:
-Jest Lily?! – obrzucił wzrokiem dormitorium i natychmiast do mnie podbiegł.
-Co się stało?
-Chodź szybko, potrzebuje cię – powiedział przejęty.
Pochwili James doprowadził mnie do korytarza pełnego niebieskiego płynu, któryszybko powiększał swoją powierzchnię. Obok tego dziwnego zjawiska stała resztaHuncwotów.
-Może mi ktoś powiedzieć, co znowu zbroiliście?
-Eee… No bo… Chcieliśmy przetestować nasz pomysł na Sylwestra i się trochęwymknęło to spod kontroli. Sama widzisz. Nawet Remus nie wie, co zrobić. A tyjesteś genialna we wszystkim i na pewno nam pomożesz… Prawda? – James ładniesię uśmiechnął.
Patrzyłamna niego podejrzanie.
-Nie czaruj mi tutaj. Co to jest? – wskazałam na niebieski płyn.
-Nie pytaj… Mogłabyś nam pomóc to oczyścić?
-A jakim cudem? Jak nie wiem, co to jest?
-Powiedzmy, że eliksir. To jak?
-Spróbuję…
Wyjęłamróżdżkę i rzuciłam zaklęcie, o którym czytałam w jednej z książek. Nie byłampewna, co do jego efektu, ale cóż…
Całaniebieska ciecz zamieniła się w wodę. Remus szybko zareagował i rzucił ZaklęciePary, co sprawiło, że cała woda wyparowała.
-Lily, jesteś cudowna! – zawołał James i mnie przytulił.
Remusdelikatnie odchrząknął.
-Ty też – powiedział na odczepnego.
-Dobra, udało się, a teraz chodźcie stąd bo zaraz McGonagall się tu zjawi –rzekł Syriusz.
Szybkimkrokiem skierowaliśmy się do Pokoju Wspólnego. Tam zostałam sama z Jamesem, boreszta poszła się pakować, a Syriusz chciał im poprzeszkadzać.
-Nie szkoda ci tego niebieskiego czegoś?
-Trochę… Ale nie chciałbym dostać szlabanu na Święta… Jakoś przeżyję.
-To dobrze. A powiesz mi, co to było?
-Nie mogę. Ale obiecuję, że kiedyś się dowiesz.
-No dobrze. Trzymam cię za słowo!
Przezchwilę milczeliśmy.
-Mam nadzieję, że podczas Świąt nie wysadzicie Hogwartu…
-Nie, pewnie, że nie. Poczekamy z tym aż wszyscy wrócą, będzie większy szum.
Spojrzałamna niego z przerażeniem.
-Żartuję! Spokojnie! Nie możemy wysadzić Hogwartu, bo nie byłoby potem gdzierobić kawałów.
-Hehe. A właśnie, ostatnio z tym przystopowaliście…
-Fakt. Są ważniejsze sprawy niż dziecinne wygłupy, ale raz na jakiś czas niezaszkodzi – puścił mi oko.
-Cieszę się, że teraz tak do tego podchodzisz. A teraz ja już pójdę, muszęzobaczyć, jak tam pakowanie u dziewczyn.
-Dobra. To cześć…
Wróciłamdo dormitorium. Wszystko wyglądało tak, jak to zostawiłam. Dziewczyny nawet niezauważyły, że mnie nie było. Usiadłam na łóżku i zaczęłam rozmyślać onadchodzących Świętach…
***
Uff,jest notka. Nie jest dobra. Pewnie zauważyliście, że ostatnie notki bardzoodbiegają jakością i treścią od poprzednich…Nie wiem, dlaczego tak jest. Możestraciłam chęci i wenę? Ech… Postaram się jeszcze pisać. Bo uwielbiam to robić.W następnej notce będzie już więcej akcji i chyba będzie ciekawsza ;) Pozdro!