Dnibiegły nie ubłaganie szybko. Ani się obejrzałam, a tu już styczeń prawie siękończył. Czas mijał głownie na nauce. Nauczyciele mnóstwo zadawali, twierdząc,że to już drugi semestr i trzeba się wziąć do roboty. Kilka razy zdarzyło misię zarwać noc, by napisać wszystkie wypracowania. Normalnie może i bymzdążyła, ale James często zajmował mi sobą czas. Zabierał mnie na spacery pobłoniach, a także pokazał mi parę miejsc w zamku, o których istnieniu niewiedziałam. O dziwno, ani razu nie zachowywał się tak, jakby chciał mniepoderwać. Po prostu był jak przyjaciel. I szczerze przyznam, że to mi bardzoodpowiadało. Miałam nadzieję, że Rogacz już taki pozostanie. Chciałabym, żebyon naprawdę zaakceptował to, że możemy być tylko przyjaciółmi. Na razie tak towłaśnie wyglądało. Zobaczymy, co będzie później. Kiedy rozmawiałam z Justinem,James nie odstawiał już żadnych scen zazdrości, po prostu udawał, że tego niewidzi. O incydencie z Sylwestra nikt nie mówił.
Z Syriuszem wciąż świetnie się dogadywałam.Można nawet powiedzieć, że był dla mnie jak brat. Niestety, nawet rodzina możeprzysporzyć pewnych problemów. Mimo że i on, i Dorcas wiedzą o uczuciu tegodrugiego, żadne z nich nie robi niczego. Meadowes jest przez to często smutna ima ochotę to wszystko zakończyć. Trzeba ją wciąż przekonywać, żeby jeszcze sięnie poddawała. Patrząc jednak na zachowanie Syriusza, który traktuje mojąprzyjaciółką jak zwykłą koleżankę z roku, sama się zastanawiam, czy to w ogólema sens.
Dwa tygodnie temu Ann miałaurodziny. Stwierdziliśmy, że tym razem nie będzie żadnej imprezy, tylko wieczórw gronie przyjaciół. Co prawda, ten „wieczór” trwał do drugiej w nocy. Huncwocipostarali się o jedzenie i napoje. Myślę, że Ann była zadowolona z urodzin.Wcześniej jeszcze wymknęłam się do Hogsmeade z Dorcas, Jamesem i Syriuszem poprezenty.
Podczas śniadania profesorDumbledore wstał i zastukał w swoją szklankę.
-Poproszę o uwagę. Chciałbym wam coś oznajmić. Otóż dostałem pytanie z Akademii Magii i Czarów Beauxbatons, czynasza szkoła nie gościłaby ich uczniów przez trzy tygodnie. Oczywiście, niewszystkich. Wyraziłem zgodę. Mam nadzieję, że odpowiednio przywitacie swoichfrancuskich kolegów. Nasi goście przybędą za tydzień. No, a teraz wracajcie dojedzenia – rzekł.
WielkaSala rozbrzmiała od szeptów. Wszyscy wymieniali uwagi na temat przyjazduFrancuzów.
-Co wy na to? – zapytałam przyjaciół.
-Katie przyjedzie! – powiedziała radośnie Ann.
-Faktycznie! Ale super!
Zaczęłamz dziewczynami rozmawiać i planować odwiedziny Katie. Strasznie sięcieszyłyśmy.
-Nie chciałbym wam psuć tego szczęścia, ale jeszcze nie wiadomo, czy Katieprzyjedzie. Dumbledore sam przecież powiedział, że tylko część uczniów maprzyjechać – wtrącił James.
-Oj, Katie na pewno się postara, żeby być w tej części. Trzeba do niej napisać!– wyjęłam szybko pergamin z torby i napisałam list do Katie, w którym zapytałamo przyjazd.
-Dziewczyny, pewnie przyjadą jacyś Francuzi! – powiedziała z błyskiem w okuDorcas.
Chłopaki,gdy to usłyszeli, mruknęli z niezadowoleniem.
-Dobra, napisane. Chyba jeszcze zdążę iść do sowiarni przed lekcjami, nie?
-Raczej tak… - powiedziała Dorcas.
-Poczekaj, pójdę z tobą – James poderwał się z ławki.
Wdrodze do sowiarni panowała między nami dziwna cisza. Po raz pierwszy oddłuższego czasu.
-Dlaczego nic nie mówisz? – spytałam w końcu.
-Nie wiem – powiedział.
Spojrzałamna niego. Był jakiś przygaszony.
-Co się stało?
-Nic…
-Przecież widzę.
-Nic, naprawdę. Ciekawe, czy Katie przyjedzie…
-Mam nadzieję, że tak… Zastanawiam się, jacy są Francuzi…
-No… - mruknął.
Czyżbyo to mu chodziło? O to, że pojawią się nowi uczniowie płci męskiej? Nie, niesądzę.
Użyłam mojej sowy do wysłania listu.Chyba ostatnio trochę ją zaniedbałam, bo ugryzła mnie w palec, kiedyprzywiązywałam jej list.
-Chodźmy szybko na transmutację – powiedziałam i udaliśmy się do klasy.
Przezcałą lekcję James zachowywał się jak nie on. Ostatnio często mnie zagadywał,jednak teraz się nie odzywał. Nawet nie pisał notatek. Dopiero pod konieclekcji wrócił do siebie. Tak, jakby nic się nie stało. Zapytałam, co mu jest, aon tylko:
-Nic, mówię serio. Nie martw się – i uśmiechnął się.
Takwięc nie wracałam już do tego tematu.
Po południu opowiedziała dziewczynomo moich podejrzeniach dotyczących Jamesa.
-Moim zdaniem on czuje się zagrożony… Jak Dorcas palnęła to o chłopakach naśniadaniu… Wiesz, po prostu się boi, że będzie miał rywala – powiedziała Ann.
-To możliwe – rzekła Dorcas.
-Choć Syriusz tak nie zareagował… - dodała.
-Ale z Syriuszem to jest inaczej… - odparła Ann.
-Ale przecież James już chyba dał sobie ze mną spokój, nie? – zapytałam.
Dziewczynywymieniły spojrzenia.
-Tak myślisz? No co ty? On tylko sprawia takie wrażenie.
-Ech… Ja nie wiem. Nie mówmy o tym.
-Jak chcesz.
Zajęłyśmysię wypracowaniem na eliksiry dla Slughorna. Po około godzinie do oknazastukała moja sowa.
-To od Katie – wpuściłam ptaka do środka.
Przepraszam, że tak krótko, ale mamy tu urwanie głowy z nauką…Tak, udało mi się załapać na listę osób, które pojadą do Hogwartu. Straszniesię cieszę! Nareszcie się zobaczymy! Jedzie też mój chłopak, poznacie go. No iparu innych przystojniaków również. Już się nie mogę doczekać! Do zobaczenia!
-Przyjedzie! Aaa!
-No i poznamy jej chłopaka!
-I innych!
Przekrzykiwałyśmysię nawzajem. Wreszcie zobaczymy się z naszą przyjaciółką!
Wieczorem jak zwykle siedziałam dopóźna w Pokoju wspólnym, by skończyć wypracowanie z transmutacji. Byłam jużbardzo śpiąca i tylko marzyłam o położeniu się do łóżka.
Nagle przede mną pojawiła się białaróża. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie zauważyłam. Wzięłam niepewniekwiat do ręki. Był piękny, delikatny.
-Podoba ci się? – usłyszałam.
Obokmnie znajdował się James i szeroko się uśmiechał.
-Jak…? – spytałam zaskoczona.
Chłopakpodniósł do góry pelerynę-niewidkę.
-Dzięki… A za co to?
-Tak po prostu.
Posłałammu uśmiech.
Różaślicznie pachniała. Znałam ten zapach, tylko nie wiedziałam skąd.
-Nie jesteś zmęczona? Jest prawie pierwsza w nocy… - zaczął chłopak.
-Trochę… Ale muszę to skończyć.
-To posiedzę z tobą, okej?
-Dobrze, skoro chcesz…
Wkilkanaście minut dokończyłam wypracowanie. Teraz, kiedy Rogacz był niedaleko ido tego czułam wspaniałą woń róży, praca szła mi o wiele szybciej.
-Skończyłam – oświadczyłam.
-James… Powiedz mi coś… Co to za róża? Skąd ją masz?
-Nie mogę ci powiedzieć. A czemu pytasz?
-Bo skądś znam ten zapach…
-Hmm… Nie wiem…
-No dobra. Dzięki za nią. Jest cudna…
-Cieszę się, że ci się podoba. Ale chyba powinnaś iść spać, wyglądasz nawykończoną…
-Tak, masz rację. Dobranoc – zabrałam książki i kwiat i ruszyłam do dormitorium.
Naschodach się jeszcze odwróciłam. James stał tam, gdzie go zostawiłam i patrzyłna mnie. Uśmiechnęłam się do niego i zniknęłam za drzwiami mojego pokoju.
***
Ech…Naprawdę nie wiem, co sądzić o tej notce…. Taka o wszystkim i o niczym. Alejest potrzebna, uwierzcie… Postaram się, żeby następna była za tydzień, ale nieobiecuję… Pozdro!