Przez kilka minut w Pokoju Wspólnym panowało wielkie zamieszanie. Wszyscy szeptali, wymieniali uwagi. James i Syriusz stali na środku i nie wiedzieli, co mają zrobić. W końcu przypomniałam sobie, że jestem prefektem.
- Wszyscy do swoich dormitorii! W tej chwili! Zostaje tylko ta dwójka! – wskazałam na Huncwotów.
- A ja? – usłyszałam głos Dorcas.
- Ty możesz zostać – uśmiechnęłam się nieznacznie.
Po chwili w Pokoju Wspólnym znajdowały się tylko cztery osoby.
- Można wiedzieć, co wam odbiło?! Powariowaliście? Pojedynek? – zaczęłam.
Winowajcy stali i milczeli. Oboje patrzyli w podłogę.
- Może jakieś wyjaśnienia?
Znów cisza.
- Dobra, widzę, że nie pogadamy sobie. Idziemy do Skrzydła, a wy w tym czasie posprzątacie tu. Różdżki – wyciągnęłam rękę w ich stronę.
Niechętnie oddali mi je. Wolałam nie ryzykować, że znowu rozpoczną pojedynek.
Obrzuciłam ich jeszcze chłodnym spojrzeniem, po czym wraz z Dorcas opuściłam salon Gryfonów.
- Nie wierzę, że to zrobili… - powiedziała Dorcas po kilku minutach.
- Ja też nie… A jednak. Tylko co się mogło stać?
- Nie mam pojęcia.
- A James… On walnął tym zaklęciem w Remusa…
- Nie zrobił tego specjalnie przecież…
- Gdyby się nie pojedynkowali, nie doszłoby do tego.
Weszłyśmy do Skrzydła Szpitalnego. Na jednym z łóżek leżał Remus, przy którym krzątała się pani Pomfrey. Obok stało kilka osób z Gryffindor, w tym Ann. Podeszłyśmy do niej.
- Wiadomo coś? – spytałam.
Dziewczyna pokręciła głową.
- Jest nieprzytomny…
Parę minut obserwowaliśmy, jak pielęgniarka zajmuje się naszym prefektem. Wlewała mu jakieś eliksiry i co chwilę zmieniała jego ułożenie. Wkrótce podeszła do nas i zapytała:
- Wiecie może, jakim zaklęciem dostał?
- Widziałam tylko fioletowy promień… Ale nie wiem, co to za czar – odparłam.
- Fioletowy, mówisz… To mogły być Wodne Kule… Ale nie, to przecież nie spowodowałoby nieprzytomności… A może coś innego, tylko źle rzucone?
- Naprawdę nie wiemy – powiedziała Dorcas.
- No dobrze. Jakbyście się dowiedziały, proszę mi natychmiast powiedzieć – rzekła, po czym oddaliła się.
- Musimy iść do Jamesa i go zapytać… - stwierdziła Meadowes.
- Chodźmy.
***
Chłopaki zostali sami w Pokoju Wspólnym. Stali chwile w milczeniu, aż w końcu James zabrał się do sprzątania. Podszedł do wywróconego fotela i ustawił go tak, jak powinien.
- Jesteś z siebie zadowolony? Patrz, do czego doprowadziłeś kumpla tymi swoimi pretensjami. Jesteś tak chorobliwie zazdrosny o Lily, że niczego innego nie zauważasz – powiedział Syriusz po kilkunastu minutach.
- Nie chciałem, żeby to on dostał tym zaklęciem. Miało być dla ciebie. I mi na niej po prostu zależy i potrafię o nią walczyć, a nie wycofuję się, tak jak ty.
- Nie czepiaj się tego, co robię. Jestem ciekawy, co teraz Evans o tobie myśli…
- Zamknij się – Potter odwrócił się w jego stronę.
- Prawda boli, nie?
- Zamknij się, bo…
- Bo co? Bo mnie pobijesz?! Haha, no proszę.
Rogacz zmrużył oczy. Jeszcze chwila i nie wytrzyma… Black wyraźnie go prowokował, a on sam był tak wściekły i smutny, że czuł ogromną ochotę przyłożenia Syriuszowi.
Łapa zaśmiał się tylko drwiąco i mruknął:
- Żałosne.
To wystarczyło Jamesowi. Rzucił się na przyjaciela. Przyłożył mu pięścią w nos i rozległ się mały trzask, jakby łamanej kości. Syriusz nie pozostał mu dłużny. Przez chwilę szarpali się i okładali nawzajem. Potter miał rozciętą wargę, a Black łuk brwiowy. Rogacz był jednak silniejszy i szybszy. Przewrócił chłopaka ocierając jego głową o kant kominka. Łapa syknął z bólu, kiedy upadł na podłogę.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? – warknął z wściekłością James.
- Stary, wyluzuj… - wyjąkał Syriusz.
- Nic ci przecież nie zrobiłem… - dodał.
- Nic? Mam ci przypomnieć, kto wczoraj upił Lily?
- Ja jej nie… - nie dokończył jednak, bo Potter przyłożył mu w twarz.
***
Wraz z Dorcas zmierzałam w stronę Pokoju Wspólnego. Obie byłyśmy pogrążone w ciszy, każda z nas myślała o tym samym. Miałam nadzieję, że stan Remusa polepszy się wkrótce po tym, jak dowiemy się, jakim dostał zaklęciem.
Przeszłyśmy przez portret Grubej Damy. Stanęłam jak wryta. Syriusz leżał na podłodze przygwożdżony przez Jamesa, który właśnie go uderzył.
- Koniec! Przestańcie natychmiast! – zawołałam.
Rogacz podniósł na mnie swój wzrok. Mruknął tylko:
- Nie wtrącaj się.
- Zostawić was tylko na chwilę! James, wstawaj! – zaczęłam go odciągać od Blacka.
- Daj spokój, zostaw mnie… - chłopak chciał się wyrwać, na szczęście Dorcas mi pomogła.
Meadowes zajęła się osłabionym Blackiem, a ja stanęłam naprzeciwko Jamesa.
- Co to miało znaczyć? – spytałam chłodno.
Nie odpowiedział. Wpatrywał się ze złością w jakiś punkt za mną. W końcu też się odwróciłam.
Syriusz miał twarz we krwi, z trudem stał, opierając się na Dorcas.
- Idziemy do Skrzydła – powiedziała dziewczyna i wyprowadziła go z pokoju.
Spojrzałam znowu na Jamesa. Przez chwilę się nie odzywaliśmy. Ja nie wiedziałam od czego zacząć i on chyba też nie.
- Co ci odbiło? – zapytałam w końcu.
- Lily…
- Pytałam o coś!
- Nic mi nie odbiło!
- Powiedz mi, dlaczego go pobiłeś?
Milczał.
- James!
- Daj spokój, Lily… - podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
- Bo co? Bo też mi się dostanie?
- Lily…
- Przestań powtarzać moje imię! Dowiem się w końcu, o co wam poszło? Jestem prefektem i mam prawo wiedzieć – wskazałam na plakietkę.
- Upił cię. To za mało? – mruknął po chwili.
Na początku nie wierzyłam w to, co słyszę. Czy on mówił poważnie?
- Żartujesz? Przez takie coś tak go załatwiłeś?
Chłopak spuścił głowę.
- Dla wyjaśnienia, on mnie wcale nie upił. Po prostu siedzieliśmy, gadaliśmy a że trochę się wypiło to jeszcze nie oznacza, że mnie upił, bo sama też mam rozum. Nie wiem, po co ci się tłumaczę. I dlatego był ten pojedynek i bójka? Nie wierzę. Co się z tobą stało? Najpierw ten Ślizgon, potem Remus przez przypadek, a teraz Syriusz! Wszyscy są w Skrzydle Szpitalnym. Przez ciebie!
- Lily, ja…
Spojrzałam na niego z bólem, a on zamilkł.
- Nie wiem, gdzie się podział ten dawny James… - wyznałam.
Potter otworzył usta, jednak nic nie powiedział.
Westchnęłam i skierowałam się w stronę schodów do dormitorium, zostawiając chłopaka samego.
***
James usiadł na kanapie. Tysiące myśli przelatywało mu w głowie. Słowa Lily wciąż brzęczały mu w uszach. Teraz zapewne uważała go za potwora. I miała rację. Trzy osoby przez niego ucierpiały. W tym jego przyjaciele. Jak mógł być tak głupi? Dlaczego nie posłuchał Łapy do końca? Rządziła nim złość i chęć zemsty, a nie myślał racjonalnie. Remus ucierpiał także, mimo że nie był niczemu winien. A Evans… „Straciłem ją…” pomyślał. W końcu oddalili się od siebie, przez Natalie, a teraz jeszcze ten incydent… I do tego Syriusz. Potter bał się, że nie wybaczy mu tego. „Jaki ze mnie idiota…” przeszło mu przez myśl, po czym chłopak osunął się do pozycji leżącej i zamknął oczy, starając się uciec od tych przykrych myśli.
***
Wieczorem miałam zamiar sprawdzić, co z chłopakami. Dorcas opowiedziała mi w skrócie o stanie Syriusza. Podobno zasłabł lekko, jednak nie zemdlał. Pani Pomfrey szybko się nim zajęła. Niedługo powinien do nas wrócić. Na Jamesa byłam wściekła. Jak on mógł się tak zachowywać? Dlaczego to wszystko zrobił? Nie rozumiałam go ani trochę.
W drodze do Skrzydła Szpitalnego napotkałam profesor McGonagall, która mnie zatrzymała.
- Panno Evans, czy może panienka coś dla mnie zrobić? – spytała.
- Oczywiście, pani profesor.
- Przekaż panu Potterowi, że ma natychmiast przyjść do gabinetu dyrektora.
- Dobrze… A czy coś się stało? – nie zdążyłam powstrzymać ciekawości.
- Tak… Słyszałaś pewnie o bójce, w której brał udział pan Potter i sprowadził tym do Skrzydła dwóch kolegów. Do tego pan O’Connor. Przykro mi to mówić, ale w tym przypadku zawieszenie w prawach ucznia nie wystarczy.
- Co pani ma na myśli?
- Obawiam się, że pan Potter będzie musiał opuścić szkołę.
***
Udało mi się jakoś dodać dziś tę notkę. Nie mam pojęcia, co o niej sądzić. Cały dzień czuję się fatalnie, ból brzucha jest okropny… Wzięłam za dużo leków przeciwbólowych, które mnie równo zamuliły, więc notka taka, jaka jest.
Do tego pretensje o to, że rzadko dodaje notki, nie działają motywująco. Jestem w trzeciej klasie gimnazjum i nauki naprawdę jest o wiele więcej niż wcześniej. Codziennie jakaś kartkówka, odpytywanie, sprawdzian… Jeśli wyrobię, notka za tydzień. Jeśli nie, to pojawi się później.
I jeszcze jedna sprawa… Elfy jako kelnerzy w Hogwarcie. Niektórym osobom nie spodobał się ten pomysł. Wybrałam elfy, bo inne stworzenia mi jakoś nie pasowały. I większość z was pewnie wyobraża je sobie tak jak we Władcy Pierścieni. Ja tego nie oglądałam i nawet nie wiedziałam, że tam występują. Dla mnie elfy były małymi ludkami z ostającymi uszami i zawsze tak o nich myślałam… Sorry, jeśli kogoś tym uraziłam. Mam nadzieję, że to już wyjaśnione.
No nic, zanudzam pewnie. W takim razie kończę… Pozdro!