Od wieczornej rozmowy z Jamesem minęło
kilka dni, w ciągu których chłopak odzywał się do mnie tylko wtedy, kiedy było
to konieczne. Nie unikał mnie, jednak zachowywał się tak, jakby mnie nie zauważał.
Nie wiedziałam, co chciał przez to pokazać. Jeśli jego celem było spowodowanie,
że częściej o nim myślałam, to udało mu się to. Nieraz kiedy na niego
spojrzałam, on także patrzył na mnie, a potem szybko odwracał wzrok. Z wyrazu
jego twarzy nie mogłam nic odczytać. Miałam dziwne przeczucie, że zachowuje się
tak przez to, co mu ostatnio powiedziałam.
Pewnej nocy co chwilę się budziłam.
Na zewnątrz szalała wichura i lało jak z cebra. Na dodatek dało się słyszeć
grzmoty, przy których nie sposób było spać. Ze złością wstałam z łóżka i
podeszłam do okna. Błyskawice rozświetlały czerń nocnego nieba, co można było
uznać za piękne zjawisko, gdyby nie to, że przez nie nie mogłam spać. Taka
pogoda nie zdarzała się często w marcu…
Usiadłam na parapecie, bo już
całkowicie się rozbudziłam. Dochodziła trzecia nad ranem. Deszcz dudnił o szyby
i aż dziwiłam się, że nie przeszkadza to moim przyjaciółkom. Wpatrzyłam się w przestrzeń
za oknem, jednak nie widziałam zbyt wiele. Patrząc na szkolne błonia okryte
ciemną płachtą, przypomniałam sobie niedawne wydarzenia związane z Jamesem.
Począwszy od jego bójki z Syriuszem, kończąc na naszej rozmowie, podczas której
powiedziałam mu, żeby o wszystkim zapomniał. Teraz, po upływie pewnego czasu,
zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno postąpiłam właściwie. Jeszcze parę
miesięcy temu byłam pewna, że on wymyślił sobie te całe uczucie do mnie i stara
się zrobić ze mnie pośmiewisko. James stopniowo przyzwyczaił mnie do siebie. W
mojej głowie zaczęła się pojawiać myśl, że może on naprawdę coś do mnie czuje.
Wydawało mi się to głupie i niedorzeczne, ale jednak myślałam o tym. A jeśli go
skrzywdziłam? Co wtedy?
Jasna błyskawica przecięła niebo na
pół, co sprawiło, że otrząsnęłam się z zamyślenia. Spojrzałam na budzik stojący
niedaleko. Trzecia piętnaście. Wydawało mi się, że nie minęło aż tyle czasu.
Znowu pomyślałam o Jamesie. Zdałam sobie sprawę, że chłopak był smutny.
Rzadziej widziałam jego uśmiech lub zadowolenie. Czy to moja wina? Nie powinnam
tak go traktować… Swoją drogą on się zmienił, nie jest już taki egoistyczny ani
nieznośny. Był dla mnie ważną osobą, ale czy aż tak ważną, jakby on tego
chciał?
Moja kotka niespodziewanie wskoczyła
na parapet i usadowiła mi się na kolanach. Uśmiechnęłam się na jej widok. Dott
zawsze poprawiała mi humor, wyzwalała ona jakąś dziwną pozytywną energię. Pogładziłam
ją po karku, na co zareagowała miauknięciem. Wciąż pamiętałam dzień, w którym
dostałam ją od Jamesa. Najlepszy prezent, jaki mogłam sobie wymarzyć…
Po chwili udałam się do łóżka, by
ponownie spróbować zasnąć. Mnóstwo myśli wiąż kłębiło mi się w głowie. Dott
wskoczyła na prześcieradło i ułożyła się obok mnie. Kochane stworzenie…
Przytuliłam się do niej i powoli zasnęłam.
***
Następnego
dnia kiedy czekałam W Pokoju Wspólnym na Dorcas i Ann, zauważyłam Remusa
schodzącego po schodach. Lupin wyszedł niedawno ze Skrzydła Szpitalnego w
dobrym stanie. Uśmiechnęłam się do niego, a chłopak podszedł do mnie.
- A gdzie
reszta słynnej czwórki Hogwartu? – zapytałam z uśmiechem.
- Jeszcze się
szykują… Gorzej niż dziewczyny -
westchnął.
- Tak… Znam to
skądś. A ty jak się czujesz?
- Wyśmienicie.
Ale niedługo znowu będzie tak samo…
- Nie będziesz
sam.
- Wiem… Mam
szczęście, że znalazłem takich przyjaciół. Tylko głupio się potem czuję, kiedy
widzę, co zrobiłem im w trakcie pełni.
- Remus, ale oni
sami podjęli taką decyzję.
- Tak… To
prawda.
- A co z Ann?
Myślałeś o tej sprawie? – zapytałam znienacka.
Musiałam to
wiedzieć. Widziałam, jak Ann się ostatnio zachowywała i, choć starała się
pokazać, że wszystko jest okej, ja zdawałam sobie sprawę z tego, jak było
naprawdę.
Lupin spojrzał
na mnie przelotnie i dopiero po chwili odpowiedział:
- Tak, sporo o
tym myślałem.
- I…?
- I nic. Nie
wiem, co będzie dalej.
- Jej na tobie
zależy.
- Szkoda, że
dopiero teraz sobie o tym przypomniała. Na dodatek ten cały O’Connor się
obudził.
- Tak? Skąd
wiesz?
- Byłem wczoraj
u pani Pomfrey. Widziałem go.
- Dla Ann on
się już nie liczy.
- Zobaczymy… Ja
jej nie chcę do niczego zmuszać, ale sam nie chcę robić czegokolwiek wbrew
sobie.
- Rozumiem. Ale
nie przekreślaj wszystkiego.
- Lily, ty
chyba uwielbiasz bawić się w swatkę, prawda? – chłopak uśmiechnął się
delikatnie.
- Może trochę –
przyznałam nieśmiało.
- Ale za to
wciąż nie dajesz się wyswatać z Jamesem – napomknął.
- Remus… Proszę
cię, dajmy temu spokój.
Lunatyk nie
zdążył odpowiedzieć, bo właśnie do salonu Gryfonów zeszły moje przyjaciółki.
- Idziemy? –
zapytała Ann, udając obojętność wobec stojącego obok Huncwota.
- Tak, pewnie…
Do zobaczenia.
- O czym z nim
rozmawiałaś? – spytała od razu, kiedy tylko przeszłyśmy przez dziurę za
portretem Grubej Damy.
- O wszystkim i
o niczym…
- Tak po
prostu? Nic ciekawego nie mówił?
- Jedynie to,
że ten O’Connor się obudził.
Ann przystanęła
na chwilę. Ta wiadomość widocznie bardzo ją zaskoczyła. Na jej twarzy pojawił
się wyraz skupienia, a dziewczyna wpatrzyła się w podłogę.
- Myślałam, że
dłużej będzie w śpiączce… Jego stan był przecież dość poważny – powiedziała
Dorcas.
- Widocznie nie
aż tak. Nie chcę go widzieć – wykrztusiła Ann.
- Nie musisz…
- Na razie! A
kiedy wyjdzie ze Skrzydła? Będę go unikać. Jaka ja byłam głupia, że mu
zaufałam… Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło…
- Ann, było,
minęło. Przynajmniej teraz zrozumiałaś, że popełniłaś błąd.
- Tak, ale
jakim kosztem?
- Jeszcze
wszystko się ułoży - powoli ruszyłam w stronę Wielkiej Sali.
- Jasne… Głupia
byłam, a teraz mam za swoje.
Nie wiedziałam,
co powiedzieć. Ann miała trochę racji, ale nie chciałam jej tego mówić. W tej
sytuacji praktycznie nic nie dało się już zrobić, pozostawało jedynie czekanie
na to, co przyniesie jutro.
Sytuacja niewiele się zmieniła.
James wciąż starał się mnie ignorować, choć może w mniejszym stopniu. Ann i
Remus nie odzywali się do siebie, ale widziałam, jak oboje na siebie zerkają. Gregory
O’Connor nadal był w Skrzydle Szpitalnym, ale słyszałam plotki, że niedługo
miał wyjść. Oby tylko nie próbował znowu wpłynąć w jakiś sposób na Ann…
Piątkowe popołudnie spędzałam w
bibliotece. Musiałam wyszukać potrzebne materiały na esej z eliksirów i
zielarstwa, a poza tym profesor McGonagall zapowiedziała test z ostatniego
miesiąca nauki. Dziś miałam w planach napisanie wypracowań, transmutacją zajmę
się jutro, a niedziela będzie wolna. Z taką perspektywą wzięłam się za pisanie
i tak zleciały mi następne dwie godziny.
Postawiwszy ostatnią kropkę,
rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dwoje młodych Puchonów siedziało niedaleko i
rozprawiali na temat ostatniej lekcji wróżbiarstwa tak głośno, że aż pani Pince
musiała zwracać im uwagę. Jakiś chłopak przeglądał książki dotyczące obrony
przed czarną magią, a kilka stolików dalej dwie Ślizgonki pisały coś zawzięcie.
Biblioteka nie była zapełniona tak, jak zwykle o tej porze dnia. Pozbierałam
swoje rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia. Korytarze Hogwartu świeciły pustkami.
Zastanawiałam się, gdzie wszyscy się podziali. Wkrótce potem usłyszałam jakieś
niewyraźne głosy, a kiedy podeszłam bliżej, udało mi się je rozpoznać. Był to
James i jakaś dziewczyna… Natalie. Zatrzymałam się i uważnie przysłuchiwałam.
Wiem, że nie powinnam, ale nie mogłam się powstrzymać…
- …Jutro?
- No, a czemu
nie?
- Nie mogę…
Słuchaj, pogadamy innym razem, teraz trochę się śpieszę. Cześć! – po tych
słowach Natalie odeszła.
Usłyszałam
zbliżające się do mnie kroki Jamesa, więc natychmiast schowałam się za rogiem.
Miałam szczęście, że mnie nie zauważył…
Jutro?
O co mogło chodzić? Czyżby Rogacz chciał się spotkać z Natalie, ale dziewczyna
mu odmówiła? Na to wyglądało. Poczułam coś dziwnego, coś, co trudno było
opisać. Nagła sympatia do Gryfonki i złość na naszego szukającego. Czy to jest
normalne…? Bo to chyba nie zazdrość, nie?
***
Ech… Jest
notka, z której zadowolona nie jestem. Krótka, a w dodatku niewiele się dzieje.
Ostatnio mam strasznie mało czasu na wszystko… W dodatku jakby skończyły mi się
pomysły. Mam nadzieję, że wena wkrótce nadejdzie...
Stwierdziłam,
że moje notki straciły to coś, co jeszcze niedawno miały… Wydaje mi się, że
stanęłam w miejscu z pisaniem i przestałam się rozwijać, a głownie o to tu
chodzi. Chciałabym coś zmienić… Pisać notki ciekawsze, bardziej dopracowane, z
większą ilością opisów, może troszkę dłuższe… Zobaczymy, co z tego wyniknie,
ale postaram się poprawić. Powiedzcie mi tylko, czy wy też macie takie
odczucia? Może jest coś jeszcze, co wam nie do końca się podoba?
Szablonem
zajmę się podczas przerwy świątecznej, bo wtedy będzie więcej czasu… To chyba
tyle… Pozdro!