Kiedy
Syriusz wybiegł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami, z półki wiszącej przy
drzwiach spadła pewna figurka. Spojrzałam w tamtym kierunku. Wcześniej jej nie
widziałam, co trochę mnie zdziwiło, bo już na samym początku dokładnie obejrzałam
całą klasę – tak mi się przynajmniej wydawało. Podeszłam bliżej, a moim oczom ukazał
mi się niewielki wąż, który powinien mieścić się w dłoni. Był srebrnego koloru.
Nie posiadałam zbyt wielkiej wiedzy o tych gadach, jednak stwierdziłam, że może
to być żmija. Figurka miała bowiem na grzbiecie wygrawerowany zygzak. Przez
chwilę myślałam, że to najprawdziwsze ciało węża polane jedynie srebrną farbą,
gdyż mały posążek zawierał mnóstwo szczegółów.
Niepewnie
podniosłam go z podłogi. Nagle poczułam, jak robi mi się słabo. Wszystkie siły
ode mnie odeszły, jakby ktoś je ze mnie wysysał. Zakręciło mi się w głowie,
czułam, że to Ziemia wiruje coraz mocniej, a zarazem się trzęsie. Zamknęłam
oczy, mając nadzieję, że to zaraz się skończy…
I
tak się stało. W jednej chwili wszystko ustąpiło. Kiedy poczułam, że już pewnie
stoję na nogach, spojrzałam na figurkę węża. Ani trochę się nie zmieniła,
pozostała w takim samym stanie jak wtedy, zanim wzięłam ją do ręki.
Zastanawiałam się, czy ona spowodowała tę dziwną, trudną do wyjaśnienia
sytuację. Dla ostrożności szybko
odłożyłam ją z powrotem na półkę – tam, gdzie jej miejsce. Znowu przez parę
sekund wydawało mi się, że świat obraca się coraz szybciej, jednak tym razem
nie trwało to długo.
Usiadłam
na jednym z krzeseł i spróbowałam ogarnąć to, co niedawno się zdarzyło. Nie
mogłam się jednak skupić, bo wciąż pojawiały się w mojej głowie nowe pytania.
Co to za figurka? Dlaczego tak się poczułam? Moje rozmyślania przerwało głośne
otwarcie drzwi, przez które wpadł zdyszany Syriusz.
- Nie… znalazłem…
tego… - wysapał, opierając dłonie na kolanach.
- Czego? –
zapytałam, siląc się na normalny ton, choć głoś mi lekko drżał.
Chłopak przez
chwilę nie odpowiadał. Dopiero kiedy ochłonął, odparł:
- Książki.
Remus ostatnio coś czytał i wspominał o niej, ale nie słuchałem go zbyt
dokładnie… A to tutaj – wskazał na leżący na ławce podręcznik, który
przeglądaliśmy – przypomniało mi o tym. Byłem w dormitorium i w bibliotece… Nie
ma.
To wyjaśniało,
dlaczego był taki zmęczony. Biegał po całej szkole, a zajęło mu to mało czasu.
Zapewne korzystał ze skrótów, jednak one nie prowadzą do każdego miejsca.
- Taka ważna ta
książka? Było w niej coś, co mogłoby nam się przydać?
- Tak! – rzekł
pewnie Syriusz. – Nie pamiętam dokładnie, jaki to eliksir, ale wiem, że Remusa
to zaciekawiło. Czyli musi to być warte uwagi. I było trochę powiązane z tym
przepisem.
- No dobrze,
ale nie sądzisz, że Remus też będzie chciał to wykorzystać w swoim eliksirze?
Black spojrzał
na mnie uważnie, po czym westchnął.
- Kurcze, o tym
nie pomyślałem. Ale to nic! Tam było mnóstwo przepisów. Coś się znajdzie dla
nas. Trochę to ulepszymy i będzie.
- To teraz
trzeba jeszcze zdobyć tę książkę – powiedziałam.
- Tak… Na pewno
jest w dziale ksiąg zakazanych. Skoro nie ma jej u nas ani w bibliotece to
Remus pewnie ją tam znalazł i już odniósł.
Spojrzałam na
niego ze zdziwieniem. On mówił poważnie?
- Żartujesz?
Dumbledore wyraźnie powiedział, że ma to być bezpieczny eliksir.
Łapa machnął
dłonią, jakby odganiał wyjątkowo natrętnego komara.
- Oj, Lily, daj
spokój. Myślisz, że tam są tylko niebezpieczne lektury? No, parę tak, ale wiele
z nich zawiera po prostu rzeczy dziwne, niewyjaśnione… Można się sporo
dowiedzieć. Znalazłabyś tam coś dla siebie.
Nadal patrzyłam
na niego podejrzliwie, aż w głowie zapaliła mi się mała lampka. To oznacza, że
mogłabym tam poszukać informacji o tej starej klasie, o figurce węża i o tym,
co ona powoduje.
- Dobra, ale
pójdę tam z tobą – odparłam twardo.
Teraz to
Syriusz się zdziwił, ale nie protestował.
- Chodź, musisz
coś zobaczyć… - powiedziałam, podchodząc do półki, na której niedawno położyłam
moje znalezisko.
Chłopak
posłusznie poszedł za mną i rzucił okiem na węża.
- No i? –
spytał ze zniecierpliwieniem.
Streściłam mu
całe zdarzenie, które nastąpiło podczas jego nieobecności. Wydawało się, że mi
nie dowierza.
- To nic
takiego… Mogłaś się przecież źle poczuć bez powodu.
- Nie! Myślę,
że to ma jakiś związek z tą figurką! Jak ją odkładałam, to znowu się tak
czułam…
- Niby jaki
związek? Przestań… To nie jest czarnomagiczny przedmiot, bo inaczej, to
pomieszczenie byłoby nieźle ukryte…
- A nie jest? –
zapytałam
- Skoro
Huncwoci się tu dostali to widocznie nie… Spokojnie, nie martw się.
- Jasne… Może
chodźmy stąd już, co? Mam dosyć ślęczenia nad tymi książkami… - zaproponowałam.
- Ja też.
Chodźmy…
Czym prędzej
opuściłam starą klasę. W drodze do Pokoju Wspólnego Syriusz oznajmił:
- Pójdziemy do
działu ksiąg zakazanych po szlabanach, dobra?
Zgodziłam się. Teraz
nie miało to dużego znaczenia, o wiele bardziej przejmowałam się tajemniczą
figurką węża.
***
Wspomnienie o nietypowej sytuacji w
starej, zapomnianej klasie od eliksirów wciąż nie dawało mi spokoju. Kiedy
zamykałam oczy chociaż na parę sekund, od razu widziałam srebrzystego węża,
którego dotknięcie miało dziwny i jak dotąd niewyjaśniony skutek. Na dodatek
częste zawroty głowy nie ustępowały. Następnego dnia nie byłam w stanie skupić
się na lekcjach, praktycznie nie docierało do mnie nic z tego, co mówili
nauczyciele. Profesor Slughorn, zdziwiony tym, że nie wyrywam się do
odpowiedzi, zapytał, czy wszystko w porządku i próbował po lekcji wepchnąć mi
buteleczkę z eliksirem orzeźwiającym, ale grzecznie odmówiłam. Wszyscy pytali,
co się ze mną dzieje, a ja starałam się im wmówić, że tylko się im wydaje.
James posyłał mi co chwilę zaniepokojone spojrzenia.
Czekał mnie także dzisiaj szlaban z
dwójką Huncwotów. Sprzątanie głównego
korytarza na szóstym piętrze z pewnością nie należało do rzeczy, na które
miałam dziś ochotę. Wiedziałam, że czeka nas sporo pracy. Nagle pożałowałam, że
nie wzięłam tego eliksiru od profesora Slughorna. Może akurat by pomógł?
O odpowiedniej godzinie zjawiłam się
na danym korytarzu. Chłopaki już czekali, James powitał mnie miłym uśmiechem,
który trochę podniósł mnie na duchu – przynajmniej przez chwilę.
- Witam was.
Waszym zadaniem jest posprzątanie tego korytarza… Pana Filcha nie ma, gdyż
nadzoruje pracę Puchonów. Oddajcie różdżki – poleciła McGonagall, zjawiając się
znienacka.
Posłusznie
oddałam swój magiczny kawałek drewna, mimo że wiedziałam, jak bardzo by mi się
przydał podczas dzisiejszej kary. James i Peter także zwrócili swoje, jednak nauczycielka zainteresowała się
zaczarowanym patykiem Rogacza.
- Prawdziwe
różdżki, panie Potter – dodała, spoglądając na niego srogo.
Chłopak
wywrócił oczami i wyciągnął z kieszeni kolejną różdżkę, którą niechętnie oddał
opiekunce.
- No, dobrze.
Wrócę tu za kilka godzin. Wszystko ma błyszczeć! A, bym zapomniała. Tutaj macie
wszelkie potrzebne do mycia środki – to powiedziawszy, machnęła różdżką, a niedaleko
nas pojawiły się dwa wiadra, kilka szmat i przeróżne preparaty, których
zazwyczaj używają mugole.
Profesor
McGonagall odeszła, a ja bez słowa zabrałam się do roboty. Wzięłam jedną ze
szmat, zmoczyłam ją i skorzystałam z jednego ze środków czyszczących, po czym
skierowałam się w stronę zbroi rycerza. Zanim zaczęłam ją szorować, rozejrzałam
się po korytarzu. Miał on około pięćdziesięciu metrów długości i znajdowało się
na nim sześć zbroi. Ponadto wisiało tam kilkanaście obrazów, których ramy były
mocno zakurzone. Perspektywa mycia tego wszystkiego nie napawała mnie radością;
przeciwnie – myślałam, że gorzej być nie może.
A jednak,
myliłam się. Może być gorzej, i to jak. Dopadł mnie nieznośny ból głowy, a w dodatku
znowu poczułam, jakby Ziemia kręciła się coraz mocniej. Zacisnęłam mocno
powieki, starając się przezwyciężyć ten okropny stan, aż w końcu udało się.
- Nic ci nie
jest? – tuż obok mnie stał zaniepokojony James.
- Nie -
pokręciłam głową.
- Widziałem, co
się z tobą działo na lekcjach. Jesteś pewna?
- Tak,
naprawdę, wszystko w porządku. To tylko… Zmęczenie – odparłam, niezbyt przekonująco,
bo Rogacz wciąż wpatrywał się we mnie uważnie.
- Lily… -
zaczął, ale mu przerwałam.
- Nic mi nie
jest. Wracajmy do pracy.
- No dobrze.
Kolejne minuty
mijały na dokładnym myciu metalowych zbroi rycerskich. Zawroty głowy jak dotąd
się nie powtórzyły, przez co praca poszła dość sprawnie, a kiedy został nam
tylko jeden rycerz, Peter zajął się czyszczeniem ram obrazów. Szorowałam lewą
rękę zbroi, a James prawą. Co chwilę jednak zerkał na mnie i uśmiechał się
szeroko.
- Dlaczego tak
na mnie patrzysz? – zapytałam w końcu.
- Bo jesteś
śliczna – odparł pewnie.
Pokręciłam z
niedowierzaniem głową, ale mimowolnie uśmiechnęłam się.
Godzinę
później do umycia została jedynie podłoga. Powierzchnia korytarza wydała się
nagle ogromna. James jednak wpadł na genialny pomysł. Przywiązał sobie mokre
szmaty do nóg, a że były dość duże, dokładnie pokryły całe podeszwy butów.
Chodził, szurając po kamiennych płytach, przez co stawały się one czystsze. Był
to o wiele lepszy sposób niż mycie podłogi na kolanach, więc po chwili ja i
Peter również „maszerowaliśmy” wzdłuż korytarza, co jakiś czas delikatnie
zamaczając sam spód buta w wodzie. Każde z nas zajęło się inną częścią podłogi,
a praca szła coraz szybciej.
Nagle
znowu zrobiło mi się słabo. Miałam wrażenie, że odpływam… Wszystko przelatywało
mi przed oczami, jak film na przyśpieszeniu. Do tego dołączyło się nieprzyjemne
pulsowanie w głowie. Myślałam, że po prostu opadnę…
Nic takiego się
jednak nie stało. Poczułam, jak obejmują mnie silne ramiona. Ktoś przytulił
mnie mocno do siebie, a ja wtuliłam się w tę osobę, czując jednocześnie dobrze
znany zapach. Nadal kręciło mi się w głowie, która bolała niemiłosiernie.
Minęło trochę czasu,
zanim wróciłam do rzeczywistości. Spojrzałam w górę i zobaczyłam zmartwioną
twarz Jamesa.
- Dzięki… -
szepnęłam, spuszczając wzrok.
- Nie ma za co,
Liluś. Lepiej już? – zapytał troskliwie.
- Tak –
pokiwałam głową i spróbowałam się oswobodzić z jego uścisku.
- Na pewno?
Myślę, że powinnaś pójść do Skrzydła Szpitalnego.
- Nie, to nic
nie da. Przejdzie mi – mruknęłam, jednak zaraz znowu skrzywiłam się z bólu.
Wszystko po
chwili przeszło, a James przez następne minuty starał się mnie przekonać, że
pani Pomfrey na pewno by mi pomogła. W końcu Glizdogon oznajmił, że skończył
swoje zadanie, a jakiś czas później wróciła profesor McGonagall. Była pod
wrażeniem tego, co zrobiliśmy. Uznała, że możemy wracać do siebie, co
oczywiście od razu wykorzystaliśmy.
Wróciłam do dormitorium i zabrałam
się za wypracowanie z astronomii na temat dwóch z wielu księżyców Jowisza – Io
i Europy. Temat był dość ciekawy, jednak po kilkunastu minutach przestały do
mnie docierać informacje, które wyczytałam w książkach.
Dochodziła dwudziesta trzecia w
nocy, a mi ani trochę nie chciało się spać. Dorcas zajmowała łazienkę, a Ann
już dawno się położyła. Ja sama byłam już gotowa do pójścia do łóżka, ale nie
miałam na to ochoty. Podeszłam do okna i otworzyłam je szeroko. Ziemski satelita,
znajdujący się w pierwszej kwadrze, oświetlał drzewa Zakazanego Lasu. Wokół
niego widniało mnóstwo migoczących gwiazd. Wpatrzyłam się w tę nieodgadniętą
przestrzeń. Zimno nadciągające z dworu w ogóle mi nie przeszkadzało, a wręcz
odwrotnie – lepiej się czułam.
Usłyszałam pukanie do drzwi, ale nie
odpowiedziałam. Ta osoba na pewno wkrótce odejdzie…
- Lily, co ty
robisz?
Odwróciłam się
szybko, a moim oczom ukazał się James. Ubrany był jeszcze w hogwardzkie szaty,
a jego włosy były jeszcze bardziej rozczochrane, niż zwykle.
- Nic. O co
chodzi? – spytałam, nadal stojąc przy oknie.
- Syriusz
właśnie mi powiedział, co się stało, kiedy dotknęłaś tej figurki – wyjaśnił.
- Czy wy
mówicie sobie o wszystkim? - mruknęłam ze
złością.
- Prawie –
wyszczerzył żeby, ale zaraz potem spoważniał. – Martwię się o ciebie. To, co
się z tobą dzieje, nie jest normalne…
- Dzięki –
zironizowałam, jednak on udał, że tego nie słyszał.
- Ktoś powinien
się o tym dowiedzieć. Dziwie się, że mi nie powiedziałaś… - wyznał.
- Powiedz mi:
po co? Nic by to nie zmieniło.
- Po prosu
myślałem, że mi ufasz, a przyjaciele mówią sobie o takich rzeczach…
- Ufam ci,
pewnie, że tak – podeszłam do niego.
Chłopak
uśmiechnął się delikatnie i zaproponował:
- To może
jednak pójdziemy do Skrzydła?
- Nie –
odparłam twardo, patrząc w jego orzechowe oczy.
James wpatrywał
się we mnie uważnie, po czym westchnął. Wyglądało na to, że odpuścił. Przytulił
mnie mocno do siebie, nic nie mówiąc. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się
po całym ciele.
W tym samym momencie
Dorcas wyszła z łazienki, gotowa do spania. Zobaczywszy nas, stanęła w miejscu
i wydukała:
- Eee… Nie
przeszkadzajcie sobie… - i czym prędzej zniknęła za kotarami przy jej łóżku.
Kto wie, co
sobie pomyślała? Ja i James zaśmialiśmy się lekko, po czym chłopak mnie puścił.
- W takim razie
idź już spać. Musisz odpocząć… - powiedział.
- Nie chcę
spać.
- Uparciuch z
ciebie. Ale to mi się w tobie podoba.
Ale naprawdę powinnaś iść spać. Jak chcesz, to położę się z tobą… -
uśmiechnął się zawadiacko.
- O w życiu! Aż
tak źle ze mną nie jest!
- Łee, szkoda,
mogło być miło – udał smutną minkę.
- Potter! –
zawołałam.
- Znowu po
nazwisku? Nie no…
Wybuchłam
śmiechem, a on do mnie dołączył. Dzięki niemu czułam się wspaniale, w
porównaniu z samopoczuciem po południu.
- Dobra,
żartowałem. To jak? Kładziesz się?
- Nie –
pokazałam mu język i wróciłam do przerwanej czynności, jaką było wpatrywanie
się w niebo usłane gwiazdami.
Nagle zostałam
odciągnięta od okna, które James od razu zamknął. Spojrzałam na niego z oburzeniem,
ale zanim zdążyłam zaprotestować, Rogacz wziął mnie na ręce i najzwyczajniej w
świecie zaniósł do łóżka i przykrył aż po samą brodę. Starałam się mu wyrwać,
ale to nic nie dało. W końcu prychnęłam niezadowolona.
- No. Wreszcie
– mruknął z dumą James.
- Jesteś
niemożliwy – powiedziałam, na co on posłał mi uśmiech.
- To ja teraz
wracam do siebie, zobaczymy się jutro. Śpij dobrze – pochylił się i pocałował
mnie niepewnie w policzek.
Kiedy dotarło
do mnie to, co się wydarzyło, jego już nie było. Odwróciłam się na drugi bok i
zamknęłam oczy.
Sen jednak
przyszedł bardzo szybko…
***
Następnego dnia nic się nie
zmieniło. Nadal czułam się otępiała, słaba. Chciałam, żeby to się już
skończyło. Przyjaciele patrzyli na mnie z niepokojem, a Dorcas nawet powstrzymała
się od tysiąca pytań, które zapewne powstały w jej głowie po tym, co wczoraj
zobaczyła.
Wraz
z dziewczynami i Huncwotami szłam na lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami,
kiedy to się stało. Myślałam, że wielki ból głowy, który poczułam, po prostu
rozsadzi mi czaszkę. To było nie do wytrzymania. Zatrzymałam się i zamknęłam
oczy. Miałam wrażenie, że coś dziwnego stara się mnie wciągnąć w ziemię.
Zrobiło mi się tak słabo, jak jeszcze nigdy w życiu. Zaczęłam tracić kontrolę
nad ciałem i upadłam na podłogę.
-
Lily! – usłyszałam krzyk, zanim zemdlałam.
***
Znowu
przerywam w takim momencie, wiem. ;D Ja jestem z tej notki zadowolona, co mnie
trochę zdziwiło. ;p Czekam na Wasze opinie. :)