Wraz z
przyjaciółkami weszłam do Wielkiej Sali. Za chwilę profesor Dumbledore miał
ogłosić wyniki konkursu na najlepszy eliksir. Teraz to nie miało już dla mnie
żadnego znaczenia. Szłam tam, bo reszta to robiła. Sama najchętniej zaszyłabym
się w dormitorium i po raz kolejny przypomniała sobie to, jak James się ze mną
umówił. Od tego czasu chodziłam z głową w chmurach, co też nie umknęło uwadze
dziewczyn. Obiecałam, że później wszystko im wyjaśnię.
Pomieszczenie
było prawie pełne. Szóstoklasiści siedzieli najbliżej stołu nauczycieli. Huncwoci
już zajęli nam miejsca. Kiedy usiadłam, James posłał mi uśmiech. Na moment
zamarło mi serce. Te moje reakcje nie są odpowiednie…
Z
rozmyślań wyrwał mnie głos dyrektora, który najwidoczniej mówił już kilka
minut. Cóż, nie za bardzo orientowałam się, co dookoła się dzieje. To już wcale
nie było normalne, bo przeważnie się skupiałam.
- …nie będę was
dłużej trzymać w niepewności. Oto wyniki. – Profesor Dumbledore uśmiechnął się
szeroko.
- Co wcześniej
mówił? – spytałam szeptem siedzącą obok Ann.
- Że bardzo
trudno było im wybrać zwycięzców – odpowiedziała cicho.
- Wyróżnienie
zdecydowaliśmy się przyznać parze z Gryffindoru – Dorcas Meadowes i Jamesowi
Potterowi. Świetny pomysł z eliksirem na znikanie bąblów! Tak, drodzy
uczniowie, znikanie bąblów. Tyle że oni tak to ulepszyli, że przy okazji
człowiek zdrowieje i poprawia mu się humor! Pani Pomfrey była zachwycona, bo
wcześniej nikt czegoś takiego nie stworzył. Gratuluję! Teraz mogę wam przyznać
pięćdziesiąt punktów!
Zewsząd
rozbrzmiały głośne brawa. Muszę przyznać, że byłam trochę zaskoczona. James i
Dorcas dostali wyróżnienie? Całkiem dobrze, chociaż nie spodziewałabym się
tego. Spojrzałam na ich twarze i doszłam do wniosku, że oni także byli zdziwieni.
- Gratuluję –
szepnęłam w ich stronę.
Dorcas mruknęła
coś cicho, a po kilku sekundach jej usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.
James natomiast cały czas szczerzył zęby, co trochę mnie zdekoncentrowało, więc
natychmiast odwróciłam głowę.
- No, a teraz
trzecie miejsce – kontynuował dyrektor, kiedy już oklaski ucichły. – Zdobywa je
para ze Slytherinu – John Mullet i Julia Stivenson! Moje gratulacje! Eliksir,
który sprawia, że nasze ubrania zmieniają się, zależnie od woli, na stroje,
które były noszone w danej epoce*. Ciekawie i oryginalnie, brawo! Ponadto
zauważyliśmy, że większa dawna wpływa też na wygląd! Odmładza i postarza! Sto
punktów dla Slytherinu!
Ponownie
wszyscy zaczęli klaskać, ale tym razem trwało to o wiele krócej. Przymknęłam
oczy, marząc o wyciągnięciu się na łóżku i pogrążeniu w rozmyślaniach. Niech to
się już kończy, pomyślałam.
- Drugie
miejsce dla Emily Mirrey i Patricka Deera z Ravenclawu. Eliksir na dobre
pomysły** okazał się dla nas świetnym rozwiązaniem. Wiemy, że jego
przyrządzenie jest bardzo skomplikowane, dlatego też zdecydowaliśmy się wam
przyznać tę nagrodę. Sto pięćdziesiąt punktów dla was!
I po raz
kolejny zostałam ogłuszona przez brawa. Teraz pozostawała jeszcze zwycięska
para. Jaka – to już mnie mało interesowało.
- I najbardziej
wyczekiwane pierwsze miejsce! Za bardzo trudny eliksir, który ma tyle
właściwości, że sami się zdziwiliśmy! Metamorfomagia, tyle że na innych
zasadach, a poza tym poprawa nastroju i kilka innych, o których nie wspomnę, bo
jeszcze by was pokusiło po niego. Gratuluję Lily Evans i Syriuszowi Blackowi!
Dwieście punktów dla Gryfonów! A swoją drogą, to jestem bardzo ciekawy, jak go
wykonaliście… - Dyrektor zaśmiał się cicho.
Nieprzytomnie
podniosłam głowę, kiedy usłyszałam swoje nazwisko. Przez chwile miałam
wrażenie, że się przesłyszałam. Spojrzawszy jednak na szeroki uśmiech Blacka,
zdałam sobie sprawę, że słowa Dumbledore’a były jak najbardziej prawdziwe. W
sali znowu zapanowało poruszenie. Oklaski, krzyki i gwizdy – wszystko to było
skierowane do mnie i do Syriusza.
Poczułam
poklepywania po plecach, jednak nie wiedziałam, od kogo. Zewsząd napływały
gratulacje, ale i tak nie mogłam się zorientować, kto mi je składa. Dopiero gdy
brawa ucichły, a trwało to o wiele dłużej niż wcześniej, rzuciłam okiem na twarze
moich przyjaciół, którzy byli równie zadowoleni, jak ja.
- Tak, tak,
pewnie wiele z was chciałaby pogratulować zwycięzcom, ale na to będziecie mieli
czas później. Teraz obiecana nagroda… Cóż, oprócz punktów zdecydowaliśmy się,
że otrzymacie przywilej niepisania egzaminów z eliksirów na koniec roku
szkolnego! – poinformował nas dyrektor, wciąż się uśmiechając.
Być może mi się
zdawało, ale czarodziej właśnie puścił mi oczko.
***
Mogłam się spodziewać, że w ciągu
kilku kolejnych dni będę głównym tematem rozmów uczniów Hogwartu. Ja i Syriusz.
Nie było osoby, która nie wiedziałaby o naszym zwycięstwie. Przynajmniej kilka
razy w ciągu doby podchodził do mnie ktoś z pytaniem, czy mógłby dostać małą
fiolkę z płynem. Oczywiście odmawiałam. Nawet gdybym chciała, to i tak nie
miałabym sposobu, aby podarować komuś miksturę, bo wszystko, co zostało, zabrał
do siebie Black. Zabroniłam mu wszelkiego handlowania naszym wynalazkiem, lecz
nie miałam pewności, czy posłucha.
Cieszyłam się ze zwycięstwa, jednak
było coś, co sprawiało, że schodziło ono na drugi plan. Tym czymś, a raczej
kimś, był James Potter, który przez te dni aż promieniował radością. Na pewno
uszczęśliwiało go wyróżnienie w konkursie, jednak przy każdej możliwej okazji
starał się dyskretnie mi zasugerować, że wreszcie spełniło się jego marzenie. Może
w normalnej sytuacji bym go sprowadziła na ziemię, ale to nie była normalna
sytuacja. Sama chodziłam podekscytowana i zniecierpliwiona, a zarazem
zdenerwowana.
Moje przyjaciółki były wniebowzięte,
a jakżeby inaczej. Najpierw wpadły w euforię, a potem zaczęły dokładnie
wszystko komentować. Co rusz z ich ust wypływały słowa „nareszcie”, „w końcu” i
„świetnie”. Dorcas od razu napisała do Katie. Przeczuwałam, że najchętniej
ogłosiłaby to całemu światu. No cóż, rozumiałam je, bo pewnie od dawna
przeczuwały, że coś takiego nastanie.
W
sobotę okazało się, że nastawianie budzika nie było koniecznie. Obudziłam się
wcześnie rano, a powodem tego był okropny sen, w którym miałam wrażenie, że
znajduję się w innym świecie, gdzie nic nie działo się tak, jak powinno. W moim
śnie przespałam cały dzień, a dopiero późnym popołudniem zbudziły mnie
dziewczyny, głośno krzycząc, dlaczego nie jestem na spotkaniu z Jamesem. Minęło
trochę czasu, zanim uświadomiłam sobie, że to nie jest prawda. Odetchnęłam z
ulgą, a zaraz po tym poczułam nieprzyjemny ból brzucha. Przewróciłam się na
drugi bok, starając się nie myśleć o niczym. Nie udało mi się to. Myśl o
dzisiejszej wyprawie z Rogaczem przebijała się przez wszystkie blokady.
Spojrzałam na tarczę zegara
stojącego na szafce nocnej. Szósta dwadzieścia. Poderwałam się z łóżka i
skierowałam w stronę łazienki. I tak bym nie zasnęła, więc lepiej wziąć gorącą
kąpiel i się zrelaksować. Tak też zrobiłam. Dziewczyny jeszcze spały. One z
pewnością cieszyły się z mojej randki. Ja też, jednak jeszcze nigdy wcześniej
tak się nie denerwowałam.
Ciepła woda pozwoliła mi na
odprężyć, jednak zaraz potem przypomniałam sobie o tym, co mnie czeka. Cóż,
sytuacja z mojego snu byłaby w tym wypadku lepszym rozwiązaniem – przespałabym
cały dzień, a potem musiałabym się jedynie martwić, jak to wyjaśnić. Chciałam
mieć to już za sobą. Pozostawało tylko pytanie, dlaczego tak to przeżywałam.
Przecież już nie raz spotykałam się z Jamesem. Tylko że wtedy było to na linii
przyjaciół. A teraz? To już coś więcej.
Do rzeczywistości przywróciło mnie
głośne walenie w drzwi.
- Lily, wyłaź
stamtąd! Musisz się uszykować, nie możesz tam tyle siedzieć! No, już, ruchy! –
krzyczała Dorcas.
Otworzyłam
gwałtownie oczy. Chyba musiałam się zamyślić w tej wannie…
- Zaraz! –
odkrzyknęłam.
Szybko się
umyłam do końca i niedługo potem stałam już owinięta ręcznikiem przed lustrem.
Zastanawiałam się, co powinnam ubrać. Znowu pogrążyłam się w rozmyślaniach, aż
po raz kolejny usłyszałam, jak Meadowes mnie ponagla, więc wmaszerowałam do
dormitorium, mając na sobie jedynie cienki materiał. Usiadłam na łóżku i
spojrzałam błagalnie na moje przyjaciółki.
- Pomożecie mi
się uszykować? – poprosiłam.
Wymieniły
rozbawione spojrzenia, po czym Dorcas wyjęła zza pleców mój strój kąpielowy.
Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia.
- Wiedziałyśmy,
że nas o to poprosisz – mruknęła Ann z uśmiechem.
- I dlatego coś
już przygotowałyśmy - dodała Dorcas. –
Łap.
Podała mi
zawiniątko różnych ciuchów. Nie zdążyłam nawet się im przyjrzeć, bo zostałam
brutalnie popchnięta w stronę łazienki.
Westchnęłam
głęboko i spojrzałam na rzeczy, które trzymałam. Pierwsze wpadły mi w dłonie
dżinsy. Jasne, niewyróżniające się. Odetchnęłam z ulgą. Następna część ubrania
– zielona koszulka z kołnierzykiem. A do tego ciemna katana. Cóż, nie było tak
źle. Szybko założyłam bieliznę, którą wcześniej wzięłam ze sobą, a potem
wskoczyłam w ciuchy uszykowane przez moje przyjaciółki. Tak wyszykowana
pokazałam się w dormitorium.
- No, no, James
padnie, jak cię zobaczy.
- Tak, jasne.
Myślicie, że to odpowiedni strój?
- Pewnie! Jest
ci wygodnie? – spytała Ann.
- No tak… -
odparłam niepewnie.
- To jest
najważniejsze, więc nie masz się czym martwić. Wyglądasz świetnie. Chodź tu,
zobacz sama – Dorcas pociągnęła mnie w stronę lustra, wiszącego na jednej ze
ścian.
Tak do końca
się nie myliła. Koszulka z krótkim rękawem była zwyczajna, jednak miała w sobie
coś takiego, co sprawiało, że całość wyglądała dość elegancko.
- To całkowicie
nadaje się na randkę – stwierdziła Ann.
Jej komentarz
przywołał myśl o bólu brzucha. Zamknęłam oczy, żeby choć na chwilę się
uspokoić. Nerwy zjadały mnie od środka.
- Co jest? –
usłyszałam pytanie Dorcas.
- Nic… Po
prostu strasznie się denerwuję. Wiem, że to dziwne, ale nie mam pojęcia,
dlaczego tak jest – wyjaśniłam.
Kątem oka
zauważyłam, jak dziewczyny wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Dorcas
uśmiechnęła się szeroko i wskazała mi łóżko.
- Połóż się. Mi
to czasem pomaga. Postaraj się uspokoić. Potem będzie już lepiej.
Pokiwałam głową
i zrobiłam to, co kazała. Dott wskoczyła na łóżko i położyła się obok mnie,
opierając swoje ciało o mój brzuch. Poczułam jej przyjemne ciepło i zamknęłam
oczy, mając nadzieję, że nie zasnę. Wkrótce okazało się, że sen był niemożliwy.
Nie przy takim stresie. Oddychałam głęboko, starając się nie myśleć o niczym…
Kilkanaście
minut przeminęło nie wiadomo, kiedy. W tym czasie Dorcas i Ann zdążyły przygotować
cały stos różnych kosmetyków. Oceniłam swój stan emocjonalny – byłam nieco
spokojniejsza. Nadal miałam wrażenie, że wszystko przewraca mi się w żołądku.
Spojrzałam na
zegarek. Do spotkania została jeszcze godzina.
- Chodź tu,
Lily… Jeszcze włosy i makijaż.
Posłusznie
podeszłam do przyjaciółek. Zdziwił mnie mój brak protestów. Stwierdziłam, że to
pewnie przez zdenerwowanie, bo w innym stanie na pewno nie byłabym taka uległa.
Usiadłam na
krześle obok nich.
- Ja się biorę
za włosy, a ty, Dorcas, zajmij się resztą – poleciła Ann. – Tak sobie myślałam,
Lily, że najlepiej je związać, ale nie w koński ogon, tylko trochę inaczej…
Sama zobaczysz.
Nie
odpowiedziałam. Znowu przymknęłam nieświadomie oczy.
- O, świetnie.
Czytasz mi w myślach – zażartowała Dorcas, a już po chwili poczułam na powiece
delikatne smagnięcia.
Uśmiechnęłam
się lekko. Nagle dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę. Niedługo czeka
mnie randka z Jamesem. Tak, właśnie z nim. Kto by pomyślał? W dodatku
denerwowałam się tak, jakby to miał być najważniejszy dzień w moim życiu. Może
nim był? Sporo mogło się zmienić. Na lepsze czy na gorsze – tego nie
wiedziałam. Byłam jednak pewna, że podjęłam właściwą decyzję, zgadzając się na
spotkanie z Rogaczem.
* Pomysł
zaczerpnięty od Zwinnej :) Odrobinę tylko przerobiłam. :) Dzięki. ;)
** Pomysł od
Weroniki :) Też bardzo dziękuję. :)
***
I tyle. Na nic
lepszego mnie nie stać. Wena mi gdzieś uciekła. Bardzo źle pisało mi się tę
notkę. Nie wiem, kiedy kolejna. W ten weekend raczej nie, bo muszę oddać
jeszcze parę prac do szkoły, a trzeba je jeszcze zrobić. ;p W następny z kolei
wyjeżdżam. Chciałabym, żeby przyszła notka była dopracowana do końca, bo jest
dość ważna. :) Zobaczymy jak to będzie. Pozdro!