Usłyszałam jakieś krzyki, kiedy wraz z Dorcas i Ann szłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Tuż przed nią stał Potter, Black i mały tłumek widzów a nad nimi unosił się Severus Snape.
- Potter! – krzyknęłam ze złością.
Rogacz wystraszył się mnie i opuścił Ślizgona na ziemię. Wow, jaki domyślny i posłuszny....
„Widzowie” szybko się rozeszli a winowajcy weszli szybko do Wielkiej Sali chcąc umknąć przede mną. Udałam się natychmiast za nimi.
- Potter! Black! Stać!
Niepewnie odwrócili się. Chyba wiedzieli, co ich czeka.
- Możecie mi powiedzieć, co to miało znaczyć?! Jest pierwszy dzień szkoły, a wy takie rzeczy odstawiacie!
- Przecież trzeba było się odpowiednio przywitać ze Smarkiem – powiedział Potter.
Black szybko usunął się i usiadł przy stole.
- Przywitać się?! Przywitać?! Ty wiesz co w ogóle mówisz?!
- Lily, nie denerwuj się tak! To nic takiego!
- Nic takiego?! Weź, lepiej już nic nie mów!...
- Panno Evans, co to za krzyki? – nagle pojawiła się przede mną profesor McGonagall, a to nie wróżyło nic dobrego.
- To Wielka Sala! Nie miejsce na krzyki!
- Wiem, pani profesor, ale Potter...
- No tak... Potter! Znowu nabroiłeś! Dostajecie oboje szlaban! Dziś w moim gabinecie o siedemnastej! A teraz siadajcie i nie krzyczcie już! – powiedziała i skierowała się w stronę stołu nauczycieli.
Posłałam Potterowi takie spojrzenie, że od razu domyślił się, że lepiej będzie, jak nic nie powie.
W okropnym humorze zjadłam śniadanie. Dostałam szlaban w pierwszym dniu roku szkolnego! I to przez Pottera! Wrrr... Mam go dosyć!
*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*
Siedziałam sama w dormitorium. Ann poszła gdzieś z Remusem a Dorcas z Syriuszem. Tylko ja nikogo nie miałam. Ale nie zamierzałam się tym przejmować. Kiedyś w końcu pojawi się ktoś odpowiedni.
Do okna zapukała mała sówka. Wpuściłam ją do środka a ta upuściła mi list i natychmiast odleciała.
Umówisz się ze mną?
Zagotowało się we mnie ze złości. List był bez podpisu, ale doskonale wiedziałam, od kogo. Olałam ten list. Po chwili przyleciała sówka z kolejnym o takiej samej treści.
I kolejny.
I jeszcze jeden.
I następny.
Po chyba piętnastym z rzędu nie wytrzymałam.
Potter! Odwal się! Nie męcz tego biednego stworzenia! Nie umówię się z tobą!
Złapałam sowę i wręczyłam jej list.
- Zanieś to do tego idioty, Pottera. A jak znów będzie chciał coś wysłać, to zacznij go dziobać. Tylko mocno! Pamiętaj! – powiedziałam do sowy i wypuściłam ją.
Poskutkowało. Już żaden list nie przeszedł. Wreszcie, po dwóch godzinach wróciły dziewczyny. Opowiedziały mi szybko, co się wydarzyło, ja im też.
- Wiesz, Lily... Potter się zmienił. W piątej klasie był inny... – powiedziała Ann.
- Inny? To znaczy?
- No... Nie był taki nachalny... Przecież... Ty się w nim zakochałaś!
- O nie! Nie zakochałam się! To było zwykłe, głupie zauroczenie.
Dorcas coś szepnęła Ann na ucho, po czym obie zachichotały.
- Mogę wiedzieć, z czego się tak śmiejecie? – spytałam.
- Nie ważne, Lily... Hahaha...
- Super – burknęłam.
Po obiedzie siedziałam z przyjaciółkami i innymi Gryfonkami w Pokoju Wspólnym i słuchałam o ich wakacjach. Po pewnym czasie pojawili się jednak Huncwoci. Zauważyli nas i rozsiedli się obok.
- Cześć dziewczyny! Jak leci? – zagadał Syriusz, obejmując Dorcas.
Inne Gryfonki zaczęły chichotać, a po chwili uciekły stamtąd. Niektóre z nich należały do funclubu Blacka i Pottera.
- Co słychać, Evans? – spytał Potter, usadawiając się obok mnie. Wciąż trzymał ręce w kieszeniach, co było dziwne.
- Było świetnie, dopóki ty się nie pojawiłeś! – odparłam.
Nie odpowiedział. Po chwili jednak zapytał:
- A umówisz się ze mną? Proszę...
- Daj mi spokój! Spadaj!
Wkurzona poszłam do dormitorium.
Dlaczego on jest takim idiotą?
*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*
Przed siedemnastą udałam się do gabinetu profesor McGonagall pełna obaw. Bałam się. Nie szlabanu, tylko tego co może zrobić Potter. Co on znowu wymyślił? Żeby tylko nie wziął fałszywej różdżki... Wtedy na pewno coś by zrobił...
Zapukałam do gabinetu nauczycielki. Potter już tam był.
- Jako, że jest początek roku szkolnego, dostaniecie dość łatwą karę. Po prostu posprzątacie jeden ze schowków woźnego. Za mną, proszę – powiedziała McGonagall.
Doszliśmy do tego schowka. Nie był zbyt duży.
- Posprzątajcie tu. I oddajcie różdżki. Przyjdę za dwie godziny.
Oddaliśmy różdżki. James miał taki dziwny uśmieszek na twarzy.
McGonagall wyszła. Już miałam zabrać się do pracy, lecz usłyszałam kilka zaklęć rzucanych przez Jamesa, a po chwili wszystko było posprzątane i poukładane.
Obrzuciłam go zgorszonym spojrzeniem.
- No co? Wolałaś to wszystko sprzątać? – spytał uśmiechając się.
- A żebyś wiedział – mruknęłam.
Usiadłam na małym stołku. Właśnie tego się obawiałam...
- Umówisz się ze mną? – spytał.
- Nie!
Schowałam głowę w dłoniach. Miałam go już serdecznie dosyć.
- A czemu nie? – dopytywał się.
- Słuchaj, nie mam ochoty na rozmowy z tobą. Wkurzasz mnie.
- A co ja takiego robię? – spytał udając niewiniątko.
- Nie udawaj jeszcze większego idioty niż jesteś.
- Lily... Kochanie, ale co ja robię?
- Nie mów do mnie kochanie!
- Dobrze, słoneczko. Jesteś śliczna, kiedy się tak złościsz. Ale ty w ogóle jesteś piękna. A w stroju kąpielowym... Mmmm...
Posłałam mu mordercze spojrzenie.
- A co u Toma? – spytał uśmiechając się przymilnie.
- A dobrze, bardzo dobrze. A co, jesteś nim zainteresowany? – w moim głosie dało się słyszeć nutkę ironii.
- Nie nim, Liluś. Z moją orientacją jest wszystko w porządku.
- Och, coś takiego!
Potter zlekceważył to.
- Pewnie trudno było wam się rozstać na tak długi czas... – kontynuował.
- Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa.
- Ależ kotku, mnie to po prostu interesuje.
- To niech przestanie cię to interesować! I nie mów do mnie kotku!
Rogacz już nic nie powiedział. I dobrze.
Milczeliśmy. Strasznie się nudziłam... Już chyba wolałam się z nim kłócić...
- O czym myślisz? – zapytał.
- Nie twoja sprawa.
- Dlaczego jesteś taka niemiła? Przecież tylko pytam...
Nie odpowiedziałam.
Po dość długiej chwili James podszedł do mnie, kucnął i spytał, patrząc mi prosto w oczy.
- Dlaczego ty taka jesteś?
- Jaka?
- Traktujesz mnie jak potwora... Odnosisz się jak do wroga...
- Widocznie na to zasługujesz – powiedziałam.
Chyba jednak przesadziłam. James podniósł się i odwrócił. Widać było, że go zraniłam.
- Naprawdę uważasz, że zasługuję na takie traktowanie? – spytał z żalem w głosie.
- Nie... Przepraszam. Trochę mnie poniosło.
Odwrócił się do mnie, a na jego twarzy pojawił się mały uśmiech.
- Ale to nie znaczy, że mnie nie wkurzasz – dodałam.
Uśmiech mu lekko zrzedł.
Znowu nastała cisza. Zaczęłam się przechadzać po kantorku. Różne ciekawe rzeczy się tam znalazły. Nagle jakieś ręce owinęły się wokół mojego brzucha.
- Cii... Proszę, nic nie mów – szepnął mi James do ucha.
Zaczął mnie całować po szyi. Nie mogłam na to pozwolić, mimo, że było miło...
- Przestań! Nie zapominaj, że mam chłopaka! – zawołałam i oswobodziłam się z jego objęć.
- Tak! Daleko stąd!
- No i co z tego?
- To z tego, że ja cię kocham! I nie mogę znieść, jak się przy nim marnujesz!
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo pojawiła się profesor McGonagall. Oddała nam różdżki. Udałam się natychmiast do dormitorium. Szłam szybko i Potter dogonił mnie dopiero w Pokoju Wspólnym.
- Lily, czekaj... Nic nie powiesz?
- Nie! Brak mi na ciebie słów.
Skierowałam się w stronę dormitorium zostawiając rozczarowanego i... smutnego Jamesa w Pokoju Wspólnym. Chyba przesadził. Ale nie, nie będę teraz o tym myśleć...
***
Co do notki, to nie wnosi zbyt wiele nowości, ale jednak była potrzebna. ;) Mam nadzieję, że się spodoba. ;) Poza tym zapraszam na blogi znajdujące się u mnie w linkach! Są naprawdę dobre. :) A mój blog znów znalazł się w Polecanych! :) Dzięki!! :D Nawet nie wiecie jak to mnie cieszy. :) Pozdrawiam!