-Mam propozycję – zaczął James.
-Och tak? Coś takiego! – zakpiłam.
-Przestań się zgrywać, dobra? Mówię serio – powiedział stanowczo.
Trochęmnie zatkało.
-No mów już – rzekła Dorcas.
-Przeprosicie nas za ten kawał w Wielkiej Sali...
-W życiu! – zawołałam.
-Daj mi skończyć, Evans. Więc wy nas przeprosicie, a my oddamy wam wasze rzeczyi też przeprosimy w Pokoju Wspólnym. I...
-Stop. My w Wielkiej Sali a wy w Pokoju Wspólnym? Jasne! Czemu tak?
-Bo to, co wy zrobiłyście, było na skalę całej szkoły, a naszą małą zemstęwidział tylko Gryffindor, i to nie cały.
-Och, super. Ja się nie zgadzam. Poza tym zimno mi i chcę się ubrać, więcoddajcie nam nasze rzeczy.
-Ogrzać cię? – spytał Potter z uśmiechem.
Posłałammu wrogie spojrzenie.
-Spadaj – warknęłam.
-Jeju, przestańcie. James, mów dalej – poleciła Ann.
-No i pomyślałem, że moglibyśmy się pogodzić... Takie zawieszenie broni. Co wyna to?
-Może być, tylko bez tego przepraszania – powiedziała Ann.
-Ja tak samo – dodała Dorcas.
-I ja... – rzekł Syriusz.
Jamesposłał mu zdziwione spojrzenie.
-A ty? – Rogacz zwrócił się do mnie.
-Nie. Zawieszenie broni? Ciekawe po co?
-Żeby było milej?
-Nie sądzę.
-Ech, Evans....
Wywróciłamoczami.
-Dobra, oddajcie nam wreszcie ubrania – powiedziałam.
-Zgadzasz się? – zapytał Potter.
-Poniekąd.
-Tak czy nie?
-Wrr... Tak.
-No. To czekajcie chwilę – chłopak wyszedł ciągnąc za sobą Syriusza.
Poparu minutach przez otwarte drzwi zaczęła wlatywać nasza bielizna, która od razuukładała się odpowiednio w każdej z szuflad.
-Idę się ubrać – powiedziała, zabierając potrzebne części garderoby i zniknęłamw łazience.
Cośczułam w tym wszystkim podstęp.
-Już ich tu nie – rzekła Dorcas, gdy wyszłam.
-Aha... To dobrze. Nie sądzicie, że to trochę podejrzane?
-Co?
-No chcą się pogodzić i w ogóle...
-James chce. I to z tobą, bo z nami przecież aż tak nie był skłócony.
-Pff... Niech sobie chce.
-Mogłabyś mu dać szansę.
-Taa... Żeby miał się czym pochwalić. Nie, dziękuję.
-Lily...
-Temat skończony. A wy się lepiej szykujcie, bo nie zdążymy.
-Ech… I tak jeszcze będziecie razem – rzekła dziewczyna, zamykając się włazience.
Pokiwałamgłową z powątpieniem. Ja i Potter? Nigdy!
*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*
Wieczorem, gdy wracałam sama zbiblioteki zaczepił mnie Potter. Czy on zawsze wie, gdzie ja chodzę?
-Cześć – przywitał się.
-Czego chcesz? – spytałam.
Nocóż... Najlepszą obroną jest atak...
-Czemu od razu tak wrogo?
-Bo nie widzę żadnego powodu, dla którego miałabym być miła.
-A nasza umowa?
-Zgodziłam się, bo chciałam odzyskać ubrania.
-Tylko dlatego?
-Tak.
Szliśmychwilę w milczeniu.
-Lily... – zaczął chłopak.
-Co?
-Nie możemy się pogodzić? Wciąż te kłótnie i inne głupie sytuacje... Zachowujemysię jak wrogowie, a przecież nimi nie jesteśmy.
-A jaką mam pewność, że znowu coś się nie wydarzy?
-Hmm... No nie wiem. Pożyjemy, zobaczymy... A na razie... Przecież nie chcę cięzmuszać do jakiś strasznych rzeczy, chcę tylko, żeby było miło. To jak?Spróbujemy żyć w zgodzie?
Zatrzymałamsię. Czy on mówi poważnie?
-Nie wiem, czy coś z tego wyjdzie, ale... Skoro chcesz. Tylko koledzy. Nieprzekraczaj tej granicy.
- Dobrze, dobrze – chłopak uśmiechnął się imnie przytulił.
Odepchnęłamgo lekko.
-To tak po koleżeńsku –rzekł.
-Niech ci będzie. Chodźmy już.
Wmilczeniu dotarliśmy do Pokoju Wspólnego.
-James, tylko nie rób sobie żadnych nadziei – rzekłam i odeszłam do dormitorium.
***
Narracjaw trzeciej osobie
***
Dorcas siedziała na parapecie jednego z okiensowiarni. Myślała o wydarzeniach ostatnich dni. Syriusz tak po prostu z niązerwał, potem przystawiał się do Lily, a wszystko dlatego, że na taki planwpadł James. Mógł jej chociaż o tym powiedzieć. A on nic... Dziś ranozachowywał się jak gdyby nigdy nic. Bardzo ją to smuciło, ale nie dała tego posobie poznać.
Usłyszała skrzypienie drzwi. Nie zwróciła na toszczególnej uwagi. Po chwili poczuła dotyk na swoim ramieniu. Odwróciła się izobaczyła tego, którego tak bardzo kochała.
-Co ty tu robisz? – spytała.
-Szukałem cię. Możemy porozmawiać?
-Tak... – dziewczyna zeszła z parapetu.
-Słucham – powiedziała.
-Chciałbym cię przeprosić... Za to wszystko... Głupio zrobiłem.
Dziewczynasię nie odzywała. Chłopak kontynuował.
-Mogłem ci powiedzieć o tym. Nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłem. Rozczarowałemcię, prawda?
Dorcasspojrzała mu w oczy.
-Prawda...
-Przepraszam... - rzekł Black i przytulił ją.
Onanie opierała się, jednak nie odwzajemniła uścisku.
-Co jest? – spytał zdziwiony.
-Przeprosiłeś mnie i myślisz, że tak po prosu o tym zapomnę?
-Myślałem, że...
-Potrzebuję czasu. Nie chcę się z tobą kłócić, ale... Nie wiem, czy znowu niezrobisz tego samego.
-Dorcas, zależy mi na tobie.
-Zostańmy na razie przyjaciółmi. Zobaczymy, co przyniesie czas.
-Jesteś pewna?
Pokiwałagłową.
-Dobrze więc... Ale... Pamiętaj...
Dziewczynapołożyła my palec na ustach i powiedziała:
- Wiem...
Odwróciłasię i zostawiła chłopaka w towarzystwie pohukujących sów, które przysłuchiwałysię rozmowie dwojga Gryfonów.
*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*
Ann i Remus siedzieli na jednej zławek w pobliżu Zakazanego Lasu. Nikt się nie odzywał. Oboje siedzielinieruchomo.
-Ann… - przerwał tę trwającą już kilka minut ciszę Remus.
-Tak?
- Jesteś zła?
Dziewczynaspojrzała na niego.
-Nie... Tylko trochę rozczarowana...
-Przepraszam. Chłopaki po prostu to ze mnie wyciągnęli... I...
-Dobrze. Nie szkodzi. Już i tak się to wyjaśniło.
Chłopakpatrzył na nią z uśmiechem.
- Jesteś cudowna – powiedział i objął jąramieniem.
Takupłynęło im pół godziny. Ann uwielbiała takie chwile. Czuła się wtedybezpieczna, kochana i potrzebna. O tak, z Remusem na pewno była szczęśliwa.
***
No,jest notka. Jakoś udało mi się ją napisać. ;p Nie jest zachwycająca... Ech...Nie będę was nudzić moim gadaniem ;p Pozdro!