Wtorkowy poranek nie należał do najciekawszych. Identyczny jak ostatnie… Ann pojawiła się tylko na lekcjach, a potem znów zniknęła… Po obiedzie zostałam dłużej w Wielkiej Sali. Sama nie wiem, dlaczego. Po prostu głęboko się zamyśliłam… Cała ta sprawa z panną Makron wciąż mnie męczyła… I na dodatek Potter spotykający się z Natalie…
- Co jest? – usłyszałam nad sobą.
Obok stał James i przyglądał mi się uważnie. Nie odpowiedziałam, gdyż sama nie wiedziałam, jak to wszystko ująć i czy w ogóle chcę mu cokolwiek powiedzieć.
- Więc? – ponowił pytanie i usiadł koło mnie.
Wciąż milczałam. Ostatnio bardzo dziwnie czułam się w jego towarzystwie.
- Nic mi nie jest…
- Tak, właśnie widzę. Coś się stało, prawda?
Cisza.
- Słuchaj, od paru dni nie da się z tobą porozmawiać. Chodzisz smutna, zamyślona. I… - przerwał, jakby zastanawiając się, czy powinien kontynuować.
- I wydaje mi się, że specjalnie mnie unikasz – powiedział na wydechu.
No cóż, to akurat prawda. Niestety.
- Nie, no co ty… - skłamałam.
- Na pewno?
- Tak! – spojrzałam mu w oczy. Nie było w nich tych wesołych iskierek, jedynie zmartwienie i zaciekawienie. Przestraszyłam się tego po kilku sekundach i odwróciłam wzrok.
- Powiedzmy, że ci wierzę… To może spacer po błoniach? Jest fajna pogoda…
- Eee… Wiesz co, może innym razem? Teraz muszę jeszcze napisać wypracowanie na transmutację… - oczywiście już wczoraj skończyłam to pisać, ale on o tym nie wiedział…
- Chodź, dokończysz później… - chłopak wstał i wyciągnął dłoń w moją stronę, tym samym zachęcając do spaceru.
Może i miałam ochotę na małą wyprawę po błoniach, jednak trochę się tego obawiałam.
- Długo mam jeszcze czekać? – spytał James uśmiechając się lekko.
Westchnęłam i poderwałam się z miejsca.
- Niech ci będzie…
Każde z nas poszło szybko do swojego dormitorium po kurtkę, po czym ruszyliśmy w stronę wyjścia z zamku.
Rogacz opowiadał mi o treningach quidditcha, nowych taktykach i przygotowaniach do zbliżającego się meczu ze Slytherinem. Byłam pewna, że Gryfoni wygrają, zawsze tak było. James gadał jak najęty a mi przyjemnie było go słuchać. Zdałam sobie sprawę, że bardzo dawno tak po prostu nie rozmawialiśmy. Starałam się rozluźnić i zachowywać tak jak kiedyś. Jednak wciąż coś pochłaniało moje myśli.
Dotarła do mnie świadomość, że naprawdę brakowało mi tych spacerów z Jamesem. Jeszcze dwa lata temu było to nie do pomyślenia, a teraz? Jak to ludzie się zmieniają…
- Halo, jesteś tam? Lily! – Rogacz wymachiwał mi ręką przed oczami.
- Tak, tak, przepraszam, zamyśliłam się…
- No właśnie widzę… Może cię zanudzam?
- Nie… Quidditch jest dosyć ciekawy… Mam nadzieję, że wygracie mecz…
- Tak, ja też… Ale cały czas nawijam o sobie… A w ogóle nie wiem, co ostatnio się dzieje u ciebie…
- U mnie? Nic ciekawego…
Temat zszedł na szkołę, zadanie domowe i tym podobne. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarliśmy do miejsca przy jeziorze, gdzie leżały dwa duże kamienie.
- Może tu usiądziemy? – zapytał James.
Rozejrzałam się dookoła. W jednej sekundzie powróciły do mnie wydarzenia sprzed kilkunastu dni. Jak dotąd wypierałam je z pamięci, jednak teraz to miejsce sprawiło, że wspomnienia wyszły na wierzch.
Charles… Siedzieliśmy tutaj podczas pierwszego spotkania. Wtedy było „wspaniale”. Tylko tak mi się wydawało. Właściwie to nadal nie wiem, o co mu chodziło i dlaczego właśnie mną się zainteresował. Może on sam tego nie wiedział? Ciągłe zastanawianie nie ma sensu… Powinnam o tym nie myśleć, tak jak do tej pory.
- Lily, jesteś? – spytał James z niepokojem.
- Tak, zamyśliłam się… - otrząsnęłam się.
- Już po raz drugi dziś…
- Chodźmy gdzie indziej, nie lubię tego miejsca… Dobrze?
- Pewnie…
Obeszliśmy dookoła zamek, po czym wróciliśmy do Pokoju Wspólnego. Pożegnaliśmy się zwykłym „do zobaczenia” i każde z nas poszło do siebie…
Kolejne, przedostatnie korepetycje z Natalie zbliżały się wielkimi krokami. Czekała mnie godzina pełna sztucznych uśmiechów, miłych słów i rad, a także zmuszania się, aby nie palnąć czegoś wrednego. O tak, panna Nemirorr działała mi na nerwy. Na początku ją lubiłam. Ona praktycznie zachowywała się wciąż tak samo, jednak… Coś mnie blokowało.
Usiadłam przy jednym ze stolików w bibliotece i rozpaczliwie spojrzałam na zegar, marząc, by wskazał godzinę, w której przyjdzie nam się pożegnać i zakończyć dzisiejsze korepetycje.
- Cześć, to od czego dzisiaj zaczniemy? – powiedziała Natalie podchodząc do mnie.
- Może to… - wskazałam jej na odpowiedni fragment w podręczniku i odpowiednio poinstruowałam jak rzucić zaklęcie.
- Dobrze? – pytała co chwilę wykonując różne ruchy różdżką, nie zawsze prawidłowe.
Poprawiałam ją więc i byłam coraz bardziej znudzona. Już przestało mi zależeć na jej pozytywnym wyniku testu.
- Lily, coś nie tak? Chyba odpłynęłaś… Słuchasz mnie? – spytała po chwili przypatrując mi się uważnie.
- Tak… Co mówiłaś?
- Pytałam o ten drugi czar…
- Aha, tak… Więc… - wyjaśniłam jej w czy robi błąd.
Spojrzałam na zegar. Jeszcze dziesięć minut…
Na szczęście, ten czas dość szybko minął. Już miałam wracać do dormitorium, kiedy dziewczyna mnie zatrzymała.
- Możemy porozmawiać? 0 zapytała.
- No…
- Słuchaj… Bo… Ja wiem, słyszałam i nawet widziałam jeszcze parę lat temu.. – westchnęła.
- Chodzi mi o to, że kiedyś James za tobą, że tak powiem, latał, nie? I on mi mówił, że jesteście tylko przyjaciółmi… I chciałabym usłyszeć to jeszcze od ciebie, bo nie zamierzam się pchać w coś, w co nie powinnam.
Milczałam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony chciałam to potwierdzić, a z drugiej coś mnie powstrzymywało.
- Tak, tylko się przyjaźnimy. Nic więcej.
- Uff, dzięki. James jest całkiem fajny i chciałam być pewna…
- Eee… Aha. No to fajnie, że ci pomogłam, ale muszę już iść. Za tydzień o tej samej porze. Cześć – czym prędzej oddaliłam się w stronę wierzy Gryffindoru.
Świetnie, teraz to Potter raczej się z nią zwiąże. Czyli o mnie zapomniał… Powinnam się cieszyć. Zamiast tego miałam nieprzyjemne uczucie w brzuchu.
Wróciłam do dormitorium i zastałam tam Dorcas piszącą coś zawzięcie.
- Co robisz? – zapytałam.
- Piszę do Katie… Dawno się nie odzywała do nas…
- Faktycznie…
- A jak korki?
- Daj spokój… Jakoś, a na koniec pytała, czy aby na pewno z Jamesem się przyjaźnię… - odparłam.
- To źle?
Wzruszyłam ramionami.
- Czyżby powoli dopadała cię zazdrość? – dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Dorcas… Ile razy mam ci mówić, że nie? Dziwna jest ta Natalie i tyle.
- Powiedzmy… Tylko żeby nie było za późno, kiedy zorientujesz się, że ci na nim zależy…
- I kto to mówi?
- Z Syriuszem to inna sprawa.
- Trochę… A’propos, coś nowego z nim?
- Czy ja wiem… Dziś, po ostatniej lekcji chyba się uśmiechnął do mnie. Tak sam z siebie…
- A ty?
- Eee… Odwróciłam wzrok.
- Nie no… Dorcas! To jak ty chcesz mu pokazać, że ci na nim zależy?
- Sama nie wiem, czy chcę…
- Chcesz, chcesz. Tylko coś by trzeba było zrobić…
- Tak… Wciąż tylko tak mówimy, a nic nie robimy…
- To trzeba coś wymyślić!
- Proszę bardzo. Ja nie mam sił.
Wywróciłam oczami.
- Jeszcze będziecie razem.
- Yhym…
Kilkanaście minut później do naszej sypialni weszła Ann. Skierowała się od razu w stronę szafy, przy której stałam.
- Przepraszam - powiedziała podchodząc do mnie.
- Chciałabym to otworzyć – dodała i wskazała na szafę.
- Jasne – przesunęłam się.
Już myślałam, że chciała się pogodzić… Co się z nią działo? Wymieniłam z Dorcas spojrzenia. Obie wiedziałyśmy, że ciągłe wypytywanie jej nic nie da.
Wieczorem udałam się do Pokoju Wspólnego i tam miałam czekać na Dorcas, która brała prysznic, a mi nie chciało się na nią tam czekać. Zaplanowałyśmy, że odrobimy wszystko dziś, aby weekend mieć wolny. Zamiast niej zobaczyłam Jamesa i Natalie siedzących na kanapie przy kominku. Usiadłam przy stole, skąd nie mogłam ich widzieć. I dobrze, nie chciałam tego.
- Co tak sama siedzisz? – usłyszałam.
Był to Syriusz, a wraz z nim Remus.
- Czekam na Dorcas. Miała przyjść, a wciąż siedzi w dormitorium…
- Sama? – zapytał szybko Black.
- Tak…
Hmm… Czyżby Syriusz się tam wybierał? Byłoby świetnie…
Chwilę postał z nami i porozmawiał, a potem oświadczył:
- Dobra, to ja spadam… Na razie – i czym prędzej wbiegł po schodach.
- Mogę się dosiąść? – zapytał Remus.
- Pewnie!
- Co słychać? – zapytał niepewnie.
Szczerze mówiąc dotąd nie rozmawiałam z nim zbyt często. Jedynie w grupie, ale sam na sam bardzo rzadko…
- Bywało lepiej… Przykro mi z powodu Ann… Wiem, że się rozstaliście…
- No… Niestety. Nie wiem, co ją ugryzło, strasznie się zmieniła…
- I nikomu nic nie mówi.
- Boję się o nią…
- Myślisz, że to coś złego?
- Nie mam zielonego pojęcia… James powiedział, że postara się jakoś odkryć, gdzie ona tak łazi…
- Oby mu się udało…
- No… Ale chyba teraz ma inne sprawy na głowie – to powiedziawszy wskazał głową na kanapę.
Odwróciłam głowę, by spojrzeć na nich i natychmiast tego pożałowałam. James właśnie dotykał jej włosów. Wyglądało na to, że coś z nich wyciągał, ale był przy tym taki uśmiechnięty…
- No cóż, zakochał się…
Ku mojemu zdziwieniu, Lunatyk wybuchnął śmiechem.
- Wierzysz w to?
- A czemu nie?
- Za długo go znam… U niego to chwilowe, tak naprawdę zależy mu na tobie…
- Nie mówmy o nim, dobra?
- Skoro nie chcesz… Co sądzisz o tych stworzeniach, które omawialiśmy ostatnio na opiece?
- O memortkach*? Chciałabym usłyszeć te jego odgłosy przed śmiercią… Musi to być bardzo ciekawe…
Tak oto pogrążyliśmy się w rozmowie na temat tych ptaków. Nawet nie zauważyłam, kiedy minęła godzina. A Dorcas wciąż nie było…
***
* memortek – według Wikipedii - malutki, niebieski, cętkowany ptaszek, zamieszkujący północną Europę oraz Amerykę. Żywi się małymi owadami, jego szczególną cechą jest to, że przez całe swoje życie jest niemy, a tuż przed śmiercią wydaje wszystkie głosy, które za życia usłyszał w odwrotnej kolejności. Jego piórka wchodzą w skład veritaserum i eliksirów wspomagających pamięć.
Jakaś dziwna ta notka… Ech… Mam nadzieję, że się spodoba. :) Nie wiem dokładnie, kiedy wyjeżdżam i raczej na pewno coś się niedługo pojawi… Wiem, że chcecie już wiedzieć, co się dzieje z Ann, ale jeszcze trochę poczekacie… Mam dwie wersje i wciąż nie wiem, którą wybrać. ;p Kolejna notka za parę dni… ;]