Święto Zakochanych zbliżało się wielkimi krokami. W Hogwarcie dało się zauważyć coraz więcej trzymających się za ręce par. Wyglądali na szczęśliwych, jednak ja wiedziałam, że większość z nich chciała znaleźć sobie kogoś na ten dzień. Atmosfera udzielała się wielu osobom, tylko nie mi. Wszystko było jak dawniej… No, prawie wszystko.
W sprawie z Ann zero postępów. Po tym, jak chłopaki posłuchali jej rozmowę ze Ślizgonem, ja i Dorcas próbowałyśmy z nią jakoś o tym porozmawiać, ale ona unikała tematu. Kilka dni później widziałam ją z nim w Wielkiej Sali. Remus także. Stara się pokazać, że się tym nie przejmuje, ale wiem, że udaje. James uważa, że ja i Dorcas powinnyśmy dać jej spokój. Według niego Ann sama w końcu wszystko zrozumie. Chwilami mam ochotę go posłuchać…
Skoro mowa o Jamesie… Chyba naprawdę mu zależy na Natalie. Moje korepetycje z nią już się skończyły, co, szczerze mówiąc, bardzo mnie cieszyło, a ich znajomość coraz bardziej rozkwitała. Sama chciałam, żeby Potter sobie kogoś znalazł, jednak kiedy to się już stało, było mi z tą świadomością bardzo dziwnie…
Siedziałam właśnie w dormitorium i rozmyślałam o ostatnich wydarzeniach, kiedy do pokoju wpadła Dorcas i od razu spytała:
- Masz jakieś plany na Walentynki?
Spojrzałam na nią zaskoczona. Jak co roku, w ten dzień można było się udać do Hogsmeade.
- Nie… A co?
- Czyli nikt cię nie zaprosił?
- Nie musisz mi o tym przypominać – mruknęłam po czym dodałam: - Nie, nikt. Dlaczego pytasz?
- To już masz partnera. Idziemy razem. Zrobimy sobie babskie wyjście… Sklepy, ciuchy… Wiesz.
- Dobra, może być. A ty nie wolisz iść z jakimś chłopakiem?
- Ale nikt nie chce iść ze mną. Zostajesz mi tylko ty – uśmiechnęła się krzywo.
- A Ann? – zapytałam.
- Spytaj ją o to, chociaż wątpię, że pójdzie. Przecież ma chłopaka – ostatnie słowo wymówiła z obrzydzeniem.
- Zobaczymy…
Dorcas pokiwała głową, wyjęła jakąś książkę i pogrążyła się w czytaniu.
Walentynki z przyjaciółką… Ciekawe, jak to będzie. Może i Ann się dołączy? Ale ona ma z kim iść do Hogsmeade.
Kilkanaście minut później do dormitorium weszła wyżej wspomniana osoba. Bez słowa zaczęła czegoś szukać u siebie w szafce. Wymieniłam z Meadowes spojrzenia, po czym niepewnie zaczęłam:
- Ann… Co robisz w Walentynki?
Blondynka oderwała się od swojego zajęcia i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Idę do Hogsmeade, to chyba oczywiste – warknęła i odwróciła się.
- Z tym Ślizgonem? – wtrąciła się Dorcas.
- Tak. I dla twojej wiadomości, to jest mój chłopak – wycedziła ze złością.
- Wiemy. I zastanawiamy się, co się z tobą stało… - powiedziałam spokojnie.
- Nic się nie stało. Zrozumiałam parę rzeczy. Gregory jest o niebo lepszy niż Remus. I…
- I tam masz lepszych przyjaciół niż my? To chciałaś powiedzieć? – spytała Dorcas.
Ann popatrzyła na nią jakby przestraszona, po czym odwróciła się i wybiegała trzaskając drzwiami.
***
Czternasty lutego obfitował w wiele niespodzianek. Po obudzeniu ujrzałam na suficie piękne, czerwone serce. Szybko poderwałam się z łóżka i zaczęłam budzić Dorcas. Ociągała się, ale w końcu wstała.
- Zobacz, jakie serce jest nad moim łóżkiem! – powiedziałam od razu.
Czarnowłosa spojrzała zaciekawiona na sufit, po czym wzrok skierowała na swoją część. U niej także było namalowane duże serce.
- Ciekawe, kto to zrobił… - zastanowiłam się na głos.
- I u Ann też – dodała Dor.
- Potem pomyślimy, teraz może się szykujmy, bo nie zdążymy.
Jak się później okazało, serca na suficie nie były tylko u nas. Wszystkie Gryfonki rozprawiały na ten temat. A już myślałam, że to tylko my mamy takie coś…
Wszedłszy do Wielkiej Sali, zobaczyłam mnóstwo dziwnych stworzeń z odstającymi uszami krzątających się między stołami. Każdy z nich nosił różne jedzenie.
Usiadłyśmy przy stole Gryffindoru i od razu jedno stworzenie do nas podeszło. Po bliższym spotkaniu z nim, stwierdziłam, że był to elf. Najprawdziwszy elf. Miał na sobie niebieskie ubranko i uśmiechał się przymilnie.
- Co podać?
Spojrzałam zaskoczona na Dorcas. Ona również nie wiedziała, o co chodzi.
Na ratunek przyszedł nam dyrektor, który wstał, zaklaskał w dłonie i zaczął mówić:
- Witajcie, moi drodzy, na tym walentynkowym śniadaniu. Z okazji tego święta elfy zgodziły się nam pomóc i będą wam dziś podawać posiłki. Zapewne dziewczęta zauważyły niespodziankę na sufitach w swoich dormitoriach. To pomysł profesora Slughorna – uśmiechnął się do nauczyciela eliksirów, po czym kontynuował: - Wyjście do Hogsmeade odbędzie się o godzinie dziesiątej. Życzę wszystkim miłego dnia! – dyrektor przywołał jednego z elfów i zaczął mu coś wyjaśniać.
Zerknęłam na stojące obok stworzonko. Wyglądało na to, że nadal oczekuje „zamówienia”.
- Eee… No więc… Ja poproszę tosty z dżemem – powiedziałam nieśmiało.
- Ja tak samo – dodała Dorcas.
- Zaraz będzie – elf posłał jej czarujący uśmiech, którym niewielu hogwardzkich chłopaków mogło się poszczycić.
- Masz nowego fana – roześmiałam się.
Dorcas posłała mi mordercze spojrzenie. Po chwili elf przybiegł niosąc wielki talerz z tostami i dżemem.
- Proszę bardzo – ponownie uśmiechnął się do Dorcas, a mnie zdawał się nie zauważać.
- Dzięki – bąknęła dziewczyna, a nasz „kelner” się oddalił.
Ponownie się zaśmiałam, ale tym razem nic nie mówiłam.
W Hogsmeade spędziłyśmy kilka cudownych godzin. Zaczęłyśmy od sklepów z ubraniami, w których nabyłam kilka nowych rzeczy. Później ozdoby do włosów, biżuteria… Świetnie się przy tym bawiłyśmy. Po drodze mijałyśmy wiele par, jednak jakoś mi to nie przeszkadzało. Dawno nie byłam na zwykłych zakupach z przyjaciółką. Gdzieś w tłumie mignęła nam sylwetka Ann ze swoim chłopakiem, ale zbytnio się tym nie przejęłyśmy. Obładowane torbami weszłyśmy do Pubu pod Trzema Miotłami, aby napić się kremowego piwa i trochę odpocząć. Obok nas siedziała pewna para, która chyba skleiła się ustami. Co raz to dobiegały nas ssąco-mlaszczące odgłosy, ale starałyśmy się nie zwracać na nich uwagi.
Pół godziny później wyszłyśmy na ulice wioski czarodziejów i skierowałyśmy się w stronę sklepu z roślinami. Dorcas naszła ochota na kupno jakiegoś kwiata lub czegoś podobnego. Kilkanaście minut stałyśmy i oglądałyśmy przeróżne okazy, a ekspedientka wyciągała mnóstwo innych. Każdy z nich był magiczny i w mugolskim sklepie nie dostałoby się takich. Postanowiłam, że muszę sprawić taki prezent mamie, która na pewno ucieszyłaby się z zaczarowanej roślinki. W końcu Meadowes zdecydowała się na małe drzewko z dużym, fioletowym kwiatem. Sprzedawczyni powiedziała, że sama odkryje jego właściwości we właściwym czasie. Na nic zdały się przekonywania Dorcas, niczego więcej się nie dowiedziała.
Nastał czas powrotu do szkoły. Powolnym krokiem ruszyłyśmy w stronę wyjścia z wioski. Jakiś czas później znalazłyśmy się w dormitorium. Tak przebrałyśmy się, obejrzałyśmy zakupy i zdecydowałyśmy wrócić do Pokoju Wspólnego, w końcu był dzień wolny od szkoły. Większość Gryfonów właśnie wracała do zamku, więc portret Grubej Damy co chwilę się otwierał. Nie zwracałam na to uwagi i rozmawiałam z Dorcas. Chwilę potem przejście otworzyło się i coś mnie podkusiło, żeby tam spojrzeć. Wszedł James z Natalie. Byli pochłonięci rozmową, śmiali się. Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Odprowadziłam ich wzorkiem. Rozstali się przy schodach. Potter na pożegnanie pocałował dziewczynę w policzek, na co ona odpowiedziała uśmiechem i poszła do siebie. Rogacz zrobił to samo. Na pewno żadne z nich mnie nie widziało.
- Lily… Wiem, na co tak patrzysz… - zaczęła Dorcas.
- Wcale na nich nie patrzyłam! – zawołałam.
Dziewczyna zaśmiała się.
- Ani trochę – powiedziała z ironią kiwając głową.
Skrzywiłam się. Dlaczego ona musiała mnie tak dobrze znać?
- James chyba naprawdę się w to zaangażował… - rzekła niepewnie.
- Wiem. I widzisz, wcale mnie tak nie kochał, jak mówił. Dał sobie spokój ze mną wreszcie.
- Kochał cię i nadal kocha. Według mnie, chce się zająć czymś innym, a w tym wypadku kimś innym, żeby nie zadręczać się, co tu zrobić, żebyś zwróciła na niego uwagę.
- Przecież się przyjaźnimy! Ja sobie nie wyobrażam jego jako mojego chłopaka…
- A czemu nie? Zastanów się nad tym kiedyś, okej?
- Zobaczymy…
- Proszę…
- No dobrze, zastanowię się! A czemu tak ci zależy na tym?
- Bo bliżej bym miała do Syriusza – pokazała mi język, na co roześmiałam się.
- Nie no, tak serio to nie o to mi chodzi. Z nim to już naprawdę koniec – na chwilę posmutniała, po czym zaraz dodała: - A ty i James pasujecie do siebie i to nie wiesz jak bardzo. On jest gotów za tobą w ogień skoczyć. I naprawdę cierpi, gdy go odtrącasz.
- Tak… A ty skąd to niby wiesz?
- Widać, jak on na ciebie patrzy… Wzrokiem zakochanego chłopaka.
- Teraz tak patrzy na Natalie.
- Oj, to chwilowe. Przejdzie mu. I znowu zacznie się za tobą uganiać. Sama zobaczysz…
- No, pewnie.
Wieczorem byłyśmy już wszystkie trzy w dormitorium. Chciałam zacząć rozmowę, pytać Ann, jak minął jej ten dzień, jednak coś mnie powstrzymywało. Może to był strach przed kolejną kłótnią? W końcu udałam się do łazienki, a kiedy z niej wyszłam, moją uwagę przykuła mała paczuszka leżąca na szafce przy łóżku. Zaciekawiona wzięłam ją do ręki, a na podłogę wypadła mała karteczka:
Nie myśl, że zapomniałem, Liluś.
Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
J.
Wewnątrz opakowania znajdowała się duża spinka do włosów. Była srebrna, z zielonymi kamieniami służącymi do ozdoby. Bił od niej ciepły blask, który sprawiał, że klamra ta stawała się niezwykłą. Miała w sobie to pozytywne coś. Piękna.
Ale od kogo? Kim jest J.? J jak James? I to przeważnie on mówi do mnie „Liluś”. To pewnie od niego. „Nie myśl, że zapomniałem.” – napisał. Wcale tak nie myślałam… No, może przez chwilę, bo zawsze coś od niego dostawałam. Mimo wszystko trochę się przyzwyczaiłam. Ale przecież on kręci z Natalie… Dlaczego więc dał mi prezent? I właściwie, jak on się tu znalazł?
Jako że Dorcas zajęła łazienkę, pozostało mi tylko spytać o to Ann.
- Ann, wchodził tu ktoś niedawno?
Makron spojrzała na mnie zdziwiona, po czym odparła:
- Nie. Tylko przeciąg otworzył drzwi.
Przeciąg. Pewnie ktoś pod peleryną. A tym kimś był Potter.
- Dzięki…
Odwróciłam się i uśmiechnęłam do siebie. To jednak miłe z jego strony.
Te Walentynki były, jak dotąd, najlepsze. Bez przykrych wydarzeń, jak rok temu. W świetnym towarzystwie. Ciekawe, jak to będzie za rok…
***
Kilka dni później spędzałam popołudnie z Dorcas na pisaniu wypracowań. Transmutacja, eliksiry i zielarstwo. Wszystko na jutro. W Pokoju Wspólnym panowała cisza, czasem przerywana wybuchami śmiechu.
Do Salonu Gryfonów weszli James i Syriusz. Oboje mieli nietęgie miny, ale kiedy nas zobaczyli, na ich twarz wstąpił nikły uśmiech.
- Cześć, co robicie? – James silił się na wesoły ton, jednak zbytnio mu się to nie udawało.
- Odrabiamy lekcje… I wy chyba też powinniście zacząć, jeśli chcecie zdążyć – odparłam.
- My nie musimy – mruknął Syriusz uśmiechając się ironicznie.
- A to czemu?
Chłopaki spojrzeli na siebie niepewnie, po czym James powiedział:
- Zostaliśmy zawieszeni.
W pierwszej chwili to do mnie nie dotarło. Zawieszeni? Jak to?
- Co? – spytała Dorcas.
- To, co słyszałaś. Zawieszeni.
Wymieniłam z Meadowes zaniepokojone spojrzenia.
- Dlaczego? Co się stało? Na ile? – zapytałam.
Huncwoci rozsiedli się obok nas i James zaczął mówić:
- Spotkaliśmy tego chłopaka Ann… A że nam się trochę nudziło, stwierdziliśmy, że można by się trochę zabawić… O’Connor oberwał paroma zaklęciami, o których czytaliśmy w księgach zakazanych… No i ma podbite oko, złamany nos i którąś rękę… I coś tam jeszcze, nie wiem. W każdym bądź razie jest nieprzytomny i Pomfrey mówi, że może się obudzić albo za kilka dni, albo zapadnie w śpiączkę. Jakieś zaklęcie to spowodowało…
Nie do wiary! Miał taki spokojny ton!
- Żartujesz, nie? – spytałam przestraszona.
- Nie, dlaczego miałbym żartować?
- Śpiączka? Tak go załatwiliście?
- No… - przytaknął.
- Na ile was zawiesili?
- Na tydzień. I Gryffindor stracił pięćdziesiąt punktów.
- Remus wie?
- Nie, później mu powiemy. Chyba nie będzie zły…
- On nie, ale za to Ann się wścieknie. I nawet jej się nie dziwię.
- Zła jesteś?
Syriusz i Dorcas tylko przysłuchiwali się naszej rozmowie.
- A powinnam? Śpiączka… Boże, James!
- Wyjdzie z tego. Takim to się zawsze udaje…
- Nie wierzę… Nie wierzę, że znowu to robisz. Że znęcasz się nad kimś dla rozrywki.
Chłopak zmrużył oczy i powiedział:
- Lily, on spowodował, że twoja przyjaciółka się od wszystkich oddala, a ty go jeszcze bronisz?
Milczałam. Zastanowiłam się nad tym. Miał rację, Gregory zawinił i to bardzo, ale mimo to nie zasłużył na takie traktowanie.
- Oby wyzdrowiał, bo inaczej krucho z wami będzie.
- Jakbym słyszał McGonagall! – wtrącił Syriusz.
Westchnęłam. Ta chwilowa złość mi przeszła, za to zastąpiło ją zmartwienie, że chłopaki srogo zapłacą za ten wybryk. Zostali zawieszeni, ale wątpię, że będą żałować tego zachowania.
***
Notka jest, po długim czasie. Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam czasu. Teraz zaczyna się szkoła i notki pewnie będą pojawiać się w weekendy. I to może nie zawsze co tydzień, w końcu teraz trzecia klasa gimnazjum, trzeba się wziąć za naukę na serio. ;p Ale przestać pisać nie mam zamiaru. ;p Powodzenia w nowym roku szkolnym. ;]