Następnego dnia
lekcje minęły mi na przemyśleniach. Nie wiem, o czym mówiła profesor
McGonagall, jaki eliksir kazał nam stworzyć profesor Slughorn, ani co działo
się podczas buntu goblinów. Cały czas myślałam
tylko o jednym. O dzisiejszej pełni. Bałam się, że tym razem coś pójdzie nie
tak i sekret Huncwotów się wyda, przez co będą mieć kłopoty. Szczególnie James.
Pamiętałam słowa dyrektora, że teraz każdy jego wybryk będzie surowiej karany…
Wiedziałam, że nic nie przekona chłopaków, aby zrezygnowali z tej przygody,
więc pozostawało jedynie im zaufać. Może nie będzie tak źle…
Po południu siedziałam w Pokoju
Wspólnym i próbowałam napisać esej na astronomię o wpływie układu planet na
nasze życie. Temat wydawał mi się bezsensowny, ale musiałam to zrobić. Dorcas i
Ann szukały materiałów w bibliotece, a ja już wcześniej załatwiłam sobie
potrzebne książki. Chciałam szybko to skończyć, jednak ktoś mi przeszkodził.
- Widziałaś
Jamesa? – spytał bez ogródek Syriusza.
- Nie… Od
obiadu nie.
- No właśnie!
Znowu gdzieś polazł i znaleźć go nie można. Mapę też zabrał, a bez niej dziś
ani rusz.
- Znajdzie się…
- mruknęłam i powróciłam do pisania.
Łapa podstawił
sobie krzesło i usiadł naprzeciwko mnie.
- Wczoraj też
zniknął – powiedział.
- Każdy czasem
chce pobyć sam.
- No tak, ale
on jest jakiś dziwny ostatnio! Sama chyba zauważyłaś…
- Tak, ciekawe
dlaczego. Od tamtej sprawy z wywaleniem z Hogwartu strasznie się zmienił.
- Oby to było
tylko chwilowe. Bo już mam tego dosyć…
Spojrzałam na
niego, po czym zamknęłam książkę i odłożyłam pergamin.
- I uwierz, że
ja też. Wolałam Jamesa z poczuciem humoru, a nie smutnego… Nie wiesz, co
takiego się stało? – zapytałam.
Komu jak komu,
ale swojemu najlepszemu przyjacielowi może coś powiedział.
- Nie, nic nie
mówił. Jedynie mogę się domyślać, że to, co ostatnio się wydarzyło,
spowodowało, że zrozumiał, ile mógł stracić… I teraz chce to zmienić.
- Ale nie musi
zachowywać się przez to tak, jak teraz!
- Ja to wiem.
Pogadaj z nim, jeśli chcesz, ale wiesz, jaki on jest. Sam musi do wszystkiego
dojść…
Pokiwałam
głową. Miał rację. James powinien wszystko na spokojnie przemyśleć.
- Dobra, to ja
idę go szukać, bo bez mapy nie damy rady. Bez niego zresztą też nie.
- Uważajcie na
siebie!
- Spoko, nic
się nie martw – odparł, po czym mrugnął do mnie i oddalił się w stronę portretu
Grubej Damy.
Nie martwić
się… Łatwo powiedzieć.
***
Trójka Huncwotów wymknęła się
wieczorem z zamku. Wzięli ze sobą pelerynę-niewidkę i ich słynną Mapę.
Niedaleko Wierzby Bijącej Peter przemienił się w szczura i, naciskając narośl, unieruchomił drzewo. Syriusz i James żwawo weszli do ukrytego tunelu. Dopiero
tam zaczęli się zmieniać się w zwierzęta. Chwilę później ich miejsce zajmował
duży jeleń z pięknym porożem oraz czarny pies, którego oczy błyszczały w
ciemności. Ledwie widoczny szczurek przyglądał się im z zaciekawieniem.
Ruszyli długim podziemnym korytarzem,
szykując się w myślach na kolejną przygodę. Często wychodzili z Lunatykiem na
zewnątrz i odkrywali tereny Hogwartu i Hogsmeade. Powoli dotarli do
Wrzeszczącej Chaty, a ich oczom ukazał się mizernie wyglądający prefekt
Gryffindoru. Siedział skulony pod ścianą i wyglądał naprawdę strasznie.
Podniósł głowę, gdy usłyszał zbliżające się zwierzęta. Widok przyjaciół, nawet
w innej postaci, dodał mu sił. I nagle głośny krzyk rozległ się w chacie. Przez
szczeliny między oknami wpadły pierwsze promienie światła Księżyca.
Jeleń, pies i szczur szybko udali
się w róg pomieszczenia, bo wiedzieli, że i tak teraz nic nie pomogą. Przemiana
Remusa się rozpoczęła. Sylwetka Lupina zaczęła się wydłużać, pojawiała się na
nich sierść. Na palcach wyrosły wielkie pazury, a zęby stały się ostrzejsze.
Uszy zmieniły kształt, oczy przypominały już szparki. Całości towarzyszyły jęki
i skowyty wilkołaka.
Koszmar ten ciągnął się przez kilka
minut. Po tym Remus jakby uspokoił się i spojrzał na stojące niedaleko
zwierzęta. Znowu zawył. Jeleń i pies spojrzeli na siebie, po czym skinęli głową
i ostrożnie podeszli do swego przyjaciela. Wtedy zdarzyło się coś
nieprzewidywalnego. Wilkołak rzucił się na Rogacza i przewrócił go na ziemię.
Łapa z całych sił starał się odciągnąć Lunatyka od przyjaciela, ale jemu także
się dostało. Mały szczur piszczał tylko przeraźliwie. Szamotanina trwała jakiś
czas, aż w końcu Syriuszowi udało się pomóc Jamesowi; przywlókł go do
sąsiedniego pokoju, do którego wilkołak nie mógł się dostać. Remus rozwalał
więc kolejne meble i przedmioty.
Black powrotem zamienił się w
człowieka i kucnął przy jeleniu, który także zaczął wracać do ludzkiej postaci.
- Żyjesz? –
zapytał szybko Syriusz.
- Tak… -
wysapał James.
Miał liczne
rany i zadrapania, a z rany na klatce piersiowej leciała krew. Ciężko oddychał,
był wyczerpany. Łapa również był poraniony, ale nie tak jak Potter.
- Możemy
poczekać, aż Remus się trochę uspokoi i tam wrócić. Albo pójść do zamku. Tylko
trzeba by zawołać jakoś Petera – rzekł Black.
- Nie, nie
zostawimy tak Remusa… Poczekajmy chwilę.
James podniósł
się do pozycji siedzącej i spojrzał na przyjaciela. Kilka minut później oboje
się przemienili i wrócili do wilkołaka. Wcześniej postanowili, że tym razem
darują sobie eskapadę po okolicy. Remus był zbyt agresywny.
Usiedli z boku, a po chwili dołączył
do nich Glizdogon. I razem patrzyli na swojego przyjaciela, który po raz
kolejny przechodził niesamowite męki… Kolejna godzina minęła w spokoju, jednak
później wilkołak zauważył leżący obok kawałek kanapy. Rzucił to w stronę
Syriusza, który z lekkim zdziwieniem kopnął go powrotem. I tak oto rozpoczęła
się zabawa między Huncwotami. Podawali sobie ten kawałek, niczym piłkę. Zapewne
mogło to wyglądać śmiesznie, jednak chłopaki wiedzieli, że trzeba jak najdłużej
zająć tym Remusa. Kto by pomyślał? Wilkołak, który gra w „piłkę”.
Niestety, błogi spokój nie mógł
trwać wiecznie. Kawałek kanapy znudził się Remusowi i tym razem wolał bawić się
czymś żywym. Peter stał się jego celem. Lunatyk dorwał go i kopnął. Szczur
piszczał przeraźliwie, więc Rogacz czym prędzej go złapał i odstawił w
bezpieczne miejsce. I to było coś, co nie spodobało się wilkołakowi. Drapnął
mocno pazurami plecy jelenia, który głośno zaskamlał. Łapa rzucił się na pomoc,
jednak to niewiele pomogło. Rozwścieczony Lupin atakował ich obu ze zdwojoną
siłą.
Peter obserwował sytuację z kryjówki
i wiedział, że musi coś zrobić. Zdecydował się wybiec i czym prędzej ugryzł
wilka w palca u nogi. Rozległ się skowyt i Remus na chwilę przestał się
interesować jeleniem i psem. Okazję wykorzystał Łapa, najszybciej jak się dało
odciągając półprzytomnego przyjaciela do korytarza, którym tu przyszli.
Glizdogon zaraz znalazł się przy nich. Wszyscy odzyskali ludzką postać. James nie
wiedział, co się dzieje. Miał olbrzymie rany i do tego te liczne upadki…
Syriusz i Peter oparli go na swoich ramionach i razem dotarli do zamku.
Wiedzieli, że nie mogą iść do Skrzydła Szpitalnego – tam wszystko by się
wydało. Skierowali się więc do Pokoju Wspólnego, który powinien być pusty –
dochodziła pierwsza w nocy.
***
Około dwudziestej drugiej do Salonu
Gryfonów wpadła profesor McGonagall. Było to o tyle dziwne, że nauczycielka
rzadko fatygowała się aż tak daleko, a gdy to już robiła, miała zazwyczaj
bardzo ważne sprawy. Uczniowie zwrócili się w jej stronę, a w pomieszczeniu
zaległa cisza. Jako prefekt natychmiast poderwałam się z miejsca.
- Coś się
stało, pani profesor? – zapytałam.
- Szukam pana
Pottera. Wiesz, czy jest w swoim dormitorium? Bo tutaj go nie widzę…
Ups… Przecież
nie mogę jej powiedzieć prawdy. W głowie przelatywały mi tysiące myśli. Powinnam skłamać?
- Tak, James
jest u siebie. Mówił, że idzie już spać, bo był zmęczony treningiem… - odparłam
bez zająknięcia.
Sama się sobie
dziwiłam, że potrafię tak szybko coś wymyślić.
- Mówisz, że
śpi… No dobrze, choć to wcześnie jak na niego. Pamiętam jak wiele razy o tej
porze pan Filch go nakrywał na psotach… Powtórz mu, że jutro po śniadaniu ma
natychmiast przyjść do dyrektora. Jego rodzice przyjechali do szkoły przed
chwilą i bardzo chcieli się z nim widzieć teraz, ale skoro śpi…
- Dobrze,
wszystko przekażę.
- Dziękuję. Do
widzenia.
- Do widzenia.
Nasza opiekunka
odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem wyszła z Pokoju Wspólnego. Dobrze, że
się niczego nie domyśliła… James nie miałby lekko wtedy. I jeszcze na dodatek jego rodzice
przyjechali!
Dwie
godziny później Pokój Wspólny opustoszał i zostałam tam tylko ja. Chwilę potem
pojawiły się Dorcas i Ann w piżamach.
- Co wy tu
robicie? – zapytałam.
- Poczekamy z
tobą. Widać, jak się denerwujesz. Nigdy tak nie było…
- No właśnie!
Mam jakieś dziwne przeczucie… Boję się o nich.
- Wiem.
Powtórzyłam im,
co niedawno powiedziała profesor McGonagall. Były zaskoczone moimi kłamstwami.
Ann stwierdziła, że Huncwoci maja na mnie zbyt duży wpływ. Możliwe… Ale to
tylko jedno kłamstwo. Przecież nie mogłam wyznać prawdy!
Po prawie niecałej godzinie usłyszałyśmy
zbliżające się kroki. Szybko poderwałyśmy się z kanapy. Moim oczom ukazali się
Syriusz i Peter ledwo utrzymujący prawie nieprzytomnego Jamesa.
- James! –
krzyknęłam i czym prędzej do nich podbiegłam.
***
Ciąg dalszy w
kolejnej notce. ;p Niestety, nie mam dziś już czasu na pisanie, dlatego ten
rozdział jest taki krótki. Prawie cały weekend zleciał mi na nauce i zadaniach
domowych… Następna notka zapewne w niedzielę. ;)