Odsamego rana chodziłam zdenerwowana. Perspektywa dzisiejszego spotkania zCharlesem nie dawała mi spokoju. Bałam się, i to bardzo. Nie wiedziałam, czegomogę się po nim spodziewać. Tyle niewiadomych… Jednak postanowiłam, że pójdę itak zrobię. Gdyby tylko nie te nerwowe bóle brzucha…
-O czym ty cały czas myślisz? – zapytała Ann w drodze na śniadanie.
Jeszczeim nie powiedziałam o wczorajszych wydarzeniach. Tak wyszło… Ale trzeba tonadrobić.
-Umówiłam się na dziś z Charlesem – wyjaśniłam.
-Jak to? – w głosie Ann dało się słyszeć zaskoczenie.
-Później wam opowiem…
-A James? – spytała Dorcas.
Westchnęłam.
-Porozmawiamy o tym później, proszę…
Dziewczynywymieniły spojrzenia, ale nie protestowały. Czułam, że czeka mnie poważnarozmowa…
Dotarłszy do Wielkiej Saliusiadłyśmy niedaleko Huncwotów. Wyglądali tak jak zwykle, rozmawiali.Spojrzałam na Jamesa akurat wtedy, kiedy on zrobił to samo. Kilka sekund iwszystko stało się jasne. Jego oczy były pełne złości i żalu. Odwróciliśmywzrok w tym samym momencie. Spuściłam głowę. Zrobiło mi się strasznie przykro.Przecież tak dobrze się między nami układało… Nie chciałam tego stracić. Niechciałam stracić JEGO. I naszej przyjaźni. Muszę z nim porozmawiać…
Drzwi Wielkiej Sali ponownie sięotworzyły. Od razu w oczy rzucił mi się Charles. On także mnie zauważył i przezcałą drogę nie spuszczał ze mnie wzroku. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech,który odwzajemniłam. I wtedy coś zrozumiałam. Ja naprawdę chcę się z nimspotkać… Nie robię tego na złość nikomu. Po prostu chcę.
Katie przysiadła się do naszegostołu. Przez chwilę wpatrywała się w nas uważnie, po czym zapytała:
-Coś się stało?
-Tak… Lily umówiła się z Charlesem – odparła od razu Dorcas.
-To źle?
Wzruszyłamramionami. Nie wiedziałam, co w tym wypadku jest odpowiednie…
Czekaliśmy przy drzwiach Sali odtransmutacji na profesor McGonagall, która akurat się spóźniała. Podczas tejlekcji ławkę dzieliłam z Jamesem. Trochę się tego obawiałam, jednak wiedziałam,że mogę mieć szansę na rozmowę z nim.
W końcu opiekunka Gryfonów sięzjawiła.
-Przeczytajcie rozdział z podręcznika ze strony
Poklasie przebiegł szmer. Zaczęłam czytać, jednak stwierdziłam, że są w tym momencieważniejsze sprawy.
-James… - szepnęłam w stronę chłopaka.
Potterpodniósł głowę i spojrzał na mnie wyczekująco. Nie wiedziałam, jak zacząć. Tylemyśli w głowie, których nie sposób ogarnąć. Wkrótce zebrałam w sobie odwagę izapytałam, choć znałam odpowiedź.
-Jesteś na mnie zły?
Jamesparsknął lekkim śmiechem.
-A jak myślisz?
Przezchwilę milczałam zastanawiając się, co powiedzieć.
-Nie chcę się z tobą kłócić – odparłam.
-Super – mruknął i powrócił do czytania.
Wpatrywałamsię w niego usilnie, a ten, nie mogąc już tego prawdopodobnie znieść, warknął:
-Daruj sobie. Nie chce mi się z tobą o tym gadać.
Spuściłamgłowę. Nie tak miało być…
Niedocierało do mnie nic z tego, co czytałam. Ta wymiana zdań bardzo mniezmartwiła.
Przez wszystkie lekcje Rogacz mnieignorował. Źle się z tym czułam. Była to nowa sytuacja, do której nie byłamprzyzwyczajona. Owszem, zdarzało się już, że Potter był na mnie obrażony, alenigdy wcześniej się tak tym nie przejmowałam. Na dodatek wciąż się denerwowałamprzed spotkaniem z Charlesem…
-Która godzina? – zapytałam, kiedy wróciłyśmy do dormitorium.
-Za piętnaście trzecia – odparła Dorcas.
-Już? Jeju… - na samą myśl o tym moje wnętrzności się przewróciły.
Cosię ze mną dzieje? Jeszcze nigdy się tak nie denerwowałam przed spotkaniem zjakimkolwiek chłopakiem.
-Opowiadaj. Co się wczoraj wydarzyło? – Ann przeszła od razu do sedna sprawy.
Westchnęłami położyłam się do łóżka.
-Muszę? Strasznie się denerwuję…
-Tak.
Dziewczynymnie okrążyły. Nie miałam więc wyjścia. Po kilku minutach skończyłam tę jakżefascynującą opowieść i czekałam na ich reakcję.
-I co zamierzasz zrobić z Jamesem? – zapytała Dorcas.
Niedo wiary! Za godzinę spotykam się z przystojnym Francuzem, a ta o Potterze.
-Nie wiem. Nie mam pojęcia. Nie chcę się z nim kłócić. Ale on nie rozumie, że mynie będziemy razem… I fochy odstawia.
-Ale mu na tobie zależy…
-Nie… Ubzdurał to sobie…
-Lily…
-Dobra, dajcie już spokój. Trzeba ją wyszykować, w końcu jeszcze godzina i Lilyspotyka się z Charlesem – powiedziała Katie.
Spojrzałamna nią z wdzięcznością.
-Pomogłabym wam, ale umówiłam się z Mathiasem… - rzekła Dor.
-Okej… Idź – powiedziałam.
Szczerzemówiąc, nie byłam z tego powodu zmartwiona. Dorcas jest kochana, ale na pewnowciąż by mówiła o Jamesie…
Zostałyśmywe trzy. Katie wyszukała mi ubrania i kazała się w nie ubrać. Ann natomiastzajęła się włosami i makijażem. W efekcie końcowym miałam na sobie ciemnejeansy, bluzkę w paski z krótkim rękawem i czarne bolerko. Do tego kozaki,ciemnozielona, zimowa kurtka i szalik w paski zielono-brązowo-czarne. Annrzuciła na moje włosy zaklęcie prostujące. Rzęsy lekko pomalowane tuszem ibłyszczyk na usta. Przejrzałam się w lustrze. Nie było źle…
-I jak wyglądam?
-Świetnie! Charles padnie, jak cię zobaczy.
-Dobra, to ja będę lecieć. Remus czeka w bibliotece… Powodzenia, Lily i uważajna siebie – powiedziała Ann i mnie przytuliła.
Uśmiechnęłamsię do niej, a dziewczyna wyszła z pokoju.
-Ile jeszcze czasu? – zapytałam.
-Piętnaście minut.
-Boję się…
-Będzie dobrze…
-Zobaczymy… Jaki on jest? W końcu znasz go dłużej…
-Naprawdę miły. I zabawny. Wygląda na takiego… Hmm… Twardziela trochę. Ale wrzeczywistości jest inny. Ale chyba sama go już trochę poznałaś…
-Wydaje się w porządku… - uśmiechnęłam się.
-Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. A Jamesem się nie przejmuj. Masz się dobrzebawić. W końcu niedługo wyjeżdżamy i będziesz żałować, że przez Potterazmarnowałaś szanse na interesującą przygodę.
-Dzięki, Katie… Cieszę się, że tu jesteś – powiedziałam i przytuliłamprzyjaciółkę.
-Nie ma za co – posłała mi uśmiech.
-A teraz idź, bo nie zdążysz. Powodzenia – dodała.
Wyszłamz dormitorium. Serce biło mi bardzo mocno, w brzuchu wszystko mi sięprzewracało. A nogi miałam jak z waty…
W końcu dotarłam na umówionemiejsce. Mieliśmy się spotkać przed wejściem do szkoły. Otworzyłam wrotaHogwartu, jednak go nie zauważyłam. Zeszłam powoli po schodach, czując żołądekw gardle. Rozejrzałam się dookoła. Nie było go. Pełna obaw udałam się w lewąstronę od schodów. I nagle przede mną zjawił się Charles.
-Cześć – powiedział wesoło.
-Cześć… Nie strasz mnie tak więcej!
-Nie chciałem. Ale przyznam, że zabawną miałaś minę. Myślałaś, że nie przyjdę?
-Trochę się tego obawiałam…
-Oj, chyba mnie jeszcze nie znasz…
-Dokąd idziemy? – zapytałam po chwili.
-Hmm… Nie wiem… Zakazany Las? – zaproponował.
Niebyłam pewna czy żartuje, czy mówi serio.
-Nie… - mruknęłam żartobliwie.
-To gdzie?
-Może… Przed siebie?
-Więc… Przed nami jest drzewo.
Zaśmiałamsię.
-Oj… Wiesz, o co mi chodzi.
Ruszyliśmy. Miałam w głowie mnóstwo tematów, tylkobałam się cokolwiek zacząć. Obeszliśmy zamek dookoła. Często milczeliśmy,panowała taka nieprzyjemna cisza. Miałam jednak nadzieję, że wkrótce się torozkręci i będzie lepiej. Dotarliśmy dojeziora, przy którym leżały dwa duże kamienie.
-Siadamy tutaj? – zapytałam.
-Możemy…
Słońcechyliło się ku zachodowi nadając przy tym wodzie z jeziora śliczne barwy.Czasem zawiał wiatr, przeleciał jakiś ptak… Romantycznie. Kiedy patrzyłam naniebo, naszła mnie pewna myśl, która natychmiast podzieliłam się z moimtowarzyszem.
-A swoją drogą to ciekawe, czy to prawda, że w poprzednim życiu było się kimśinnym…
-No, ciekawe… - mruknął.
Noświetnie! Ja tu daję temat, na który można dużo powiedzieć, a ten tylko cośmruczy.
Siedzieliśmytam jeszcze chwilę, po czym spytałam:
-Idziemy?
Nieodpowiedział, tylko podniósł się szybko i wyciągnął w moją stronę rękę. Zuśmiechem przyjęłam „pomoc”, a Charles mocno mnie do siebie pociągnął. Było tobardzo niespodziewane. Znalazłam się blisko niego, za blisko.
-Jak sobie życzysz – powiedział uśmiechając się nonszalancko.
Patrzyliśmysobie w oczy. Ta czerń była przepiękna…
Francuzzerkał to na moje oczy, to na usta, aż zrozumiałam, o co mu chodzi. Odsunęłam sięod niego i powiedziałam:
-To chodź.
Spacerowaliśmyjeszcze ponad godzinę. Tak jak myślałam, rozmowa nabrała tępa. Nie było jużkrępującej ciszy. Śmialiśmy się i poznawaliśmy lepiej. Dziwna blokada, którabyła między nami, zniknęła i dogadywaliśmy się całkiem dobrze.
Wkońcu trzeba było wracać. Niechętnie, bo miło spędzaliśmy czas… Zawiał zimnywiatr, którego się nie spodziewałam. Zadrżałam. Charles zauważył to i niepewniemnie objął. Uśmiechnęłam się do niego w podzięce i szliśmy tak aż do portretuGrubej Damy. Przed przejściem powoli zdjęłam z siebie jego dłoń chcąc uniknąćdwuznacznych sytuacji w Pokoju Wspólnym.
-Powtórzymy to jeszcze? – zapytał.
-Z chęcią… - odparłam.
-Nie mogę się już doczekać…
Chłopakprzybliżył się do mnie. Myślałam, że chce mnie pocałować. Tak się jednak niestało. Charles przytulił mnie mocno, a po moim ciele przebiegł dreszcz.
Nagleportret odsunął się i koło nas stanął zdziwiony Syriusz.
-O, cześć – wydukał.
-Hej… - odsunęłam się od Francuza, który zdawał się nie być zachwyconyobecnością Łapy.
-Dobrze, że cię widzę, mam sprawę – rzekł Black.
Onto ma wyczucie chwili…
-To ja już pójdę. Do zobaczenia, Lily… - Charles posłał mi uśmiech.
-Pa…
Pochwili zostałam sama z Syriuszem na korytarzu.
-Co to za sprawa?
-A właściwie to żadna, tak o chciałem pogadać…
Nopięknie! I jeszcze ma czelność się do tego przyznać!
-My ze sobą nie kręcimy – powiedział naśladując mój głos.
-Oj.. Czepiasz się – mruknęłam z rozbawieniem.
Syriuszparsknął śmiechem.
-Spoko, przecież masz prawo. Ja nic nie mówię.
-Szkoda, że nie wszyscy tak uważają…
-Rogacz?
Przytaknęłam.
-Zauważyłem właśnie, że jakiś wściekły jest… Nie martw się, minie mu. Oczywiściechciałbym, żeby mu się z tobą poszczęściło, ale nic na silę.
-Dzięki…
-Będzie coś z tym Charlesem? – zapytał.
-A bo ja wiem…? Na razie jest miło.
Blackuśmiechnął się zadziornie, po czym powiedział:
-To ja lecę. Miłego wieczoru!
Ijuż go nie było.
Udałamsię do Pokoju Wspólnego, a następnie do dormitorium. Nie spotkałam nikogo zmoich znajomych. Wrócił do mnie obraz dzisiejszego spotkania z Charlesem. Byłonaprawdę wspaniale… Dobrze, że poszłam, że nie stchórzyłam, bo bym żałowała. Onniedługo wyjeżdża i prędko się raczej nie spotkamy. Z Jamesem też się pogodzę,muszę. I potem wszystko będzie dobrze…
***
Ciekawajestem, co sądzicie. :) Szczerze mówiąc, ja nie mam kompletne zdania o tejnotce… Ostatnio źle się czułam i myślałam, że nie napiszę tej notki, ale jakośsię udało. :) I już nie wiem, jakie tytuły mam dawać... Ech... Wiem, że zostałam klepnięta, jednak nie wezmę udziału w tej zabawie. No cóż, brak czasu. Zwłaszcza teraz, kiedy nauczyciele wariują ze sprawdzianami i kartkówkami. To tyle... Pozdro!