30 kwietnia 2006

Prawdziwa miłość przetrwa wszystko

   Drugi semestr trwa już ponad dwa tygodnie. James w ogóle nie daje mi spokoju. Chodzi za mną i wręcz błaga, żebym mu pozwoliła wszystko wyjaśnić. Czasem jest tak, że mam ogromną ochotę się do niego przytulić i wysłuchać go.. Ale coś mi mówi, że nie mogę. Obiecałam sobie, że o nim zapomnę. Zajęłam się teraz nauką. W końcu pod koniec roku są Sumy i muszę się dobrze do nich przygotować. Dorcas uczy się razem ze mną i mamy nadzieję, że niedługo się odkochamy.


*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*


   Pewnej nocy nie mogłam spać. Była już druga godzina a ja leżałam patrząc w sufit i rozmyślałam. O wszystkim i o niczym. Nie mogąc tak dłużej leżeć zeszłam do Pokoju Wspólnego. Sama nie wiem czemu. Starałam się nikogo nie obudzić.

   Przy kominku ktoś siedział. Zdziwiłam się, bo przecież było dość późno. Podeszłam bliżej i zobaczyłam, że to Syriusz. Wyglądał na smutnego.

- Cześć – powiedziałam.

- O cześć. Co tu robisz? Przecież jest późno – odparł.

- O to samo mogłabym zapytać ciebie. Czemu tu siedzisz?

Trochę dziwnie mi było z nim rozmawiać. W końcu bardzo zranił moją najlepszą przyjaciółkę.

- A tak jakoś – odpowiedział.

Usiadłam koło niego, sama nie wiedząc dlaczego, i wpatrzyłam się w ogień płonący w kominku.

- Dlaczego to życie jest takie niesprawiedliwe? – spytał nagle Syriusz.

- Też chciałabym wiedzieć… A o co ci w ogóle chodzi? – zapytałam.

- Lily, Dorcas bardzo to przeżyła? – odpowiedział mi pytaniem.

- To, że z nią zerwałeś? Tak, bardzo. Ale to raczej nie powinno cię obchodzić – mój ton był dość oschły.

- A jednak obchodzi. Czy ona… ona wciąż coś do mnie czuje? – spytał.

- To już nie jest twoja sprawa. W ogóle nie wiem, po co ta rozmowa – warknęłam.

- Nie wiesz wszystkiego – rzekł Syriusz.

Czyżby Dorcas mi czegoś nie powiedziała?

- To może mi powiesz?

- Nie – jego ton mówił, że to koniec rozmowy.

- Idę stąd – dodał Black, wstając.

Ja jednak się nie poddałam. Musiałam się w końcu dowiedzieć, o co mu chodziło. Zatrzymałam chłopaka.

- O nie, najpierw mi wszystko mi opowiesz – powiedziałam twardo.

Syriusz z powrotem usiadł.

- Nie ma o czym tu mówić – odparł sucho.

- Właśnie, że jest. No mów.

- Tylko nie mów nic Dorcas. Proszę… No więc… Wszystko przez moje nazwisko… Black… Moja rodzina, jeśli mogę ich tak w ogóle nazwać, jest okropna. Wiesz, dla nich liczy się tylko czysta krew… Byli wściekli, że trafiłem do Gryffindoru a nie do Slytherinu. Nie podobało im się to, że zadaję się z tobą… Nienawidzę ich. Nie wiem jak, ale dowiedzieli się, że jestem, a raczej byłem z Dorcas. Moja matka sprawdziła jej korzenie i dowiedziała się, że babcia matki Dorcas pochodziła z mugolskiej rodziny. Jakby to miało jakieś znaczenie… Jakiś miesiąc temu wysłali mi list, że mam z nią zerwać. Sprzeciwiłem się , ale oni powiedzieli, że mogą coś jej zrobić. Za bardzo się bałem i zacząłem jej unikać. Lily, oni naprawdę są zdolni zrobić coś Dorcas. Wiesz, że mam rodzinę w Slytherinie. Matka im kazała pilnować mnie i Dorcas. Także wszystkiego się dowiadywali. Musiałem rozstać się z Dorcas… - głos mu się urwał.

Syriusz schował twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Więc to wszystko z uwagi na bezpieczeństwo Dorcas… Nie wiedziałam, że Syriusz ma aż tak okropną rodzinę…

- Lily, ja ją wciąż kocham… - wyznał Syriusz.

- Ona ciebie też… Syriuszu, przecież tak nie może być! Ty kochasz ją a ona ciebie. Nie możesz pozwolić, żebyście oboje cierpieli przez twoją rodzinę! – rzekłam.

- Ale Lily… Jeśli on jej coś zrobią… Nigdy bym sobie tego nie wybaczył…

- To jest bez sensu… Prawdziwa miłość przetrwa wszystko. Może porozmawiaj z Dorcas. Powinna znać prawdę – powiedziałam.

- Tak myślisz?

 Pokiwałam głową.

- Wszystko będzie dobrze – rzekłam i lekko przytuliłam chłopaka.

- Pójdę już - powiedziałam, wstając.

- Pogadaj z Dorcas – dodałam.

- Dobra… A, Lily, daj szansę wytłumaczyć się Jamesowi. Nie wiesz wszystkiego.

Powiedziałam tylko „cześć” i skierowałam się do dormitorium. Położyłam się od razu do łóżka. Czyli dla Dorcas i Syriusza jest jeszcze jakaś szansa. A ja i James… Sama już nie wiem…

   Po kilkunastu minutach zasnęłam.


*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*


   Nazajutrz obudziła mnie Ann. Dorcas siedziała już w łazience a Katie właśnie się dobudzała. W ciągu niecałej godziny wszystkie zdążyłyśmy się uszykować. Zgodnie z prośbą Syriusza postanowiłam, że nie powiem Dorcas o tym, czego się dowiedziałam w nocy. Lepiej będzie jak pogada z nią Syriusz.

   Udałyśmy się na śniadanie. Tuż przed Wielką Salą dopadł mnie Potter.

- Lily, możesz mnie wysłuchać? Proszę cię… Co mam zrobić, żebyś mnie wysłuchała? – zaczął znowu.

- Może dasz mi spokój? – spytałam i spróbowałam go ominąć.

Ale może Syriusz ma rację? Może powinnam go wysłuchać?

- Lily! Ile razy mam cię prosić? – zawołał James z lekką złością.

Wkurzyło mnie to bardzo.

- W ogóle mnie nie proś, bo to i tak nic nie da! Nienawidzę cię! – krzyknęłam głośno.

 Oczywiście kłamstwem było to, że go nienawidzę.

- Panno Evans, co to za krzyki? I to tuż przed Wielką Salą! Jak tak można?! - pytała zdenerwowana profesor McGonagall, która pojawiła się jakby z nikąd.

- Pani profesor, to nie moja wina… Potter… On… - próbowałam się wytłumaczyć.

- O, i jeszcze pan Potter. Pana też słyszałam – zwróciła się do niego.

- Nie chcę słuchać żadnych wyjaśnień. Myślałam, że to już koniec tych waszych kłótni… Gryffindor traci dziesięć punktów a wy dwoje macie szlaban. Proszę przyjść dzisiaj do mojego gabinetu o siedemnastej – powiedziała nauczycielka.

- Ale… - zaczęłam.

- Żadnego ale, panno Evans.

McGonagall weszła do Wielkiej Sali a ja zwróciłam się do Jamesa ze złością:

- Widzisz, co narobiłeś?

Wściekła poszłam do Wielkiej Sali. Świetnie. Po prostu świetnie. Mam szlaban z Potterem. Ja tego chyba nie przeżyję!


***


Mam nadzieję, że notka się Wam spodoba. Przez następne trzy tygodnie notki mogą się pojawiać jeszcze rzadziej niż teraz. Wszystko dlatego, że właśnie za trzy tygodnie mam konkurs i muszę do tego czasu nauczyć się prawie całej książki do klasy pierwszej gimnazjum z biologii… :( Nie wiem jak ja wyrobię… 100 razy bardziej wolę pisać nową notkę, ale cóż… Obiecuję, że za trzy tygodnie notki będą o wiele częściej. Pozdrawiam!

23 kwietnia 2006

Wspomnienia

   Przerwa świąteczna skończyła się wczoraj. Uczniowie, którzy wyjechali na święta do domów już wrócili i Hogwart znów był pełny i tętnił życiem. Wszyscy opowiadali sobie swoje wrażenia, śmiali się. Je jednak wciąż byłam smutna. James nadal chodził za mną i prosił, żebym pozwoliła mu wszystko wyjaśnić. Zwykle kończyło się to moim krzykiem, żeby dał mi spokój. Chciałam jak najszybciej o nim zapomnieć. Nie obchodziło mnie, że być może się mylę i nie znam prawdy. James nie jest „Tym Jedynym”, bo jakby był, to nasz związek na pewno nie skończyłby się po jednym dniu. Koniec myślenia o nim. 

   Siedziałam teraz na historii magii. Była to piąta lekcja, czyli miałam już wszystkiego dość. Na dodatek wczoraj (a właściwie dzisiaj) poszłam spać o drugiej nad ranem, bo musiałam napisać trzy wypracowania. Prawie tu zasypiałam… Oparłam głowę o ręce i zamknęłam oczy.

Przypomniałam sobie moje pierwsze spotkanie z Jamesem.

Miałam wtedy jedenaście lat. Wędrowałam sama po Pokątnej i robiłam zakupy do Hogwartu. Wszystko było mi obce. Weszłam właśnie do sklepu Ollivandera po swoją pierwszą różdżkę. Wypróbowałam ich już chyba z dziesięć, lecz wciąż nie mogłam znaleźć tej odpowiedniej. Wtedy do sklepu wszedł czarnowłosy chłopak w okularach.

- O witam panie Potter – powitał go pan Ollivander.

- Dzień dobry. Przyszedłem po różdżkę – powiedział chłopak.

- Dobrze, poczekaj tylko aż obsłużę tę panienkę – odrzekł Ollivander.

Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. Pan Ollivander poszedł po inną różdżkę.

- Jestem James Potter – rzekł chłopak i wyciągnął do mnie rękę.

- Lily Evans – powiedziałam i podałam mu dłoń.

- Idziesz do Hogwartu? – spytał, nie przestając się uśmiechać.

- Tak. Ty też, nie?

- Tak…

Trochę sztywna była ta rozmowa.

Potem przyszedł pan Ollivander z różdżką, która wreszcie pasowała do mnie. Machnęłam nią i wytrysnęły iskry. Różdżka ta była zrobiona z wierzby, miała dziesięć i ćwierć cala. Zapłaciłam za nią dziewięć galeonów i osiem sykli.

- Dziękuję. Do widzenia – powiedziałam.

- Do zobaczenia Lily! – zawołał jeszcze James.

- Cześć!

Wtedy wydał mi się miły i normalny. Ale to zmieniło się już w pociągu do Hogwartu.

   Siedziałam w przedziale z Dorcas i Ann. Właśnie tu się poznałyśmy. Rozmawiałyśmy sobie i nagle do naszego przedziału weszła czwórka chłopaków.

- Cześć dziewczyny – powiedział jeden z nich.

Miał czarne dość długie włosy.

- Jestem Syriusz. To James, Remus i Peter – powiedział wskazując na każdego z nich.

- O Lily! My już się znamy – powiedział James.

Dorcas i Ann też się przedstawiły. Chłopaki rozsiedli się w naszym przedziale. James usiadł koło mnie. Przyszli Huncwoci starali się jakoś z nami rozmawiać, ale my nie byłyśmy do tego chętne. Teraz, kiedy James był z kumplami zachowywał się co najmniej dziwnie. W ogóle nie przypominał tego chłopaka, którego spotkałam u Ollivandera. Po jakiś trzydziestu minutach próby rozmowy James położył rękę na moim udzie (!!!).Obrzuciłam go wściekłym spojrzeniem i warknęłam:

- Weź tą łapę.

 Chłopak udał, że tego nie usłyszał. Wstałam i krzyknęłam do niego:

- Powiedziałam coś chyba, nie?! Wkurzasz mnie!!!

- Lily, o co ci chodzi? – spytał udając niewiniątko.

- Nie udawaj, że nie wiesz!

- Dobra, James, daj spokój. Chodźmy stąd – powiedział Syriusz.

Potter w drzwiach powiedział jeszcze:

- Jesteś śliczna jak się złościsz.

Od tego momentu wiecznie się kłóciliśmy. Potem on po jakim czasie po raz  pierwszy wyznał mi miłość. Nie lubiłam go wcześniej, ale po tym zaczęłam go nienawidzić. On się za mną uganiał a ja zawsze dawałam mu kosza. Strasznie mnie wkurzały te pytania w stylu „Evans, umówisz się ze mną?”. Pewnie kiedyś bym mu uległa gdyby nie to dręczenie Snape’a.

Przypomniałam sobie nasz pierwszy pocałunek.

   To było na początku trzeciego roku. Wracałam z dziewczynami z obiadu a Huncwoci znów dręczyli Snape’a.

- Zostawcie go w spokoju! – zawołałam.

- Jak sobie życzysz – powiedział Syriusz i sprawił by Snape zrobił kilka obrotów w powietrzu i spadł na podłogę.

Oczywiście potem wydarłam się na Pottera i Blacka co myślę o ich zachowaniu i skierowałam się z dziewczynami do naszego dormitorium. Byłam wściekła na chłopaków. Dorcas i Ann przypomniały sobie, że muszą iść do biblioteki po jakąś książkę, więc dalej szłam sama. Jak na złość w jednym z korytarzy znalazł mnie Potter. Podszedł do mnie i powiedział:

- Lily, przepraszam.

Prychnęłam i spróbowałam go ominąć, jednak on mnie zatrzymał. Spojrzał mi prosto w oczy.

- Lily, naprawdę cię przepraszam – powiedział i zaczął zbliżać do mnie swoją twarz.

- Nawet nie próbuj… - nie dane mi było skończyć, bo James mnie pocałował. Był to pierwszy pocałunek w moim życiu. Nie trwał zbyt długo, bo odepchnęłam chłopaka.

- Nigdy więcej tego nie rób – warknęłam ze złością i jak najszybciej pobiegłam do dormitorium. Bardzo żałowałam, że tak się stało. Po tym zajściu kłóciliśmy się chyba jeszcze bardziej niż wcześniej i bardziej go znienawidziłam.

   W czwartej klasie po meczu quidditcha James wylądował w Skrzydle Szpitalnym. Złamał wtedy rękę i cały weekend musiał leżeć w szpitalnym łóżku. Pamiętam jak przed meczem obiecał, że złapie znicza dla mnie, To właśnie wtedy, kiedy wyciągnął prawą rękę, by złapać znicza, tłuczek uderzył w nią przez co ręka się złamała. James jednak nie poddał się i złapał znicza lewą ręką. Gryffindor oczywiście wygrał. Przez cały weekend odwiedzałam chłopaka i byłam dla niego miła (po raz pierwszy od dłuższego czasu). Czułam jakby wyrzuty sumienia i martwiłam się o Rogacza. James myślał, że wreszcie dałam mu szansę i po wyjściu ze Skrzydła Szpitalnego znów zaczął się za mną uganiać. Jednak po tym wydarzeniu inaczej odnosiłam się do Jamesa. Byłam dla niego milsza. A już całkowicie mi odbiło na koniec czwartej klasy. Przy pożegnaniu z Potterem zrobiłam coś głupiego. Zwykle mówiłam mu, że nareszcie nie będę go widzieć przez dwa miesiące i cieszę się z tego powodu. A teraz nic takiego nie powiedziałam tylko pocałowałam go w policzek po czym szybko uciekałam do samochodu rodziców. James był bardzo zaskoczony tym co zrobiłam. Ja tak samo. Rogacz potem pytał w listach czy to coś znaczyło. Ja na nie nie odpisywałam…

   Przypomniało mi się pewne zdarzenie z piątego roku, od którego wszystko praktycznie się zaczęło.

   Pamiętny dzień, kiedy to wreszcie dałam szansę Jamesowi. On wiedział, że nie może jej zmarnować. Przestał dręczyć Snape’a i zaczęłam go lubić. A nawet więcej… Potem był Bal Bożonarodzeniowy. Ten taniec pełen miłości… Uwierzyłam, że on naprawdę mnie kocha. A już na drugi dzień zabawiał się z inną…

   Mimowolnie kilka łez spłynęło mi po policzku. Nie. Miałam już nigdy nie płakać przez tego chłopaka. Otarłam ukradkiem oczy i w tej samej chwili zadzwonił dzwonek obwieszczając koniec lekcji. Miałam jeszcze więcej wspomnień związanych z Jamesem, ale nie chciałam już o nim myśleć. Wstałam i poszłam z dziewczynami na obiad a następnie do dormitorium by odrobić lekcje.


***


Mam nadzieję, że notka się Wam spodoba. Jak dla mnie to jest taka średnia. Nic za bardzo nie wnosi. Następna będzie już ciekawsza. ;) Pozdrawiam wszystkich! :)

16 kwietnia 2006

To koniec...

   Siedziałam z dziewczynami jeszcze parę godzin w dormitorium.

- Lily, co teraz zamierzasz? - zapytała Katie.

- Nie wiem… To wszystko stało się tak nagle… - odparłam.

- Może… Może porozmawiaj z nim… - zaproponowała Katie.

Prychnęłam.

- Niby po co? Przecież wszystko widziałam… Poza tym nie sądzę, żeby chciał rozmawiać ze… szlamą… - powiedziałam i kilka łez spłynęło po moim policzku.

Nie rozumiem dlaczego on mnie tak nazwał. Wiem, że pochodzę z mugolskiej rodziny, ale przecież James podobno mnie „kochał”. Teraz wiem, że te pięć lat, w ciągu których się za mną uganiał, były dla niego jakąś zabawą. On bawił się moim kosztem. Wiele razy przez niego płakałam. Widocznie byłam celem dla Jamesa Pottera. Postanowił sobie, że mnie zdobędzie, a kiedy wreszcie mu się to udało, rzucił mnie… To koniec… Zapomnę o Potterze. Będzie ciężko, ale w końcu się uda.

   Ann i Katie później poszły na obiad. Zostałam sama z Dorcas. Powiedziałam jej, co postanowiłam.

- Dobra, wezmę przykład z ciebie i postaram się też zapomnieć o Syriuszu, choć to na pewno nie będzie łatwe – rzekła.

- Wiem Dorcas…

Nagle usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Dorcas poszła otworzyć.

- Do widzenia – powiedziała, kiedy otworzyła drzwi i zobaczyła, kto za nimi stoi.

Zdziwiłam się trochę. Od kiedy to na przywitanie mówi się „do widzenia”? Dorcas próbowała zamknąć drzwi, lecz ten ktoś stojący za nimi skutecznie jej to uniemożliwiał własną stopą.

- Dorcas, proszę, wpuść mnie. Ja muszę z nią porozmawiać… - usłyszałam głos, bardzo znajomy głos.

Głos, który przed paroma godzinami nazwał mnie szlamą…

- Nie. Lily nie chce z tobą rozmawiać! – powiedziała twardo Dorcas.

- Skąd możesz wiedzieć? Proszę, wpuść mnie… - mówił James.

- Nie! Żegnam! – Dorcas wypchnęła jakoś jego nogę i zatrzasnęła drzwi. Ja dodatkowo rzuciłam na nie zaklęcie Cooloportus, żeby Potter nie mógł ich otworzyć. A jak przyjdą dziewczyny to drzwi się odczaruje.

- Dobrze, że go nie wpuściłaś – powiedziałam do przyjaciółki.

- Wiedziałam, że nie chcesz go widzieć – odparła, na co się uśmiechnęłam.

Po kilkunastu minutach przyszły Ann i Katie, więc musiałyśmy odczarować drzwi.

- Widziałyśmy Pottera przy schodach. Widać było, że jest bardzo smutny – rzekła Ann.

- No i dobrze, Przyszedł tu i chciał porozmawiać z Lily, ale go nie wpuściłam – powiedziała Dorcas.

Do kolacji siedziałyśmy we czwórkę w dormitorium rozmawiając i śmiejąc się. Humor mi się trochę poprawił. Dorcas również. Nie myślałam o Jamesie. Na parę godzin w ogóle zapomniałam, że ktoś taki istnieje.

- Idziemy na kolację? – spytała Ann.

- No, chodźmy – odparła Dorcas.

Zgodnie z naszym postanowieniem miałyśmy unikać Pottera i Blacka, ale przecież nie możemy przystać wychodzić z dormitorium z powodu tych dwóch osobników. W Wielkiej Sali, na początku stołu Gryfonów siedzieli Huncwoci. My poszłyśmy więc na jego drugi koniec. Cały czas czułam na sobie czyjś wzrok. Kolacje jadłam w milczeniu. Mój dobry humor został chyba w dormitorium. Byłam teraz smutna… Mimo wszystko ja wciąż kocham Jamesa…

- Lily, idziesz? – zapytała Dorcas.

Ocknęłam się z zamyślenia. Swojego tosta już dawno zjadłam i wpatrywałam się tępo w pusty talerz.

- Tak… - odparłam i podniosłam się z krzesła.

Przechodząc obok Pottera starałam się na niego nie patrzeć. Jednak on wybiegł naprzeciw mnie.

- Lily, proszę, daj mi to wyjaśnić – powiedział.

Nic nie odpowiedziałam i próbowałam go wyminąć, lecz niestety on mi to uniemożliwił.

- Lily, proszę – szczególnie zaakcentował ostatnie słowo.

- Daj mi spokój! Nic tu nie ma do wyjaśniania! – udało mi się go wyminąć.

Rogacz złapał mnie za rękę. Przeszły mnie dreszcze, jednak odwróciłam się do niego i warknęłam:

- Jeśli nie chcesz, żeby moja ręka znowu wylądowała na twoim policzku puść mnie i daj mi spokój.

James powoli puścił moją dłoń. Na jego twarzy widziałam naprawdę duży smutek.

   Wróciłam z dziewczynami do dormitorium. Ann i Katie starały się jeszcze pocieszyć mnie i Dorcas (jej też się humor pogorszył, kiedy zobaczyła Syriusza), ale jakoś się nie udało. Później poszłam się umyć, zasunęłam kotary przy moim łóżku i położyłam się w nim. Nie zamierzałam jednak od razu zasypiać, chciałam sobie wszystko przemyśleć. Wiem, że muszę zapomnieć o Jamesie. Tylko on pewnie nie da mi spokoju i będzie chciał i wszystko wyjaśnić. Chociaż… Może to nie jest jego wina? Może ktoś go zaczarował albo dał mu jakiś eliksir… Nie. Dlaczego ja go zawsze bronię? Spojrzałam na zegarek leżący na mojej szafce obok łóżka. Była dwudziesta druga. W oczu rzucił mi się jelonek, prezent bożonarodzeniowy od Rogacza. Wzięłam do i przytuliłam się do niego. Łzy znowu popłynęły po moim policzku. Bardzo żałowałam, że z Jamesem byłam tak krótko. Przecież mogło nam się udać. Ale on wszystko zepsuł. Musze koniecznie przestać o nim myśleć. Ale ja go kocham… Czemu ja byłam taka głupia i dałam się nabrać na te wszystkie jego gierki? Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nie, to koniec. Już nigdy nie będę płakać przez Jamesa Pottera. Nigdy. Zapomnę o nim. Raz na zawsze.

   W takich rozmyślaniach zasnęłam tuląc do siebie pluszowego jelonka.


***


Ta notka moim zdaniem nie jest zbyt dobra. Obiecuję, że następna będzie o wiele lepsza od tej. ;) Dzięki za wszystkie komentarze. :) Pozdrawiam! :*

12 kwietnia 2006

Dlaczego...?

   Z balu wróciłam pierwsza. Tak bardzo się cieszyłam, że jestem z Jamesem. Dlaczego ja wcześniej nie mogłam dać mu szansy? Bylibyśmy ze sobą już dłużej. Ale ważne, że teraz wszystko między nami jest w jak najlepszym porządku i mam nadzieję, że tak pozostanie.


*~~~*~~~*~~~*~~~*~~~*


   Obudziłam się raczej wcześnie. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero piąta trzydzieści. Nie chciało mi się już spać, więc wstałam, poszłam do łazienki i tam się wykonałam wszystkie poranne czynności i powrotem usiadłam na swoim łóżku. Do siódmej, bo o tej porze przeważnie wstaję, miałam jeszcze godzinę. Pogrzebałam w swoim kufrze i znalazłam mój stary pamiętnik z klas 1-3 Hogwartu. Przejrzałam przeróżne wpisy. Te pierwsze mówiły o Hogwarcie. Wtedy w końcu poznawałam szkołę magii. Po paru minutach natrafiłam na nieco ciekawszą notkę.

… Dzisiaj stało się coś niezwykłego. Mianowicie ten wredny, napuszony debil (Potter) powiedział, że mnie kocha (!!!). Taa… dobre. Przecież mamy po 11 lat, więc co to za „miłość”? Coś mu się ubzdurało… Idiota. Skończony palant. Mogłabym tak wymieniać godzinami, ale niestety nie mogę, bo profesor McGonagall zadała nam wypracowanie o…

   Dalej nie czytałam. Dobrze pamiętam to wydarzenie. Wrzeszczałam wtedy na Pottera, bo Huncwoci porozrzucali łajnobomby po całej Wielkiej Sali. A on po prostu przeprosił i powiedział, że mnie kocha. Wtedy mruknęłam coś w stylu „Taa… jasne…” i szybko pobiegłam do dormitorium. Myślałam potem nad tym co usłyszałam, ale po jakimś czasie doszłam do wniosku, że nie warto się przejmować czymś, co mówił Potter.

   Przejrzałam cały pamiętnik. Najwięcej w nim było o Jamesie. Wtedy go nienawidziłam… A teraz jestem jego dziewczyną. Widać jak ludzie się zmieniają… Nie no, prawie cały pamiętnik był poświęcony osobie Jamesa Pottera. Pisałam co on takiego znowu wymyślił, powiedział, zrobił. A przecież skoro go nienawidziłam to nie powinnam sobie nim w ogóle zawracać głowy. Czy to możliwe, że już wtedy darzyłam do jakimś uczuciem? Nie, na pewno nie. Między nami zaczęło się układać dopiero w piątej klasie.

   Wcześniej jeszcze mówiłam wszystkim, że nigdy nie dam szansy Jamesowi, że to debil, idiota, kretyn itp. Jeju, ja tak naprawdę mówiłam? No trudno, było, minęło. Było przed siódmą, kiedy dziewczyny się obudziły. Dziwne, ale Dorcas nie było.

- Gdzie jest Dorcas? – zapytała Katie.

- Nie mam pojęcia… Chyba nie wróciła na noc. Przyszłam pierwsza, więc nie wiem – odparłam i schowałam pamiętnik do kufra.

- Ona wyszła gdzieś z Syriuszem. Widziałam… Może wciąż są razem? – powiedziała Ann i uśmiechnęła się lekko.

- Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnili – dodałam z uśmiechem.

Dziewczyny uszykowały się dość szybko. O Dorcas się zbytnio nie martwiłyśmy, bo wiedziałyśmy, że jeśli jest z Syriuszem to nic nie powinno się jej stać. Wyszłyśmy do Wielkiej Sali. Co prawda śniadanie zaczyna się dopiero za pół godziny, ale mogłyśmy przecież sobie tam posiedzieć i pogadać. Szłyśmy wolno. Opowiedziałam dziewczynom o tym, co wczoraj wydarzyło się między mną i Jamesem.

- …No i jesteśmy razem. Nawet nie wiecie jak się cieszę – zakończyłam.

- Lily, to wspaniale. Wiedziałam, ze kiedyś będziecie razem – powiedziała Ann.

- Wy jesteście dla siebie stworzeni – dodała Katie.

Uśmiechnęłam się. Skręciłyśmy w boczny korytarz. Stanęłam jak wryta. Kilka metrów przede mną stał James i całował się z jakąś dziewczyną. Nie… To niemożliwe… Mój James? Przecież wczoraj obiecywał, że nigdy mnie już nie zrani… A teraz zdradza mnie z jakąś inną dziewczyną.

- Jak mogłeś? – krzyknęłam.

„Para” oderwała się od siebie.

- O Lily… To nie tak… - wyjąkał James.

- Daruj sobie! Wszystko widziałam! – zawołałam.

- Czekaj… Nie widziałaś wszystkiego… - Rogacz podszedł do mnie.

- Daj mi spokój!!!

Spoliczkowałam go. James spojrzał na mnie wzrokiem pełnym złości. Ja również tak na niego patrzyłam.

- Świetnie! Nie wiem co ja w tobie widziałem, Evans! Jesteś zwykłą szlamą! – wykrzyknął.

Te słowa zabolały mnie najbardziej. Powiedział to chłopak, który jeszcze wczoraj mówił, że mnie kocha… Łzy pojawiły mi się w oczach. Odwróciłam się i pobiegłam do dormitorium. Słyszałam jeszcze jakieś głosy. To pewnie Ann i Katie krzyczały na Pottera. W Pokoju Wspólnym spotkałam Syriusza,

- Lily, co… - zaczął.

Nie słuchałam go tylko wbiegłam do dormitorium. Tam już całkowicie się rozpłakałam. Rzuciłam się na moje łóżko. Jak James mógł mi zrobić coś takiego? Dlaczego? Dlaczego mówił, że mnie kocha dzisiaj mnie zdradził? Dlaczego nazwał mnie szlamą? Przecież zawsze, gdy ktoś tak do mnie mówił on mnie bronił. A teraz… 

   Po kilku minutach wróciły Ann i Katie.

- Lily, tak nam przykro. Spotkałyśmy Syriusza. Powiedziałyśmy mu co się stało. Mówił, że w ogóle nie myślał, że James mógł coś takiego zrobić. Och Lily! Nie płacz! – powiedziała Katie.

Dziewczyny próbowały mnie pocieszyć, ale jakoś nie udawało im się to. Po kilkunastu minutach do dormitorium weszła Dorcas. Miała czerwone oczy. Wyglądało na to, że płakała.

- Dorcas, co się stało? - spytała Ann..

Dziewczyna się rozpłakała.

- Rozstałam się z Syriuszem… - powiedziałam.

Wtedy zobaczyła, że ja również płaczę.

- Lily, co jest? – zapytała.

Ann i Katie wszystko jej opowiedziały. Ja nie miałam na to sił. Następnie Dorcas wyjaśniła co zaszło między nią a Syriuszem. On po prostu powiedział, że jej już nie kocha, że mu to uczucie przeszło. Świnia jedna. Dorcas spędziła noc w Pokoju Życzeń. Chciała wszystko przemyśleć i pobyć sama.

- Dziewczyny, przestańcie się nimi przejmować… Widać nie byli was warci… - rzekła Katie.

- Ale ja go wciąż kocham… - powiedziałam.

- Ja Syriusza też… - dodała Dorcas.

To wszystko jest niesprawiedliwe. Dlaczego nie mogłam być z Jamesem? I dlaczego Syriusz tak okropnie potraktował Dorcas? Na te dwa pytania na razie nie uzyskam odpowiedzi.


***


Notka pewnie bardzo Was zaskoczyła. Naprawdę, wiem co robię. Dzięki za wszystkie miłe komentarze. :* A teraz odpowiedź na komentarz #olci#. Tak, masz rację. Jak pisałam tamtą notkę to po prostu nie pomyślałam o tym. Dzięki, że zwróciłaś na to uwagę. ;) Pozdro for all ;)

11 kwietnia 2006

Pierwsza rocznica :)

Dzisiaj jest pierwsza rocznica powstania tego bloga. :D 11 kwietnia 2005 roku kliknęłam na "Załóż bloga" i powstał "Pamiętnik rudowłosej miłości Rogacza"  ;)

Teraz takie małe podsumowanie:

Odwiedzin na blogu (w chwili obecnej): 57246

Komentarzy: 1050 w tym 21 wpisów do Księgi Gości :)

Liczba notek: 63 w tym 8 ogłoszeń i 3 notki zaliczające się bardziej do ogłoszeń, czyli notek z opowiadaniem było 52 ;)

 

W ciągu tego roku bardzo związałam się z tym blogiem. Nie mogłabym go teraz tak po prostu przestać pisać. Zdaję sobie sprawę, że notki nie były dość często... Ale starałam się. :) Cieszę się, że mogę opisywać tutaj wymyśloną przeze mnie historię. Chciałabym podziękować wszystkim, którzy choć raz ją skomentowali. :) DZIĘKUJĘ! :D To dzięki Wam ten blog wciąż istnieje. :) Mam nadzieję, że razem przetrwamy kolejny rok. No chyba, że moje opowiadanie już się Wam znudzi... :P 

Wielkie pozdro dla wszystkich moich czytelników! :D Jeszcze raz dziękuję... ;)

Nowa notka będzie prawdopodobnie jutro. :)

Autorka - Ewelina :)

 

7 kwietnia 2006

Bal Bożonarodzeniowy

        W Pokoju Wspólnym, przy schodach do naszegodormitorium, czekali na nas chłopaki.

-Lily… Wyglądasz pięknie… - powiedział James, gdy mnie zobaczył.

-Bez przesady… Ale dziękuję – odpowiedziałam.

Annszła z Remusem. Syriusz sprawiał wrażenie zakłopotanego i wciąż się rozglądał.Dorcas starała się udawać, że tego nie widzi. Ja jednak wiedziałam, co czuje.

-Idziemy? – spytałam.

-Tak… Chodźmy…

Udaliśmysię do Wielkiej Sali. Czekał tam na Katie Mike. Chłopak uśmiechnął się do mnie.Oby tylko nie robił sobie żadnych nadziei.

   Wszystkie stoły w Wielkiej Sali zniknęły azamiast nich pojawiło się dużo mniejszych z krzesłami i kilka średnich, naktórych leżały różne przekąski.

   Dyrektor na wstępie powiedział:

-Witam wszystkich na Balu Bożonarodzeniowym! Nie będę wam tu zbytnio ględził, bona pewno chcecie, żeby bal się już zaczął, więc powiem tylko: BalBożonarodzeniowy rozpoczęty!

Wszyscyzaczęli bić brawa, ja również. Po chwili, jakby znikąd, popłynęła muzyka. Dopierwszego tańca poprosił mnie James.

Spojrzałamna Dorcas i Syriusza, którzy tańczyli niedaleko nas. Syriusz wyglądał na bardzosmutnego i mocno tulił do siebie Dorcas. Dziwnie to dla mnie wyglądało. Alemoże wreszcie coś się wyjaśni.

-James, nie wiesz przypadkiem, dlaczego Syriusz się tak dziwnie zachowywał? –spytałam.

-Nie rozumiem, o co ci chodzi.

-No… On tak jakoś dziwnie się zachowywał w stosunku do Dorcas… W końcu jesteśjego najlepszym kumplem i pomyślałam, że może coś wiesz…

Rogaczprzez chwilę milczał.

-Nie, nic nie wiem – odparł.

Powiedziałto tonem mówiącym, że nie chce poruszać już tego tematu.

   Po kilku piosenkach, szybkich i wolnych,poszliśmy się czegoś napić. Przy okazji spotkaliśmy Dorcas i Syriusza. Wzięłamprzyjaciółkę na bok, żeby chłopaki nie podsłuchiwali, i spytałam:

-I jak?

Chodziłomi oczywiście o sprawę z Syriuszem.

-A jakoś… Na razie jest okej...  Mam nadzieję, że nic złego się nie zdarzy –odpowiedziała Dorcas.

Dotańca poprosił mnie Syriusz. Nic nie mówiliśmy. Nie chciałam go wypytywać zabardzo. Zaraz byłby zły, że się wtrącam.

Tańczyłamjeszcze z Remusem, z Mikem i z jednym Puchonem z szóstego roku. Z powodu tychdwóch ostatnich James był trochę zazdrosny.

   Po kilkudziesięciu minutach zabawyusłyszałam znajomą melodię. Po chwili przypomniałam sobie skąd ją znam. Tomugolska piosenka „My heart will go on”. Uwielbiam ją… Jest taka romantyczna…

Jamespoprosił mnie do tańca. Przytuliłam się do niego.

-Every night in my dreams…

Byłomi tak wspaniale… Czułam ciepło bijące od chłopaka. Mocniej się w niegowtuliłam.

-…Far acrossthe distance…

James również mocniej mnie objął.Tańczyliśmy przytuleni do siebie. Zobaczyłam, że na pakiecie było bardzo dużoprzytulonych do siebie par.

- …Once more you open the door…

Uśmiechnęliśmy się do siebie.

-…And my heart will go on and on…

Spojrzałam Jamesowi w oczy. Było w nichwidać wielką radość i miłość.

- …And last for a lifetime…

Znów uśmiechnęłam się do chłopaka iwtuliłam w niego. Po raz kolejny poczułam to ciepło.

- …In my life we'll always go on…

Serce zabiło mi mocniej, kiedy znowuspojrzeliśmy sobie w oczy. Czułam, że to naprawdę miłość, że go kocham…

- …Once more you open the door…

Naszeusta były coraz bliżej aż… zetknęły się. To najwspanialszy pocałunek w moimżyciu. Wyrażał wszystkie uczucia. Po kilkunastu sekundach oderwaliśmy się odsiebie. Muzyka przyśpieszyła. Poczułam, że po prostu muszę mu to powiedzieć.

-Kocham cię… - szepnęłam.

Woczach Jamesa zobaczyłam zdziwienie, ogromne szczęście i miłość. Miłość, którączułam również ja.

Jamespocałował mnie. W tej chwili liczyło się tylko to, że jestem z nim. Nic Więcej.Tylko my.

- …We'll stay forever thisway…

Oderwaliśmy się od siebie. Do końca piosenkibyłam wtulona w miłość mojego życia.

Muzyka już ucichła a my nadal staliśmy naparkiecie.

- Liluś… Chodź już… - powiedział James.

Oderwałam się od niego. Zobaczyłam, żetylko my byliśmy na środku sali. Zrobiło mi się trochę głupio.

- Lily? Pójdziemy na spacer po błoniach?– zapytał Rogacz.

Pokiwałam głową.

Wyszliśmy z Wielkiej Sali a następnie zzamku. Domyślałam się, o czym James chce ze mną rozmawiać.

- Lily… Co teraz z nami będzie? – spytałRogacz.

- Jak co? Nie rozumiem – odparłam.

Oczywiście doskonale wiedziałam o co muchodzi.

- No… Czy my… Zostaniesz moją dziewczyną?– spytał.

Serce znów zabiło mi mocniej. Spojrzałammu w oczy. Było w nich widać tą niepewność i nadzieję.

- Ja… Ja nie wiem… - odpowiedziałamniepewnie.

Z jednej strony wiedziałam, że go kochami chce z nim być a z drugiej… Bałam się, że mnie zrani. Robił to już wielerazy… James chyba wiedział o czym myślę, bo powiedział:

- Lily, przysięgam, że już nigdy cię nie skrzywdzę. Daj mi szansę, proszę…

Chyba mogę mu zaufać… Uśmiechnęłam się.

- Dobrze… - odpowiedziałam.

Na twarzy Jamesa pojawił się wielkiuśmiech.

- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem naziemi! Kocham cię, Liluś! – zawołał i wziął mnie na ręce

- Puść mnie wariacie! Też cię kocham!

James postawił mnie na ziemi i pocałował.

- Wracamy do zamku? – zapytałam pochwili.

- Tak, chodź…

Rogacz objął mnie w pasie i udaliśmy siędo Wielkiej Sali. Do końca balu tańczyłam tylko z Jamesem. Moim Jamesem.


***


Przepraszamna początku, że tak długo nie było nowej notki. Miałam test, do któregomusiałam się trochę przygotować. Chyba poszedł mi dobrze... :) A co do notki toten fragment kiedy opisuję taniec Lily i Jamesa to najlepiej czytać słuchającjednocześnie tej piosenki. Wtedy jest lepszy efekt. ;) Mam nadzieję, że sięnota Wam spodoba. :) To chyba wszystko. Pozdrawiam!