Na podłodze w kuchni klęczało dwóch
funkcjonariuszy, którzy pochylali się nad leżącą między nimi postacią. Podeszłam
bliżej, mimo że bałam się tego, co
mogłam zobaczyć. Za nimi stał mój tata, który przytulał do siebie Petunię.
Przeczuwałam już, kogo mogę zobaczyć na ziemi. Jednak dopiero gdy zobaczyłam to
na własne oczy, dotarła do mnie smutna prawda. Na posadzce widniała duża plama
krwi, która wypływała z rany na głowie mojej mamy. A ona leżała nieprzytomna i
bezwładna…
- Co się stało?
– zapytałam od razu, podchodząc do ojca.
- Lily, dobrze,
że przyszłaś. Usłyszeliśmy trzask i od razu tu przybiegliśmy…
- To wszystko
twoja wina! – wykrzyknęła Petunia. – Gdybyś od razu kupiła tę cholerną mąkę, to
nic by się nie stało!
Spojrzałam na
nią ze zdziwieniem. O co jej chodziło?
- Petunio, nie
mów takich rzeczy. To niczyja wina… Mama spadła ze stołka, szukała czegoś w
szafkach… - Widać było, że starał się zachować normalny wyraz twarzy, jednak
wargi mu drżały.
- Szukała mąki,
której ona zapomniała kupić! Właśnie tam trzymamy wszystkie zapasy!
Nie wiedziałam,
co powiedzieć. Cała ta sytuacja była dla mnie szokiem, a teraz jeszcze te
oskarżenia…
- Musimy zabrać
ją do szpitala. Wygląda na to, że miała wstrząs mózgu, do tego ta rana… Jeśli
państwo chcą, proszę pojechać za nami. Tutaj już niewiele możemy zrobić –
odezwał się jeden z lekarzy.
Przenieśli mamę
na nosze, po czym zaczęli ją wyprowadzać z domu. Miała na głowie opatrunek, a
także usztywniony kręgosłup szyjny. Wciąż była nieprzytomna.
Petunia
wybiegła za nimi prosto do naszego samochodu. Zdążyła rzucić mi wcześniej
nienawistne spojrzenie. Tata objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę
wyjścia. Na jego twarzy odbijało się zmartwienie i smutek, które starał się
zatuszować.
- Nie przejmuj
się tym, co ona mówi. Wiesz, jaka jest – powiedział jeszcze zanim wyszliśmy z
domu. Pokiwałam głową, jednak jego słowa wcale mnie nie przekonały.
W szpitalu nikt nie chciał udzielić
nam żadnych informacji. Twierdzili, że czkają na wyniki badań, że mamy być cierpliwi.
Łatwo mówić! Moja siostra nie powiedziała ani słowa odkąd wsiedliśmy do auta.
Ja zaczęłam myśleć o tym wszystkim i poczułam się winna, dokładnie tak, jak
twierdziła Petunia.
Siedzieliśmy w
szpitalu jeszcze długo. Dopiero po godzinie wyszedł jeden z lekarzy i oznajmił
tyle, ile zdążył się dowiedzieć. Mam dostała środki nasenne, żeby się nie
męczyła. Stwierdzono poważny wstrząs mózgu. Zauważono też drobne krwiaki, które
na razie nie są groźne, o ile nie będą się powiększać. Lekarz mówi, że trzeba czekać.
Twierdzi, że jej stan nie jest poważny, rokowania są dobre. To nas uspokoiło.
Wróciwszy
do domu, od razu udałam się do swojego pokoju. Nie miałam ochoty patrzeć na
smutek ojca i na wściekłą na mnie Petunię. Nie odzywała się, ale wiedziałam, że
o wszystko obwinia mnie.
Może miała
rację? Gdyby nie moje roztargnienie, od razu kupiłabym wszystko, co potrzeba i
wtedy nic by się nie stało. Czy aby na pewno? Nie wiadomo, czego mama szukała w
tej szafce, nie wiadomo, czy stołek się nie przewrócił, nic nie wiadomo.
Przysunęłam
swoje krzesło do okna i usidłam, wpatrując się w pustą ulicę na zewnątrz. Słońce
już zachodziło, zapadał zmierzch. Ani jedna łza mi jeszcze dzisiaj nie
popłynęła, a przecież powód do tego był i to duży. Chyba wciąż nie dotarło do
mnie, że moja mama leży w szpitalu. Wiedziałam, że coś się stało, ale wydawało
się to dotyczyć kogoś innego.
Brązowa sowa
usiadła na parapecie i zastukała w szybę. Od razu wiedziałam, że to list od
Dorcas. Wpuściłam stworzenie do środka, a sówka usiadła na biurku i ani myślała
się ruszyć. Uznałam, że muszę jej od razu odpisać, także to zrobiłam. Później
napisałam jeszcze do Syriusza. Może to dziwne, ale od razu o nim pomyślałam. To
właśnie do niego chciałam się zwrócić w tej sytuacji.
Miałam już dość tego dnia. Jedyne,
czego chciałam, to tego, żeby się już skończył. Udałam się do łóżka, nawet się
nie przebierając. Wszystko stało się już obojętne.
***
Syriusz wyszedł z domu, by poszukać
Jamesa, który nie wrócił na noc z imprezy. Jego rodzice bardzo się martwili, a
szczególnie matka. Black miał nadzieję, że nie będzie musiał odwiedzać domów
dziewczyn z okolicy, aby sprawdzić, czy nie ma tam jego kumpla. Zajrzał do
klubu – nic. Był także w kilku sklepach i pytał, czy tam nikt go nie widział.
Żadnych wskazówek. Zrezygnowany dotarł jeszcze do pobliskiego parku, choć
właściwie sam nie wiedział, po co.
Jakie było jego zdziwienie, kiedy na
jednej z ławek zobaczył swojego kumpla w półleżącej pozycji.
- Siema, stary,
jak impreza? Twoi rodzice wychodzą z siebie z nerwów, ale mam nadzieję, że u
ciebie wszystko w porządku – mruknął ironicznie Black, siadając obok.
Potter otworzył
powoli oczy i rzucił mu wściekłe spojrzenie.
- Dzięki,
wszystko gra, oprócz tego że głowę mi rozsadza.
- Siedziałeś tu
całą noc?
- Prawie całą.
Nie pamiętam. Koło drugiej chyba stamtąd wyszedłem…
- No, super.
Teraz lepiej się rusz, bo twoja mama zaraz pewnie wyśle polację za tobą.
- Chyba policję
– mruknął Potter, który przez kilka lat uczęszczał na mugoloznawstwo, więc
sporo o nich wiedział.
- Może być.
Ruszyli w
stronę domu, mimo wielu narzekań Jamesa. Chłopak miał ogromnego kaca i jak
przez mgłę pamiętał poprzedni wieczór i noc.
Można było
przewidzieć, jak zareagują rodzice chłopaka na jego powrót. Pani Potter
wyściskała syna tak mocno, jak to tylko możliwe i nawet nie skrzywiła się,
kiedy poczuła od niego zapach alkoholu. Pan Potter natomiast zmierzył go krzywo
i zagroził, że porozmawiają, kiedy dojdzie do siebie.
Rogacz dotarł do swojego pokoju i
rzucił się na łóżko. Leżał przodem do poduszki, toteż Syriusz dokładnie nie
zrozumiał, co on do niego mówił.
- Mógłbyś
powtórzyć? – zapytał niecierpliwie.
- Mówiłem, że
dobrze, że mnie tu zabrałeś, bo miałem już dosyć siedzenia tam – wykrztusił i
ponownie opadł na posłanie.
- Nie ma
sprawy. A w ogóle czemu tam byłeś? Impreza nieudana?
- Udana, udana
– mruknął, kiedy w końcu usiadł.
- Tylko?
- Tylko te
laski jakieś napalone. Szczególnie jedna, taka ruda, cholernie podobna do tej…
- W porę ugryzł się w język i nie wymówił jej imienia. – Wkurzyłem się i
wyszedłem, tyle. I wylądowałem w parku.
- Myślałem, że
lubisz, jak dziewczyny są napalone – zaśmiał się Syriusz.
- Taa, pewnie,
ale bez przesady. Ej, cholera, wpuść tę sową do środka bo zaraz mi głowa
pęknie.
Syriusz w tej
samej chwili spostrzegł, że na parapecie siedzi duży ptak z listem przywiązanym
do nóżki. Zabrał kopertę, a sowa natychmiast odleciała.
Drogi Syriuszu,
Wiem, że miałam się
odezwać wcześniej, ale tak naprawdę nie wydarzyło się nic wartego uwagi. Chyba
wolałabym być teraz w Hogwarcie, tutaj już nie czuję się jak w domu.
Mama miała wypadek w
domu. Teraz leży w szpitalu. Lekarze mówią, że z tego wyjdzie, że nie jest to
aż taka poważna sytuacje, jednak nie mogę przestać się martwić. Nie umiem się
znaleźć w tym domu, od samego początku wakacji dziwnie się czułam, a teraz jest
jeszcze gorzej. No i jest jeszcze Petunia, ale pewnie możesz sobie wyobrazić,
co ona wyprawia.
Mam nadzieję, że u
Ciebie wszystko w porządku. Wydarzyło się coś ciekawego? Zresztą, pewnie tak, u
Ciebie zawsze się coś dzieje.
Uściski.
Lily.
Black od razu
wyczuł, że coś jest nie tak. Zamyślił się; rozważał, co powinien zrobić.
- Hej, a ty co?
Jakiś list miłosny? Hahaha – Potter wybuchnął śmiechem.
- Nie, to od
Lily – mruknął Syriusz.
Te kilka słów
wystarczyło, żeby James się zamknął. Zasępił się, mimo że starał się nie
pokazać, że miało to dla niego jakieś znaczenie.
Syriusz w
mgnieniu oka podjął decyzję. I tak czekał go nudny dzień w domu, wolał więc
spędzić ten czas z Lily. Pożegnał się
szybko z państwem Potter, obiecał, że wróci na noc i wsiadł do Błędnego
Rycerza, po czym pojechał prosto pod dom Evans.
***
Dzień rozpoczął się bardzo
nietypowo. Nie było tradycyjnego już wołania mnie przez mamę na śniadanie.
Wstałam późno, ubrałam się i powoli zeszłam na dół. Tata pojechał do szpitala,
a Petunia została i czytała coś w salonie. Nie odezwała się do mnie ani słowem,
chociaż nie musiała, i tak wiedziałam, co miała na myśli. Wzięłam kromkę chleba
z dżemem i ruszyłam do swojego pokoju.
Kilkanaście minut później rozległ
się krzyk mojej siostry.
- Lily! Ktoś do
ciebie!
Zdziwiłam się
strasznie, bo przecież nikogo się nie spodziewałam. Co prawda, Tom obiecał, że
wpadnie, ale nie myślałam, że na serio to zrobi.
Po chwili
znalazłam się na dole. Przeżyłam szok, kiedy zauważyłam swoją siostrę
bajerowaną przez Syriusza.
- Syriusz? Co
ty tu robisz?
- Przyjechałem
w odwiedziny, a co, nie mogę? – zapytał, kiedy już się do niego tuliłam.
- Pewnie, że
możesz… Jej, jak fajnie. Chociaż trochę Hogwartu tutaj – uśmiechnęłam się.
Petunia stała z
boku i przyglądała mi się krzywo. Pewnie była wściekła, że Syriusz przestał się
nią zajmować, odkąd weszłam do pokoju.
- Dostałem twój
list i stwierdziłem, że mogę przyjechać. Idziemy gdzieś? – zapytał.
- Jasne, chodź.
Wybiegliśmy
czym prędzej z domu i poszliśmy na pobliski plan zabaw. Zajęliśmy dwie wolne
huśtawki, na szczęście dookoła nie było żadnych dzieci.
- To mów, co
się stało – powiedział chłopak.
Streściłam mu w
skrócie zdarzenia poprzedniego dnia. Wspomniałam też o oskarżeniach Petunii.
- Powariowałaś?
To nie jest twoja wina, nawet tak nie myśl. To mogło się stać o każdej porze,
nie masz powodu, żeby się obwiniać.
- Ale gdybym
kupiła tę mąkę od razu, to mama by jej nie szukała.
- Nie wiesz
nawet czy szukała akurat tego. Lily, to naprawdę nie jest twoja wina. Mówię ci
to jako obserwator z zewnątrz – uśmiechnął się.
- Tak, pewnie.
Mam nadzieję, że jej stan szybko się poprawi. Tata teraz u niej jest, później
się dowiem co i jak.
- Ja za parę
godzin będę wracał, bo nie chcę dodatkowo martwić Potterów, po tym co ich
kochany synek ostatnio zrobił.
Cisnęło mi się
na język pytanie „Co zrobił?”, nie wypowiedziałam go jednak. Zacisnęłam wargi i
wymruczałam:
- W porządku.
Chłopak przez
chwilę patrzył na mnie z uniesionymi brwiami, po czym zapytał:
- Nic nie
zrobisz, nie?
- Co mam
zrobić?
- Odezwać się
do niego! Od końca roku szkolnego on nie jest sobą, zachowuje się jak idiota.
- Po co mi to
mówisz? Nie obchodzi mnie już nic, co z nim związane, wszystko się skończyło –
skłamałam.
- Jasne, bo ci
jeszcze uwierzę. Pogodzilibyście się, a nie…
- Daj spokój,
Syriusz, po co o tym gadać? Lepiej mów, co u ciebie.
Porzuciliśmy
ten nieprzyjemny temat. Rozmowa z Syriuszem poprawiła mi humor, mimo że były to
różne niedorzeczne i niemądre, jednak śmieszne słowa. Black miał w sobie dobrą
energię, którą przekazywał ludziom dookoła.
Trzy godziny później Syriusz uznał,
że czas wracać. Obiecał, że wpadnie znowu za kilka dni, a ja przyrzekłam, że
będę pisać. Machnął różdżką, a po chwili zjawił się przed nami Błędny Rycerz.
Chłopak wsiadł do środka i pomachał mi jeszcze raz. Mrugnęłam a oni natychmiast
zniknęli.
Nie miałam jednak pojęcia, że tę
sytuację widział ktoś jeszcze.
***
Ta notka jest
masakryczna, nie podoba mi się kompletnie. Cały czas powtarzałam sobie, że
muszę ją dziś dodać. A pisanie na siłę nie jest dobre. I w dodatku każdy
kolejny ponaglający komentarz zniechęcał mnie jeszcze bardziej. I oto co z tego
wyszło. Wstępnie miała być o wiele dłuższa, w trakcie pisania wyrzuciłam jednak
niepotrzebne fragmenty.
Postaram się
następną dodać na początku maja.